W tym roku zaczęłam intensywnie szukać nowej pracy i uznałam, że to odpowiedni moment, aby podjąć się nowej serii na blogu o poszukiwaniach pracy w Łodzi. Jestem Łodzianką i póki co nie zamierzam przetransportowywać się w inne miejsce niż moja rodzinna Łódź. Szukam pracy w Łodzi i może być to pełny etat albo pół etatu, choć generalnie rozglądam się za pełnym etatem pracy. W tym roku byłam już na jednej rozmowie o pracę i jestem nią bardzo rozczarowana, ale to dowiecie się w innym poście z tej serii.
Czy w Łodzi trudno znaleźć pracę? Yyyyy... z mojej perspektywy - TAK. W Łodzi jest mnóstwo ofert pracy, ale wiele (myślę, że ponad połowa) to oferty tak zwane widmo, które niby są, a tak naprawdę ich nie ma. Dodatkowo pracodawcy najchętniej chcą zatrudniać studentów, emerytów, Ukraińców i osoby z orzeczeniem o niepełnosprawności. Generalnie pracodawcy kombinują, aby jak najmniej wydać na swojego pracownika. Z mojej perspektywy wygląda to po prostu... słabo, ponieważ rynek pracy przez to kuleje. Nawet nie byłam świadoma, że tak trudno o dobrą pracę, ba! w ogóle o jakąkolwiek pracę. Także reasumując, w Łodzi jest trudno znaleźć pracę i wymaga to naprawdę wiele zaangażowania i uzbrojenia się w cierpliwość. Na początku moich poszukiwań zastanawiałam się czy robię coś nie tak, ale jak zgłębiłam temat, porozmawiałam z wieloma osobami w realu, ale przede wszystkim w świecie wirtualnym to przekonałam się, że aktualny rynek pracy jest po prostu tragiczny i tej pracy po prostu nie ma. Dlatego jak ktoś Wam powie, że pracy jest mnóstwo tylko trzeba chcieć pracować to są to po prostu ogromne kocopoły, ponieważ wygląda to w rzeczywistości zupełnie inaczej. Wiadomo, że zdarzają się sytuacje, że ktoś idzie na rozmowę i ciach... dostał pracę albo ta praca znajduje kogoś sama, ale są to naprawdę bardzo rzadkie wyjątki. W życiu po prostu trzeba mieć też trochę szczęścia, a nawet powiedziałabym, że troszkę więcej niż trochę.

Czego szukam? Za jaką pracą się rozglądam?
Hmm... z jednej strony chciałabym mieć pracę, która nie obciążałaby generalnie mojego umysłu, ponieważ mam pewne problemy na głowie, które po prostu mnie zasmucają, dołują i osłabiają mój organizm, a z drugiej... wolałabym pracować intelektualnie, ponieważ do pracy fizycznej to ja się nigdy nie nadawałam. Także... dylematy, dylematy. Gdybym ja może wiedziała czego szukam, to byłoby łatwiej. Generalnie w życiu jest tak, że gdy nie wiemy do czego dążymy i, w które miejsce "tarczy" strzelamy to trafiamy zawsze w NIC za każdym razem. Takie po prostu już jest życie. Bywa rozczarowujące. Niestety....
Postanowiłam, że tę serię poprowadzę na Myślach Kobiety Wyzwolonej tak długo jak nie znajdę nowej pracy. Noooooo to mogą minąć lata! XD 😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅 Myślę, że bardzo wiele osób szuka takiego wytchnienia po nieudanych poszukiwaniach, że takie właśnie posty na moim blogu mogą być dla naprawdę ogromnej liczby osób po prostu pewnym rodzajem wsparcia i nadzieją, że może być po prostu dobrze, a jak nie dobrze to chociażby lepiej. Z trzeciej strony... W KUPIE SIŁA! 💪😎😘
W tym poście mogę Wam opowiedzieć o dwóch rozmowach o pracę, które przeszłam w grudniu. Pierwsza rozmowa miała miejsce w klimatycznej herbaciarni (najbardziej znanej w Łodzi), która jest pod względem wizualnym naprawdę niezwykła, wręcz powiedziałabym, że magiczna. Rozmowa była super, ponieważ szefowa była inteligentną kobietą przed 60, która podobnie jak ja kocha retro. Było miło, ale pani szukała kobiety, która jest emerytką, więc musiałam odpaść. Poza tym w tej herbaciarni zawsze obsługiwały starsze panie i pewnie ten trend utrzyma się już tam na zawsze. Ciekawostka jest taka, że zapomniałam zabrać mojego telefonu ze stolika i musiałam wracać się ponownie jak już byłam w połowie drogi do domu. Na szczęście telefon był bezpieczny i mi go oddano. Herbaciarnia to NIEBIESKIE MIGDAŁY.
Moją drugą rozmowę o pracy w grudniu miałam w sklepie monopolowym - ALKOHOLE Z INNEJ BECZKI. Okolica tragiczna, myślałam, że mi łeb odetną! Na serio, nie przesadzam, okolica tego miejsca była po prostu jak z jakiegoś filmu, w którym nie chciałabym się znaleźć. Sklep całkiem fajny, przyjemny wewnątrz. Szefowa? Zajebista babka! Po prostu taki człowiek, z którym trzeba mówić na miękko, prosto z mostu czego potrzeba i tyle. Zaplecze bardzo fajne, duże fotele, na których podczas zmiany nocnej można wypoczywać. Dodatkowy plus, że można ze sobą zabrać swojego psiaka, no ale że psiaków nie mam to wiadomo. Wszystko pięknie ładnie, więc dlaczego tam nie pracuję? Pracowałabym, bo chciano mnie tam, ale ja się nie zgodziłam, ponieważ... po pierwsze w tym miejscu nie dają umowy. Żadnej umowy! Ani o pracę, ani na zlecenie, ani o dzieło. Serio?! W tych czasach praca bez umowy? No way! Po drugie stawka za godzinę to 12 zł. Serio??!! 12 złotych za godzinę w XXI wieku? To chyba jakiś obłęd!!! Także rozumiecie dlaczego nie przyjęłam tej pracy. I chyba nikt z Was się nie dziwi.
Jak widzicie nie jest łatwo w tej Łodzi nawet przy takich bardzo średnich, niewymagających myślenia pracach. Generalnie dwie oferty i już mam taki wniosek, że trzeba w wieku 31 lat przejść na emeryturę 😆😆😆 albo pracować za dwie miski ryżu po 12 zeta. Koszmar, prawda? 😐😑😒
Przykre jest to, że w Polsce Polak wykorzystuje Polaka do pracy za takie pieniądze.
Ahaa, powinnam jeszcze wspomnieć gdzie znalazłam te oferty pracy. NIEBIESKIE MIGDAŁY znalazłam na OLX, a ALKOHOLE Z INNEJ BECZKI na ofertach o pracę, na Facebooku.
Czy te dwie rozmowy rekrutacyjne mnie zniechęciły do dalszego poszukiwania pracy?
Pierwsza rozmowa mnie w ogóle nie zniechęciła, wręcz byłam zadowolona, a druga... no cóż, byłam rozczarowana, bo już witałam się z gąską i gdyby była umowa i co najmniej 25 złotych (netto) za godzinę to bym się zgodziła na pracę w nocy w sklepie monopolowym w tak niebezpiecznym osiedlu jak tam. Niemniej ludzie SZANUJCIE SIĘ i nigdy nie zgadzajcie się wykorzystywać za takie śmieszne pieniądze jak te w ALKOHOLACH Z INNEJ BECZKI. Oczywiście nie mam nic do tej babki, ponieważ naprawdę fajna dziewczyna, szczera, powiedziała od razu jak wygląda sytuacja z wynagrodzeniem i umową, ale... no na takie coś się po prostu zgodzić nie mogę i musiałam podziękować.
W grudniu miałam dwie rozmowy o pracę. Czy to dużo w skali miesiąca? Raczej nie. Niemniej... jak Wy na to patrzycie? Gdzie poszukujecie pracy i jak Wam idzie? Jakieś rady? 😇😇😇
No nic, życie nie kończy się na dwóch rozmowach o pracę i trzeba po prostu cisnąć dalej. Najważniejsze to nie zniechęcać się, walić do przodu, mieć nadzieję na sukces i nie załamywać, bo nikt w Was nie uwierzy póki Wy sami w siebie nie uwierzycie.
W tym miesiącu, w nowym roku miałam póki co jedną rozmowę o pracę i jestem bardzo na nie. No dobra... powiem Wam jak ona wyglądała i gdzie, bo w końcu zapomnę i o tym nie opowiem.
Ofertę znalazłam na OLX i ucieszyłam się, ponieważ to miejsce pracy mieściło się 10 minut drogi ode mnie i to jeszcze 10 minut tylko piechotą i dodatkowo moim żółwim tempem. Miejsce to MODNA mieszczące się w Carrefourze. Jest to lumpeks z modną markową odzieżą. Po raz pierwszy w życiu byłam w ciuchlandzie i... przeraziłam się jaki tam mają burdel. Te dziewczyny tam pracujące nie dają rady z tym stosem ciuchów i robią wszystko w tak szybkim tempie, że naprawdę im współczuję. Jak weszłam do środka to zastałam burdel, sporo ludzi rozwalających ciuchy, niemiłą kasjerkę przy kasie i 2-3 laski, które nie wyglądały na specjalnie miłe. No, ale cóż... też bym nie była zadowolona z życia gdybym musiała tak zapierdalać jak one. Umówiona byłam na rozmowę o pracę na godzinę 14:00, a weszłam do takiego prowizorycznego pokoju po 14:30. Kobieta, która mnie rekrutowała nieprzyjemna w odbiorze, naburmuszona, nie patrzyła w oczy i miała taki pretensjonalny ton głosu, że miałam ochotę stamtąd wyjść jak najszybciej. Nie spodobała mi się i ja jej też zapewne nie, bo dało się to odczuć. Uznała, że nie będę zainteresowana, ponieważ płacą tylko 3600 zł netto za miesiąc pracy w dynamicznym zespole. Jak słyszycie, że zespół jest DYNAMICZNY to... uciekajcie, bo to znaczy ni mniej, ni więcej, że będziecie wołami pociągowymi i będziecie tyrać jak w najgorszej korporacji. Rozmowa trwała jakieś 3-5 minut i tyle. Marzyłam, aby stamtąd wyjść i wracać do domu. Okropne miejsce i niewarte, aby tracić czas na rozmowę z taką rekruterką, która nawet nie da Wam dojść do głosu i zadać jakiegoś pytania.
Ta rozmowa w lumpeksie uświadomiła mi dobitnie jak łatwe życie miałam i jak niewiele musiałam się przemęczać. Uświadomiła mi też, że nie doceniałam za grosz swojego życia, kompletnie. Po tej rozmowie przeżyłam naprawdę bolesne zderzenie z rzeczywistością. Współczuję ludziom, którzy muszą pracować na takiej orce, z taką szefową.
I kończąc dzisiejszy post mam nadzieję, że jakieś komentarze pod tym wpisem się pojawią i porozmawiamy sobie razem o tym jak to się poszukuje pracy w XXI wieku. Bardzo jestem ciekawa Waszych doświadczeń i przeżyć w związku z poszukiwaniami pracy. Porozmawiajmy razem! 😇💪💖
Trzymajcie się ciepło i nie załamujcie się, choć wiem, że to się tylko tak łatwo mówi. Ta ostatnia rozmowa w lumpeksie bardzo mnie rozczarowała i zniechęciła. Wyszłam z tej rozmowy jak zbity pies i po powrocie do domu zasnęłam z wyczerpania psychicznego.
Buziaczki 😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘