Jest piąta rano, nie mogę spać. Bezsenność to takie coś co zawsze wraca. Nigdy nie pozwala o sobie zapomnieć. Ostatnio jestem w kiepskiej formie, nie mam motywacji, ochoty, chęci na nic. Osoba, która tak bardzo całe życie kochała życie, ma ochotę sobie normalnie strzelić w łeb.
W nocy zawsze rozmyślamy, szczególnie wtedy kiedy nie można spać. Jest cisza, ciemność, wielkie łóżko, przyjemny chłód i jedna wielka samotność. Zawsze jak sobie tak myślę i w nocy analizuję, dochodzę do wniosku, że nic nie ma sensu, że to jedna próżnia, w której jestem i się duszę. Im głębiej to analizuję tym bardziej chcę zniknąć, w otchłani tego co mnie otacza. Jestem w pokoju, jest mrok. Wkurwiająca ćma chodzi po suficie, mimo iż próbowałam ją zakatrupić moją najbardziej seksowną bluzką. Niestety... na marne moje wysiłki. iPhone mi się ładuje, a ładowarka z diodą mi o tym przypomina gdy odwracam głowę w prawo. I nawet nie wiem po co ten telefon ładuję. Jestem totalnie rozsypana, wszystko mnie ostatnio przytłoczyło. Ktoś miał do mnie pretensje, że chciałam pomóc. Nie oczekiwałam podziękowania, ale chociaż trochę wdzięczności. Po prostu czuję, że wewnętrznie umieram. Tyle niewykorzystanych szans, złudnych nadziei, wszystko zmarnowałam.
Już kiedyś się zastanawiałam co by było gdyby mnie nie było. Ta myśl mnie wtedy intrygowała. Gdybym umarła chciałabym wiedzieć(być może jako duch, jeśli życie po śmierci istnieje) kto przyszedłby na mój pogrzeb, kto by płakał i co kto by powiedział nad moim martwym ciałem. Nie żyjąc chciałabym móc to wiedzieć. A co jeśli nikt by się nie przejął? To wydaje się takie smutne, ale i tak już nie mam siły aby dalej sobie płakać. Zawsze motywowałam ludzi, bo miałam w sobie siłę i nadal mam, chyba. Ale nawet ten silny czasem upada na kolana. Zawsze regenerowałam się w samotności i teraz też tak będzie.
Wiecie co jest w tym wszystkim najgorsze? To, że wielu ludziom zrobiłam nadzieję, nie dotrzymałam słowa. Oni myślą, że jestem taka zła i zrobiłam to, bo chciałam się nad nimi poznęcać. Ale prawda jest bardziej głęboka niż oni mogą sobie to wyobrazić. Ja po prostu tak bardzo chciałam, aż wszystko się zniszczyło. Po prostu chciałam za bardzo, za mocno, ze wszystkich sił, a potem odpuściłam i odeszłam. Uciekać zawsze umiałam. Każdemu o tym wspominam, że zawsze uciekam, a każdy na początku znajomości mówi, że "już tak nie kokietuj, z tą ucieczką". A potem znikam, a ten ktoś bardzo szeroko otwiera usta ze zdziwienia. A ja przecież mówiłam, że uciekam. Ludzie nie słuchają dokładnie, nie starają się usłyszeć. Ja zawsze dokładnie słucham, dlatego wiem co ludzie czują.
A gdyby tak zniknąć, utlenić się na wieczność... na tyle rzeczy już za późno, tak wiele nie da się odwrócić, naprawić. A najgorsze jest poczucie winy, że to przez siebie, choć chciało się zupełnie inaczej. Już po piątej, pójdę spać i będę spała długo, aż do późnej godziny. Właśnie zakatrupiłam ćmę lakierem do włosów i to "bardzo humanitarne" jak na byłą wegetariankę. Tęsknię za tyloma ludźmi, niektórych nigdy nie zobaczę na oczy, niektórych nigdy nie usłyszę, eh... pora spać, może sen przyniesie relaks. Sen koi. Sen uśmierza. Tymczasem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz