Już dawno nie byłam tak sparaliżowana emocjonalnie jak przez ostatnie trzy dni mojego życia.
Nigdy nie robię tak, że pisze tylko o dobrych chwilach, ponieważ nasze ludzkie życie skonstruowane jest tak, że dobre dni przeplatają się z tymi złymi. To normalne, to ludzkie i tak po prostu jest. Każdy z nas zmaga się z różnymi problemami ale nie każdy pyta jaki to problem, jak pomóc i czy można pomóc. I właśnie tu leży pies pogrzebany. Mało kto pyta.
Mając 28 lat przeszłam przez wiele, doświadczyłam sporo i widziałam jeszcze więcej. Dzięki temu mało jest rzeczy, które potrafią mnie tak bardzo zaskoczyć, że doznaję szoku i nie wiem jak mam na imię. Niemniej są sprawy, które powodują, że serce dosłownie mi się łamie. Na najdrobniejsze kawałeczki.
Mój spokój może tylko zburzyć osoba, którą kocham. Nikt inny. Nikt.
W moim życiu przewinęło się wielu różnych facetów, młodszych i starszych, biznesmenów, prawników, bankowców, bogatych i jeszcze bogatszych. Zakochania, zauroczenia, nastoletnie sympatie, romans, przygody, dziwne układy, rozstania, załamania, aż po... MIŁOŚĆ. Miłość do niego, miłość największa, najtrudniejsza, najbardziej bolesna ale przy tym najpiękniejsza. Miłość dla mnie to ogrom różnych uczuć, które euforyzują i spalają duszę. Moja właśnie spala się, a to boli. Im bardziej kogoś kochamy, tym bardziej cierpimy gdy uczucie się kończy. Ból to konsekwencja tego, że kochaliśmy, tego że pozwoliliśmy sobie na miłość, jeden, drugi i tysięczny raz.
Mój korepetytor powiedział mi, że miłość to choroba, to reakcja chemiczna w mózgu, nic więcej. Czy miał rację? Myślę, że kiedyś został bardzo zraniony i stąd taka jego opinia na temat miłości. Nic więcej.
Za dużo chciałam mu dać, więcej niż mogłam, miałam i dostałam. Więcej niż miałam sama.
Rozczarowanie to bezwartościowa emocja, ale frustracja jest emocją chorą, dołującą, demotywującą i ściągająca w dół, aż na samo dno człowieczeństwa. To dno emocjonalne. Wyobraźcie sobie, że macie pewną wizję, piękną, ważną i taką po prostu waszą. Dokładacie starań aby osiągnąć to o czym marzycie, aby spełnić wasze pragnienia, wasz jeden najważniejszy cel jaki sobie właśnie obraliście dzięki niej/niemu. Musicie ryzykować, działać niekonwencjonalnie, upadać, czołgać się, niekiedy poniżać. Robicie rzeczy, których nigdy byście nie zrobili dla nikogo innego niż dla niej, dla niego. A ona? On? Nie widzą tego, nie dostrzegają tego starania, tych łez, miliona upokorzeń, tego wszystkiego co zrobiliście. Dla nich to czarne i białe, zły film, za mało, za mało, źle, wszystko nie tak. Frustracja sięga zenitu ale się nie poddajecie aż do ostatniego tchu, do ostatniej kropki waszego potu i waszych łez. Patrzycie w górę, nawet ateiści i pytacie - DLACZEGO? Ale nikt wam nie odpowiada, nikt nie klepie po ramieniu, nie rozczesuje włosów aby dodać wam trochę ciepła podczas waszego smutku. Nie ma nikogo tylko Ty, ściana i kot (jeśli masz to szczęście, że posiadasz własnego pupila).
Tracisz mnie coraz bardziej... .
Tracisz mnie coraz bardziej gdy tak bezszelestnie przechodzisz być może gdzieś obok w tym szarym i smutnym jak pizda mieście.
Tracisz mnie coraz bardziej gdy tak rzadko spoglądasz mi w oczy i odczytujesz moje myśli.
Tracisz mnie coraz bardziej gdy nie dostrzegasz starań, zmęczenia, chęci zmiany.
Tracisz mnie coraz bardziej gdy pozwalasz płynąć rzece łez po moich policzkach.
Tracisz mnie coraz bardziej gdy nie pytasz.
Tracisz mnie coraz bardziej...
...pewnego dnia nic już nie powiem. Ot tak, po prostu. Pójdę ścieżką, tą krętą przez las w słońcu przedzierającym się przez koronę drzew, słysząc nieśmiały śpiew ptaków (słyszysz?) i pójdę tam gdzie nogi mnie zaprowadzą. Być może nie będzie to droga, którą chciałam iść, o której marzyłam, którą chciałam podążać z myślą o Tobie. Być może nikt obok nie przejdzie, być może nikt nie spojrzy w oczy, nie dostrzeże zmiany ale pójdę dla siebie, dla tego spokoju, którego zapragnęłam poczuć. Dla swojego bezpieczeństwa, komfortu i spokoju. Pewnego dnia.
Tymczasem.
Aleksandra
für dich 😪
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz