poniedziałek, 21 listopada 2016

Czekając na cud...

Cuda się zdarzają. Tak mówią, aczkolwiek ja tego nie doświadczam. W życiu co prawda mam wiele szczęścia, ale co z tego jeśli to szczęście nie odnosi się do tego do czego bym chciała. Cuda cuda cuda, nie wierzę w cuda, nigdy nie wierzyłam. W inne rzeczy wierzyłam i wierzę, ale nie w cuda. Pewnie w tle słyszycie nową ścieżkę dźwiękową. To Sophie Zelmani i jej piękny utwór Waiting For The Miracle To Come. Blog potrzebował zmiany, zresztą ja też. Mam nadzieję, że utwór się Wam spodoba. W ogóle nie bez powodu zmieniłam podkład muzyczny. Odpowiada on mojemu obecnemu samopoczuciu. Czuję się jakbym czekała na cud dzień i noc, a on nie nadchodzi. To jest takie rozczarowujące uczucie, że w sercu ściska. Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że sama sobie tę krzywdę wyrządziłam - ufając. Cuda zdarzają się w książkach, filmach, romansach, ale nie w życiu. Rozczarowanie to bezwartościowa emocja ale w tym momencie ją czuję. W tym momencie czuję głęboką melancholię. Czyżbym potrzebowała wiosny i zieleni. Wiem, że dosłowność nie boli, ale poprawność polityczna musi być zachowana na blogu. Pisząc ten post mam wiele myśli, tak dużo dygresji, którymi chciałabym się podzielić. I jeszcze ten smutny utwór, jakbym jeszcze bardziej chciała być zdołowana niż jestem. Masochizm... chyba tak to można nazwać.

Sama często mówię NIE i mam asertywność na wysokim poziomie ale nie umiem zaakceptować tego w moją stronę. Możecie nazwać mnie hipokrytką, ale nie umiem i tyle. Kiedy coś jest tak blisko na wyciągnięcie dłoni, już czujecie, że się udało, to nagle to odchodzi krok za krokiem dalej i znika bez słowa bez gestu, zapachu i nie ma. Nie ma tak jakby nigdy nie było. Kurwa! boli.

Czekając na cud...

Już pisałam o świadomym rozczarowaniu i naiwności, teraz powinnam pisać o nadziei i o zwątpieniu. Choć całe życie wątpię. Dochodzę do wniosku, że są ludzie, którzy całe życie będą poszukiwać, kształcić się w sztuce tracenia, a i tak będą marzyć o niedoścignionym. Należę do nich i przez to zabijam swoją duszę, spalam się i ulatuję, a kiedyś ulecę na zawsze, może wtedy się uda. Wczoraj oda do dupy, dzisiaj oda do cierpienia. Codziennie odczuwam sinusoidę. Kiedyś w takich chwilach pisałam poezję, kontynuowałam książkę, a dziś...

Do niedawna myślałam, że mogę zmienić wszystko, nawet do dzisiaj. Nie mogę, jeśli człowiek myśli, że może wszystko zmienić to jednak to tak nie działa. Może jednak przeznaczenie istnieje, może coś jest, może to słabość, a może kompletnie nic. Każdego dnia spałam się, wznoszę, ulotnię się i zostanie nasza wspólna samotność. Człowiek rodzi się sam, sam kroczy przez życie i sam umiera. Czemu o tym zapomniałam!

Cierpienie mentalne ma smak metafizyki, bo to nie zabije Cię natychmiast tylko zabija kilka razy czasem kilkadziesiąt. Czekając na cud...



W tym miejscu chcę napisać, że zawieszam bloga. Może wrócę tu przed świętami, jeśli nie, to złożę Wam życzenia na Facebooku, a teraz znikam...

niedziela, 20 listopada 2016

Oda do dupy

Dupa ludzkości raju pozbawiła
Dupa a nie jabłko Adama skusiła
Dupa nieraz królów dawnych mianowała
Dupa tez ich nieraz detronizowała

Dupa bogaci, dupa rujnuje
Dupa losami świata kieruje
Dupa pomaga i dupa przeszkadza
Dupa miłuje i dupa zdradza

Dupa żebraków i królów raduje
Dupa w pałacu i w chacie króluje
Dupa smakuje młodym i starym
Dupa tchnie żądza, upaja czarem

Dupa pachnie, dupa śmierdzi
Dupa tez wspaniale pierdzi
Dupa wielkie kupy sra
Dupa na klarnecie gra

Dupa motorem zawsze i wszędzie
Dupa jest hasłem i hasłem będzie
Dupa krzepi i dupa rodzi
Dupa nigdy nie zaszkodzi

Dupa dziewczęta wyprowadza z nędzy
Dupa to najlepsza kopalnia pieniędzy
Dupa wszystkich chłopaków jak w banku gromadzi
Dupa wszystkich frajerów do ołtarza prowadzi

MORAŁ:
Człowiek się rodzi i z dupy wychodzi
Człowiek się żeni na dupę wchodzi
Człowiek umiera na dupie leży
Wszystko na tym świecie od dupy zależy!

piątek, 18 listopada 2016

Deportacja w czerwonej sukience

Nie! od razu mówię, że tytuł posta nie dotyczy nowego filmu, ani książki, to raczej moje krwawiące serce i mózg od głupoty w kraju, w którym żyję.

W polskiej Konstytucji jest fragment o wolności sumienia i wyznania. To niezbity fakt, ale jak to w Polsce bywa niestety nie liczą się fakty tylko to co uważa polityk X i tylko polityk X ma rację. Należy mieć klapki na oczach i ślepo wierzyć w jego słowa i podążać za jego schematem myślenia. Polska to piękny kraj, ale mieści się w nim niezliczona ilość głupoty, nonsensu, wszelakiego absurdu. Już o tym kiedyś nawet śpiewał Myslovitz, że Polska to psychodeliczny lot. Smutne, ale prawdziwe.
Dzisiaj postanowiłam napisać o słowach jakie wypowiedziała pewna(pewnie znerwicowa) posłanka PiS. Owa pani polityk stwierdziła, że ateiści, prawosławni czy muzułmanie powinni podpisywać oświadczenia, że znają i zobowiązują się w pełni respektować polską Konstytucję. W tym miejscu jeszcze nie boli, ale stwierdzenie, iż niespełnienie wymogów i uznania wartości polskich za właściwych powinno być zakończone deportacją, jest przepełnione smrodem myśli tej niedouczonej kobiety.  Ta "mądra" pani przeczy sama sobie. Chce przestrzegania Konstytucji, więc sama powinna respektować prawa oraz fragment o poszanowaniu wolności wyznania i sumienia. Jak widać na światło dzienne wychodzą kolejni sejmowi hipokryci.

Ta powyższa sytuacja szczerze mówiąc mnie nie poruszyła, bo przez ostatni czas słyszałam tyle różnych nonsensów, że robi się to nudne i mało nowatorskie, także liczę, że politycy się polepszą i wymyślą jeszcze lepsze newsy niż w tej chwili. Powodzenia z całego serca. Sorry, nie lubię kłamać, ale sami rozumiecie...

Jestem agnostyczką, więc co ze mną? Deportacja? Czy coś innego? Może jakieś katusze, abym przestała być pełna wątpliwości? Co myślicie, a może co pani myśli?

Z drugiej strony na to patrząc to taka deportacja chyba byłaby dla mnie dobra, bo w końcu opuściłabym ten kraj i mogłabym żyć spokojnie, w tolerancyjnym państwie, z ludźmi którzy umieją myśleć i pozwalają żyć drugiemu człowiekowi. Cały czas walczymy o wolność. Może z wolnością jest tak samo jak ze szczęściem, że można tylko do niego dążyć, ale nigdy się go na stałe nie osiąga. Być może tak właśnie jest, niemniej każdy zasługuje na wolność. Ktoś kiedyś mówił, że gdyby polityka mogła coś zmienić to w ogóle by jej nie było. Także nie ma co się martwić, bo gdzieś na niebie zawsze wschodzi słońce...


Kupić, co nie? (tak, zaczynam gadać jak człowiek ze Zgierza) - a swoją drogą czy mieszkańcy Zgierza także podlegają deportacji? 

Mam nadzieję, że przeczytacie mój post przepełniony sarkazmem i podejdziecie do niego na wesoło. W myśl Lema "Czasem mnie diabeł kusi, aby uwierzyć w Boga", ale ten Bóg dał mi rozum, więc jestem trzciną myślącą a nie kijem(uuu... popłynęłam).

Dobranoc, głęboko wierzę, że Polska jeszcze będzie Polską.

Wasza zielona(bynajmniej) CZERWONA Aleksandra :P


poniedziałek, 14 listopada 2016

Gdzie iść z dziewczyną na pierwszą randkę?

Gdzie iść z dziewczyną na pierwszą randkę? To odwieczne pytanie, spędza sen z powiek wielu mężczyznom, którzy nie wiedzą gdzie wybrać się z obiektem swoich westchnień aby zrobić najlepsze wrażenie i doprowadzić do kolejnej randki. Z perspektywy dziewczyny wiem co jest dobre, co wieje nudą lub jest kompletnym banałem i także co jest najgorszym z możliwych.

Randka to super sprawa jeśli ktoś jest miłośnikiem randek jak ja i lubi na nie chodzić i w pewnym stopniu testować różne zależności między ludźmi. Ale trzeba pamiętać, że jest też duża grupa ludzi, którzy nienawidzą chodzić na randki, ponieważ one ich po prostu stresują. Aczkolwiek aby kogoś poznać trzeba się przemóc i gdzieś pójść, ponieważ rozmowa przez komunikator i Skype`a to jednak za mało jeśli chcemy coś zbudować czy to miłość czy przyjaźń(przyjaźń z bonusem też się liczy :P ).


KINO

Kino... hmm... to prawdziwe kino. NIE! NIE! NIE! i jeszcze raz NIE! Pierwsza randka w kinie to najgorszy wybór jaki istnieje. Nie wiem co skłania tych facetów aby właśnie iść do kina na pierwszej randce. Po pierwsze jest to dosyć niekomfortowe miejsce, bo nie wiadomo czy mamy oglądać film(zazwyczaj jest to komedia romantyczna) czy zacząć dotykać się po kolanach. Na pierwszej randce nie znamy jeszcze siebie ani swoich zainteresowań, więc normalnym jest to, że taka randka ma służyć poznaniu się i rozmowie, na którą w kinie nie ma zbytniej sposobności. Kino jest dobre na 3 randce chyba, że ktoś już na trzeciej ląduje w łóżku. Kwestia gustu. Dlatego jeśli chcesz zabrać dziewczynę do kina a jest to Wasza pierwsza randka przemyśl to czy chcesz aby pierwsza była Twoją ostatnią randką. 


KAWA czy HERBATA

Pójście na kawę czy herbatę jest zawsze bezpieczną opcją, a nawet i najbezpieczniejszą, ponieważ pozwala porozmawiać, a co za tym idzie, poznać się. W swoim życiu większość moich randek miała miejsce w... HERBACIARNI. Tak! w herbaciarni nie w kawiarni. Bardzo lubię kawę, ale kawa podnosi ciśnienie i sprawia, że stajemy się nerwowi a to rozmowie nie służy, więc tak jak Anglicy mówią najlepsza na wszystko jest właśnie herbata. Jeśli chcesz zabrać w ładne miejsce, a przede wszystkim przytulne, intymne(co na pierwszej randce jest ważne) dziewczynę wybierz herbaciarnię, a na pewno nie pożałujesz wyboru. Rozmowa, zapach herbaty, z reguły klimatyczne wnętrze lokalu i czego chcieć więcej. Oczywiście należy pamiętać też o tym, że zabranie dziewczyny na kawę i na herbatę wieje trochę nudą, bo jest to coś typowego, ale bardzo bezpiecznego co w przeciwieństwie do kina nie zepsuje Ci wieczoru o ile tego nie spieprzysz. 


SPACER

Spacer to wybór stosunkowo dobry, bezpłatny i przy odrobinie szczęścia udany. Ale jest jedno małe ale. Spacer w deszczu czy spacer w -30 stopniowym mrozie nie brzmi zachęcająco. To miejsce na pierwszą randkę polecałabym na wiosnę, lato i na początku jesieni kiedy nie jest zimno i nie pada tak często deszcz. Spacerowanie to bezpieczna opcja chociaż ja nie przepadam za tym wyborem, bo zawsze czuję się lekko rozkojarzona. Aczkolwiek jeżeli w danym momencie nie stać Was, jesteście młodzi to spacer jest jak najbardziej na TAK. 


EKSKLUZYWNA RESTAURACJA

Luksusowy stół, biały obrus, zapalone świeczki, czerwono-bordowe róże w kryształowym wazonie... to brzmi bardzo przyjemnie i seksownie ale nie jest dobrym pomysłem na pierwszą randkę, ponieważ takie miejsce może stresować skromniejsze dziewczyny, a poza tym wysoka ranga restauracji ma swoje kryteria np. bardzo elegancki strój. Większość kobiet popełnia dużo błędów w ubiorze dlatego nie dodawajmy im więcej stresu na pierwszej randce. Super, że masz gest i chcesz jej uchylić nieba, ale na to przyjdzie czas, uwierz mi. 


KLUB + ALKOHOL

Hmm... to dosyć zabawne, bo ostatnio na pierwszej randce byłam w klubie i mam pewne spostrzeżenia na ten temat, także mam świeże spojrzenie na ten temat i wybór tego miejsca. Jako, że jestem dosyć rozrywkową osobą i lubię dobrze się bawić to spotkanie w klubie jest jak najbardziej na plus. Przecież nie trzeba biec na parkiet i zacząć tańczyć, można usiąść przy stoliku, przy barze, albo znaleźć wygodną kanapę i tam porozmawiać. Można? Można. Musicie pamiętać, że każda dziewczyna jest inna i ma odmienne poglądy od drugiej dziewczyny. Są takie, które można na pierwszej randce zabrać na spływ kajakowy i takie, które spotkają się na koronce różańca w kościele. Wybór miejsca zależy od osobowości danej osoby, to ważne kryterium przy wyborze miejsca na pierwszą randką i w ogóle na każdą randkę. Po tej małej dygresji wracając do randki w klubie to jest to dobry pomysł o ile się nie upijecie, a alkohol i stres związany ze spotkaniem temu sprzyja. Także rozsądek i na pewno będzie dobrze, zapewniam Wam. 



Podałam Wam 5 możliwości do wyboru. Opcji na pierwszą randkę jest mnóstwo. Tak naprawdę wszędzie można się wybrać, ale tak jak już zaznaczyłam wyżej najważniejszym kryterium przy wyborze miejsca na pierwszą randkę jest charakter, osobowość dziewczyny i oczywiście Twoje możliwości finansowe, intelektualne, imaginacyjne. Podałam Ci najbardziej klasyczne opcje, ponieważ klasyka zawsze jest dobra. Najbardziej skłaniam się przy wyborze herbaciarni. Byłam na naprawdę wieeeeeeeeeeeeeeeeeelu randkach, więc wiem co mówię. Zaufaj mi. Najgorszym wyborem jest kino i to pewne. Nie sądzę, że kiedykolwiek zmienię zdanie na ten temat. Trzymam kciuki za Wasze randki aby były jak najbardziej udane, owocne, przyjemne, a przede wszystkim abyście znaleźli cudowną dziewczynę, która doceni Wasze starania, zaś ja zawsze chętnie doradzę i pomogę.

Powodzenia podczas randkowania ;)

A.

sobota, 12 listopada 2016

Naiwność czy świadome rozczarowanie

Każdy z nas w swoim życiu doświadcza różnych uczuć, emocji, doznań. Są takie przed którymi się bronimy i takie do których "biegniemy" mimo, że czeka nas rozczarowanie pełne wewnętrznego bólu, po którym pozostaje żal i niesmak. Dlaczego jednak próbujemy, choć wiemy, że z góry jesteśmy skazani na porażkę? Dlaczego chcemy poczuć się jak bezpański pies, który przymiera głodem w zimną noc? Dlaczego chcemy czuć się jak zerżnięta dziwka, która nie ma siły wstać z łóżka? Jesteśmy naiwni czy świadomi rozczarowania? A może mimo tego chcemy choć przez chwilę czuć się szczęśliwymi istotami, którym niby coś się udało? Do tego postu zostałam zainspirowana przez moją bardzo dobrą koleżankę Zu, która wysłała mi krótkie wiersze o naiwności.

Ostatnio mało analizowałam, raczej żyłam z dnia na dzień i działałam jak nigdy. Zauważyłam, że więcej korzyści odnosimy nie myśląc, a robiąc dużo, każdego dnia walcząc o to czego pragniemy. Lecz dzisiaj w nocy nie mogę spać i myślę nad swoimi ostatnimi wyborami i decyzjami w życiu. Powoli dochodzę do wniosku, że straciłam czujność i pewną kontrolę nad samą sobą. Nie byłam osobą naiwną, ani świadomie nigdy nie skazywałam się na rozczarowanie. Lubiłam ryzykować i nadal lubię, bo mam nadzieję, że szczęście mnie nie opuszcza. Może takim postępowaniem robimy sobie krzywdę i skazujemy na ból. To nie jest pytanie, więc nie, nie zapomniałam pytajnika. Sami się zastanówcie, nie komentujcie jeśli nie chcecie tylko przeanalizujcie razem ze mną swoje życie.

Czasem mamy marzenie aby coś mieć. Wiemy, że to coś nie da nam szczęścia, a co gorsze może nawet unieszczęśliwić, ale czynimy wszystko aby to mieć. Ktoś nazwie nas naiwniakami i pewnie ma rację, o ile wierzymy, że nam się uda i będziemy szczęśliwi. Ktoś powie, że świadomie skazujemy się na rozczarowanie i pewnie ma rację, ale ta adrenalina przed tym, że może się udać, potrafi uzależnić. Czasami warto się rozczarować i nawet poczuć się cholernym naiwniakiem, który spieprzył swoje życie.

Czasami w życiu pojawia się ktoś kto wydaje nam się ideałem, kimś kto jest właśnie tym jednym/jedną na milion. Przyzwyczaja nas do siebie, rozkochuje, manipuluje i znika w dziwnych okolicznościach. Czyż to naiwność czy może chęć wzniesienia się wyżej, chęć doznania mentalnego orgazmu, satysfakcji ze zainteresowania innej osoby nami? Ufamy, wierzymy a potem cierpimy, niestety tak zazwyczaj jest, o ile nie spotkamy na swojej drodze anioła/anielicy, która chce nam pomóc i wybawić z problemu. Czasem chce nam podać pomocną dłoń a czasem doznać czegoś ludzkiego. Najbardziej ludzką rzeczą jest seks. Tak samo jak picie, toaleta, jedzenie, oddychanie. Czy warto kogoś przyzwyczajać do siebie mając na celu tylko własne dobro? Odpowiedź każdy zna, ale mało osób o tym pamięta. Wyeksploatować człowieka można łatwo, ale już nie tak łatwo naprawić swój błąd.

Ktoś zapyta: "Ale jak to? Mamy już nikomu nie ufać?"

Otóż, moi Kochani zaufanie rodzi się z czasem, a raczej powinno się z czasem rodzić jeśli chcemy nie czuć się tymi cholernymi naiwniakami czy nie mieć świadomości wstrętnego rozczarowania. Marzenia to piękna rzecz, ale rzeczywistość jest różna, czasami piękniejsza niż w marzeniach, a czasami zupełnie inna. Kocham życie za to, że jest nieprzewidywalne, kocham za to, że mogę pragnąć, za to, że mam poczucie wolności, zmiany i tego, że to co mam w danej chwili za chwilę może ulecieć. Przez 23 lata uczyłam się tego jak tracić i jak nie cierpieć po stracie. Nauczyłam się, ale doskonalę tę umiejętność, ponieważ czasem pojawia się głos, który mówi "Spróbuj, uda się". Ale nie jest to głos rozsądku tylko głos pragnienia. Bardzo często pragnę, a jak czegoś pragnę to nie cofam się przed niczym, ale pamiętajcie, że im większe pragnienie tym większe straty po nieudolnym łowie poniesiecie. Zapamiętajcie to.

I na koniec tego postu po zastanowieniu się nad ludzką naiwnością doszłam do wniosku, że nie należy mieć pretensji do siebie, Boga(jeśli w niego wierzymy) czy to Losu, że się nie udało. Należy być wdzięcznym, że miało się poczucie walki, chęci, nadziei na osiągnięcie celu. Czasem marzenia i ludzie pojawiają się po coś, tylko na chwilę, aby coś wyprostować w naszym życiu, coś wyjaśnić, usystematyzować, a potem mimochodem zniknąć. Cieszę się, że mogłam, choć czasem jest przykro, czasem kurwa bardzo przykro...


PS. Zu, jeśli to przeczytałaś to wiedz, że nasze pragnienia i nasze porażki kształtują nas, naszą psychikę. Im więcej bólu, niepowodzeń doznajemy tym jesteśmy silniejsi. W sumie to powinnam być kamieniem... Wierzę głęboko, że szczęście to nie przypadek(nigdy nie wierzyłam w przypadki) ale szczęście to staranie o coś mimo skazania na klęskę. Hemingway powiedział, że "Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać".

Z całego serca życzę każdemu aby jego marzenia, pragnienia stawały się zdobyczą, a nie prowadziły do smutku, poczucia naiwności i rozczarowania. Mimo tego, że może się nie udać walczcie, pragnijcie, bo w życiu liczy się Pragnienie(zachęcam do obejrzenia filmu pt. "Pęknięcia").

Wasza wirtualna, ale jednak żywa Aleksandra