Przyjaźń, o której dzisiaj Wam opowiem nie trwała bardzo długo, bo zaledwie 3 lata gimnazjalne. Niemniej odegrała sporo w moim życiu, ponieważ nauczyła mnie dużo o ludziach, wierze, ograniczeniach, konwenansach, w których taplamy się jak w błocie.
Przyjaźń z Aśką była jak najbardziej pozytywną relacją, ponieważ po pierwsze lubiłyśmy się, darzyłyśmy szacunkiem swoją odmienną relację do Boga, kochałyśmy taniec i generalnie miałyśmy codziennie tematy do rozmowy, ponieważ było to flow, które jest potrzebne, aby móc się ze sobą kumplować. Przyjaźń zakończyła się w sposób bardzo płynny i naturalny. Po prostu gimnazjum się skończyło, poszłyśmy do innego liceum i... jak to często bywa kontakt się urwał. Absolutnie nie żałuję przyjaźni z tą dziewczyną, ponieważ była jak najbardziej ok. Natomiast dzisiaj w tym poście nie będę jakoś się rozdrabniać o naszej trzyletniej przyjaźni, ponieważ było minęło. Niemniej ten post chcę przeznaczyć na bardzo istotną kwestię, a mianowicie na sprawę sekty jaką są Świadkowie Jehowy, która plącze myśli ludziom, ogłupia umysły i ogranicza relacje z innymi ludźmi do minimum. Mam nadzieję, że mój dzisiejszy post pomoże niektórym osobom wyrwać się ze szponów tej sekty, a także zwróci uwagę na problem jakim są różne dziwne i bardzo często nienormalne związki wyznaniowe, które szkodzą ludziom, niszczą życie i skazują na samotność.
Po roku przyjaźni z Asią dowiedziałam się, że jest świadkiem Jehowy. Nie ukrywałam zdziwienia, zaszokowania i... nawet rzekłabym, że pewnego niesmaku. Byłam oburzona jak dziewczyna całkiem lotnego umysłu może żyć na co dzień w sekcie i jeszcze bez problemu o tym mówić innym. Kiedy słuchałam tego co mówi o swoim związku wyznaniowym to podważałam wszystko co mówi. Znałam już wtedy bardzo dobrze Biblię i wiele jej słów "gryzło" mi się z tym co ja wiedziałam i w co ówcześnie wierzyłam. Nie podobało mi się to co od niej słyszałam. W Świadkach Jehowy nie ma czegoś takiego jak kult Maryi, nie obchodzi się większości świąt jakie obchodzone są w wierze katolickiej. Niemniej nie to najbardziej mnie zaszokowało, ale to, że świadkowie nie obchodzą urodzin/imienin, nie mogą oddawać krwi nawet jeśli potrzebuje jej osoba najbliższa. Jak można nie obchodzić swoich urodzin, nie mieć nigdy tortu i nie móc NIGDY powiedzieć kiedy się urodziło i jaki ma się znać zodiaku? Toż to coś ogłupiającego!!! Nadal mnie to dziwi, oburza i niesamowicie irytuje. No, ale... mimo wszystko, mimo tej ogromnej światopoglądowej różnicy dalej przyjaźniłam się z Joanną i... więcej o poglądy religijne jej nie pytałam, ponieważ akceptowałam różnice między nami. Oczywiście nie będę kłamać, że pewne kwestie mi nie przeszkadzały, bo przeszkadzały jak najbardziej. Ona była bardzo fanatycznie nastawiona do swojej "religii" i nie dało się jej przetłumaczyć, że to w co wierzy to nie jest żadna religia, tylko sekta, która robi ludziom z mózgu papkę. Niestety... miała klapki na oczach i nie udało mi się tych klapek z jej oczu zdjąć. Z tego co wiem nadal jest świadkiem Jehowy.
Zawsze byłam za tym, aby być otwartą na świat, na ludzi, na przeróżne poglądy i opinie. Nadal za tym jestem, aczkolwiek uważam, że należy ratować ludzi i tłumaczyć im, gdy są w błędzie tak ogromnym błędzie jak przynależność do sekty. Sekta to pralnia mózgu i nic z tego dobrego dla tych ludzi nie wyniknie, ponieważ celem sekty jest przede wszystkim kontrola swoich wyznawców do granic możliwości. Później dochodzą wyłudzenia pieniędzy, bo przecież sekta musi się z czegoś utrzymywać, to naturalne.
Chciałabym, abyście przyjrzeli się najbardziej swoim pociechom, które zaczynają dorastać i poszukiwać swojej drogi życia. Nie zawsze te poszukiwania idą w dobrym kierunku i lepiej ten kierunek zatrzymać, albo nawet na samym początku unicestwić. Zło trzeba tępić w zalążku!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz