Początek tego tygodnia i ostatnia noc była zła, wręcz fatalna, ale tak to jest jak pozwalasz nieodpowiedniej osobie się oswoić. Bywa, i za głupotę i naiwność należy zapłacić. Czasem bardzo dotkliwie. Nienawidzę jak ktoś stosuje na mnie jakikolwiek rodzaj szantażu emocjonalnego lub chce zrzucić winę na mnie. Bardzo tego nienawidzę i wtedy mam ochotę takiego delikwenta udusić albo poćwiartować na najdrobniejsze kawałeczki. Dzisiejszej nocy normalnie trafił mnie szlag, ale na szczęście ktoś mi poprawił humor - Dziękuję 👄
Uf... od razu mi lżej na duszy. Wkurzyłam się to mało powiedziane. A jak jestem wkurzona, to muszę coś szybko ze sobą zrobić czyli najlepszą metodą przeze mnie stosowaną są podróże. Jak pomyślałam tak też zrobiłam i właśnie jadę sobie autem i piszę na laptopie. Nie bójcie się nie prowadzę auta, nie mam prawka, więc sobie kierowcę znalazłam ha ha ha... 😋😋 Wzięłam torbę podróżną i wio... wyjechałam do... UWAGA UWAGA do... Wrocławia ✋ czyli nie za daleko, ale zawsze to jakaś zmiana. Jest noc, przed sobą widzę mgłę, ale jedziemy stosunkowo wolno, więc jest ok, a poza tym czuję się bezpiecznie. Dlaczego zdecydowałam się wyjechać?
Bo mogę, bo chciałam, bo mam możliwość, bo tego potrzebuję.
Całe życie wyrządzałam sobie krzywdę, bo emocję tłamsiłam w sobie, a potem byłam tak zestresowana, że nie jadłam, albo jadłam niewyobrażalne ilości, nie spałam po 3 dni, robiłam inne niebezpieczne rzeczy, albo izolowałam się od wszystkich ludzi. Z tą izolacją nadal mi zostało. I zawsze samotność pomagała mi. 3 dni samej w domu, film, dobra książka, czekoladki, kakao i żelki i potem Maassen jak nowa. Mój brat gdy ma zły dzień to biega i zazdroszczę mu, bo dzięki temu ma super formę i zgrabne nogi. Ja niestety wtedy się nie ruszam, wolę samotnie coś porobić. A poza tym lubię swoje towarzystwo i dzięki temu nawet jak na starość zostanę sama, to będę lubiła swoją starość. Podróże to pewien rodzaj ucieczki tak samo jak emigracja(wiecznie mylę imigrację z emigracją, ale chyba dzisiaj się nie pomyliłam). Mimo, że podróż to ucieczka to ja preferuję taki sposób radzenia sobie z problemami. W psychologii są 3 drogi na radzenie sobie z problemem. Pierwsza to walka, druga to ucieczka, a trzecia to obojętność. Ja zawsze korzystam z drugiej opcji. Wiem, że kiedyś wyjdę z domu, zostawię kartkę, na której będzie napisane - "Wyruszyłam w największą przygodę życia, dam sobie radę, zawsze daję". Nie wiem kiedy to się wydarzy, ale coraz częściej takie coś chodzi mi po głowie. A doskonale wiecie, że jak mam jakiś plan to wcześniej lub później ten plan wchodzi w życie i to się dzieje co planowałam nawet kilka lat wcześniej. Podróże leczą dusze, wszystkie dusze, tylko należy zdać sobie z tego sprawę. Zdaję sobie sprawę z tego, że są ludzie biedniejsi albo bogatsi. Nie każdy może sobie pozwolić na zachciankę wylotu do Los Angeles, ale zmiana dzielnicy, wyjechanie na koniec miasta albo wyjazd do innego miasta w swoim kraju zawsze coś zmienia i zawsze ładuje nas dobrą energią. Jeśli macie możliwość wzięcia urlopu czy też macie wolny czas w swoim życiu i fundusze to zachęcam abyście wybrali się w podróż najlepiej donikąd, ponieważ wtedy możecie się zagubić w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Zagubienie pozwoli Wam się odnaleźć. Pamiętam moje pierwsze studia. Miałam tyle na głowie, tyle materiałów, że myślałam iż zacznę ryczeć i nie zdążę ze wszystkim. Po czym zaczęłam płakać jakieś 3-5 minut, wzięłam się w garść i zrobiłam wszystko co miałam do zrobienia. Pod presją czasu się mobilizuję, gdy mam tego czasu za wiele to zastanawiam się nad sensem życia i sensem w ogóle istnienia, a potem dochodzę do wniosku, że życie nie ma sensu. I jak dochodzę do takiego wniosku, to idę szybko na cmentarz i patrzę na ludzi, którzy cierpią przy grobie swoich bliskich i właśnie wtedy wiem, że życie to najcudowniejsza rzecz jaką dostaliśmy. Mam mózg analityczny i pewnie dlatego matematyka zawsze była moją mocną stroną, bo lubię wgłębiać się i szybko rozumiem. Podróż jest trochę podobna do matematyki, bo dzięki podróży dodajemy wszystkie elementy, sumujemy i mamy wynik naszych przemyśleń.
Pewnie zastanawiacie się kiedy wrócę? Na pewno tydzień tutaj pobędę, jak się zregeneruję na najbliższe miesiące, które już wiem, że będą bardzo trudne i pracowite, ale jestem pełna nadziei na sukces. W ogóle od czerwca czyli już jutro zamierzam wprowadzić w moje życie diametralne zmiany, a mianowicie inny sposób odżywiania, większa ilość snu, nie zarywanie nocek, ćwiczenia fizyczne, długie spacery, zero palenia i zero alkoholu. Wiem, że mi się uda, bo tego chcę. Najtrudniejsze są 3 pierwsze dni, a potem to idzie jak z płatka. Niemniej trzymajcie za mnie kciuki. Jedynie będzie mi brakowało nocnego czytania książek i nocnego pisania, ale wiem, że ta zmiana jest mi potrzebna, bo zbyt wiele straciłam. Pewnie zastanawiacie się co z ludźmi, którzy mnie otaczają. Zmiany będą duże, bo wiele ludzi, których uważałam przyjaciółmi, dobrymi znajomymi nie są warci aby tak ich nazywać. Ostatnio ktoś mi powiedział, że może być dobry kolega, ale przyjaciel - ktoś taki nie istnieje. Z drugiej strony chyba też w to uwierzę, bo nawet Ojciec Chrzestny nazywał ludzi przyjaciółmi bardziej z czystej dyplomacji, niż szczerze tak uważał. Z kolei Schopenhauer uważał, że szczęśliwi możemy być tylko samotnie. I z tym poglądem zgadzałam się prawie 16 lat. Całe życie nie lubiłam ludzi i byłam typem intelektualnej samotniczki(jakkolwiek to brzmi) i teraz zastanawiam się po jakiego grzyba zmieniłam swoje nastawienie i stałam się duszą towarzystwa. Był to pewnie mój błąd, albo musiałam przeżyć taką zmianę, aby uświadomić sobie, że byłam kiedyś w dobrym miejscu. Jak widzicie potrzebowałam rozmowy ze sobą i z Wami.Większości z Was nie znam i pewnie dlatego łatwiej mi pisać, bo mnie nie oceniacie, a sami pewnie dużo korzystacie z moich błędów i rad na życie. Chciałabym dożyć późnej starości i powiedzieć sobie w lustrze - "Maassen byłaś Ty szaloną laską, korzystałaś z życia do ostatniej kropelki ale nie utraciłaś swojego ja, swojej autentyczności i zostałaś tą Maassen co byłaś 90 lat temu, Stara nie popłynęłaś tylko uniosłaś się wyżej". Jeśli kiedyś to sobie powiem w lustrze pełna pewności siebie to będzie znaczyło, że żyłam, byłam, istniałam i godnie się zestarzałam. Życzę sobie tego i Wam abyście akceptowali to co nadchodzi, brali problemy na klatę i nie trzymali się brzytwy na siłę jeśli Was rani. Tymczasem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz