czwartek, 22 października 2020

Warto rozmawiać, CZY MIŁOŚĆ ISTNIEJE... (?), broń biologiczna & samotność w czasach PANDEMII.

Dobry wieczór o 2 w nocy. Już dawno nie pisałam o takiej nieprzyzwoitej porze, ponieważ moje zapotrzebowanie na sen znacznie się zwiększyło przez to, że miałam ostatnio skoki ciśnienia i byłam przemęczona problemami kilku osób. Dlatego też wcześniej kładłam się spać i dlatego też zaniedbałam Myśli Kobiety Wyzwolonej. Niemniej potrzebowałam takiej odskoczni od bloga i wiem, że Wy to doskonale rozumiecie, bo macie wiele spraw na głowie. Ale dzisiaj w nocy zapragnęłam z Wami porozmawiać, ponieważ dawno nie dzieliłam się z Wami takimi, hmm... osobistymi przemyśleniami o jakich dzisiaj zamierzam napisać. Cóż, po prostu WARTO ROZMAWIAĆ. 


Zacznę najpierw od sytuacji epidemiologicznej, która w moim kraju jak i w innych państwach świata wygląda po prostu źle. Koronawirus nie słabnie i cały czas zbiera żniwo pod postacią ludzkich istnień, co jest naprawdę niepokojące. Dodatkowo się martwię, ponieważ nie mam bardzo dobrego zdrowia, więc obawiam się o siebie czy dałabym radę z tym patogenem. Dlaczego napisałam używając słowa "patogen"? A mianowicie dlatego, że coś mi w tym wszystkim śmierdzi. Tak naprawdę nie wiemy co unosi się w powietrzu. Wiadomo, że media przedstawiają to co mają przedstawić ludziom, ale co jeśli nie jest tak jak nam mówią? Uważam, że noszenie maseczek to nonsens, ponieważ jeśli przechodząc koło wyperfumowanej kobiety czuję jej zapach wody toaletowej to znaczy, że zapachy, aerozole i wszystko inne przechodzi przez te kneble medyczne, które ostatnio zakładamy. Poza tym noszenie maseczki prowadzi do przegrzewania się oraz do grzybicy układu oddechowego, która jest niebezpiecznym stanem, ba! nawet zagrażającym życiu. Generalnie u mnie noszenie maseczki powoduje, że dostaję duszności, co wcale nie jest niczym dziwnym u osób mających nadciśnienie jak ja. Także dla mnie maseczka to koszmar, dlatego też ograniczyłam wychodzenie z domu do minimum, ponieważ mogę sobie na to pozwolić, bo pracuję zdalnie na social mediach, a po drugie obawiam się o swoje zdrowie i życie. Ale tak jak wyżej napisałam jestem nie do końca pewna czy jest to tylko wirus. A jeśli jest to wirus to uważam, że nie do końca mówią nam jak on działa na nasze organizmy. Chciałabym się mylić, ale dziwnie to wygląda. Ale może być też tak, że planeta się oczyszcza, ponieważ jest zdecydowanie za dużo ludności i wytworzyła się selekcja naturalna. Cóż... tak też może przecież być.


Kolejną kwestią jest sprawa samotności w czasach pandemii. Personalnie mam w sobie dużo z samotnika, ponieważ w tygodniu potrzebuję dwóch dni dla samej siebie i nie lubię jak ktoś wtedy mi kolokwialnie mówiąc dupę zawraca. Lubię swoją osobę i swoje towarzystwo, więc spędzanie samotnie czasu nie stanowi dla mnie problemu, ponieważ mam wiele zainteresowań i kilka pasji, którymi się wtedy zajmuję. Czas na bloga jest także czasem kiedy to jestem sama ze sobą i mogę pomyśleć, zastanowić się i wiele sobie spraw w głowie poukładać, a dodatkowo podzielić się tym wszystkim z Wami. I mimo iż lubię samotność to brak mi towarzystwa osób, które są moimi przyjaciółmi, osób które kocham i lubię. Wiadomo, że nie tracę z nimi kontaktu wirtualnego, telefonicznego i internetowego, ale dla mnie jest to taka namiastka tego co jest w tak zwanym realu. Mam tylko nadzieję, że pandemia nie poluzuje naszych więzi. Choć z drugiej strony wiele osób się o to martwi, ale ja uważam, że jak ludzie są dla siebie ważni to nic oddalenie nie zmieni, chyba że osoby nie kontaktują się ze sobą w żaden inny możliwy sposób. Jeśli mogę Wam coś polecić to rozmawiajcie z bliskimi osobami, które są od Was odseparowane. Korzystajcie z Internetu, portali społecznościowych, Skype`a oraz różnych komunikatorów. Czas pandemii jest też świetnym czasem na poznanie kobiety/mężczyzny na portalu randkowym. Teraz jest dużo czasu aby z kimś sobie "popisać" i zabić czas, którego teraz większość z nas ma pod dostatkiem. Nie ma sensu rozprawiać o tym, że szkoda życia, że się marnuje życie i etc. Ok... nie można teraz robić wielu rzeczy, ale za to można robić te, na które kiedyś po prostu brakowało czasu. Dlatego zachęcam wszystkich aby nie biadolili tylko wypełniali czas innymi zabawami, obowiązkami i wszystkim innym co można robić w domu. Jeśli nie macie pomysłu na to co można robić podczas kwarantanny/pandemii to mogę napisać osobny post, w którym pokażę Wam co ja robię teraz. I naprawdę jest co robić tylko trzeba głową ruszyć i chcieć. A jak świat "wyzdrowieje" to pójdziemy na imprezę, na orgię seksualną (w Bordeaux Club ostatnio był gang bang) albo na ogromne party. Jeśli chcecie napiszę też post o tym co warto robić po tym jak pandemia się skończy. A najważniejsze to teraz macie czas aby przemyśleć swoje dotychczasowe życie. Macie mnóstwo czasu. Wiadomo, że łatwiej się załamać, ale co to Wam da? Walczcie, wznieście się na wyżyny. Ja już mam wiele planów na najbliższe dwa miesiące, które z pewnością będą trudne dla ludzi, ale trzeba jakoś sobie ten nadprogramowy czas zorganizować. Myślę, że teraz będę miała mnóstwo czasu na pisanie nawet codziennie, więc oczekujecie sporej ilości nowych wpisów na Myślach Kobiety Wyzwolonej.


CZY MIŁOŚĆ ISTNIEJE?

- Istnieje. 

Można mówić, że TAK, że NIE, że MOŻE. Ale prawda jest taka, że wiele jest rodzajów miłości. Ten, który miał złamane serce lub nie jest szczęśliwy w związku zawsze powie, że NIE, że to wymysł ludzi, książek, muzyki i filmów. Zaś ten, który kocha i jest kochany, zawsze wie, że odpowie twierdząco. 

PS. Jeśli Wasz kot Was kota, to wierzcie mi, że to już naprawdę ogromny sukces, że niemożliwa wręcz miłość stała się prawdziwą miłością ha ha ha.



To zdjęcie ma bodajże dwa miesiące, więc jest stosunkowo nowe, ale na blogu się nim z Wami nie dzieliłam, więc stwierdziłam, że jakieś pozytywne zdjęcie jest dzisiaj jak najbardziej wskazane. Jak wiecie aktualnie jestem ruda, ale już spłukana ruda ha ha ha. Nie polecam farbowania się na rudo, ponieważ dla utrzymywania pięknego żywego rudego odcienia musielibyście farbować się co dwa tygodnie, a wiadomym jest to, że taki zabieg bardzo niszczy włosy. I pewnie jesteście ciekawi co planuję na 11 grudnia tegoż roku? A więc Kochani... raczej pewnym jest to, że rezygnuję z rudości na rzecz innego koloru, choć nadal z delikatnie rudymi refleksami. Co to będzie, dowiecie się za dwa miesiące o ile dożyję do tego czasu ha ha ha.



Ależ się dzisiaj rozpisałam, aż miło prawda? Mam nadzieję, że dzisiejszy post przypadł Was do gustu, a jak nie to trudno ha ha ha. W tych trudnych czasach życzę Wam ZDROWIA, ZDROWIA i jeszcze raz ZDROWIA. 

Szczególne pozdrowienia ślę dla osób z województwa małopolskiego. Trzymajcie się!




Tymczasem.


czwartek, 15 października 2020

Być wolnym - to móc nie kłamać

Żyjemy w takich czasach, że ludzie albo kłamią jak z nut albo są tak szczerzy, że ta szczerość przemienia się w złowrogą bezpośredniość, a niekiedy w obezwładniającą bezwzględność. Takie mamy czasy, taki mamy klimat. Sama należę do osób, które mówią to co myślą, mimo że gdybym chciała to byłabym dyplomatką level hard, ale na co dzień tego nie praktykuję, ponieważ uważam, że dyplomacja to troszkę takie zawoalowane kłamstewko, które chcemy w ładny sposób przykryć. Niemniej jednak zdolności dyplomatyczne przydają się w wielu kwestiach. Będąc dyplomatą można zarabiać szybko i dużo, można załatwiać sprawy urzędowe bez nerwów i dostawać to co się chce... nie prosząc o to. A jeśli jest się kobietą, dyplomatą i jednocześnie ma się ładną buzię i dobry cyc to już można wszystko ha ha 😈.



Czy zdarza mi się kłamać? Jestem człowiekiem i oczywiście, że zdarzają mi się większe lub mniejsze kłamstwa, ale raczej niezbyt często, ponieważ dla mnie SZCZEROŚĆ jest od dawna, ba! od zawsze moją dewizą życia. Jeśli już muszę skłamać to dlatego, że nie chcę na przykład komuś sprawić przykrości - to jest typ mojego lżejszego kłamstewka. Ciężki kaliber kłamstw stosuję wtedy kiedy chcę coś ukryć co mogłoby zranić osobę, na której mi zależy lub, którą bardzo kocham. Ktoś mądry kiedyś powiedział mi, że NIE WSZYSTKO WSZYSTKIM TRZEBA MÓWIĆ... PRZECIEŻ. I zgadzam się z tym, ponieważ każdy chce lub musi mieć pewną tajemnicę i... tyle. Nie ma na tym świecie osoby, która wie o mnie wszystko. Nawet tu nie zamieszczam wszystkiego, ponieważ po pierwsze byłoby to głupotą i brakiem rozsądku, a po drugie są sprawy, o których nikt się nigdy najprawdopodobniej nie dowie, ponieważ jest to tylko moja sprawa prywatna, do której nikt oprócz mnie nie będzie miał dostępu o ile nie wyrażę takiej chęci. I uważam, że to nic złego mieć sekret, nawet kilka ich. Poza tym trzeba też określić dany sekret. Są tajemnice, których się wstydzimy i dlatego je ukrywamy. Są też takie, o których chcielibyśmy powiedzieć, ale boimy się odrzucenia i tego co inni o nas powiedzą, nawet pomyślą. A są także takie sekrety, które są tylko nasze, ponieważ tworzą nasz drugi, prywatny, idylliczny świat, który sprawia, że jesteśmy szczęśliwi. Nic nie jest tylko dobre, albo tylko złe. Jest wiele odcieni szarości, wiele kolorów, a nawet i gradientów. 



A Wy kłamiecie często czy sporadycznie? Postrzegacie KŁAMSTWO jako totalne zło?

Bardzo jestem ciekawa tego co Wy na ten temat myślicie. Poza tym już dawno nie pytałam Was o zdanie, więc jestem naprawdę ciekawa tego co sądzicie w tym temacie. Zapraszam do dzielenia się swoimi opiniami w komentarzach, pod tym postem. Poza tym zapraszam Was na fanpejdż Myśli Kobiety Wyzwolonej na Facebooku. 



I teraz powiem Wam coś bardzo ważnego, coś co powinno być istotne dla każdego z Was. A mianowicie jeśli możecie nie kłamać, nie musicie i możecie być w 100% szczerym z każdą osobą, to znaczy, że jesteście ludźmi wolnymi, całkowicie wolnym człowiekiem, który nie jest ograniczany przez coś takiego jak kłamstwo, oszustwo i manipulację. I tego Wam życzę, abyście mogli być tym kim chcecie, robić to co chcecie i żyć jak chcecie. Nikt Wam niech nie narzuca jak macie żyć. Chcecie żyć tak czy tak to róbcie to. Nie patrzcie na innych, czy im się to spodoba co robicie czy też nie. Gdyby ktoś powiedział mi jak mam żyć to z pewnością pierwszy i ostatni raz miałabym styczność z takim człowiekiem. Róbcie co chcecie z poszanowaniem drugiego człowieka, z taktem, klasą i odpowiedzialnością. Jeśli tak będziecie żyć, to na pewno będziecie szczęśliwi, bo nikt nie narzuci Wam swojego punktu myślenia i postrzegania. Bądźcie wolnymi ludźmi!!!



BYĆ WOLNYM - TO MÓC NIE KŁAMAĆ. 

(Niby niewiele, a jednak jak dużo...)






Tymczasem. 



 

 


sobota, 10 października 2020

Babcia Marta NIE ŻYJE, dziadek walczy z rakiem, a ja planuję swoje NOWE ŻYCIE.

Dobry wieczór. 

Dzisiaj postanowiłam napisać dla Was taki pogadankowy post informacyjny, ponieważ w moim życiu zaszło ostatnio sporo zmian, wiele się wydarzyło i mnóstwo sytuacji nowych nadchodzi. Mam nadzieję, że uda mi się sprawnie przejść przez ten post, tak aby nie wywołać niepotrzebnego chaosu. Zapraszam do dzisiejszej lektury stricte z mojego 27-letniego życia.



7 października tego roku dowiedziałam się o śmierci mojej babci Marty (matka mojego ojca). Nie ukrywam, że ta śmierć nie była dla mnie wielkim i bolesnym przeżyciem, ponieważ z babcią Martą nie łączyła mnie praktycznie żadna więź miłości czy też przyjaźni. Odwiedzałam ją raz, góra dwa razy do roku... bardziej z obowiązku aniżeli z chęci spotkania się z nią. Nasza relacja była słaba, a według moich odczuć to w ogóle jej nie było. Niemniej jednak śmierć zawsze jest czymś przykrym i ta też jest, ponieważ kiedy umiera człowiek pojawia się smutek oraz nostalgia. Babcia Marta żyła 84 lata i umarła z powodu cukrzycy, a dokładnie z powodu śpiączki cukrzycowej. I tyle chciałabym Wam opowiedzieć w tej sprawie. Być może dojrzeję do tego aby opowiedzieć Wam całą sytuację, która miała miejsce po śmierci babci Marty, ale póki co nie jestem na to gotowa, nie mam ochoty się z nikim tym już dzielić i uważam, że publiczne pranie brudów nie jest mi aktualnie potrzebne i w sumie nigdy nie było. Także w tej sprawie tyle. Mam nadzieję, że to uszanujecie. 

Wiele zapytań dostaję o mojego dziadka, więc chciałabym Wam powiedzieć, że póki co dziadek jest leczony na raka prostaty oraz został prawie wyleczony z infekcji nerek, którą niestety miał przez dłuższy czas. Ból kości zelżał i może wstać z łóżka, a także wyjść na krótki spacer koło domu. Cieszy mnie to i napawa taką nadzieję, że jednak możliwe jest przedłużanie życia ludziom odpowiednimi lekarstwami. Mam nadzieję, że lekarze zrobią wszystko co w ich mocy aby jak najwięcej przedłużyć dziadkowi życie. Trzymajcie kciuki za dziadka, ponieważ im więcej pozytywnej energii od większej liczby osób tym lepiej. 

Jeśli jesteśmy przy temacie zdrowia to ja czuję się nie najgorzej w obecnej sytuacji, która jest dla mnie trudna, ale daję radę psychicznie co mnie napawa optymizmem. Niestety przez tydzień miałam silne bóle głowy i oczu, ale tak to jest jak się cierpi na migreny, które naprawdę zaburzają cały plan dnia. Ale na szczęście już jest lepiej i mogę wrócić do życia. 

W ostatnim czasie też spadło na mnie wiele spraw i nowych obowiązków, których nie miałam. Staram się aby sobie we wszystkim poradzić co mnie otacza i co mnie czeka. Nie wszystko mnie cieszy, ale szukam pozytywów nawet w tych złych sprawach, których teraz mam więcej niż miałam jeszcze dwa miesiące temu. Uważam, że wszystko w naszym życiu jest w jakimś celu i dlatego musimy dać sobie radę i iść do przodu z uniesioną głową. Nie powiem aby było mi jakoś łatwo i przyjemnie, ale dbam o to aby się nie załamać, ponieważ teraz jestem w takiej sytuacji, że większość ludzi, ba! powiedziałabym, że nawet każdy by się załamał. Niemniej jednak panuję nad swoimi emocjami, ponieważ chcę aby było jak najlepiej. Śmierć babci, choroba dziadka, problemy w moim prywatnym życiu sprawiają, że jestem przytłoczona i naprawdę wewnątrz siebie zdołowana, ale walczę ze swoimi demonami, ponieważ chcę aby było dobrze.  


Ostatnie miesiące pokazały mi też na kim mogę polegać, na kogo mogę liczyć, z kim mogę spędzać swój czas, a kto powinien zniknąć raz na zawsze z mojego życia. I powiem Wam, że rozmawiając z wieloma osobami na tematy, które mnie nurtują słucham ich, wyciągam wnioski i uczę się o sobie i o drugim człowieku więcej. Wiem kto chce dla mnie dobrze, a kto kłamie jak z nut. I wiecie... mam w sobie wiele pokładów cierpliwości. Ba! uważam, że anielska cierpliwość to jedna z moich najlepszych cech, ale jestem też tylko człowiekiem i moja cierpliwość ma też swoje granice. Pewne decyzje są jakby nieodwołalne i już dawno je podjęłam wewnątrz samej siebie i cóż... za jakiś czas powiem sobie STOP i pójdę tam gdzie chcę. Od ponad roku sukcesywnie realizuję swój plan, który już prawie jest zrealizowany i mam nadzieję, że w przyszłym roku go zakończę i będę mogła powiedzieć sobie, że mam święty spokój od ludzi niegodnych mojej osoby. Mam 27 lat i jestem jak najbardziej świadomą kobietą swoich największych zalet jak i ogromnych wad. Nie zamierzam przeznaczać czasu dla ludzi, którzy nie szanują mojej osoby, mojego czasu, moich pasji i sposobu patrzenia na świat. Jest naprawdę tylko garstka osób mi bliskich, które naprawdę mimo braku czasu spędzają ze mną kilka chwil, ba! kilka dobrych godzin na przyjemnościach życia, a także rozmawiając o problemach. Doceniam ich, nawet jeśli mamy czasem inny pogląd na daną sprawę. Wiem, że tym ludziom zależy na mnie i szanuję ich takich jakimi są, z ich zaletami jak i niedoskonałościami. Doceniam ich dlatego, że zawsze mi mówią prawdę. Kinga bez owijania w bawełnę powie mi, że jestem naiwniarą z klapkami na oczach jeśli chodzi o kwestię uczuć, Karolina zawsze poda pomocną dłoń, Jacek powie, że jestem za gruba i mam schudnąć bo jestem przepiękną kobietą, zaś Wojtek daje mi kartę przetargową do lepszego życia. I wierzę głęboko, że Ci ludzie są dla mnie najlepsi, ponieważ mówią prawdę, nawet jak czasem ich słowa mnie bolą, a nawet gdy wkurwiają. Czasem trzeba usłyszeć ostre słowa, aby zawalczyć o samego siebie. Dlatego ich doceniam i mam nadzieję, że właśnie oni będą mieli w moim przyszłym życiu możliwość kroczenia ze mną w moich sukcesach i problemach. Nie wiem jak dalej potoczy się moje życie i co Los przyniesie. Jeśli będzie źle mam nadzieję, że to wytrzymam psychicznie, jeśli dobrze mam nadzieję, że pojadę na małe wakacje i powiem sobie ze łzami w oczach, że dałam radę. Bardzo tego pragnę i chciałabym aby się udało, ponieważ bardzo się starałam i wierzę, że to dobro w końcu się spełni. W moim życiu nie ma miejsca dla kłamców, manipulantów i oszustów. NIE MA i nigdy nie będzie. Umiem zmanipulować, oszukać, i inne takie, ale bliskie mi osoby takim czymś nie traktuje i tego samego oczekuję od najbliższych mi osób. 




Przede mną bardzo trudny i intensywny tydzień, a może nawet i miesiąc... nawet dwa, ale liczę tylko w obecnej sytuacji na samą siebie. Nikt mi nie może pomóc, ponieważ to tylko moja sprawa i sama sobie muszę poukładać, zaplanować, no i ogarnąć także. Boję się co to będzie i jak to wszystko będzie wyglądało ale mam nadzieję, że sprawiedliwość w końcu zatriumfuje.






Tymczasem.  

piątek, 9 października 2020

FANTASY by Britney Spears (recenzja słodziakowych perfum dla kobiet)

Od lat recenzuję dla Was perfumy i uwielbiam tę kategorię postów na moim blogu, ponieważ flakony z różnymi zapachami to moja pasja od bardzo dawna. Uważam, że perfumy przywołują wspomnienia, odtwarzają wiele chwil z naszego życia, przywołują wszystko co związane jest z danym zapachem, którym pachniemy. Perfumy to po prostu możliwość cofnięcia się w czasie do chwil, za którymi tęsknimy.

Dzisiaj po dwóch miesiącach bardzo starannych testów przychodzę do Was z recenzją jednych z najbardziej słodkich perfum jakie posiadam w swojej zapachowej kolekcji, a mianowicie z zapachem FANTASY by Britney Spears. Aby nie przeciągać przejdźmy do wizerunku flakonu oraz do nut zapachowych owego pachnącego delikwenta. 



Tak jak widzicie na zamieszczonym zdjęciu flakon FANTASY jest dziewczęcy, trochę bajkowy i... nie ma co się oszukiwać trochę też infantylny. Niemniej jednak ma swój urok i czar, ponieważ ładnie wygląda na toaletce, gdyż przypomina swoim kształtem jakiś magiczny eliksir, który jest przyozdobiony zielonymi (seledynowymi) błyszczącymi dżetami. Buteleczka tych perfum jest atrakcyjna w moich oczach, choć wielu kobietom się nie podoba, ponieważ uważają ją za kiczowatą i tandetną. Cóż... arcydzieło wielkiego wizjonera to to nie jest, ale brzydkim flakonem nie można też tego nazwać. Niemniej jednak wadą tego flakonu jest to, że ten różowy wzorek pod atomizerem strasie się osypuje na cały flakonik co jest niesamowicie nieestetyczne. Drugą wadą tego flakonu jest to, że woda perfumowa po prostu wypływa spod atomizera i zalewa tym cały flakon perfum, co jest dla mnie skandaliczne. Trzecią wadą tej buteleczki jest to, że jest niesamowicie ciężka. Nie polecam zabierać tej wody perfumowanej nigdzie ze sobą, ponieważ po co macie dźwigać ze sobą taki zapachowy ciężarek. 

A teraz przejdźmy do nut zapachowych opisywanego delikwenta 👌😎😎😎.


Górne Nuty: kiwi, czerwone liczi, pigwa

Środkowe Nuty: biała czekolada, jaśmin, orchidea, muffinka

Dolne Nuty: piżmo, korzeń irysa, nuty drzewne



FANTASY to woda perfumowana z kategorii GOURMAND, czyli innymi słowy są to perfumy, który pachną produktami, które można spożywać i są to zazwyczaj słodkie składniki. Te perfumy są wybitnie słodkie, jest to słodkość typu ulepek. Bardzo podobnie pachną jak Pink Sugar od Aquoliny bądź Katy Perry`s Mad Love by Katy Perry. FANTASY to naprawdę słodki killer, którego zapach jest przerażająco słodki, choć mimo to podoba się wielu ludziom. Wyczuwam w tym zapachu bardzo dużo białej czekolady, której jestem olbrzymią fanką. Kiwi również jest wyczuwalne, tak samo jak i pigwa. Innych nut zapachowych w tym zapachu mój nos nie wyczuwa. Jest słodko-kwaśno, ale z naciskiem na SŁODKO. Dla mojego brata ten zapach to zabójstwo słodkości, dla mojej mamy ten zapach jest bardzo intensywny, słodki ale i przyjemny - jak to sama nazwała jadąc pachnącą windą po mnie. Karolina natomiast nie wyczuwała zbytnio tego zapachu na mnie, ponieważ dla niej FANTASY pachnie bardzo bliskoskórnie i... zdecydowanie się z nią zgadzam. Dla mnie wcale nie jest tak jak to pisały kobiety w sieci, że ten zapach to perfumy z tak zwanym ogonem. Nie zgadzam się z taką opinią. Absolutnie!

Dla mnie ten zapach to słodki ulepek, który jest po dłuższym noszeniu go po prostu męczącym zapachem. Polecałabym te perfumy dziewczynkom oraz nastolatkom, które chcą ozdobić swoją młodzieżową toaletkę. Niestety ten zapach może wywoływać migrenę, więc nie polecam osobom, które uskarżają się na bóle głowy tak jak ja. 

Posiadam pojemność 100 mililitrów i muszę przyznać, że zużyłam prawie cały flakon, co jest jakimś szaleństwem przy tak intensywnym i słodkim zapachu. Testowałam w różnych sytuacjach i, mimo iż ten zapach nie jest brzydkim zapachem to dłuższego testowania go bym nie zniosła. Co ciekawego zauważyłam to to, że w kontakcie z naszą skórą ten zapach potrafi śmierdzieć, więc czasem bywa, że pryskając się FANTASY nie pachniemy jak fantazja ale jak skunksik śmierdziuszek, więc nie polecam tym bardziej wyczulonym nosom. 


Jeśli chodzi o cenę Britney Spears FANTASY to ja na Notino zapłaciłam w promocji niecałe 80 złotych za 100 mililitrów perfum. Dostępne są 3 pojemności, a mianowicie 30ml/50ml oraz "setka". Jeśli nie jesteście pewni zakupu co do tych perfum to polecałabym brać najmniejszą pojemność, choć trochę się cenowo nie opłaca. 


Na pewno za jakiś dłuższy (z pewnością) czas zakupię inny zapach od Britney Spears, ponieważ ona ma wiele ciekawych propozycji perfumeryjnych, które warte są przetestowania. Te są klasykiem, który każdy pasjonat perfum powinien przetestować. Także zrobiłam to i żałuję i nie żałuję. Jeżeli ktoś z Was lubi wybitnie słodkie słodziaki to polecam, jeśli lubicie słodkie ale delikatne zapachy to zdecydowanie odradzam.




Mam nadzieję, że dzisiejsza recenzja perfum bardzo Wam się spodobała, ponieważ jest to jedna z najbardziej rzetelnych recenzji w sieci o tymże zapachu. Na pewno ucieszycie się też z tego co za chwilę Wam powiem, a mianowicie już 4 kolejne zapachy czekają na zrecenzowania Wam ich. I są to naprawdę ciekawe zapachowe propozycje. Powiem tak... wśród nich nie ma ulepkowatego słodziaka, więc miłośniczki, seksownych, słodkich (ale stonowanych) i pudrowych zapachów będą zachwycone. I miłośniczki brokatu!!! 💛💚💜💗💖💕💓❤ 


Dobranoc Wam i przesyłam Wszystkim z Was słodkie buziaki 💋💋💋💋💋💋💋💋💋.


piątek, 2 października 2020

Jestem RUDA

Dobry wieczór Kochani! 😈 

Tym razem przychodzę w postem lekkim i przyjemnym, ponieważ chodzi o moją wielką zmianę wizerunku. Jak już wiecie po tytule postu jestem ruda 😈😈😈. 21 października byłam u fryzjera i z blondynki przemieniłam się w ognistego rudzielca. Wszyscy jak jeden mąż stwierdzili, że jest mi o niebo lepiej w rudych włosach aniżeli w blond. I zupełnie się z tymi głosami zgadzam. Podobam się sobie w rudych włosach i uważam, że wyglądam trochę zadziornie, ale jak najbardziej na plus. Niemniej jednak wszyscy są też zgodni, że najwyborniej wyglądam w ciemnobrązowych włosach. Ale co tam będę gadała, lepiej Wam się zaprezentuję w nowym kolorze włosów. 

Jedno jest pewne - rude włosy bardzo podkreślają moje brązowe oczy, które wydają się teraz przy moim nowym odcieniu włosów jaśniejsze ale i pogłębione. Przyjrzyjcie się moim oczom dokładnie. Wiele osób zauważyło to!

Tutaj jak widzicie jest MARCHEWA, ale chciałam właśnie osiągnąć bardzo wyraźny i wyrafinowany odcień rudości. Ale muszę Wam powiedzieć, że w przypadku włosów rudych zauważyłam iż taka barwa szybko płowieje i włosy stają się bardzo naturalnie rude, co jest również na plus, ponieważ fryzura nie wygląda na sztuczną, a na bardziej naturalną. Jak Wam się podoba połączenie rudości z czerwienią? Generalnie uwielbiam takie połączenie i zawsze chciałam tak się ubrać. 

To zdjęcie należy już do moich ulubionych zdjęć. Wyglądam tutaj bardzo wyrafinowanie. A Wam jak się podoba? 😈😈😈😎😎😎


Wiele osób pytało mnie czy odczułam zmianę wizerunku. Otóż... TAK!!! Odczułam już jak wyszłam z salonu fryzjerskiego. Większość ludzi na ulicy patrzyła na mnie. Panie zaczepiały i pytały co to za kolor, a Panowie patrzyli z pożądaniem. Wiecie, że lubię zwracać na siebie uwagę, więc byłam po prostu w raju ha ha ha 😈😎👌❤. Jak wsiadałam do taksówki to pan taksiarz spojrzał i powiedział - "No no bardzo fajnie" i uśmiechnął się wymownie. Moja sąsiadka była zachwycona moim kolorem włosów. Generalnie większości moje włosy się podobają, choć wiele z tych osób mówiło mi, że w rudości będzie mi gorzej niż w blondzie. Niemniej się pomylili. Pewnie jesteście zainteresowani tym jak Adam zareagował na zmianę mojego koloru włosów. Jak wiecie lub nie on uwielbia kobiety w takim kolorze czupryny, więc chcąc nie chcąc taki odcień mu się podoba. Miział mnie po głowie i dotykał moich włosów, więc z pewnością podoba mu się ta zmiana ha ha ha 💛. Ale co by nie mówić pamiętajcie moje drogie Panie, że to Wy musicie być zadowolone z tego co widzicie w lustrze... nie wasz partner, wasza mama, wasza babcia czy też wasza przyjaciółka. Najważniejsze abyście czuły się dobrze w swojej skórze. 

Padło też kolejne pytanie, a mianowicie - Dlaczego zmieniłaś kolor włosów właśnie na rudy?

- Moi Kochani, mój naturalny kolor to średni brąz i łatwo go rozjaśnić oraz przyciemnić. Pierwszy raz ufarbowałam włosy na głęboką ciemną czekoladę i wyglądałam PRZEPIĘKNIE w takim kolorze włosów. Nosiłam taki odcień przez około 5 lat. W między czasie miałam nieudaną próbę farbowania na rudo. Miałam też jasny brąz, ombre, blond ciepły i blond chłodny, włosy różowe, włosy czarne, więc... tak naprawdę chciałam mieć coś czego nigdy nie miałam czyli - RUDOŚĆ. Jestem zachwycona tym jak moje włosy teraz wyglądają. Czy mam jakieś pomysły na kolejne zmiany koloru włosów? Hmm... póki co zostaję na dłuższy czas ruda, ponieważ dobrze czuję się w tym kolorze, ale też myślę, że dobrze wyglądałabym we włosach wiśniowych, fioletowych, srebrnych i białych. Niemniej jednak takie kolory włosów szybko płowieją, a gdybym była posiadaczką białych włosów to pewnie bym wyłysiała od rozjaśniacza. Myślę też, że raczej skończę swoje poszukiwania idealnego koloru włosów dla mnie na rudym lub ciemnobrązowym. Przeszłam już przez wiele różnych kombinacji i wiem w czym mi jest najlepiej. Poza tym włosy rude są piękne ale się wysuszają przez utleniacz i szybko płowieją, zaś ciemne włosy pięknie błyszczą i wyglądają na nawilżone. Ale z biegiem czasu okaże się przy, którym kolorze z tych dwóch zostanę. Team rude, czy team czekoladowe? 

Zmieniłam kolor włosów także dlatego, że blond mnie zmęczył i podniszczył kondycję moich niegdyś bardzo zdrowych włosów. Włosy blond po dwóch tygodniach bardzo szybko stawały się żółte, co mnie irytowało. Bardzo dużo wydawałam też pieniędzy na szampony fioletowe, więc niestety włosy blond to spora inwestycja i strata pieniędzy. Nie polecam! Kolejny powód dlaczego zmieniłam kolor włosów jest taki, że zawsze podziwiałam rude włosy mojej mamy. Miała piękne kasztanowo-rude włosy! A ostatnim powodem jest oczywiście miłość. Kocham Adama i wiem, że podobają mu się rude włosy i to była wisienka na torcie mojej zmiany. A Wy uważacie, że rude włosy mi pasują, czy marzycie o tym abym wróciła do czekoladowego brązu na mojej głowie?


Dzisiejszy post pisało mi się bardzo przyjemnie i mam nadzieję, że więcej postów będzie pozytywnych niż smutnych. Choć znacie mnie i wiecie, że ja pokazuję życie takim jakim jest, a życie składa się z tych dobrych i złych dni. Doceniajcie to co macie dobrego w waszym życiu, a nad złym kwestiami pracujcie. 



Spokojnej nocy moi Drodzy Towarzysze!


Buziaczki 💋💋💋💋💋💋💋💋💋








czwartek, 1 października 2020

Dziadek i... RAK PROSTATY Z PRZERZUTAMI DO KOŚCI

Dzień dobry moi Drodzy. Wiem, że już sporo czasu nie pisałam nic na Myślach Kobiety Wyzwolonej ale nie miałam na to siły psychicznej, ponieważ za dużo problemów spadło na moją głowę i jestem totalnie nimi przytłoczona. Pierwsza połowa Września była bardzo udana, ale później wszystko się spierdoliło. Tak... SPIERDOLIŁO, to jest idealne słowo, które opisuje moje aktualne życie. 


Mój dziadek Adolf nigdy nie chodził do lekarzy, bo jak twierdził nie miał żadnych dolegliwości i problemów ze zdrowiem. Od pewnego czasu zaczął go boleć odcinek lędźwiowy, miednica i pachwiny. Za wiele się nie uskarżał, ponieważ raz to nie leży w jego naturze, a dwa uznał, że go zawiało. Po pewnym czasie nie mógł wstać z łóżka, ani siedzieć. Moja mama zamówiła wizytę u lekarza i dziadek był przymuszony się wybrać, mimo że bardzo się opierał przed wizytą u lekarza. Internista zlecił dziadkowi USG jamy brzusznej, badanie moczu oraz wykonanie morfologii, w której pan doktor zaznaczył wykonanie markerów nowotworowych PSA (w kierunku raka prostaty). Badania generalnie wyszły nieźle, ale wskaźniki nowotworowe niestety fatalnie. Dzięki pomocy Karoliny dziadek wybrał się na wizytę do jednego z najlepszych urologów w Polsce. Lekarz od razu po badaniach stwierdził ostatnie stadium raka prostaty z przerzutami do kości. Pan doktor zlecił biopsję, która miała pomóc w doborze odpowiedniego leczenia raka i przerzutów, ALE... dziadek nie zgodził się na biopsję oraz na kontynuowanie leczenia u tego specjalisty. Wybrał lekarza, którego poleciła mu moja chrzestna i jej brat. No cóż... uważam, że dziadek dokonał złego wyboru, ale to się okaże z czasem. 


Jestem cholernie zmęczona tą sytuacją, ponieważ mój dziadek jest strasznie zadufanym człowiekiem w sobie i myśli, że wszystkie rozumy pozjadał. Uważa, że SAMO PRZYSZŁO, SAMO WYJDZIE. Bagatelizuje to, że ma raka z przerzutami do kości. Co gorsza nie chce przyjmować leków, które dostał od tego drugiego urologa. Dziadek stał się upierdliwy, OPRYSKLIWY i niezadowolony z niczego. Taka atmosfera w domu powoduje, że mnie już się żyć odechciewa i jestem psychicznie poturbowana, bo mama i ja chciałyśmy dziadkowi pomóc, ale on sobie na to nie pozwala... tylko wydaje rozkazy jakbyśmy były jego służącymi. Naprawdę mam dosyć takiej sytuacji i jestem nią naprawdę zmęczona. Wiadomo, że staram się wychodzić do ludzi, na zakupy i spędzać czas ze znajomym, ale prawda jest taka, że mam dobrą minę do złej gry. Wszyscy z rodziny pierdolą o tym aby dawkować dziadkowi leki o odpowiedniej porze, podawać mu wszystko i etc. , ale nikt nie baczy na to, że on się buntuje i jest strasznie opryskliwy dla mnie. Poza tym nie chce przyjmować leków! Mam naprawdę dosyć i rozważam przeprowadzkę wcześniej niż ją mam zaplanowaną. Miałam wyprowadzić się z domu przed moimi najbliższymi imieninami, ale teraz rozważam znacznie wcześniejsze wyjście z domu, ponieważ psychicznie sobie nie radzę, ale moją rodzinę to nie obchodzi i nawet tego nie zauważają, że czuję się z dnia na dzień coraz bardziej wykończona mentalnie. Poza tym zazwyczaj nigdy po mnie nie widać psychicznego cierpienia dlatego też ludzie myślą, że uśmiechnięta buzia to szczęśliwy człowiek, ale jakże bardzo się mylą. To tak nie działa. Poza tym może to zabrzmi brutalnie ale nie mogę znieść dziadka, który ma te swoje uprzedzone poglądy, wyśmiewa się z ludzi, którzy mają tatuaże, jest podły dla inności i jeszcze mi zwraca uwagę na temat, na którego nie ma prawa zwracać. Sama mam nadciśnienie i to bardzo zaawansowane i czasem mam dzień, dwa kiedy to nie mam siły na nic, bo źle się czuję. Tydzień temu dziadek obarczył mnie setką spraw do ogarnięcia w jeden dzień, że jak wróciłam do domu to prawie zemdlałam, bo miałam bardzo duży spadek ciśnienia. Ale jego to i tak nie obchodzi, bo jest ograniczonym człowiekiem. I nie mówiłabym tak nigdy o swoim dziadku, gdyby mnie szanował i pozwolił sobie pomóc, ale on jest zły, że ma iść do lekarza i przyjmować leki. Uważa, że choroba sama zniknie, skoro sama się pojawiła. Dla mnie takie myślenie to po prostu ciemnogród i średniowiecze, no ale cóż... wiem z własnego doświadczenia, że dziadek nie jest samotny w takie myślenie.


Dzisiaj w nocy wypiłam butelkę czerwonego wina, ponieważ chciało mi się po prostu usnąć, zniknąć i zasnąć i tak też się stało. Niemniej jednak jak wstałam to od nowa to samo. Powiem Wam, moi Drodzy, że nie wiem czy jeszcze wytrzymam w takiej atmosferze do świąt zimowych. Kiedy jestem w niebezpieczeństwie to uciekam i tym raz z pewnością też tak będzie.



Tymczasem.