Mówi się, że przyjaźń trwa wiecznie.
Mówi się, że przyjaźń istnieje.
Tak naprawdę wszystko można podważyć jak się chce. Każda teza może być nieprawdziwa i nietrwała.
Dzisiaj postanowiłam podzielić się z Wami pewną moją historią, która troszkę nauczyła mnie o ludziach i generalnie o przyjaźni. Nie będzie to jakaś tragiczna i brutalna opowieść, ponieważ przyjaźń z Majką (zawsze nazywałam ją Maja, bo tak jej było na imię) była dobra, pozytywna i dłuuuuga, gdyż trwała aż 8 lat (!!!). Będzie to opowieść o przyjaźni, bo mimo iż się zakończyła to była i wyciągnęłam z niej kilka lekcji, którymi się z Wami w tym poście podzielę.
Zróbcie sobie coś do picia i zapraszam do dzisiejszej lektury 😊.
Z Mają poznałyśmy się w gimnazjum i byłyśmy dla siebie jak najbardziej neutralnymi osobami. Nie było jakichś zażyłości, "ochów i achów", ale były kulturalne koleżeńskie rozmowy i jakaś doza uczynności i wsparcia. Gdy skończyłyśmy gimnazjum to totalnie zapomniałyśmy o swoim istnieniu. Dopiero po skończeniu liceum, kiedy przeszłam ogromny GLOW UP. Tak! Nikt mnie nie poznawał, bo z chuderlaka (wręcz kościotrupa!), chłopczycy noszącej się jak dziewczyna skejta przemieniłam się w ultra-kobiecą laskę chodzącą w mini, pełnym makijażu, włosach do pasa i etc. Pewnego jesiennego dnia 2012 roku napisała do mnie wiadomość na Fejsie, że wyglądam zniewalająco i fajnie byłoby się zobaczyć po latach. Przyjęłam tamtą wiadomość bardzo optymistycznie i wybrałam się na spotkanie, na lody do Galerii Łódzkiej. Rozmawiało nam się jak nigdy - REWELACYJNIE. Miałyśmy zresztą wspólny temat - na koncie randki online w ilości hurtowej 😅😅😅. No i tak, odnowiłyśmy kontakt i zaczęłyśmy rozmawiać ze sobą prawie codziennie i często się widywać na pogaduszki przy herbatce i lodach z Galerii. Rozmawiałyśmy o facetach szwendając się po sklepach i przebierając w ciuchach. Było fajnie, było miło.
Zaprzyjaźniłyśmy się ze sobą.
Nasza przyjaźń oparta była na rozmowach o facetach, jakichś ploteczkach, wspomnieniach z gimnazjum i odchudzaniu. Obie byłyśmy nakręcone na życie FIT. No i przez wiele lat właśnie takie byłyśmy. Dodatkowo mogłyśmy sobie ufać. Była to przyjaźń pozytywna, optymistyczna i... prosta. Nigdy nie byłyśmy ze sobą na wakacjach, nigdy nie byłyśmy na wspólnej imprezie i nigdy nie piłyśmy ze sobą alkoholu - tak, przyjaźniąc się 8 lat można nigdy się nie napić alko! 😎 Niemniej ufałyśmy sobie i nigdy, ale to przenigdy się nie pokłóciłyśmy.
Po 3-4 latach przyjaźń troszkę się zmieniła, ponieważ mniej ze sobą rozmawiałyśmy, bo... znalazła faceta. Kiedy jej związek się zakończył to napisała do mnie, że tęskni i nie może się doczekać kiedy się zobaczymy. Było tak z dobre 5-6 razy przy każdym jej kolejnym związku. Kiedy wchodziła w nową relację ulatniała się i ślad o niej ginął, a kiedy się rozstawała to była przymilna, tęskniąca i spragniona kontaktu z przyjaciółką na pogaduszki przy herbatce i lodach. Szczerze... nie było mi z tego powodu jakoś miło, ale akceptowałam to i nie robiłam jej z tego powodu żadnych wyrzutów. Starałam się rozumieć, że jest troszkę lekkoduchem i tak po prostu ma. W końcu zaczęło mnie to męczyć i nie byłam już chętna na kolejne spotkania. Kiedy została matką to już w ogóle zaczęła się coraz bardziej odcinać, choć... co jakiś czas sobie o mnie przypominała i umawiała się na spotkania, które później odwoływała. Było to po prostu brakiem kultury.... (nie, Majka była osobą kulturalną) eee... raczej nie brakiem kultury co pewnym lekceważeniem i brakiem odpowiedzialności za przyjaźń i dane słowo. Wiecie, nie jestem palcem robiona i w pewnym momencie powiedziałam sobie dość i kiedy miała urodziny to już jej po prostu tych życzeń nie złożyłam i na wiadomości przestałam odpisywać, ponieważ nie widziałam już w tym żadnego sensu. Nasza przyjaźń spłyciła się w naturalny sposób i po prostu zgasła.
Ostatni raz widziałam się z nią w 2020 roku kiedy to byłam jeszcze blondynką. Dokładnie pamiętam nasze spotkanie. Było miło, dobrze nam się rozmawiało, ale już w pewien sposób nie rezonowałyśmy ze sobą, ponieważ ona miała w głowie ciuszki dla dzieci, pieluszki, mleko modyfikowane, ćwiczenia krocza, a ja... miałam w głowie imprezy, swoich nowych przyjaciół, faceta, rodzinę, pasję i studium terapii uzależnień.
Od tamtej pory, czyli prawie już od 4 lat nie widziałyśmy się, choć złożyła mi życzenia na trzydzieste urodziny i zaproponowała spotkanie, choć ja w zawoalowany sposób ominęłam je i tyle. Była to przyjaźń miła, ale nic więcej. Nie było tego czegoś co porywa serce i dusze. Nie podchodzę do tego, że był to stracony czas, ponieważ zawsze wychodzę z założenia, że wszystko co nas spotyka dzieje się w jakimś celu i to tylko od nas samych zależy czy wyciągniemy lekcje i się czegoś nauczymy. Maja nauczyła mnie, że NIE NALEŻY WSZYSTKIM MÓWIĆ CO SIĘ ROBI. Pamiętam kiedy w solarium wypowiedziała do mnie to zdanie. Zapamiętałam je i pamiętam do dziś dzień. Nauczyła mnie też tego jak przyjaźń nie powinna wyglądać. A mianowicie tego, że należy znaleźć chwilę dla przyjaciół jeśli ma się faceta lub dziecko, albo to i to. Ona nie umiała tego pogodzić, bo też nie chciała. Wiecie, ja patrzę też z własnej perspektywy, ponieważ mając rodzinę (dużą mam), kota, brata, mamę, chłopaka i przyjaciół to znajdowałam czas na różne rzeczy choć było mi trudno, ponieważ mam słabe zdrowie, miałam problemy ze spadkiem, które bardzo obciążały mnie finansowo. Mimo wszystko starałam się dla wszystkim bliskich mi osób, aby nie czuły z mojej strony zaniedbania. No cóż...
Maja tego nie umiała i nie mam do niej pretensji, ponieważ nie każdy człowiek jest mistrzem we wszystkim. Niemniej ja już tak dłużej nie mogłam, więc ulotniłam się i przyjaźń wygasła w naturalny sposób co już wyżej napisałam.
Mieszkamy w Łodzi, dodatkowo w tej samej dzielnicy, więc prawdopodobieństwo natrafienia na siebie jest duże. Jeśli bym ją spotkała to na pewno bym się przywitała, ale nic poza tym. Co było to było, ale nic więcej już z mojej strony nie będzie, bo wiem jak ta przyjaźń wyglądała i w jaki sposób wygasała. Zawsze zachowam wspomnienia, które były dobre i zapamiętam lekcje jakie ta przyjaźń mi dała, ale nic więcej. I tyle.
Postanowiłam napisać taki post, ponieważ wiem, że wiele osób było w bardzo podobnej przyjaźni. Niestety często jest, że przyjaźń się kończy kiedy na horyzoncie pojawia się facet/dziewczyna waszej przyjaciółki lub przyjaciela. A jak jeszcze pojawia się dziecko to już w ogóle koniec przyjaźni jest szybszy niż wam się to może wydawać. Także... widzicie jak to się czasem w życiu dziwnie układa. Dodatkowo należę do tych osób, które uważają, że nawet jeśli przyjaźń się kończy to nie oznacza to, że była nieprawdziwa. Po prostu w pewnym momencie kiedy się zmieniacie, lub rozwijacie się to chcecie iść wyżej, a nie z każdym można. Moja przyjaźń z Mają po prostu w pewnym miejscu zatrzymała się i była w próżni. To już nie miało racji bytu. Niemniej zawsze będą ją ciepło wspominać i pamiętać, bo 8 lat nie jest tak łatwo wymazać z pamięci, a poza tym ja nie chcę zapominać. Lubiłam ją 😊.
Mam nadzieję, że tym postem komuś z Was pomogłam i nie czujecie się aż tacy samotni i rozczarowani. Czasem tak w życiu bywa, że coś się kończy. Niemniej, nie oznacza to, że coś nie istniało i nie było prawdziwe. Nie martwcie się, bo życie często coś zabiera, aby coś Wam ofiarować. Zaufajcie i nie traćcie nadziei.
Tymczasem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz