Dzień doberek (chciałoby się rzec 😆) o 5 rano!
Przed północą wypiłam mocne Cappuccino, bo cały dzień chodziłam senna. Nie wiem co autor miał na myśli pijąc kawę przed snem, ale raczej nie była to opcja z tych lepszych 😅😆. Zapewniam! 😂
Dzień doberek (chciałoby się rzec 😆) o 5 rano!
Przed północą wypiłam mocne Cappuccino, bo cały dzień chodziłam senna. Nie wiem co autor miał na myśli pijąc kawę przed snem, ale raczej nie była to opcja z tych lepszych 😅😆. Zapewniam! 😂
Prawie miesiąc temu miałam urodziny. Skończyłam 31 lat! 🎂🍹
Czas szybko upływa, z wiekiem coraz szybciej, ale... mając 31 lat na karku całkiem dobrze się z tym czuję, bo... wiek to tylko liczba. I tak nie czuję się na tyle lat ile mam. Gdyby ktoś spytał mnie na ile lat się czuję to powiedziałabym, że na jakieś 23, może 25. Nie więcej.
Jako zodiakalna Panna jestem oazą spokoju, empatii i tolerancji. Jestem jak ten skorpion (zwierzę, nie znak zodiaku), który chodzi sobie spokojnie po pustyni, póki... nie zostanie nadepnięty na ogon. Wiele jestem w stanie zrozumieć i dogadam się z każdym (o ile tego sama chcę), niemniej będąc "dotkniętą", obrażoną, wyszydzoną zamieniam się w najgorszą postać człowieka. Tak, jestem tego świadoma. Znacie mnie nie od dziś, więc wiecie, że nie lubię się kłócić, ani rozpoczynać sporów. Generalnie mam wyjebane, póki ktoś ze mną nie zadrze. I dzisiaj opowiem Wam historię, która wydarzyła się w moim życiu mniej więcej 2 miesiące temu, noooo może trzy.
Pewnego dnia na Instagramie napisał do mnie pewien chłopak (dzisiaj nazywam go - TYP), który obserwował mnie od kilku miesięcy i serduszkował wszystkie moje foty na Insta. Zagadał jakoś sprawnie, że mu odpisałam. Wiecie, nie odpisuję na wiadomości typu: "hejka", "siemka", "co tam?", "jak leci piękna?", "popiszemy?". Także, ten typek napisał do mnie, odpisałam i rozmowa jakoś szła. Z mojej strony to była tylko i wyłącznie pogaduszka o dupie Maryny, ponieważ raz, że dosyć rzadko rozmawiam z kimś na Insta kto nie jest moim czytelnikiem z bloga, dwa - nie szukam wrażeń, bo mam partnera. Pytał co robię w życiu, gdzie pracuję, jakie filmy oglądam i jakiej muzyki słucham. Wysyłał mi również zdjęcie swojego kota, ponieważ jest kociarzem tak jak i ja. Wydawał mi się miłym gościem, choć gdzieś z tyłu głowy świeciła mi się czerwona lampka, ponieważ zaczął pisać mi różne podteksty, chciał moje zdjęcie z wanny i bez makijażu. Generalnie zaczął być namolny. Dodatkowo powiedział mi, że jestem w jego guście, ponieważ uwielbia piękności plus size. Podziękowałam mu za komplement, ale ponownie podkreśliłam, że mam chłopaka, którego bardzo kocham. Nooooo, ale do niego jakby to nie docierało.
Rozmawialiśmy ze sobą ponownie po tygodniu. Wysłał mi zdjęcie z szerokim uśmiechem i kluczem w dłoni. Napisał, że właśnie kupił swoje pierwsze mieszkanie. Pogratulowałam mu. Następnie zapytał się mnie, czy posiadam samochód i mieszkanie. Odpisałam z prawdą, że nie mam swojego własnego mieszkania (mieszkam z rodziną) i nie posiadam auta, ponieważ nie zrobiłam nigdy prawa jazdy. Stwierdził, że rozumie iż dziewczyny to nie mają ochoty być kierowcami. Ech... trochę mnie zirytował, bo to dosyć tendencyjne myślenie. Wytłumaczyłam mu, że nie mam prawka, bo tak się życie ułożyło, choć posiadanie go było moim jednym z największych marzeń. Nie wiem czy zrozumiał to co napisałam, ale wątpię 😅. Wybitnym mistrzem intelektu to to nie było 😆. Następnie ciągnął temat dalej pytając mnie czy posiadam inne nieruchomości. Powiedział, że praca jest najważniejsza teraz, bo póki młody organizm może pracować na 1000% to trzeba jak najwięcej mieć asetów. Dodał, że w jego rodzinie zawsze tak było, że kupowało się jedno mieszkanie, potem drugie i tak kolejne, aby mieć jak najwięcej zabezpieczeń na przyszłość. I wszystko pięknie ładnie, rozumiem to, że są ludzie, którzy chcą mieć jak największą liczbę nieruchomości, ale... po pierwsze nie każdego człowieka na to stać, nie każdy człowiek w młodym wieku może dawać z siebie wszystko, bo może być chory i mieć na przykład problemy psychiczne, które utrudniają mu egzystencję. Niestety temu typkowi za wiele nie dało się wytłumaczyć, bo był po prostu materialistą, egoistą i ogromnym snobem. Chwalił się również swoim śpiewaniem (wysyłał mi filmiki), choć nie śpiewał, ale darł mordę. Śpiewając w taki sposób niebawem zedrze sobie głos. Oczywiście chcąc być miła powiedziałam, że ładnie śpiewa. Nie lubię sprawiać ludziom przykrości, chyba że sami poproszą 😂.
Napisałam mu, w którejś wiadomości, że życie nie jest po to, aby cały czas poświęcać się pracy, ponieważ są również w życiu przyjemności. Stwierdził, że na emeryturze się odpocznie, kiedy dzieci wyśle się na studia do innego miasta. Nie wiem nawet po co mi to pisał, bo jestem dla niego całkiem obcą osobą i totalnie niezainteresowana jego istnieniem. Pisał tak i mnie po prostu irytował bardziej i bardziej. Wypowiadał się o tym jak należy żyć, co robić, ile czasu spędzać z rodziną. Powiedziałam mu, że ja lubię swoją rodzinę, jesteśmy głośni, lubimy celebrować życie, śpiewać, tańczyć, jeść pyszne potrawy, spędzać razem czas. Dla niego natomiast liczy się praca, praca i praca. Generalnie zbijanie majątku i nic poza tym.
Jego postawa mnie bardzo irytowała, ponieważ gadał non stop o pracy, zarabianiu, tych asetach (swoją drogą nie lubię tego anglojęzycznego zwrotu). Dodatkowo powiedział, że szuka dziewczyny ładnej, zaradnej i pracowitej. Jak facet napisze Wam kiedyś, że szuka ZARADNEJ i PRACOWITEJ to uciekajcie, bo zrobi z Was matkę pięciorga dzieci i wyśle na 3 etaty do roboty. Uciekajcie! Jeżeli facet pyta Was o Wasze majątki, ile zarabiacie, ile posiadacie dóbr materialnych, mieszkań, działek, samochodów to... uciekajcie. Uciekajcie!
Typek ten był przystojny, dosyć wysoki (183 cm), miał ładny głos, dobrze ubrany, ale... pustak jakich wielu. No i oczywiście materialista, egoista, snob i żyd oraz Żyd (z szacunkiem do wszystkich Żydów). I tutaj muszę coś wyjaśnić. Po pierwsze nie byłam, nie jestem i nigdy nie będę antysemitką, ale znam osobiście i z opowiadań jacy to Żydzi są. Wystarczyło mi, że wysłał mi zdjęcie swojej rodziny. Btw... kto normalny wysyła zdjęcie swojej rodziny lasce, z którą gada o duperelach przez kilka dni?! 😅 Zarówno jego dwóch braci, on sam, ojciec i matka wyglądali jak klasyczna rodzina żydowska. No, łatwo jest rozpoznać Żydów patrząc na sam wygląd. Dodatkowo jego skąpstwo, pracoholizm i gadanie o pieniądzach zdradza pochodzenie. No i jeszcze nazwisko! Większość polskich Żydów ma końcówkę - ICKI w nazwisku. Także... cóż, mnie się po prostu nie oszuka.
Jak się ta krótka i żałosna znajomość zakończyła? Nie zgodziłam się wysłać mu mojego roznegliżowanego zdjęcia. Potem mnie odobserwował, ale nadał przeglądał Instagrama myśląc swoim ptasim rozumkiem, że ja tego nie widzę 😅😅😅. Także, zablokowałam go na Instagramie oraz na Facebooku, aby niepotrzebnie nie walił swojego krótkiego (tak mniemam) konia przed moimi fotkami.
O ja pierdoleee!!! - tylko to nasuwa mi się na myśl, aby określić ten mijający tydzień. Po prostu ten tydzień mnie wykończył psychicznie, ale i fizycznie. Nawet nie wiem od czego zacząć dzisiejszy post. Na pewno jak zauważyliście to zostawiłam Was bez jakiegokolwiek posta na cały tydzień. Owszem, długo mnie tutaj nie było, bo ostatnimi czasy piszę dosyć regularnie. Dlatego też mogliście poczuć się w jakimś stopniu zaniedbani, także przepraszam za nieobecność na blogu, ale po prostu nie miałam gdzie rąk włożyć (tyle wszystkiego). W poniedziałek już byłam spięta, we wtorek przeprowadzałam ważną rozmowę telefoniczną, która trochę co prawda mnie uspokoiła, ale... no nie do końca mimo wszystko. No, a później zaczął się totalny hardcore, który mnie po prostu wycieńczył. Prawie, że zemdlałam na ulicy, ale to była mieszanka stresu, zmęczenia całym dniem, braku jedzenia i picia - chyba nie nauczę się na nowo nosić ze sobą wodę mineralną. Czułam się jak trup i dobrze, że nie wiem jakie wtedy miałam ciśnienie, bo pewnie bym się przeraziła jego wartością. Powiem Wam, że wychodzenie ze swojej strefy komfortu, ale i staranie się, aby zlikwidować problemy, które się nawarstwiły to po prostu męcząca robota. I kto tego nie przechodzi/nie przechodził to po prostu nie zrozumie. Jeżeli ktoś sobie żyje spokojnie, bezproblemowo w swoim kurwidołku to nie zrozumie mnie... i tyle. No chyba, że ktoś ma empatię i super wczuwa się w sytuację drugiego człowieka. No, ale mniejsza z tym. Dwa dni tego tygodnia były okrutne i naprawdę poziom stresu jaki przeżyłam sięgnął już prawie mojej alarmowej granicy. Byłam tak zmęczona, że już było mi totalnie obojętne czy walnę głową o chodnik, czy nie. A jeżeli u mnie pojawia się obojętność to znaczy już, że jest naprawdę źle. Miałam całkiem wyjebane co się stanie. Totalnie!
Noooo, ale jak widzicie żyję i w weekend udało mi się trochę zregenerować i psychicznie i fizycznie. Potrzebowałam regeneracji i myślę, że każdy po trudnych dniach potrzebuje odpoczynku od wszystkiego i wszystkich. Jako, że jestem introwertykiem to ładuję swoje baterie tylko i wyłącznie w samotności. Tak udaje mi się łapać równowagę, która jest mi do życia niezbędna.
Ostatnia recenzja perfum pojawiła się w marcu tego roku. Szok! Prawda? Nie wiem jak ten czas szybko upływa, ale takie właśnie sytuacje bardzo mi uświadamiają, jak ten czas po prostu zapierdala. Nooooo inaczej nie da się tego nazwać. Niemniej nie o czasie dzisiaj będziemy rozmawiali, tylko o 4 flakonach perfum, które są odpowiednikami drogich, luksusowych zapachów perfumeryjnych.
O marce MAGIA PERFUM dowiedziałam się jakieś dwa lata temu od mojej byłej przyjaciółki, która bardzo zachwalała od nich zapachy. Czasami twierdziła, że dane perfumy to totalnie must have, wręcz 1:1. Zachęcona cudownymi recenzjami i poleceniem postanowiłam skusić się aż na 4 flakony. Najmniejsza pojemność była tania, wręcz uznałam, że wielkiej szkody mój portfel nie zazna jeśli na 4 zapachy perfum wydam niecałe 200 złotych. Noooo co to w tych drogich czasach jest nawet tysiąc złotych? Nic! Także podekscytowana zamówiłam sobie perfumki i czekałam z niecierpliwością na paczuszkę, pachnącą paczuszkę. Czekałam jakieś 2-3 dni i jak tylko przyszła to od razu ją otworzyłam i zaczęłam testować.
Od trzech dni mam takie dziwne uczucie, że coś normalnie się wydarzy, coś trzaśnie, coś pęknie.
Mam jakieś złe przeczucia...
Wczoraj był pierwszy Piątek Trzynastego w tym roku i... generalnie to naprawdę był PIĄTEK TRZYNASTEGO. No, ale zacznijmy od początku. Piątek zapowiadał się dobrze, bo udało mi się położyć do łóżka wcześnie i zasnąć naprawdę szybko, co jest dla mnie wyczynem o tak wczesnej godzinie. Wstałam rano z dobrym humorem, wzięłam gorącą kąpiel, odpicowałam się, zjadłam pożywne śniadanie i pojechałam na miasto, aby załatwić bardzo ważną sprawę. Niestety... było nieczynne, więc pocałowałam klamkę i poszłam przez miasto przed siebie. Szczerze to nie pamiętam już kiedy byłam o takiej wczesnej porze w środku miasta. Dziwna atmosfera i... uświadomiłam sobie jakie Śródmieście jest brzydkie, zaniedbane, a co gorsza... ludzie są bardzo specyficzni. Niektórzy wyglądali jakby chcieli komuś z liścia przypierdolić. Normalnie strach się bać! No i tak idąc przed siebie natrafiłam na mały sklepik zoologiczny, w którym to kupiłam Dyziowi trzy saszety filecików z indyka od Doliny Noteci. Kobieta w tym sklepie to jak jakaś recydywa xD. Co jest ludzie z tymi ludźmi to ja naprawdę nie wiem. Wyglądała groźnie, była niemiła i jakby pracowała od niechcenia. No ja rozumiem, że każdy ma zły dzień, ale jej z oczu bardzo źle patrzyło. No, ale nieważne. Pies ją jebał 😆. Choć podejrzewam, że to mezalians byłby dla psa 😆😆😆. Poszłam sobie dalej i stanęłam w bramie, aby napisać esemesa w sprawie mojej sprawy, którą chciałam dzisiaj załatwić. Potem zadzwoniłam po taryfę nr dwa w tym dniu i wsiadłam. No i masz Ci babo placek, kolejny agent. Pan taksówkarz (na oko grubo po 60) powiedział, uwaga cytuję: - "Nie lepiej to w domu siedzieć w taką pogodę? Jeszcze pani tak daleko jedzie, a ja będę miał tak daleko.". Zaczął narzekać i etc., więc powiedziałam, że wysiądę i zamówię drugą taksówkę jeżeli pan się źle czuje. On we mnie kamieniem, to ja w niego chlebem - zasada mojej babuni 😎. Spytałam się czy mogę mu pomóc i w ogóle. Wewnętrznie to czułam, że płonę ze złości, no ale pojechaliśmy i rozmawialiśmy potem o życiu w dawnych czasach. Narzekał na młodzież w tych czasach, mówił, że żonę trzeba regularnie bić, a na tatuaże patrzeć nie może. Czułam, że zaraz poleci mi piana z pyska, ale byłam spokojna, rozmawiałam z nim i tyle. Wiem, że ludzie są różni i świata się nie zbawi. Po prostu pewne rzeczy trzeba przetrawić i zacisnąć zęby. Niestety wielu jest chamów-emerytów i tego się nie przeskoczy. Niestety! 😐😑😒
Jak weszłam do domu to chwilę odsapnęłam, zrobiłam zakupy online w Biedronce i czekałam jak mama wróci z masażu gorącymi kamieniami. Porozmawiałyśmy chwilkę, coś przekąsiłyśmy i pojechałyśmy do centrum, ponieważ miałam tam rozmowę w sprawie pracy. Oczywiście zerwałam sobie paznokcia w taksówce numer 3 i zabolało... . No, ale chuj - myślę sobie. Weszłam i w tym miejscu był naprawdę cudowny vibe. Rozmowa trwała może niecałe 15 minut. Uważam, że byłam świetna i ta pani (szefowa) była niesamowicie ciepłym i inteligentnym człowiekiem. Bardzo dobrze mi się z nią rozmawiało i wywarła na mnie bardzo dobre wrażenie. Nawet jeżeli mnie nie zatrudni to będę ciepło tę rozmowę rekrutacyjną wspominać, bo była to moja najlepsza rozmowa o pracę w życiu. Wyszłam i poszłam na spacer po centrum z mamą. Chcąc zrobić zdjęcie pięknemu apartamentowcowi uświadomiłam sobie, że nie mam telefonu w torebce. Nooo i tak, przypomniało mi się, że położyłam swój telefon na stoliku podczas rozmowy z panią. I znów na Sienkiewicza leciałam. No masakra, ale na szczęście mój telefon, który dostałam od Adama na urodziny leżał sobie bezpiecznie w koszyczku. Uff!!! Szalony dzień!
Potem zaczęło padać i jak już wróciłyśmy do domu z mamą to postanowiłam, że dzisiaj już nigdzie się nie wybieram, ponieważ to nie jest odpowiedni dzień do funkcjonowania. Po prostu istny PIĄTEK TRZYNASTEGO!
Dzień dobry Kochani! 👋😘😇
Ostatnio (noooo przez jakieś 2-3 tygodnie pogoda zaskakiwała wszystkich swoimi temperaturami. Jeszcze 4 dni temu było upalnie, a dzisiaj czuć znaczne ochłodzenie (jest tylko 13 stopni Celsjusza). Wiecie, dla mnie dobrze, bo jestem miłośniczką chłodnych pór roku i nie lubię się przegrzewać. Poza tym nadciśnieniowcom lepiej jest podczas zimniejszych dni. A po trzecie już, CHŁÓD to młodość!
Nie wiem czy pamiętacie, czy nie, ale od ponad pół roku uczę się stawiania Tarota. Dawno temu mówiłam, że definitywnie NIGDY się tym zajmować nie będę, ale w końcu poczułam taką potrzebę, aby się jego nauczyć. Jak pomyślałam, tak też zrobiłam. Zakupiłam pierwszą książkę dla totalnych laików, następnie wybrałam najbardziej odpowiednią talię, którą wybrałam na pierwszy raz, a potem... zaczęłam ćwiczyć.
Pamiętam mój pierwszy rozkład Tarota. Normalnie emocje we mnie buzowały i trochę się denerwowałam, a przy tych kartach lepiej tego nie robić. Potem postawiłam Tarota mamie i powiem Wam, że te karty naprawdę "działają". Spodziewałam się tego, że to super sprawa, ale że aż tak to nie myślałam. Przez ostatnie dwa miesiące nie miałam specjalnie czasu na wróżenie z kart (póki co bardziej stawianie, bo jeszcze wiele nauki przede mną, bo Tarot to trudna sprawa), więc odłożyłam tarotowanie (czyżby neologizm?) na bok. No, ale zatęskniłam za tym, więc kilka dni temu rozłożyłam sobie krzyż celtycki i... wyciągnęłam kartę Śmierci. Wiele osób błędnie uważa, że ta karta oznacza prawdziwą śmierć osoby bliskiej czy też siebie. Niemniej nie jest tak do końca. Karta Śmierci najczęściej oznacza koniec pewnego etapu w życiu, koniec relacji, koniec czegoś po czym ma nastąpić i przyjść nowe. Oczywiście, że ta karta jest dosyć nieprzyjemna w odbiorze i bardzo mroczna, ale... jest w tym też pewna nutka nadziei na coś lepszego po tym końcu, który nas czeka. Generalnie mój ostatni rozkład wyszedł mi bardzo depresyjny, refleksyjny, powiewał straszną melancholią. W ogóle mnie to nie dziwi, ponieważ moje ostatnie emocje są skrajne i bardzo dociskające moją duszę. Nie mam dobrego nastroju i prawda też jest taka, że nie należy w takim stanie emocjonalnym "bawić się" kartami Tarota, bo można więcej sobie napytać problemów niż coś zyskać. Także to nie jest absolutnie zabawa, a poważna sprawa. Tarot to po prostu Wyrocznia.
To już kolejny dzień kiedy migrena daje mi dosłownie w kość czaszki. Boli jak pierun!
Z migreną mierzę się od 2016 roku i czasem pojawia się nawet do kilku razy w miesiącu, a czasem nie mam jej miesiącami. Ostatnio nie miałam migreny prawie rok więc był to super czas bez bólu głowy. Niestety ostatnimi miesiącami mam wiele na głowie i jedna sprawa mnie "ugniata" do tego stopnia, że coraz częściej ból głowy zamienia się po prostu w ostrą migrenę, która sprawia, że drażni mnie światło, dźwięki, zapachy i generalnie wszystko. Podczas migreny najlepiej jest człowiekowi w ciemnym pokoju, w ciszy, przy otwartym oknie. Im mniej bodźców tym po prostu lepiej. Kiedyś nawet zastanawiałam się czy ja nie cierpię na klasterowe bóle głowy, które są mocniejszą wersją migreny. Czasem ta moja migrena sprawia, że po prostu z bólu mojej głowy najzwyczajniej w świecie drżę, bo aż tak boli. Noooo... generalnie nie polecam, 2/10.
Nie zawsze w życiu wszystko układa się po naszej myśli. Zazwyczaj jest tak, że po słonecznych dniach zaczyna padać deszcz, a po tęczy, słońcu i urokach wiosny zaczyna się coś mrocznego, śnieżnego i przytłaczającego. Bardzo rzadko szczęście idzie do nas wszystkimi drogami. Niestety... bardzo rzadkie to jest w życiu, aby wszystko w jednym momencie układało się dobrze. Takie jest po prostu życie ludzkie. Jednemu weźmie, drugiemu da.
Noooooo tak, tylko jeszcze tego mi do szczęścia brakowało, aby dostać migrenę z aurą 😒. To jest totalnie mój miesiąc, zdecydowanie! 😅😆😂 Zawsze nienawidziłam września, bo wtedy wszystko się rozpoczynało i czuło się w powietrzu pewne przemijanie, pewną doskwierającą nostalgię. I tak też jest i tym razem.
Poszłam dzisiaj spać wcześnie, wcześnie jak na mnie oczywiście. Wstałam wcześnie, po prostu wcześnie. Zjadłam śniadanie i dostałam migrenę, bo wczoraj zdecydowanie za długo przeglądałam oferty pracy i poświęciłam temu z kilka dobrych godzin (nawet rzekłabym, że z 8...). Przemęczyłam oczy i ooo. Masz babo placek 😆😆😆. I najzabawniejsze jest w tym wszystkim to, że przed chwilą wysłałam kolejne CV. Ja to chyba naprawdę planuję się wykończyć emocjonalnie 😄😄😄😄😄😄😄😄. No, ale nic... to już po prostu desperacja. Więcej o tym już wspominać nie zamierzam.
No i cóż... jakichś wybitnych planów na dziś dzień nie mam, bo i jakie mogę mieć. Nieeeeeeeee noooo Maassen humor taki, że tylko pozazdrościć 😅😆. Nie mam siły, naprawdę.
Chyba ten upał pada mi na głowę 😆😆😆😆. Także przestaję smęcić i lecę stąd!
Buziaki
Poniedziałek... masakra.
To chyba mój najgorszy dzień tego roku. Mam zerowy nastrój przez te poszukiwania pracy. Okropny nastrój, normalnie do zajebania. Już jestem tym zmęczona. Weszłam dzisiaj na OLX, a większość nawet nie weszła w moje aplikacje o dane stanowisko... aż mi się wszystkiego odechciewa już. To takie wysyłanie swojego własnego CV w przestrzeń. Wysyłam tylko dla wysłania, bo i tak nikt nawet tego nie czyta, ba! nawet tego nie odczytują. To jest tak wybitna strata czasu, że serio... MAM DOSYĆ. Normalnie płakać mi się już chce. To generalnie był całkiem dobry rok, ale teraz nie jest. Powiem Wam, że zawsze się czułam niedoceniana. Niedoceniana w szkole, na studiach i generalnie w życiu. Umiem wiele rzeczy, ale co z tego skoro i tak nikogo to nie obchodzi. Bez sensu to życie.
Chyba to nie ma sensu się starać, bo i tak nic z tego nie wychodzi. Tak bardzo czekałam na wrzesień tego roku, aby przekonać się tylko, że chuj w bombki strzelił. Oj, jestem rozczarowana i to bardzo.
Idę zjeść kolację, napiję się czegoś gorącego, bo zaczyna mnie nawet gardło boleć (ze stresu dostanę w końcu infekcję i tyle będzie). Obejrzę coś od niechcenia w tv i pójdę do mojego pokoju jeszcze bardziej się zdołować przy smutnej muzyce.
Jedyny plus jest taki, że dobrze iż odeszłam od wszystkich ludzi, bo i tak by mnie nikt nie zrozumiał. A tak, nie muszę nikomu nic mówić, nic opowiadać, z nikim się tym dzielić. Nikogo i tak by to nie obchodziło, więc lepiej, że jest jak jest. I wiecie co Wam powiem? Wcale mnie też mój nastrój nie dziwi, bo numerologicznie zbliżał się do dwóch cyfr, a mianowicie do 7 i 2, a to znaczy, że przede mną najgorszy, najcięższy, najbardziej depresyjny i zły rok. I oczywiście, że to tylko liczby, to tylko małe czary mary, ale numerologia niesamowicie się sprawdza. Ostatnio w takim cyklu byłam w 2016 roku i wtedy bardzo zachorowałam na nadciśnienie i generalnie czułam się źle. Połowy roku 2016 prawie nie pamiętam, tak było źle. No, ale nie ma co się zastanawiać i dołować, bo i tak w życiu stanie się zawsze to co się ma stać. Tak zawsze jest.
Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że człowiek czasem ma tę głupią nadzieję i się łudzi. Wie, ale jednak myśli, że... a może.
Tymczasem.