Ostatnia recenzja perfum pojawiła się w marcu tego roku. Szok! Prawda? Nie wiem jak ten czas szybko upływa, ale takie właśnie sytuacje bardzo mi uświadamiają, jak ten czas po prostu zapierdala. Nooooo inaczej nie da się tego nazwać. Niemniej nie o czasie dzisiaj będziemy rozmawiali, tylko o 4 flakonach perfum, które są odpowiednikami drogich, luksusowych zapachów perfumeryjnych.
O marce MAGIA PERFUM dowiedziałam się jakieś dwa lata temu od mojej byłej przyjaciółki, która bardzo zachwalała od nich zapachy. Czasami twierdziła, że dane perfumy to totalnie must have, wręcz 1:1. Zachęcona cudownymi recenzjami i poleceniem postanowiłam skusić się aż na 4 flakony. Najmniejsza pojemność była tania, wręcz uznałam, że wielkiej szkody mój portfel nie zazna jeśli na 4 zapachy perfum wydam niecałe 200 złotych. Noooo co to w tych drogich czasach jest nawet tysiąc złotych? Nic! Także podekscytowana zamówiłam sobie perfumki i czekałam z niecierpliwością na paczuszkę, pachnącą paczuszkę. Czekałam jakieś 2-3 dni i jak tylko przyszła to od razu ją otworzyłam i zaczęłam testować.
Tak prezentują się te 4 flakony perfum. Uważam, że posiadają bardzo klasyczny wygląd i nikomu nie będą przeszkadzały, ani irytowały swoją szatą graficzną.
Zacznijmy zatem od tej jedynki (ponumerowałam, aby było Wam łatwiej rozróżnić i się nie pomylić czytając opis). Pierwszy flakon to perfumy w wersji STANDARD (25% mocy - lżejsza wersja). Pojemność ich to 35 ml (najmniejsza jaką można zamówić na stronce Magii Perfum). Zamówiłam sobie nr 113, czyli odpowiednik Thierry Mugler - Alien. Alien znam, wiem jak pachnie oryginał i niby nie jest to zapach dla mnie, ponieważ jest w nim ogromna dawka jaśminu, ale... postanowiłam dać mu szansę. Moja ówczesna psiapsi powiedziała, że ten zapach to 1:1 oryginalny Alien. No to spróbujmy - myślę sobie. Zakupiłam, więc zabrałam się do niuchania. I cóż... przyznaję pachną praktycznie jak oryginały. Tylko SUPER NOS, mógłby rozróżnić tę niewidzialną różnicę. Naprawdę dobra podróbka i trwała. Moja mama kiedy wyczuła na mnie i w domu ten zapach to od razu się zakochała. Normalnie zachwycił ją ten zapach i zapragnęła go mieć. Oczywiście kupiłam mamie na imieniny największą pojemność tego Aliena od Magii Perfum. Ten zapach nie jest dla mnie, ale jeżeli interesuje Was jak pachnie to... moja mama uznała go za niesamowicie elegancki, delikatny i kobiecy zapach. ELEGANCKI z naciskiem. No, a jeśli chodzi o mnie to dawka jaśminu jest dla mnie zbyt zbyt zbyt. To czysta moc jaśminu, czyli coś totalnie nie dla mnie. Niemniej zapach jest elegancki i podoba się innym w odbiorze. I przyznaję, że jest to bardzo dobry odpowiednik oryginalnego zapachu od Mugler. Cena ich to: 25,90 zł.
Drugi flakon to perfumy w wersji EXCLUSIVE (40% mocy - ciężka wersja). Pojemność ich to również 35 ml. Zamówiłam sobie nr 212, czyli odpowiednik Jimmy Choo - Jimmy Choo. Perfumy Jimmy Choo należą do moich ulubieńców, więc jak zobaczyłam, że za groszę mogę mieć ich zapach to nie mogłam się nie skusić. No i cóż... pachną baaaardzo podobnie do oryginału, ale z ich trwałością jest problem. Ładne, bardzo podobne, ale... oryginał jest niesamowity, a tu ten zapach jest zdecydowanie za "płaski". Dobry odpowiednik, ale dupy nie urywa, więc dla mnie nie. Aaha... jeśli chodzi o cenę to 35 ml za wersję Exclusive to 42,90 zł.
Trzeci flakon to perfumy niszowe w wersji Exclusive. Zamówiłam sobie nr 284, czyli Tom Ford - Lost Cherry. I tu muszę powiedzieć, że nie wiem jak pachnie oryginał i pewnie nigdy się nie dowiem, gdyż Lost Cherry kosztuje ponad tysiąc złotych polskich. Są to perfumy UNISEX. Jak widzicie nakrętka jest taka jakby ekologiczna, co jest bardzo na plus w moim odczuciu. No, ale nieistotne, najważniejsze jest jak to maleństwo pachnie. Oh my God, pffffffff! Dajcie mi tlen, szybko, natychmiast! To jest jakaś chemiczna bomba nie wiadomo czego. Owszem, czuć troszkę kandyzowanych wiśni, ale ten zapach po prostu śmierdzi i jestem totalnie na NIE. Nie wiem jak można coś tak śmierdzącego używać i płacić krocie za oryginalny zapach. To jest istny potworek zapachowy i nigdy więcej nie chcę już tego czuć w moim pobliżu. Obrzydliwy! NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE! Zaczadziłam się!
Czwarty flakon to perfumy nr 241, czyli Thierry Mugler - Angel Nova. Znam oryginał tej podróbki i jest to zapach, który będę musiała sobie kupić, bo pachnie przecudownie. Przecudownie w oryginale, bo ta podróbka to smrodek. Do przeżycia, ale nadal smrodek. Gdybym nie wiedziała to nigdy bym nie pomyślała, że jest to odpowiednik Angel Nova. Ta podróba pachnie jak tytoń z lekkim zapachem owoców. Nieładne to! Moja pojemność zapachu to 58 ml (środkowa pojemność, bo największa to 106 ml). Ceny nie pamiętam, ale coś koło 70 zł.
I cóż ja mogę powiedzieć. Więcej razy już nie zakupię nic od tej marki. Nooo, może jedynie mamie będę kupować ten odpowiednik Aliena, jeśli jej się nie znudzi. Niemniej mając 4 perfumy i tylko jeden jest warty zakupu to... nie mam ochoty na kolejne próby. Są to takie produkty dosyć tanie, ale nawet jeśli coś jest tanie, a do dupy to nie opłaca się marnować pieniędzy na coś słabego. Jestem rozczarowana, bo myślałam, że to będzie jakiś wielki hit, a niestety jest to kit. Testowałam je solidnie, więc moje recenzje są jak najbardziej wartościowe. Aliena zużyłam prawie całego, podobnie jak Jimmy Choo. Natomiast te dwa ostatnie są prawie nietknięte, ale w kolekcji będą się ładnie prezentować.
No i tyle w tym poście.
Jeżeli jesteście miłośniczkami Aliena od Muglera to z ręką na sercu mogę Wam polecić tę podróbkę, a resztę możecie oczywiście przetestować, ale tylko na własną odpowiedzialność.
Buziaczki! 😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz