Tak jak śpiewał klasyk "W życiu piękne są tylko chwile", bo tak naprawdę nasza ludzka egzystencja stworzona jest w większości na taniej prozie, smutku, niekiedy nawet na znoju i tysiącu różnych rozczarowaniach. Życie bardzo rzadko przez jego większą część usłane jest różami i posypane srebrnym brokatem. Czasami jest, ale właśnie... czasami. Tylko.
Przypomina mi się rok 2018 kiedy to miałam przyjemność rozmawiać z taką dziewczyną, ba! matką trójki dzieci, która powiedziała mi bardzo ważne słowa, które zapamiętałam do dziś dzień. A mianowicie to, że w moim życiu jest za dużo strat. Nigdy nie myślałam w ten sposób, ponieważ za wiele nie poświęcałam czasu na rozgrzebywanie problemów i "polewanie" ran rżącym kwasem. Raczej wolałam zalać robaka Soplicą pigwową. A poza tym należę do tych osób, które wolą smutki i problemy przemieniać w czarny humor, sprośny żart czy tanią komedię dla nastolatków. Może właśnie dlatego ludzie depresyjni są najlepszymi komikami, bo komedia pochodzi z najczarniejszych zakątków ludzkiej duszy. A tak na marginesie komedia przecież należy do dramatu. Coś w tym niewątpliwie jest...
Także nigdy nie myślałam o stratach jakie miały miejsce w moim życiu. Może dlatego, że bardzo często sama przyczyniam się do strat przez brawurę, upór i chęć życia według własnych zasad. Ktoś kiedyś powiedział mi, że ja po prostu lubię sobie cierpieć, bo czerpię z tego przyjemność. Wątpliwe, ale niewykluczone 😆.
Słucham sobie Phila Collinsa i palę papierosa i... myślę; oczywiście nie nad stratami, bo aż taką masochistką to ja jeszcze nie jestem, także spokojnie 😂 (śmiech przez łzy). Myślę nad tym ile mogę stracić w przyszłości, to jest chyba bardziej dołujące niż to ile strat poniosłam w życiu 😄😅. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że po pewnym czasie człowiek sobie uzmysławia ile popsuł sam, ile zniweczył wysiłków, ile przetracił i ile mogło się jeszcze dobrego wydarzyć gdyby nie decyzje podejmowane w emocjach. Z drugiej strony wierzę i wiem, że wszystko co się wydarzyło musiało się wydarzyć, bo taka jest ludzka karma, że aby coś mogło się stać, to coś po prostu musi się zmaterializować i w naszym ludzkim życiu tu na ziemi wydarzyć. Po czasie zawsze okazywało się, że tak było najlepiej, tak jak się stało. Niemniej powiem Wam, że chciałabym móc cofnąć się raz jeszcze do ostatniego kwartału 2016 roku. Gdybym miała możliwość wybrać jeden jedyny raz przedział czasu, do którego mogłabym cofnąć się za pomocą kapsuły czasowej to właśnie wybrałabym ten okres. Oczywiście mając tę wiedzę i świadomość co dzisiaj, ale tamtą młodość i wiek. Wtedy było inaczej w Polsce, życie paradoksalnie było zdecydowanie łatwiejsze niż dzisiaj. Generalnie było lepiej. Nie doceniłam tamtego czasu, tamtego momentu w moim życiu. Oczywiście wiem dlaczego, bo byłam kimś zupełnie innym niż teraz. Niemniej trochę szkoda, trochę żal...
Myślę, że do pewnych spraw nie da się wrócić, czasem nachodzi mnie myśl, że wszystko zmarnowałam, że to nie ludzie mieli rację dzisiaj, tylko ja zaprzepaściłam to co mogłoby być takie piękne, wręcz idealne. Z innej strony wtedy nie umiałam inaczej, nie wiedziałam o sobie tyle ile wiem dzisiaj i... myślałam, że życie będzie trwać jakby świat nigdy miał się nie skończyć. Ale to nie prawda, wszystko ma swój początek i koniec. Są historie, które właśnie mają swój początek i swój koniec, ale są też takie, które są niedokończone - zostały zatrzymane i pozostały w próżni. Najgorsze i najsmutniejsze są te, którym nie dano szansy. A jeszcze smutniejsze i najbardziej frustrujące jest gdy dwoje ludzi kocha się do szaleństwa, a nie może być ze sobą, bo ich sprawy okazuje się, że są tak naprawdę niedokończone. Wtedy w człowieku coś pęka, coś na zawsze się łamie. Taka strata po prostu jest nie do zaakceptowania. Myślę, że przy takich historiach życie chce nas przejechać, zamroczyć, skopać i kazać nam na nowo wstać, otrzepać się i żyć. Ale jak wtedy żyć... jak?
Bardzo chciałabym móc raz jeszcze trafić do ostatniego kwartału 2016 roku, bo wtedy udałoby mi się nie zatracić pewnej części mnie, nie doprowadziłabym do skomplikowanej relacji międzyludzkiej i zapobiegłabym jednej tragedii. Niestety czasu nie można cofnąć. Można jedynie starać się pewne sprawy odbudować, ale bardzo trudne jest to do zrobienia, bo my się zmieniamy, nasze życie ulega przemianie i degradacji tego co stare i ten kurewski czas... czas cały czas płynie. Mój dziadek mawiał, że wszystko o czym się pomyśli to można to zrealizować. Jak więc mam to zrobić? Wiem, że mam w sobie mimo wszystko, mimo różnych wydarzeń wiele siły fizycznej i psychicznej, ale nie mam już jednego... wiary w to, że jeszcze jest warto, że jest czas i, że to wszystko ma sens. To jest i smutne i przerażające i dołujące samo w sobie. A przede wszystkim cholernie ciężkie. Nikt kto nie doznał tego co ja, nigdy tego nie zrozumie. To tak jakby mieć prezent za szybą i mieć po drugiej stronie cegłę. Uderzasz cegłą w szybę aby wyciągnąć prezent, ale... nie da się szyby zbić, bo jest pancerna. To najlepiej może zobrazować Wam moją obecną sytuację. Uderzacie cegłą raz po raz, ale się nie da zbić tej szyby i patrząc na ten prezent musicie zrezygnować, chociaż był najlepszym prezentem jaki możecie kiedykolwiek w życiu dostać. Frustracja na najwyższym poziomie, prawda?
Nie wiem jak ta historia się zakończy i jeszcze kilka innych historii pobocznych, ale czas wszystko pokaże. Może dobry Los jakimś cudem da mi dożyć chociaż 70 lat i będę mogła tutaj napisać, jak to było i czy było warto.
Tymczasem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz