Dzień dobry moi Drodzy ✋ na wstępie przepraszam za to, że wczoraj nie napisałam, a miałam pisać codziennie. Niestety było to niewykonalne, ponieważ prawie całą kolejną noc nie spałam, a jak wróciłam do domu była 19, więc zjadłam i o 20 położyłam się spać, a potem nastał nowy dzień. Wczorajszy dzień był bardzo stresujący, wręcz wybitnie stresujący. Zacznijmy od tego, że spóźniłabym się na pierwsze zajęcia, ale dałam radę i to babka od praktycznej nauki języka niemieckiego spóźniła się prawie 30 minut, co jak dla mnie nie powinno mieć miejsca na studiach. Eh... profesorki i profesorkowie. Nie wiem na jakim Górniaku kupili sobie te tytuły. Ale jeszcze przed zajęciami z niemieckiego spotkałam się z Ukrainką, która zaczyna studia razem ze mną. Pierwszy raz widziałam ją na oczy, ale jak się okazało, to bardzo miła dziewczyna. A dopiero później były zajęcia z niemieckiego. Trochę jestem rozczarowana, trochę bardzo, ponieważ połowa osób na moich studiach, zna niemiecki średnio-zaawansowany, a mój kierunek miał mieć od podstaw. Po cholerę Ci ludzie poszli na niemcoznawstwo, powinni iść na filologię germańską. No kurwa! Taka prawda. Zajęcia znośne, ale bez rewelacji. Czy dowiedziałam się czegoś odkrywczego na zajęciach z praktycznej nauki języka niemieckiego? Hmm... jak mówimy Ich układamy język przy siekaczach, ponieważ ma to wyjść coś w stylu sepleniącego polskiego "ś". Akurat umiem to wymawiać, bo oglądając niemieckie filmy to wyniuchałam. Dowiedziałam się kilku słów niemieckich, ale wymawianych w Austrii. Zupełnie inaczej dzień dobry brzmi w Niemczech, a inaczej w Austrii. Jeśli chodzi o kwestie fonetyki w niemieckim jest r samogłoskowe czyli podobne do angielskiego ale trochę tylno-językowe. Ale fonetykę będę miała na innych zajęciach. I przez 3h tylko tyle się dowiedziałam. Kolejne zajęcia to ćwiczenia konwersatoryjne o państwach obszaru niemieckojęzycznego. Po tych zajęciach mam dosyć. Ćwiczenia trudne i do tego profesorka oczekuje, że znamy już niemiecki na tyle, aby rozumieć wykład po niemiecku, ha ha ha 👅 POJEBAŁO CHYBA!!! W ogóle mam zajęcia łączone z dziennikarstwem międzynarodowym. Totalne snoby, które mają chuja w tyłku. Całkowicie zarozumiali ludzi, mali ludzie z przerośniętym ego. Jeśli ktoś z Was ma wrażenie, że ja jestem zarozumiała, to powinien ten ktoś poznać studentów dziennikarstwa międzynarodowego. Po wyjściu z tych zajęć miałam masakrycznego doła i chciało mi się płakać, ale nie mogłam, bo został jeszcze do odsłuchania wykład z historii Niemiec. I tutaj pozytyw, ponieważ wykład okazał się bardzo interesujący, na którym dowiedziałam się o pierwszych germanach, ich pochodzeniu i o ich sposobie życia. Bardzo doszkalający wykład. A potem ubrałam się i idąc na przystanek paliłam Davidoff Gold. Idąc tak miałam wszystkiego dosyć, nogi odmawiały mi posłuszeństwa, ponieważ byłam na 10-centymetrowych botkach i myślałam iż upadnę z bólu. Ale jestem fizycznie wytrzymała, więc zacisnęłam zęby i poszłam dalej przed siebie. Wstąpiłam jeszcze do sklepu, kupiłam soki pomidorowe pikantne Dawtona, sok o smaku mango i puddingi Serduszko. Do 19 nic nie jadłam, nawet małej kanapeczki, bo nie miałam czasu. Eh... jak zdjęłam buty to okazało się, że mam stopy w opłakanym stanie. Sami zobaczcie poniżej...
Bolą mnie bardzo łydki, normalnie jakby ciągnęło coś mi się w żyłach, mam zakwasy, popękane palce u stóp i odciski. Mówili idź na studia, będzie fajnie... kurwa mieli rację.
Przynajmniej mam ładne paznokcie u rąk. Dobrze, że na rękach się nie chodzi.
Jak widzicie trochę schudłam i to w tydzień. Możecie sobie porównać zdjęcia w czerwonej kurtce. Nie mogę jeść ze stresu, bo wymiotuję. Masakra. Na twarzy wyglądam na opuchniętą. No niestety kto wymiotuje regularnie czy to ze stresu lub bulimii ten wie, czemu potem są opuchnięte policzki. Tak się ubrałam, ale to było na szybko, w całkowitym pośpiechu.
Cieszę się, że dzisiaj mogłam Wam napisać post, bo szczerze powiedziawszy jestem nie w humorze, aby pisać i nie wiem czy zdołam pisać codziennie, bo jednak nauka i dojazdy i dojście do wydziału przez remonty na drodze są dosyć męczące. I nie, nie użalam się, ale jak na co dzień jeździ się autem i na spacery idzie się wieczorem bez 10-kilogramowej torebki to trudno się przestawić do chodzenia na kilka kilometrów, z bagażem w ręce. Ale po miesiącu może się przyzwyczaję. Jak na razie mam mieszane uczucia co do niemcoznawstwa, ale zobaczę jak to będzie wyglądało po miesiącu nauki. Jak na razie jestem rozczarowana i pewnie Ci którzy obstawiali za rzuceniem moich nowych studiów, przeskakują z nogi na nogi i piją szampana, ale miesiąc się jeszcze nie skończył. Wszystkim życzę sukcesów, zdrowia i więcej deszczu. Deszcz jest dobry, bo można sobie bezkarnie płakać i nikt tego nie zauważa. Buźki, spokojnych snów 👄
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz