My ludzie mamy taką cholerną przypadłość wierzenia, że wszystko jest na zawsze. Myślimy, że ta ładna, gładka buzia jest na zawsze, że figura po ciąży się nie zmieni, że w końcu szef da nam podwyżkę, na którą przecież tak bardzo zasłużyliśmy, że dobre zdrowie i sprawność fizyczną zachowamy do późnej starości, no i że miłość jest dłuższa niż kończący się rok.
Wszystko przemija...
Kiedy choroba nas zjada myślimy sobie, że mieliśmy pecha i zachorowaliśmy.
Kiedy utyjemy to zazwyczaj możemy winić siebie samego za nadprogramowe ilości słodyczy.
Kiedy kończy się przyjaźń zastanawiamy się co zrobiliśmy nie tak.
Kiedy kończy się miłość myślimy o tym, dlaczego byliśmy tacy ślepi i nie chcieliśmy słuchać rozumu, na rzec wsłuchiwania się w pokaleczone wielokroć serce.
Do życia nigdy nie jesteśmy przygotowani, wchodzimy jak aktor na scenę i życie mówi nam TERAZ GRAJ. Ale w co? Czy to rola pierwszoplanowa, drugoplanowa, czy tylko statysty? A może jak scenarzysta mamy stać z boku i patrzeć kto gra w naszą grę? Niestety nie zawsze przechodzimy casting do roli, o której marzymy. Niestety.
Tymczasem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz