Jak na 30 lat to znam zbyt wiele zimnych suk i skurwieli bez serca. Jak do tego doszło? Nie wiem.
Problemem mojego życia odkąd pamiętam było to, że zawsze chciałam widzieć w każdym dobro, a przynajmniej jego część, chociażby zalążek tego dobra. Nadal tak mam, że szukam tego dobrego pierwiastka w człowieku i mam w zwyczaju tłumaczenie ludzi i usprawiedliwianie różnych czynów. Czasami nawet i całościowo chcę nadać człowiekowi wymiar niemalże boski. Niestety nie jest to do końca dobre, ponieważ ludzie nie zawsze są tymi dobrymi. Dlatego też nie polegam już na samym sercu, ale kieruję się bardziej rozumem. Moje serce za wiele razy szukało usprawiedliwienia, wybielania i wymazywania różnych błędów. Teraz już nie mam na to siły, ochoty, ani nawet najmniejszej chęci. Coś w moim sercu roztrzaskało się na milion kawałków i nie jest to już do zlepienia. Przynajmniej na tę chwilę tego nie widzę. Po prostu, nie widzę.
Słucham teraz pięknych, melancholijnych francuskich piosenek i myślę o wczorajszej rozmowie, którą uskuteczniłam na Facebooku. I tak, nadal podtrzymuję swoje zdanie, że na pewne sprawy nie ma dobrego rozwiązania, ani nawet pocieszenia. Nikt nie jest w stanie mnie pocieszyć, ponieważ tylko ja mogę dojść do rozwiązania tego problemu i... tylko ja wiem jak mogę się w takiej sytuacji pocieszać. Wiecie, nic nie da jak ktoś powie mi, że będzie DOBRZE, bo tyle to ja sobie też mogę powiedzieć. Oczywiście miło jest gdy ktoś nas wspiera w taki sposób, ale jestem osobą, która nie potrzebuje takie wsparcia, bo za wiele nic mi to nie da. Poza tym w kwestiach rozwiązywania problemów jestem totalnie introwertyczna i lubię się uporać z czymś sama niż wszem wobec mówić o tym innym. Poza tym mało kogo to interesuje, a po drugie nikt mi nie pomoże. Człowiek sam się rodzi, sam kroczy ze swoimi problemami i sam musi umrzeć. Tak naprawdę my ludzie jesteśmy tylko samotnymi wyspami i niczym więcej. Niczym więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz