Ludzie mają taką zdolność to pchania się w bagno, że to mnie coraz bardziej zaskakuje. A niby mnie już nic nie może zaskoczyć... hmmm <Maassen myśli>. A jednak! 😐
Powiem Wam, że im więcej mam problemów i im więcej w życiu dostaję po dupie 🍑... to się lepiej czuję 😅😆. Tak wiem, chcielibyście aby właśnie taki był koniec tego zdania, ale nic z tego, nic z tego. Nie, nie, nie! 😆😆😆😎 Także wracając, im więcej mam problemów i im częściej dostaję w moim zacnym życiu po tyłku tym bardziej jestem zahartowana na kolejne problemy. A kłopoty to moja specjalność. Wiem, że u niektórych jest tak, że problemy i kolejne problemy powodują podwójny stres, niepokój i doprowadzają do totalnego załamania w życiu. U mnie jest inaczej. Z każdym kolejnym problemem jest mi wewnątrz mnie jakoś... łatwiej? Prościej? Nawet rzekłabym, że... swobodniej. Oczywiście, że nie byłabym sobą gdybym miała moje ważne sprawy i różnorakie problemy życia codziennego gdzieś (czyt. w czterech literach). Nigdy nie mam problemów w dupie, ponieważ problem to dla mnie coś przed czym się i tak w dłuższej perspektywie czasu nie ucieknie. Niestety trzeba się z tym zmierzyć i spróbować go rozwiązać. Bo uciekać? Można cały czas.
Każdy ma problemy i to nie ulega wątpliwości, ale sęk w tym aby do tego problemu zabierać się odpowiednio. Naprawdę to tylko spokój może człowieka uratować aby nie oszaleć.
Zauważyłam też, że wiele osób zbyt wyolbrzymia daną sytuację i nie zważa na to jak ona generalnie wygląda. Do czego zmierzam... a mianowicie wiele osób "pogrubia", "podkreśla", wyolbrzymia i uwypukla dany problem/sytuację/myśl do tego stopnia, że po pewnym czasie czują się tak jakby im się świat zawalił. Osoba z boku, która mimo tego, że jest z boku to dajmy na to, że zna sytuację zupełnie inaczej może ją przyjąć. Nawet stawiając się w roli tej ofiary, która ma ten problem. Ile osób tyle różnych i zupełnie odmiennych zachowań. Każdy z nas inaczej odbiera dany problem i nie można oczekiwać, że każdy na to samo co my będzie patrzeć identycznie. To często jest wręcz niemożliwe. I nawet jeśli coś boli nas tak bardzo, do głębi to błędem jest oczekiwanie czegokolwiek od ludzi, życia, Losu, od czegokolwiek i kogokolwiek. W życiu najlepiej nic nie oczekiwać od nikogo. Należy tylko wymagać od samego siebie, aby się nie rozczarowywać i nie krzywdzić. Takie proste, a my ludzie nadal mamy z tym problem. Prawda?
Nie mogę odpowiadać za innych ludzi, ale powiem Wam, że gdy ja mam problem to staram się go rozwiązać gdy dotyczy finansów, ponieważ nie ma co ukrywać, ale jak hajs się nie zgadza to jest duży problem. A jak nie wierzycie to spytajcie jakąś babuszkę emerytkę, której nie starcza do tak zwanego "dziesiątego". Wiecie dlaczego zawsze daję panom kloszardom troszkę grosza? Bo nie wiem co w ich życiu się wydarzyło, że są w takiej, a nie innej sytuacji. I owszem można powiedzieć - IDŹ PAN DO ROBOTY, ale... to jest banał. Pytanie jest dlaczego nie podejmują pracy. A na to pytanie nie ma czasem łatwej odpowiedzi. Staram się nie oceniać ludzi i mnie to 5 złotych za wiele nie zmieni, ale dla pana kloszarda może być ubogą, skromną, ale przynajmniej jakąś kolacją.
Gdy mam problem ze zdrowiem to... leczę się, zmieniam coś w moim stylu życia, no i oczywiście szukam lekarza, bioenergoterapeuty czy innego uzdrowiciela. Wszystko zależy od rodzaju problemu zdrowotnego.
I jak mamy już problemy finansowe i zdrowotne załatwione, to na deserek zostają sercowe. Osobiście jestem tego zdania, że te problemy są najłatwiejsze. Już widzę oburzone spojrzenia 😅😅😅. A dlaczego tak uważam? Ano, z prostej przyczyny. W moim życiu było tak, że zawsze ktoś się pojawiał i chyba nigdy nie było tak, że mogłam się w tej materii poczuć samotna. Poza tym ZAWSZE to ja odrzucałam kogoś, albo znikałam. Uważam, że jeśli coś ciągnie nas w dół, coś powoduje więcej szkody niż dobra w naszym życiu to należy zniknąć, po prostu. Oczywiście, że są w każdym związku, relacji, przyjaźni jakieś dobre i złe chwile, ale jeśli non stop jest źle to jest to czerwona flaga (teraz to połączenie dwóch słów jest nadużywane) i należy się ulotnić, albo wyjść po angielsku. Problem pojawia się wtedy kiedy to nie my jesteśmy tymi, którzy odrzucają. Tylko to nas odrzucono. Wtedy oczywiście jest płacz, niepokój, gniew, złość i to poczucie beznadziei. Zastanawiamy się co było nie tak, gdzie popełniliśmy błąd. Wszystko jest dobrze jeśli ten marazm nie trwa za długo. Bo co za długo to niezdrowo i do niczego dobrego nas to nie doprowadzi. Wtedy należy zadać sobie pytanie dlaczego wybraliśmy tę osobę (faceta, dziewczynę, kumpelę, kompana do wyjazdów) a nie kogoś innego. Dlaczego właśnie tę osobę. Co nam się w niej AŻ tak spodobało. Warto przeanalizować sytuację i swój wybór i spojrzeć na niego czułym, ale przede wszystkim świadomym okiem. Jeżeli popadniemy w obłęd i będziemy mówić "oj jaka/jaki ja biedny/biedna, Los mi dopierdolił, co teraz, to niesprawiedliwe" i etc. Życie nie pyta i nie mówi co jest sprawiedliwe, a co nie. Bo gdyby tak było to tak wiele dzieci bez rączek, bez nóżek nie przychodziłoby na świat. Przecież nic nie zrobiły złego, aby być aż tak doświadczonymi? Tak źle i brutalnie doświadczonymi.
Wiecie jak patrzę na tą całą sprawiedliwość i nieprawość? Patrzę tak, że w życiu czasem bywa tak, że spotyka nas coś czego naprawdę nie można wytłumaczyć. Można tylko przyjmować i się pogodzić z sytuacją, problemem i tym co dostajemy. Czasem nie można zrobić nic. I wtedy jest najtrudniej, bo pozostaje nam nic innego, jak zaakceptowanie trudnego położenia. A akceptacja to jedna z najtrudniejszych nauk jaką dostajemy od życia. Najtrudniejsza i najbardziej wymagająca naszej wewnętrznej siły.
Tymczasem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz