Dobry wieczór/Dzień dobry o 04:16 nad ranem 😇. Tak! wiem, godzina zacna aby żyć i być całkiem przytomną ale ja tak mam, że od lat grasuję nocą. W liceum miałam taki tryb życia, że uczyłam się nocami i tak mi już pozostało. Wieczorem wypiłam dosyć mocną kawę i póki co siły mnie nie opuściły, więc postanowiłam napisać. Jeśli czytaliście mój ostatni post o koniach to patrzcie sprawdziło się, bo jeden z moich ulubionych aktorów zmarł. A mowa jest oczywiście o Pawle Królikowskim. Za długo nie nacieszył się życiem, ponieważ zmarł w wieku zaledwie 58 lat. Ta wiadomość naprawdę mnie zasmuciła, bo uwielbiam jego rolę Kusego w Ranczu. Smutek! 😢😢😢
Patrzcie jakie to życie ludzkie jest krótkie i nieprzewidywalne. Ludzie się złoszczą, mszczą, kłócą, nienawidzą, psują związki, zdradzają, walczą o pieniądze... o sławę, a czas upływa. Może warto by wykorzystać życie, które mamy - na rozwój, poprawę kondycji, dobry seks, taniec na łące, zabawę, spełnianie marzeń i zachcianek i spotkanie z kimś kogo darzymy uczuciem? Zastanówcie się nad własnym życiem w konwenansach, nad ograniczaniem się i tkwieniem w smutku. Czy to ma sens?
Ja dzisiaj zamierzam spędzić czas z przyjaciółką na mieście, napić się piwa, może jakiegoś drinka... kto wie 😈. Mam nadzieję, że czas miło nam upłynie. Nie widziałyśmy się miesiąc. W ogóle nie wiem jak Wy, ale mnie luty minął jak z bicza strzelił. Ledwo się obejrzałam, a już koniec miesiąca.
Zaskoczę Was troszkę, ale już czas bycia blondynką w moim wykonaniu dobiega końca. I pewnie zastanawiacie się co teraz. Otóż... w moim 26-letnim życiu byłam już szatynką, miałam piękne czekoladowe włosy, byłam czarnulą, miałam różowe końcówki oraz jestem aktualnie blondynką. I teraz czas na wiosenną zmianę, a będzie ona wielka! 😈 Przełom kwietnia/maja przeistoczy się Wasza Maassen w ognistą rudą marchew 😈😈😈. Pewnie wielu z Was jest ciekawych jak przebiegnie ta metamorfoza. Sama jestem ciekawa. Tym zajmie się fryzjer i mam nadzieję, że wyjdzie zacnie. Jako blondynka czułam się dobrze, ale nie czułam się do końca sobą, więc chcę coś zmienić. Mój temperament raczej jest z krajów Południa, więc z pewnością najlepiej jest mi w czekoladowych, ciemnobrązowych włosach, ale od zawsze marzyłam o długich, rudych, wręcz ognistych włosach. Mam nadzieję, że metamorfoza będzie udana i, że będę wyglądała w takim kolorze atrakcyjnie. Ale do tej zmiany jeszcze całe 2 miesiące, więc jest to kupa czasu. Ale już teraz możecie zacząć trzymać kciuki hahahahahahahhahahah.
Miłego weekendu Wam życzę i sobie też! 😈
Tymczasem ślę buziaki i oceany przytulasków! 👄👄👄
PS. Zapomniałam Wam powiedzieć, że wieczorem na spacerze z psem grzebałam patykiem w błocie w poszukiwaniu piłki Reksia. I... i oczywiście znalazłam hahahahhahah 😈😈😈.
Powiem Wam, że taka mała prosta rzecz a cieszy, śmiałam się szatańsko, bo poszukiwania tej piłki trwały długo, zanim wpadłam na pomysł grzebania w błocie. I dobrze myślałam, bo piłeczka Reksia właśnie tam się znalazła.
A teraz udaję się na spoczynek jak na prawdziwego Wampira przystało 😈😈😈.
Buzia! 👄
sobota, 29 lutego 2020
wtorek, 25 lutego 2020
Białe Konie - CZĘŚĆ 2
Dzień dobry (choć dla mnie niekoniecznie) 😔.
Dokładnie dwa lata temu pisałam post o białych (wręcz widmowych) koniach, które przyśniły się mojej mamie dzień przed moim "wylądowaniem" na Pogotowiu Ratunkowym. Wiele (ba! rzekłabym, że większość) osób jest sceptycznych jeśli chodzi o znaczenie naszych marzeń sennych. Ja wierzę w sny od kilkunastu lat kiedy to moje sny wielokrotnie mnie ostrzegały przed różnymi nieszczęściami. Zazwyczaj mam złe sny przed chorobami bądź czyjąś śmiercią. Oczywiście każdy może sobie wierzyć bądź nie wierzyć jak i w różne inne rzeczy, ale skoro mnie się to sprawdza i tak mam to dlaczego miałabym sobie samej zaprzeczać, prawda? Oczywiście należy pamiętać, że "złe sny" zwane inaczej KOSZMARAMI śnią się ludziom chorym (nawet wystarczy przeziębienie), przy cukrzycy i podczas silnego stresu. No... nie jestem zestresowana, ale dosyć osłabiona. Nie czuję się najlepiej, choć dzisiaj jest już poprawa mojego samopoczucia, z czego oczywiście się cieszę.
Wracając do moich dzisiejszych snów to przeanalizowałam je i cóż... brat mojej nieżyjącej babci od dawna jest chory na raka i już wszystko co lekarze mogli zrobić to zrobili, więc domyślacie się, że wujo po prostu czeka na to co nieuniknione. Siostra mojej wyżej wspomnianej babci dzisiaj zaś będzie operowana również z powodu choroby nowotworowej. Mam nadzieję, że operacja przebiegnie pomyślnie. I tak... domyślacie się, że jest to ta sama ciocia, która miała operację na guza mózgu. Niestety wykryto u niej i guza piersi w tym roku i... i tak, dzisiaj operacja. Trzymajcie kciuki!
PS. Mam nadzieję, że mój dzisiejszy sen o białym rozpędzonym i rżącym koniu nie będzie złym proroctwem czyjegoś zdrowia bądź życia.
Trzymajcie się w zdrowiu i szczęściu!
Buziaki 👄👄👄
Dokładnie dwa lata temu pisałam post o białych (wręcz widmowych) koniach, które przyśniły się mojej mamie dzień przed moim "wylądowaniem" na Pogotowiu Ratunkowym. Wiele (ba! rzekłabym, że większość) osób jest sceptycznych jeśli chodzi o znaczenie naszych marzeń sennych. Ja wierzę w sny od kilkunastu lat kiedy to moje sny wielokrotnie mnie ostrzegały przed różnymi nieszczęściami. Zazwyczaj mam złe sny przed chorobami bądź czyjąś śmiercią. Oczywiście każdy może sobie wierzyć bądź nie wierzyć jak i w różne inne rzeczy, ale skoro mnie się to sprawdza i tak mam to dlaczego miałabym sobie samej zaprzeczać, prawda? Oczywiście należy pamiętać, że "złe sny" zwane inaczej KOSZMARAMI śnią się ludziom chorym (nawet wystarczy przeziębienie), przy cukrzycy i podczas silnego stresu. No... nie jestem zestresowana, ale dosyć osłabiona. Nie czuję się najlepiej, choć dzisiaj jest już poprawa mojego samopoczucia, z czego oczywiście się cieszę.
Wracając do moich dzisiejszych snów to przeanalizowałam je i cóż... brat mojej nieżyjącej babci od dawna jest chory na raka i już wszystko co lekarze mogli zrobić to zrobili, więc domyślacie się, że wujo po prostu czeka na to co nieuniknione. Siostra mojej wyżej wspomnianej babci dzisiaj zaś będzie operowana również z powodu choroby nowotworowej. Mam nadzieję, że operacja przebiegnie pomyślnie. I tak... domyślacie się, że jest to ta sama ciocia, która miała operację na guza mózgu. Niestety wykryto u niej i guza piersi w tym roku i... i tak, dzisiaj operacja. Trzymajcie kciuki!
PS. Mam nadzieję, że mój dzisiejszy sen o białym rozpędzonym i rżącym koniu nie będzie złym proroctwem czyjegoś zdrowia bądź życia.
Trzymajcie się w zdrowiu i szczęściu!
Buziaki 👄👄👄
poniedziałek, 24 lutego 2020
Date Cute Russian
Dobry wieczorek Misiaki! 😈 Postanowiłam, że wykorzystam czas kiedy czuję się lepiej na to aby napisać pościk lekki, przyjemny i oczywiście trochę ERO 😈😈😈. Aby nie przeciągać (mhm...😈) wstępu przejdźmy do rzeczy. A mianowicie ostatnio na maila dostałam propozycję zaproszenia do portalu, ba! do seks portalu gdzie są wyłącznie Rosjanki, słodkie blondyneczki z okrągłymi buziami i wydatnymi ustami. Trochę się zdziwiłam, że mnie zaproszono skoro nie jestem ruską dziewką tylko polską. DZIEWKĄ, nie dziwką! Tak, źle to przeczytałeś 😈. Może w poprzednim wcieleniu byłam Rosjanką ale w tym zapewniam, że nie ha ha ha. Także rozumiecie, że nie skorzystałam z propozycji założenia konta na rosyjskim portalu, ponieważ raz nie szukam obecnie przygód, dwa... już się nasiedziałam na różnych ciekawych i mniej ciekawych portalach w sieci, więc póki co podziękuję, a po trzecie nie jestem Rosjanką.
Powiem tak... wiem, że czyta mnie wielu administratorów różnych erotycznych portali i wcale mnie to nie dziwi, bo poruszałam od początku istnienia mojego bloga różne tematy TABU. Z bardzo wielu portali korzystałam, ponieważ lubiłam sobie poromansować i nadal lubię ale obecnie tylko z jednym mężczyzną i mam nadzieję, że to się nie zmieni. Wszak margines błędu sobie pozostawiam na wszelki wypadek. Cóż... czasem nasze oczekiwania nie ziszczą się nigdy, więc jako homo sapiens sapiens powinniśmy brać pod uwagę nieprzewidywalność życia ludzkiego, czyli po prostu nasze własne życia.
Do napisania dzisiejszego postu zainspirowało mnie zaproszenie do portalu a także rozmowa z dobrą koleżanką Paulą 😇. Dodatkowo miałam w mojej najnowszej galerii zdjęć taką oto wulgarną ale i słodką fotografię siebie, więc uznałam, że to idealny moment aby napisać taki wpis na Myślach Kobiety Wyzwolonej. Jak Wam się podoba?
Buziaczki 👄👄👄👄👄
Powiem tak... wiem, że czyta mnie wielu administratorów różnych erotycznych portali i wcale mnie to nie dziwi, bo poruszałam od początku istnienia mojego bloga różne tematy TABU. Z bardzo wielu portali korzystałam, ponieważ lubiłam sobie poromansować i nadal lubię ale obecnie tylko z jednym mężczyzną i mam nadzieję, że to się nie zmieni. Wszak margines błędu sobie pozostawiam na wszelki wypadek. Cóż... czasem nasze oczekiwania nie ziszczą się nigdy, więc jako homo sapiens sapiens powinniśmy brać pod uwagę nieprzewidywalność życia ludzkiego, czyli po prostu nasze własne życia.
Do napisania dzisiejszego postu zainspirowało mnie zaproszenie do portalu a także rozmowa z dobrą koleżanką Paulą 😇. Dodatkowo miałam w mojej najnowszej galerii zdjęć taką oto wulgarną ale i słodką fotografię siebie, więc uznałam, że to idealny moment aby napisać taki wpis na Myślach Kobiety Wyzwolonej. Jak Wam się podoba?
Buziaczki 👄👄👄👄👄
sobota, 22 lutego 2020
Sztywna jesionka, kieszeni nie ma, TAM już nic nie weźmiesz!
Dobry wieczór Kochani! 👄
Dzisiaj chciałabym się z Wami podzielić taką moją małą refleksją na temat śmierci i dóbr materialnych. Otóż, nigdy nie ukrywałam, że lubię luksus, blichtr i piękne rzeczy. Jestem estetką i lubię otaczać się tym co piękne. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Niemniej jednak jest druga strona medalu. Kiedy jesteśmy chorzy, nasze samopoczucie jest dalekie do dobrego, to oddalibyśmy wszystko za to aby dostać zdrowie. Niestety w życiu ludzkim nie można tutaj zastosować barteru i wymienić pieniądze na zdrowie czy też życie. Oczywiście za pieniądze możemy poprawić komfort naszego istnienia, znaleźć najlepszych specjalistów, kupić drogi leki, opłacić operacje czy inne zabiegi. Niestety nic nie da nam pewności, że "wykupimy się" i wyzdrowiejemy, przeżyjemy.
Sztywna jesionka, kieszeni nie ma, TAM już nic nie weźmiesz!
I taka jest prawda! Możemy mieć kilogram złota, najpiękniejsze i najwyższe szpilki świata, tysiące flakonów perfum, drogie klejnoty, ale jak staniemy przed oblicze Śmierci to nie zabierzemy ze sobą nic. Tak naprawdę wszystko zostanie tu na ziemi. Jeżeli mamy rodzinę i przyjaciół to ktoś będzie miał po nas pamiątkę, ale jeśli jesteśmy samotni to wszystko rozejdzie się, ktoś ukradnie, państwo zabierze i nic po nas nie pozostanie. Straszne to i bardzo przykre, ponieważ wtedy pamięć o nas zaginie. Dlatego też miejmy komu przekazać nasze drobiazgi, klejnoty, ba! nasz majątek. Mam nadzieję, że gdy kiedyś przyjdzie mi odejść z tego pięknego świata to któraś przyjaciółka, brat, ktoś z rodziny, partner czy dobra sąsiadka przygarnie to co pozostawiłam po sobie. To może dziwne, że o tym piszę, mówię mając tylko 26 lat ale... nigdy nie wiemy kiedy będzie nasz koniec. Możemy umrzeć naturalnie, będąc zamordowanym, zginąć w wypadku komunikacyjnym lub umrzeć przez chorobę, która nas zjada. Nikt tego nie wie ile ma drogi tu do przejścia. Z jednej strony to dobre ale z drugiej wręcz przerażające. Niemniej jednak nie myślmy o śmierci ale miejmy na uwadze, że nie jesteśmy wieczni.
Tymczasem.
Dzisiaj chciałabym się z Wami podzielić taką moją małą refleksją na temat śmierci i dóbr materialnych. Otóż, nigdy nie ukrywałam, że lubię luksus, blichtr i piękne rzeczy. Jestem estetką i lubię otaczać się tym co piękne. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Niemniej jednak jest druga strona medalu. Kiedy jesteśmy chorzy, nasze samopoczucie jest dalekie do dobrego, to oddalibyśmy wszystko za to aby dostać zdrowie. Niestety w życiu ludzkim nie można tutaj zastosować barteru i wymienić pieniądze na zdrowie czy też życie. Oczywiście za pieniądze możemy poprawić komfort naszego istnienia, znaleźć najlepszych specjalistów, kupić drogi leki, opłacić operacje czy inne zabiegi. Niestety nic nie da nam pewności, że "wykupimy się" i wyzdrowiejemy, przeżyjemy.
Sztywna jesionka, kieszeni nie ma, TAM już nic nie weźmiesz!
I taka jest prawda! Możemy mieć kilogram złota, najpiękniejsze i najwyższe szpilki świata, tysiące flakonów perfum, drogie klejnoty, ale jak staniemy przed oblicze Śmierci to nie zabierzemy ze sobą nic. Tak naprawdę wszystko zostanie tu na ziemi. Jeżeli mamy rodzinę i przyjaciół to ktoś będzie miał po nas pamiątkę, ale jeśli jesteśmy samotni to wszystko rozejdzie się, ktoś ukradnie, państwo zabierze i nic po nas nie pozostanie. Straszne to i bardzo przykre, ponieważ wtedy pamięć o nas zaginie. Dlatego też miejmy komu przekazać nasze drobiazgi, klejnoty, ba! nasz majątek. Mam nadzieję, że gdy kiedyś przyjdzie mi odejść z tego pięknego świata to któraś przyjaciółka, brat, ktoś z rodziny, partner czy dobra sąsiadka przygarnie to co pozostawiłam po sobie. To może dziwne, że o tym piszę, mówię mając tylko 26 lat ale... nigdy nie wiemy kiedy będzie nasz koniec. Możemy umrzeć naturalnie, będąc zamordowanym, zginąć w wypadku komunikacyjnym lub umrzeć przez chorobę, która nas zjada. Nikt tego nie wie ile ma drogi tu do przejścia. Z jednej strony to dobre ale z drugiej wręcz przerażające. Niemniej jednak nie myślmy o śmierci ale miejmy na uwadze, że nie jesteśmy wieczni.
Tymczasem.
środa, 19 lutego 2020
Dobry pocałunek czujesz między udami...
Dobry wieczór o 03:30! Już dawno na Myślach Kobiety Wyzwolonej nie było EROpostów, które uwielbiacie czytać tak samo jak ja lubię je dla siebie i dla Was pisać. I dlatego dzisiaj w tę piękną, chłodną noc postanowiłam rozgrzać Was tym co Maassen uwielbia... czyli całowaniem 😈❤. Dosyć dawno na blogu pisałam o całowaniu i tamten post do dziś dzień cieszy się niesłabnącą popularnością, dlatego wychodząc Wam na przeciw postanowiłam stworzyć drugi post, który będzie wisienką na tamtym poście. Mam nadzieję, że będziecie usatysfakcjonowani już po samym wstępie i pierwszym moim zdjęciu 😈😈😈. W tym miejscu zwracam się do męskiej widowni mojego bloga, która jest większością na Myślach Kobiety Wyzwolonej. Co chyba nikogo z Was nie dziwi? Hahahahahahahahahaha 😈👌❤❤❤❤❤. Przejdźmy do sedna, a mianowicie do tematu całowania. Każdy (niektórzy jednak NIE) z nas to lubi, a niektórzy wręcz mają na tym punkcie hopla... w tym ja. I dlatego nikt lepiej Wam nie powie jak rozpoznać, że osoba z którą się całujcie robi to dobrze. Wiele się mówi o tym, że ktoś jest dobry w łóżku, że dobrze całuje, że dobrze gotuje (nie, to nie ten temat), że dobrze robi loda lub jest mistrzem w Cunnilingus. A co to tak naprawdę znaczy być dobrym w całowaniu? Odpowiedź na to pytanie jest w tytule dzisiejszego posta.
DOBRY POCAŁUNEK CZUJESZ MIĘDZY UDAMI...😈😈😈😈😈😈
Ktoś teraz zapyta, co to więc znaczy, że dobry pocałunek czuje się między udami. Otóż to! SPRAKTYKUJ, a się dowiesz czy czujesz 😈😅😅😅. Dobry pocałunek ma Cię zwalić z nóg, masz mieć dreszcze na karku, masz mimowolnie odchylać głowę do tyłu kiedy on/ona całuje Cię po szyi, masz czuć motylki w brzuchu, masz stać się wilgotna albo stanąć na wysokości zadania 😈. Jeśli to czujesz to znaczy, że pocałunek jest dobry. A wierz mi, że dobry pocałunek to jedna z najlepszych rzeczy jakich można doświadczyć z drugą osobą. Niestety jest też druga strona medalu. Mało osób potrafi robić to tak, że można odpłynąć. Z pocałunkiem jak i z seksem. Jedni są mistrzami, a drudzy po prostu będą statystami. Oczywiście można poprawić swoje umiejętności testując, praktykując i ćwicząc sztukę miłości, ale jak się nie ma temperamentu to może być trudno, co tym bardziej powinno Was skłonić do częstszych przyjemnością z płcią przeciwną lub z tą samą. Dla każdego coś dobrego.
Powiem Wam, że miałam pecha do facetów i wszyscy całowali słabo albo przeciętnie. Kiedyś byłam zdziwiona, że ludzie to lubią bo w ogóle całowanie się nie sprawiało mi jakieś oszałamiającej przyjemności. Było ok, ale bez fajerwerków. Sorry! Nie było ok, było słabo, bo z biegiem lat przekonałam się, że tamci faceci nie umieli za grosz całować. Może to zabrzmi brutalnie ale nie związałabym się nigdy z osobą, która nie daje mi satysfakcji podczas całowania i podczas seksu. Dla mnie erotyka i sensualność jest bardzo ważna, ponieważ cóż... lubię to? 😈😈😈 Odkąd poznałam mężczyznę, który całuje tak, że jest się w raju mentalnym i fizycznym to czuję ogromną satysfakcję i zadowolenie. Pocałunek powinien być zabawą, przyjemnością, grą, nawet powiedziałabym, że powinien być grą wstępną. Najgorszej gdy osoba całuje ograniczając się do ust. Nie ma nic gorszego. Pocałunek powinien angażować usta, język, dłonie, oddech, spojrzenie, słowa. Cały mix daje ogromną przyjemność o ile umie się to pięknie i wyrafinowanie połączyć. Zdradzę Wam mały sekrecik 😈 Jeśli nie całowaliście się z dużą truskawką w ustach to nie wiecie co to naprawdę fajna zabawa. Maliny też są dobre! W malinowym chruśniaku... - pamiętam gdy w liceum czytałam ten erotyk przed całą klasą i już wiedziałam, że będę VERY BAD GIRL w przyszłości ha ha ha.
Pamiętajcie też, że pocałunek nie powinien ograniczać się do całowania ust. Całowanie uszu jest nieziemskie tak samo jak całowanie szyi czy lizanie obojczyków. Nie wspominając już o przyjemności płynącej z doznań gdy ktoś całuje Wam wewnętrzną stronę ud...😈.
Całujcie się codziennie, bo życie jest za krótkie na to aby tego nie robić 👄👄👄👄👄👄👄.
Tymczasem 😈.
DOBRY POCAŁUNEK CZUJESZ MIĘDZY UDAMI...😈😈😈😈😈😈
Ktoś teraz zapyta, co to więc znaczy, że dobry pocałunek czuje się między udami. Otóż to! SPRAKTYKUJ, a się dowiesz czy czujesz 😈😅😅😅. Dobry pocałunek ma Cię zwalić z nóg, masz mieć dreszcze na karku, masz mimowolnie odchylać głowę do tyłu kiedy on/ona całuje Cię po szyi, masz czuć motylki w brzuchu, masz stać się wilgotna albo stanąć na wysokości zadania 😈. Jeśli to czujesz to znaczy, że pocałunek jest dobry. A wierz mi, że dobry pocałunek to jedna z najlepszych rzeczy jakich można doświadczyć z drugą osobą. Niestety jest też druga strona medalu. Mało osób potrafi robić to tak, że można odpłynąć. Z pocałunkiem jak i z seksem. Jedni są mistrzami, a drudzy po prostu będą statystami. Oczywiście można poprawić swoje umiejętności testując, praktykując i ćwicząc sztukę miłości, ale jak się nie ma temperamentu to może być trudno, co tym bardziej powinno Was skłonić do częstszych przyjemnością z płcią przeciwną lub z tą samą. Dla każdego coś dobrego.
Powiem Wam, że miałam pecha do facetów i wszyscy całowali słabo albo przeciętnie. Kiedyś byłam zdziwiona, że ludzie to lubią bo w ogóle całowanie się nie sprawiało mi jakieś oszałamiającej przyjemności. Było ok, ale bez fajerwerków. Sorry! Nie było ok, było słabo, bo z biegiem lat przekonałam się, że tamci faceci nie umieli za grosz całować. Może to zabrzmi brutalnie ale nie związałabym się nigdy z osobą, która nie daje mi satysfakcji podczas całowania i podczas seksu. Dla mnie erotyka i sensualność jest bardzo ważna, ponieważ cóż... lubię to? 😈😈😈 Odkąd poznałam mężczyznę, który całuje tak, że jest się w raju mentalnym i fizycznym to czuję ogromną satysfakcję i zadowolenie. Pocałunek powinien być zabawą, przyjemnością, grą, nawet powiedziałabym, że powinien być grą wstępną. Najgorszej gdy osoba całuje ograniczając się do ust. Nie ma nic gorszego. Pocałunek powinien angażować usta, język, dłonie, oddech, spojrzenie, słowa. Cały mix daje ogromną przyjemność o ile umie się to pięknie i wyrafinowanie połączyć. Zdradzę Wam mały sekrecik 😈 Jeśli nie całowaliście się z dużą truskawką w ustach to nie wiecie co to naprawdę fajna zabawa. Maliny też są dobre! W malinowym chruśniaku... - pamiętam gdy w liceum czytałam ten erotyk przed całą klasą i już wiedziałam, że będę VERY BAD GIRL w przyszłości ha ha ha.
Pamiętajcie też, że pocałunek nie powinien ograniczać się do całowania ust. Całowanie uszu jest nieziemskie tak samo jak całowanie szyi czy lizanie obojczyków. Nie wspominając już o przyjemności płynącej z doznań gdy ktoś całuje Wam wewnętrzną stronę ud...😈.
Całujcie się codziennie, bo życie jest za krótkie na to aby tego nie robić 👄👄👄👄👄👄👄.
Tymczasem 😈.
niedziela, 16 lutego 2020
Taedium Vitae
Dobry wieczór...Dzień dobry... w zależności od tego czy już zbliża się godzina Waszej pobudki czy może podobnie jak ja dopiero kładziecie się spać. Przez ostatnie 4 dni kładłam się spać jak niemowlę i spałam, spałam, spałam, ponieważ bardzo potrzebowałam snu. Miałam nie pisać w tym tygodniu, ale uznałam, że mój obecny wstręt do życia nie powinien przysłaniać mi wszystkiego wokoło. I tak więc postanowiłam naskrobać co nie co dzisiaj, w tym wyjątkowym dla mnie dniu jakim są 80 urodziny mojego dziadka. Powiem Wam, że bardzo chciałabym dożyć takiego pięknego wieku w tak dobrej kondycji w jakiej jest mój dziadek. Jaka jest recepta na zdrowie i dobre samopoczucie mojego dziadka? Otóż - POZYTYWNE MYŚLENIE. Tak! kto jak kto, ale mój dziadek wszystko co złe odrzuca i skupia swoje myśli tylko na pozytywach. Stwierdził, że nie wie ile mu jeszcze pozostało, więc cieszy się z każdego dnia kiedy to może się obudzić i żyć. I cóż... chyba należałoby wziąć przykład i myśleć tylko o dobrych rzeczach, nie smucić się i cieszyć się z tego co się ma, nie bacząc na to co chciałoby się a się nie ma.
Jakoś tak tej nocy spać nie mogę i smutno mi... mam istne Taedium Vitae i chętnie przespałabym ten czas aż do wiosny, ale z drugiej strony lubię luty, marzec i budzącą się Wiosnę. Wiosną wszystko inaczej pachnie, czuć świeżość w powietrzu, chce się być lepszym człowiekiem, uprawiać miłość, napisać coś ładnego i wdychać tę radość z powietrza. Mimo, że jestem dzieckiem końca lata to upodobałam sobie wiosnę, ponieważ jest ciepło ale rześko tak jak lubię najbardziej. Ah... trochę się rozmarzyłam, ale trochę romantyzmu to ta Wasza Maassen ma... czasem aż za bardzo ha ha ❤. Czy to nie miał być post o wstręcie do życia? Hahahahahhahahahahha! 😈 Eh... całe życie moje ze skrajności w skrajność, normalnie całe życie na krawędzi 😇😈😎😎😎.
Ogólnie to coś jestem smutna, ale dzisiaj już o 16 poprawię sobie humor, a potem jeszcze dołożę sobie na poprawę nastroju szampana i torta i uznam, że ŻYĆ NIE UMIERAĆ, aż do momentu aż wkurwię się na ten świat, ludzi i paradoksy mojego istnienia.
Tymczasem.
Jakoś tak tej nocy spać nie mogę i smutno mi... mam istne Taedium Vitae i chętnie przespałabym ten czas aż do wiosny, ale z drugiej strony lubię luty, marzec i budzącą się Wiosnę. Wiosną wszystko inaczej pachnie, czuć świeżość w powietrzu, chce się być lepszym człowiekiem, uprawiać miłość, napisać coś ładnego i wdychać tę radość z powietrza. Mimo, że jestem dzieckiem końca lata to upodobałam sobie wiosnę, ponieważ jest ciepło ale rześko tak jak lubię najbardziej. Ah... trochę się rozmarzyłam, ale trochę romantyzmu to ta Wasza Maassen ma... czasem aż za bardzo ha ha ❤. Czy to nie miał być post o wstręcie do życia? Hahahahahhahahahahha! 😈 Eh... całe życie moje ze skrajności w skrajność, normalnie całe życie na krawędzi 😇😈😎😎😎.
Ogólnie to coś jestem smutna, ale dzisiaj już o 16 poprawię sobie humor, a potem jeszcze dołożę sobie na poprawę nastroju szampana i torta i uznam, że ŻYĆ NIE UMIERAĆ, aż do momentu aż wkurwię się na ten świat, ludzi i paradoksy mojego istnienia.
Tymczasem.
środa, 12 lutego 2020
Wypiłabym buteleczkę LAUDANUM... oraz INFORMACJE DLA WAS (WAŻNE!!!)
Dobry wieczór!
Luty nie rozpieszcza mnie jeśli chodzi o moje samopoczucie. Przez ostatnie wichury i spadek ciśnienia atmosferycznego niezbyt dobrze się czuję. Boli mnie głowa, mam skoki ciśnienia i co najgorsze powracające duszności. Staram się tym nie martwić, bo stresowanie się na zapas pogarsza zdrowie, więc podchodzę póki co ze spokojem do tego co aktualnie się zadziało z moim zdrowiem. Moja mama mówi mi, że to wszystko przez stres (podświadomy), przemęczenie i prowadzenie niehigienicznego trybu życia (przez ostatnie 2 tygodnie chodziłam spać po 5). I ja to rozumiem i zdecydowanie zgadzam się z moją mamą. Poza tym chyba nie dostaję zawału? 😈 We wrześniu robiłam morfologię i nie mam ani wysokiego poziomu cholesterolu (notabene, nigdy nie miałam), ani kłopotu z cukrem czy też z hormonami. Badania we wrześniu były książkowe. Od tego czasu też nic się nie zmieniło w moim życiu, nie miałam traum, nie przytyłam, nie schudłam. Nie palę też dużo, bo jedynie jak wychodzę na miasto czyli 2-3 razy w miesiącu. Także zwalam to na stres i mam nadzieję, że tym razem to tylko stres i nic się złego nie dzieje z moim sercem czy mózgiem. Ale na wiosnę zrobię znowu wszystkie badania aby mieć spokój ducha i na pewno Was powiadomię jak one wyszły. Nie piszę o moim stanie zdrowia Wam bez kozery. Po prostu jeśli ktoś może sobie pomóc na podstawie moich problemów to niech sobie pomoże. Warto zawsze wiedzieć więcej niż się wie. I tyli gwoli wstępu.
Kolejna kwestia na dzisiaj jest taka, że uwielbiam z Wami rozmawiać i dzielić się spostrzeżeniami. Od lat rozmawiam sobie z Wami na fanpejdżu mojego bloga na Facebooku. I prosiłabym aby wszyscy, którzy chcieliby się ze mną skontaktować o wiadomość właśnie tam, ponieważ odeszłam już od odpisywania na maile, ponieważ mam wiele innych spraw na głowie, a blog jest dla mnie pewną odskocznią, a w mniejszym stopniu pracą. NIE JESTEM też psychologiem a tym bardziej psychiatrą, więc nie umiem powiedzieć ani nakreślić Wam Waszego głębokiego problemu. Sporo osób pisało do mnie z problemami tak zagmatwanymi i nadającymi się dla psychologa klinicznego, że po prostu pisałam w mailach abyście skontaktowali się z terapeutami, ponieważ nie mam umiejętności ani uprawnień do wydawania Wam rad jeśli na przykład macie halucynacje, myśli samobójcze czy od lat planujecie własną śmierć. Jestem młodą kobietą, która lubi literaturę, kreatywne pisanie i tworzenie opowieści o moich przeżyciach, doświadczeniach i wspomnieniach. Nie powiem Wam od A do Z jak macie żyć, ponieważ ja mam swój pogląd na rzeczywistość i swoje osobiste wartości i przekonania. Nie musicie się z tym zgadzać, więc sami rozumiecie, że nie jestem Cudotwórcą Waszych żyć.
Na Myśli Kobiety Wyzwolonej na dzień poświęcam maksymalnie 3 godziny czasu. W to wchodzi napisanie postu, odpisanie na komentarze oraz wiadomości na fanpejdżu. Jest sporo ale daję radę, bo jesteście dla mnie ważni gdyż jesteście obserwatorami mojego życia i czytelnikami, których szanuję. Zazwyczaj miło sobie z Wami koresponduję, ale czasem bywa tak, że ktoś pisze do mnie wiadomość... opryskliwą i oczekuje odpowiedzi po kilku minutach. Czasem musicie poczekać kilka godzin, czasem odpisuję po minucie ale na ogół odpowiedź na Wasze pytania macie na następny dzień. Na ogół rozmowa z Wami jest w kilku krótkich wiadomościach i to jest jak najbardziej normalne dla mnie. Niestety są ludzie (na szczęście niewiele), którzy szukają przyjaciela, psychologa i terapeuty we mnie. I jakże jest wielki szok i zdziwienie u nich jak tłumaczę im, że nie jestem w stanie rozmawiać z nimi przez 3-4h. Oprócz bloga mam normalne życie, mam mamę, brata, dziadka, przyjaciół, znajomych, Was (z kilkoma z Was się prawie wirtualnie przyjaźnie ❤ - co jest super), mam psa, moje pasje - czytanie, tworzenie erotyków, medytuje - TAK! i jeszcze innymi sprawami się zajmuje, które zostawiam dla siebie, bo są zbyt osobiste i są tylko i wyłącznie moją przestrzenią, którą nie dzielę się nawet z przyjaciółmi czy rodziną, ponieważ potrzebuję pewnej przestrzeni tylko i wyłącznie dla siebie. I teraz wrócę do początku dzisiejszego postu. Mój mózg się w lutym przegrzał, ponieważ nie jestem w stanie załatwiać za Was ani za osoby z mojego otoczenia ich własnych spraw. Mogę zająć się zwierzakiem, zaprowadzić kogoś do lekarza, przypilnować kwiatków i podlewać, zawołać pogotowie czy iść na pocztę. To mogę, spokojnie. Ale nie jestem w stanie podejmować za Was i za nikogo decyzji o rozwodzie, o związku, o pójściu na randkę, o zaplanowaniu dziecka i o wszystkich innych problemach emocjonalnych. NIE JESTEM! Kiedyś miałam moment w swoim życiu, że siedziałam przed laptopem i pisałam przez 8-10h i pocieszałam ludzi i słuchałam monologu przez tyle godzin. Nikt mi za to nie płacił, a nikt nie baczył na to, że ktoś dołuje mnie tym co mówi. Ja mam anielską cierpliwość i zrozumienie dla cierpienia drugiego człowieka, ale czasem nerwy mi puszczą i NIE, NIE, NIE. Jestem optymistką i mimo wielu problemów i traum w moim życiu nie siedzę i nie roztrząsam tych problemów, które były, bo to w niczym nie pomaga. Nie jestem osobą, która siedzi i przez cały dzień analizuje jedną sytuację. Było minęło, koniec. Kiedyś analizowałam i to był błąd. Życie trzeba przyjmować takim jakim jest. Dlatego moi Kochani nie jestem w stanie napisać Wam jak macie żyć. Jeżeli ktoś opisuje mi całe swoje życie i oczekuje, że ja napiszę co ma zrobić, to niestety jest w błędzie. Za nikogo nie mogę podejmować decyzji. Wiecie dlaczego? Otóż to proste. Załóżmy, że odpisuję takiej osobie i piszę jej co ma zrobić. Ona to robi, a potem całe życie jej się wali. I wiecie do kogo wtedy będą pretensje? DO MNIE. Ja nie biorę odpowiedzialności za żadne ludzkie życie. Nie biorę, ponieważ kiedyś poświęcałam się dla ludzi i pomagałam, doradzałam, a tak naprawdę marnowałam swój cenny czas. Nikt mi nie zapłacił, nikt nie podziękował, a wszyscy zapomnieli po latach. Dzisiaj nie jestem taka naiwna i wyczuwam manipulacje. Ostatnia kwestia jest taka, że nie jestem w stanie i nie posiadam też takiej ochoty aby analizować Wasze wszystkie błędy i wchodzić w szczegóły a potem "popisać" sobie z Wami przez kilka godzin. Czasu by mi Kochani nie wystarczyło. Mam wokół siebie 21 osób, z którymi prowadzę żywy kontakt i nie mam nawet czasu aby z każdą z tych osób jednego dnia porozmawiać, więc nie mam też czasu aby z kimś z Was usiąść i prowadzić porady. Poza tym nie mam tyle w sobie zapasów energii, aby przeznaczać je na coś co mnie dołuje. Kiedyś nie dbałam o swoją mentalność i przez to jestem czasem zestresowanym człowiekiem, dlatego odpuściłam i nie bawię się w porady psychologiczne. Mini poradki zawsze są w postach na blogu i to jest wszystko, co mogę zaproponować. Jeżeli macie pytanie do postu zadajcie je w komentarzu pod postem i stwórzmy fajną dyskusję. Między sobą możecie rozmawiać, wymieniać się doświadczeniami. I to byłoby super. Ostatnio odpisując wszystkim na pytania, wiadomości i komentarze spędziłam dobę i powiem Wam, że jestem wycieńczona i chętnie wypiłabym butelkę LAUDANUM i zasnęła na kilka tygodni, bo jestem nie zdenerwowana, tylko WKURWIONA, że ja mam wsiąkać w siebie czyjeś brudy. Są psycholodzy, terapeuci, psychiatrzy do Waszej dyspozycji i korzystajcie z tego bo to nie wstyd. Psycholog jest uczony tego aby odrzucać problemy innych osób i nie brać do siebie. Ja nie jestem psychologiem. Kształcę się w dziedzinie stricte związanej z psychologią, ale moja przyszła praca jeżeli będę się zajmować tym czego się uczę, będzie dotyczyła zupełnie innej dziedziny psychologii niż depresje, nerwice czy psychozy. Nie jestem w stanie słuchać non stop, że: "świat jest zły, ludzie są źli, kobiety są podłe, faceci są walnięci, żyć się nie chce, pieniędzy za mało, zupa była za słona, czemu mnie zostawił, dlaczego nie wysłał pocztówki".
Dla mnie świat jest piękny, ludzie są jacy są, ale ja kocham siebie i w końcu po latach zrozumiałam, że to JA jestem najważniejsza dla siebie i czas abym zadbała nie tylko o swoje zdrowie fizyczne ale i psychiczne i prowadziła spokojne życie. Przez wiele lat wysłuchiwałam problemów tak naprawdę, w większości z dupy i nie chcę już. Ot tak! Zbuntowałam się 😈. Czuję się źle, słabo śpię, nie mam apetytu i jestem cholernie zmęczona problemami ludzi wokół mnie dlatego nie jestem wstanie dawać Wam rady oprócz pisania z Wami na fanpejdżu i postów oraz odpowiadania na komentarze. Oczywiście na komentarze i wiadomości, które szanują moją osobę i nie są wycieńczające psychicznie będę odpisywać, ale na wiadomości typu "ej, co mam zrobić, ja nie mogę bez niego żyć, czemu mi to zrobił, nie może, nie może, bo to ja, jak można mnie to zrobić" nie będę odpisywać. Czasem jak takie coś czytam to mam dosyć i no... co ja mam zrobić. Nie wiem kto jest po drugiej stronie ekranu, więc ciężko mi ocenić, a jak ocenię źle (co jest częste, bo nie znam osoby), to jest źle i są pretensje. Dlatego już tego nie robię i na takie wiadomości nie odpisuję, bo sami rozumiecie.
Nie wiem kiedy napiszę następny post, bo chcę psychicznie odpocząć od bloga, który był zawsze moją ostoją oraz od ludzi wokół mnie, którzy przeciążyli mnie psychicznie. Sama mam swoje problemy i mogę się komuś wyżalić ale nie 24h na dobę, no kurwa... LITOŚCI. Ja jestem oazą spokoju, ale dostaję wewnętrznego wkurwa jak ktoś tak bardzo nie szanuje tego, że ja naprawdę pomagam mentalnie wielu osobom. A wiecie co dostaję? NIC.
Na koniec moi Drodzy jeżeli macie pytania, to kierujcie je na fanpejdż, ponieważ na maila wielokrotnie chciano wysłać mi wirusa, więc przykro mi ale nie odpisuję komuś kogo nie znam osobiście. Jeżeli ktoś z Was wysłał mi wiadomość w tym tygodniu to może się spodziewać odpowiedzi dopiero w poniedziałek, ponieważ ja muszę odpocząć od wszystkiego co dzieje się na blogu, na moich mailach, na Instagramie (propozycje seksu są miłe... ale ja tego nie szukam w tej chwili) i od mojego otoczenia. Chcę poleżeć, pospacerować, posłuchać muzyki, dokończyć czytać książkę WOŁA MNIE CIEMNOŚĆ, DAJĘ CI WIECZNOŚĆ AKT I i po prostu odpocząć psychicznie. W tym tygodni nie napiszę postu ani o perfumach, ani o Walentynkach, ani o niczym, bo chcę odpocząć. Uszanujcie to, ponieważ źle się czuję i nie mam siły. Nie mam ochoty, ani nawet nie chcę o problemach innych myśleć. Punto.
Tymczasem udaję się na spoczynek.
Trzymajcie się.
Luty nie rozpieszcza mnie jeśli chodzi o moje samopoczucie. Przez ostatnie wichury i spadek ciśnienia atmosferycznego niezbyt dobrze się czuję. Boli mnie głowa, mam skoki ciśnienia i co najgorsze powracające duszności. Staram się tym nie martwić, bo stresowanie się na zapas pogarsza zdrowie, więc podchodzę póki co ze spokojem do tego co aktualnie się zadziało z moim zdrowiem. Moja mama mówi mi, że to wszystko przez stres (podświadomy), przemęczenie i prowadzenie niehigienicznego trybu życia (przez ostatnie 2 tygodnie chodziłam spać po 5). I ja to rozumiem i zdecydowanie zgadzam się z moją mamą. Poza tym chyba nie dostaję zawału? 😈 We wrześniu robiłam morfologię i nie mam ani wysokiego poziomu cholesterolu (notabene, nigdy nie miałam), ani kłopotu z cukrem czy też z hormonami. Badania we wrześniu były książkowe. Od tego czasu też nic się nie zmieniło w moim życiu, nie miałam traum, nie przytyłam, nie schudłam. Nie palę też dużo, bo jedynie jak wychodzę na miasto czyli 2-3 razy w miesiącu. Także zwalam to na stres i mam nadzieję, że tym razem to tylko stres i nic się złego nie dzieje z moim sercem czy mózgiem. Ale na wiosnę zrobię znowu wszystkie badania aby mieć spokój ducha i na pewno Was powiadomię jak one wyszły. Nie piszę o moim stanie zdrowia Wam bez kozery. Po prostu jeśli ktoś może sobie pomóc na podstawie moich problemów to niech sobie pomoże. Warto zawsze wiedzieć więcej niż się wie. I tyli gwoli wstępu.
Kolejna kwestia na dzisiaj jest taka, że uwielbiam z Wami rozmawiać i dzielić się spostrzeżeniami. Od lat rozmawiam sobie z Wami na fanpejdżu mojego bloga na Facebooku. I prosiłabym aby wszyscy, którzy chcieliby się ze mną skontaktować o wiadomość właśnie tam, ponieważ odeszłam już od odpisywania na maile, ponieważ mam wiele innych spraw na głowie, a blog jest dla mnie pewną odskocznią, a w mniejszym stopniu pracą. NIE JESTEM też psychologiem a tym bardziej psychiatrą, więc nie umiem powiedzieć ani nakreślić Wam Waszego głębokiego problemu. Sporo osób pisało do mnie z problemami tak zagmatwanymi i nadającymi się dla psychologa klinicznego, że po prostu pisałam w mailach abyście skontaktowali się z terapeutami, ponieważ nie mam umiejętności ani uprawnień do wydawania Wam rad jeśli na przykład macie halucynacje, myśli samobójcze czy od lat planujecie własną śmierć. Jestem młodą kobietą, która lubi literaturę, kreatywne pisanie i tworzenie opowieści o moich przeżyciach, doświadczeniach i wspomnieniach. Nie powiem Wam od A do Z jak macie żyć, ponieważ ja mam swój pogląd na rzeczywistość i swoje osobiste wartości i przekonania. Nie musicie się z tym zgadzać, więc sami rozumiecie, że nie jestem Cudotwórcą Waszych żyć.
Na Myśli Kobiety Wyzwolonej na dzień poświęcam maksymalnie 3 godziny czasu. W to wchodzi napisanie postu, odpisanie na komentarze oraz wiadomości na fanpejdżu. Jest sporo ale daję radę, bo jesteście dla mnie ważni gdyż jesteście obserwatorami mojego życia i czytelnikami, których szanuję. Zazwyczaj miło sobie z Wami koresponduję, ale czasem bywa tak, że ktoś pisze do mnie wiadomość... opryskliwą i oczekuje odpowiedzi po kilku minutach. Czasem musicie poczekać kilka godzin, czasem odpisuję po minucie ale na ogół odpowiedź na Wasze pytania macie na następny dzień. Na ogół rozmowa z Wami jest w kilku krótkich wiadomościach i to jest jak najbardziej normalne dla mnie. Niestety są ludzie (na szczęście niewiele), którzy szukają przyjaciela, psychologa i terapeuty we mnie. I jakże jest wielki szok i zdziwienie u nich jak tłumaczę im, że nie jestem w stanie rozmawiać z nimi przez 3-4h. Oprócz bloga mam normalne życie, mam mamę, brata, dziadka, przyjaciół, znajomych, Was (z kilkoma z Was się prawie wirtualnie przyjaźnie ❤ - co jest super), mam psa, moje pasje - czytanie, tworzenie erotyków, medytuje - TAK! i jeszcze innymi sprawami się zajmuje, które zostawiam dla siebie, bo są zbyt osobiste i są tylko i wyłącznie moją przestrzenią, którą nie dzielę się nawet z przyjaciółmi czy rodziną, ponieważ potrzebuję pewnej przestrzeni tylko i wyłącznie dla siebie. I teraz wrócę do początku dzisiejszego postu. Mój mózg się w lutym przegrzał, ponieważ nie jestem w stanie załatwiać za Was ani za osoby z mojego otoczenia ich własnych spraw. Mogę zająć się zwierzakiem, zaprowadzić kogoś do lekarza, przypilnować kwiatków i podlewać, zawołać pogotowie czy iść na pocztę. To mogę, spokojnie. Ale nie jestem w stanie podejmować za Was i za nikogo decyzji o rozwodzie, o związku, o pójściu na randkę, o zaplanowaniu dziecka i o wszystkich innych problemach emocjonalnych. NIE JESTEM! Kiedyś miałam moment w swoim życiu, że siedziałam przed laptopem i pisałam przez 8-10h i pocieszałam ludzi i słuchałam monologu przez tyle godzin. Nikt mi za to nie płacił, a nikt nie baczył na to, że ktoś dołuje mnie tym co mówi. Ja mam anielską cierpliwość i zrozumienie dla cierpienia drugiego człowieka, ale czasem nerwy mi puszczą i NIE, NIE, NIE. Jestem optymistką i mimo wielu problemów i traum w moim życiu nie siedzę i nie roztrząsam tych problemów, które były, bo to w niczym nie pomaga. Nie jestem osobą, która siedzi i przez cały dzień analizuje jedną sytuację. Było minęło, koniec. Kiedyś analizowałam i to był błąd. Życie trzeba przyjmować takim jakim jest. Dlatego moi Kochani nie jestem w stanie napisać Wam jak macie żyć. Jeżeli ktoś opisuje mi całe swoje życie i oczekuje, że ja napiszę co ma zrobić, to niestety jest w błędzie. Za nikogo nie mogę podejmować decyzji. Wiecie dlaczego? Otóż to proste. Załóżmy, że odpisuję takiej osobie i piszę jej co ma zrobić. Ona to robi, a potem całe życie jej się wali. I wiecie do kogo wtedy będą pretensje? DO MNIE. Ja nie biorę odpowiedzialności za żadne ludzkie życie. Nie biorę, ponieważ kiedyś poświęcałam się dla ludzi i pomagałam, doradzałam, a tak naprawdę marnowałam swój cenny czas. Nikt mi nie zapłacił, nikt nie podziękował, a wszyscy zapomnieli po latach. Dzisiaj nie jestem taka naiwna i wyczuwam manipulacje. Ostatnia kwestia jest taka, że nie jestem w stanie i nie posiadam też takiej ochoty aby analizować Wasze wszystkie błędy i wchodzić w szczegóły a potem "popisać" sobie z Wami przez kilka godzin. Czasu by mi Kochani nie wystarczyło. Mam wokół siebie 21 osób, z którymi prowadzę żywy kontakt i nie mam nawet czasu aby z każdą z tych osób jednego dnia porozmawiać, więc nie mam też czasu aby z kimś z Was usiąść i prowadzić porady. Poza tym nie mam tyle w sobie zapasów energii, aby przeznaczać je na coś co mnie dołuje. Kiedyś nie dbałam o swoją mentalność i przez to jestem czasem zestresowanym człowiekiem, dlatego odpuściłam i nie bawię się w porady psychologiczne. Mini poradki zawsze są w postach na blogu i to jest wszystko, co mogę zaproponować. Jeżeli macie pytanie do postu zadajcie je w komentarzu pod postem i stwórzmy fajną dyskusję. Między sobą możecie rozmawiać, wymieniać się doświadczeniami. I to byłoby super. Ostatnio odpisując wszystkim na pytania, wiadomości i komentarze spędziłam dobę i powiem Wam, że jestem wycieńczona i chętnie wypiłabym butelkę LAUDANUM i zasnęła na kilka tygodni, bo jestem nie zdenerwowana, tylko WKURWIONA, że ja mam wsiąkać w siebie czyjeś brudy. Są psycholodzy, terapeuci, psychiatrzy do Waszej dyspozycji i korzystajcie z tego bo to nie wstyd. Psycholog jest uczony tego aby odrzucać problemy innych osób i nie brać do siebie. Ja nie jestem psychologiem. Kształcę się w dziedzinie stricte związanej z psychologią, ale moja przyszła praca jeżeli będę się zajmować tym czego się uczę, będzie dotyczyła zupełnie innej dziedziny psychologii niż depresje, nerwice czy psychozy. Nie jestem w stanie słuchać non stop, że: "świat jest zły, ludzie są źli, kobiety są podłe, faceci są walnięci, żyć się nie chce, pieniędzy za mało, zupa była za słona, czemu mnie zostawił, dlaczego nie wysłał pocztówki".
Dla mnie świat jest piękny, ludzie są jacy są, ale ja kocham siebie i w końcu po latach zrozumiałam, że to JA jestem najważniejsza dla siebie i czas abym zadbała nie tylko o swoje zdrowie fizyczne ale i psychiczne i prowadziła spokojne życie. Przez wiele lat wysłuchiwałam problemów tak naprawdę, w większości z dupy i nie chcę już. Ot tak! Zbuntowałam się 😈. Czuję się źle, słabo śpię, nie mam apetytu i jestem cholernie zmęczona problemami ludzi wokół mnie dlatego nie jestem wstanie dawać Wam rady oprócz pisania z Wami na fanpejdżu i postów oraz odpowiadania na komentarze. Oczywiście na komentarze i wiadomości, które szanują moją osobę i nie są wycieńczające psychicznie będę odpisywać, ale na wiadomości typu "ej, co mam zrobić, ja nie mogę bez niego żyć, czemu mi to zrobił, nie może, nie może, bo to ja, jak można mnie to zrobić" nie będę odpisywać. Czasem jak takie coś czytam to mam dosyć i no... co ja mam zrobić. Nie wiem kto jest po drugiej stronie ekranu, więc ciężko mi ocenić, a jak ocenię źle (co jest częste, bo nie znam osoby), to jest źle i są pretensje. Dlatego już tego nie robię i na takie wiadomości nie odpisuję, bo sami rozumiecie.
Nie wiem kiedy napiszę następny post, bo chcę psychicznie odpocząć od bloga, który był zawsze moją ostoją oraz od ludzi wokół mnie, którzy przeciążyli mnie psychicznie. Sama mam swoje problemy i mogę się komuś wyżalić ale nie 24h na dobę, no kurwa... LITOŚCI. Ja jestem oazą spokoju, ale dostaję wewnętrznego wkurwa jak ktoś tak bardzo nie szanuje tego, że ja naprawdę pomagam mentalnie wielu osobom. A wiecie co dostaję? NIC.
Na koniec moi Drodzy jeżeli macie pytania, to kierujcie je na fanpejdż, ponieważ na maila wielokrotnie chciano wysłać mi wirusa, więc przykro mi ale nie odpisuję komuś kogo nie znam osobiście. Jeżeli ktoś z Was wysłał mi wiadomość w tym tygodniu to może się spodziewać odpowiedzi dopiero w poniedziałek, ponieważ ja muszę odpocząć od wszystkiego co dzieje się na blogu, na moich mailach, na Instagramie (propozycje seksu są miłe... ale ja tego nie szukam w tej chwili) i od mojego otoczenia. Chcę poleżeć, pospacerować, posłuchać muzyki, dokończyć czytać książkę WOŁA MNIE CIEMNOŚĆ, DAJĘ CI WIECZNOŚĆ AKT I i po prostu odpocząć psychicznie. W tym tygodni nie napiszę postu ani o perfumach, ani o Walentynkach, ani o niczym, bo chcę odpocząć. Uszanujcie to, ponieważ źle się czuję i nie mam siły. Nie mam ochoty, ani nawet nie chcę o problemach innych myśleć. Punto.
Tymczasem udaję się na spoczynek.
Trzymajcie się.
niedziela, 9 lutego 2020
Czasem trzeba odPUŚCIĆ.
Jestem trochę zniechęcona, trochę rozczarowana, a trochę zniesmaczona. Mam 26 lat i jestem młodą kobietą z bardzo dużym bagażem doświadczeń, mimo młodego wieku. I powiem Wam, że CZASEM TRZEBA ODPUŚCIĆ. Nie dlatego, że tak nam się podoba, że właśnie na to mamy ochotę tylko dlatego, że nasz spokój wewnętrzny jest najważniejszy. Równowaga w życiu jest bardzo istotna aby nasze zdrowie psychiczne i fizyczne zachowało wigor i długotrwałą żywotność. Jeśli zdamy sobie w końcu sprawę, że to MY jesteśmy najważniejsi dla siebie to poczujemy ulgę, spokój i właśnie tę równowagę, o której wyżej wspomniałam. Nie biegnijmy za czymś co ewidentnie nam ucieka, nie oczekujmy od innych, bo najczęściej się rozczarujemy. Mój dziadek zawsze powtarzał każdemu - Umiesz liczyć? Licz na siebie! i prawda jest taka, że miał świętą rację. Ludzie rozczarowują, nie dotrzymują słowa, instrumentalnie traktują, bawią się innymi, grają na emocjach i mają wszystko w swoich czterech literach. A co my możemy z tym fantem zrobić? Możemy się dalej przejmować i dołować prowadząc swoje zdrowie i siebie do coraz większego załamania nerwowego, możemy olać i mieć wszystko w dupie, skoro się coś w głowie nie mieści albo możemy też walczyć o ile jesteśmy pewni, że mamy szansę wygrać. W psychologii są zawsze 3 drogi - walka, ucieczka, albo pozostanie obojętnym (czyli nierobienie niczego). Do nas należy wybór, to my musimy podjąć świadomą decyzję co będzie dalej. Nikt za nas nie dokona wyboru. Pamiętajcie!
Przeszłam w życiu przez różne doświadczenia. Czasem skrajne, które naderwały nie tylko moje zdrowie fizyczne ale i psychiczne i powiem Wam, że nie żałuję tego co się wydarzyło, bo wiele się nauczyłam i wyciągnęłam wiele wartościowych wniosków z sytuacji, które mi się przydarzyły. My ludzie musimy sobie czasem zracjonalizować własne postępowania aby nie zwariować. Trzeba sobie wytłumaczyć tak jak dla nas jest najlepiej i najlogiczniej. Niby proste, a jakże trudne w wykonaniu.
A co jeśli chodzi o mnie? Hm... wczoraj sporo myślałam, mimo że prawie cały dzień przeznaczyłam na czytanie świetnej książki - "Woła mnie ciemność, daję Ci wieczność" - Akt I.
Myślałam o tym jak powinnam postąpić i na co się zdecydować w najbliższym czasie. Mam wiele nowych spostrzeżeń, obserwacji i myśli co do tej sytuacji, która mnie trapi. Nie wiem jeszcze co zrobię, ale zrobić coś na pewno zrobię, bo nie zamierzam wybrać 3 opcję i pozostać obojętną. Na ogół korzystam z WALKI albo UCIECZKI. Wszystko z czasem się wyrówna i czas pokaże jaka była moja decyzja.
A teraz jeśli chodzi o bardziej prozaiczne sprawy to muszę przeprowadzić rozmowę z jednym Germanistą (tak, specjalnie dużą literą napisałam), poczytam dalej tę cudowną książkę i wezmę gorącą kąpiel.
PS. Mój nos wyczuwa Wiosnę ❤.
Buziaczki Kochani 👄👄👄
Przeszłam w życiu przez różne doświadczenia. Czasem skrajne, które naderwały nie tylko moje zdrowie fizyczne ale i psychiczne i powiem Wam, że nie żałuję tego co się wydarzyło, bo wiele się nauczyłam i wyciągnęłam wiele wartościowych wniosków z sytuacji, które mi się przydarzyły. My ludzie musimy sobie czasem zracjonalizować własne postępowania aby nie zwariować. Trzeba sobie wytłumaczyć tak jak dla nas jest najlepiej i najlogiczniej. Niby proste, a jakże trudne w wykonaniu.
A co jeśli chodzi o mnie? Hm... wczoraj sporo myślałam, mimo że prawie cały dzień przeznaczyłam na czytanie świetnej książki - "Woła mnie ciemność, daję Ci wieczność" - Akt I.
Myślałam o tym jak powinnam postąpić i na co się zdecydować w najbliższym czasie. Mam wiele nowych spostrzeżeń, obserwacji i myśli co do tej sytuacji, która mnie trapi. Nie wiem jeszcze co zrobię, ale zrobić coś na pewno zrobię, bo nie zamierzam wybrać 3 opcję i pozostać obojętną. Na ogół korzystam z WALKI albo UCIECZKI. Wszystko z czasem się wyrówna i czas pokaże jaka była moja decyzja.
A teraz jeśli chodzi o bardziej prozaiczne sprawy to muszę przeprowadzić rozmowę z jednym Germanistą (tak, specjalnie dużą literą napisałam), poczytam dalej tę cudowną książkę i wezmę gorącą kąpiel.
PS. Mój nos wyczuwa Wiosnę ❤.
Buziaczki Kochani 👄👄👄
piątek, 7 lutego 2020
Nieciekawy początek Lutego
Dzień dobry ✋ Ostatnio piszę rzadko, w ogóle w tym roku mało bywam tu z Wami, ale staram się jak mogę. Mam nadzieję, że choć troszkę doceniacie to, że posty jakie dla Was piszę są dłuższe w treści, które chcę Wam przekazywać 😇😇😇. A teraz przejdźmy do dzisiejszego postu. Luty nie zaczął się dla mnie dobrze, ponieważ pokłóciłam się z moim bratem. A raczej nie ja z nim tylko on ze mną. Ma władczy charakterek i lubi rządzić, więc... bywa z nim różnie, choć jest bardzo mądrym młodym człowiekiem. Obraził mnie w niezbyt przyjemny sposób, więc przestałam się do niego odzywać. Spowodował, że ciśnienie trochę mi skoczyło i byłam zła przez najbliższe 3 dni. Wiem, że ma dużo stresów, bo studiuje we Francji ale żaden człowiek nie powinien wyżywać się na kimś przez to, że jest mu źle i ma jakieś inne problemy. Przenoszenie złości na drugiego człowieka nie jest odpowiednim posunięciem. Coś o tym wiem! 😈
Kolejna sprawa to A. eh... . Nie wiem co ja mam w tym miejscu napisać, bo szczerze mówiąc, nie mam siły. Już wiele, jak nie dziesiątki postów poświęciłam na ten temat. Także powiem tylko tyle, że on też jest powodem moich stresów obecnych. Styczeń dla mnie był dobrym miesiącem, ale luty już od pierwszego dnia mnie nie rozpieszcza. Mina na pierwszym zdjęciu jest jak najbardziej adekwatna do mojego samopoczucia i nastawienia. Co do mojego zdrowia to jestem trochę zestresowana, mam od 2 dni skoki ciśnienia do max 165/95. To wysokie ciśnienie ale jak na mnie to nie, bo przeżyłam z 230/160, więc wiecie... mam w tej kwestii praktykę ha ha ha (śmiech przez łzy). Poza tym ostatnio nie odpoczywałam i żyłam dosyć intensywnie, więc po raz kolejny zmęczenie pokazuje mi się poprzez stres, załamanie i osłabienie zdrowia. Trochę jeszcze jestem osłabiona ale i tak już jest znacznie lepiej z moim katarem. Jestem na dobrej drodze, aby wyzdrowieć. Także trzymajcie kciuki abym poczuła się lepiej niż obecnie się czuję.
Jak widzicie rozjaśniłam bardzo mocno włosy i jestem jasną blondynką. Póki co nie zmieniam koloru, bo przyzwyczaiłam się do bycia blondynką. Poza tym cieszy mnie to, że sąsiedzi mnie nie rozpoznają i nikt mnie nie zaczepia i nie rozmawia ze mną. Mam spokój, upragniony spokój. Spokój to luksus, którego nigdy nie jest za wiele.
Styczeń i początek lutego należał zdecydowanie do czarnego lakieru na moich paznokciach. Uważam, że czerń w tym miejscu jest bardzo stylowa i wcale nie jest tak mroczna jak wiele osób by przypuszczało.
Patrząc na to uśmiechnięte zdjęcie można by powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Otóż... nie mam jakiegoś wielkiego doła, ale 2 dni zostałam solidnie przetyrana przez skok ciśnienia i lekkie duszności w klatce piersiowej. Ale mam nadzieję, że jak wrócę do lepszego stylu życia to wszystko wróci do dobrego stanu. Trzymajcie kciuki moi Drodzy! ❤👍👍👍
Przez ostatni miesiąc chodziłam bardzo późno spać, bo po 5 rano. Taki tryb życia na co dzień jest bardzo destrukcyjny, ponieważ Wasz organizm nie ma kiedy się regenerować, starzejecie się, chorujecie, bo jesteście bardziej podatni na różnego rodzaju infekcje, ponieważ tracicie cenną odporność. Wiecie od zawsze, że jestem nocnym markiem (tego "marka" piszemy małą literą, bo tu nie chodzi o imię Marka tylko, o MARĘ - dusza, błąkająca się), lubię noc i znacznie lepiej funkcjonuję ciemną porą doby. Niemniej jednak chodzenie spać po 5 jest wyniszczające, co możecie zobaczyć w moim spojrzeniu.
Wiele osób pytało mnie co za cienie mam na powiekach. Są do cienie brokatowe do powiek z H&M. Była to edycja limitowana, którą zakupiłam pod koniec 2019 roku. Niestety sprawdziłam i te cienie nie są już dostępne, ponieważ zostały wykupione co do ostatniej sztuki. Powiem Wam, że na zdjęciach czy na filmikach cienie brokatowe wyglądają olśniewająco i pięknie. Po nałożeniu w realu wyglądają też cudownie, ale po 2 godzinach niestety się rolują i nie wygląda to dobrze i estetycznie, więc powoli moja przygoda z prasowanymi brokatami dobiega końca, a szkoda... bo liczyłam na coś więcej - hmmm... tak swoją drogą to często my ludzie liczymy na coś więcej 😈😈😈.
I tak właśnie dzisiejszy post dobiegł końca. Bardzo miło mi się pisało dzisiaj i cieszę się, że zabrałam się do tego. Dzisiaj też dodałam do mojej prezentacji o zakupoholizmie na zajęcia dodatkowy slajd, który miałam dołożyć, więc prezentację mam zakończoną co mnie bardzo cieszy. I tak minął mi cały semestr nauki. Jestem z siebie zadowolona, ponieważ nie opuściłam ani jednego dnia nauki, więc YES YES YES!!!
Przesyłam Wam najszczersze pozdrowienia i życzę spokojnej piątkowej nocy 👌.
Buziaczki Kochani 👄👄👄👄👄👄👄
Kolejna sprawa to A. eh... . Nie wiem co ja mam w tym miejscu napisać, bo szczerze mówiąc, nie mam siły. Już wiele, jak nie dziesiątki postów poświęciłam na ten temat. Także powiem tylko tyle, że on też jest powodem moich stresów obecnych. Styczeń dla mnie był dobrym miesiącem, ale luty już od pierwszego dnia mnie nie rozpieszcza. Mina na pierwszym zdjęciu jest jak najbardziej adekwatna do mojego samopoczucia i nastawienia. Co do mojego zdrowia to jestem trochę zestresowana, mam od 2 dni skoki ciśnienia do max 165/95. To wysokie ciśnienie ale jak na mnie to nie, bo przeżyłam z 230/160, więc wiecie... mam w tej kwestii praktykę ha ha ha (śmiech przez łzy). Poza tym ostatnio nie odpoczywałam i żyłam dosyć intensywnie, więc po raz kolejny zmęczenie pokazuje mi się poprzez stres, załamanie i osłabienie zdrowia. Trochę jeszcze jestem osłabiona ale i tak już jest znacznie lepiej z moim katarem. Jestem na dobrej drodze, aby wyzdrowieć. Także trzymajcie kciuki abym poczuła się lepiej niż obecnie się czuję.
Jak widzicie rozjaśniłam bardzo mocno włosy i jestem jasną blondynką. Póki co nie zmieniam koloru, bo przyzwyczaiłam się do bycia blondynką. Poza tym cieszy mnie to, że sąsiedzi mnie nie rozpoznają i nikt mnie nie zaczepia i nie rozmawia ze mną. Mam spokój, upragniony spokój. Spokój to luksus, którego nigdy nie jest za wiele.
Styczeń i początek lutego należał zdecydowanie do czarnego lakieru na moich paznokciach. Uważam, że czerń w tym miejscu jest bardzo stylowa i wcale nie jest tak mroczna jak wiele osób by przypuszczało.
Patrząc na to uśmiechnięte zdjęcie można by powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Otóż... nie mam jakiegoś wielkiego doła, ale 2 dni zostałam solidnie przetyrana przez skok ciśnienia i lekkie duszności w klatce piersiowej. Ale mam nadzieję, że jak wrócę do lepszego stylu życia to wszystko wróci do dobrego stanu. Trzymajcie kciuki moi Drodzy! ❤👍👍👍
Przez ostatni miesiąc chodziłam bardzo późno spać, bo po 5 rano. Taki tryb życia na co dzień jest bardzo destrukcyjny, ponieważ Wasz organizm nie ma kiedy się regenerować, starzejecie się, chorujecie, bo jesteście bardziej podatni na różnego rodzaju infekcje, ponieważ tracicie cenną odporność. Wiecie od zawsze, że jestem nocnym markiem (tego "marka" piszemy małą literą, bo tu nie chodzi o imię Marka tylko, o MARĘ - dusza, błąkająca się), lubię noc i znacznie lepiej funkcjonuję ciemną porą doby. Niemniej jednak chodzenie spać po 5 jest wyniszczające, co możecie zobaczyć w moim spojrzeniu.
Wiele osób pytało mnie co za cienie mam na powiekach. Są do cienie brokatowe do powiek z H&M. Była to edycja limitowana, którą zakupiłam pod koniec 2019 roku. Niestety sprawdziłam i te cienie nie są już dostępne, ponieważ zostały wykupione co do ostatniej sztuki. Powiem Wam, że na zdjęciach czy na filmikach cienie brokatowe wyglądają olśniewająco i pięknie. Po nałożeniu w realu wyglądają też cudownie, ale po 2 godzinach niestety się rolują i nie wygląda to dobrze i estetycznie, więc powoli moja przygoda z prasowanymi brokatami dobiega końca, a szkoda... bo liczyłam na coś więcej - hmmm... tak swoją drogą to często my ludzie liczymy na coś więcej 😈😈😈.
I tak właśnie dzisiejszy post dobiegł końca. Bardzo miło mi się pisało dzisiaj i cieszę się, że zabrałam się do tego. Dzisiaj też dodałam do mojej prezentacji o zakupoholizmie na zajęcia dodatkowy slajd, który miałam dołożyć, więc prezentację mam zakończoną co mnie bardzo cieszy. I tak minął mi cały semestr nauki. Jestem z siebie zadowolona, ponieważ nie opuściłam ani jednego dnia nauki, więc YES YES YES!!!
Przesyłam Wam najszczersze pozdrowienia i życzę spokojnej piątkowej nocy 👌.
Buziaczki Kochani 👄👄👄👄👄👄👄
poniedziałek, 3 lutego 2020
Wczoraj spojrzałam smutkowi w oczy...
Dobry wieczór o 4 nad ranem. Tak wiem powinnam spać aby się zregenerować, ponieważ jestem mocno przeziębiona, a od wczorajszego przyjazdu brata z Francji boli mnie gardło i głowa. Mam nadzieję, że to tylko sugestia i moja wrodzona natura hipochondryka a nie jakiś koronaWIRUS. Ale nie o tym chciałam dzisiaj z Wami porozmawiać tylko bardziej ponarzekać sobie, choć nie mam natury marudnika (czy to neologizm? chyba taa...).
TAK jestem smutna, TAK jestem zmartwiona i TAK bardzo mi się nic nie chce. Oczywiście chodzi o sprawy osobiste. Niby jest dobrze, ale to "jest" mi nie odpowiada. Ja mam trochę inną wizję bycia ze sobą. Inaczej pojmuję związek i mam zachwianie emocjonalne, które jeszcze bardziej pogorszyło moje zdrowienie. Nie wiem co mam myśleć teraz o mojej sytuacji. Najsmutniejsze jest, że czasem jedna osoba nie widzi problemu, a jeszcze gorzej kiedy nie chce go widzieć. Mój obecny stan mentalny jest nadwyrężony i nie jestem w stanie dłużej żyć w tak wyglądającej relacji, bo za 4 lata moje załamanie sięgnie zenitu i się nie podniosę. Czasem czuję się jak Anna Karenina, która tak bardzo i namiętnie kochając "posuwała" się w kierunku własnej zagłady. Podobieństwo historii jest oszałamiające, choć może za wiele książek przeczytałam? Nie wiem. Czasem zazdroszczę tym, którzy zawsze wiedzą i są przekonani, tym, którzy nie mają wątpliwości, tym, którzy nie korzystają z rozumu tylko płyną z prądem.
PS. Aby się choć trochę pocieszyć zrobiłam przed chwilą mini zakupy online w H&M. Kupiłam czarne rurki z wysokim stanem oraz czarną bluzkę kopertową z dekoltem w serek i wężowym wzorem. Może ten zakup choć trochę poprawi mi nastrój, który w tej chwili jest w opłakanym stanie, tak jak i ja.
Tymczasem.
TAK jestem smutna, TAK jestem zmartwiona i TAK bardzo mi się nic nie chce. Oczywiście chodzi o sprawy osobiste. Niby jest dobrze, ale to "jest" mi nie odpowiada. Ja mam trochę inną wizję bycia ze sobą. Inaczej pojmuję związek i mam zachwianie emocjonalne, które jeszcze bardziej pogorszyło moje zdrowienie. Nie wiem co mam myśleć teraz o mojej sytuacji. Najsmutniejsze jest, że czasem jedna osoba nie widzi problemu, a jeszcze gorzej kiedy nie chce go widzieć. Mój obecny stan mentalny jest nadwyrężony i nie jestem w stanie dłużej żyć w tak wyglądającej relacji, bo za 4 lata moje załamanie sięgnie zenitu i się nie podniosę. Czasem czuję się jak Anna Karenina, która tak bardzo i namiętnie kochając "posuwała" się w kierunku własnej zagłady. Podobieństwo historii jest oszałamiające, choć może za wiele książek przeczytałam? Nie wiem. Czasem zazdroszczę tym, którzy zawsze wiedzą i są przekonani, tym, którzy nie mają wątpliwości, tym, którzy nie korzystają z rozumu tylko płyną z prądem.
PS. Aby się choć trochę pocieszyć zrobiłam przed chwilą mini zakupy online w H&M. Kupiłam czarne rurki z wysokim stanem oraz czarną bluzkę kopertową z dekoltem w serek i wężowym wzorem. Może ten zakup choć trochę poprawi mi nastrój, który w tej chwili jest w opłakanym stanie, tak jak i ja.
Tymczasem.