Dzisiaj jest piękny, słoneczny dzień, mimo że na dworze temperatura ujemna. Luty wielkimi krokami dobiega końca tak samo jak posty szpitalne na Myślach Kobiety Wyzwolonej. Mój stan zdrowia poprawia się i odczuwam już znaczną różnicę. Niemniej jednak mam dla Was jeszcze solidną porcję zdjęć z mojego pobytu w Centrum Zdrowia Matki Polki. Zapraszam do lektury i oglądania 👇
Tutaj widać po ułożeniu moich stóp, że mam się całkiem dobrze. Pościel w szpitalu była czysta, ale łóżko nie do spania... zdaję sobie sprawę z tego, że leżałam w publicznym szpitalu i nie powinnam oczekiwać cudów, ale uczucie sztachetek pod plecami było dosyć upierdliwe podczas spania.
Aż chce się powiedzieć - Wenflon mój przyjaciel! 😂😂😂 w tym miejscu nigdy nie miałam "motylka". Niestety bolało bardzo, choć wiecie, że znam gorszy ból.
Muszę Wam powiedzieć, że malowanie paznokci na tak wyrazisty kolor do szpitala było nierozsądne, ponieważ po 3 dniach pobytu miałam obskrobany lakier i wyglądało to dosyć nieestetycznie. Ale jak to się mówi, człowiek uczy się całe życie. Jeśli jesteście ciekawi co to za kolor lakieru to jest to Sally Hansen nr 610 Red Zin i na ten lakier położyłam rozświetlający top coat z Wibo. Efekt końcowy był śliczny, ale niestety krótkotrwały. Jedynie na paznokciach stóp ten manicure utrzymał się ponad tydzień w nienaruszonym stanie.
To nowa bluzka z Sinsay z ozdobnym chokerem. W Centrum Zdrowia Matki Polki na oddziale endokrynologicznym panuje zasada, że na noc ubieramy się w piżamy lub koszule nocne, a w dzień po oddziale chodzimy w ubraniu. Z racji tego, że nie lubię jak ktoś lub system narzuca mi coś, więc chodziłam w spodniach od piżamy, a na górze nosiłam bluzkę 😈😈😈
A o to jakże urocze klapki mojej mamy. Uznałam, że nie warto kupować nic nowego, więc sobie od mamy pożyczyłam. Klapki mają funkcję masażu także coś innego.
W szpitalu było wybitnie nudno, więc zdołałam przeczytać książkę Trumana Capote`a pt. "Miriam". Ta książka to zbiór czterech opowiadań. Jest to ciekawa psychodeliczna książka, aczkolwiek nie każdemu przypadnie do gustu, ponieważ jest specyficzna. Znając życie nic bym w szpitalu nie przeczytała, więc to zasługa jednej koleżanki, z którą dzieliłam pokój szpitalny. Dziękuję ✌
Tutaj widzicie doskonale mój domowy manicure. Niestety miałam bardzo krótkie paznokcie, ale myślę, że efekt jest interesujący. A teraz spójrzcie jak napisano moje nazwisko... nie mam słów. Ciągle się w nim mylą, jakby to było takie trudne do zapamiętania, że 2xA i 2xS. Eh...
Tak mniej więcej prezentował się pokój szpitalny. Z dziewczynami z pokoju śmiałyśmy się, że to pokój VIPów, ponieważ każda z pacjentek, która w nim leżała miała znajomości w szpitalu.
PS. Moje znajomości nijak się zdały. To tak na marginesie.
Z racji tego, że muszę schudnąć 15 kilogramów miałam dietę nisko-energetyczną(1500 kcal). Ale nie mogłam narzekać na jedzenie w Matce Polce, ponieważ było naprawdę smaczne. Tutaj macie propozycję kolacji.
Tutaj macie fragment "Miriam". Nie bez kozery zrobiłam zdjęcie tej stronie.
Znowu błąd w Maassen. Ale nie o błędzie chciałam pisać tylko powiedzieć, że przed Państwem słoniowaty pojemnik do całodobowej zbiórki moczu. Tak! musiałam w to sikać. Nie polecam. Ale zawsze nowe doświadczenie ha ha ha.
Mama przyniosła mi do poczytania jedną z moich ulubionych książek. Nie przeczytałam, bo miałam interesujące towarzystwo w pokoju i notabene przestałam się nudzić dosyć szybko.
W poprzednich postach wspominałam, że poznałam psychoterapeutkę, z którą w szpitalnym pokoju oglądałam filmy. Obejrzałam najnowszą część Piratów z Karaibów, Pitbull Nowe Porządki i Pitbull Niebezpieczne Kobiety.
Tak prezentuje się obiad szpitalny w Centrum Zdrowia Matki Polki. Ziemniaki bardzo smaczne, kurczak też dobry ale za mało słony, zaś marchewka dla mnie osobiście nie do zjedzenia, ponieważ nienawidzę gotowanej marchewki i innych warzyw również.
Tak prezentuje się śniadanie w Matce Polce. W tym pojemniczku mieści się niesłodzony kisiel cytrynowy. I jak widzicie też nie ma tragedii. Wszystko można powiedzieć o Centrum Zdrowia Matki Polski zaś nie można narzekać na jedzenie, ponieważ jak na jedzenie szpitalne było bardzo dobre. Miałam też jako przekąskę jabłko i kefir lub jogurt naturalny.
Wspominałam Wam, że z badań wyszło mi, że mam nietolerancję glukozy czyli innymi słowy - STAN PRZEDCUKRZYCOWY. Aby powrócić do zdrowia muszę zaprzestać jedzenia słodyczy i jak na razie do tego się stosuję, ponieważ nie chcę mieć cukrzycy na starość. A powiem Wam więcej z badań widać już, że moja nietolerancja glukozy się zmniejsza także widać progres.
Co do niedoboru witaminy D to mam przepisane leki i w najbliższym czasie muszę znowu iść do apteki i to wszystko wykupić i zacząć się suplementować. Lekarze pocieszyli mnie, że wszyscy ludzie mają niedobory witaminy D.
Nadal niestety mam spadki potasu. Niby jestem w normie jeszcze, ale na ostatniej granicy dopuszczalnej. Najdziwniejsze jest to, że żaden z lekarzy nie przepisał mi potasu. Mam nadzieję, że więcej mi już potas nie spadnie, ponieważ mogłoby zrobić się niebezpiecznie.
Na koniec chciałam Wam podziękować za wiele pozytywnych wiadomości prywatnych z życzeniami powrotu do zdrowia. Wiele to dla mnie znaczy. Dziękuję Wam ❤👄👄
A teraz na sam koniec postu chciałabym Wam powiedzieć, że na Myślach Kobiety Wyzwolonej pojawi się ostatni już wpis o moim pobycie w szpitalu, a dokładniej o moim tomografie nerek i nadnerczy z kontrastem. I na tym poście zakończę wpisy szpitalne, ponieważ wychorowałam się za wszystkie czasy i mam nadzieję, że nowe leki, nowy styl życia, dieta, więcej ruchu, suplementy i likwidacja stresu pozwoli mi na dobre funkcjonowanie i powrót do formy sprzed lat. Mam nadzieję, że dzisiaj już wszystko jest na dobrej drodze do pełni zdrowia. Tymczasem.