Czasem każdego piszącego nachodzi taki moment, że potrzebuje napisać coś dla własnej duszy.
I właśnie nadszedł dla mnie taki moment.
Luty to dla mnie miesiąc od zawsze bardzo aktywny, ponieważ wiele uroczystości właśnie wtedy przypada. Między innymi Walentynki, urodziny mojego dziadka, rocznica śmierci mojego dziadka i generalnie okres karnawału. Zawsze lubiłam ten miesiąc, w przeciwieństwie do stycznia, który napawa mnie złymi przeczuciami i takim niekomfortowym nastrojem. Luty na ogół był dla mnie dobrym miesiącem. W tym roku "biegnie" jak oszalały i ledwo się obejrzałam, a już jesteśmy na końcówce. Tak naprawdę oprócz dwóch czy trzech dni to całe dnie jestem zajęta i trochę fizycznie zmęczona, ponieważ mam mało czasu dla siebie. Nie wspominając już o innych. Niemniej jestem po prostu zmuszona życiowo do takiego tempa życia i sposobu w jaki żyję. Wiem, że nikt by mi nie pomógł i wszystkim muszę zająć się sama, więc robię wszystko co mogę aby było dobrze. Akceptuję ten stan rzeczy w jakim się znalazłam, bo nic innego oprócz akceptacji i wyrozumiałości do życia mi nie pozostało. Pogodzenie się z wydarzeniami jest bardzo ważne aby móc żyć, funkcjonować, generalnie aby działać. Jako, że jestem osobą, która ma analityczny umysł i lubię dokładnie nad wszystkim się zastanowić i przemyśleć to... życie totalnie zweryfikowało moją osobowość i przemianowało do tego co nieuniknione. Nie miałam czasu na siedzenie i rozmyślanie. Musiałam przyjąć do wiadomości i robić. Nic więcej.
Poza tym nigdy nie traktowałam przykrości życiowych jako kary czy nagany od Losu. To wszystko co nas w życiu spotyka jest bardzo często lekcją do przepracowania. Na pozór złe sytuacje/wydarzenia mają nas nauczyć czegoś o sobie i o innych ludziach. Niekiedy musimy naprawić wady swojego charakteru aby móc się bardziej rozwinąć. Najważniejsze jest to, aby nie użalać się nad swoim życiem, ponieważ to do niczego nie prowadzi. Wiadomo, że każdy ma złe momenty i ma ochotę płakać. I co mogę polecić w tej sytuacji? Kupcie sobie trzy butelki wina, 0,7 wódki, trzy paczki fajek, zapas chusteczek higienicznych, pudełko żelek (abyście poczuli, że co innego niż życie potrafi być bardziej kwaśne) i płaczcie, krzyczcie, wyjcie do księżyca przez 3 doby, a potem wstańcie umyjcie się, spójrzcie w lustro i weźcie się w garść. Na początku zawsze jest tragicznie, bo nie chce się robić, nie chce się wstawać, pracować, uczyć i żyć, ale ciężką pracą nad sobą prawie wszystko można zmienić. Prawie... robi wielką różnicę.
Leżę sobie z laptopem na udach, rozmawiam z Jackiem, który skończył dzisiaj 37 lat - WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO JACK! 😘😘😘 i piszę post, który jest nie tylko mnie potrzebny, ale i Wam. Pamiętajcie, że przepaści nigdy nie pokona się dwoma małymi krokami. Potrzebny jest ogromny krok. I choć takie kroki nie są wygodne to są bardzo, ale to bardzo potrzebnymi do życia. Do zmiany na lepsze.
Na koniec dzisiejszego postu chciałabym pozdrowić i utulić wirtualnie (póki co!) wszystkie kotki, które wczoraj miały swoje święto. Buziaczki i ogromne tulaski dla Was kocurki! 😀😀😀😘😘😘😻😻😻😻💪💕
Nigdy nie traćcie nadziei na to, że będzie jeszcze dobrze. Nigdy! 😘😘😘😘😘😘😘😘😘
Aleksandra 💋
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz