Kiedy byłam małą dziewczynką nosiłam boba z grzywką i bardzo, ale to bardzo tego nienawidziłam, bo czułam się jakbym miała grzyba zamiast fryzury. Wizyta u dziecięcego fryzjera budziła we mnie strach, lęk i okropne myśli. Nienawidziłam mieć ścinanych włosów, ponieważ czułam się wtedy niepełna, stratna, noooo po prostu okropnie. Do dziś dzień nie lubię fryzjerów i podcinam sobie końcówki włosów sama, ponieważ tylko sobie ufam w tej kwestii. I nigdy się to nie zmieni, NEVER.
Ostatni raz miałam grzywkę w gimnazjum kiedy to sama zadecydowałam, że chcę ją mieć. No i... to był błąd, bo fryzjerka taką grzywką jaką mi zrobiła po prostu mnie oszpeciła. Po tej wizycie chciałam rwać włosy z głowy. I to dosłownie. Mówię Wam... okropne doświadczenie.
W tym roku grzywki powróciły do łask, ale nie zamierzam eksperymentować. Z pomocą stania się modniejszą XDDD przyszła treska. Dla niewtajemniczonych - jest to przypinka z włosami. A jaki efekt uzyskałam zobaczcie poniżej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz