W moim życiu ostatnio same dylematy. I to dylematy, z kategorii tych CIĘŻKICH. To są kwestie honoru, życia i śmierci, miłości i zdrowia. Mimo iż rok 2019 jest dla mnie bardzo dobrym rokiem pod kilkoma względami, to jednak wiele spraw czeka na pewne wyjaśnienia i... nie mało jest tych spraw. Nie przeraża mnie to nawet, bo wiem przez jakie piekło musiałam przejść w 2018 roku, także nie straszne mi to co przynosi życie. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystko co dostajemy od Losu jest nam dane na zawsze. Większość tych "darów" jest tylko na chwilę. Zły czas jak i tłuste dni przeplatają się ze sobą, tworząc istną sinusoidę. Takie jest życie... to po prostu sztuka akceptacji, szczypta cwaniactwa i mnóstwo szczęścia.
Niekiedy w życiu jest tak, że trudno spojrzeć w oczy naszym wewnętrznym demonom, problemom i bólowi, który za tymi dwoma podąża. Do wielu osób mam sentyment i nie umiem z nich zrezygnować, mimo że kocham, lubię, tęsknię, podziwiam. Czasem w życiu przychodzi taki moment, że trzeba wybrać, podjąć decyzję, zapłakać i nie oglądać się za siebie, aby nie sprawiać sobie większego bólu. Ogień w sercu, ogień na powiekach... gdybym mogła zapłakać krwią to właśnie bym zrobiła, bo... eh... nikt nie zrozumie tego jeśli sam nie posiada mrocznej strony osobowości. Aby Wam uzmysłowić co czuję... wyobraźcie sobie, że jesteście tak blisko osiągnięcia celu, on jest na wyciągnięcie ręki, walczyliście, wypociliście, wykrwawiliście się, wyrwaliście prawie "to" zębami życiu, a jeden dzień, który musiał nadejść da Wam odpowiedź na pytanie czy Wasz cel zakończy się sukcesem czy będziecie żyli w zniewoleniu przez wiele lat, jak i nie do końca życia. Brzmi przerażająco, prawda? Taki właśnie dzień jest dzisiaj i... jeśli potoczy się zgodnie z moim planem będę szczęśliwa, jeśli ta sprawa przebiegnie źle moje całe życie będę musiała przetransmitować na inną falę. Jeśli dzisiejszy dzień zakończy się sukcesem to naprawdę uznam, że życie jest niezwykle zaplanowanym scenariuszem, jeśli zaś dojdzie do moich uszu odpowiedź NIE, będę załamana i... będę musiała zrezygnować, ponieważ ta droga się skończy, nie będzie mostu przez, który można przejść dalej.
Cierpienie w życiu może mieć charakter wielowymiarowy albo być tylko fizyczne, albo tylko mentalne. Na ten dzień czekałam 7 miesięcy. Muszę przeprowadzić trudną rozmowę, która być może stanie się kartą przetargową mojego dalszego życia albo stanie się blokadą na całe moje życie. Gdyby ta rozmowa nie przebiegła pomyślnie to będę naprawdę zasmucona. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że mam tylko 50% szans, ale... nadal wierzę, że to zakończy się sukcesem. Jeśli nie... to wiecie, to rozumiecie. Zawsze byłam dobrym mówcą, jeszcze lepszą męczenniczką ale FUCK, czemu miałoby się nie udać, czemu miałabym usłyszeć NIE, czemu miałabym usłyszeć TAM SĄ DRZWI. O dziwo nie boję się, nie odczuwam zdenerwowania. W życiu przyszło mi się zmierzyć z gorszymi sprawami niż ta. Niemniej ta kwestia jest wyjątkowa, dla mnie bardzo istotna w dalszej przyszłości. Nie mogę nic więcej póki co powiedzieć, bo to jest takie skomplikowane. Ta sprawa nawet jeśli zakończy się sukcesem może mieć fatalne skutki, całe życie może się przemienić na lepsze albo na gorsze. Całe moje życie. Być może stanę przed najtrudniejszą decyzją w życiu. Być może będę musiała zrezygnować wbrew sobie, wbrew temu czego pragnę, wbrew temu o czym marzyłam, wbrew oczekiwaniom. Wbrew samej sobie.
Tymczasem... .
Chcesz go poprosić o rękę, a później powiedzieć, że jesteś w ciąży?
OdpowiedzUsuńCzy na odwrót, najpierw ciąża a później ślub? :D
PUDŁO. Po pierwsze nie chcę nigdy mieć dzieci, po drugie raczej nie chcę ślubu, chyba że byłby to ślub bardzo kameralny i ja w czerwonej sukni :D Wtedy bym odpowiedziała TAK. Ale dzieci żadnych, NO WAY!
Usuń