Odkąd pamiętam, bo już od lat dziecięcych inspirowały mnie silne, niezależne, piękne i bardzo waleczne kobiety. Nie bez kozery moją idolką była wojownicza księżniczka Xena. Wątłe, słabe i delikatne blondyneczki nigdy nie wzbudzały we mnie jakiegoś większego zainteresowania i pasji(chyba, że mowa o Marilyn - ale ona ani wątła, ni słaba, ani delikatna). Zawsze też podobały mi się czarne charaktery. Kto pamięta Alexis z Dynastii, Amber Moore z Mody na Sukces(kto ogląda i się tego nie wstydzi ręka do góry! ✋) i Sharon Stone z Nagiego Instynktu? Te kobiety były wielowymiarowe, ponieważ niebywale inteligentne, atrakcyjne, wyniosłe i wyrachowane(chociaż myślę, że wyrafinowane lepiej by tu pasowało). Silne i niezależne kobiety zawsze dawały sobie radę, ponieważ poprzez wiele niebezpiecznych i przykrych doświadczeń stworzyły sobie pancerz, który pozwalał im znosić negatywne przeżycia, których miały nie mało. Odwaga, uroda i błyskotliwość zawsze przyciąga niebezpieczne atrakcje. Tak było, jest i będzie. Tak działa Wszechświat, tak działa świat.
Patrząc teraz na swoje życie, widzę że im więcej doświadczam, przeżywam tym staję się bardziej odporna na złe momenty w mojej egzystencji. One już mną tak nie targają jak kiedyś. Teraz wiem, że skoro przeszłam sporo(jak na mój wiek to trochę za dużo) to zdaję sobie sprawę, że nawet jeśli będzie źle to ja to przejdę, bo już nie takie dziwa widziałam. Każdy człowiek chciałby doświadczać tylko dobrych, przyjemnych i pięknych chwil ale my żyjemy a nie jesteśmy w filmie familijnym, w którym mąż pracuje, kobieta gotuje pyszności, dzieciaki przynoszą same piątki, a pies nigdy nie gryzie kapci. Życie jest po to aby nas nauczyć jak najwięcej. Sęk w tym aby wyciągać wnioski i starać się nie popełniać tych samych błędów co kiedyś. Nie jest to łatwe i nie powiedziałam, że to banał do zrobienia. Ale czy to właśnie nie trudy nas kształtują i cieszą kiedy przejdziemy przez nie i osiągniemy sukces? Jako nastolatka myślałam, że problemy jakie miałam w tamtych czasach to już wielki armagedon ale dzisiaj aż mi się śmiać chce, że tak uważałam. Choć wiem, że każdy wiek ma swoje problemy i to co kiedyś dla mnie było katastrofą to dzisiaj jest tylko muchą siedzącą na nosie. Niemniej zazdroszczę sobie jednej rzeczy, którą miałam kiedyś - LUZU. Dzisiaj tamta ja powiedziała by sobie - Maassen wyluzuj, pasja się liczy! No tak bym sobie dokładnie powiedziała. Co kilka lat zmienia się moje nastawienie, poglądy niekoniecznie(może one ewoluują ale raczej są stałe). Wiem, że złe doświadczenia mnie zahartowały. Nikt nie wie do końca jak straszne jest piekło na ziemi. Pozytywnym myśleniem można z niego wyjść, jeśli naprawdę chcemy wyzwolić się od różnych nieprzyjemnych dla nas więzów. Mam nadzieję, że przeczytacie ten post dwa razy jeśli nie zrozumiecie za pierwszym. Chociaż wiem, że czyta mnie wiele mądrych osób, które naprawdę wiedzą o życiu bardzo bardzo dużo.
Na koniec chcę powiedzieć, że nie miejcie nigdy pretensji do Losu za to co na Was zsyła, ponieważ to wszystko ma sens. Cierpienie też. Teraz może zaśmiejecie się pod nosem, ale wiem co mówię. Jeśli zwyciężycie teraz z małym problemem, średni nie będzie taki straszny do pokonania, a ten wielki będzie kwestią czasu. Wierzcie mi czy nie, ale trochę jak na 24 lata widziałam, przeżyłam i niekoniecznie była to sielanka. Kocham naprawdę swoje życie bo mam naprawdę bardzo dobre, ale był czas kiedy było bardzo źle, niekiedy niebezpiecznie. Ale przetrwałam i nadal mam w sobie ducha wojownika i nigdy się nie poddaję, nawet jak mam doła i mówię, że wszystko jest beznadziejne. Wtedy kładę się do łóżka i mówię jak Scarlett w "Przeminęło z wiatrem" - Bo przecież... jutro też jest dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz