sobota, 22 września 2018

Przed snem karmimy się złudzeniami...

Dobry wieczór moi Drodzy. Zasnęłam na niecałe dwie godziny i... obudziłam się. Od wczoraj mam straszne koszmary i źle mi się śpi. Choć ja rozumiem czemu tak jest. Ale mniejsza z tym.
Nie mogę usnąć ponownie, więc uznałam, że to dobry moment aby coś dla Was i dla mnie samej tutaj napisać.

My ludzie musimy w coś wierzyć aby żyć. Czasem(a nawet częściej niż czasem) musimy się połudzić aby móc dalej kroczyć przed siebie. Przed snem zastanawiamy się co ugotować na jutrzejszy obiad, jak umalować się na tę babską imprezą i jakie szpilki założyć do nowej sukienki. To te banalne myśli i nie ma w nich nic kłopotliwego. Gorzej jeśli przed zaśnięciem zaczynamy się stresować życiem, związkiem, ludźmi, przyszłością, przeszłością i obecnym czasem. Z własnego doświadczenia wiem, że lepiej uwierzyć w jakąś bujdę, bo wtedy łatwiej się żyje. Ot co metoda na wroga - jakim jest bezsenność i stres.

Pierwszy raz zrobiłam zdjęcie z takim filtrem, że niby z kostnicy. Nie bez kozery właśnie takie zdjęcie zrobiłam. Jestem w trakcie przygotowywań do postu w stylu czarnej komedii, więc na pewno nie będziecie zawiedzeni.

A teraz wracając do dzisiejszego postu to chciałam się Was zapytać czy też tak macie jak ja, że zanim zaśniecie tworzycie wizję lepszej przyszłości, udanej miłości?
Noc ma w sobie wiele magii. Jest to czas kiedy zaczynamy wierzyć, że możemy, że się uda, że wszystko będzie dobrze. Macie tak?

Miałam piękny(dla mnie) sen. Śnił mi się On. "Byliśmy w ruinach opuszczonego zamku. Była noc, bardzo deszczowa z wolno przechodzącą burzą. Cały zamek oświetlony był biało-kremowymi świeczkami z płynącym woskiem po kinkietach umieszczonych na ścianach w korytarzach zamku. W sumie to zamczyska. Ja byłam ubrana w długą suknię niczym z filmów kostiumowych o XIX-wiecznej Francji. On był na mnie bardzo zły, rzekłabym że zezłoszczony. Biegłam przez korytarze zamku na boso, z rozwichrzonymi, rozpuszczonymi włosami i rozwiązanym sznurowaniem na dekolcie przy gorsecie. Dogonił mnie, chwycił za rękę, odwrócił do siebie i spoliczkował rozcinając mi kącik ust. Spojrzał mi głęboko w oczy i pocałował, wysysając krew z krwawiącego kącika... Spojrzawszy na mnie drugi raz jego oczy były bardzo błękitne, nieziemsko błękitne, wręcz nieludzko jasne, z ust wysuwały się wampirze kły, które po chwili głębokiego spojrzenia wbiły się w moją szyję. Było to uczucie bliskie orgazmu(...) Ja i mój Wampir...".


Tymczasem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz