Dobry wieczór!
Luty nie rozpieszcza mnie jeśli chodzi o moje samopoczucie. Przez ostatnie wichury i spadek ciśnienia atmosferycznego niezbyt dobrze się czuję. Boli mnie głowa, mam skoki ciśnienia i co najgorsze powracające duszności. Staram się tym nie martwić, bo stresowanie się na zapas pogarsza zdrowie, więc podchodzę póki co ze spokojem do tego co aktualnie się zadziało z moim zdrowiem. Moja mama mówi mi, że to wszystko przez stres (podświadomy), przemęczenie i prowadzenie niehigienicznego trybu życia (przez ostatnie 2 tygodnie chodziłam spać po 5). I ja to rozumiem i zdecydowanie zgadzam się z moją mamą. Poza tym chyba nie dostaję zawału? 😈 We wrześniu robiłam morfologię i nie mam ani wysokiego poziomu cholesterolu (notabene, nigdy nie miałam), ani kłopotu z cukrem czy też z hormonami. Badania we wrześniu były książkowe. Od tego czasu też nic się nie zmieniło w moim życiu, nie miałam traum, nie przytyłam, nie schudłam. Nie palę też dużo, bo jedynie jak wychodzę na miasto czyli 2-3 razy w miesiącu. Także zwalam to na stres i mam nadzieję, że tym razem to tylko stres i nic się złego nie dzieje z moim sercem czy mózgiem. Ale na wiosnę zrobię znowu wszystkie badania aby mieć spokój ducha i na pewno Was powiadomię jak one wyszły. Nie piszę o moim stanie zdrowia Wam bez kozery. Po prostu jeśli ktoś może sobie pomóc na podstawie moich problemów to niech sobie pomoże. Warto zawsze wiedzieć więcej niż się wie. I tyli gwoli wstępu.
Kolejna kwestia na dzisiaj jest taka, że uwielbiam z Wami rozmawiać i dzielić się spostrzeżeniami. Od lat rozmawiam sobie z Wami na fanpejdżu mojego bloga na Facebooku. I prosiłabym aby wszyscy, którzy chcieliby się ze mną skontaktować o wiadomość właśnie tam, ponieważ odeszłam już od odpisywania na maile, ponieważ mam wiele innych spraw na głowie, a blog jest dla mnie pewną odskocznią, a w mniejszym stopniu pracą. NIE JESTEM też psychologiem a tym bardziej psychiatrą, więc nie umiem powiedzieć ani nakreślić Wam Waszego głębokiego problemu. Sporo osób pisało do mnie z problemami tak zagmatwanymi i nadającymi się dla psychologa klinicznego, że po prostu pisałam w mailach abyście skontaktowali się z terapeutami, ponieważ nie mam umiejętności ani uprawnień do wydawania Wam rad jeśli na przykład macie halucynacje, myśli samobójcze czy od lat planujecie własną śmierć. Jestem młodą kobietą, która lubi literaturę, kreatywne pisanie i tworzenie opowieści o moich przeżyciach, doświadczeniach i wspomnieniach. Nie powiem Wam od A do Z jak macie żyć, ponieważ ja mam swój pogląd na rzeczywistość i swoje osobiste wartości i przekonania. Nie musicie się z tym zgadzać, więc sami rozumiecie, że nie jestem Cudotwórcą Waszych żyć.
Na Myśli Kobiety Wyzwolonej na dzień poświęcam maksymalnie 3 godziny czasu. W to wchodzi napisanie postu, odpisanie na komentarze oraz wiadomości na fanpejdżu. Jest sporo ale daję radę, bo jesteście dla mnie ważni gdyż jesteście obserwatorami mojego życia i czytelnikami, których szanuję. Zazwyczaj miło sobie z Wami koresponduję, ale czasem bywa tak, że ktoś pisze do mnie wiadomość... opryskliwą i oczekuje odpowiedzi po kilku minutach. Czasem musicie poczekać kilka godzin, czasem odpisuję po minucie ale na ogół odpowiedź na Wasze pytania macie na następny dzień. Na ogół rozmowa z Wami jest w kilku krótkich wiadomościach i to jest jak najbardziej normalne dla mnie. Niestety są ludzie (na szczęście niewiele), którzy szukają przyjaciela, psychologa i terapeuty we mnie. I jakże jest wielki szok i zdziwienie u nich jak tłumaczę im, że nie jestem w stanie rozmawiać z nimi przez 3-4h. Oprócz bloga mam normalne życie, mam mamę, brata, dziadka, przyjaciół, znajomych, Was (z kilkoma z Was się prawie wirtualnie przyjaźnie ❤ - co jest super), mam psa, moje pasje - czytanie, tworzenie erotyków, medytuje - TAK! i jeszcze innymi sprawami się zajmuje, które zostawiam dla siebie, bo są zbyt osobiste i są tylko i wyłącznie moją przestrzenią, którą nie dzielę się nawet z przyjaciółmi czy rodziną, ponieważ potrzebuję pewnej przestrzeni tylko i wyłącznie dla siebie. I teraz wrócę do początku dzisiejszego postu. Mój mózg się w lutym przegrzał, ponieważ nie jestem w stanie załatwiać za Was ani za osoby z mojego otoczenia ich własnych spraw. Mogę zająć się zwierzakiem, zaprowadzić kogoś do lekarza, przypilnować kwiatków i podlewać, zawołać pogotowie czy iść na pocztę. To mogę, spokojnie. Ale nie jestem w stanie podejmować za Was i za nikogo decyzji o rozwodzie, o związku, o pójściu na randkę, o zaplanowaniu dziecka i o wszystkich innych problemach emocjonalnych. NIE JESTEM! Kiedyś miałam moment w swoim życiu, że siedziałam przed laptopem i pisałam przez 8-10h i pocieszałam ludzi i słuchałam monologu przez tyle godzin. Nikt mi za to nie płacił, a nikt nie baczył na to, że ktoś dołuje mnie tym co mówi. Ja mam anielską cierpliwość i zrozumienie dla cierpienia drugiego człowieka, ale czasem nerwy mi puszczą i NIE, NIE, NIE. Jestem optymistką i mimo wielu problemów i traum w moim życiu nie siedzę i nie roztrząsam tych problemów, które były, bo to w niczym nie pomaga. Nie jestem osobą, która siedzi i przez cały dzień analizuje jedną sytuację. Było minęło, koniec. Kiedyś analizowałam i to był błąd. Życie trzeba przyjmować takim jakim jest. Dlatego moi Kochani nie jestem w stanie napisać Wam jak macie żyć. Jeżeli ktoś opisuje mi całe swoje życie i oczekuje, że ja napiszę co ma zrobić, to niestety jest w błędzie. Za nikogo nie mogę podejmować decyzji. Wiecie dlaczego? Otóż to proste. Załóżmy, że odpisuję takiej osobie i piszę jej co ma zrobić. Ona to robi, a potem całe życie jej się wali. I wiecie do kogo wtedy będą pretensje? DO MNIE. Ja nie biorę odpowiedzialności za żadne ludzkie życie. Nie biorę, ponieważ kiedyś poświęcałam się dla ludzi i pomagałam, doradzałam, a tak naprawdę marnowałam swój cenny czas. Nikt mi nie zapłacił, nikt nie podziękował, a wszyscy zapomnieli po latach. Dzisiaj nie jestem taka naiwna i wyczuwam manipulacje. Ostatnia kwestia jest taka, że nie jestem w stanie i nie posiadam też takiej ochoty aby analizować Wasze wszystkie błędy i wchodzić w szczegóły a potem "popisać" sobie z Wami przez kilka godzin. Czasu by mi Kochani nie wystarczyło. Mam wokół siebie 21 osób, z którymi prowadzę żywy kontakt i nie mam nawet czasu aby z każdą z tych osób jednego dnia porozmawiać, więc nie mam też czasu aby z kimś z Was usiąść i prowadzić porady. Poza tym nie mam tyle w sobie zapasów energii, aby przeznaczać je na coś co mnie dołuje. Kiedyś nie dbałam o swoją mentalność i przez to jestem czasem zestresowanym człowiekiem, dlatego odpuściłam i nie bawię się w porady psychologiczne. Mini poradki zawsze są w postach na blogu i to jest wszystko, co mogę zaproponować. Jeżeli macie pytanie do postu zadajcie je w komentarzu pod postem i stwórzmy fajną dyskusję. Między sobą możecie rozmawiać, wymieniać się doświadczeniami. I to byłoby super. Ostatnio odpisując wszystkim na pytania, wiadomości i komentarze spędziłam dobę i powiem Wam, że jestem wycieńczona i chętnie wypiłabym butelkę LAUDANUM i zasnęła na kilka tygodni, bo jestem nie zdenerwowana, tylko WKURWIONA, że ja mam wsiąkać w siebie czyjeś brudy. Są psycholodzy, terapeuci, psychiatrzy do Waszej dyspozycji i korzystajcie z tego bo to nie wstyd. Psycholog jest uczony tego aby odrzucać problemy innych osób i nie brać do siebie. Ja nie jestem psychologiem. Kształcę się w dziedzinie stricte związanej z psychologią, ale moja przyszła praca jeżeli będę się zajmować tym czego się uczę, będzie dotyczyła zupełnie innej dziedziny psychologii niż depresje, nerwice czy psychozy. Nie jestem w stanie słuchać non stop, że: "świat jest zły, ludzie są źli, kobiety są podłe, faceci są walnięci, żyć się nie chce, pieniędzy za mało, zupa była za słona, czemu mnie zostawił, dlaczego nie wysłał pocztówki".
Dla mnie świat jest piękny, ludzie są jacy są, ale ja kocham siebie i w końcu po latach zrozumiałam, że to JA jestem najważniejsza dla siebie i czas abym zadbała nie tylko o swoje zdrowie fizyczne ale i psychiczne i prowadziła spokojne życie. Przez wiele lat wysłuchiwałam problemów tak naprawdę, w większości z dupy i nie chcę już. Ot tak! Zbuntowałam się 😈. Czuję się źle, słabo śpię, nie mam apetytu i jestem cholernie zmęczona problemami ludzi wokół mnie dlatego nie jestem wstanie dawać Wam rady oprócz pisania z Wami na fanpejdżu i postów oraz odpowiadania na komentarze. Oczywiście na komentarze i wiadomości, które szanują moją osobę i nie są wycieńczające psychicznie będę odpisywać, ale na wiadomości typu "ej, co mam zrobić, ja nie mogę bez niego żyć, czemu mi to zrobił, nie może, nie może, bo to ja, jak można mnie to zrobić" nie będę odpisywać. Czasem jak takie coś czytam to mam dosyć i no... co ja mam zrobić. Nie wiem kto jest po drugiej stronie ekranu, więc ciężko mi ocenić, a jak ocenię źle (co jest częste, bo nie znam osoby), to jest źle i są pretensje. Dlatego już tego nie robię i na takie wiadomości nie odpisuję, bo sami rozumiecie.
Nie wiem kiedy napiszę następny post, bo chcę psychicznie odpocząć od bloga, który był zawsze moją ostoją oraz od ludzi wokół mnie, którzy przeciążyli mnie psychicznie. Sama mam swoje problemy i mogę się komuś wyżalić ale nie 24h na dobę, no kurwa... LITOŚCI. Ja jestem oazą spokoju, ale dostaję wewnętrznego wkurwa jak ktoś tak bardzo nie szanuje tego, że ja naprawdę pomagam mentalnie wielu osobom. A wiecie co dostaję? NIC.
Na koniec moi Drodzy jeżeli macie pytania, to kierujcie je na fanpejdż, ponieważ na maila wielokrotnie chciano wysłać mi wirusa, więc przykro mi ale nie odpisuję komuś kogo nie znam osobiście. Jeżeli ktoś z Was wysłał mi wiadomość w tym tygodniu to może się spodziewać odpowiedzi dopiero w poniedziałek, ponieważ ja muszę odpocząć od wszystkiego co dzieje się na blogu, na moich mailach, na Instagramie (propozycje seksu są miłe... ale ja tego nie szukam w tej chwili) i od mojego otoczenia. Chcę poleżeć, pospacerować, posłuchać muzyki, dokończyć czytać książkę WOŁA MNIE CIEMNOŚĆ, DAJĘ CI WIECZNOŚĆ AKT I i po prostu odpocząć psychicznie. W tym tygodni nie napiszę postu ani o perfumach, ani o Walentynkach, ani o niczym, bo chcę odpocząć. Uszanujcie to, ponieważ źle się czuję i nie mam siły. Nie mam ochoty, ani nawet nie chcę o problemach innych myśleć. Punto.
Tymczasem udaję się na spoczynek.
Trzymajcie się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz