Dzisiejszy dzień był inny niż każdy przez ostatnie miesiące mojego życia.
W ostatnim tygodniu nie czułam się dobrze. Moje samopoczucie jest poniżej zera i jestem zmęczona emocjonalnie, zdołowała i po prostu smutna. Wczorajszy gin z tonikiem co prawda dał radę ale na chwilę. Niedługo lato i czuję, że będzie smętnie, nudno i tak jak być nie powinno. Lana Del Rey kiedyś śpiewała o smutku w lecie. Tak! można być smutnym w tym czasie, jak najbardziej. Lato wcale nie oznacza radości. Nasza radość zależy od sytuacji w jakiej się znajdujemy, a ja znajduję się gdzieś między niebem a piekłem. Czuję się jakbym trafiła do czyśćca i cały czas sprzątała burdel, który się wytworzył w moim życiu. Jeden wielki nonsens a ja w nim.
Ta sobota była spokojna i bardzo cicha, ponieważ włączyłam tryb samolotowy w mojej Motoroli aby mieć czas tylko dla siebie. Kiedyś, bardzo dawno temu wyjmowałam kartę SIM aby odpocząć od wszystkich i móc spokojnie oderwać się od różnych problemów z zewnątrz. Dzisiaj wiem, że wystarczy nacisnąć "samolocik" w Motce i voila (gdzieś powinnam umieścić akcent... chyba nad "a" w kierunku Szczecina). Potrzebny mi masaż karku, dużo rumu, cygaretka, smooth jazz i dużo uniesień nad miastem. Tak tego mi właśnie potrzebna. Tego i tylko tego.
Jestem już zmęczona, trochę rozgoryczona, sfrustrowana, zmęczona (o tym już mówiłam), senna i zgaszona. Potrzebuję wyjechać z tej szarej jak pizda Łodzi gdzieś gdzie będzie spokój, gwiazdy na niebie, ciepłe acz nie za upalne powietrze za miastem, dźwięk świerszczy (kocham to!), jezioro, notes i długopis z fioletowym wkładem.
Pamiętam jak kilka dobrych lat temu siedziałam w Hexenhaus gdzieś na dolnośląskiej wsi. Było czyste, nieskazitelne powietrze, zimna i mocna wódka, cygarety (bodajże West Ice - to był smak) i rozmowy nocą. Wtedy wszystko wydawało się takie proste i pozytywne. I były te gwiazdy na niebie. Były!
Mam nadzieję, że to przez co teraz przechodzę w życiu... przygotowuje mnie do tego o co prosiłam.
Tymczasem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz