Tu widzicie ciuchy jakie pakowałam do walizki oraz dwa produkty do smarowania z filtrem.
Okulary bardzo mi się przydały, ponieważ słońce świeciło tak mocno, że jeśli nie chcecie nabawić się zmarszczek od mrużenia oczu to polecam zakładanie okularów przeciwsłonecznych. O ochronie przed szkodliwym promieniowaniem chyba nie muszę już Wam wspominać.
Tak prezentowała się moja walizka z kostiumem, który miałam na wakacjach w 2014 roku. Kupiłam sobie jeszcze jeden żółty kostium, ale... hm... zginął tragicznie, pod wpływem złych emocji ha ha ha. Nie chcecie wiedzieć co się z nim stało.
Tutaj w pociągu Inter City(ten z klimatyzacją) w drodze do Gdyni. Powiem Wam, że "schody" z moimi wakacjami zaczęły się już o 2 w nocy na dworcu. Pociąg, którym miałam jechać bezpośrednio do Władysławowo miał wypadek, więc musiałabym czekać na niego 100 minut, więc zdecydowałam się z mamą jechać pociągiem jadącym do Gdyni. Pociąg miał jedną zaletę - BYŁ KLIMATYZOWANY, ale jak dla mnie miał więcej wad niż zalet. Lubię pociągi z przedziałami, ponieważ mają klimat retro, że tak to nazwę. W tym Inter City nie było mi wygodnie i kręciłam się niemiłosiernie. Nie zasnęłam przez całą podróż. Jak dojechałam do Gdyni do biegiem(dosłownie) musiałam pędzić ze swoją walizką do pociągu jadącego na Hel, w którym była duchota i nie było miejsca aby się ruszyć. Już czułam, że zemdleję i notabene byłam tego bliska. Puls miałam 157 i czułam, że ciało mi mrowi ale jakoś dałam rade. Moja mama się tym w ogóle nie przejęła i uznała, że przesadzam. Eh... no cóż.
A to już CHŁAPOWO czyli ulubione miejsce mojej mamy. Ja się dziwę, bo to wieś ale taka totalna, z dużą ilością much końskich i os wkoło. Było ich mnóstwo. Jestem pogryziona w 11 miejscach na ciele.
Była istna duchota, skwar, pot lał się po plecach. Masakra! Nigdy nie było tak, żebym tak źle znosiła upały. W tym roku po prostu nie daję fizycznie rady z upałami tego lata.
Moja koleżanka powiedziała, że widać SKWAR na zdjęciu. Zdecydowanie się z nią zgadzam. Niemiłosiernie gorąco było. To wejście do wąwozu, który prowadzi na plażę w Chłapowie.
Powiem Wam, że moje czarne sandałki ze złotymi zdobieniami nie zdały roli, ponieważ popękały i obtarły moje palce. Mam pełno odcisków i po prostu wszystko nie tak.
A tu morze. Powiem Wam, że jak na Bałtyk to było ciepłe(jak na Bałtyk oczywiście!!!). Ludzi wcale nie tak dużo. Parawany wszędzie, chociaż ja nie jestem jakąś straszną przeciwniczką parawanów. Mnie one nie przeszkadzają i nie naśmiewam się z ludzi, którzy z nich korzystają. Bardzo dziwiłam się na plaży, że większość ludzi jest poparzonych od słońca(ich skóra przypominała kolor raka) i połowa ludzi jest otyłych. To i to jest złe, ale z drugiej strony, kogo to obchodzi. Co gorsza sama się poparzyłam i jestem czerwona. I sama chuda nie jestem, więc idealnie wpisałam się w plażę nad Bałtykiem.
Córka Młynarza na plaży.
Moja mama uwielbia szum morza i piasek, a raczej chodzenie po piasku i plażą. Ja nienawidzę chodzenia po piasku, bo czuję jakbym chodziła po niepewnym gruncie. Plażą też nie lubię, bo zatapiam się, nie lubię piasku, który wpada we włosy, a szum morza mnie irytuje. Nie wiem po co ja tam pojechałam.
Przynajmniej mam dobre cycki ha ha ha.
Nie wiem jak to się stało, że spodnie mi po powrocie z wąwozu pękły na nogawce, na dole. Gdyby w kroku czy na tyłku to rozumiem, ale na łydce... nonsens i strata.
Tutaj już w Gdyni. A dlaczego w Gdyni? Bo po 15h spięć z moją mamą i ujrzeniu roju karaluchów w pokoju postanowiłyśmy się EWAkuować. W tym ośrodku we Władysławowie byłyśmy zawsze, bo nic złego się w nim nie działo. Jeżeli jesteście ciekawi tego ośrodka to jest to Ośrodek u Ewy Okulskiej. Już nigdy się tam nie wybiorę, ponieważ jeżeli w pokoju są karaluchy a nigdy ich nie było to znaczy tylko jedno, że komfort miejsca się popsuł. Jeśli za coś się płaci i nie jest to cena pola namiotowego to jakieś wymagania mam. Nie oczekuję komfortu jak w hotelu, ale przyzwoitego i czystego miejsca nie tylko wizualnie ale i praktycznie. Panicznie boję się insektów i różnych owadów(oprócz motyli), więc nie wyobrażałam sobie spędzić 11 dup w tym ośrodku, który zawsze zachwalałam.
Na dworcu w Gdyni bardzo mi się podobało, ale było mnóstwo much, ale po 30h braku snów, miałam to już gdzieś. W ogóle w Gdyni było pełno dziwnych, specyficznych ludzi ale niezagrażających innym, więc spoko.
Na dworcu w Gdyni poszłam z mamą do Maca i wypiłyśmy soki pomarańczowe i colę na następną noc w pociągu. Zjadłyśmy frytki z kechupem i tortillę z kurczakiem. Tortilli nie jadłam uuuu lataaaa i mam ciekawe wnioski, ale to opowiem Wam w innym poście, który będzie postem 18+. Tego czego dowiecie się o tortilli, nie wiecie i od nikogo byście się zapewne nie dowiedzieli. Pojadłyśmy i ruszyłyśmy do pociągu. Pociąg z Gdyni do Łodzi był z przedziałami, więc ucieszyłam się. Dodatkowo cały wagon był pusty, więc żyć i nie umierać. Chciałabym Wam jedynie wspomnieć, że taksówka z Chłapowa do Gdyni kosztowała 200 złotych bez włączonego licznika. Powiedźcie mi jeżeli się orientujecie czy to przepłacone czy faktycznie takie są ceny na tym odcinku. I już na sam koniec chcę Wam powiedzieć, że ten kierowca jechał tak szybko i wyprzedzał wszystkie auta, że myślałam iż będzie wypadek. Ale dojechałyśmy z mamą szczęśliwie do Łodzi.
Moi Drodzy nie spałam ponad 48h i chcę powiedzieć, że po takim czasie niespania ochota na sen zanika, pojawia się euforia i wszystko jest nam obojętne. To nowe doświadczenie dla mnie i na pewno kiedyś o tym Wam napiszę, ale już nie w tym poście, bo musiałby być on tak długi, że pewnie nie doczytalibyście do końca. Wiedźcie jedno, że moje wakacje się nie udały i bardzo mi przykro z tego powodu, ale przynajmniej miałam przygodę, a oto w życiu chodzi. Przez 48h zrobiłam tak dużo i tyle widziałam, że chciałabym pisać pisać i pisać ten post ale trwałby długo. Zdecydowanie bateria iPhone`a na krótko trzymała i nie zrobiłam większej ilości zdjęć, ale mam nadzieję, że chociaż z 16 jesteście zadowoleni.
Trzymajcie się ciepło i do następnych postów moi Kochani. Buziaczki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz