wtorek, 20 lutego 2024

Osoba o zimnym sercu była kiedyś osobą, która za bardzo się troszczyła

Jak na 30 lat to znam zbyt wiele zimnych suk i skurwieli bez serca. Jak do tego doszło? Nie wiem. 





Problemem mojego życia odkąd pamiętam było to, że zawsze chciałam widzieć w każdym dobro, a przynajmniej jego część, chociażby zalążek tego dobra. Nadal tak mam, że szukam tego dobrego pierwiastka w człowieku i mam w zwyczaju tłumaczenie ludzi i usprawiedliwianie różnych czynów. Czasami nawet i całościowo chcę nadać człowiekowi wymiar niemalże boski. Niestety nie jest to do końca dobre, ponieważ ludzie nie zawsze są tymi dobrymi. Dlatego też nie polegam już na samym sercu, ale kieruję się bardziej rozumem. Moje serce za wiele razy szukało usprawiedliwienia, wybielania i wymazywania różnych błędów. Teraz już nie mam na to siły, ochoty, ani nawet najmniejszej chęci. Coś w moim sercu roztrzaskało się na milion kawałków i nie jest to już do zlepienia. Przynajmniej na tę chwilę tego nie widzę. Po prostu, nie widzę. 


Słucham teraz pięknych, melancholijnych francuskich piosenek i myślę o wczorajszej rozmowie, którą uskuteczniłam na Facebooku. I tak, nadal podtrzymuję swoje zdanie, że na pewne sprawy nie ma dobrego rozwiązania, ani nawet pocieszenia. Nikt nie jest w stanie mnie pocieszyć, ponieważ tylko ja mogę dojść do rozwiązania tego problemu i... tylko ja wiem jak mogę się w takiej sytuacji pocieszać. Wiecie, nic nie da jak ktoś powie mi, że będzie DOBRZE, bo tyle to ja sobie też mogę powiedzieć. Oczywiście miło jest gdy ktoś nas wspiera w taki sposób, ale jestem osobą, która nie potrzebuje takie wsparcia, bo za wiele nic mi to nie da. Poza tym w kwestiach rozwiązywania problemów jestem totalnie introwertyczna i lubię się uporać z czymś sama niż wszem wobec mówić o tym innym. Poza tym mało kogo to interesuje, a po drugie nikt mi nie pomoże. Człowiek sam się rodzi, sam kroczy ze swoimi problemami i sam musi umrzeć. Tak naprawdę my ludzie jesteśmy tylko samotnymi wyspami i niczym więcej. Niczym więcej.











Czasem tak bardzo mi się nie chce, tak bardzo nie mam siły, że najchętniej wszystko rzuciłabym w cholerę i... wyjechała gdzieś gdzie nikt mnie nie odnajdzie. Gdzieś gdzie będę totalnie anonimowa. Aż tak nie mam siły.






Wczorajszy dzień mnie bardzo zasmucił i mam fatalny nastrój, naprawdę fatalny. Ach... gdyby nie jedno wydarzenie to teraz nie musiałabym się zmagać z tak wieloma sprawami. Z drugiej zaś strony to była szkoła życia i szybkie dorastanie. Niemniej, wolałabym, aby to nigdy się nie wydarzyło. Niestety ludzie nie są nieśmiertelni i kiedyś przychodzi ten moment, że trzeba się z kimś rozstać na zawsze. Śmierć nie ma litości, zresztą tak jak i życie. 





Wiele problemów, zranień, potrafi człowieka zmiażdżyć, połamać kości, wyszarpać serce z piersi i zrujnować. Zazwyczaj osoby o zimnym sercu były osobami, które były delikatne, dobre (a co to tak właściwie znaczy?), które za bardzo się troszczyły. Osoby, które zostały złamane przez Los, życie i innych ludzi już nigdy nie wracają do tego co było, bo nie chcą po raz kolejny doznać zranień, które zamiast goić się, to będą się paprać przez lata całe. Mój dziadek zawsze powtarzał mi, że na wszystko dobra jest praca, ponieważ pozwala przekierować myśli na zupełnie inne tory. Ale czy człowiek ma żyć do końca swoich dni tylko pracą? Ech...












Uwielbiam słuchać francuskich, starych piosenek kiedy jestem smutna, ponieważ w tej muzyce jest tyle prawd życiowych, bólu, tęsknoty i pewnej dozy dekadencji, w której lubię się zanurzać. Nie ma nic lepszego niż słodkie czerwone, zawiesiste wino, długie papierosy, francuska piosenka i seks do samego poranka. No i oczywiście... rozmowy o sensie istnienia. Ach... gdyby tylko życie mogło tak spokojnie upływać. Wtedy byłoby wyjątkowo pięknie.












Tymczasem. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz