niedziela, 31 grudnia 2017

Życzenia noworoczne 2017!!! :)

Jak ten czas szybko mija. Niedawno świętowałam hucznego Sylwestra w gronie rodziny na świetnej sylwestrowej imprezie a dzisiaj mija dokładnie rok i znowu nadszedł Sylwester. Niesamowite jest to jak ten rok szybko minął. Zazwyczaj lata mi się dłużą, ale ten rok przeszedł tak szybko, że nawet się nie obejrzałam i już się kończy. Dzisiaj jest ostatni dzień 2017 roku. Mówi się, że Sylwester i Walentynki to najbardziej depresyjne dwa dni w roku i jak najbardziej się z tym zgadzam, ponieważ w ciągu tych dwóch dni uświadamiamy sobie bardzo dużo, najczęściej smutnych spraw. Za dzieciaka uwielbiałam Sylwestra, bo fajerwerki, zimne ognie, głośna muzyka, szampan bezalkoholowy, który pozwalał mi poczuć się w jedną noc dorosłą. Jak stałam się nastolatką przestałam lubić to święto. Wtedy był czas kiedy bardzo zajmowałam się swoim intelektem i samoświadomością, obchodzenie Sylwestra było wtedy dla mnie jak to mówią Amerykanie meeah... . Dziś będąc 24-letnią kobietą staję się dosyć sentymentalna ale i trochę rozerwana między tym co myślę, a tym co czuję. W Sylwestra zawsze analizuję mijający rok i tak też jest w tym momencie. Był to rok bardzo neutralny, ani dobry ani zły. Nauczyłam się jak rozpoznawać fałszywych ludzi, komu mogę ufać, a także kilka razy się uśmiechnęłam z radości. W tym roku niewiele osiągnęłam jeśli chodzi o kwestie zawodowe czy kształcenia się, ale ten rok dał mi taki wewnętrzny spokój, którego poszukiwałam. Jestem znacznie spokojniejsza, ale to wymagało ode mnie zrozumienia tego co mnie otaczało przez 2017 rok. Dzisiaj jestem bardziej samoświadoma i wiem czego nie chcę i co optymalnie mogę chcieć. Negatywne w tym roku było między innymi to, że osoba, której zaufałam okradła mnie, negatywna była też śmierć kogoś bliskiego, czymś złym był stres przed tym czy niemcoznawstwo zostanie otworzone jako nowy kierunek. W tym roku nie popełniłam jakiś strasznych błędów, z czego jestem zadowolona. Poznałam kilka osób, ale nie taką ilość jak w poprzednim roku. To był naprawdę neutralny rok bez większych atrakcji, ekscytujących wydarzeń czy bardzo tragicznych zdarzeń. To był taki rok, taki SE. I z tego też miejsca przychodzę do Was z życzeniami noworocznymi.

Na nadchodzący rok życzę Wam zdrowia, ponieważ w 2014 roku przekonałam się, że to najważniejsze życzenie jakie każdy powinien dostać. Życzę Wam abyście choć jedno większe marzenie osiągnęli, które Was uszczęśliwi i staniecie się dumni ze swojego osiągnięcia. Zrealizujcie swoje plany, kochajcie siebie i ludzi, którzy na to zasługują. Dążcie do doskonałości i stańcie się takimi ludźmi jakimi chcecie być. Wierzę, że nam Wszystkim się uda.

Kochani!
Sylwester to tak naprawdę bardzo specyficzny dzień. Niektórzy na niego czekają, inni zaś się go boją. Inni tańczą kiedy odliczają sekundy do Nowego Roku, a są i tacy, którzy płaczą i myślą o tym co stracili. Obojętnie do której kategorii ludzi należycie uwierzcie, że wszystko może się jeszcze zdarzyć, ponieważ jesteście tu i teraz i wszystko co Was powstrzymuje przed osiągnięciem czegoś to jesteście tylko Wy sami. Nikt inny nie może Wam nic zakazać. Co do moich planów, to mam ich multum. Dzisiaj się jeszcze z nimi biłam, ale staram się patrzeć na to o czym myślę z większym dystansem. Styczeń będzie bardzo aktywnym miesiącem dla mnie, co będę się starała Wam udokumentować, w miarę moich możliwości. Chęci mam zawsze, ale to doskonale wiecie. Czy mam jakieś wielkie marzenie na Nowy Rok? Mam kilka większych marzeń, ale też i kilkadziesiąt tych mniejszych. Jestem bardzo pozytywnie nastawiona do przyszłego roku i jestem pełna entuzjazmu. Będę musiała bardzo dużo energii przeznaczyć na swój rozwój osobisty abym mogła osiągnąć to co chcę. Wiem, że to będzie kosztowało mnie wiele stresu, ale mam nadzieję, że takiego motywującego do działania. Na pewno ważną kwestią będą też moje wakacje. W tym roku się sporo przemieszczałam, ale na wakacjach jako takich to nie byłam. Czego mi było brak ale tak się potoczyły inne plany, że wolny czas odszedł w odstawkę. W tym roku planuję podwójne wakacje z tego względu, że jestem ostatnimi latami zmęczona i nie wypoczęłam na leżaku w gorącym słońcu Południa, z kurewsko słodkim drinkiem z palemką i latynoskim facetem obok mówiącym kolumbijskim akcentem hiszpańskiego. Także moi Kochani planów mam mnóstwo i jeśli połowę z nich uda mi się zrealizować to naprawdę będę przeszczęśliwa. Przyszły rok traktuję jako wyzwanie i czas, w którym zadecyduję czy chcę pozostać w Polsce. To jedno z większych planów. Jeśli jesteście ciekawi moich przemyśleń, refleksji, opowiadań erotycznych czy tego jak potoczy się moje życie to czytajcie mnie, oczekujcie na nowe posty i po prostu bądźcie.

Mam nadzieję, że ten przyszły rok zaskoczy nas wszystkich niesamowitymi i szczęśliwymi wydarzeniami. Szczęśliwego Nowego Roku 2018!!!

sobota, 30 grudnia 2017

Perfumy pachnące watą cukrową czyli Aquolina Pink Sugar

Witajcie ✋ już dawno na blogu nie pojawiała się nowa recenzja perfum. Ostatnio zrecenzowałam perfumy w październiku także to kupa czasu. Od października właśnie bardzo dokładnie(jak zawsze) testowałam mój nowy zapach czyli Aquolinę Pink Sugar. Są to najsłodsze perfumy jakie istnieją na rynku, wierzcie mi ale takiej słodyczy mój nos już dawno nie czuł jak po psiknięciu się właśnie wodą toaletową Pink Sugar marki Aquolina. Aby przybliżyć Wam o czym mówię dodam poniżej zdjęcie.

Flakonik jest bardzo prosty z elementami błyszczącego różu, także z różowym napisem. Buteleczka banalna i zapach także, ALE!!! kto nie chciałby choć raz w życiu pachnieć jak wata cukrowa za czasów naszego dzieciństwa. Już długo myślałam o kupnie tychże perfum zachęcona bardzo pozytywnymi opiniami aż w końcu musiałam je kupić.

Aquolina Pink Sugar jest to propozycja najsłodszej wody toaletowej jaka jest na rynku perfumeryjnym. Zapach powstał w 2004 roku i dalej cieszy się niesamowitym powodzeniem. Jest to typowy gourmand czyli zapach, który pachnie jak jakieś produkty do jedzenia np. wata cukrowa.

Skład(złożenie)

wanilia, nuty czerwonych owoców, piżmo, malina, drzewo sandałowe, lilia, fasola Tonka, pomarańcza, figa, truskawka, bergamotka

Jak zauważyliście nie podałam w składzie nut głowy, serca i podstawy, ponieważ powyższa woda toaletowa jest złożeniem czyli mieszanką składników, które wyżej napisałam. Wanilię w tych perfumach czuć niezaprzeczalnie. Jest to zapach bardzo intensywny, mocny i nachalny. Po rozpyleniu wody toaletowej czuć mocny zapach karmelizowanego cukru, rzekłabym, że nawet lekko przypalonego. I oczywiście czuć watę cukrową. Ta słodycz może niewprawione nosy zemdlić, bo jest to taka moc i projekcja, że nikt z Was pewnie nie spodziewa się, że woda toaletowa może mieć taką siłę rażenia. Mój nos czuje tylko karmelizowany cukier i watę cukrową. Jest to banalny, nierozwijający się zapach, dosyć infantylny, ale jakże urokliwy o ile lubimy słodziaki w perfumach. 

Dla kogo?

Poleciłabym ten zapach w szczególności nastolatkom, małym dziewczynkom uwielbiającym Hello Kitty lub kobietom, które lubią pachnieć jak cukiernia lub jarmark, na którym sprzedawana jest różowa wata cukrowa. 

W jakim okresie powinno się używać tych perfum?

Nie wyobrażam sobie aby "ubrać się" w ten zapach w okresie lata, ponieważ byłoby to samobójstwo i morderstwo na wszystkich ludziom w pobliżu. Pink Sugar to bardzo zawiesisty, ciężki i niewyobrażalnie słodki zapach. Uważam, że najlepszą porą roku do stosowania tej propozycji Aquoliny jest tylko zima i tylko zima. Pink Sugar ma pewną magiczną funkcję, a mianowicie umie ogrzać nas kiedy zastosujemy i wyjdziemy na zimne powietrze. To naprawdę niezwykłe, ale mając na sobie Pink Sugar czułam się jakbym było otulona kocem. To bardzo na plus. 

Cena tej wody toaletowej za 50 mililitrów to koszt 65 złotych, także moim zdaniem cena jest niewielka jak za taką trwałość i projekcję jaką posiada Pink Sugar. Nie spotkałam jeszcze takiej mocnej wody toaletowej. Nie jest to mój zapach, ponieważ mam trochę inny gust jeśli chodzi o perfumy, mimo iż uwielbiam słodkie zapachy w perfumach to ten jest zapachem bardzo nachalnym, ogoniastym i dla mnie jest zbyt dziecinny, ale nie można mu odmówić tego, że jest to zapach nawet i seksowny. Mój brat uznał, że "czemu ja czuję w domu watę cukrową?". Wojtek nie lubi takiego typu perfum, więc dla niego jest to słodki killer, którego jego nos nie wytrzyma. 

Jeśli chodzi o kwestie wizualne, to dla mnie buteleczka jest zbyt prosta, a poza tym te błyszczące różowe wstążeczki się ścierają, także jest to coś negatywnego jak dla mnie, ponieważ lubię jak coś jest dobre i jeszcze dobrze wygląda. Właśnie wącham swoje przedramiona i przypomniało mi się to co miałam Wam jeszcze powiedzieć o tym zapachu. A mianowicie po kilku godzinach nasze ciało pachnie jak masa krówkowa, co jest bardzo pięknym zapachem. Jeżeli ktoś z Was zdecyduje się na zakup Pink Sugar to mam jedną radę. Stosujcie tę wodę toaletową na ubrania, a nie na skórę, ponieważ na ubraniach pachnie znacznie lepiej niż na ciele. Co jeszcze mogę powiedzieć Wam o tym zapachu Aquoliny. Hm... może to, że od października czyli 3 miesiące testowałam ten zapach i zużyłam tylko 1/4 50-mililitrowej buteleczki czyli zapach jest niesamowicie wydajny. 

W ogóle Pink Sugar był moim pierwszym zakupem internetowym jeśli sprawa tyczy się perfum. Jestem bardzo zadowolona i jedynie chciałabym aby naukowcy wymyślili możliwość czucia zapachów przez Internet ha ha ha. Mam nadzieję, że kiedyś to nastąpi. 

I podsumowując dzisiejszą recenzję z czystym sumieniem mogę polecić Pink Sugar miłośniczkom słodkości, zapachów z kategorii gourmand, które lubią zapachy jakie goszczą w cukierni i kochają zapach waty cukrowej, ponieważ Pink Sugar to nic innego jak właśnie ona. 

Dzięki tym perfumom możecie poczuć prawdziwy smak dzieciństwa...

piątek, 29 grudnia 2017

Błękitna klisza

Dzień dobry Wszystkim ✋ już dosyć dawno nie pisałam refleksyjnego postu o moim życiu uczuciowym. Przez ostatnie lata działo się bardzo wiele, niekoniecznie były to pozytywne zdarzenia, niemniej jednak wniosły wiele do mojego życia. Wiele też mnie nauczyły i wyciągnęłam wnioski. Wiem, że mam Czytelników, którzy są ze mną od początku istnienia Myśli Kobiety Wyzwolonej i znają opowieść o Gerym. Dla tych którzy nie czytali mojego pierwszego opowiadania erotycznego o Manhattanie mogę przypomnieć kim jest ów Gery. Był to kierownik jednego z łódzkich banków, z których mając 19 lat wybrałam się na randkę, dosyć pikantną. Był to zły człowiek, aczkolwiek wszystko to co powiedział w herbaciarni było prawdą. Dał mi świetną radę, abym zawsze wyciągała wnioski z każdego, nawet najdrobniejszego zdarzenia jakie będzie miało miejsce w moim życiu. Wzięłam sobie jego radę do serca i z niej korzystam do dziś. Ale w ogóle dlaczego zaczęłam w tym poście temat wspomnień? Jak każdy wie, rok 2017 zbliża się wielkimi krokami ku końcowi i znowu wszystko będzie nowe i cała cykliczność zatacza koło. Na koniec grudnia zawsze oceniam mijający rok bo dzięki temu mogę sprawdzić jak się zmieniłam na przestrzeni dwunastu miesięcy. Widzę plusy, minusy, błędy jakie popełniłam. Dzięki temu wszystkiemu mogę wyciągnąć wnioski, które ubogacą moje życie, co jest zawsze na plus.

Według mnie życie każdego z nas przypomina kliszę, na której odbite są nasze wspomnienia. Czasem życie mnie irytuje, dołuje i wkurwia, ale! kocham tak bardzo swoje życie, że moja irytacja przemienia się w walkę i ciekawość następnych dni. Życie jest przygodą, a ja jestem takim homo viatorem szukającym tej właściwej drogi. Właściwej dla mnie i moich poglądów. Ten rok nauczył mnie wiele i dał mnóstwo nauczek, straciłam kilka osób, od kilku odeszłam, nauczyłam się akceptacji swoich słabości i nadal się uczę. Kilka razy przekonałam się, że wszystko jest nie tym co nam się wydaje. Ludzie noszą maski i ja sama również. Nie był to absolutnie zły rok, ale dosyć uciskający serce i wątrobę pewnymi momentami. Miałam już gorsze lata, więc ten był całkiem znośny. Pewnie pamiętacie Zuzę, którą poznałam na stosunkach międzynarodowych. To, że piszę prawie codziennie w dużej mierze zawdzięczam właśnie jej, bo to ona motywowała mnie do tego abym pisała. Pytała kiedy następny post, kiedy coś napiszę, o czym będzie najnowszy wpis. Ta ciekawa znajomość dobiegła końca, ale co mogę powiedzieć to mogę, ale fakt faktem to dzięki niej piszę o takiej częstotliwości, za co jestem i będę jej wdzięczna. Zawsze powtarzam każdemu, że nie bez powodu Los stawia kogoś na naszej drodze. Być może Zuza pluje sobie w twarz, że mnie poznała, ale z drugiej strony wie, że mimo moich wad chciałam w pewnym stopniu jej pomóc. Nasza znajomość jednak nie była bardzo silna skoro jedna wielka burza zepsuła wszystko. Niemniej ważne jest to, że obydwie się czegoś nauczyłyśmy.

Gdyby ktoś mnie zapytał czy jestem teraz szczęśliwa to zastanawiałabym się. Mówi się, że można udzielić odpowiedzi TAK lub Nie na to pytanie, ale... ja nie umiem jednoznacznie na nie odpowiedzieć, ponieważ są momenty kiedy kocham swoje życie, jak i takie kiedy mam ochotę skoczyć z klifu. Aczkolwiek bardziej kocham życie niżeli je nienawidzę. Mam 24 lata i z roku na rok dowiaduję się o sobie czegoś nowego. Zaszła we mnie jedna zasadnicza przemiana. Kiedyś fascynowali mnie ludzie starsi wiekiem, zaś dziś lubię przebywać z osobami o kilka lat młodszymi ode mnie i o dziwo z niektórymi bardzo dobrze się dogaduję. Te osoby dają mi świeżość w życiu i lotniejsze spojrzenie na wiele spraw, które mnie otaczają i spotykają. Rok 2017 nie należał do fascynujących lat mojego życia, ale był dosyć dobry. Spektakularnym sukcesów nie odniosłam, ale pozbyłam się w moim życiu toksycznych osób i teraz może czuję taką wewnętrzną lekkość i spokój. Są osoby, których mi brakuje, są takie osoby, które odeszły z tego świata, a i takie które odeszły bo tak chciały. W obydwóch przypadkach nie mam wpływu na to co się stało. Nie jestem rozczarowana, bo rozczarowanie to bezwartościowa i zła emocja, którą nie należy sobie zawracać głowę.

Mam już plany na 2018 rok, które są do zrealizowania na płaszczyźnie zawodowej nie uczuciowej. Mój brat powtarza mi, że ludzie zawsze odchodzą, ale wykształcenie pozostaje na całe życie. I ma w tym przypadku świętą rację. Chcę się skupić na nauce, pracy i rozwijaniu siebie. Sprawy sercowe w tym roku zejdą na dalszy plan, ponieważ niczego już nie szukam. Zrozumiałam po wielu latach, że to życie znalazło mnie i to co było kiedyś sprawiało mi ogromną przyjemność dlatego też, zamierzam wrócić do malarstwa i podróży astralnych. Po wielu latach wiem co chcę i nie godzę się już na marnowanie swojego cennego czasu. Zachęcam Was do przejrzenia swoich "błękitnych kliszy" i wyciągnięciu wniosków na temat Waszego dalszego życia. Nie egzystujcie, nie traćcie czasu, szukajcie tego do czego Was ciągnie, nawet jeśli unieszczęśliwicie innych. Pamiętajcie, że to co osiągniecie dla siebie Wasze pozostanie. Tymczasem.

czwartek, 28 grudnia 2017

Wigilia, randka przed świętami, wiśnie kandyzowane i malinki na szyi

Witajcie moi Drodzy ✋💕 dzisiaj przychodzę do Was tak jak obiecałam z postem poświątecznym, który domyślam się, że wyjdzie bardzo obszerny. Jak wiecie po moich grudniowych postach bardzo czekałam na nadejście Świąt Bożego Narodzenia, ale jestem nimi bardzo rozczarowana i za rok nie będę "bawiła się" w przygotowania przedświąteczne, bo jest to strata czasu, pieniędzy i nerwów. Wyciągnęłam wnioski i za rok inaczej do tego podejdę. Obiecuję to samej sobie. Mam tyle nowych spostrzeżeń, że nie wiem od czego zacząć, naprawdę nie wiem. Postaram się napisać ten post w taki sposób aby nie był zbyt chaotyczny. Zapraszam do lektury.

Przed świętami wybrałam się na zakupy, któreś z kolei i w Rossmannie znalazłam przepiękny rozświetlający top coat do paznokci. Jest to produkt bardzo tani ale świetny jakościowo i wizualnie. Na paznokciach na żywo prezentuje się olśniewająco - DOSŁOWNIE. Jeśli ktoś byłby nim zainteresowany to jest to nr 2. Ten top coat dostępny jest w kilku numerkach z różnymi drobinkami. W tym topie brokat mieni się na srebrno-różowo-fioletowo. Zachęcam do kupna, ponieważ kosztuje 8 złotych z groszami, a efekt daje nieziemski. I tak! DIAMENTY SĄ WIECZNE. 

Szkoda, że iPhone przekłamuje efekty, ale paznokcie czerwone z nałożonym na górę top coatem z Wibo wyglądają przepięknie. Dostałam komplement na temat tych paznokci, więc muszą dawać świetny efekt, a poza tym mam oczy i widzę. Malowałam 2 godziny paznokcie aby były efekty ha ha ha. 

Wigilię spędziłam tylko z mamą, dziadkiem i Reksiem. Akurat ten dzień świąt był bardzo udany. Stół wigilijny sama udekorowałam i byłam bardzo zadowolona z efektów. Jak Wam się podoba 1/5 stołu? Na zdjęciu widzicie karpia, mirunę smażoną i przepyszną sałatkę mojej mamy z brokułami, jajkiem, żółtym serem tartym i sosem czosnkowy. Ta sałatka to prawdziwy SZTOS. 

Tutaj możecie jeszcze dostrzec sałatkę warzywną. Osobiście ja jej nie jadam, bo nienawidzę warzyw gotowanych, w szczególności marchewki. I jeszcze możecie zobaczyć połowę miseczki ze śledzikiem w śmietanie. Tylko ja w domu jem takiego śledzia, bo inni wolą śledzie w oleju, a ja zdecydowanie wolę w śmietanie lub opiekane. 

Na tym zdjęciu chcę Wam pokazać najlepsze ciasto na mojej Wigilii. Tutaj widzicie soczystego piernika ze śliwką i kawałkami czekolady. Zjadłam połowę ciasta a to o czymś świadczy. Piernik był najbardziej pysznym ciastem jakie jadłam w tegoroczne święta. 

To zdjęcie zrobiłam na godzinę przed moja randką z facetem, którego poznałam na Fuksówce moich poprzednich studiów. Swoją drogą kto mnie regularnie czyta ten mógł przeczytać opowiadanie erotyczne SOFT, które napisałam o poprzedniej randce z nim. Jeśli ktoś nie czytał to zachęcam. 

Na mojej sobotniej randce dostałam te piękne, urokliwe pudrowo-różowe drobne goździki, które bardzo mi podobają. Randka też była udana, chociaż aktualnie mam mieszane uczucia co do dalszej tej znajomości. Ja nie zamierzam nigdy być z tą osobą w związku to raz i zawsze to powtarzałam, a po drugie uważam, że to niewskazane aby się nawet kumplować jak jedna osoba jest po uszy zakochana w drugiej. 

Dostałam zielone światełka z kilkoma funkcjami mrugania.

A tutaj prezentują się wiśnie kandyzowane jakie bardzo chciałam znaleźć. Jaki owoc uważacie za najbardziej seksowny? Bo ja właśnie wiśnie kandyzowane. Być może na blogu pojawi się dosyć intrygujący, lekko erotyczny post z wiśniami kandyzowanymi i bitą śmietaną, ale to za jakiś czas dopiero. 

Tutaj zdjęcie z Wigilii.

Na tegoroczną Wigilię ubrałam się w moją nude sukienkę z ekspresami na ramionach. Co sądzicie o niej? Nie wiem dlaczego, ale wszystkim ta sukienka się bardzo podoba. Kosztowała majątek, ale opłacało się ją kupić. Tę sukienkę kupiłam w 2013 roku w Pretty Girl. Nie wiem czy ten sklep jeszcze istnieje, ponieważ miał zostać zamknięty, ale przynajmniej pozostała mi z niego piękna, skromna i elegancka sukienka. 

A tutaj jeszcze zdjęcie z mojej randki. 

I to też. Założyłam na siebie koronkową czarną bluzkę, brokatowe spodnie, wyprostowałam włosy i etc. Uważam, że dobrze wyglądałam. Podoba się Wam?


Po spotkaniu miałam takie efekty na szyi. Mnie malinki nie przeszkadzają, bo jest to przyjemne, ale bardziej zwracam uwagę na to aby nie robić ich za dużo, bo z racji mojej nadpłytkowości(tromocytoza) nie powinnam mieć na ciele wybroczyn. Także coś tam coś tam ryzykuję ze zdrowiem. Jak minęła mi randka? Była udana, dostałam ładne kwiatki, miło sobie porozmawiałam i było naprawdę w porządku, ale uważam, że bardzo dobrze zrobiłam iż zdecydowałam się na to spotkanie, ponieważ sobie uświadomiłam czy ta znajomość ma sens i czy coś czuję względem tej osoby. Mimo, że lubię rozmawiać z tą osobą, całować się(robi to najlepiej ze wszystkich, z którymi się całowałam) to ja nie czuję uczucia miłości. Serce nie sługa. Mówi się, że jak ktoś się nie zakocha do 3 miesięcy danej znajomości to nic z tego nie będzie. Uważam, że to racja. Niemniej nie żałuję tego spotkania, ba! jestem zadowolona, że się spotkałam, bo teraz widzę to czego nie widziałam. 

Na koniec tych świąt przesyłam Wam ponownie moją tegoroczną choinkę. 


I to już ostatnie zdjęcie w tym poście. Kochani ta randka uświadomiła mi też, że osoba, która udaje w jakimkolwiek stopniu aby przekonać kogoś bądź rozkochać nic nie wskóra, ponieważ wszystko widać. I dzięki tej randce uświadomiłam sobie jedną najważniejszą rzecz, że serce i ciepłe emocje zostawiłam na stosunkach międzynarodowych. Przypadek... ocieplił moje serce. I za to wtedy dziękuję. Wraz z końcem tamtych studiach przestałam czuć wszystko do innych. W życiu liczy się wspomnienie i tak niech zostanie. Tymczasem. 









środa, 27 grudnia 2017

Zaczynam nienawidzić Świąt

Dzień dobry po czwartej nad ranem ✋👀 aż ciśnie mi się na usta - Święta, święta i po świętach! Kochani ostatnimi czasy(w sumie to całe życie) mówiłam, że kocham czas świąt. I faktycznie MÓWIŁAM. Od końca wczorajszego dnia i w ogóle od pierwszego dnia Bożego Narodzenia doszłam do nowych wniosków. Święta to tak naprawdę komercja, pic na wodę i nic więcej. Pewnie zastanawiacie się skąd u mnie taka drastyczna zmiana w pojmowaniu Świąt Bożego Narodzenia. Otóż...

Wigilię miałam bardzo udaną. Spędziłam ją tylko z mamą i dziadkiem. Były pyszne potrawy, miałam na sobie śliczną sukienkę nude z ozdobnymi ekspresami na ramionach, był piękny koncert bożonarodzeniowy w telewizji i w całym mieszkaniu unosił się zapach mandarynek i pomarańczy. Ktoś by rzekł, że po prostu bajka. Owszem Wigilię miałam tak jak wspomniałam, naprawdę bardzo dobrą. Schody zaczęły się po Wigilii, ponieważ byłam tak przejedzona, że pękłam normalnie i przez pięć godzin do ósmej rano mi się odbijało i bolał mnie strasznie żołądek. W pierwszy dzień Bożego Narodzenia na śniadanie zjadłam tylko 3 mandarynki i popiłam je ciepłą zieloną herbatą, aby poprawić moje trawienie. Niestety nie pomogło mi. Tegoż też dnia musiałam iść na Boże Narodzenie do mojej chrzestnej. Atmosfera była przeciętna ze względu na spięcie z jedną ciotką, która jest tak wkurwiającą przedszkolanką, że szczerze to miałam ochotę jej przyjebać(jest po świętach, także można rzucać mięsem). Normalnie myślałam, że wyjdę z siebie ale jakoś dałam radę wysiedzieć i porozmawiać sobie z innymi. Niestety za rok nie skorzystać z propozycji mojej chrzestnej i jej nie odwiedzę w święta, bo to już nie jest to co było kiedyś. Po prostu wielki minus. W drugi dzień świąt miałam gości u siebie i było naprawdę bardzo miło. Jedliśmy, rozmawialiśmy i oglądaliśmy wspólnie różne świąteczne filmy. Wszystko było pięknie ładnie, gdyby nie to, że mój brat, który jest teraz w Poznaniu dostał wysokiego ciśnienia. Bardzo się wystraszyłam kiedy przeczytałam jego wiadomość, ponieważ pół roku temu przeszedł zabieg na serce(ablację), która notabene mu w ogóle nie pomogła. Jeśli ktoś z Was zna jakiegoś dobrego kardiologa bądź przeszedł ablację i miałby ochotę napisać mi jak można zadziałać lub pomóc mojemu bratu to byłabym bardzo wdzięczna. Z góry dziękuję. Byłam taka zestresowana przez to, że się tak poryczałam jak już dawno nie płakałam.

Po tym ostatnim smutnym fragmencie postaram się wrócić do tematu Świąt Bożego Narodzenia. Kochani, doszłam do wniosku, że szykowanie takiej sterty jedzenia na święta to po prostu brak zdrowego rozsądku albo jakieś przedświąteczne zaćmienie. Nie wiem kto to zje, ale lodówka, zamrażarka i mój balkon pęka w szwach. Przez 3 dni zmuszałam się do zjedzenia największej możliwej ilości aby te potrawy się nie zmarnowały, ale to i tak wszystko za mało co zjadłam. W tym roku święta były dla mnie mdłe, nudne i w ogóle straciły swój klimat. Szczerze mówiąc wszystkiego mi się odechciało i jestem po świętach tak zmęczona, że tylko bym spała i odpoczywała. Nie mam na nic siły ani fizycznie ani psychicznie. Pewnie jesteście zaskoczeni, że w dzisiejszym poście nie dodałam żadnych zdjęć, ale nie wgrałam jeszcze z iPhone`a na laptopa żadnych zdjęć, także sami rozumiecie. Jutro także postaram się dodać nowy post. Dzisiaj też musiałam napisać, ponieważ Wam obiecałam, a po drugie chciałam się z Wami podzielić moją dzisiejszą refleksją o Świętach Bożego Narodzenia. Niemniej mam nadzieję, że Wasze święta były bardzo udane i szczęśliwe. W ogóle zauważyłam, że im jestem starsza tym jestem bardziej świadomą osobą i zupełnie inaczej patrzę na tegoroczne święta. Za rok z pewnością nie wpadnę w taki szał zakupów i się opamiętam, a poza tym chcę pojechać na te wakacje last minute w okresie świąt, abym mogła napisać Wam co na ten temat sądzę. A dzisiaj z niecierpliwością czekam na powrót mojego brata. Trzymajcie kciuki aby wrócił cały i zdrowy. Dzisiejszą noc mam z głowy, bo nie umiem zmrużyć oka kiedy jestem zestresowana i się martwię.

Kochani, ostatnią rzeczą w ciągu tych świąt, która jest negatywna jest to, że jak się obudziłam w Wigilię to poczułam się chora i mam straszny ból gardła. Nooo... jestem wkurwiona szczerze mówiąc. I nic mi się nie chce na ten temat mówić, pisać czy etc. Do zobaczenia jutro, bardzo cieszę się, że Was mam i pamiętajcie, że jesteście dla mnie bardzo ważnym elementem mojego życia. Kocham Was. Buźki.

sobota, 23 grudnia 2017

Życzenia bożonarodzeniowe 2017

Dobry wieczór moi Kochani ✋❤👄💕💕💕

Dzisiaj jest dzień przed Wigilią Bożego Narodzenia, więc z tego miejsca chciałabym złożyć Wam świąteczne życzenia. Życzę Wam wszystkim zdrowia, ponieważ dzięki niemu możemy spełniać swoje marzenia, osiągać największe cele, jesteśmy wtedy szczęśliwi bo nie mamy żadnych dolegliwości. Gdy zdrowie jest wszystko jest tak naprawdę na wyciągnięcie ręki, jeżeli wierzycie w to czego pragniecie. Życzę Wam szczęścia, ponieważ zawsze warto pomęczyć się aby coś zyskać, ale należy pamiętać też, że czasem potrzebujemy tego 1 procenta szczęścia, który przybliży nas do tego o czym marzymy. Życzę Wam także pieniędzy, ponieważ nie oszukujmy się to właśnie dzięki nim możemy otworzyć sobie furtkę do naszych marzeń i zdrowia. Nie wierzcie tym ludziom, którzy mówią, że pieniądze szczęścia nie dają. Są albo niesamowicie bogaci albo nienormalni. Pieniądze dobrze zainwestowane mogą bardzo uszczęśliwić. Kochani przede wszystkim życzę Wam dużo miłości, która pozwoli Wam unieść się te kilka centymetrów nad ziemią. Dobrego seksu też Wam życzę a jakże 😈😈😈 bo uszczęśliwia, leczy duszę i ciało, a i zarobić na tym można ha ha ha. Także seks daje nam 3 powyższe punkty, które wymieniłam. Ale już bez żartów! 😇😆 To wszystko banały, każdy tego życzy. W tym miejscu chciałabym życzyć Wam tego, czego mnie najbardziej brakuje czyli... serdecznych i uczciwych przyjaciół, którzy będą Was akceptować takimi jakimi jesteście. Będą dla Was wyrozumiali i będziecie mogli zadzwonić o przysłowiowej 3 w nocy z więzienia i oni po Was polecą nawet na koniec świata. Życzę Wam więcej dystansu do siebie i do Waszych słabości, bo wtedy świat jest piękniejszy. Kochani niech ten magiczny czas jakim są Święta Bożego Narodzenia napełni Was radością, spokojem i miłością. Kochajcie się, szanujcie i miejcie serce na dłoni dla Waszej rodziny i przyjaciół. Życie jest krótkie, ale jeśli dobrze z niego korzystacie jest wystarczająco długie. Z całego mojego serca życzę Wam pomyślności i wszystkiego co najlepsze. Bądźcie sobą i bądźcie szczęśliwi 👄👄👄

Wasza Aleksandra ❤❤❤ WESOŁYCH ŚWIĄT!!!

piątek, 22 grudnia 2017

Tannenbaum gotowa czyli moja tegoroczna CHOINKA

Dobry wieczór moi Kochani ✋❤👄💕 tak jak obiecałam Wam wczoraj dzisiaj przychodzę do Was z postem, w którym zobaczycie moją tegoroczną choinkę, jak i to co ostatnio robiłam. Zapraszam do dzisiejszego wpisu na Myślach Kobiety Wyzwolonej.

Ostatnio jestem strasznie przemęczona, ale jakoś jeszcze daję radę ze zmęczeniem. Pomaga mi w tym moja piżamka w kolorze baby pink w białe planety, kotki i kwiatki. Mój brat się śmieje i mówi, że wyglądam jak słodka, różowa kulka. No spoko spoko...

Bardzo ale to naprawdę bardzo potrzebuję snu.

Zakochałam się w tej bluzce, bo robi niezły efekt, choć zdaję sobie sprawę, że nie każdy założyłby ją, bo jest to bardzo odważna bluzka. A tak swoją drogą co myślicie o tej modzie na błyszczyki? W latach 90 błyszczyki stały się bardzo modne, a potem fala na nie opadła, co było bardzo widoczne w 2013-2016 roku. Kiedyś ludzie z gimnazjum i liceum znali mnie z tego, że usta mi się nagminnie świeciły, błyszczały. Zawsze słyszałam - "A tej się znowu usta świecą". A jak skończyłam lat 19 przerzuciłam się na matowe szminki, ponieważ włosy na wietrze się do nich nie przyklejają, czego o błyszczykach nie mogę już powiedzieć. Po latach kupiłam błyszczyk z AA(tak właściwie to olejek do ust), który pachnie kisielem malinowym. To genialny pomysł na randkę, ale nic poza tym. Jak błyszczyk się skończy wracam do szminek, bo w tych drugich znacznie lepiej się czuję i prezentuję. No i co najważniejsze dla mnie. Nie mam wtedy twarzy i włosów uwalonych(no dobra UBRUDZONYCH) błyszczykiem. 

Niektórzy mówią, że schudłam. Otóż... nie, nie schudłam. Po prostu moje leki na nadciśnienie sprawiły, że przytyłam 12 kilo, no i ciągle waga się waha. Aby tego było mało robi mi się czerwona twarz - wyglądam jakbym leżała godzinę w solarium. Niebawem będę miała zmienione leki i mam nadzieję, że już nie przytrafią mi się takie efekty uboczne. Trzymajcie kciuki, ale to dopiero po Sylwestrze. 

Czarna dusza, czarne ciuchy...

Pamiętam jak w liceum miałam fazę na czarne ubrania. Przez kilka miesięcy chodziłam od góry do dołu ubrana na czarno, miałam kilo tuszu na rzęsach, grube czarne kreski, blade ciało i bawiłam się w spirytyzm i okultyzm. Nauczyciele przymykali na to oczy, bo w tamtym czasie się świetnie uczyłam. Ale jak ja powtarzam - "Kto nie był buntownikiem za młodu, będzie świnią na starość". 

Musiałam to zdjęcie wstawić, mimo że nie wyszłam na nim korzystnie, albo po prostu zbrzydłam ha ha ha. Z tą turkusową bluzką wiąże się pewna historia. Ta bluzka ma ponad 30 lat i była kupiona w Pewexie za dolary. Bluzka należała do mojej mamy. To wycięcie nosi się wzorcowo na plecach, ale wpadłam na pomysł, aby założyć bluzkę odwrotnie i powstał modny look. Dodatkowo wiązanie nawiązuje do chokerów, które uwielbiam. Podoba się Wam? 

A oto Piotrkowska nocą w deszczu. Wybrałam sobie nie najlepszy dzień na Jarmark Świąteczny, ale cóż. Na Jarmarku wypiłam grzańca i babeczkę z wiśniami, która bardzo mi smakowała.

Manufaktura nocą także dobrze się prezentuje. Nie wiem czy jestem dziwna czy ze mną jest coś nie tak, ale osobiście nie lubię tego centrum handlowego. Jakoś mnie odpycha i tyle.

A tu już w pizzerii Da Antonio, która jest moim ulubionym miejscem, w którym jem najczęściej pizzę. Moja mama tradycyjnie wybiera Calzone, a ja zawsze decyduję się na coś innego. Tym razem wybrałam Milano czyli szynka, oliwki zielone i kurczak. Pizza była bardzo dobra, ale niestety sos czosnkowy zmienił swoją recepturę i smakuje jak sos tatarski czyli wielki MINUS. 

A to czekało mnie następnego dnia. Ale nie 10 pieczareczek tylko 3 kilo pieczarek, które kroiłam na drobniutkie kawałeczki przez 5 godzin. 

Wyszły 4 takie miski. Taką już mam tradycję, że to właśnie ja kroję pieczarki do farszu na pierogi. Lubię to robić, bo jest to bardzo uspokajające zajęcie. Uwielbiam to robić. Po prostu jestem genialną gospochą ha ha ha.

Z tego miejsca chciałabym podziękować Wszystkim moim Czytelnikom 👄👄👄 jest Was już coraz więcej i niezmiernie się cieszę, że ujawniacie się i mogę Was poznać chociaż w taki wirtualny sposób. Pozdrawiam Pana Romana, który dołączył dzisiaj do grona moich Czytelników ✋
Cieszę się, że jesteście, razem tworzymy coś naprawdę dobrego!!!
Uwielbiam Was ❤❤❤❤❤

Ostatnio trochę za dużo wypaliłam, ale nie odczułam tego w szybkości mojego pulsu.

Drinki w Bibliotece(pub) są świetne. Aha i jeszcze jedno. Mimo, że lubię palenie, to pamiętajcie, że dym szkodzi Waszym dzieciom i całej rodzinie. Nie palcie w towarzystwie niepalących. Skutki biernego palenia wychodzą po latach, także miejcie to na uwadze gdy sięgacie po papierosa przy Waszych najbliższych. 

Dzisiaj zrobiłam świąteczny boczek. Smakuje wybornie, ale ja się nim delektować nie będę, bo mnie to niewskazane. Zjem symboliczny kawałek i podziękuję.

Na ostatnie zdjęcie przesyłam Wam moją tegoroczną choinką. Tradycyjnie to ja ubieram choinkę co roku. Tym razem ubrałam moje świąteczne drzewko w złoto i czerwień. Światełka założyłam czerwone i białe(ciepłe). Myślę, że ładnie wygląda i bardzo się błyszczy. Jak Wam się podoba?

Mam nadzieję, że 16 zdjęć, które Wam dodałam w tym poście Was satysfakcjonuje. Zdaję sobie sprawę z tego, że moje obecne posty są bardziej "z życia wzięte", ale tak właśnie chciałam aby grudniowe wpisy bardziej przypominały vlogmas niż posty o polityce, seksie i perfumach. Tamte posty wrócą na bloga już w styczniu. A wierzcie mi, że tyle pomysłów ile teraz mam już dawno nie miałam. Będziecie na pewno zadowoleni. Do Wigilii Bożego Narodzenia zostały już tak naprawdę 2 dni także święta już już za moment. W sobotę wybieram się na randko-spotkanie, o którym już Wam wspominałam. Jestem podekscytowana ale i żołądek trochę mnie boli ha ha ha. W sobotę także postaram się Wam napisać życzenia bożonarodzeniowe, ponieważ w Wigilię z pewnością nie będę miała na to czasu, gdyż uważam, że to dzień, w którym powinniśmy spędzić ze swoimi bliskimi w spokojnej atmosferze, przy suto zastawionym stole, słuchając kolęd i świątecznych piosenek. Także najbliższy post ukaże się w sobotę, a kolejny 27 grudnia, więc kilka dni będzie dla mnie i mojej rodziny. Oczywiście postaram się 27 dodać świąteczny post z tychże świąt. Do zobaczenia w sobotę ✋❤❤❤










czwartek, 21 grudnia 2017

Nadal nie mam sukienki na Sylwestra

Dobry wieczór Kochani ✋👄💕 piszę znowu w nocy, ponieważ wczorajszy dzień mnie fizycznie wykończył. Zakupy przedświąteczne trwają u mnie w najlepsze i już nie wiem gdzie mam ręce wsadzić. Roboty w domu także co niemiara. Obawiam się, że ze wszystkim nie zdążę na święta. Ale trudno. Najważniejsze, że ubrałam choinkę, ale ją zobaczycie w jutrzejszym poście, ponieważ jeszcze nie zgrałam zdjęć z iPhone`a na laptopa, a teraz nie mam już na to siły. Przepraszam za to, ale nooo nie siedziałam z zadkiem w domu, tylko kupowałam, kupowałam, kupowałam i po prostu fizycznie wysiadłam. I po tym wyżaleniu się, znowu ponarzekam. Nadal nie mam sukienki na Sylwestra! Przypomnijmy sobie, którą sukienkę przymierzałam.

W wersji czarnej myślę, że też fajnie się prezentuje.

Mogłam zdjąć te spodnie, bo inny byłby efekt, no ale cóż... leniwa Maassen. 

Co myślicie? Mnie osobiście sukienka się bardzo podoba. Wysokie szpilki do niej i cienkie rajstopy i idealnie na ostatnią noc tego roku.


Wiem wiem... wyglądam jak Syrena. Syreny swoim pięknym głosem kusiły marynarzy, którzy potem ginęli w morzach. Czyli w sumie wszystko się zgadza. Ha ha ha 😈

Przymierzałam jeszcze taką zieloną sukienkę, ale mnie nie przekonała, bo nie robi efektu WOW, który oczekiwałabym na Sylwestra. A Wy co sądzicie o tej sukience?

Uznałam, że nie kupuję żadnej nowej sukienki, ponieważ mam kilka sukienek, których nie miałam jeszcze nigdy na sobie, więc nie opłaca mi się kupować kolejnej kiecki. Na Sylwestra założę albo czerwoną albo nude sukienkę, która jest tak idealnie uszyta na moją aktualną sylwetkę, że sama się sobą podjarałam, mimo że nie często to robię. A teraz a`propos zdjęcia powyżej. Kiedyś widziałam zdjęcie Marilyn Monroe w identycznej bluzce koralowej. Znalazłam taką i musiałam kupić. Crazy jestem, co? Mama mówi, że twarzowo w niej wyglądam i zadowolona jestem, że ta bluzka jest pod szyję, ponieważ mam mnóstwo bluzek z dekoltami, a jest już zimno, więc sami rozumiecie. 

Kochani jestem tak strasznie zmęczona, że nawet mam worki pod oczami co widoczne jest na zdjęciu, a ja nigdy nie miałam z tym problemu. Dzisiejszy dzień również będzie bardzo ciężki, bo jak wstanę będę robiła świąteczne śledziki, sprzątała swój pokój, zmieniała pościelowe i prała. Potem znowu kilka godzin z życia spędzę na zakupach spożywczych, bo moja mama lubi mieć żarcia jak dla wojska. Na jutro postaram się aby napisać kolejny post i pokazać Wam tegoroczną choinkę. Pewnie znowu w nocy będę pisała przy zielonej herbacie malinowej aby odprężyć się po całym dniu. Na teraz życzę Wam spokojnej nocy lub pięknego dnia, jeśli czytacie mnie z innej strefy czasowej. Buziaczki Kochani, Wasza Aleksandra ❤✋👄👄👄



wtorek, 19 grudnia 2017

Wieczór z moim ulubionym Skorpionem

Witajcie Kochani ✋💕 dwa dni temu ja i Kinga wybrałyśmy się wieczorem na Piotrkowską aby razem spędzić fajnie sobotę. Miałam Wam tego samego dnia napisać, ale niestety jakoś nie uśmiecha mi się pisać posty pod wpływem zbyt dużej ilości alkoholu ha ha ha 😆😅😈 Także piszę z kilkudniowym opóźnieniem i mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. Z Kingą nie widziałam się 2 miesiące także długo jak na naszą relację. Poznałyśmy się ponad rok temu na naszych poprzednich studiach(stosunki międzynarodowe) i jak na razie udało nam się utrzymać ze sobą kontakt. Co mnie osobiście bardzo cieszy. Podobnie patrzymy na świat, mamy bardzo podobne zainteresowania, a co najważniejsze mamy liberalne poglądy, także można powiedzieć, że kumpele idealne.
W sobotę wybrałyśmy się do Biblioteki(pub), w którym przegadałyśmy dobre dwie godziny przy papieroskach, piwku i drinkach.

Wieczór w Bibliotece był bardzo przyjemny. Już dawno nie paliłam papierosów, także jestem zadowolona, że nie miałam mdłości, bo jak zrobię sobie od palenia mały rehab to zawsze czuję się jak kobieta w ciąży. 

Drinki były duże i bardzo smaczne(bo słodkie) czyli to co Tygryski lubią najbardziej 👿👿👿👿👿

Później wybrałyśmy się do klubo-kawiarni, w której pracuje mój brat. Porozmawiałyśmy chwilkę i znowu w nogi na miasto. Tym razem na końcówkę naszego wieczoru wybrałyśmy Kaliską czyli klasyk. Porozmawiałyśmy ponad godzinę, choć bardziej były to już refleksje o życiu i szczęściu. Doszłyśmy do wniosku, że nie można być tak całkowicie szczęśliwym na każdej płaszczyźnie. To była bardzo głęboka rozmowa, która była nam bardzo potrzebna. Takie rozmowy bardzo łączą ludzi. 

Spędziłyśmy razem ponad 6 godzin i jak zawsze było bardzo zabawnie, intelektualnie i imprezowo czyli to co najbardziej lubimy. I oczywiście jak zawsze gdy się spotykamy byłyśmy ubrane całe na czarno. Uważamy, że ładni ludzie ubierają się na czarno i tego się trzymamy na naszych spotkaniach. Taki dress code - można powiedzieć. Na początku stycznia znowu planujemy kolejne nasze spotkanie, aby się rozerwać podwójnie po Sylwestrze. Kochani, życie jest takie krótkie, że bawmy się dobrze i korzystajmy każdego dnia. Nigdy nie wiemy kiedy skończymy życie tutaj. Bawmy się najlepiej jak umiemy. 

To zdjęcie nie jest z naszego wieczoru. Ma miesiąc, ale wtedy wychodząc z domu(tego dnia) miałam bardzo udany dzień. Niestety czarne spodnie z tego zdjęcia niestety umarły śmiercią tragiczną. Nie pytajcie co zrobiłam, bo szkoda gadać. 

Buziaczki dla Was 👄👄👄👄👄👄👄 i już niedługo Święta Bożego Narodzenia!!! Mam nadzieję, że tegoroczne święta będą naprawdę super. To już tylko 6 dni. Mamma mia! Obawiam się, że nie zdążę ze wszystkim, bo nie mam jeszcze gotowej choinki. Dzisiaj się za to zabierałam, ale nie zrobiłam. Aż chce mi się powiedzieć - Jakoś CZARNO to widzę 😈 Buziaki Misie 👯


poniedziałek, 18 grudnia 2017

Co najbardziej boli?

Dobry wieczór moi Drodzy ✋💕  z racji, że mamy cały czas grudzień to posty na Myślach Kobiety Wyzwolonej są refleksyjne i pełne magicznych wibracji. Dzisiejszy wpis też taki będzie. Mam nadzieję, że każdy zrozumie go na swój sposób, bo to post, którego zadaniem jest aby każdy z osobna jak i wszyscy razem nauczyli się czegoś co i mnie i Ciebie spotkało w swoim życiu choć raz.
W życiu są dwa rodzaje bólu - psychiczny i fizyczny, które dzielą się na podbóle(tak je nazywam). A teraz dla przykładu. Kiedy boli nas fizyczność może nam doskwierać ból przy złamaniu nogi, ból głowy przy migrenie, w gorszych przypadkach bóle kości(barrrrrdzo dotkliwe) przy przerzutach z raka piersi do kości. Sprawa z bólami psychicznymi jest już bardziej skomplikowana, ponieważ skala bólu zależy od naszej mentalności, odporności psychicznej, siły woli i umiejętności manipulowania swoją psychiką. Może boleć nas dusza po pogrzebie naszych rodziców, po rozstaniu z miłością naszego życia czy też po niedostaniu się na wymarzony kierunek studiów.
Pytanie co boli bardziej? Czy ból ciała czy ból duszy? Oto jest pytanie! Każdy zna siebie i wie co bardziej go dotyka. Ja mogę mówić tylko za siebie. Mam bardzo odporne ciało na ból i raczej nie zalewam się łzami kiedy boli mnie głowa, brzuch(prawie nigdy) czy nawet serce. Zdecydowanie gorsze cierpienie sprawia mi ból mojej duszy kiedy spotka mnie coś nieprzyjemnego, tragicznego, jak chociażby śmierć najbliższej osoby. Niemniej znam swój organizm i umiem samoregenerować się po upadkach wyższych lotów. Jestem jak kot i zawsze spadam na cztery łapy, ale są wydarzenia, które nie dają mi spokoju. Teraz to co napiszę może zabrzmi bardzo egoistycznie, ale rzadko za kim tęsknię, ale jeśli już tęsknię to nie mogę funkcjonować, żyć, być. Po prostu nie umiem. Można powiedzieć, że to takie powolne zabijanie mojego entuzjazmu, radości i pogody ducha. Nie lubię tego odczuwać, ale zdaję sobie sprawę z tego, że to element mojego życia, z którym też muszę dać sobie radę, bo innego wyjścia nie mam.

Co najbardziej boli?

Nic nie boli bardziej niż uświadomienie sobie, że coś nie było nam pisane.

Przeczytajcie kilka razy to zdanie, które powyżej napisałam i pomyślcie czy mieliście lub macie takie sytuacje w swoim życiu, które nie dostały swojej szansy i historia nie mogła się rozwinąć tylko zatrzymała się w połowie drogi i wróciła do punktu początkowego.

Teraz chciałabym się rozwinąć a`propos wspomnianego zdania. To jest naprawdę frustrujące uczucie, kiedy coś zapowiadało się dobrze, było swoistego rodzaju zaskoczeniem, przyjemnym zbiegiem okoliczności, rozmową, zrozumieniem siebie wzajemnie, a następnie zakończyło się w sposób najbardziej tajemniczy. Mówi się, że podobne przyciąga podobne. Ludzie, których spotykamy na naszej drodze nie są przypadkowymi osobami. Musieliśmy spotkać tych ludzi aby oni ukształtowali nas, naszą psychikę i charakter. Takie było przeznaczenie i musiało się stać. Innej możliwości Los nam nie dał. Mój dziadek uważa, że przeznaczenie nie istnieje, tylko my sami jesteśmy kowalami własnego losu. Oczywiście w dużej mierze tak jest, ale gdyby przeznaczenie nie istniało to ludzie wszyscy ludzie byliby bogaci, piękni i szczęśliwi, a tak nie jest. Każdą rzecz, teorię można podważać, ale w coś w życiu trzeba wierzyć, aby mieć oparcie w trudnych chwilach.

Nie mogę cały czas zaakceptować pewnej sytuacji. Ja pisałam, mówiłam, że mogę, że tak się stało i wzięłam to na klatę, ale każdy mówi, że ma wyjebane, a potem płacze po nocach. Poznałam dawno dawno temu jak miałam 19 lat faceta, który poznał mnie bardzo dobrze. Stwierdził - "Ola Ty jesteś twardzielka, ale czasem płaczesz w poduszkę". Michał świetnie poznał moją duszę, nie do końca! ale jednak dostatecznie dobrze. Jestem upartą osobą i to jest pewna wada też, ponieważ to nie pozwala mi się poddać bez walki. Nigdy się nie poddaję, póki czegoś sobie nie wyjaśnię i nie będę wiedziała czy tak czy srak. Czuję teraz, że myśląc o tym jestem zdenerwowana, zirytowana, zawiedziona i wszystkie negatywne przymiotniki mogłabym tutaj pisać, ale to nie ma najmniejszego sensu. Jestem tak wielowątkową i wieloosobowościową osobą, że trudno mnie okiełznać i poskromić, ale można jedno - można mnie zawieść. Czuję się bardzo zawiedziona, z tym że to ja na to pozwoliłam i moja w tamtym czasie naiwność.  Jestem teraz w pozycji półleżącej, słucham stacji Hygge i z Wami rozmawiam. (...) Ktoś mi kiedyś powiedział, że "Czasem zachowuję się nieadekwatnie do tego co czuję". Myślałam nad słowami tej osoby. Być może odczytałam to źle, niewłaściwie zrozumiałam intencje i tym popełniłam błąd i pozwoliłam się zawieść. Teraz to nie jest już ważne, ale pozostaje w sercu taki niesmak, choć nie do końca. Mój brat napisał mi kiedyś w liściku urodzinowym pewną sentencję, która ma dla mnie wielkie znaczenie, bo są to jego osobiste słowa:

"Szczęście zawsze skrywa nieszczęście, to co kochasz zawsze musi sprawić ból, to czego unikasz zawsze musi przyjść, przywitać się z Tobą, poklepać po ramieniu i pozostawić Ci jedynie łzę w oku i wspomnienie". - Wojtek

Mądrym jest chłopakiem, dodatkowo zna się na ludziach, ale zbyt często jest naiwny, bo ma dobre serce. A wracając do tego co czuję to - po tym zdarzeniu pozostała mi łza w oku i wspomnienie, no i jeszcze kilka postów. A jednak napisałam o tej osobie. Dała mi kiedyś aluzję do tego, zrobiłam to bo taką potrzebę czułam. Nadzieja matką głupich, ale to nie przeszkadza aby była uroczą kochanką odważnych. A ja należę do tych drugich, dobrze o tym wiecie. Cokolwiek było, stało się, niczego nie żałuję, bo to sprawiło że jestem taką osobą jaką jestem w tym momencie. To nie ja mam czego żałować, bo jestem wolnym człowiekiem, którego nic nie hamuje. Czy nadal ta sytuacja mnie boli? Hm... w tym momencie już nie, ponieważ dostałam wielokrotnie kilka szans, aby móc spełnić swoje marzenie. Nie spełniłam tego, więc to... tak się stało, taki był wybór, ale życie się jeszcze nie skończyło i ta historia kiedyś zostanie dokończona. Obiecuję...

sobota, 16 grudnia 2017

Przedświąteczna decyzja

Hej Wszystkim w tę głęboką i zimną noc grudnia. Dzisiaj, tak właściwie to tej nocy podjęłam pewną przedświąteczną decyzję. Ale zanim o niej to muszę z Wami porozmawiać, bo raz - taką mam potrzebę, dwa - lubicie posty "gadane" do Was a trzy mam dosyć ciekawą refleksję dla Was na podstawie swojego życia. Może niektórym się przyda. Zapraszam do tego nocnego postu tych, którzy lubią trochę melancholii, romantyzmu i takiej prawdy życiowej.

W moim życiu zawsze pojawiają się nowi ludzie. Czasem jest to pewien epizod, czasami odgrywają znaczącą rolę w moim życiu, a jeszcze bywa tak, że wpadają do mojego życia, robią bałagan i ulatniają się w przestrzeni. Nie mam pretensji do Losu za tych ludzi, bo wszyscy mnie czegoś nauczyli, coś wnieśli w moje życie. Niekiedy dali mi mnóstwo szczęścia, są tacy którzy mnie unieszczęśliwili i tacy, którzy pokazali rzeczywistość naszych dni. Im jestem starsza tym inaczej patrzę na to wszystko co dzieje się wokół mnie, na ludzi, zdarzenia i popełnione przeze mnie błędy. Wiele się nauczyłam, choć nadal chcę się uczyć życia, bo czasem niemiłosiernie się mylę, choć na ogół mam nosa do ludzi. Ale ale czasem moja głupota przyprawia mnie o mdłości. Mam miękkie serce dlatego tyłek mam już dobrze zrobiony na twardo, bo jak upadam to już nie boli tak jak kiedyś. Ten rok 2017 nauczył mnie najwięcej o ludziach i pokazał mi, że jestem bardzo silną młodą kobietą, która mimo czasem tragicznych niepowodzeń wstaje z kolan, otrząsa się i idzie pewnie przed siebie. Cierpliwość i determinacja życiowa to moje dwie największe zalety. Niemniej jednak jestem po części zadowolona z tego jak ten rok mnie doświadczył, bo dzięki temu zostałam wyposażona o wiele nowych, egzotycznych doświadczeń życiowych. Zostałam oszukana przez lesbijkę i okradziona, choć całe życie wspierałam i można powiedzieć "działałam" na rzecz osób homoseksualnych. Czyż to nie pewien rodzaj paradoksu? Prawda? Była przyjaciółka kazała mi się zabić. Jedna dobra koleżanka z poprzednich studiów wyjawiła swoją opinię(nieprzychylną rzecz jasna) na mój temat. Bardzo wiele o tym myślałam, zresztą znacie temat. Pewnych słów nie powinnam wypowiedzieć chociażby o życiu seksualnym jej rodziców, bo to nie powinna być moja sprawa póki nie jestem terapeutą kogoś. I błędem było obrażenie kogoś ze względu na zaburzenie psychiczne czy też po prostu problem natury psychicznej. To bardzo słabe i nie powinno mieć miejsca. Niemniej(słowo tego postu) nie chciałam źle i wydawało mi się, że umiałyśmy kulturalnie ze sobą rozmawiać, wyszło jak wyszło. Wyszło kiepsko. Druga moja przyjaciółka odezwała się wczoraj i dzisiaj dałam jej szansę na poprawę naszej relacji i wierzę, że postąpiłam dobrze. Oczywiście powiedziałam co mi na sercu leży i na wątrobie. Czuję się z tym lepiej i może nasza przyjaźń w jakimś stopniu się umocni. Cieszy mnie to, że ta sprawa się wyjaśniła i w pewnym stopniu wyklarowała. Jest jeszcze kilka osób dla mnie mniej ważnych(patrz. mój chrzestny), którzy są winni tylko sami utraty kontaktu ze mną. I o tych osobach nie zamierzam pisać, bo w ich kierunku nie popełniłam błędu. Przedostatnią osobą jest ktoś z kim utraciłam kontakt być może z własnej winy, braku zaangażowania w znajomość. Nie dowiem się tego, bo nie dałam sobie szansy na sprawdzenie tego. Frapować mnie to zawsze będzie w jakimś stopniu, ale nie można czekać na coś co może się nigdy nie wydarzyć, a być może czekać na coś co tak naprawdę jest tylko naszą imaginacją a niczym więcej. Wyszło tutaj kiepsko i tajemniczo, niemniej nie żałuję tego nieprzypadku(wymyśliłam ten neologizm, bo w przypadki doskonale wiecie, że nie wierzę). Ta znajomość nauczyła mnie, że czas jest ważny i ma wielkie znaczenie, a także tego, że zagadki są po to aby je rozwiązywać, a nie się obawiać rzeczywistości. Zaakceptowałam to, ale wiecie, że nie znoszę sprzeciwu ha ha ha. Także zagadka pozostanie zagadką i mimo iż piszę ten fragment ze łzą w oku to życzę z całego serca szczęścia dla tej osoby, bo tak, bo tego szczęścia potrzebuje. I teraz pojawia się, a raczej wchodzi ta przedświąteczna decyzja, którą podjęłam, a mianowicie! ...

... mówi się, że spotkanie z kimś przed Wigilią Bożego Narodzenia przynosi szczęście i jednej i drugiej osobie. Nie jestem specjalnie wierząca ani zabobonna, ale uważam, że szczęściu czasem można pomóc, a przynajmniej miło spędzić czas w dwójkę. Także dla ciekawskich wybieram się na spotkanio-randkę. Nie wiem co to będzie, ale na pewno miło spędzimy czas bo jesteśmy ludźmi umiejącymi kulturalnie rozmawiać i rozwiązywać problemy, razem uwielbiamy szaleństwo nocy ha ha ha i mamy tę pewną koneksję, która pozwala nam dobrze czuć się w swoim towarzystwie. Jestem trochę podekscytowana, nawet bardzo, ale to chyba dobrze zapowiada wieczór, nieprawdaż?
Czasem każdy potrzebuje zrozumienia, relaksu, odprężenia, rozmowy i wsparcia. Jeśli będzie to ciekawy wieczór to kto wie, może coś opowiem Wam. A jak na razie musicie umierać z ciekawości ha ha ha. Razem ze mną ha ha.

Kochani! wyciągnijcie każdy z osobna pewną refleksję z mojego dzisiejszego postu i zróbcie coś fajnego przed świętami. Wybierzcie się z przyjaciółmi na grzane wino albo na wypad do Zakopanego. Zróbcie cokolwiek co pozwoli Wam uśmiechnąć się i zakończyć ten rok pozytywnie. Niech każdy z Was przed świętami podejmie świadomą bądź całkowicie pijaną decyzję, która wniesie radość do Waszych serc i umysłów.

Ten post jest dla mnie szalenie ważny ze względu na osoby, które odeszły z mojego życia na zawsze. Zawsze będę za nimi tęsknić, czasem ich wspomnę w swoim sercu, bo każdy z nich wniósł radość do mojego życia. Bez względu na zakończenie tych znajomości, relacji, fantazji czy kumpelstwa. Było fajnie, za co im i swojemu Szczęściu dziękuję.


Tymczasem...

piątek, 15 grudnia 2017

W poszukiwaniu sukienki sylwestrowej

Witajcie Kochani ✋ święta jeszcze się nie rozpoczęły a ja już wybrałam się na zakupy szukać ślicznej sukienki sylwestrowej. W sumie wybór jest ogromny, ale aby coś wpadło w oko już trudniej. Poszukuję sukienki innej niż wszystkie jakie posiadam(jest tego sporo, bo kolekcjonuję kiecki), która będzie w kolorze, którego nie posiadam, będzie stosunkowo długa(lekko za kolano), dopasowana i oczywiście brokatowa. Niby nic wyszukanego i skomplikowanego nie szukam, ale wcale nie jest łatwo znaleźć taką sukienkę, która spełniałaby moje oczekiwania. Sukienek brokatowych w tym sezonie jest od zatrzęsienia, ale większość jest taka banalna, zbyt oczywista. Chcę coś skromnego, prostego ale jednak robiącego efekt WOW. Poszłam sobie wczoraj na Jarmark świąteczny z mamą i postanowiłyśmy wejść do Centrala. Kiedyś synonim luksusu i postkomunistycznej rozrzutności dziś zapomniany relikt zakupowy. Poszłam tak od niechcenia, ale zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona, ponieważ sukienki jakie tam znalazłam są BAJECZNIE PIĘKNE. Normalnie się w kilku zakochałam ❤❤❤ Niemniej jednak spodobała mi się, a raczej oczarowała mnie kobaltowa(niby wpadająca w granat) brokatowa sukienka z ładnym wycięciem na dekolcie i marszczeniem w pasie. Sami zobaczcie i oceńcie jak w niej się prezentowałam.

Długość jest taka, że zakrywa kolana, sukienka jest dosyć elastyczna, przyjemna w dotyku, cała obsypana średnio-mocnym brokatem i jaka jest widzicie na zdjęciu. Nie mam takiego koloru sukienki, więc myślę sobie, że chyba ją kupię w tym tygodniu, bo na żywo robi wrażenie, zresztą na zdjęciu też dobrze wygląda. I co najważniejsze dla mnie, nie krępuje ruchów podczas tańczenia, chodzenia czy siadania. Dodatkowo można więcej wypić i zjeść i nic nie będzie odstawało. Pokazałabym Wam dół, ale mam jeszcze na sobie spodnie(tak tak, jestem leniwa, że nawet do przymierzenia nie zdjęłam spodni).  A jakie jest Wasze zdanie brać czy nie brać? 

Przymierzyłam jeszcze zieloną(ciemna zieleń) sukienkę ze złotymi elementami w pasie, ale wyglądała bardzo mało sylwestrowo. Miała w sobie brokat ale prawie, że niewidoczny, także odpadła od razu jak ją założyłam. Myślałam jeszcze o czerwonej sukience z długimi rękawami przezroczystymi z koronką, ale uznałam, że mam tyle ciuchów koronkowych iż to byłaby już przesada znowu kupować coś w ten deseń. Zresztą na zeszłorocznym Sylwestrze byłam ubrana w czarną spódniczkę z baskinką i bordową koronkową bluzkę z gołymi plecami. Nie lubię się powtarzać, więc koronki odpadły od razu przy poszukiwaniach sukienki na tegorocznego Sylwestra. 

Pewnie jeszcze coś w sklepach pooglądam, ale nie zamierzam nic na siłę kupować. Mam jeszcze 5 sukienek, które nie miały swojego pierwszego razu, więc może Sylwester to dobry pomysł aby któraś z nich zagościła na mojej osobie ha ha ha. I na dzisiaj to wszystko. A jak Wasze przygotowania do Sylwestra? Macie już jakieś fajne ciuchy czy kreacje? 

Buziaczki Kochani 

Wasza(zawsze sexy) Alexandra 👄😈 ha ha ha 

czwartek, 14 grudnia 2017

Zebry, Gwiazda Betlejemska, indyk curry i holenderskie porno

Witajcie Kochani ✋😊😊😊 dzisiaj jestem czymś ważnym dla mnie zajęta i w sumie nie chciałabym o tym pisać, więc napiszę o czymś co kilka dni temu działo się u mnie. Mam nadzieję, że post Wam się spodoba i być może czymś Was zaciekawię, a może i zainspiruje. Zapraszam do lektury.

Nowe spodnie i nowa bluzka to musiałam się ubrać i Wam pokazać. Żałuję tylko, że spodnie nie obrazują tego jak wyglądają w rzeczywistości. Spodnie są z wysokim stanem(niby) - ale przy moim wielkim zadku rzadko, które spodnie mogą być wysokie 😎. Dodatkowo spodnie są brokatowe, mają subtelny brokat wielobarwny, którego niestety na zdjęciu nie widać. Żałuję. Ale ale!!! już przypomniało mi się, że mam jedno dobre zbliżenie, na którym zobaczycie ów brokat. A co do bluzki to uważam, że jest świetna, bo już długo szukałam takiego wiązania w talii i dodatkowo jest biała z zebrami czyli jak dla mnie istny sztos. 

Proszę. Tak wygląda brokat, z tym, że w rzeczywistości jest srebrno-fioletowo-zielony. Spodnie jak najbardziej można nosić na co dzień, bo brokat jak sami widzicie jest nienachalny. 

Rzadko kiedy mam czas na oglądanie filmów, ale jeśli już mam to zawsze wybiorę coś z gatunku EROTYKA. Cóż... taka już jestem zła i zepsuta 😆😆😆😆😆😆 Hemel(czyli po polsku Niebo) to dramat erotyczny produkcji holenderskiej. Holendrzy jak dla mnie słyną z bardzo dobrych erotyków, które wpisują się w mój gust. Prawdziwą sztuką jest stworzyć dobry film erotyczny, który nie będzie nosił śladu filmu pornograficznego. Hemel oglądałam po niderlandzku z napisami polskimi, także bajecznie jak dla mnie, bo ubóstwiam ten język tak samo jak niemiecki. 

Byłam na sporych zakupach w Carrefour(błagam mówcie KARFUR a nie KERFUR, bo to słowo jest z francuskiego, nie zaś angielskiego, błagam, ok?!). Musiałam kupić tyle przypraw, ponieważ następnego dnia robiłam kotlety z cieciorki i kaszy jaglanej po indyjsku. W ogóle nie rozumiem miłości wielu osób do kminu rzymskiego. Dla mnie on śmierdzi i jest gorzkawy, bleh... I jeszcze jedna ciekawostka. Kurkuma jest antyrakową przyprawą. Moja babcia przy raku piersi piła codziennie kurkumę i ibir na szklankę wody. Niedobre w smaku, ale skuteczne. Polecam. 

Wyszło mi 10 kotlecików. Dla mnie smakowo czuć za dużo kminu rzymskiego, ale ogólnie smaczne i bardzo zdrowe. Robiłam z przepisu pierwszy raz i muszę przyznać, że konsystencja i cały kotlecik wyszedł mi bardzo dobrze. Znacie mnie i wiecie, że lubię gotować, także czasem warto zjeść coś zupełnie innego. Kotlety są wegetariańskie, więc zachęcam. Samo zdrowie. 

Choinka przed Carrefourem jak zwykle ta sama. Wielki minus!

A oto tegoroczna Gwiazda Betlejemska u mnie w domu. Uważam, że jest piękna, ponieważ nie jest aż tak wielka jak była ostatnio i dodatkowo dobrze się prezentuje na smoczej nodze. Też jesteście fanami czerwonych a nie beżowych Gwiazd Betlejemskiej? 

Filmów dużo nie oglądam, no ale Kardashianki zawsze gdy mam czas. Co ja poradzę, że lubię na nie patrzeć. Przepraszam ha ha ha.

A tutaj kolejne danie, które ostatnio przygotowałam, bo miałam czas na gotowanie. Ryż jest idealnie ugotowany nieskromnie powiem, ponieważ nienawidzę gdy jest rozgotowany i taka pacia się tworzy. Indyk obtoczony został w jajku i bardzo dużej ilości curry. Wyszło mi pyszne. Może danie niezbyt dobrze prezentuje się na zdjęciu, ale wierzcie mi, że smakuje obłędnie. Osobiście wolę smak kurczaka niż indyka, ale ten drugi jest znacznie zdrowszy, chudszy i mniej kaloryczny, a oto w obecnej chwili mi chodzi, żeby moje potrawy były pożywne, duże ale mało kaloryczne. Mój indyk był soczysty, ponieważ były to polędwiczki, a wiadomo, że polędwiczki z indyka są soczyste, wilgotne, chude i etc. Zachęcam do jedzenia indyka chodź raz w miesiącu, bo dla zdrowia warto. 


Kochani Święta zbliżają się pełną parą i jeszcze tak wiele jest do zrobienia. Niemniej pamiętajcie, że warto zadbać o swoje zdrowie, a potem o porządki. Ja tak zrobiłam i niebawem opowiem Wam o tym więcej. Mam nadzieję, że skorzystacie z moich kulinarnych propozycji, ponieważ są naprawdę smaczne i co najważniejsze to samo zdrowie. Buziaczki Wam przesyłam i życzę samych pozytywnych dni w oczekiwaniu na Święta Bożego Narodzenia. Zdrowia i pomyślności dla Was 👄❤✋