czwartek, 28 lutego 2019

Wydział Filologiczny, Piotrkowska i pogaduszki w Costa Coffee

Dobry wieczór moi Kochani! Jestem już bardzo zmęczona, ponieważ spałam 4-5 godzin, a dzień był bardzo intensywny, ponieważ pojechałam z Karoliną na Wydział Filologiczny załatwić pewne formalności, a następnie przeszłyśmy Piotrkowską. Tym razem na pogaduszki wybrałyśmy Costa Coffee, w której Karola piła Cappuccino a ja Herbatę zimową, która była z żurawiną, rozmarynem, korzeniem imbiru, grejfrutem i miodem - tak przed chwilą dowiedziałam się od brata, że w herbacie zimowej w tej popularnej sieci kawiarni dodają bardzo dużo miodu. A ja myślałam, że wybrałam dietetyczny napój i nie wiedząc, że w herbacie zimowej jest miód dosypałam słodzika. Ha ha ha tylko Maassen tak umie.

Bardzo miło spędziłyśmy czas w Costa Coffee. Porozmawiałyśmy, obgadałyśmy wszystko, bo widziałyśmy się 2 tygodnie temu. Pogadałyśmy o życiu, relacjach międzyludzkich, związkach, miłości i o tym, że ten piękny świat schodzi coraz bardziej na psy. Obydwie potrzebowałyśmy troszkę rozerwania się i zapomnienia o codzienności. I wyszło nam to całkiem dobrze. Potem poszłyśmy jeszcze do Hebe. Kupiłam piękny lakier brokatowy i 3 matowe konturówki(pudrowy róż, fuksjowa i fioletowo-sina). Ta trzecia ma bardzo ciekawy i odważny odcień. Za jakiś czas pewnie zobaczycie jakieś moje nowe foteczki. Ale to w swoim czasie moi Kochani.

Jestem tak zmęczona, że idę do łazienki i spać, bo jutro spacerek, może jakieś mini zakupy, a potem jadę do Łowicza, w którym będzie troszkę nudno, ale przynajmniej ucieknę od tego co jest w Łodzi.
Dobranoc moi Kochani 👄✋

wtorek, 26 lutego 2019

Organizacja kosmetyków czyli... CZY WARTO MIEĆ 5O SZMINEK?

Już dawno na Myślach Kobiety Wyzwolonej nie było postu stricte dla piękniejszego grona bloga, także dzisiaj przychodzę do Was(Pań) z wpisem o organizacji kosmetyków. Jeśli Panów taki temat ciekawi to również zapraszam do dzisiejszej lektury, a jak nie, to zachęcam do nadrobienia starych postów na MKW, polajkowania mojego bloga na Facebooku abyście byli na bieżąco z informacjami, które systematycznie zamieszczam. A teraz przejdźmy do dzisiejszego tematu. Zapraszam 👌

O organizacji kosmetyków w dzisiejszych czasach mówi się bardzo dużo, wiele zostało stworzonych filmików na YouTube z tej kategorii, a mimo wszystko kobiety te młodsze i starsze mają wybitny burdel na swoich toaletkach, szafkach, półkach. Istny miszmasz. Wiele kobiet nie umie się odnaleźć i co ranka szuka swojej szminki w najmodniejszym odcieni nude albo co gorsza tuszu do rzęs. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest banalna. Otóż Kobiety nie segregują kosmetyków w podkategoriach. Gdyby Panie szminki miały w pojemniczku po lewo, cienie do powiek w ozdobnym koszyczku a perfumy pod lustrem toaletki to wszystko miałoby ręce i nogi, a tak to jest bałagan i nie wiadomo co gdzie się znajduje. Nie dość, że przez brak segregacji rano malując się tracimy czas na poszukiwanie danego kosmetyku, to jeszcze nic nie robimy z tym aby ułatwić sobie tę przyjemność jaką jest malowanie się. Mówię o tym, ponieważ jestem osobą lubiącą wygodne życie i nie lubię sobie jego utrudniać. Lubię raz w tygodniu umyć blat, przy którym się maluję, systematycznie kąpie swoje pędzle i ogólnie lubię mieć porządek z moją strefą BEAUTY. Na toaletce mam wszystkie produkty do demakijażu typu płyny micelarne i mleczka, podkłady, pudry, rozświetlacze, bronzery, róże, tusze, cienie, szminki i błyszczyki oraz perfumy. No i oczywiście lakiery do paznokci. Niczego nie muszę szukać, bo wszystko mam pogrupowane i jest po prostu ład, skład i porządek. Oczywiście co jakiś czas odświeżam i porządkuję albo wprowadzam pewne innowacje. Dla kogoś wydawać się to może zbyteczne, ale dla kobiety, która ma sporo kosmetyków jest to wielkie ułatwienie. Jeżeli ktoś ma tusz, podkład, puder i dwie szminki to nie musi sobie urządzać organizacji produktów do makijażu, do pielęgnacji i oczyszczania, ponieważ ma tego tak niewielką ilość, że chcąc nie chcąc nie ma opcji aby się zagubić. A wierzcie mi, że w lakierach do paznokci można się zagubić. Pamiętam ilość lakierów mojej bardzo dobrej koleżanki z lat licealnych, która miała ponad 50 flakoników lakierów do paznokci. Istne cuda i cudeńka. Pysia prawie w ogóle się nie malowała, ale miała bzika na punkcie paznokci i codziennie miała umalowane innym kolorem. Pamiętam, że przechowywała te lakiery w wielkiej szklanej, przezroczystej misce. Notabene, bardzo ładnie i stylowo to wyglądało.


POJEMNIKI DO SEGREGACJI SĄ DROGIE

To jeden z największych mitów. Niewielkim kosztem można kupić piękne pojemniczki, które będą wyglądały elegancko, stylowo i będą jedne w swoim rodzaju. Jeżeli macie ograniczony budżet albo nie macie ochoty kupować bardzo drogich przedmiotów do przechowywania kosmetyków do makijażu to polecam Wam(o ile jesteście w Polsce) Pepco, Action, Kik, Teddy, Tiger. To sklepy bardzo tanie, ale można w nich znaleźć super przedmioty.
Jeżeli nie chcecie wydawać ani grosza to rozejrzyjcie się po domu i sprawdźcie co można wykorzystać po raz drugi. Pamiętacie jak pokazywałam Wam mix orzechów w wiklinowym koszyczku? Ten koszyczek wykorzystałam do przechowywania swoich pudrów - super sprawa. A dodatkowo bardzo fajnie prezentuje się na mojej toaletce. Wystarczy troszkę kreatywności i zmysłu do oszczędzania i voila! 😈


W drugiej części dzisiejszego postu przejdźmy do drugiej sprawa, a mianowicie do tego czy my Kobiety musimy mieć full kosmetyków. Połowa powie TAK, połowa powie NIE. A co ja na ten temat sądzę?

CZY WARTO MIEĆ 50 SZMINEK?

To wcale nie jest łatwe pytanie. Otóż... jeżeli jesteście wizażystkami to oczywiście dobrze mieć więcej szminek, powiedziałabym, że dużo, ponieważ ile klientek tyle potrzebnych kolorów i oczekiwań względem Waszej pracy. Ale jeżeli jesteście miłośniczkami makijażu jak ja i malujcie się, bo sprawia Wam to przyjemność, lubicie ładnie wyglądać i jest to taka Wasza mała miłość to 50 szminek jest po prostu głupotą. Tak! głupotą. Po pierwsze szminka ma datę przydatności zazwyczaj rok lub dwa lata. Szminek jest aż 50. Nawet malując się dwa razy dziennie nie ma możliwości aby zużyć przez 2 lata 50 szminek. O ile malujecie tylko siebie i mamę czy siostrę od czasu do czasu. Po drugie dajmy na to, że jedna szminka kosztuje 50 złotych, więc 50 szminek to 2500 złotych czyli 1250 złotych w ciągu roku na same szminki. To wielka kwota za jeden produkt. Poza tym nie uwierzę, że jedna kobieta potrzebuje aż 50 odcieni szminki. Powiem Wam ile potrzebujecie. Dobra klasyczna czerwona szminka to podstawa, pomadka nude na co dzień, szminka matowa w kolorze pudrowego różu i w kolorze czerwonego wina. Potrzebujecie 4 kolory aby stworzyć makijaż dzienny, wieczorowy czy okazjonalny. Te 4 kolory to podstawa. Oczywiście jest wiele innych kolorów typu brązowy, koralowy czy fuksjowy, ale to nie jest podstawa, którą powinniście mieć, po drugie nie każdy typ urody wygląda dobrze w brązie czy odcieniu koralowym. Poza tym mając 50 szminek te odcienie powtarzają się, ponieważ producenci nie są w temacie ust bardzo oryginalni. Tak! odzywa się we mnie pragmatyzm. Oczywiście kupujcie ile chcecie, bo wiem, że są kobiety, które kolekcjonują kosmetyki. Ja kolekcjonuję flakony perfum. Jest to przyjemne hobby ale niestety kosztowne. W tej chwili moja kolekcja perfum liczy 19 flakonów czy to dużo? Na pewno sporo ale nie jest to jakieś WOW. Aha bo bym zapomniała. Jeśli chodzi o szminki posiadam ich 6, z tym, że używam tylko jednej, ponieważ pozostałe odcienie mi się znudziły. Teraz przerzuciłam się na błyszczyki, ponieważ mniej wysuszają usta i nie podkreślają suchych skórek. Kiedyś to tylko stosowałam błyszczyki i pamiętam w liceum jak jedna laska mawiała - "A tej się znowu usta świecą". Także reasumując ten monolog, to wcale nie potrzebujecie 50 szminek, serio! takie pieniądze można zainwestować w inne produkty, chociażby podkłady czy cienie do powiek, które są w dzisiejszej dobie niesamowite. Szminki niestety nadal nie mają takiego pola do popisu, ponieważ kobiety rzadko kiedy używają odważnych odcieni. O zieleni, niebieskości czy nawet pomarańczu można pomarzyć aby ujrzeć kobietę na ulicy w takim kolorze na wargach. Dlatego wspomniałam, że cieni dają większe możliwości producentom. I tak.


Mam nadzieję, że mogłam w czymś pomóc. Organizacja kosmetyków wcale nie musi być droga, a szminek wcale nie musi być bardzo dużo. Prawda jest taka, że w makijażu bardzo postuluje fakt, że im mniej tym lepiej. Nie trzeba nakładać ogromnej tapety aby wyglądać atrakcyjnie. Choć, która z nas nie lubi od czasu do czasu się wyszpachlować i czuć jak gwiazda Hollywood, no która? 😈😇



Dzisiejszy post był bardzo spontaniczny i mam nadzieję, że podobał się, mimo że Panowie dzisiaj mogli poczuć się poszkodowani ha ha ha. Nie zrobiłam zdjęć, bo tak jak powiedziałam pisałam na spontanie, więc nie planowałam takiego postu, ale od dawien dawna chciałam coś takiego napisać, bo znam wiele kobiet, które mają taki burdel, że mała głowa. A poza tym wczorajsza rozmowa z Kingą zainspirowała mnie w pewnym stopniu do napisania dzisiejszego postu. Także nie przeciągam już tego wpisu, bo on już i tak jest bardzo długi ha ha. Trzymajcie się ciepło i bądźcie zdrowi i szczęśliwi. Pogoda jest piękna i oby wiosna jak najszybciej nadeszła, aby móc zrzucić z siebie te płaszcze, szaliki i ciepłe buty. Czekam już kiedy będę mogła chodzić z gołymi nogami w sandałkach, spodniach typu cygaretki i w bluzce z odkrytymi ramionami. Ah... czekam.

Tymczasem.

poniedziałek, 25 lutego 2019

Łódź to nie miasto, Łódź to stan umysłu

Dobry wieczór moi Kochani!
Łódź to moje miasto rodzinne, ale prawda jest taka, że nigdy nie lubiłam się z Łodzią. To szare miasto, bardzo melancholijne i przede wszystkim przytłaczające. Łódź można kochać albo nienawidzić, ponieważ jest to bardzo specyficzny punkt na mapie Polski. Ja niestety należę do drugiej grupy ludzi, ponieważ dla mnie Łódź jest miastem, w którym wszystkiego się odechciewa. To miasto "ssie", odbiera energię i motywację. Oczywiście sporo się w Łodzi zmieniło na lepsze jeśli chodzi o jej infrastrukturę ale nic poza tym. A co gorsza - LUDZIE SIĘ NIE ZMIENILI. Mieszkańcy(oczywiście mówię tutaj nie o wszystkich) Łodzi są smutni, przytłoczeni, zmęczeni, bez energii i jeszcze raz smutni. Łódź to nie aktywna Warszawa i nie klimatyczny Kraków. Łódź na pewno nie jest bezbarwna, ale są to barwy czerni i bieli.


Najchętniej wyprowadziłabym się z Łodzi na Mazury, ponieważ tam czuję się najlepiej. Jak najwięcej zieleni, jezior i natury. Kiedy ktoś pyta mnie: góry, morze czy jezioro to zawsze odpowiadam JEZIORO. Czemu nie ocean? To akurat proste ha ha ha... nie chcę spotkania z rekinem, więc nie ma mowy, że wejdę do oceanu. Paradoks jest taki, że krokodyli się nie boję, węże lubię, ale spotkania z rekinem chcę uniknąć za wszelką cenę 😈👀 Taki kolejny news z mojego życia. Niemniej filmy, w których występują rekiny uwielbiam i oglądam wszystkie, także tak Maassen jest dziwna 😈, ale to akurat od dawna wiecie ha ha ha.

A wracając do mojego miasta. Czy Łódź jest moim miastem? Eeeh... na pewno jest, bo wiele przeżyć, wspomnień wiąże się z Łodzią. Znam kilka pięknych miejsc, które warte są zobaczenia i odwiedzenia. Jako, że jestem osobą lubiącą miejsca z duszą takich zawsze szukam. Gdybym miała wybrać moje ulubione miejsce w Łodzi to... na pewno nie byłoby to jedno miejsce, ponieważ bardzo lubię lasek na Bałutach, gdzie prawie, że weszłam do kanału... tak kiedyś muszę Wam opowiedzieć tę zabawną historię. Lubię las na Popiołach, Ogród Botaniczny, Cmentarz Żydowski - jest to miejsca z niesamowitą energią i historią. Jest mrocznie ale to bardzo mój klimat jakkolwiek nonsensownie to zabrzmiało. Lubię też wejście do Folwarku, które znalazłam wraz z moją mamą. Bardzo miło wspominam wypad na Stawy Stefańskiego, bardzo miło. Jest kilka, ba! nawet kilkanaście miejsc w Łodzi, które lubię i darzę ogromnym sentymentem, niemniej jednak więcej przemawia w tę drugą stronę. Czyli... więcej miejsc w Łodzi jest, za które jej nie lubię. Pewnie znajdą się osoby, które będą oburzone tym, że "obgaduje" moje rodzinne miasto ale czemuż miałabym kłamać. Mówię to co myślę, co czuję i to co widzę. Łódź nie jest klasyczną pięknością, to raczej naturalny rudzielec, który potrzebuje upiększenia makijażem aby wyjść do ludzi.


Ten widok też nie napawa optymizmem, niestety...
Ale jak to się mówi, każda potwora znajdzie swego amatora.


Tymczasem.

niedziela, 24 lutego 2019

Que será será... i tak wszyscy skończymy w piachu.

Każdy z nas może mieć marzenia i oczekiwania względem swojej przyszłości, ale i tak stanie się to co zostało nam przeznaczone. Nie do końca wierzę w to, że jesteśmy kowalami własnego losu, ponieważ wystarczy, że zachorujemy na poważne schorzenie i nic z naszych planów może nie wyjść nawet jakbyśmy nie wiem jak się starali. Los jest bardzo przewrotny i niezapowiadające się dobre życie, może być jednym z lepszych żyć jakie ktokolwiek mógłby dostać. I to jest w życiu ludzkim piękne - ta nieprzewidywalność i zaskoczenie jakie za tym idzie. Doris Day idealnie opowiedziała w piosence o tym i o temacie przyszłości. Posłuchajcie jeśli macie czas i ochotę. No i oczywiście jeśli lubicie porządne retro. Zachęcam!

Ostatnio jestem w kropce, w której jest wiele dylematów. Po prostu nie wiem czy w lewo czy w prawo. Zazwyczaj wiem czego chcę, ale obecnie nie wiem. Wiem na pewno czego bym nie chciała.

Czemu dodałam zdjęcie z tą piękną kobietą? Bo w jej spojrzeniu jest to co w moim. Nie umiem ufać ludziom. Mogę lubić, mogę kochać, ale tylko sobie ufam i nic z tym raczej nie zrobię. Powiem Wam, że to duży problem, bo nie wierzę w słowa ludzi, w nic. Uważam, że to wszystko są kłamstwa i obłuda z ich strony. Wierzę w to co widzę, wierzę w to co posiadam i wierzę w siebie. Miałam przyjaciółkę Majkę. Nagminnie się spóźniała o te 5-10 minut. Ja nigdy się nie spóźniam, chyba że chcę zrobić tak celowo o czym potem informuję osobę, z którą się spotkałam. TAK!!! Bywam złośliwa jeśli ktoś nie szanuje mojego czasu. No i zawsze spóźniała się te 5-10 minut tak jak napisałam wyżej. I wyobraźcie sobie, że jak ja raz, ale tylko raz spóźniłam się 5 minut była oburzona, że jak ja mogłam. Nooo kurwa mać?! SERIO?! Takich przykładów mogę wymieniać dziesiątki jak i setki. Nasz świat zmierza w coraz to gorszym kierunku w wielu aspektach życia. I zapewniam Was, że będzie coraz gorzej. Kiedyś ludzie nie byli mi do szczęścia potrzebni i powiem Wam, że czasem zastanawiam się po co to wszystko jest, skoro i tak skończymy w piachu. Po co te starania, uczenie się, nerwy, stresy, jak i tak każdy z nas pierdolnie w kalendarz i nic po nas nie pozostanie. Nawet nie wiadomo czy ktoś by przyszedł na pogrzeb i etc. Rozumiem Schopenhauera jak mało kto. Zmęczona jestem.


Tymczasem.

sobota, 23 lutego 2019

Błąd w Maassen...

Czasem jest tak, że trzeba zdecydować się na radykalne kroki, odciąć się definitywnie i ostatecznie, nie patrząc za siebie. Taka decyzja boli i ma się ochotę rwać włosy z głowy, biczować swoje ciało i położyć się na najbardziej ruchliwej drodze w mieście. Czasem życie zabija bardzo powoli i jest to okropne uczucie, kiedy to każdego dnia umieramy.

Czasem po prostu brak siły na życie. Dzisiaj usłyszałam - "Weź się kurwa w garść, bo całe życie przed Tobą." Tak? No ciekawe... bardzo ciekawe. Jak ja kurwa nienawidzę gdy inni lepiej wiedzą co mi jest, jak się czuję i jak mam żyć. Wcale nie jest tak, że nie mam siły, mnie się już po prostu czasem nie chce. Jestem tym wszystkim zmęczona. Fajnie byłoby zasnąć na zawsze i mieć cudowne sny przez całą wieczność. Ale jak we wszystkim jest ta pierdolona niewiadoma. Ta niewiedza. To niektórych pociąga, niektórych... Ale mnie ani trochę. Leżę i mam łzy w oczach i wcale mnie to nie bawi. Z biegiem czasu przekonuję się, że coraz bardziej nie lubię ludzi. Wkurwiają mnie, irytują, męczą i zawodzą. Nie chcę tak. To jest takie rozczarowujące, że chciałabym móc przekonać się czym jest śmierć, chociaż na 3 dni sprawdzić co tam jest i wrócić na ziemię. Znam życie i jestem dobrym obserwatorem, ale im więcej wiem o życiu i ludziach tym bardziej chcę zniknąć, ulotnić się w czasoprzestrzeni i unosić się wyżej i wyżej. Nie chcę znowu zaczynać wszystkiego od nowa, od początku to samo, to samo i to samo. Jestem taka wypluta, że jedyne o czym teraz marzę to głęboki i długi sen w ciepłym łóżku. Chętnie ukarałabym siebie za to pesymistyczne dzisiejsze myślenie, ale znowu musiało mi coś dopierdolić abym zbyt szczęśliwa nie była. Poza tym postanowiłam podjąć pewne kroki i zrobię to ale nie chcę. Wiem, że wiecie iż nigdy nie robię czegoś wbrew sobie ale tym razem posłucham rozumu a nie serca.

We mnie jest jakiś błąd, jakaś sprzeczność niepozwalająca mi się zdecydować. Serce chce, rozum niezaprzeczalnie nie pozwala. Co wybiorę? Dowiecie się za kilkanaście albo kilkadziesiąt postów. W ogóle dowiecie się wtedy co zaplanowałam i co niestety zrobiłam. Smutno mi ale tak trzeba. Za jakiś tydzień-dwa tygodnie wyjeżdżam, ale będę pisała, bo nie zamierzam Was zostawiać bez postów.
Nie lubię kiedy dusza mi krwawi, tak bardzo nie lubię kiedy tak boli. Ale moja dusza zawsze chciała czegoś ponad ten świat, ponad to co otacza ludzi. Nauka mnie zawsze uszczęśliwiała i samodoskonalenie. Tak bardzo skupiłam się na tym co chcą ode mnie ludzie a zapomniałam czego chciałam mając naście lat. Wtedy nie byłam duszą towarzystwa ale byłam spełniona. Jeśli przyjdzie mi się na to zdecydować to zrobię to. Pozostawię sobie łzę w oku i wspomnienie tamtych dni.


Tymczasem.

piątek, 22 lutego 2019

I Can`t Help Myself...

Czasem wiele rzeczy wydaje się łatwych, oczywistych, takich... jasnych na pierwszy rzut oka. Zazwyczaj one są trudniejsze i niekiedy strasznie skomplikowane. Wiele osób nie chce się przekonać, nie chce nawet spróbować. Pozostawiają te sprawy w szufladzie bez dna, z napisem PÓŹNIEJ. Później może nigdy nie nadejść i... to jest w tym wszystkim przerażające, a zarazem piękne. Ludzie rozumieją koniec w kategorii śmierci, a koniec może być początkiem czegoś lepszego, bardziej świadomego i dojrzałego. Niekiedy coś trzeba stracić, porzucić aby uwolnić się i pójść dalej. Czasami żałujemy decyzji, ale suma summarum doświadczamy nowej emocji - świadomości swoich wyborów. Mam tylko 25 lat, ale przeżyłam sporo, sporo widziałam, wieloma uśmiechami obdarzyłam ludzi, mnóstwo łez wylałam i dostałam kilka jak nie kilkanaście mocnych lekcji życiowych. Na początku byłam zła, nie akceptowałam tego co się zadziało. Miałam pretensje, że to wina Losu, czegoś niematerialnego lub jakieś wielkiej siły. Ale prawda jest taka, że Los chce nas czegoś nauczyć, chce nas ukształtować na następne ciosy, radości, lata. Choć wielokroć zastanawiałam się wznosząc oczy do nieba, z krzykiem duszy pytając DLACZEGO?

Po tygodniach, niekiedy latach dowiedziałam się, że wszystko miało sens. I zło i dobro. Wiecie doskonale co napisałam po moich dwóch pobytach w szpitalu w roku 2018. Czułam się źle. Ktoś kto nie doświadczył skoków ciśnienia nazywanych przełomem nadciśnieniowym nie zrozumie co czułam. Kiedy nie można złapać tchu, kiedy serce bije prawie 200 uderzeń na minutę, ucisk głowy chce nam zmiażdżyć czaszkę, kiedy czujemy niepokój przed śmiercią i zdajemy sobie sprawę, że udar może nas spotkać zazwyczaj chcemy umrzeć bez bólu i skutków w postaci bycia "rośliną". Ja miałam w głowie jedną myśl ŻYĆ. Wtedy miałam okres kiedy byłam strasznie zestresowaną osobą, bałam się o swoje życie, stresowałam się wszystkim. I kiedy nadeszła choroba zwana złośliwym nadciśnieniem zaczęłam oswajać się z tym co jest, z życiem, problemami, stresem. Ta choroba to było błogosławieństwo dla mojej psychiki. Poczułam oczyszczenie kiedy mijały kolejne miesiące. To po prostu było mi potrzebne. Było nieprzyjemne, straszne, potworne. Być może kiedyś się powtórzy to wszystko, ale dziś wiem, że nawet jeśli, to dam radę, bo już to przeszłam. Zawsze wierzyłam w to, że wszystko dzieje się po coś. Jeżeli wątpicie w to, wątpcie, bo ja nie rozkazuję Wam abyście wierzyli w każde moje słowa, ba! bylibyście idiotami wierząc we wszystko co lubię powiedzą i napiszą. Jedynie chciałabym abyście zastanowili się czy w Waszym życiu jest naprawdę tak źle jak myślicie. Jest wiele spraw, z którymi chciałabym się podzielić i jeśli będę pisała Myśli Kobiety Wyzwolonej jako staruszka wiem, że uśmiechnę się i będę dumna, że byłam odważna mówić, myśleć i pisać to co myślę. Pisanie mnie uratowało, a choroba wyzwoliła.

Mam nadzieję, że mimo tego co Los mi przygotował na kolejne dni, tygodnie, miesiące, lata ja będę zawsze sobą i będę wierzyła w przeznaczenie i sens tego co mnie spotyka. Chciałabym znowu spojrzeć w lustro, w swoje oczy i ujrzeć szczęśliwą osobę sama ze sobą, tak jak było kiedyś. I wiecie co... wiem, że tak będzie, bo w to wierzę. Nie zamierzam skupiać się na złych myślach jak to było w 2018. Bo to szkodzi. Zawsze miałam dużo entuzjazmu, więc po co dręczyć duszę tym co przeminęło? Było, stało się, trzeba wstać, otrzepać się z tego gówna i zrobić wszystko aby nie popełniać tych samych błędów. Dzisiaj uświadomiłam sobie wiele nowych spraw i dojrzałam do tego aby nie robić nic na siłę. To co się stanie to się stanie. I akceptuje to już w pełni. Jeśli coś będzie mi pisane to się wydarzy, jeśli nie to nie, znaczy, że czeka mnie coś lepszego. Nie martwcie się, tylko znajdźcie cel w życiu i spełniajcie marzenia. Nie mówcie innym o swoim planach tylko czyńcie tak aby Wam było dobrze, tylko nie krzywdźcie nikogo przy tym. Bądźcie ludźmi dla ludzi nawet jeśli oni nimi nie są. Krzykiem nikt nikogo nie nauczył, zabicie mordercy nie zmniejsza liczby morderstw, ale zło rodzi zło. Dlatego dobrem rozpraszajcie zło, bo tylko dobro, brak zazdrości i spokój może uratować nas ludzi przed ludźmi, którzy szerzą zło. Wierzę, że jeszcze będzie dobrze ❤

Tymczasem.


wtorek, 19 lutego 2019

Czuję wiosnę tej zimy :)

Dzień dobry moi Kochani 😇 Przedwczoraj, wczoraj i dzisiaj mój nos i moja głowa czują zbliżającą się wiosnę. Jak na meteopatę przystało wyczuwał wiosenną aurę, co bardzo mi się podoba.

To jeszcze moje piękne, żółte tulipany z Walentynek ❤ Stoją jak zaczarowane, albo jak...😈

Jak widzicie na załączonym obrazku męczę "panterkę" i męczę ha ha 😈 I jeszcze będę Was długo męczyła, ponieważ oprócz tej satynowej bluzy, mam panterkową marynarkę, bluzkę z szaro-czarną panterką i... bluzkę z odkrytymi ramionami, która jest po prostu wulkanem seksu 😈😈😈 Ale wszystko zobaczycie w swoim czasie. Najważniejsze teraz dla mnie jest to, że wiosna się zbliża czyli prawie, że moja ulubiona pora roku. Uwielbiam kiedy przyroda budzi się do życia, kiedy pączki dojrzewają tworząc piękne kwiaty, gdy jest cieplej, kiedy pada ciepły wiosenny deszcz. Ah... aż się rozmarzyłam ❤ Mam też nadzieję, że wiosna przyniesie lepszy czas, choć ten nie jest najgorszy, ale też jeszcze nie jest tak jakbym tego chciała. Niemniej mam nadzieję na lepsze. I Wy również nie traćcie nadziei, bo słońce może zaświecić w nieoczekiwanym momencie.


Buziaczki Kochani 👄👄👄👄👄

poniedziałek, 18 lutego 2019

Pogaduszki z Maassen #1 - Nasze tajemnice i nasze traumy.

Dobry wieczór Wam Wszystkim ✋ Już dawno nie przychodziłam do Was z postem pogadankowo-refleksyjnym. Także czas naprawić te zaległości. Długo myślałam nad nową serią postów na Myślach Kobiety Wyzwolonej, więc uznałam, że rozmowy ze mną będą dobrym pomysłem. Jak ja sobie wyobrażam taki typ wpisów? Dostaję od Was troszkę wiadomości prywatnych oraz komentarzy. I tutaj chwilowo odbiegnę od tematu, ponieważ a`propos Waszych komentarzy pod postami. Google wprowadził podobno* pewne udogodnienia mające ułatwić życie, ale niestety wszystkie komentarze przepadły, ponieważ zostały przez Google bezpowrotnie skasowane. Bardzo mnie to zasmuciło, bo wiem, że nie wrócę do tego co zostawiliście po sobie na blogu, ale ale jak to ja zrobiłam zdjęcia i wiem co pisaliście 😈 Niemniej nie sfotografowałam wszystkich komentarzy i jestem rozczarowana takimi "udogodnieniami". I teraz po wylaniu przeze mnie żółci powracam do dzisiejszego tematu. Zawsze czytam Wasze wiadomości, które do mnie kierujecie i zawsze cieszę się z każdej, bo wtedy czuję się potrzebna, a nie ma nic gorszego w życiu niż poczucie, że jest się zbytecznym na tym świecie. Bywa tak, że nie odczytujecie tych wiadomości, na które Wam odpisałam. Z racji tego będę poruszała Wasze(oczywiście anonimowo) problemy w POGADUSZKACH Z MAASSEN. W miesiącu będzie pojawiał się jeden taki post, który będzie należał do tych obszerniejszych w treść, a uboższych w zdjęcia. Wiem, że naprawdę mnóstwo z Was uwielbia czytać moje refleksje, więc uznałam, że wyjdę Wam naprzeciw i sobie pogadamy w takim właśnie poście przeznaczonym do plotkowania, rozmyślania i analizowania życia, bo cóż jest lepszego niż nasze ludzkie życie. Prawda? 😇😇😇

Dzisiaj miałam takie małe załamanie, ponieważ było mi przykro, że osoba którą kocham nie wie wszystkiego z mojego życia, ale czy wszystko trzeba mówić jak na spowiedzi? Moja świętej pamięci babcia mawiała - "Całej dupy się chłopu nie pokazuje". Czy miała rację? Z perspektywy czasu, własnych obserwacji i doświadczeń widzę, że miała bardzo dużo racji w tym co mawiała. Wiem, że są kobiety, które opowiadają swojemu ukochanemu całe swoje życie, mówią o wszystkim, o porażkach, sukcesach, wspomnieniach i osobistych traumach. Myślę, że to super sprawa darzyć mężczyznę takim zaufaniem, ale gdzie w tym wszystkim tajemnica i taka woalka niewiedzy i prywatności? Ja natomiast całe życie uważałam, że CO BYŁO, A NIE JEST, NIE PISZE SIĘ W REJESTR. Uważam, że przeszłość drugiej osoby, która jest nam bardzo bliska nie powinna w ogóle być istotna, o ile w grę nie wchodzą przestępstwa, problemy z byłymi partnerami, posiadanie dzieci, czy kredyty we frankach szwajcarskich. Są oczywiście kwestie, które są na pewno bardziej skomplikowane jak na przykład związek z byłym przestępcą. Warto wiedzieć czy nasz wybranek to nie kłamca, manipulant, gwałciciel czy terrorysta. A co jeśli w naszym życiu przeżyliśmy traumę, która nie daje nam spokoju? Mówić czy nie?, oto jest pytanie. Myślę, że warto powiedzieć co nam leży na sercu i wątrobie jeżeli czujemy taką potrzebę aby podzielić się z ukochaną osobą. Ale też uważam, że starych ran nie powinno się rozgrzebywać, bo one zazwyczaj mają to do siebie, że umieją się paprać. A Wy jak uważacie? Warto opowiedzieć całe swoje życie, czy zostawić coś dla siebie samego? Jestem ciekawa Waszego zdania, ponieważ mądrzy z Was ludzie i zawsze umiecie doradzić, mimo że to ja mam zadanie podtrzymywać Was na duchu, rozśmieszać i uczyć na podstawie popełnionych przeze mnie błędów. To jest taki hmmm... motyw przewodni, że tak go nazwę. Motyw przewodni dzisiejszego postu.

Tutaj jestem w kawiarni Vanilia, którą sobie bardzo upodobałam ze względu na kulturalną obsługę, piękną, nastrojową muzykę w tle i smaczne menu. Ale nie o Vanilii chciałam rozmawiać a o modzie. Tak w tym poście chciałabym poruszyć też mniej trudny temat jakim są wzory w ciuchach. W 2018 najmodniejszym printem była "panterka" i wężowy wzór. W tym roku "panterka" dalej będzie hiper modna, także ciekawa jestem co Wy sądzicie o panterkowym wzorze. KICZ czy HIT?
Osobiście bardzo lubię "panterkę" podobnie jak moja mama i moja była przyjaciółka Magdalena. Niemniej uważam, że w tym wzorze łatwo wyglądać tandetnie, wulgarnie i kurewsko. Ja na zdjęciu mam na sobie czarne spodnie z wysokim stanem, czarny bawełniany t-shirt z małym dekoltem i satynową bluzę z "panterką". Dla Kingi "panterka" na satynie to kicz jakich mało, natomiast mnie się podoba i uważam, że nie wygląta to TWK(tandetnie, wulgarnie, kurewsko). A Wy co myślicie?


To był pierwszy post z nowej serii. Mam nadzieję, że będziecie czytać, komentować i poruszać ważne problemy społeczne. A takich naprawdę jest wiele do poruszenia. Trzeba rozmawiać, ale nie na siłę. Siłą nic się nie zwojuje. Mam podobne myślenie jak ktoś kto powiedział te słowa, które za chwilę napiszę - WOJNA DLA POKOJU, JEST JAK PIEPRZENIE SIĘ DLA CNOTY.


Tymczasem.

piątek, 15 lutego 2019

Walentynki 2019

Zawsze składało się tak, że jak przychodziły Walentynki to byłam samotna i spędzałam je sama. O zgrozo! ludzie zawsze rozstają się dwa dni przed świętami, dzień przed Sylwestrem, w Nowy Roku i przed lub po Walentynkach. Dochodzę do wniosku, że ludzie po prostu lubią urządzić sobie melodramat, tani, banalny ale porządny bo łez co nie miara.


Tegoroczne Walentynki spędziłam z Karoliną w kawiarni retro przy szarlotce z cukrem pudrem i zielonej herbacie o jakże wdzięcznej nazwie PEACH BLOSSOM. Dobra! wypiłam jeszcze zimne piwo z syropem malinowym. Porozmawiałyśmy i było bardzo miło. Posiedziałyśmy z dobre 4-5 godzin. Nie widziałyśmy się aż 3 tygodnie i bardzo się za nią stęskniłam ❤❤❤
Wieczorem spotkałam się także z A.(lubię tę enigmatyczność stawiając kropkę po jednej dużej literze). To było krótkie ale bardzo przyjemne spotkanie ❤👄👄👄 za nim też się bardzo stęskniłam, ponieważ nie widzieliśmy się prawie 2 MIESIĄCE!!! To jest dopiero zgroza! Choć mimo wszystko po 25 latach miła odmiana, spędzić z dwiema osobami Walentynki, które bliskie są mojemu sercu. Nie będę rozpisywała się tutaj dokładniej, bo coś chcę zostawić tylko dla siebie. Mam nadzieję, że rozumiecie. Wkleiłam Wam zdjęcie jak wyglądałam tego dnia. Spodnie miałam zwyczajne czarne z wysokim stanem. Są źle uszyte bo mi spadają i co chwilę je podciągam. Ale mniejsza z tym. Miałam na sobie satynową bluzę w panterkę.
Jak Wam się podoba?


Swoją drogą jak Wy spędziliście tegoroczne Walentynki? Obchodzicie czy nie?


Buziaczki i moc serduszek Wam przesyłam 👄👄👄❤❤❤❤❤❤❤(7, bo siódemka jest szczęśliwa).

wtorek, 12 lutego 2019

Lutowe wszędobylskie SERDUSZKA

Luty jest miesiącem miłości. Tak mawiają i tak również opisałam luty. Ale czy serio to miesiąc miłości? Dzisiaj w tym niezbyt długim poście chciałabym z Wami porozmawiać na temat wszędobylskich serduszek, które pojawiają się po prostu wszędzie; w galeriach handlowych, w supermarketach, noooo... po prostu wszędzie. Także nie przedłużając, do sedna.

Osobiście lubię Walentynki i motyw serc, serduszek i różnych różowo-czerwonych dodatków, ale... powiedziałabym, że to ale jest duże, no więc ALE! ten dzień to nic innego jak skomercjalizowanie miłości. Bardzo często bywa tak, że kochamy się w Walentynki, aby pokłócić się następnego dnia, czyli jak dobrze pójdzie już 15 lutego. I co nam po tych czerwonych, pięknych kwiatuszkach, smacznych czekoladkach, które pójdą jak na złość w biodra a nie cycki? Co nam po tych słodkich jak miód słowach i wyznaniach miłości, skoro i tak to tylko słodkie kłamstwo, które wraz z mijającym lutym przeminie wraz z "miłością"? Powiem Wam co nam po tym? Nic nam po tym. Jedno wielkie zero, a nawet mniej niż zero jak to śpiewało Lady Pank.

Dlatego moi Kochani jeśli okazujemy sobie miłość i jakiekolwiek przyjemne uczucia to okazujmy je sobie zawsze a nie tylko jednego dnia, aby to pokazać przed ludźmi jacy to zakochani jesteśmy i w ogóle jaki seks tego dnia będzie zajebisty i namiętny. Totalny pic na wodę jak i te czerwone serduszka. Fajne są ale nic po za tym. Nic nie wnoszą do naszego życia, a nawet i wkurwiają singli, którzy chcieliby być z kimś a nie są. Mój stosunek do wszędobylskich serduszek jest ambiwalentny i tyle.

A Wy co myślicie o zasypywaniu nas serduszkami z każdej strony? Lubicie czy Was to irytuje?


Buziaczki 👄👄👄❤❤❤❤

sobota, 9 lutego 2019

Weź nie pytaj, Weź mnie pierdol - (opowiadanie EROtyczne)

Siedziała przy barze z nogą założoną na nogę. Nie widziałem początkowo twarzy, jedynie jej ciemne, pofalowane włosy, czerwoną sukienkę opinającą jej seksowne ciało przez, które prześwitywały stringi. Na stopach miała czarne, niebotycznie wysokie szpilki, które eksponowały jej zgrabne stopy. Pijąc drinka z whiskey prawie polałem moją białą koszulę. Cholera! Nigdy nie widziałem kobiety, która siedząc i pijąc "czystą" zrobi na mnie, ba! na nim takie wrażenie. (Stał)em jak wryty.


Zremiksowane One way ticket... to właśnie leciało w tle klubu, w którym oboje byliśmy. Po kilkunastu sekundach, kiedy taksowałem ją wzrokiem odwróciła się, spoglądając na mnie i zaciągając się seksownie slimem. Nawet nie wiecie jak przepadłem kiedy patrzyłem na jej usta obejmujące papierosa. W mojej głowie ta kobieta już klęczała przede mną i ssała go patrząc mi namiętnie w oczy. Ogarnąłem się i podszedłem do baru.

- Olaf, sama tu jesteś?

- Jak na takiego przystojniaka z paskiem Gucci to masz tragiczny tekst na podryw. -  odparła unosząc jedną brew, lewą... jeśli dobrze pamiętam.

- Amanda. Sama tu jestem, choć nie... duchowo z moim byłym. - zachichotała.

Jej głos był tak seksowny, że prawie odpłynąłem, ale "on" trzymał poziom trzymając się w pionie. Nie mogłem się opanować, więc nie myśląc za wiele rzekłem:

- Jestem już mocno... Zalany?(weszła mi w słowo... w słowo póki co).

- Tak. Nie szukam nic oprócz dobrego seksu dzisiejszego wieczoru. Masz ochotę? - głos mi drżał.

- Weź nie pytaj, Weź mnie pierdol 😈 - Amanda spojrzała na mnie tak jakby już była mokra i...


Wzięła mnie za rękę zbliżając swoje usta do moich. Pocałowała mnie namiętnie głęboko języczkiem eksploatując moje usta i gardło.

- Idziemy? czy będziesz na mnie patrzył jak na dzieło sztuki w Luwrze? - zarzuciła.




Po 5 minutach byli już w pięknej, białej taksówce...
Amanda usiadła na moich kolanach kiedy siedzieliśmy na tylnych siedzeniach. Odpięła mi 3 guziki przy koszuli i zaczęła wulgarnie lizać moją szyję i miejsce pod jabłkiem Adama, prawą ręką dotykając mnie w miejscu, w których dotykają tylko niegrzeczne dziewczynki.

- Wiesz, że jestem już wilgotna na dole? - wyszeptała mi do ucha lekko podgryzając jego płatek.

Byłem tak twardy, że chciałem jak najszybciej dojechać do mojego apartamentu aby zerżnąć tę laskę, wykorzystać, zagłuszyć ten krzyk bólu, który miałem od czasu rozwodu.


Dojechaliśmy.

Wchodząc po schodach szła przede mną. Zrzuciła z siebie tę czerwoną kieckę i wspinała się po schodach w szpilkach, stringach i staniku... bez... bo odpiąwszy go rzuciła na schody i szła dalej w stronę sypialni. Byłem tak napalony, że złapałam ją za nadgarstek i pociągnąłem do sypialni szybkim krokiem.

Rzuciłem Amandę na łóżko. Widziałem po jej spojrzeniu, że chce być rżnięta jak Suka. Zero romantyzmu, tylko ostre, szybkie pierdolenie. Zdjąłem spodnie, bokserki i już byłem gotowy. Podciągnąłem Amandę na łóżku, trzymając jej ręce nad jej głową. Wszedłem w nią mocno, aż jęknęła. Zarzuciła mi nogi na plecy, wtedy poczułam jak bardzo jest z tą kobietą ciasno.

Pieprzyliśmy się ostro i namiętnie. Słyszałem, widziałem jak jej dobrze. Mimika jej pięknej twarzy mówiła wszystko tak jak i jej zaciskająca się cipka. Pogryzałem jej długą szyję i widziałem jak bardzo ją to kręci. Spoliczkowałem ją i powiedziałem, że ma poprosić o to abym skończył.

- Jak nie poproszę? - zalotnie i z ciężkim oddechem odpowiedziała.

Spoliczkowałem ponownie, ale tym razem mocniej.

- To nie skończysz. - odparłem pewny siebie


- Proszę Panie skończ we mnie, błagam... już nie wytrzymam. - prawie wykrzyczała


Pierdoliliśmy się jeszcze przez chwilę, aż w końcu doszliśmy razem. Ja bardzo obficie ona bardzo głośno. Nigdy nie miałem tak dobrego seksu. Potrzebowałem chwili aby dojść do siebie po orgazmie, natomiast Amanda usiadła na łóżku i wyjęła z małej torebki papierośnicę, z której wyjęła papierosa.

- Uwielbiam zapalić po seksie, wtedy czuje się mocniej. - odrzekła, szelmowsko się uśmiechając.

Po raz kolejny to zrobiła. Jej spojrzenie, jej głos, jej zaciągnięcie się papierosem. Zakochałem się!

Nagle Amanda wstała z łóżka i powędrowała w stronę schodów.

- Dokąd idziesz?, poczekaj. - byłem w szoku, że chce wyjść, teraz, tak nagle, po zajebistym seksie.

Stanęła na schodach, lekko odchylając się do tyłu. Podbiegłem do niej i mocno złapałem.

- Chcesz się zabić czy "czysta" aż tak Ci uderzyła do głowy. - nie wierzyłem w to co się dzieje.

- Ty mi uderzyłeś do głowy... - zająknęła się, patrząc mi w oczy z tak niewyobrażalną dobrocią i szczerością.


Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni, położyłem do łóżka, przykryłem kołdrą i zaparzyłem mocnej kawy.


- Gdy Cię zobaczyłem wiedziałem, że to będziesz Ty.

- Wiem, ale to ja wybrałam Ciebie. - zachichotała, jak wtedy kiedy zadrwiła z mojego podrywu.


Pocałowałem jej usta, które smakowały świeżą kawą i dymem z Davidoff.
Uderzyło nas
Uderzyło...



Uczucie miłości od pierwszego wejrzenia ❤❤❤

piątek, 8 lutego 2019

Seksowne perfumy na wakacje czyli... Escada Taj Sunset?

Od początku istnienia bloga powtarzam, że kiedy widzę gdziekolwiek słowo - "tropical", "sunset", "exotic", "paradise" i inne nazwy brzmiące tropikalnie, egzotycznie to ja już jestem kupiona przez producenta perfum, kosmetyków czy czegokolwiek innego. Dla tych, którzy na blogu są pierwszy raz powiem, że uwielbiam wszystko co egzotyczne, latynoskie, tropikalne i wakacyjne. Kocham takie klimaty i dlatego staram się otaczać takimi dodatkami, które mogą mi zrekompensować to, że mieszkam w Polsce, w której palmy, kokosów i błękitno-przezroczystej wody nie uświadczycie. Niestety! Dlatego może lubię taki wakacyjny, rajski klimat albo po prostu w duszy gra mi Santana?

Skoro poznaliście już moje preferencje i słabości, możecie zacząć przesyłać mi kokosy, papaje i ziarna palmy to sobie posadzę na balkonie ha ha ha 😈 A tak serio, to przejdźmy już do recenzji perfum, do której dzisiaj postanowiłam się zabrać. Zapraszam na post.


Przed Nowym Rokiem 2019 zakupiłam mały flakonik perfum(15 mililitrów), które kosztują naprawdę śmieszne pieniądze i każdy może pozwolić sobie na taki zakup, ponieważ perfumy te kosztują niecałe 10 złotych, są piękne, pachną jak egzotyczny koktajl i są niesamowicie trwałe. Te perfumy to nic innego niż Bi-es - Paradiso. Ta woda perfumowa nie jest większości znana, a szkoda, ponieważ jest idealnym odpowiednikiem Escady - Taj Sunset, która jest bardzo trudno dostępna jeśli chcielibyście ją zakupić. Przechodząc przez półki w Carrefour natrafiły moje oczy na słowo PARADISO i już zostałam zachęcona tak skutecznie, że musiałam kupić te perfumy. Zastanowiła mnie nazwa tej wody toaletowej, ponieważ na moje oko myślę sobie - to musi być coś rajskiego patrząc na znaczenie angielskiego słowa PARADISE. Ale nie... paradiso to po włosku NIEBO.


Flakonik Paradiso wygląda tak jak widzicie na powyższym obrazku. Jest to smukła i dosyć płaska(jak ja w gimnazjum) buteleczka perfum z ciekawym korkiem. Pojemność to tylko 15 ml, więc naprawdę niewiele. Ale jak za taką cenę to w okresie wakacji spokojnie możecie kupić sobie 2-3 flakony i pryskać się do woli. A teraz co najważniejsze, czym pachnie Bi-es - Paradiso?

Nuta głowy: papaja, cytryna, mango, ananas

Nuta serca: melon, brzoskwinia, hibiskus

Nuta podstawowa: drzewo sandałowe, piżmo, bursztyn


Paradiso to wybitnie słodki zapach, pachnący jak egzotyczny koktajl pity na Majorce lub Karaibach. Pachnie szalenie wakacyjnie, egzotycznie - czyli to co Wasza Maassen lubi najbardziej. Właśnie spryskałam sobie nadgarstek i się niucham. Mój nos wyczuwa idealnie ananasa, mango(oj tak czuć mango), cytrynki bardzo niewiele ale jest. Melona i brzoskwini nie wyczuwam, ale hibiskus już zahaczył o moje nozdrza. Jednym słowem CUDO. Taka cena, a perfumy są naprawdę genialne. Dodatkowo pachną jak Escada - Taj Sunset. Czy można czegoś chcieć więcej? Cena jest ponad dziesięciokrotnie tańsza a pachniecie jak oryginał. Właśnie zamknęłam oczy(NIE NIE, jeszcze się do nieba nie wybieram 😈) i czuję się jakbym leżała na plaży ze słodkim drinkiem w ręce i patrzyła na ocean. Poezja, ba! RAJ.


Drogie Panie, znalazłam Wam perełkę, więc marsz do Carrefoura i kupcie sobie na wakacje Bi-es - Paradiso, a na pewno nie będziecie żałować ani pieniędzy(a nawet to jest to tylko 10 złotówek), ani swojego nosa. Zachęcam i... ah powiem to... POLECAM!


Szymon Wydra kiedyś śpiewał - "Do nieba nie chodzę, bo jest mi nie po drodze...", ale do takiego nieba jak Paradiso to ja mogę, mogę, oj mogę.



Buziaczki 👄

środa, 6 lutego 2019

Stópki czyli coś dla fetyszystów stóp

Ze stopami jest jak z Indiami - można kochać albo nienawidzić. Jako kobieta uważam, że stopy to jedna z piękniejszych części kobiecego ciała, dlatego dbam o nie, robię pedicure i fotografuję. Wiem też doskonale, że mnóstwo mężczyzn uwielbia kobiece stopy tak samo jak wiele kobiet nienawidzi stóp, ponieważ uważa, że są obleśne, odrzucające i są częścią ciała stworzoną do stąpania. Niemniej ja należę do kobiet lubiących tematykę stóp, nóg i butów, więc na blogu od czasu do czasu zamieszczam nowe posty z tej kategorii. Z racji tego, że jest luty(miesiąc miłości) przychodzę do Was z postem o stópkach. Zapraszam.


Tym raz zdecydowałam się umalować paznokcie stóp na kolor bordowy czy też czerwonego wina - jak zwał tak zwał. Uważam, że taki odcień należy do najbardziej eleganckich kolorów lakierów do paznokci czy to u rąk czy u stóp. A jak Wy myślicie?

Z racji tego, że wielkimi krokami zbliżają się Walentynki przyszłam Wam zasugerować w tym poście abyście(zwracam się do pięknego grona na blogu) wybrały na manicure lub pedicure właśnie kolor bordo lub czerwieni, ponieważ te dwie barwy idealnie komponują się w Dniu Miłości.



Fetysz stóp i butów to taka mała część mnie. Dzisiejszy post jest już chyba 3 czy 4 wpisem na Myślach Kobiety Wyzwolonej. Fetyszystów, zwolenników czy pasjonatów stópek zachęcam do przewertowania mojego bloga i poczytania głębiej o fetyszu. Wiem, że w jednym poście o stopach zamieściłam chyba z 16 zdjęć... Także miłej podróży po dawniejszych postach na Myślach Kobiety Wyzwolonej.


Niech w lutym tylko kolor paznokci będzie winny!

Tymczasem.

poniedziałek, 4 lutego 2019

Mi sabrosa cocaína

Niektórzy ludzie pojawiają się w naszym życiu aby zamieszać, odurzyć i odejść. Inni zaś są z nami do końca i uzależniają nas z miesiąca na miesiąc coraz bardziej. Stają się naszą najsmaczniejszą odmianą kokainy, z której nie sposób zrezygnować. To nałóg. To nałóg zwany Miłością.
Każdy z nas kochał lub kocha kogoś. Czasem jest to wielka miłość niczym z Love Story, czasem przelotna zmysłowa przygoda zakrapiana dużą ilością szampana i jadalnego lubrykantu, ale najczęściej jest to nieodwzajemnione uczucie, które kończy się wraz z opakowaniem prezerwatyw.


Dzisiaj usiadłam przed laptopem, weszłam na mojego bloga i pierwsze co zrobiłam to zmieniłam utwór w tle Myśli Kobiety Wyzwolonej na piosenkę w wykonaniu seksownej Penélope Cruz - Cocaína. Zainspirowałam się tą piosenką do napisania dzisiejszego postu. Cały czas pisząc słucham tej pięknej, zmysłowej hiszpańskiej piosenki, która naprawdę tak rzuca moimi emocjami, że mam ochotę przytulić się do Niego w czerwono-czarnej satynowej pościeli, zapalić papierosa i popić mocną whiskey. A potem uprawiać miłość aż do rana...
Jestem uzależniona bardzo tą miłością, rzucana przez emocje, szaleńczo chora aż do ostatniego grama 😈 Dla mnie miłość wygląda inaczej niż ją większość ludzi opisuje. Dla mnie to nie jest związek małżeński, troje dzieci i pies, ale szalone namiętne uczucie, które swoją wielkością uderza w naszą duszę i umysł. Jesteśmy tą miłością zniewoleni, ale chcemy być w jej niewoli, nie chcemy pozbywać się tych ciężkich, żelaznych kajdan, tylko chcemy się nią dusić i przenikać się wzajemnie aż do utraty sił. Miłość to narkotyk, to chemia, powodująca że jesteśmy jak odurzeni najlepszym i najmocniejszym dragiem.

Gdzie teraz chciałabym być?

W pokoju o czekoladowych ścianach, na czarnym łóżku ze sztachetkami, do których można się przywiązać. Na pościeli satynowej w kolorze krwistej czerwieni. W pokoju pachnącym bordowymi różami, tytoniem i naszym seksem. Pić zimną whiskey z colą, zaciągając się Davidoff Gold w tle słysząc melancholijny głos z radia. Hmm... dzikie, zmysłowe romantico.


Tymczasem.

niedziela, 3 lutego 2019

PIĘKNE KOBIETY są niebezpieczne

Często w filmach, książkach czy takim Internecie natrafiamy na frazę, że PIĘKNE KOBIETY SĄ NIEBEZPIECZNE. Skąd to się wzięło i dlaczego tak mawiamy?

Otóż! Piękne kobiety najczęściej są pewne swojej urody, seksualności i bardzo często intelektu(ten mit o pięknej i głupiej już dawno został obalony). To trio czyni z pięknej kobiety idealnego agenta FBI, super policjanta czy też doskonałego mordercę. Wystarczy obejrzeć przypadkowy film, w którym występuje atrakcyjna femme fatale. Piękna kobieta siedząca przy stoliku w niszowej kawiarni, seksownie pije kawę zostawiając na porcelanowej filiżance odcisk swojej czerwonej szminki od Heleny Rubinstein. Zaciąga się seksownie długim papierosem i patrzy przykuwającym wzrokiem na mężczyznę siedzącego dwa stoliki dalej. On wie, że ona chce i ona wie, że już go ma.

Od lat podpatruję filmowe femme fatale, którymi inspiruję się w modzie i makijażu. Dla mnie, one są ciekawszymi postaciami niż spokojne, ułożone kobiety wychowujące gromadkę dzieci i wyprowadzające psa na spacer. W filmie poszukuję kobiet, które są charakterne, błyskotliwe, piękne i wyrachowane. Dlaczego? Dlatego, że są to przede wszystkim kobiety wyjątkowo inteligentne, uwodzicielskie i przyciągające jak żadne inne. Czarny charakter zawsze bardziej przyciąga niż biała postać. Jeśli ktoś z Was szuka filmu, w którym występuje charakter femme fatale w kinematografii to zachęcam do oglądania filmów z XX wieku, w którym to występowała Marilyn Monroe, Rita Hayworth czy też Marlene Dietrich. Dla mnie gwiazdy, a raczej ikony kina z lat retro to kwintesencja kobiecości, zmysłowości i klasy. Zachęcam do zapoznania się z ich biografiami, ponieważ to fascynujące zajęcie. Ja już wiele lat temu przepadłam!

PIĘKNE KOBIETY są niebezpieczne, ponieważ zdają sobie sprawę z tego, że SĄ. Wiedzą, że dzięki swojej urodzie i intelektowi mogą mieć to co chcą. A jak nie chcą, to po prostu się nie wysilają. Proste.


Tymczasem...

piątek, 1 lutego 2019

MIESIĄC MIŁOŚCI

Luty, zwany przez wielu miesiącem miłości... przeze mnie również ❤ jest idealnym czasem na wzmożone okazywanie sobie miłości, przyjaźni, uczuć i tego, że jest się dla kogoś ważniejszym od innych spraw. Po zimnym i smutnym styczniu nadchodzi czas, kiedy to nasze serca są cieplejsze i biją szybciej nie z powodu tachykardii po kawie, bynajmniej 😈 Nasze serca(w większości) biją dla kogoś.

Tegoroczny luty liczy tylko 28 dni!!! Ale nie smućmy się z tego powodu tylko okazujmy swoją miłość i inne pozytywne uczucia każdego dnia roku w najmniejszym geście albo największym - jak wolicie. Ważne, a nawet powiedziałabym, że najważniejsze jest to aby każdego dnia pamiętać o kimś kogo darzy się silnym uczuciem. Nie mam tu na myśli uczucia nienawiści, którego w naszych sercach jest za dużo, zdecydowanie za dużo. Kochajmy każdego dnia, z każdym dniem mocniej, bo po zdrowiu, to właśnie miłość jest najważniejsza ❤❤❤

Jak okazać sobie uczucia miłości w lutym?

Oczywiście kupno Mercedesa drugiej osobie to zawsze super sprawa, ale bez przesady, nie o to w tym wszystkim chodzi 😈😈😈 Najważniejsza jest pamięć, rozmowa, spotkanie, czerwone róże w lutym zawsze są na TAK, namiętny pocałunek, cudowny seks czy też (nad)zwyczajny spacer. W miłości nie chodzi o jeden wielki gest, a o tysiące małych gestów tworzących coś wielkiego - MIŁOŚĆ. 


Kochajmy nie tylko w lutym, ale każdego dnia. Zacznijmy od pokochania siebie ze wszystkimi wadami i zaletami, a następnie pokochajmy kogoś. Jeśli nie lubimy siebie, nie akceptujemy, uważamy się za słabszych od innych to druga osoba widzi tę niepewność. Miłość własna to romans na całe życie. I nie jest to banał, ale prawda. Kochajmy siebie, świat, ludzi i kogoś ważnego dla naszego serca. Tego sobie i Wam wszystkim życzę 👄❤


Wasza Aleksandra