Chciałabym zielone słońce...
Jest zimne popołudnie. Śnieg leży wokół, choinki obsypane, krasnale ogrodowe patrzą na mnie jakby chciały zabawić mnie rozmową o światach równoległych. Oczar pośredni pięknie kwitnie, zimokwiat wczesny pięknie pachniał gdy koło niego przechodziłam mimowolnie strzepując z jego liści puch śniegu. Viburnum Farreri swoim różem mnie oczarowuje... mimo, że obserwuje ją z mojej wielkiej szklanej kuli. Siedzę na miękkim różowo-beżowym fotelu, który przypomina fotel babci. Na drewnianym stoliku stoi porcelanowa filiżanka z herbatą jaśminową, na małym talerzyku imbirowe ciasteczka. Nie lubię smaku imbiru, ale ten zapach przypomina mi wszystko co ważne.
Patrzę przed siebie, jestem za szkłem, podziwiam. Kwiaty kwitną, dojrzewają, oczarowują, więdną i umierają. To jak, jak z człowiekiem. Kwiaty muszą przejść każdy etap w ich życiu tak jak i każdy człowiek musi wzrastać, dojrzeć, żyć i umrzeć. Z tym, że jest subtelna różnica. Kwiat nie posiada układu nerwowego, więc nic nie czuje. Kompletnie nie czuje, że pada deszcz, nie czuje jak dusza boli, nie dostrzega wschodzącego słońca tak jak pojawiająca się nadzieja, nie może kochać, ale daje siebie pokochać. Tak łatwo go zniszczyć ale nic nie poczuje. Może właśnie dlatego ludzie nie niszczą kwiatów, bo nie mają przyjemności zadawania bólu tak jak ludziom, którzy wszystko odczują. Przyroda jest fascynująca i z niej można wiele się nauczyć.
Wszystko widzę za szkłem, prawie jakbym śniła, albo obserwowała świat z innego miejsca, bardziej bezpiecznego. To taki paradoks bezpieczeństwa w szklanej kuli gdy świat jest piękny a niebezpieczny, ale jakże intrygujący. Widzę jak przechodził po śniegu, pewnie stąpając zostawiając mocne ślady na śniegu. Szukał nie znalazł, wołał nie usłyszał, płakał nikt go nie przytulił, cierpiał... nie dał się pokochać. Jeśli śnieg stopnieje to czy się coś zmieni? Piękna samotność ogrodu zimowego. Obudziłam się. Była już wiosna. Nic na nas nie czeka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz