sobota, 31 grudnia 2016

Już czas na życzenia noworoczne

Rok 2016 był dla mnie długim rokiem. Wiadomo, że rok trwa 365 albo 366 dni, ale ten wyjątkowo sprawiał wrażenie dłuższego niż jest. Co roku piszę swoje prywatne podsumowanie w Dzienniku, aby przekonać się co udało mi się osiągnąć, co mogło wypaść lepiej, a co było totalną katastrofą. Ten rok był dla mnie ciężki ze względu na mój stan zdrowia, a dokładniej ujawnienie się przeciążenia i przerostu lewej komory serca co dawało mi od lutego 2016 się we znaki poprzez niewyobrażalne duszności, chudnięcie, mdłości, kołatanie serca. Od Dnia Dziecka zaczęłam leczyć się na nadciśnienie tętnicze i efekty są bardzo dobre, bo mogę funkcjonować co w marcu już było prawie, że niemożliwe. Także leczenie przyniosło rezultaty, z czego się cieszę. Przez te problemy z sercem zrozumiałam, że zdrowie jest najważniejsze, bo bez niego nie ma nic, teraz już wiem dlaczego ciągle ludzie życzą sobie zdrowia, dlatego ja życzę Wam abyście byli zdrowi i pragnę abyście zabrali się za Wasze schorzenia jeżeli takowe macie. Życie i zdrowie jest arcyważne i tego życzę Wam na Nowy Rok 2017. Kolejnym krokiem w 2016 roku było rozpoczęcie nowych studiów a mianowicie stosunków międzynarodowych. Studia same w sobie są ciekawe, rozwijające, ale nie są dla mnie. Polityka zawsze będzie dla mnie bardzo ważna, bo chciałam zająć się czynnie polityką, co ciągle zwlekam. Dziś mam pewne obiekcje co do tego czy powinnam się za to brać. Na stosunkach międzynarodowych spotkałam wiele wspaniałych osób, które w mniejszym lub większym stopniu zmienili(choć nie wiem czy to dobre słowo, bardziej właściwe jest odmienili) moje życie. Na stosunkach międzynarodowych bardziej skupiłam się na poznawaniu ludzi, rozmawianiu z nimi co uwielbiam i w dalszej przyszłości będzie miało dla mnie przeogromne znaczenie. Kontakty interpersonalne zawsze były dla mnie bardzo ważne, dlatego uznałam że ten kierunek jest odpowiednim miejscem do doskonalenia tej sztuki. Całe życie powtarzam każdemu człowiekowi, że przypadki nie istnieją i wszystko co się dzieje ma znaczenie w naszym życiu, ponieważ każdy człowiek jaki staje na naszej drodze pojawia się w jakimś celu. Dziękuję Losowi, że mogłam poznać kilka wspaniałych osób, obojętnie czy to na dłużej czy na krótszy czas, to doceniam to, że miałam szansę, bo miałam i tego nikt mi nie odbierze. Za żaden dzień nie mam pretensji i nie żałuję, nawet jeśli przemawiała przeze mnie naiwność. Każde doświadczenie uczy. W 2016 roku przeskoczyłam także swój strach i zrobiłam coś co chciałam, co się bałam, co było niebezpieczne i przez co mogłam stracić życie, ale spróbowałam i zwyciężyłam osiągając w pewnym sensie sukces, swój własny. Odwaga to jedna z cech, które w sobie uwielbiam. Udało się! Rok 2016 również bardzo mnie zaskoczył na tle osobistym, bo doszłam do wniosku, że są ludzie, którym można zaufać a przynajmniej spróbować zaufać. Takich ludzi jest niewielki odsetek ale są, także głowy do góry i się rozglądajcie. 2016 rok to także rok uderzenia się w głowę i w końcówce roku dostania solidnie w dupę, ale dzięki temu wiem, że miałam rację i to co zrobię jest najwłaściwszym rozwiązaniem z obecnej sytuacji. Kocham życie za to, że można uczyć się na własnych błędach.

Kochani z tego miejsca chcę Wam życzyć raz jeszcze zdrowia, szczęścia, bo ono jest bardzo ważne w życiu, pieniędzy bo bez nich nie da się realizować tych super pomysłów, miłości jeśli jej szukacie, seksu, bo każdemu lepiej jak jest dobrze niż nie ma nic, odwagi do realizowania własnych pasji i postanowień na życie, konsekwencji w działaniu, bo ona jest ważna aby wytrwać i przyjaciół, którzy będą Was wpierać i rozumieć Was. Sama jako, że mam dziwne przyzwyczajenia szukam osób, które umieją zaakceptować to, że do południa śpię, nie jadam czasem, czasem nie śpię w ogóle, lubię się chilloutować, kocham przyjemności, ponieważ jestem z natury hedonistką. Kocham życie.

Szczęśliwego Nowego Roku 2017 :) ;* 

piątek, 23 grudnia 2016

Już czas na życzenia bożonarodzeniowe

Dziś jest dzień przed Wigilią Bożego Narodzenia. Uznałam, że to odpowiedni czas aby złożyć Wam wszystkim życzenia bożonarodzeniowe. Na wstępie chciałabym oznajmić, że w święta nie będzie kolejnego wpisu, ponieważ bardzo cenię sobie ten czas i chciałabym go spędzić w gronie rodzinnym, w spokoju, zadumie, zastanowić się nad własnym życiem, a w szczególności doznać spokoju, bliskości rodziny, zjeść przepyszne potrawy i żyć trzema magicznymi dniami w roku.

Wiem, że każdy z nas traci wiele każdego roku czasem są to rzeczy, czasami bliskie osoby. Mając tę wiedzę, wiem że należy każdy dzień przeżywać w pełni dlatego przeżyjmy święta z ludźmi, których kochamy, ponieważ życie jest nieprzewidywalne i nigdy nie wiemy jak długo przyjdzie nam z nimi żyć. Żyjmy chwilą i radością płynącą ze Świąt Bożego Narodzenia. Bez znaczenia czy jesteśmy wierzący, jesteśmy ateistami, agnostykami. Ważne jest to, że w te trzy dni w roku łączymy się z bliskimi, szanujemy się i jesteśmy ze sobą. Życie składa się z tych małych chwil, budujmy wokół siebie lepszą rzeczywistość aby mieć wspomnienia, bo tego nikt nam nie odbierze.

Z tego miejsca chciałabym Wam życzyć aby nadchodzące święta były dla Was wesołe, szczęśliwe, w rodzinnej atmosferze. Kochajcie się, okazujcie wdzięczność sobie wzajemnie. Rozmawiajcie ze sobą, przegadajcie całą noc przy domowej roboty pierogach, nie denerwujcie się na to, że karp ma tyle ości, bo każdy ma wady. Słuchajcie kolęd i świątecznych piosenek, ale przede wszystkim bądźcie ze sobą razem. Doceniajmy te chwile, że jesteśmy raz, choć raz w roku wszyscy ze sobą razem.

Wierzę, że będziecie szczęśliwi, zdrowi i radośni. Wesołych Świąt Kochani z całego mojego serca ;*

PS. W tym roku ubieranie choinki przypadło mnie. Zdecydowałam się na kolor złota, nie bez powodu. Wiem, że Ci się podoba(*).

środa, 14 grudnia 2016

Różowa wstążka - opowiadanie antyrakowe

Dawno, dawno temu istniała magiczna kraina Pinklandia, w której każda kobieta aby żyć w zdrowiu i szczęściu musiała nosić we włosach różową, zaczarowaną wstążkę. Przez setki lat mieszkańcy Pinklandii żyli w zdrowiu i dostatku. Jednakże w jedną, zimną, grudniową noc wszystko się zmieniło. Pewien zły czarnoksiężnik rzucił na wstążki zaklęcie i ukrył je w złotym kufrze na dnie morza. Kiedy czarownik rzucał urok wymachiwał dłońmi i krzyczał:

- Tylko młodzieniec, który pokocha szczerym uczuciem dziewczynę będzie mógł znaleźć na dnie morza ukryty kufer i oddać wszystkim kobietom krainy różowe wstążki, przywracając im zdrowie
i zapewniając długie życie w bogactwie, zdrowiu i urodzie.

Mijały lata. Wielu było śmiałków chcących znaleźć kufer, ale żaden z tych młodzieńców nie darzył szczerym uczuciem dziewczyny. Każdy chciał pokazać tylko swoją odwagę, męstwo i pychę. Kiedy nastało lato pewien młody mężczyzna imieniem Wiktor obiecał swojej ukochanej Amelii, że przywróci jej i każdej kobiecie wszystkie dobra tego świata. Wiktor postanowił zmierzyć się z wyzwaniem rzuconym przez czarnoksiężnika i udowodnić swoją wielką miłość jaką darzył miedzianowłosą, śliczną Amelię. Odważny młodzieniec szedł przez lasy, przemierzał rwące rzeki, łąki, aż w końcu dotarł na sam koniec świata gdzie było tylko morze. Wiedział, że albo zginie albo uratuje życie kobietom Pinklandii. Wiktor pewnym krokiem zaczął zmierzać ku morzu. Zanurkował. Płynął cały czas w morskie głębiny, poczuł że może oddychać we wodzie. Zrozumiał, że morze także jest zaczarowane. Im głębiej płynął tym był ciemniej i zimniej. W końcu jego oczom ukazał się wielki złoty kufer. Ucieszony tym co zobaczył podpłynął bliżej, aż tu nagle pojawił się wielki różowo-czerwony rak, który do niego przemówił.

- Jestem strażnikiem morza i moim zadaniem jest pilnowanie złotego kufra, a przede wszystkim różowych wstążek. Jeśli młody człowieku chcesz je zdobyć musisz stoczyć ze mną walkę.

Gdy wielki rak wypowiedział te słowa wyciągnął dwa złote miecze i jeden z nich podał Wiktorowi. Wiktor i rak walczyli w głębinach mórz. Rak nie miał już sił. Gdy miało paść ostatnie uderzenie mieczem, Wiktor rzekł:

- Daruję Ci życie, bo jestem nie tylko odważny, ale i miłościwy. Kocham Amelię i chcę aby żyła wiecznie w szczęściu i zdrowiu. Oddaj mi różowe wstążki i pozwól odejść do krainy, w której zawsze panowało dobro.

Rak po tych słowach poddał się i wręczył Wiktorowi wszystkie wstążki i pozwolił wrócić do Pinklandii.


Kiedy wszyscy mieszkańcy krainy myśleli, że Wiktor zginął jak każdy z poprzednich śmiałków, tylko Amelia wierzyła, że wróci. Nagle oczom wszystkich ludzi ukazał się dzielny młodzieniec machając ręką, w której trzymał różowe wstążki. Kobiety Pinklandii zostały uratowane od śmierci, chorób i brzydoty. Do magicznej krainy powróciło szczęście, dostatek i pomyślność. Miedzianowłosa Amelia wierzyła w prawość uczuć Wiktora. Wiedziała, że prawdziwa miłość pokona wszystkie niebezpieczeństwa, choroby, złośliwego i walecznego raka oraz wszystkie problemy. Miłość jest wieczna. Amelia i Wiktor żyli w zdrowiu i szczęściu do końca życia.  

THE END


PS. Kilka miesięcy temu napisałam to opowiadanie dla pewnego wydawnictwa bajek dla dzieci. Z racji też tego, że kiedyś działałam na rzecz kobiet walczących z rakiem piersi uznałam, że to dobry temat, z którego można zrobić opowiadanie dla każdego malca. Co prawda miesiącem walki z rakiem piersi jest październik, ale pamiętajcie, że na badanie siebie i dbanie o swoje zdrowie nie ma wyznaczonego miesiąca, każdy dzień jest dobry aby powiedzieć sobie ZACZNIJ.

Na moim blogu znajduje się tylko jedno opowiadanie i jest to opowiadanie erotyczne, tego bloga stworzyłam aby głównie pisać o seksie i polityce - czyli o dwóch rzeczach, które uwielbiam. Tymczasem blog stał się bardziej refleksyjny i lifestylowy aniżeli miał być. Dziś zamiast erotyka pojawiło się opowiadanie dla dzieci, ale uwierzcie mi, że każda kobieta lub mężczyzna(tak, mężczyźni też chorują), która/który przeczyta to opowiadanie uwierzy, że może wygrać. A może wygrać każdy z rakiem piersi jeśli regularnie zacznie się badać i go wykryje. Dobranoc.

wtorek, 13 grudnia 2016

Zacznij być uczciwym wobec siebie samego

O uczciwości mówimy wiele, dużo wymagamy od drugiego człowieka, zarzekamy się iż jesteśmy dla innych uczciwymi ludźmi, choć w rzeczywistości nie jesteśmy uczciwi dla najważniejszej osoby w naszym życiu czyli dla nas samych. Ktoś powie, że powiało egoizmem, ale prawda jest taka, że jeśli nie zaczniemy sami siebie kochać to nikt nas nie pokocha nigdy. Zawsze należy walczyć o miłość do nas samych, bo to romans na całe życie. Najlepszy romans. Potwierdzam!

Całe życie patrzymy jak zadowolić innych ludzi, jak zrobić aby ktoś nas polubił, zaakceptował, a co gorsza pokochał. Każdy z nas popełniał ten błąd, tyle że mistrzem będzie ten kto szybko się z tej manii wyzwoli i zajmie się własnym szczęściem. Długi szmat czasu byłam egoistką i egotyczką i teraz wiem, że nie ma się czego wstydzić, bo... bo wtedy osiągnęłam bardzo wiele, między innymi wygłosiłam przed mnóstwem osób swoje przemówienie publiczne o wolności, byłam fit, wtedy to jeszcze nie było modne, miałam pasję, której się poświęcałam(chociaż to złe słowo). Pisałam artykuły i miałam z tego profity. Czy może być coś lepszego jak żyć z pasji, z tego co się kocha? Każdy z Was zna na to odpowiedź. Rok 2008 i 2009 był najlepszym czasem w moim życiu i jak na razie lepszego nie było. Ten czas był dla mnie trudny, wymagający dużej odporności psychicznej, ale dzięki pewności siebie(wielkiej swojego czasu), sprytowi i wytrwałości osiągałam to co chcę. Myślałam o sobie, swoich pragnieniach i marzeniach. Wszystkie wtedy spełniłam, które chciałam spełnić. Należy pamiętać, że marzenia się nie spełniają, tylko marzenia się spełnia. Czasem, a nawet częściej niż czasem warto być egoistą. Wewnątrz nadal nią jestem, ale się bardziej ucywilizowałam i nie wiem czy to dobrze czy nie.

Uczciwość wobec siebie samego to nie tylko spełnianie swoich marzeń i dążenie do celu, ale przede wszystkim powiedzenie sobie i innym w odpowiednim momencie NIE. Asertywność to świetna cecha, pozwalająca zdobywać to co się chce, choć ma też swoje minusy - zresztą jak wszystko. W pewnym momencie trzeba zerwać toksyczne znajomości, odejść od ludzi, którzy nas ograniczają i kontrolują, bo tak się żyć nie da, a szczególnie jeśli chcemy być orłami, a nie wronami, które kraczą jak inni. Ja nigdy nie chciałam być przeciętna, nigdy nie chciałam być jak każdy. Umiejętność dziękowania i zrywania więzi to uczciwość do siebie i drugiego człowieka. To jest trudne, ale nie niemożliwe. Zachęcam to rozwijania w sobie tej sztuki.

Ktoś mi ostatnio powiedział, że chyba jestem bardzo doświadczonym człowiekiem. Hmmm... mimo, że mam tylko 23 lata to dużo przeżyłam, widziałam, czułam, doznałam i jeśli ilość zdarzeń odpowiada za bycie doświadczonym to owszem, na 23 lata jestem bardzo doświadczoną młodą kobietą. Ale wierzę w to głęboko, że to mnie ukształtowało i jestem w tym miejscu, w którym właśnie jestem i nie żałuję niczego w swoim życiu, mimo że sporo mnie zdołowało, załamało i czułam, że coś rozrywa moją duszę. Mimo tego, że jestem bardzo wesołą osobą to bardzo głęboko sięgam wewnątrz siebie i szukam pytań na najbardziej egzystencjalne pytania. Jak mało kto kocham życie i chcę żyć jak najdłużej i doświadczać, czuć i zawsze chcieć więcej. Kiedyś byłam samotniczką i w sumie jestem, ale nie na taką skalę jak kiedyś. Dzisiaj z mojego bycia samotniczką zostało mi obserwowanie ludzi, otoczenia, świata. To bardzo mnie intryguje, uwielbiam to robić. Szkoda, że nikt mi za to nie płaci, ale kiedyś będę odcinała od tego kupony.

Kończąc chcę Wam powiedzieć, że nie bójcie się decydować o swoim życiu. Przerwijcie toksyczne znajomości, zakończcie nieszczęśliwy związek, zapiszcie się na kurs tańca, mimo że w ogóle nie macie rytmu, całujcie się przy ludziach jeśli macie ochotę, zjedzcie pączka o pierwszej w nocy waląc na przytycie, kochajcie się pod gołym niebem, nie bójcie się mówić tego co myślicie i po prostu bądźcie uczciwi wobec siebie samego, a wtedy uczynicie się szczęśliwymi. Z całego serca Wam życzę i obdarzam Was pozytywną energią. Wiele osób powtarza mi, że przynoszę szczęście i daję pozytywne wibracje, jeśli tak jest(a w to wierzę) to korzystajcie z tego. Tymczasem.

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Porządek w pokoju, porządek w głowie

Ludzie dzielą się na tych, którzy sprzątają jak czują się źle i na tych, którzy czują się źle jak sprzątają, ja należę do tej pierwszej kategorii. Zawsze kiedy jestem zdołowana czy zdenerwowana to zaczynam sprzątać, zmywać naczynia, składać ubrania, wkładać ciuchy do pralki, porządkować swój pokój, prasować i pastować buty. Swoją drogą to pastowanie i froterowanie butów to jedna z przyjemniejszych i bardzo relaksujących czynności jaką można sobie zafundować za friko.

Kiedy już zaczynam sprzątać czuję jak emocje opadają, stres się minimalizuje i problemy znikają wraz z kurzem  na meblach. Sprzątanie to rodzaj oczyszczenia, nie tylko naszego pokoju ale i naszych emocji. Praktykuję to i naprawdę działa. Moja świętej pamięci Babcia także miała taką metodę na zniwelowanie a nawet pozbycie się stresu i nerwów. Ale jak ja to mówię każda metoda jest dobra, jeśli jest skuteczna. Zachęcam do sprzątania kiedy jesteśmy zdenerwowani na cały świat i wszystko jest na NIE.

Piszę ten post nie bez powodu. Sprzątałam swój pokój, pastowałam buty, tak że świecą się jak psu jajka i jestem zadowolona, że w moim pokoju lśni czystością. Od razu poczułam się mentalnie lepiej, także znowu potwierdzam swoją teorię na to, że sprzątanie to katharsis dla naszego umysłu, emocji. W myśl klasyka "Jak mówię to mówię, jak mówię to wiem". Mam nadzieję, że wiecie skąd to jest?

Kończąc ten post chciałabym każdego nerwusa zachęcić do sprzątania, bo same są z tego korzyści. Nie dość, że będziecie mieli czysto, wysprzątane to poczujecie się lżej na duszy, spalicie niepotrzebne kalorie, czasem odnajdziecie zagubioną skarpetkę lub list miłosny. Życie czasem w takich chwilach potrafi zaskoczyć, także sprzątajcie i uśmiechajcie się na co dzień!

niedziela, 11 grudnia 2016

Znów zamierzam pisać!!! + fotki

Witajcie Kochani po dosyć długiej przerwie. Nie było mnie tutaj prawie miesiąc, ponieważ wiele spraw musiałam przemyśleć, wyciągnąć wnioski z kilku wydarzeń, zdarzeń, hmm... nawet z epizodów, które miały miejsce w ostatnim czasie w moim życiu. Zawsze każdemu powtarzam, że w życiu nic nie dzieje się przypadkiem, wszystko jest po coś, wszystko, nawet najmniejsza rzecz ma jakieś znaczenie dla naszej egzystencji. Czy jest to coś złego czy dobrego jest ważne i dzieje się po to aby nas czegoś nauczyć. Musicie pamiętać, że nawet ze złych sytuacji trzeba wyciągać wnioski, uczyć się, akceptować i dalej ulepszać swoje życie. Nie wolno się poddawać. Ja swojego czasu zapomniałam o tym i zaczęłam niepotrzebnie się zamartwiać i dołować. Jeżeli nie akceptujemy czegoś zmieńmy to, ale jeśli nie możemy czegoś zmienić to musimy to zaakceptować. Innego wyjścia nie ma w tym naszym życiu. Pisanie bloga zawiesiłam właśnie z powodu smutku, utraty zaufania, pogorszenia stanu zdrowia i problemów, które pojawiły się zbyt szybko, w sumie to z mojej winy. Zawsze kierowałam się rozumiem i wychodziłam na tym bardzo dobrze. Niestety przez ostatni czas słuchałam serca i wierzcie lub nie to całe pierdolenie("nie wygwiazdkuję" tego, bo to mój blog i mogę tak pisać, jak mi się podoba) o tym, że należy kierować się sercem to błąd. To tak nie działa, chyba że w komedii romantycznej. Uznałam, że nie mogę się dołować przez ludzi, ponieważ oni często oszukują, krzywdzą, mówią coś co nie jest prawdą. Dziwię się sama sobie, że od czasu gimnazjum zmieniłam swoje podejście i zaczęłam zbytnio ufać. Mój brat powtarza, że najważniejsze jest wykształcenie, bo ono zawsze zostaje z nami, a ludzie zawsze kiedyś odchodzą. Ma dużo racji. Mogłam skończyć już albo być w trakcie magisterki a jestem znowu na początku, nonsens, co nie? Ale nie żałuję moich wyborów, bo gdyby nie one to nie byłabym w tym punkcie, w którym teraz jestem. Znów zamierzam pisać, bo pisanie zawsze było dla mnie jak katharsis oczyszczało moją duszę z emocji, pomagało w dołach i sprawiało, że rozwijałam się kreatywnie. Zawsze odkąd pamiętam uwielbiałam pisać. Pisałam wiersze, artykuły, felietony, anegdoty, cytaty i książkę, która leży i czeka na wydanie. Oczywiście potrzebna jest korekta, bo popełniam błędy, ale wiem że kiedyś ją wydam, tak myślę. Ten post pojawił się dzięki mojej bardzo dobrej koleżance ze studiów, która wspierała mnie w złych chwilach i jestem jej za to wdzięczna, ponieważ dzięki temu mogę dla siebie i przede wszystkim dla Was znowu pisać i dzielić się swoimi przeżyciami, myślami i możemy wspólnie wyciągać wnioski. Na koniec tego postu dodam Wam kilka fotek, bądź kilkanaście abyście mogli zobaczyć co się u mnie dzieje. Dziękuję, że odwiedzacie mój blog(statystki nie kłamią) i spokojnej nocy lub owocnego dnia. Wasza Aleksandra ;*

Pierwszy raz paliłam shishę <3 czasem warto zrobić coś pierwszy raz. Tego dnia spędziłam super dzień z Kingą i Olą. Uwielbiam Was :)

Piwko z Zuzą przed wykładem - bezcenne :* Moja Królisia :P

W końcu mam iPhone`a, po stracie mojego LG G2 Mini, któremu padła płyta główna. W jednej chwili straciłam wszystko, potworne uczucie, ale przeżyłam. 

Super mieć cudownego brata. Bardzo Cię kocham <3

Jarmark świąteczny na Piotrkowskiej

Ja nikogo nie krzywdzę!

Pierwszy raz piłam grzańca. Upiłam się jak nigdy w życiu - śmiechawka mojego życia.

Kocham żółty i chcę mieć znowu rude włosy. Love it <3

Dziękuję Ci :*

Kochani wszystkiego dobrego Wam życzę :)









poniedziałek, 21 listopada 2016

Czekając na cud...

Cuda się zdarzają. Tak mówią, aczkolwiek ja tego nie doświadczam. W życiu co prawda mam wiele szczęścia, ale co z tego jeśli to szczęście nie odnosi się do tego do czego bym chciała. Cuda cuda cuda, nie wierzę w cuda, nigdy nie wierzyłam. W inne rzeczy wierzyłam i wierzę, ale nie w cuda. Pewnie w tle słyszycie nową ścieżkę dźwiękową. To Sophie Zelmani i jej piękny utwór Waiting For The Miracle To Come. Blog potrzebował zmiany, zresztą ja też. Mam nadzieję, że utwór się Wam spodoba. W ogóle nie bez powodu zmieniłam podkład muzyczny. Odpowiada on mojemu obecnemu samopoczuciu. Czuję się jakbym czekała na cud dzień i noc, a on nie nadchodzi. To jest takie rozczarowujące uczucie, że w sercu ściska. Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że sama sobie tę krzywdę wyrządziłam - ufając. Cuda zdarzają się w książkach, filmach, romansach, ale nie w życiu. Rozczarowanie to bezwartościowa emocja ale w tym momencie ją czuję. W tym momencie czuję głęboką melancholię. Czyżbym potrzebowała wiosny i zieleni. Wiem, że dosłowność nie boli, ale poprawność polityczna musi być zachowana na blogu. Pisząc ten post mam wiele myśli, tak dużo dygresji, którymi chciałabym się podzielić. I jeszcze ten smutny utwór, jakbym jeszcze bardziej chciała być zdołowana niż jestem. Masochizm... chyba tak to można nazwać.

Sama często mówię NIE i mam asertywność na wysokim poziomie ale nie umiem zaakceptować tego w moją stronę. Możecie nazwać mnie hipokrytką, ale nie umiem i tyle. Kiedy coś jest tak blisko na wyciągnięcie dłoni, już czujecie, że się udało, to nagle to odchodzi krok za krokiem dalej i znika bez słowa bez gestu, zapachu i nie ma. Nie ma tak jakby nigdy nie było. Kurwa! boli.

Czekając na cud...

Już pisałam o świadomym rozczarowaniu i naiwności, teraz powinnam pisać o nadziei i o zwątpieniu. Choć całe życie wątpię. Dochodzę do wniosku, że są ludzie, którzy całe życie będą poszukiwać, kształcić się w sztuce tracenia, a i tak będą marzyć o niedoścignionym. Należę do nich i przez to zabijam swoją duszę, spalam się i ulatuję, a kiedyś ulecę na zawsze, może wtedy się uda. Wczoraj oda do dupy, dzisiaj oda do cierpienia. Codziennie odczuwam sinusoidę. Kiedyś w takich chwilach pisałam poezję, kontynuowałam książkę, a dziś...

Do niedawna myślałam, że mogę zmienić wszystko, nawet do dzisiaj. Nie mogę, jeśli człowiek myśli, że może wszystko zmienić to jednak to tak nie działa. Może jednak przeznaczenie istnieje, może coś jest, może to słabość, a może kompletnie nic. Każdego dnia spałam się, wznoszę, ulotnię się i zostanie nasza wspólna samotność. Człowiek rodzi się sam, sam kroczy przez życie i sam umiera. Czemu o tym zapomniałam!

Cierpienie mentalne ma smak metafizyki, bo to nie zabije Cię natychmiast tylko zabija kilka razy czasem kilkadziesiąt. Czekając na cud...



W tym miejscu chcę napisać, że zawieszam bloga. Może wrócę tu przed świętami, jeśli nie, to złożę Wam życzenia na Facebooku, a teraz znikam...

niedziela, 20 listopada 2016

Oda do dupy

Dupa ludzkości raju pozbawiła
Dupa a nie jabłko Adama skusiła
Dupa nieraz królów dawnych mianowała
Dupa tez ich nieraz detronizowała

Dupa bogaci, dupa rujnuje
Dupa losami świata kieruje
Dupa pomaga i dupa przeszkadza
Dupa miłuje i dupa zdradza

Dupa żebraków i królów raduje
Dupa w pałacu i w chacie króluje
Dupa smakuje młodym i starym
Dupa tchnie żądza, upaja czarem

Dupa pachnie, dupa śmierdzi
Dupa tez wspaniale pierdzi
Dupa wielkie kupy sra
Dupa na klarnecie gra

Dupa motorem zawsze i wszędzie
Dupa jest hasłem i hasłem będzie
Dupa krzepi i dupa rodzi
Dupa nigdy nie zaszkodzi

Dupa dziewczęta wyprowadza z nędzy
Dupa to najlepsza kopalnia pieniędzy
Dupa wszystkich chłopaków jak w banku gromadzi
Dupa wszystkich frajerów do ołtarza prowadzi

MORAŁ:
Człowiek się rodzi i z dupy wychodzi
Człowiek się żeni na dupę wchodzi
Człowiek umiera na dupie leży
Wszystko na tym świecie od dupy zależy!

piątek, 18 listopada 2016

Deportacja w czerwonej sukience

Nie! od razu mówię, że tytuł posta nie dotyczy nowego filmu, ani książki, to raczej moje krwawiące serce i mózg od głupoty w kraju, w którym żyję.

W polskiej Konstytucji jest fragment o wolności sumienia i wyznania. To niezbity fakt, ale jak to w Polsce bywa niestety nie liczą się fakty tylko to co uważa polityk X i tylko polityk X ma rację. Należy mieć klapki na oczach i ślepo wierzyć w jego słowa i podążać za jego schematem myślenia. Polska to piękny kraj, ale mieści się w nim niezliczona ilość głupoty, nonsensu, wszelakiego absurdu. Już o tym kiedyś nawet śpiewał Myslovitz, że Polska to psychodeliczny lot. Smutne, ale prawdziwe.
Dzisiaj postanowiłam napisać o słowach jakie wypowiedziała pewna(pewnie znerwicowa) posłanka PiS. Owa pani polityk stwierdziła, że ateiści, prawosławni czy muzułmanie powinni podpisywać oświadczenia, że znają i zobowiązują się w pełni respektować polską Konstytucję. W tym miejscu jeszcze nie boli, ale stwierdzenie, iż niespełnienie wymogów i uznania wartości polskich za właściwych powinno być zakończone deportacją, jest przepełnione smrodem myśli tej niedouczonej kobiety.  Ta "mądra" pani przeczy sama sobie. Chce przestrzegania Konstytucji, więc sama powinna respektować prawa oraz fragment o poszanowaniu wolności wyznania i sumienia. Jak widać na światło dzienne wychodzą kolejni sejmowi hipokryci.

Ta powyższa sytuacja szczerze mówiąc mnie nie poruszyła, bo przez ostatni czas słyszałam tyle różnych nonsensów, że robi się to nudne i mało nowatorskie, także liczę, że politycy się polepszą i wymyślą jeszcze lepsze newsy niż w tej chwili. Powodzenia z całego serca. Sorry, nie lubię kłamać, ale sami rozumiecie...

Jestem agnostyczką, więc co ze mną? Deportacja? Czy coś innego? Może jakieś katusze, abym przestała być pełna wątpliwości? Co myślicie, a może co pani myśli?

Z drugiej strony na to patrząc to taka deportacja chyba byłaby dla mnie dobra, bo w końcu opuściłabym ten kraj i mogłabym żyć spokojnie, w tolerancyjnym państwie, z ludźmi którzy umieją myśleć i pozwalają żyć drugiemu człowiekowi. Cały czas walczymy o wolność. Może z wolnością jest tak samo jak ze szczęściem, że można tylko do niego dążyć, ale nigdy się go na stałe nie osiąga. Być może tak właśnie jest, niemniej każdy zasługuje na wolność. Ktoś kiedyś mówił, że gdyby polityka mogła coś zmienić to w ogóle by jej nie było. Także nie ma co się martwić, bo gdzieś na niebie zawsze wschodzi słońce...


Kupić, co nie? (tak, zaczynam gadać jak człowiek ze Zgierza) - a swoją drogą czy mieszkańcy Zgierza także podlegają deportacji? 

Mam nadzieję, że przeczytacie mój post przepełniony sarkazmem i podejdziecie do niego na wesoło. W myśl Lema "Czasem mnie diabeł kusi, aby uwierzyć w Boga", ale ten Bóg dał mi rozum, więc jestem trzciną myślącą a nie kijem(uuu... popłynęłam).

Dobranoc, głęboko wierzę, że Polska jeszcze będzie Polską.

Wasza zielona(bynajmniej) CZERWONA Aleksandra :P


poniedziałek, 14 listopada 2016

Gdzie iść z dziewczyną na pierwszą randkę?

Gdzie iść z dziewczyną na pierwszą randkę? To odwieczne pytanie, spędza sen z powiek wielu mężczyznom, którzy nie wiedzą gdzie wybrać się z obiektem swoich westchnień aby zrobić najlepsze wrażenie i doprowadzić do kolejnej randki. Z perspektywy dziewczyny wiem co jest dobre, co wieje nudą lub jest kompletnym banałem i także co jest najgorszym z możliwych.

Randka to super sprawa jeśli ktoś jest miłośnikiem randek jak ja i lubi na nie chodzić i w pewnym stopniu testować różne zależności między ludźmi. Ale trzeba pamiętać, że jest też duża grupa ludzi, którzy nienawidzą chodzić na randki, ponieważ one ich po prostu stresują. Aczkolwiek aby kogoś poznać trzeba się przemóc i gdzieś pójść, ponieważ rozmowa przez komunikator i Skype`a to jednak za mało jeśli chcemy coś zbudować czy to miłość czy przyjaźń(przyjaźń z bonusem też się liczy :P ).


KINO

Kino... hmm... to prawdziwe kino. NIE! NIE! NIE! i jeszcze raz NIE! Pierwsza randka w kinie to najgorszy wybór jaki istnieje. Nie wiem co skłania tych facetów aby właśnie iść do kina na pierwszej randce. Po pierwsze jest to dosyć niekomfortowe miejsce, bo nie wiadomo czy mamy oglądać film(zazwyczaj jest to komedia romantyczna) czy zacząć dotykać się po kolanach. Na pierwszej randce nie znamy jeszcze siebie ani swoich zainteresowań, więc normalnym jest to, że taka randka ma służyć poznaniu się i rozmowie, na którą w kinie nie ma zbytniej sposobności. Kino jest dobre na 3 randce chyba, że ktoś już na trzeciej ląduje w łóżku. Kwestia gustu. Dlatego jeśli chcesz zabrać dziewczynę do kina a jest to Wasza pierwsza randka przemyśl to czy chcesz aby pierwsza była Twoją ostatnią randką. 


KAWA czy HERBATA

Pójście na kawę czy herbatę jest zawsze bezpieczną opcją, a nawet i najbezpieczniejszą, ponieważ pozwala porozmawiać, a co za tym idzie, poznać się. W swoim życiu większość moich randek miała miejsce w... HERBACIARNI. Tak! w herbaciarni nie w kawiarni. Bardzo lubię kawę, ale kawa podnosi ciśnienie i sprawia, że stajemy się nerwowi a to rozmowie nie służy, więc tak jak Anglicy mówią najlepsza na wszystko jest właśnie herbata. Jeśli chcesz zabrać w ładne miejsce, a przede wszystkim przytulne, intymne(co na pierwszej randce jest ważne) dziewczynę wybierz herbaciarnię, a na pewno nie pożałujesz wyboru. Rozmowa, zapach herbaty, z reguły klimatyczne wnętrze lokalu i czego chcieć więcej. Oczywiście należy pamiętać też o tym, że zabranie dziewczyny na kawę i na herbatę wieje trochę nudą, bo jest to coś typowego, ale bardzo bezpiecznego co w przeciwieństwie do kina nie zepsuje Ci wieczoru o ile tego nie spieprzysz. 


SPACER

Spacer to wybór stosunkowo dobry, bezpłatny i przy odrobinie szczęścia udany. Ale jest jedno małe ale. Spacer w deszczu czy spacer w -30 stopniowym mrozie nie brzmi zachęcająco. To miejsce na pierwszą randkę polecałabym na wiosnę, lato i na początku jesieni kiedy nie jest zimno i nie pada tak często deszcz. Spacerowanie to bezpieczna opcja chociaż ja nie przepadam za tym wyborem, bo zawsze czuję się lekko rozkojarzona. Aczkolwiek jeżeli w danym momencie nie stać Was, jesteście młodzi to spacer jest jak najbardziej na TAK. 


EKSKLUZYWNA RESTAURACJA

Luksusowy stół, biały obrus, zapalone świeczki, czerwono-bordowe róże w kryształowym wazonie... to brzmi bardzo przyjemnie i seksownie ale nie jest dobrym pomysłem na pierwszą randkę, ponieważ takie miejsce może stresować skromniejsze dziewczyny, a poza tym wysoka ranga restauracji ma swoje kryteria np. bardzo elegancki strój. Większość kobiet popełnia dużo błędów w ubiorze dlatego nie dodawajmy im więcej stresu na pierwszej randce. Super, że masz gest i chcesz jej uchylić nieba, ale na to przyjdzie czas, uwierz mi. 


KLUB + ALKOHOL

Hmm... to dosyć zabawne, bo ostatnio na pierwszej randce byłam w klubie i mam pewne spostrzeżenia na ten temat, także mam świeże spojrzenie na ten temat i wybór tego miejsca. Jako, że jestem dosyć rozrywkową osobą i lubię dobrze się bawić to spotkanie w klubie jest jak najbardziej na plus. Przecież nie trzeba biec na parkiet i zacząć tańczyć, można usiąść przy stoliku, przy barze, albo znaleźć wygodną kanapę i tam porozmawiać. Można? Można. Musicie pamiętać, że każda dziewczyna jest inna i ma odmienne poglądy od drugiej dziewczyny. Są takie, które można na pierwszej randce zabrać na spływ kajakowy i takie, które spotkają się na koronce różańca w kościele. Wybór miejsca zależy od osobowości danej osoby, to ważne kryterium przy wyborze miejsca na pierwszą randką i w ogóle na każdą randkę. Po tej małej dygresji wracając do randki w klubie to jest to dobry pomysł o ile się nie upijecie, a alkohol i stres związany ze spotkaniem temu sprzyja. Także rozsądek i na pewno będzie dobrze, zapewniam Wam. 



Podałam Wam 5 możliwości do wyboru. Opcji na pierwszą randkę jest mnóstwo. Tak naprawdę wszędzie można się wybrać, ale tak jak już zaznaczyłam wyżej najważniejszym kryterium przy wyborze miejsca na pierwszą randkę jest charakter, osobowość dziewczyny i oczywiście Twoje możliwości finansowe, intelektualne, imaginacyjne. Podałam Ci najbardziej klasyczne opcje, ponieważ klasyka zawsze jest dobra. Najbardziej skłaniam się przy wyborze herbaciarni. Byłam na naprawdę wieeeeeeeeeeeeeeeeeelu randkach, więc wiem co mówię. Zaufaj mi. Najgorszym wyborem jest kino i to pewne. Nie sądzę, że kiedykolwiek zmienię zdanie na ten temat. Trzymam kciuki za Wasze randki aby były jak najbardziej udane, owocne, przyjemne, a przede wszystkim abyście znaleźli cudowną dziewczynę, która doceni Wasze starania, zaś ja zawsze chętnie doradzę i pomogę.

Powodzenia podczas randkowania ;)

A.

sobota, 12 listopada 2016

Naiwność czy świadome rozczarowanie

Każdy z nas w swoim życiu doświadcza różnych uczuć, emocji, doznań. Są takie przed którymi się bronimy i takie do których "biegniemy" mimo, że czeka nas rozczarowanie pełne wewnętrznego bólu, po którym pozostaje żal i niesmak. Dlaczego jednak próbujemy, choć wiemy, że z góry jesteśmy skazani na porażkę? Dlaczego chcemy poczuć się jak bezpański pies, który przymiera głodem w zimną noc? Dlaczego chcemy czuć się jak zerżnięta dziwka, która nie ma siły wstać z łóżka? Jesteśmy naiwni czy świadomi rozczarowania? A może mimo tego chcemy choć przez chwilę czuć się szczęśliwymi istotami, którym niby coś się udało? Do tego postu zostałam zainspirowana przez moją bardzo dobrą koleżankę Zu, która wysłała mi krótkie wiersze o naiwności.

Ostatnio mało analizowałam, raczej żyłam z dnia na dzień i działałam jak nigdy. Zauważyłam, że więcej korzyści odnosimy nie myśląc, a robiąc dużo, każdego dnia walcząc o to czego pragniemy. Lecz dzisiaj w nocy nie mogę spać i myślę nad swoimi ostatnimi wyborami i decyzjami w życiu. Powoli dochodzę do wniosku, że straciłam czujność i pewną kontrolę nad samą sobą. Nie byłam osobą naiwną, ani świadomie nigdy nie skazywałam się na rozczarowanie. Lubiłam ryzykować i nadal lubię, bo mam nadzieję, że szczęście mnie nie opuszcza. Może takim postępowaniem robimy sobie krzywdę i skazujemy na ból. To nie jest pytanie, więc nie, nie zapomniałam pytajnika. Sami się zastanówcie, nie komentujcie jeśli nie chcecie tylko przeanalizujcie razem ze mną swoje życie.

Czasem mamy marzenie aby coś mieć. Wiemy, że to coś nie da nam szczęścia, a co gorsze może nawet unieszczęśliwić, ale czynimy wszystko aby to mieć. Ktoś nazwie nas naiwniakami i pewnie ma rację, o ile wierzymy, że nam się uda i będziemy szczęśliwi. Ktoś powie, że świadomie skazujemy się na rozczarowanie i pewnie ma rację, ale ta adrenalina przed tym, że może się udać, potrafi uzależnić. Czasami warto się rozczarować i nawet poczuć się cholernym naiwniakiem, który spieprzył swoje życie.

Czasami w życiu pojawia się ktoś kto wydaje nam się ideałem, kimś kto jest właśnie tym jednym/jedną na milion. Przyzwyczaja nas do siebie, rozkochuje, manipuluje i znika w dziwnych okolicznościach. Czyż to naiwność czy może chęć wzniesienia się wyżej, chęć doznania mentalnego orgazmu, satysfakcji ze zainteresowania innej osoby nami? Ufamy, wierzymy a potem cierpimy, niestety tak zazwyczaj jest, o ile nie spotkamy na swojej drodze anioła/anielicy, która chce nam pomóc i wybawić z problemu. Czasem chce nam podać pomocną dłoń a czasem doznać czegoś ludzkiego. Najbardziej ludzką rzeczą jest seks. Tak samo jak picie, toaleta, jedzenie, oddychanie. Czy warto kogoś przyzwyczajać do siebie mając na celu tylko własne dobro? Odpowiedź każdy zna, ale mało osób o tym pamięta. Wyeksploatować człowieka można łatwo, ale już nie tak łatwo naprawić swój błąd.

Ktoś zapyta: "Ale jak to? Mamy już nikomu nie ufać?"

Otóż, moi Kochani zaufanie rodzi się z czasem, a raczej powinno się z czasem rodzić jeśli chcemy nie czuć się tymi cholernymi naiwniakami czy nie mieć świadomości wstrętnego rozczarowania. Marzenia to piękna rzecz, ale rzeczywistość jest różna, czasami piękniejsza niż w marzeniach, a czasami zupełnie inna. Kocham życie za to, że jest nieprzewidywalne, kocham za to, że mogę pragnąć, za to, że mam poczucie wolności, zmiany i tego, że to co mam w danej chwili za chwilę może ulecieć. Przez 23 lata uczyłam się tego jak tracić i jak nie cierpieć po stracie. Nauczyłam się, ale doskonalę tę umiejętność, ponieważ czasem pojawia się głos, który mówi "Spróbuj, uda się". Ale nie jest to głos rozsądku tylko głos pragnienia. Bardzo często pragnę, a jak czegoś pragnę to nie cofam się przed niczym, ale pamiętajcie, że im większe pragnienie tym większe straty po nieudolnym łowie poniesiecie. Zapamiętajcie to.

I na koniec tego postu po zastanowieniu się nad ludzką naiwnością doszłam do wniosku, że nie należy mieć pretensji do siebie, Boga(jeśli w niego wierzymy) czy to Losu, że się nie udało. Należy być wdzięcznym, że miało się poczucie walki, chęci, nadziei na osiągnięcie celu. Czasem marzenia i ludzie pojawiają się po coś, tylko na chwilę, aby coś wyprostować w naszym życiu, coś wyjaśnić, usystematyzować, a potem mimochodem zniknąć. Cieszę się, że mogłam, choć czasem jest przykro, czasem kurwa bardzo przykro...


PS. Zu, jeśli to przeczytałaś to wiedz, że nasze pragnienia i nasze porażki kształtują nas, naszą psychikę. Im więcej bólu, niepowodzeń doznajemy tym jesteśmy silniejsi. W sumie to powinnam być kamieniem... Wierzę głęboko, że szczęście to nie przypadek(nigdy nie wierzyłam w przypadki) ale szczęście to staranie o coś mimo skazania na klęskę. Hemingway powiedział, że "Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać".

Z całego serca życzę każdemu aby jego marzenia, pragnienia stawały się zdobyczą, a nie prowadziły do smutku, poczucia naiwności i rozczarowania. Mimo tego, że może się nie udać walczcie, pragnijcie, bo w życiu liczy się Pragnienie(zachęcam do obejrzenia filmu pt. "Pęknięcia").

Wasza wirtualna, ale jednak żywa Aleksandra

poniedziałek, 17 października 2016

Ta dziewczyna co karmiła gołębie...

Nie mam pojęcia dlaczego tak jest, że niektórzy mają takie umiejętności w komplikowaniu sobie życia. Wydawało mi się zawsze, że życie jest łatwe i prosta to gra, a nie dla wytrawnych graczy. Może się myliłam, a może najzwyczajniej w świecie przesadzam i tworzę z igły widły. Ostatnimi czasy czuję się tak jakby problemy zebrały się we mnie i wcale nie szukały wyjścia wraz z moimi emocjami tylko tkwiły głęboko w mojej głowie zapomniane i od czasu do czasu mówiły "Tak, nadal tu jesteśmy". To nie boli, ale przeszkadza w życiu, ba! to nie życie, ale zwyczajnie egzystencja do szpiku kości. Żyję tak jak nie chcę, studiuję coś do czego nie jestem przekonana, mam dietę, której nie traktuję już jako diety ale jako dziwne przyzwyczajenie, mam niby dwie przyjaciółki, a czuję się czasem taka samotna, że jeszcze chwilę i zacznę pić z drugim kieliszkiem albo z lustrem. To trochę dołujące, trochę bardzo. Pewnego dnia postanowiłam, że się przejdę. I tak też zrobiłam. Pojechałam w miejsce gdzie nigdy nie byłam. Był park, ławki, placyk zabaw co prawda zapuszczony ale jednak. Był staw i kaczki i jebane gołębie. Chociaż ja nie używam takich epitetów co do tych ptaków, bo nawet je lubię. Wiem, że srają na parapety, ale gdyby człowiek nie miał toalety to gdzie by się załatwiał? Właśnie, każdy zna odpowiedź. Jak zobaczyłam kaczki poczułam potrzebę nakarmienia tych ptaków, więc poszłam do piekarni i kupiłam pół chleba i wróciłam nad staw. Gdy tak zaczęłam karmić kaczki i gołębie poczułam się lepiej. Bardzo mi się spodobało i zaczęłam robić to szybciej i z większym entuzjazmem. To naprawdę odprężające zajęcie i dodatkowo przyjemne. Mogę rzec, że poczułam się jakby problemy mnie opuściły, smutek, żal, wewnętrzne pretensje do samej siebie. Niby karmienie ptaków to prozaiczna i nic nieznacząca rzecz, a jak może poprawić nastrój. Sama nie wiem skąd poczułam taką potrzebę, ale płynęło to chyba z serca. Każdy człowiek popełnia błędy. Czasem zastanawiam się czy jestem dobrym człowiekiem i czy nie żyję kosztem drugiego człowieka. Nie umiem ocenić czy jestem dobra czy zła, bo w drugim człowieku dostrzegam więcej barw aniżeli białą i czarną. Trudne jest życie dla kogoś kto czuje mocniej, czuje swoje i czyjeś emocje.


(Łodź, nie pamiętam dokładnie, który to dzień października)


Ta dziewczyna co karmiła gołębie... kim ona jest? Patrzę na siebie na tym zdjęciu tak jakbym siebie nie znała i nic o tej dziewczynie nie wiedziała. Co Wy widzicie, gdyby to był obraz? Widzę, że mam pokręcone włosy, chciałam pewnie dobrze wyglądać, stoję wyprostowana i patrzę gdzieś, ale nie na kaczki, a przynajmniej tak sugeruje moja postawa. Czyżbym była gdzieś indziej niż jestem? Czyżby to nie było to miejsce na ziemi gdzie chciałabym być, żyć, a nawet egzystować? Kaczki i gołębie walczyły między sobą o chleb tak jak ludzie walczą o stanowiska, prestiż, pieniądze i kobiety/mężczyzn. Czyżby przyroda pokazywała nam jacy są ludzie? Gdybym nie znała tej dziewczyny na zdjęciu to powiedziałabym, że jest mega samotną osobą. A jaka jest naprawdę? Może ona szukając szczęścia zapomniała, że samotność i śmierć całe życie ją bardzo pociągała...

środa, 12 października 2016

Zróbmy choć raz coś wbrew sobie

Każdy człowiek przez swoje życie chce żyć w zgodzie ze swoimi zasadami, przekonaniami i marzeniami. Ja też. Całe życie szukam czegoś co jest w zgodzie ze mną, ale od bodajże roku czy dwóch lat doszłam do wniosku, a raczej zaczęłam wierzyć w to, że może czasem powinno zrobić się choć raz coś wbrew sobie. Jeśli nagle zrobimy coś innego, złamiemy schemat, który może zaburzyć nasze życie albo dać nam szansę, która diametralnie odmieni nasze życie. Od pewnego czasu szukam, a raczej prowokuję pewne zajścia, zdarzenia i siebie do zrobienia czegoś czego nigdy bym nie zrobiła. Czy jest to w jakimś stopniu niebezpieczne? Hmm... to zależy od tego co prowokujemy, ale zastanówcie się. Najbardziej niebezpiecznymi ludźmi są Ci, którzy nie mają nic do stracenia. Zobaczcie. Czasem jest tak, że dziewczyna spotyka się z takim samym typem mężczyzn i nigdy nie udaje jej się utrzymać związku, aż tu nagle uderza się w głowę i zaczyna spotykać się z kimś kto kompletnie na pierwszy rzut oka do niej nie pasuje. I natychmiast okazuje się, że ten ktoś to strzał w dziesiątkę lub wygrana w LOTTO. Złamany schemat i zmiana życia. Co mnie skłoniło abym o tym napisała? Życie, doświadczenia i wnioski. Kiedyś poznałam pewnego faceta przez Internet, który powiedział mi, że zawsze mam wyciągać wnioski z każdego wydarzenia/zdarzenia w moim życiu. Znajomość z nim się skończyła, ale dobra rada pozostała i bardzo często z niej korzystam. Pamiętajcie, że nawet od złych ludzi możecie się czegoś nauczyć i skorzystać. A informacja w dzisiejszych czasach jest kartą przetargową. Jeśli o mnie chodzi to już jutro poznam kogoś(jeśli nie ucieknę) kto nie do końca może pasuje do mnie, bo mimo dużych cech wspólnych coś nas różni to jednak zrobię to. Bo dlaczego nie? Trzymam za Was kciuki, Wy trzymajcie za mnie, a na pewno podzielimy się dobrą energią i będziemy szczęśliwszymi ludźmi, bo dlaczego by nimi nie być?

niedziela, 2 października 2016

Czarny Protest

Witajcie Kochani tej niedzieli, kiedy to trwa Czarny Protest przed Sejmem i na ulicach Polski. Nie byłabym sobą gdybym nie napisała o tym na moim blogu. W końcu to blog poświęcony w dużej mierze polityce, związkom, seksowi i wszelako pojętej wolności, której w Polsce brak. Wiem, że Wy popieracie także Czarny Protest i walczycie w imieniu bezpieczeństwa wszystkich kobiet w naszym kraju. Nie można pozwolić aby kobieta stała się inkubatorem!!! Każda kobieta ma decydować o sobie, o tym z kim, gdzie i jak uprawia seks. Zdrowie kobiety jest najważniejsze, nie można dopuścić do tego aby podczas porodu kobieta świadome umierała z genetycznie zmutowanym płodem. Szlag mnie trafia na to co się dzieje w polityce. To, że niektórym politykom kobieta nie chce zrobić laski to nie znaczy, że inni ludzie są tak upośledzeni. Kochani moi walczmy o zdrowie, życie i wolność kobiety. Wy, którzy jesteście mężczyznami, partnerami tych kobiet walczcie, bo od tego zależy i wasze szczęście. Szczęściem należy się dzielić, smakować je. Walczmy o wolność i o poszanowanie człowieka, tym razem padło na kobiety. Kobiety wygramy!!!





czwartek, 15 września 2016

JANTAR szampon z wyciągiem z bursztynu do włosów zniszczonych

Każda z nas, która chce mieć piękne i zadbane włosy oczekuje od szamponu nie tylko zwykłego umycia ale także bezpiecznej i skutecznej pielęgnacji. A co za tym idzie, każda użytkowniczka szamponu pragnie aby włosy błyszczały, pachniały, były gładkie i miękkie w dotyku. Ja przynajmniej tego oczekuję i nie uważam aby było to ponad coś co powinien robić szampon w XXI wieku. Bardzo śmieszy mnie gdy na opakowaniu produktu napisane jest DO WŁOSÓW ZNISZCZONYCH wtedy kiedy po zastosowaniu szamponu nasze włosy wyglądają jak siano i są w opłakanym stanie. Tak właśnie jest w przypadku szamponu JANTAR. Włosy po umyciu tym szamponem są splątane, szorstkie, tępe, bez blasku, bez zapachu i niezdolne do rozczesania bez wyrwania kilkuset włosów. Ten produkt do mycia włosów ma dobrą reklamę na YouTube`ie, jest zachwalany przez blogerki i inne guru mody i kosmetyków. Nie wiem czy pamiętacie ale pisałam już jak to wygląda sprawa z reklamą w Internecie. Moja mama zaś, zawsze powtarzała mi, że produkt reklamowany w telewizji i w ogóle reklamowany jest przereklamowany i do dupy, bo dobre produkty nie muszą być reklamowane. Coś w tym musi być. JANTAR to bardzo tani szampon, więc bolącej kieszeni nie ma, ale rozczarowanie jest, no i splątane włosy. Irytuje mnie gdy kobiety mówią, że szampony ziołowe, ekologiczne, bez silikonu i SLS-ów są genialne, wyśmienite i wszystko naj naj naj. Otóż nie!!! Albo te osoby mają słaby wzrok i nie widzą siana na swoich głowach albo mają tak nasrane w głowie przez to całe EKO, że padło im na myślenie. No taka prawda i zdania nie zmienię. Mówię to bardzo świadomie, bo sama praktykowałam życie eko, w zgodzie z naturą, 5 lat nie jadłam mięsa, bo byłam stricte wegetarianką i w ogóle. Także wiem co mówię. Zdecydowanie kocham silikony w produktach do włosów i chyba zawsze będę wierna serii L`Oreal Elseve Cement Ceramidy(żółty klasyk). Ten ostatni szampon robi na głowie cuda, chociaż moja przyjaciółka go nie lubi, no więc zdarza się. Są miłośnicy silikonów w cyckach, a ja na głowie, no cóż mamy wolny wybór, chociaż po ostatnich wyborach prezydenckich to chyba już nie... Ale jak to ja zawsze znajdę dobre zastosowanie dla bubla kosmetycznego. JANTAR służy mi jako płyn do mycia pędzli do makijażu i w tej opcji sprawdza się bardzo dobrze. Nie ma bata, że znowu kupię ten szampon. NEVER!!!




poniedziałek, 5 września 2016

Pijak, to już nie człowiek!

Dzień dobry Kochani! tak jak obiecałam na Facebooku dzisiaj zamieszczę tu post o pewnej sytuacji, która miała miejsce parę dni temu na moich oczach. Żeby nie przedłużać zaczynamy!!!

Kiedy robiłam sobie poranną kawę przez okno kuchenne ujrzałam starszego mężczyznę leżącego na chodniku. Od razu przeszłam do pokoju stołowego, aby lepiej się przyjrzeć. Przyglądam się z odległości hmm... 20 metrów. Moje oczy widzą starszego pana w wieku 65+, zadbanego, schludnego, w dobrym stanie. Pan X(tak go nazwijmy) leży tak na tym chodniku(od czasu kiedy go ujrzałam) jakieś 5 minut. Ludzie przechodzą i nawet się nie zatrzymują. Myślę sobie "No nieeee kurwa!!! Co jest! Czy ludzie nie widzą, że starszy pan leży i być może umiera na zawał, zatrzymanie krążenia i etc". Krew się we mnie gotuje i mam ochotę założyć buty i wybiec z mieszkania tak jak stałam i pomóc temu człowiekowi. Patrzę dalej. Przez chodnik idzie młody chłopak(na moje oko mógł mieć 14-16 lat). Ten młody człowiek jako pierwszy doszedł do pana X i spytał co się dzieje i widać, że chciał pomóc. Po jakich 2 minutach do pana X doszło jeszcze 2 chłopaczków, którzy mogli mieć po 8-10 lat. Zatrzymali się i rozmawiali z panem X. Ta trójka wspaniałych młodych ludzi chciała podnieść pana X, ale ze względu na warunki fizyczne nie dali rady. Obserwuję całą sytuację dalej. Ludzie starsi przechodzą i nikt się nie zatrzymuje. CO ZA ZNIECZULICA!!! - myślę sobie. Po jakiś 10 minutach podchodzi starsza pani i kolejni gapie. Patrzą na człowieka i nie wiedzą co mają zrobić,, eh... co z tym światem!!! Ludzie stali nad panem X jakieś 20 minut, ale co z tego skoro nie zrobili nic, a nic. Po 25 minutach odeszli. Został chłopak nr 1 i dwóch chłopaczków. Użyli swoich wszystkich sił i podnieśli z chodnika pana X. Ha! ucieszyłam się, że tak się stało. I co dalej widzimy? Ano starszy pan X chwieje się na nogach i nie może ustać, więc opiera się o drzewo, które ma w zasięgu ręki i rozmawia z trójką dzielnych młodzieńców. Patrzę dalej, myślę sobie "No pijany, ale dobrze wygląda, więc pewnie miał lub ma jakiś problem, z którym nie umie sobie poradzić i dlatego doprowadził się do takiego stanu rzeczy". Po kolejnych 10 minutach pan X sobie poszedł(pewnie do domu) o własnych siłach, a młodzież się rozeszła.

Kochani moi. Bardzo chciałam poruszyć tę sytuację na łamach mojego bloga, ponieważ bardzo ale to bardzo nie spodobało mi się jak przechodnie i ludzie w okolicy zachowali się podczas zaistniałej sytuacji. Dla mnie nie ma znaczenia czy człowiek pod wpływem alkoholu czy nie, NALEŻY POMÓC KAŻDEMU CZŁOWIEKOWI. Znieczulica była i niestety pewnie zawsze będzie niestety, ale myślę sobie, że my blogerzy powinniśmy nakreślać ludziom pewne sprawy, szczególnie te, które dzieją się na naszych oczach. Sprawa jest prosta. Człowiek pijany - wzywamy Straż Miejską i tyle. Nie godzi się aby człowiek, obojętnie czy pijany czy nie leżał na chodniku i umierał bądź w ten sposób trzeźwiał. Skoro mówimy o sobie, że jesteśmy ludźmi to postępujmy jak ludzie. Kropka.
Poniżej wklejam Wam zdjęcia z panem X:






Najgorszą ruiną na świecie jest ruina człowieka - pamiętajcie!!!

Bardzo jestem ciekawa jak Wy moi drodzy oceniacie tę sytuację i co myślicie. Napiszcie w komentarzach czy doszlibyście do tego człowieka czy nie i jakbyście zachowali się w takiej sytuacji. 

Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie i przesyłam uściski wirtualne :*
Aha i jeszcze jedno. Wierzę z całego serca, że Czytelnicy bloga Myśli Kobiety Wyzwolonej zawsze pomogą drugiemu człowiekowi, bo nawet jeśli to PIJAK TO TEŻ CZŁOWIEK ;)




sobota, 16 lipca 2016

Awangarda o studiach

I wszyscy bez życia, ze smutkiem i obowiązkiem.
Już "cześć" się nie mówi bo nie jest mainstreamowe.
Teraz się siada na ławce tudzież krzesełku i patrzy się w telefon.
Też siedzę, ale piszę a to wyjątek.
Teraz jest inaczej, bo wyższa kultura - bynajmniej.
Teraz studentki prawa idą dla prestiżu bo po co dla obrony albo oskarżenia.
Dlaczego nikt nie patrzy na spadający śnieg z nocnego nieba?
Bo teraz się udaje, że w kiblu na wydziale wciąga się białą damę.
Dlaczego każdy słucha muzykę na dworze?
Bo nie chce być do dyspozycji gdy ktoś krzyknie POMOCY.
Dlaczego na łące czuć zapach perfum a nie kwiatów?
Bo natura się przereklamowała terminowała.
Czemu patrzę w szybę aby zobaczyć koleżankę obok jakbym nie mogła obdarzyć ją uśmiechem?
To proste wyszłabym na homo nie wiadomo.
I siedzę na tym wydziale w bluzce z papugami i białe ściany jak w psychiatryku. Ja kurwa...
Siedzę w autobusie, cztery krzesła ja i gruba baba.
Nie siadam, bo nie lubię tyłem, pewnie bo ciaśniej więc schodzę.
Dwie inwalidki uzdrowione dźwiękiem kół autobusu, szkoda, że na mój kręgosłup to nie działa, bo pewnie bym skorzystała.
Taka sprawiedliwość jakie prawo w tym kraju.
I znowu tu idę(czyt. wydział) jak debil skończony.
Obok mnie auta śmiech a na górze samoloty.
Pani o lasce a ja bez laski a tempo to samo. Nonsens.
I Ty Boże to widzisz, a grzmotów nie słyszę.
Przyszło mi udawać kłamać żyć w milczeniu, kurwa się pytam DLACZEGO.

poniedziałek, 11 lipca 2016

Co robiłam jak mnie nie było

Witajcie. Nie było mnie tu dawno i nie dawałam znaku życia. Miałam swoje powody i za chwilę Wam o nich opowiem, choć nie są to rewelacje dotyczące mojego życia. Nie było mnie prawie 2 miesiące na blogu, ponieważ moje kłopoty ze zdrowiem się pogłębiły i to znacznie. Nawet nie wiem od czego powinnam zacząć. Hmm... może zacznę od czerwonej herbaty. Pamiętacie pewnie jak w marcu wspominałam Wam o tym, że zaczęłam pić czerwoną herbatę w dużych ilościach. Herbata naprawdę cudownie odchudzała i w takim tempie, że można się przerazić. Ale po dwóch tygodniach jej picia zaczęłam być strasznie nerwowa, mdlałam, było mi niedobrze, pojawiły się szumy w uszach i pulsowanie w głowie. Myślałam, że umieram. Była to huśtawka złych emocji. Po miesiącu miałam pierwszy atak hipoglikemiczny(nagły spadek cukru). Zsiniały mi usta, dłonie i czułam, że za moment wyzionę ducha, było to przerażające uczucie. Takie ataki powtarzały się do maja, ale sporadycznie. Wyglądałam bardzo źle bo przez 2 tygodnie na piciu czerwonej herbaty schudłam 12 kilo, a teraz mimo że jem barrrrdzo dużo nie mogę przytyć. Ktoś pomyśli... rewelacja taka dieta. Ale coś Wam powiem. Nie odchudzajcie się czerwoną herbatą, bo to co się dzieje z ciałem, samopoczuciem i zdrowiem Was zrujnuje. 1 czerwca tego roku, czyli w Dzień Dziecka jadąc na Piotrkowską na zakupy musiałam wyjść szybko z tramwaju, bo czułam taką duszność, że nie mogłam oddychać, a serce waliło jak oszalałe(tachykardia). Gdy wróciłam do domu moje ciśnienie wynosiło 180/110/100. Miałam ból w klatce piersiowej i ucisk w głowie, pomyślałam, że dostaję zawał. Stwierdziłam, że nie ma na co czekać, bo nie chcę umierać. Pojechałam na SOR. Dostałam leki na ciśnienie i na uspokojenie. Jeszcze nigdy nie bałam się tak o swoje życie. Zrobili mi EKG. Wyszło, że mam przerośniętą lewą komorę serca, co jest spowodowane długim nieleczeniem nadciśnienia tętniczego. Przerost powoduje, że tlen z trudnością dochodzi do mojego serca. Jestem tym zdołowana, a raczej byłam. Nie mogę się stresować, bo to wpływa źle na moje ciśnienie. Łatwo się mówi, ale jest to trudna praca nad sobą. Stwierdziłam, że muszę zadbać o moje zdrowie. Poszłam na badania. Mam za niski poziom hemoglobiny i białko w moczu, co może świadczyć o infekcji nerek, a co za tym idzie może wpływać na pracę serca. I na koniec mam za niski poziom żelaza, prawie 3-krotnie za niski. Dalsze badania trwają i mam nadzieję, że w końcu dokładnie będę wiedziała co mi jest. W chwili obecnej leczę się na nadciśnienie tętnicze i czuję się lepiej, naprawdę lepiej, choć jeszcze do pełni szczęścia jeszcze mam kawałek. Obiecałam sobie, że zadbam o swoje zdrowie, bo chcę żyć, mam 22 lata i nie wyobrażam sobie dostać zawał bądź udar. Wiem jak moja bliska osoba umarła na zatrzymanie krążenia i wiem jak cierpiała przy zawale. Nie chcę przeżywać tego samego. Piszę o tym na blogu z kilku powodów. Chcę abyście wiedzieli dlaczego tak dawno nie pisałam, chcę abyście wiedzieli, że blogerzy nie mają życia usłanego tylko różami, ale i normalne życie przepełnione problemami. I trzecia rzecz to chciałabym Was prosić o pomoc, a mianowicie jeśli ktoś z Was zna świetnego kardiologa to proszę aby w komentarzach dał mi jakieś namiary do takiego lekarza. Jeśli sami cierpicie z powodu chorób serca to również napiszcie i wymienimy się wspólnymi spostrzeżeniami. I na koniec chcę Wam powiedzieć, że aby zadbać o swoje serce przestałam palić i zaczęłam więcej spacerować. Mam nadzieję, że zdrowie pozwoli mi na to, abym mogła częściej dla Was pisać. Wierzę w to, że nadal śledzicie mojego bloga i jeszcze nie zniknęliście. Pozdrawiam Was serdecznie i życzę abyście byli zdrowymi i szczęśliwymi ludźmi.

Wasza Aleksandra


sobota, 21 maja 2016

Co sądzę o Eurowizji 2016 + MOJE GŁOSY

Dzisiaj postanowiłam, że wypowiem się na temat niedawnej Eurowizji 2016. Kilka dni temu zbierałam się aby napisać ten post. Chciałam podejść do tegorocznej Eurowizji racjonalnie i świadomie ocenić to, co cała Europa zobaczyła. Zawsze byłam miłośniczką tego europejskiego konkursu, więc co roku czekam na to widowisko i tak też było i tym razem. Uważam, że tegoroczny konkurs Eurowizji, który miał miejsce w Szwecji był przeprowadzony na wysokim poziomie, jeśli chodzi o poziom wizualny, dla odbiorców, sceniczny. Cały konkurs był dobrze poprowadzony, konferansjerzy jak najbardziej na plus, efekty specjalne także. Ale dość już o sprawach czysto technicznych. Przejdźmy do meritum. Jak co roku głosuję na najlepszą piosenkę Europy, ale Europa głosuje na problemy państwa, które w danym roku miało ich najwięcej. Wybaczcie tę uszczypliwą uwagę, ale taka jest prawda. Konkurs Eurowizji ma drugą stronę, tę polityczną, która niestety na koniec przedstawienia pokazuje swoją mroczną połowę. Po wylaniu żółci na jury przedstawię Wam jak wyglądały moje głosy i opinie na temat najlepszych piosenek Eurowizji 2016.



Według mnie piosenka Holandii była genialnym utworem ze względu na przekaz słowny, rytmikę, cudownego wokalistę i pomysł z 10-sekundową przerwą mającą na celu pokazanie ludziom, że w naszym życiu powinniśmy zwolnić i zastanowić się nad sobą i własnym życiem. Utwór Holandii podchodzi pod muzykę country, nie każdy jest zwolennikiem takiej muzyki, ale ja jak najbardziej. Można powiedzieć, że to styl indie rock. Kocham Holandię i kocham tę piosenkę. Mój numer 1.



Piosenka Rosji bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła, chociaż wiadomo od dawna, że Rosjanie to naród, który jest bardzo dobrze przygotowany na Eurowizję. Piosenka melodyjna, ze świetnymi efektami wizualnymi, przystojny wokalista, którego rosyjski akcent jest słyszalny gdy śpiewa po angielsku, ale uważam że to dodaje uroku tej piosence. Mimo, że najbardziej podobał mi się utwór Holandii to uważam, że to Rosja powinna wygrać Eurowizję 2016, ponieważ ta piosenka  była najodpowiedniejszą propozycją piosenki dla Europy. Genialna Rosja.



W tym miejscu chcę powiedzieć, że tegoroczna piosenka Polski to cudowny numer muzyczny. W końcu mamy dobrą piosenkę na Eurowizję. Uwielbiam Michała Szpaka, bo to cudowny wokalista o bodajże 4-oktawowym głosie. Ma charyzmę, styl, nie boi się wyzwań, jest kolorowym ptakiem, który po raz pierwszy w historii godnie zaprezentował Polskę na konkursie Eurowizji. Gratuluję Michałowi.


HOLANDIA, ROSJA i POLSKA to moja wielka Trójka tegorocznej Eurowizji 2016. Aczkolwiek chciałabym wspomnieć jeszcze o utworze San Marino, który niestety nie przeszedł do Wielkiego Finału.



Tegoroczna propozycja San Marino to istne cudeńko, majstersztyk muzyczny. Niestety piosenka San Marino to piosenka niszowa, można rzec, że dla elitarnego słuchacza, który ma wyczucie i smak muzyczny, wysoki poziom estetyki i etc. Notabene cieszę się, że Europa mogła usłyszeć taką piosenkę. Brawo dla San Marino.


I teraz podsumowując wszystko to co napisałam chciałam powiedzieć, że Eurowizja 2016 była pięknym widowiskiem, ale uważam, że piosenka Ukrainy mimo pięknego przekazu słownego, wizualnego także, była propozycją zbyt polityczną. Według mnie Eurowizja to nie pokazanie kogo się litujemy w roku X, ale pokaz najlepszej piosenki. Ale teoria teorią, a praktyka swoje. I na koniec chciałabym powiedzieć coś o piosence niemieckiej. To śmieszne, że taka piosenka zajęła ostatnie miejsce. Może nie było to cudo, ale na pewno nie dno. Szkoda niemieckiej piosenki, wielka szkoda.


Bardzo jestem ciekawa na którą piosenkę Wy głosowaliście i co sądzicie o rozłożonych głosach?

wtorek, 17 maja 2016

To już 2 lata!!!

Witajcie Kochani :)

Dzisiaj jest 2 rocznica Myśli Kobiety Wyzwolonej. Żaden z moich blogów nie przetrwał tak długo. To świadczy tylko o tym, że widzę sens w dalszym pisaniu i zamieszczaniu nowych postów. Jak zawsze nie mam zbyt wiele czasu dlatego wpisy pojawiają się raz na ruski rok. Nie lubię obiecywać, więc nie obiecam, że nagle zacznę pisać codziennie. Mogę powiedzieć, że będę się starać częściej zamieszczać choć jakieś małe informacje. Wiele razy prowadząc MKW miałam ochotę skasować ten blog i nie pisać. Ale nie mogę i nie umiem ot tak przestać go prowadzić. Dziś oprócz 2 lat razem z Wami jest 100 post. Szczerze to nie mogę w to uwierzyć, że napisałam 100 postów. Piszę bloga bo zawsze kochałam pisać i to sprawiało, że czułam się lepiej niżeli miałabym z tyloma emocjami się nie dzielić. Nawet gdyby nikt nie czytał Myśli Kobiety Wyzwolonej to i tak bym pisała, bo lubię to i wiem, że kiedyś jeśli dożyję do 80 to będę mogła poczytać co się u mnie działo i wiele sobie przypomnieć, ale również zobaczyć jak się zmieniłam. Mam nadzieję, że jeszcze wiele lat przed nami. Dziękuję wszystkim za to, że mimo iż nie komentujecie w milionach to wiem, że czytacie i to mnie bardzo cieszy. Mój blog nie jest z kategorii blogów popularnych, to raczej pewna nisza i tworząc go chciałam aby ktoś mógł przeczytać, zatracić się i powracać. I chyba to osiągnęłam.
Życzę Wam udanego wtorku i samych słonecznych dni, przepełnionych dobrą energią.


sobota, 23 kwietnia 2016

MIEĆ czy BYĆ

Ten rok jest najbardziej refleksyjnym rokiem w moim życiu. Ostatnio zastanawiam się nad życiem, egzystencją, nad tym co chcę a czego nie chcę i nad tym czego się boję. Mam wiele pytań, bardziej dotyczących egzystencji i sensu życia aniżeli pogody, sytuacji politycznej i plotek w tabloidach. Zawsze powtarzałam, że żyłam dla wiedzy, ale coraz częściej przekonuję się i doświadczam tego, że gdy mniej się wie o czymś, tym człowiek jest spokojniejszy, bardziej zrelaksowany i pozbawiony napięć emocjonalnych, które powoduje stres. Przez ostatni miesiąc myślę tak intensywnie, że moje myśli zaczynają mnie przerażać... dosłownie. Wywołują stres, chroniczny stres, który trwa nie godziny a tygodnie. Już kiedyś przytrafiła mi się taka sytuacja. Był to bardzo wykańczający okres mojego życia. Mieć czy Być? To pytanie nurtuje mnie każdego dnia, przy obiedzie, każdej nocy kiedy walczę z bezsennością. Dobrze mieć ale jeszcze lepiej być, a może wręcz przeciwnie. Może świat w ogóle nie ma wartości, a my ludzie jesteśmy tylko pionkami, które dążą to tego MIEĆ, spychając na dalsze tory BYĆ? W ogóle czy te dwa pytania istnieją w życiu, w naszej moralności? To jest właśnie ból humanistyki, że nie może jednoznacznie odpowiedzieć na takie pytania tylko ma wiele odpowiedzi. Każdy chyba tak ma, że często jest tą stroną, która doradza, pomaga innym, a w pewnym momencie sam potrzebuje rady? Ja tak właśnie mam, tak właśnie czuję, czuję? co ja właściwie czuję. Czuję jakby jedna połowa mnie chciała MIEĆ, a druga rozpaczliwie krzyczała BYĆ. To jest ten sam problem jak z sercem i rozumem, jak z polskim i z matematyką. To i to musi istnieć, aby istniała całość, ale w końcu trzeba wybrać a lub b. A co jeśli żadna z odpowiedzi nie jest dobra i oddala nas od tego co chcemy i czego oczekujemy. Mogłabym pisać to co piszę tylko dla siebie, ale uważam że warto z Wami także się tymi moimi przemyśleniami podzielić. Czy czujecie czasem, że czegoś pragniecie, ale osiągnięcie tego jest niebezpieczne i niepewne? Ja często odczuwam strach i adrenalinę. I chciałabym i waham się. I stawiam krok i cofam te dwa kolejne. Biegnę, ale tak naprawdę uciekam. MIEĆ czy BYĆ...

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Detoks, detoks i po detoksie

Cześć, jak widzicie krótko byłam na detoksie multimedialnym. Wytrzymałam 6 dni, to i tak bardzo długo jak na mnie. Pewnie detoks trwałby dłużej gdybym nie musiała odczytać bardzo ważnej wiadomości na Facebooku. Tym razem detoks multimedialny nie przyniósł mi, żadnych pozytywów, ponieważ od dłuższego czasu z moim zdrowiem i samopoczuciem jest słabo, wręcz fatalnie. Myślę, że mogę Wam trochę przybliżyć sprawę, skoro jeszcze żyję. Miesiąc temu zaczęłam pić czerwoną herbatę. Efekty odchudzające były wyśmienite to muszę przyznać, ale strasznie podupadłam na zdrowiu. Kołatanie serca, uczucie zimna i ciepła, niska temperatura ciała, niepokój, straszne rozdrażnienie, sinienie ust i twarzy, wysokie ciśnienie i wysoki poziom cukru we krwi. 7 lat temu także piłam czerwoną herbatę, ale nie miałam aż tak negatywnych doznań, rok temu piłam i były bardzo silne, a teraz są najmocniejsze. Jeśli ktoś może mi coś doradzić lub napisać czy pijąc czerwoną herbatę miał podobne odczucia to będę bardzo wdzięczna. Dodatkowo mogę Wam powiedzieć, że post o czerwonej herbacie pojawi się niebawem na blogu, gdzie dokładniej naświetlę to co ze mną zrobiła. Pozdrawiam Was serdecznie i życzę zdrowia dla każdego z Was.

wtorek, 12 kwietnia 2016

Detoks multimedialny

Mamy wiosnę, każdy po zimie potrzebuje zmian i oczyszczenia swojego organizmu, ciała ale także umysłu. Na samym początku mojego bloga napisałam post o cyfrowej diecie. Tutaj wstawiam Wam link http://aleksandramaassen.blogspot.com/2014/12/cyfrowa-dieta-bezustanne-online.html . Jeśli ktoś z Was nie czytał, to zachęcam, bo uważam że to jeden z lepszych postów na moim blogu. A wracając do dzisiejszego wpisu to znowu potrzebuję takiego detoksu multimedialnego, ponieważ za dużo mam spraw na głowie i już nie ogarniam ha ha ha... Dla większości taki detoks będzie trudny, szczególnie dla tych co uczą się i pracują, bo wymaga to jakby to powiedzieć... totalnego odcięcia się od świata, ale jak to mówią, dla chcącego nic trudnego. Postanowiłam wyjąć z telefonu kartę SIM, zrobić przerwę od bloga, Facebook`a, Gadu-Gadu i wszystkich innych możliwych platform społecznościowych. Wiele osób uważa, że to banał i to w niczym nie pomaga, ale najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że mówią tak tylko osoby, które nigdy nie robiły detoksu multimedialnego. Także właśnie te osoby bardzo zachęcam, bo to działa jak tygodniowa głodówka, czyli 2-3 pierwsze dni są cholernie trudne, ale później człowiek czuje, że lata i jest ponad to co go otacza. Aby cyfrowa dieta przyniosła dobry i długotrwały efekt potrzeba tygodnia czasem dwóch, a gwarantuję Wam, że ilość czasu jaką zyskacie będzie niesamowita. Komputer, gadanie przez komunikatory i przede wszystkim Facebook to pożeracze czasu. Jeśli ktoś z Was przeprowadzał detoks multimedialny to proszę podzielcie się w komentarzach waszymi doświadczeniami, a jeśli chcecie, ale obawiacie się, że nie dacie rady to napiszcie, bo razem zawsze raźniej. Trzymam za Was kciuki, ja zaczynam już od jutra, czyli od północy. Pozdrawiam wszystkich serdecznie i trzymam za Was także kciuki i życzę powodzenia w realizacji własnych postanowień i detoxu, rzecz jasna. Buziaki :*


sobota, 12 marca 2016

Jak zostać Holenderką/Holendrem?

Jednym z pierwszych moich postów na blogu był post o Holandii. Wielokrotnie wspominałam, że posty o tym wspaniałym kraju będą się ukazywać na blogu, ale nic nowego się nie ukazywało, więc postanowiłam to zmienić. Dziś zapraszam Was do przeczytania wpisu na temat zwyczajów, pewnych tradycji i życia typowego mieszkańca Królestwa Niderlandów. Interesującej lektury.

JAK ZOSTAĆ HOLENDERKĄ/HOLENDREM?

1. ORANGE IS THE NEW BLACK

Pamiętam jak kiedyś jechałam w Polsce autobusem z koleżanką mojej mamy. Mąż koleżanki mojej mamy jest Holendrem i pamiętam jak pani Ewa rzuciła "no bo wiesz Pomarańczowi...". Holandia od pokoleń kojarzona jest kolorem pomarańczowym. Wilhelm Orański, mówi Wam to coś? To właśnie, przez tego pana, Holandia nieodzownie kojarzy się z kolorem pomarańczowym. 
Lubię pomarańczowy, ale jeśli chodzi o ubrania to zawsze nienawidziłam tego koloru, ale ostatnio zakupiłam pomarańczowe skarpetki i kiedy je założyłam, poczułam się lepiej, pewniej. Poczułam coś takiego jak wtedy gdy kupuje się seksowną bieliznę. Dziewczyny, wiecie o co chodzi :D ?

2. KOLOROWE SKARPETKI

Jak już wspomniałam o skarpetkach, to też taki punkt musi się pojawić w tym poście. Holendrzy to naród, który kocha kolorowe skarpetki. Z racji tego, że są pragmatyczną nacją lubią spontaniczność w małych aspektach życia i tym razem są to skarpetki. Może zabrzmi to dla wielu dziwnie, ale tak właśnie jest. Nie mówię, że każdy Holender czy każda Holenderka, ale 89% TAK :) Powiem Wam, że coś w tym jest, w tych skarpetkach oczywiście. Kolorowe skarpetki wspaniałe oddziałują na nastrój człowieka i wspierają jego aurę i humor. Także Holendrzy mają genialny patent na chandrę. Nie masz kasy na sexy bieliznę kup kolorowe skarpetki i wylecz depresję :D

3. HALLOWEEN

Halloween to święto, które uwielbiam i mimo, że jestem Polką i moja rodzinna jest zatwardziałym przeciwnikiem takich obrzędów to ja pragnę aby kiedyś pomarańczowa dynia zagościła w Polsce, ale pewnie to jeszcze potrwa, zanim Polska zmądrzeje, albo inaczej... zanim stanie się tolerancyjna i mniej zaściankowa. Kocham Polskę, ale czasem bardzo jej nienawidzę, bo ludzie niestety... ale to temat na inny dzień.

4. MASŁO ORZECHOWE + CZEKOLADOWA POSYPKA

Holendrzy kochają desery po obiedzie oraz kanapki z masłem orzechowym i czekoladową posypką. Mówi się, że ludzie dzielą się na dwie kategorie. Na tych co kochają Nutellę i na tych co są miłośnikami masła orzechowego. Do której Wy kategorii należycie? Napiszcie w komentarzach. 

5. BRAK FIRANEK W OKNACH

Kochani czy w Waszych domach też tak jest, że zasłaniacie okna żaluzjami, zasłonami, firankami czy roletami? U mnie zawsze tak było i zawsze mnie się nie podobało. Wyobraźcie sobie, że Holendrzy nie mają w oknach firanek, bez względu na to czy jest dzień czy noc. Oni wychodzą z założenia, że to co się dzieje w ich domach to ich sprawa i nie muszą się niczego wstydzić. I wiecie co? Jest to mega oczyszczające i uczy otwartości na świat. Niby mały, zwykły szczegół, ale wpływa na psychikę, spróbujcie tydzień nie zasłaniać swoich okien na noc, bardzo ciekawe doświadczenie. 

6. KAPELUSZ, BIAŁE SPODNIE, BŁĘKITNE KOSZULE, SZORTY ZAKŁADANE NA...

Teraz trochę o stylu Holendrów. Holendrzy(mam na myśli mężczyzn, a nie cały naród) uwielbiają błękitne koszulę i nie dziwię się, bo to jeden z najlepszych wynalazków z kategorii "CIUCHY". Mój pradziadek Alexander(Holender) był miłośnikiem błękitnych koszul i co tu się dziwić, uważam że to znacznie lepsza opcja niż biała koszula, która wieje nudą. Kobiety Holenderki przepadają zaś za białymi spodniami i szortami zakładanymi na rajstopy. Też to bardzo lubię, bo białe spodnie są zawsze odpowiednie na lato, o ile nie mamy tych dni :D a szorty zakładane na rajstopy są mega seksowne i wcale nie trzeba mieć genialnych nóg. Ale tak jak mówię nie ma brzydkich kobiet, ani brzydkich nóg, są tylko te które nie wpisują się w nasz system wartości i gustu. 

7. BLOND WŁOSY

Aby stać się typowym Holendrem/Holenderką trzeba być blondynem. Kto ze mną zmienia kolor włosów? Ja jestem bardzo na tak! A Wy? 

8. HIGIENA OSOBISTA NA NAJWYŻSZYM POZIOMIE

Jeśli chcecie być jak mieszkaniec Niderlandów musicie o siebie dbać i zawsze wyglądać świeżo, schudnie i czysto. Holendrzy to jedni z najbardziej czystych ludzi na świecie. Lumpa tam nie zobaczycie. Poważnie.

9. CZYSTE, WYPOLEROWANE BUTY

Buty. To jedna z najważniejszych części garderoby i powiadam Wam. Jeśli macie wypolerowane czyste i błyszczące buty, które świecą się jak psu...wiadomo co to zawsze będziecie pozytywnie odbierani w środowisku i uważani za ludzi o wyższym statusie społecznym. Holender czy w deszcz czy w błocie czy w upał ma piękne i niesamowicie błyszczące obuwie. Teraz wiem dlaczego mój dziadzio i ja mamy na tym punkcie fioła. Jednak wszystko ma coś w sobie...

10. SPONTANICZNOŚĆ TO FANABERIA PLEBSU <AGENDA>

Planowanie, plany, zaplanowane, w planach, zaplanuję! Takie słowa tylko u Holendra. Chcesz być jak Holender to kup kalendarz notuj, planuj, wysnuwaj wnioski i pamiętać, że planowanie jest wszystkim. Uważam, że to dobra metoda na życie. wszyscy moi znajomi to spontaniczni ludzie. Są super, ale ja lubię mieć w kalendarzu zapisane kiedy, gdzie, jak i z kim ha ha ha... a tak na poważnie to spróbujcie Agendy, zachęcam :)

11. TWARDY CHARAKTER, UPÓR, ZDECYDOWANIE, PEWNOŚĆ SIEBIE

Te cechy trzeba posiadać jeśli wiesz, że chcesz żyć jak Oni. Tego w tym poście Ci nie powiem jak zyskać takie cechy. Ale jeśli chcesz to na blogu pojawi się post dotyczący rozwijania w sobie pewnych cech osobowości. Napisz w komentarzu lub na Facebook`u na stronie bloga. Zachęcam :)

12. ŁÓDKI

Mam nadzieje, że kiedyś stać mnie będzie na własną łódkę, tudzież łódź... Chodź mieszkam w Łodzi.

13. JAZDA NA ŁYŻWACH

Kup łyżwy i wybierz się na lodowisko. Łyżwy są dobre na wszystko. Relaksują, dają poczucie przestrzeni i modelują sylwetkę. 3 w 1.

14. BEZPOŚREDNIOŚĆ I SAMOAKCEPTACJA

Czemu Polacy nie mogą zacząć mówić to co myślą i nie mogą zaakceptować siebie. Czemu tak wielu Polaków ma kompleksy, są skromni i owijają w bawełnę. Czyżby kompleks narodowy?

15. JEŚLI JESTEŚ W RZYMIE, ZACHOWUJ SIĘ JAK RZYMIANIN

Tej zasady nie muszę chyba tłumaczyć Czytelnikom  Myśli Kobiety Wyzwolonej, bo jesteście odbiorcami niszowymi, inteligentnymi i otwartymi oraz akceptujecie zmiany i życie oraz drugiego człowieka bez wylewania na niego żółci. Wiecie jak się zachować i gdzie :)



I tak otóż post dobiegł końca, mam nadzieję, ze trochę przybliżyłam Wam to jak to wygląda ze strony Polki mającej rodzine o korzeniach niderlandzkich. Jeśli macie więcej pytań piszcie w komentarzach, chyba nie gryzę ;)

Spokojnej soboty i tak jak obiecałam na Facebook`u wpis zamieściłam w tym tygodniu. 
Słowność i dane słowo(czyli to samo) jest ważną cechą, a w Holandii jest tak samo istotne jak umowa spisana na papierze, poważnie. Uczciwość to również cudowna cecha Holendrów. Uczmy się od nich. Pozdrawiam :)