Ludzie ciągle gdzieś biegną, gdzieś się śpieszą. Zapominając, że im szybciej tym bliżej do grobu.
Dawno temu bardzo się wszędzie śpieszyłam, ponaglałam i biegłam, biegłam, biegłam - nawet nie wiadomo gdzie. Sporo czasu zajęło mi to, aby nauczyć się tego spokoju, nie śpieszenia się i odpoczywania od wszystkiego. Ucieka tramwaj? Trudno, przyjedzie następny. Zaśpię? No cóż, najwyraźniej tak miało być. Pomyliłam terminy? Po coś diabeł zakrył ogonem mój kalendarz ze spotkaniami! Może dla mojego dobra? Nie jestem przygotowana do zajęć? Może właśnie miałam nie umieć, aby lepiej zgłębić wiedzę. Należę do tych osób, które uważają, że nie wszystko jest takie zero-jedynkowe i zależne tylko od nas samych. Niekiedy Wszechświat wie lepiej czego nam do życia potrzeba. Warto zaufać Losowi i czasem się poddać jego woli.
Poddajcie się czasem i zobaczcie jak sprawy się rozwiążą same.
Wiem też, że na pewne rzeczy trzeba w życiu poczekać. Wiele trzeba przejść, przeżyć, doświadczyć, aby dostać to o czym się marzy. Jeżeli coś jest nam pisane to w końcu to dostaniemy i będziemy szczęśliwymi ludźmi. Jeśli to czego pragniemy jest dla nas złe to życie będzie nam rzucało coraz to nowsze kłody pod nogi, aż w końcu przestaniemy walczyć z wiatrakami. Oczywiście nie należy poddawać się przy pierwszym, czy drugim razie starań, ale jeśli setkę razy próbujemy i cały czas to nie to, to należy się naprawdę zastanowić czy to o czym marzymy jest tak naprawdę dla nas. Z czasem sami zrozumiemy, że życie jest tak naprawdę dla nas dobre i łaskawe w tym czym nas obdarowuje. Wystarczy poczekać, nie denerwować się i płynąć z nurtem rzeki.
Już nie raz pisałam o tym, że nie lubię "szybkiego życia", ponieważ ono mi nie służyło w dłuższej perspektywie. Zdecydowanie wybieram slow life i obserwację czułym okiem tego co się dzieje. Nie należy niczego ponaglać, bo z tego mogą wyjść tylko pewne komplikacje, które nie będą nam służyć. Oczywiście nie zapominam o tym, że są jednostki, które lubią zwariowane tempo życia, bo wtedy czują, że żyją. Noooo, ale to po prostu nie dla mnie. Wolę żyć z naturalnym rytmem niż w szaleństwie. Zawsze trzeba dokonać wyboru w jaki sposób chcemy żyć i co nam odpowiada.
Zauważyłam bardzo ciekawe zjawisko wśród społeczeństwa. A mianowicie wiele (naprawdę wiele) osób żyje w zupełnie inny sposób niż ma do tego predyspozycje. Przykładowo ktoś jest łagodny, marzy o cudownym gwarnym domu pełnym gromadki dzieci, psiaków i ogrodzie z czerwonymi różami, a "wpycha" się do środowiska bezpruderyjnych, wyuzdanych i niesamowicie odważnych (do przesady!) osób. Czy jego plany się ziszczą? A skąd! To jest po prostu pewien mechanizm, który zablokuje starania i pracę nad marzeniem dotyczącym rodziny. To tak samo jakby Wasza Maassen miała być teraz szczupła zajadając się nocami donutami o smaku gumy balonowej. Noooo, po prostu się tak nie da moi Drodzy. Jeśli chcemy być szczupli musimy mieć deficyt i w miarę normalne, zdrowe jedzonko. I tak samo jest z marzeniem o posiadaniu domu, dzieciaków i psiaków. Jeśli jesteśmy między ludźmi, którzy lubią seks bez zobowiązań, akceptują skoki w boki, lubią dobrze się narąbać, a potem grupowo zabawić na posadzce z marmuru to nie ma co oczekiwać cudu i boskiego planu nad naszym marzeniem. Wiadomo, że nie należy generalizować, ale niestety w większości tak to wygląda. Pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Tak było, jest i będzie.
Dlatego polecam zastanowić się nad własnym życiem. Nad tym czego chcemy, czego od życia oczekujemy. No i oczywiście czego oczekujemy od ludzi, którzy mają z nami kroczyć ramię w ramię.
A może potrzebujemy czasu dla siebie, dla własnych przemyśleń i odzyskania przestrzeni, którą nam zabrano? Jeżeli czegoś Wam potrzeba to po prostu zróbcie to, nawet wbrew innym. Z doświadczenia powiem Wam, że jeśli za długo będziecie gotować się na wolnym ogniu przez długi, naprawdę długi czas to prawie Was coś grzmotnie, że będziecie bliscy szaleństwa. Lepiej zakręcić gaz i chwilę wejść pod zimną wodę, a potem zniknąć. Nie na zawsze, ale na jakiś czas. Nie tyle życie, ale ludzie umieją bardzo przebodźcować, jeżeli cały czas mówią o problemach, a nie o rozwiązaniach. Jeżeli cały czas karmimy się tym co złe to tego zła będziemy więcej do tego życia przyciągali, bo w pewien paradoksalny sposób się nim karmimy i dajemy mu żyć. Niestety nie każdy ot tak umie zareagować na to co mu nie pasuje i nie odpowiada permanentnie. Jeżeli coś mnie do cna "przetyra emocjonalnie" to ja po prostu zwiewam, bo mój organizm w sytuacji zagrożenia reaguje ucieczką. Nigdy walką. Dodatkowo mam mocne przyciąganie borderów (ludzie z zaburzeniem z pogranicza), którzy pozbawieni są takiej warstwy ochronnej na przykre sytuacje. Ich wszystko boli tysiąc razy więcej niż ludzi bez tego zaburzenia osobowości. Z małego gówna nakręcą dramę i po prostu cierpią. Ja rozumiem, że to bardzo dla nich patowa sytuacja, ale jestem człowiekiem, który też musi zadbać o własny komfort psychiczny. Niestety stety, ale przyciągam borderów jak na jakiś magnes. Z racji, że mam ogromne pokłady empatii mogę wysłuchiwać ludzi latami i doradzać, ale nooo nie jestem Bogiem i w pewnej chwili po prostu pęknę i to jest wtedy koniec. Jeżeli odczuwacie, że tak naprawdę małe sytuacje stają się dla Was nie do przeskoczenia to warto skorzystać z psychoterapii, ponieważ prawie wszystko w życiu jest możliwe. Mówię o borderline, ponieważ znam dwie osoby z tym zaburzeniem oraz podejrzewam jeszcze kilka osób, które najprawdopodobniej mogą to mieć patrząc na to jak przeżywają sytuacje, które na tak zwanym lajcie przejdą osoby bez tego "problemu". Jeżeli macie strach przed odrzuceniem, manipulujecie innymi, Wasze relacje są powierzchowne, włącza Wam się analiza dzień i noc, czujecie lęki, niepokoje to serio... nie męczcie się, tylko sobie dajcie pomóc. Wiem jak trudne życie jest z osobą, która zmaga się z tym zaburzeniem osobowości. To jest dla drugiej strony bardzoooo męczące, ponieważ ci ludzie nie rozumieją, że nie można im się poświęcić i oddać w całości. Mogłabym pisać o tym przez dobre kilka czy kilkanaście godzin, bo wiem jak to wygląda i jest mi łatwo poznać kto tak naprawdę się z tym zmaga. Bardzo tym osobom współczuję, gdyż domyślam się, że widzą świat inaczej i inaczej czują. Przeżywają zwykłe sprawy, które należałoby odpuścić i iść dalej. Oni nie umieją.
Ach, rozpisałam się, ale jakoś miałam ochotę tę kwestię poruszyć, bo wiem, że wiele osób się z tym zmaga. Jeśli podejmiecie terapię to trzymam Misiaki za Was kciuki!
A wracając stricte do dzisiejszego posta to chciałabym na koniec napisać, że KTO CZEKA NA COŚ DOBREGO, NIGDY NIE CZEKA ZA DŁUGO.
Tymczasem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz