niedziela, 30 września 2018

Kiedy ciało słabnie, silniej czuje się duszę...

Mówi się, że miłość jest wieczna, niezbywalna, że nie można wyzbyć się tego uczucia. Mówi się, że miłość w życiu zdarza się tylko jedna. Mówi się także, iż kocha się raz, potem drugi, trzeci i znów. Jak więc jest z tą miłością? Nie mogę odpowiadać za innych, za ludzkie uczucia i emocje. Mogę mówić tylko o sobie, za siebie. I tak właśnie zrobię w dzisiejszym poście. Zapraszam.



Najpierw należałoby wyjaśnić czym jest miłość. Każdy kocha inaczej. Zobrazuję Wam to. Ewa zatraca się kiedy Antoni gra na skrzypcach, nie może wtedy nic oprócz patrzenia i słuchania. Dźwięk melodii dotyka ją najmocniej, najdokładniej, najgłębiej jak można dotykać dźwiękiem. Zastyga w drzwiach przedpokoju i słucha, patrzy i wie, że ma wszystko. Romek z osiedla kocha swoją Justynę kiedy może jebać ją w usta a ona się zgadza. Czuje wtedy, że jest jego, że się nie brzydzi, że akceptuje jego smak, jego męskość. Pani Stefania(ta karmiąca ptaki i koty) patrzyła na trzeciego męża z tą samą iskrą w oku i nadal wierzy, że spotka kogoś kto będzie z nią do jej ostatniego tchu. Wiktoria kocha kiedy jej chłopak wymyka się z domu i "zrywa się" z ostatnich lekcji aby spotkać się z nią w parku przy stawie jedząc z nią watę cukrową i karmiąc kaczki.

Każda z tych osób kocha, na swój sposób ale kocha. Miłość nie jest określona. Nie wygląda tak czy tak. Ona wygląda jakoś. Miłość dla każdego człowieka jest jednak czymś metafizycznym, ale namacalnym. Zazwyczaj. Ja w swoim życiu kochałam trzech mężczyzn. Zauroczona byłam wiele razy, zakochana wielokrotnie, ale kochać kochałam trzech. Po 10 latach dziwię się sobie czemu kochałam tak skrajnych sobie mężczyzn. Ale wiem i rozumiem, że moje potrzeby się zmieniały, ewoluowały i stąd te sprzeczności. Kochać więc można wielokrotnie, niemniej z różną siłą. Trzeci raz pokochałam najmocniej. Czym dla mnie jest miłość? Eh... To zatracenie w spojrzeniu drugiej osoby, słuchanie jej głosu, który uspokaja, zniewala i odurza. Dla mnie miłość to też możliwość milczenia w swoim towarzystwie bez poczucia, że sytuacja jest niekomfortowa, nieprzyjemna, nieznośna i uciążliwa. Kochanie kogoś to prawdziwa fantastyka naszej szarej rzeczywistości. To chwila magii w naszym życiu. To coś, dzięki czemu możemy robić wielkie rzeczy. Nic tak nie upiększa i nie dodaje wigoru właśnie jak poczucie bycia kochanym. Wszystko co dobre czasem zbyt szybko lub za wcześnie się kończy. Jeśli miłość się kończy, wypala się, płomień gaśnie, nie można jej uratować. To błąd kiedy ludzie się starają. Jeśli miłość się kończy trzeba zastanowić się czy miłość jest wiecznym uczuciem, czy może to tylko magia chwili, a może coś nierealnego co wydawało się nam naduczuciem. Mój korepetytor mawiał, że miłość to choroba, która trwa 2 lata. Znika kiedy hormony opadają, kiedy pewne substancje w mózgu się zmniejszają. Psycholodzy mówią inaczej, inaczej Wam powiedzą katecheci, mama, a inaczej sąsiadka. Czy ktoś nie ma racji? Każda ma, ale z racją jest jak z dupą, każdy ma swoją, to nie znaczy że coś jest złe. Pamiętajcie to o czym powiedziałam na wstępie dzisiejszego postu - Każdy kocha inaczej.

Dzisiaj był wyjątkowy dzień, ponieważ pożegnałam się z Maxem. Na koniec obejrzeliśmy Annę Kareninę, którą notabene oglądałam kiedyś z moim bratem ale przerwałam w połowie kiedy to historia wydała się podobna do mojej. Dzisiaj obejrzałam do końca, uśmiechnęłam się i rozpłakałam tak gorzko jak dawno nie płakałam. Max przytulił mnie i powiedział, że życie trwa dalej i trwać będzie póki żyć będę. Nie ważne czy sama czy z kimś życie się nie kończy. Max jest dojrzałym mężczyzną, najlepszym Niemcem, którego znam. Między nami jest taka mała przyjaźń i mimo, że to był jego ostatni dzień w Polce to wiem, że nasze spotkanie w życiu było po coś. Obydwoje jesteśmy ludźmi myślącymi, kochającymi do szaleństwa, wierzącymi w ideały i tak kurewsko upartymi w dążeniu do prawdy. Słuchaliśmy Elli Fitzgerald i tańczyliśmy, nie mówiąc nic. Tylko płakałam, Max, powiedział, że słychać smutek moich łez i, że mam żyć mimo wszystko, mam spełnić marzenia, a za trzy lata spotkamy się jako szczęśliwi ludzie i znowu zatańczymy przy jazzie paląc cygaretki i pijąc cholernie zimnego szampana. To był wyjątkowy dzień, ponieważ uświadomił mnie, że życie nie kończy wraz z odejściem miłości, ale wraz z naszym odejściem z tego świata.

Miłość to taki twór, który potrafi zniszczyć, a nawet zabić. Kiedy miłość odchodzi, kiedy ciało słabnie, silniej czuje się duszę...

W życiu dla mnie zawsze najważniejsze było Wspomnienie, Pragnienie i Pożądanie. Niech ludzie mówią, że są ważniejsze rzeczy, ale dla mnie one są bardzo istotne. Jak kogoś nienawidzę to nienawidzę z całego serca, a jak kocham to do szaleństwa, do obłędu, do obsesji, do paranoi. Max wyjaśnił mi także, że miłość może się skończyć, ale była i to się liczy. Powiedział mi także, że każde uczucie ma swój czas i być może pewne emocje muszą spłonąć, aby nowe mogły się odrodzić, aby znowu czuć, że warto wstać, że warto się obudzić, że warto żyć. Czasem też warto wysiąść z auta, otrzeć łzy, iść przed siebie kilka kroków, odwrócić się, spojrzeć ostatni raz, uśmiechnąć się i odejść z nadzieją na lepszy czas(...). Zamyśliłam się nad dzisiejszym wieczorem. Piszę ten post przy dźwięku saksofonu, rumianku i czuję jak rosa spływa po moich policzkach...

Nigdy nie zapomnę dzisiejszego spotkania, ponieważ to była czysta dobroć. Jazz, zapach waniliowych cygaretek, szampan, klasa Maxa i moja bordowa sukienka z gołymi plecami. Miło poczuć, że było się kompanem do rozmów o Schopenhaurze, sensie życia, seksie, a nie obiektem pożądania... Cudownie tańczy się przy jazzie, nie mówiąc nic tylko rozkoszując się brzmieniem. Poznaliśmy się w dziwnym miejscu, w dziwnych okolicznościach, o dziwnym czasie, bo o 21:09. Pamiętam, że kiedy przyszłam na spotkanie miałam czarną sukienkę i sznur pereł mojej babci. Palił papierosa przy czarnym aucie i trzymał bordowe róże. Zapytałam się wtedy dlaczego ten kolor, czemu nie czerwone, bo w sumie rzadko mężczyźni dają kobiecie bordowe róże, naprawdę bardzo bordowe. Powiedział mi, że czuł w rozmowie przez telefon dojrzałość i że moje łzy mają właśnie taki kolor, bo są prawdziwe. Nigdy nie spotkałam w swoim życiu tak mądrego człowieka i życzę każdemu z Was, aby spotkał swojego Maxa. 
Odchodząc pocałował mnie w czoło tak jak zwykł to robić. Bezpieczeństwo, dobroć i przyjaźń.

Dla Ciebie..



sobota, 29 września 2018

Tears on my pillow

Życie ludzkie nie przestaje mnie zaskakiwać. Myślałam, że już wszystko widziałam, słyszałam i doświadczyłam, ale jak widzę za krótko jeszcze żyję na tym świecie aby stać się taką Alfą i Omegą. Czasem naprawdę warto posłuchać kogoś, albo innych ludzi, którzy dają dobre rady. Niekiedy złote rady. Znacie mnie i wiecie, że lubię postawić na swoim. Lubię z ludźmi rozmawiać, ale póki nie uderzę głową w mur to nie zamierzam nic zmieniać, bo myślę że to ja mam rację. No bo przecież kto jak nie ja. Zerowy poziom pokory - tak zawsze było 😈 Jeszcze trzeba dodać brawurowy charakter i można się zgodzić z moim dziadkiem, że kariery w dyplomacji to bym nie zrobiła ha ha ha. Ale nie o polityce dzisiaj będzie mowa a o emocjach. Czasem nie mogę pojąć, że w życiu można być aż tak złym, że aż łez brak. Ale jednak można i powinnam zrozumieć, że są ludzie źli i dobrzy. Nie wszystko złoto co się świeci. Ale jak to ja myślę, że przecież nie można być aż takim złym człowiekiem, przecież musi być jakieś wytłumaczenie i etc. Takim myśleniem my ludzie robimy sobie emocjonalny rozpierdol. Ale jesteśmy takimi istotami, które chcą wierzyć w zbawienie, dobro i uczciwość. Tacy już jesteśmy. Jedni mniej, drudzy bardziej. Niemniej warto zacząć patrzeć na życie bystrym okiem, otwartym umysłem i od czasu do czasu zwrócić uwagę na to co mówią ludzie w naszym otoczeniu o sytuacji, która nas dotyka. Czasem nie jesteśmy obiektywni. W miłości na ogół patrzymy sercem, a nie umysłem, a to BŁĄD.

To kadr z serialu Terasa, który bardzo uwielbiałam ale niestety został zablokowany bądź skasowany z sieci. Można jedynie pooglądać urywki na YouTube w języku hiszpańskim. Serial opowiadał historię młodej kobiety, która za wszelką cenę chciała zmienić swoje dotychczasowe życie. Uciekała się do różnych intryg, kłamstw aby zaspokoić swoje żądze, ambicję i marzenia. Miała bardzo makiaweliczne podejście do życia. Co przyniosło jej pragnienie bogactwa, romansów i lepszego życia? Tego możecie dowiedzieć się oglądając Teresę. A wracając do dzisiejszego postu to postanowiłam wykorzystać to zdjęcie, z którego zrobiłam screena i dołożyłam własne dymki z moim tekstem. Tak właśnie się czuję i to mówią mi ludzie. "Skończ z tą obsesję! Cały czas się poniżasz! Przejrzyj na oczy!! Chyba straciłaś mózg! Co z Tobą, Ola?!!!" Wielu spraw nie zauważałam, ale teraz lepiej widzę, choć czuję to samo co czułam. 

Kiedy kroimy chleb na desce pozostaje wiele okruszków. Czy chleb w ten sposób płacze z bólu? Możliwe, bo w sumie nigdy nie rozmawiałam z chlebem i nawet nie wiem czy gdyby mówił przyznałby się do odczuwania bólu. Gdyby miał mój charakter to pewnie cierpiałby płacząc nocami i pozostawiając łzy na poduszce. 

Piszę ten post aby zobrazować Wam to iż nie zawsze w życiu jest tak jakbyście chcieli. Po prostu czasem trzeba odpuścić sobie i iść przed siebie. Do dosyć frustrujące, ale co Cię nie zabije to Cię rozpierdoli na kilka dobrych miesięcy, ale potem będzie lepiej. Zawsze tak jest. Czas leczy wszystko. I mimo, że to banał, ale tak jest. Po śmierci babci myślałam, że to katastrofa, po różnych innych nieprzyjemnych sytuacjach myślałam, że to koniec a jednak jest ok. Wszystko wymaga czasu. Ale najważniejszym jest aby szanować swój czas i drugiego człowieka. Czas to bardzo wiele ale i zarazem nic. W myśl Małego Księcia musimy brać odpowiedzialność za to co oswoiliśmy.

Tymczasem.

poniedziałek, 24 września 2018

Wyszłam z siebie i stanęłam obok

Dzień dobry Wam ✋
Dzisiaj w Łodzi jest bardzo zimno, chce mi się spać, brak mi zadowolenia i jeszcze w nocy męczyły mnie koszmary. Straciłam entuzjazm i nie chce mi się nic, a wiem, że ten tydzień zapowiada się bardzo intensywnie dla mnie i powinnam zebrać się do kupy. Kolejny tydzień będzie kolejnym koszmarem aż nawet nie chcę o tym myśleć. Wyszłam z siebie i stanęłam obok. Nie chcę się starać, planować, myśleć, marzyć, ŻYĆ, bo czuję się rozczarowana, zawiedziona, smutna, zła i zbyteczna. Tak to się czuje Wasza ulubiona Aleksandra. Będę starała się podnieść dla Was i dla istnienia mojego bloga, bo ostatnio za często czuję się nie w formie. Cieszę się, że wczoraj zdołałam napisać dla Was poprzedni post, ponieważ mogliście poznać mnie lepiej i nie powiewało smutkiem.

Uświadomiłam sobie, że mogę wszystko ale nie muszę nic. Mogę sobie tak trwać i gnić, bo kto mi zabroni? Doskwiera Wam czasem uczucie beznadziejności Waszego życia? Mam na myśli to, że nie czujecie niepokoju, złości tylko taki bezsens, że coś się stało, coś się spierdoliło i prysło? I nie ma nic, jest cisza, nie ma kolorów, jest zatrzaśnięta przestrzeń, w której ktoś zmniejsza Was dostęp do tlenu z dnia na dzień. To właśnie czuję. Tak się dzisiaj, teraz czuję. 

Można rzec, że umarłam tymczasowo. Powiem Wam, że chciałabym zasnąć na rok, obudzić się i zobaczyć kto został ze mną jak się wybudziłam z rocznej śpiączki. Oczywiście nie muszę czekać na to aż zasnę na tak długi czas, bo wiem co bym zastała otwierając oczy. Życie. Nic się na to nie poradzi. Nie dodam Wam dzisiaj zdjęć mojej twarzy, bo nie chcecie patrzeć na najsmutniejszą kobietę w historii blogosfery, więc pozostawię Wam moje zimne nóżki hahaha. 

Ale jak wiecie Maassen zawsze spada na 4 łapy, więc pocierpię pocierpię i dojdę do siebie. Może i nawet silniejsza. Jak to Schopenhauer mawiał - "Przeznaczeniem człowieka inteligentnego jest samotność". 

Na sam sam koniec chciałabym Was serdecznie pozdrowić, z tym że specjalne pozdrowienia ślę do Joanny, o której dowiedziałam się kilka dni temu, że jest moją wielką fanką ❤❤❤ Joanno to bardzo bardzo miłe wiedzieć, że ktoś patrzy w podobny sposób na życie jak i ja 😇 Pozdrawiam Cię serdecznie ❤

Kochani, nie musicie się bać, że będę niemiła w wiadomościach prywatnych, które wysyłacie do mnie. Nie uważam się za guru Internetu i jakąś celebrytkę, ponieważ raz nigdy to takowej materii nie aspirowałam ale co przyniesie życie nie wiem. Na pewno rozważę propozycję otwarcia swojego kanału na YouTube, bo jedno jest pewne, że zawsze chciałam pracować w rozrywce, bo po prostu wiem, że człowiek potrzebuje się rozerwać, bawić, cieszyć. Jako melancholik wiem jak bywa smutno, więc może dlatego lubię dzielić się swoją weselszą częścią siebie. Trzymajcie się ciepło i oczekujcie na kolejne posty. Będę starała się pisać prawie codziennie, choć czasem jest to trudne, ale prawda jest taka, że jak się chce to znajdzie się czas tylko trzeba dobrze go wygospodarować. Pisanie dla Was sprawia mi radość i jako niedoszła nauczycielka wiem, że przekazywanie wiedzy sprawia mi radość. Wiem, że wiem naprawdę mało, ale lubię dowiadywać się więcej i myślę, że czytanie książek i rozmowa z ludźmi daje wielkie możliwości. Trzeba tylko dobrze selekcjonować pozycje aby nie bolało zderzenie z brutalną rzeczywistością. Trzymajcie się i całuję Was najczulej jak potrafię 👄

Buziaczki 👋❤👄👄👄

niedziela, 23 września 2018

10 FAKTÓW O MNIE!

Dzień dobry moi Kochani ✋❤ Wczoraj na fanpejdżu MKW obiecałam Wam lekki i bardzo przyjemny post i jak zawsze dotrzymałam słowa. Mimo, że dzielę się z Wami prawie całym swoim życiem to są rzeczy jakich o mnie nie wiecie i pewnie wiele osób z mojego środowiska także nie wie. Jestem ciekawa co już wiecie o mnie, a co będzie kompletną nowością. Z racji, że zbliżamy się do TYSIĄCA polubień bloga Myśli Kobiety Wyzwolonej postanowiłam zrobić post specjalnie dla Was abyście mogli lepiej mnie poznać 😇 Także zapraszam do lektury. Bawcie się dobrze. Zaczynamy!

1. Jem chipsy z maślanką

- Jeśli mam zjeść chipsy to zawsze kupuję sobie do nich maślankę bądź kefir naturalny, który wlewam do dużego kubka. Następnie maczam chipsy w tym białym i zdrowym napoju. To połączenie jest genialne. Jeżeli tak nigdy nie robiliście to zróbcie i rozkoszujcie się nowym smakiem. Z racji tego, że lubię chipsy i lubię maślankę uznałam, że warto połączyć te obydwa smaki. I nie myliłam się. Połączenie to orgazm podniebienny. Polecam, Aleksandra Maassen 😈

2. Nie lubię cząstek owoców w dżemach, sokach i jogurtach

- Zawsze byłam niezadowolona kiedy moja mama kupowała soki z miąższem, jogurty z kawałkami owoców i dżemy z kawałkami dużych owoców. Nienawidzę tego! Lubię aksamitne jogurty typy Gratka, soki owocowe najlepiej gęste ale o gładkiej konsystencji. A co do dżemów... nie przepadam za tym produktem spożywczym. Wolę marmoladę, ale nie jadam jej, bo to sama chemia pełna cukru, który jak wiecie mi bardzo szkodzi.

3. Byłam wegetarianką

- Jak zaczęłam wkraczać w dorosłość(15 lat) postanowiłam, że przestanę jeść mięso(mięso, ryby i inne zwierzaki), ponieważ zwierzęta są znacznie lepsze od ludzi. Jak postanowiłam tak zrobiłam aż na 8 lat. Dzisiaj jem mięso, ryby i prawie wszystko oprócz dużej ilości cukru. Czy wrócę na wegetarianizm? TAK, za kilka miesięcy wracam do tego, ponieważ będąc nastolatką nie myliłam się i to była moja droga życia. Nie chcę jeść zwierząt. Zwierzęta nie zawodzą, nie zdradzają i nie oszukują. Wiele osób dziwi się dlaczego robię tyle badań w ostatnim czasie. Otóż... po prostu chcę wrócić do tego co było dla mnie słuszne. Tak postanowiłam.

4. Mam konflikt z chrzestnym

- Sylwestra dwa lata temu spędziłam u wuja(brata mojego pożal się Boże chrzestnego). Kiedy mój chrzestny o tym się dowiedział wpadł w szał i w furię. Jest człowiekiem strasznie nerwowym. Obraził się za to na mnie i do dziś dzień się nie znamy. Uważam, że nie popełniłam błędu, ponieważ nie ma nic w złego w pójściu na imprezę do rodziny jeżeli jest się mile widzianą. Ot co taka ciekawostka.

5. Leczę się na nadciśnienie

- To chyba już wiedzą wszystko. Serce mam zdrowe, ale mam straszne kłopoty z nadciśnieniem, ponieważ mam niewielki przerost lewej komory serca i fatalne wyniki hormonu nerki - RENINA. Byłam diagnozowana w kierunku guza hormonalnego nadnerczy, ale niby jestem zdrowa. Renina to hormon odpowiadający za prawidłowe wartości ciśnienia. Niestety u mnie ten hormon jest za wysoki o 500%. Niestety. Szukam dobrego nefrologa, jeśli ktoś z Was ma kogoś dobrego do polecenia mi to bardzo prosiłabym o namiary, a będę bardzo wdzięczna.

6. Boję się luster i pajaców

- Pajaców boję się bardzo bardzo bardzo. Niech nikt mi nigdy czegoś takiego nie kupuje, bo dostanę ataku paniki. Nienawidzę ich. Przeraża mnie w nich ich szelmowski uśmiech i te rażącego koloru, twarz. Po prostu wszystko. Z lustrami jest tak, że jak jest rano to jest wszystko ok i podobają mi się ekskluzywne lustra, ale jak nadchodzi noc zasłaniam je, abym nie widziała w nocy żadnego odbicia. Dlaczego tak mam? W spirytyzmie jest tak, że duchy zmarłych przeglądają się nocą w lustrach i wtedy można je zobaczyć. Dlatego.

7. Zawsze chciałam być wysoką

- Jak byłam małą dziewczynką to chciałam być wysoką kobietą jak dorosnę. Bardzo o tym marzyłam i stało się. Moja mama ma 162 cm wzrostu, a ojciec ma 188 cm. Także ja to średnia moich rodziców.

8. Nie lubię dotykać mięsa

- Oj... nie lubię tego. Mięso jest w dotyku śliskie, wilgotne i przerażające. Nie mogłabym być kucharką. Mdlałabym przy każdym gotowaniu obiadu.

9. Przez 3 lata byłam skarbnikiem

- W gimnazjum byłam przez 3 lata skarbnikiem klasowym. Bardzo ta funkcja mi odpowiadała. Lubię pieniądze, a pieniądze lubią mnie. Byłam osobą lubianą w klasie, więc tak zadecydował lud ha ha ha. To "stanowisko" nauczyło mnie gospodarowania(nieswoimi pieniędzmi) pieniędzmi. Byłam w tym naprawdę dobra. Lubiłam tamte lata.

10. Pociągają mnie psychopatyczne osobowości

- Lubię ludzi niebanalnych, trudnych, inteligentnych(diabelnie) i psychopatycznych. Jeżeli mam się z kimś przyjaźnić się lub kochać(Boże litości, nie karz mnie takim złym uczuciem) to musi być to osoba chociaż z jedną z powyższych cech. No co tu dużo mówić KOCHAM WARIATÓW!!! Ale wiecie Wszechświat działa tak, że podobne przyciąga podobne, a nie inaczej. Przeciwieństwa się przyciągają - to usłyszycie w lichych amerykańskich komediach romantycznych. Psychopatyczne osobowości z natury przyciągają do siebie, bo są inteligentni(prawie zawsze), zmysłowi, egoistyczni, egocentryczni i towarzyscy. Ale związki, znajomości czy inne relacje z ludźmi o osobowości dyssocjalnej mogą zniszczyć człowieka, dlatego wybierajmy wariatów a nie osoby o ciężkich zaburzeniach psychicznych. Chociaż ja chyba bym mogła związać się ze schizofrenikiem o ile nie miałby skłonności... albo lepiej aby przejawiał skłonności, bo jak facet nie przejawia to nic tylko Pink Shop 😈


Bardzo dobrze pisało mi się ten post, BARDZO!

Życzę Wam udanej i spokojnej niedzieli!!! Trzymajcie się Misiaki Moje!!!

Tymczasem ✋❤

👄👄👄



sobota, 22 września 2018

Przed snem karmimy się złudzeniami...

Dobry wieczór moi Drodzy. Zasnęłam na niecałe dwie godziny i... obudziłam się. Od wczoraj mam straszne koszmary i źle mi się śpi. Choć ja rozumiem czemu tak jest. Ale mniejsza z tym.
Nie mogę usnąć ponownie, więc uznałam, że to dobry moment aby coś dla Was i dla mnie samej tutaj napisać.

My ludzie musimy w coś wierzyć aby żyć. Czasem(a nawet częściej niż czasem) musimy się połudzić aby móc dalej kroczyć przed siebie. Przed snem zastanawiamy się co ugotować na jutrzejszy obiad, jak umalować się na tę babską imprezą i jakie szpilki założyć do nowej sukienki. To te banalne myśli i nie ma w nich nic kłopotliwego. Gorzej jeśli przed zaśnięciem zaczynamy się stresować życiem, związkiem, ludźmi, przyszłością, przeszłością i obecnym czasem. Z własnego doświadczenia wiem, że lepiej uwierzyć w jakąś bujdę, bo wtedy łatwiej się żyje. Ot co metoda na wroga - jakim jest bezsenność i stres.

Pierwszy raz zrobiłam zdjęcie z takim filtrem, że niby z kostnicy. Nie bez kozery właśnie takie zdjęcie zrobiłam. Jestem w trakcie przygotowywań do postu w stylu czarnej komedii, więc na pewno nie będziecie zawiedzeni.

A teraz wracając do dzisiejszego postu to chciałam się Was zapytać czy też tak macie jak ja, że zanim zaśniecie tworzycie wizję lepszej przyszłości, udanej miłości?
Noc ma w sobie wiele magii. Jest to czas kiedy zaczynamy wierzyć, że możemy, że się uda, że wszystko będzie dobrze. Macie tak?

Miałam piękny(dla mnie) sen. Śnił mi się On. "Byliśmy w ruinach opuszczonego zamku. Była noc, bardzo deszczowa z wolno przechodzącą burzą. Cały zamek oświetlony był biało-kremowymi świeczkami z płynącym woskiem po kinkietach umieszczonych na ścianach w korytarzach zamku. W sumie to zamczyska. Ja byłam ubrana w długą suknię niczym z filmów kostiumowych o XIX-wiecznej Francji. On był na mnie bardzo zły, rzekłabym że zezłoszczony. Biegłam przez korytarze zamku na boso, z rozwichrzonymi, rozpuszczonymi włosami i rozwiązanym sznurowaniem na dekolcie przy gorsecie. Dogonił mnie, chwycił za rękę, odwrócił do siebie i spoliczkował rozcinając mi kącik ust. Spojrzał mi głęboko w oczy i pocałował, wysysając krew z krwawiącego kącika... Spojrzawszy na mnie drugi raz jego oczy były bardzo błękitne, nieziemsko błękitne, wręcz nieludzko jasne, z ust wysuwały się wampirze kły, które po chwili głębokiego spojrzenia wbiły się w moją szyję. Było to uczucie bliskie orgazmu(...) Ja i mój Wampir...".


Tymczasem

piątek, 21 września 2018

Zabawne jakie rzeczy potrafią czasem do głowy przyjść...

Dobry wieczór/Dzień dobry jest 03:33, a ja nie śpię...

Dzisiaj musiałam całkowicie się odmóżdżyć i nabrać nowej energii, ponieważ utkwiłam w takim miejscu, z którego jak najszybciej chciałabym się wydostać. Szczerze? bardzo to miejsce jest niekomfortowe, nieprzyjemne, mroczne i dołujące. Takie jak na przykład... hmmm? PIWNICA. W piwnicy z reguły jest zimno, ciemno, cicho i bardzo mrocznie. Teraz sobie wyobraźcie, że jesteście w niej, szukacie czegoś co wiecie, że na Was tam czeka, ale jeszcze nie macie tego wróbla w ręce. Co wtedy czujecie? Obawy, strach, lęki, niepewność i... widzicie obraz tego wszystkiego niczym za mgłą. To frustrujące. Maksymalnie frustrujące.

Piwnica dobra jest na szybki numerek z ukochanym, ale nie na rozmyślanie, ponieważ z tego może być sznur i taboret, a tego lepiej unikać. Chyba? bo nie sprawdzałam(jeszcze).

Z piwnicy przeniosłam się na spacer... długi, bo aż 3 godzinny. Zjadłam loda i zapiekankę. Taaak... nie ma to jak jeść śniadanie o 21. Ale w dobrym towarzystwie można odzyskać na chwil parę apetyt. Siedziałam sobie na ławce, przede mną była piaskownica, budynki domów, zapalone światła błyszczały w oknach. Wiał chłodny wiatr, słychać było śpiew świerszczy. Naszła mnie ochota, naszła mnie myśl frywolna, ale...
W miesiącu wrześniu same rozczarowujące uczucia mnie dotykają. Nie lubię się ograniczać, hamować, zatrzymywać, ale jestem zmuszona. Ktoś pewnie powie, że uwolnij umysł, uwolnij dusze, uwolnisz serce. Tak! oczywiście, że tak można, ale niekiedy zniewolenie przynosi nam wiele nowych doznań, widzimy szerzej, czujemy głębiej.  Chciałabym aby ktoś zdjął mi z szyi tę obrożę i mnie pod nią ucałował, nawet odchodząc na pożegnanie, na zawsze, na nigdy spotkanie, na nigdy nie zobaczenie, na zawsze wspomnienie.

Zabawne jakie rzeczy potrafią czasem do głowy przyjść kiedy cierpimy, kiedy kochamy, kiedy się wzajemnie oszukujemy, kiedy analizujemy, kiedy tęsknimy, kiedy marzymy, kiedy zapominamy, kiedy odchodzimy...

czwartek, 20 września 2018

Od innych różniłam się tylko tym, że zawsze chciałam więcej...

Dobry wieczór moi Drodzy!
Dzisiaj przychodzę do Was z postem refleksyjnym, melancholijnym, trochę smętnym, romantycznym, może nawet i psychopatyczno-dewiacyjnym. Przeczytajcie, może to będzie lektura dla Was. Nie każdemu to się pewnie spodoba, ale znacie mnie już ponad 4 lata, więc zawsze spodziewacie się niespodziewanego, także myślę że warto przeczytać to co dzisiaj chcę Wam przekazać. Zapraszam Was.

O rozczarowaniu często pisałam na blogu, prawda? Chyba znacie moją opinię w tym temacie, ale powiem Wam tylko tyle, że to cholernie CHOLERNIE bezwartościowa emocja. Nic z niej nie macie, w niczym nie pomaga, po prostu nic zero NULL. Ale jak to ludzie analizujemy emocjonalność, myśli(nasze, czyjeś... jeden pies). I co mamy z tej analizy? Analityczny umysł(to plus), początkującą nerwicę(...broń mnie od wszelkiego złego) torebkę wspomnień i bagaż doświadczeń. Z rozczarowania nie ma nic, bo rozczarowanie obdarowuje nas niczym. Proste jak schemat cepa i nie ma co nad tym deliberować. Tak po prostu jest. I na tym zakończę rozważanie o rozczarowaniu.

W moim 25-letnim życiu(podkreślając mój wiek w wielu postach oswajam się z przemijaniem, z którym mam ewidentnie problem) przeżyłam sporo. Widziałam dobro i zło, rozpacz i radość. Czułam smak cudownego szczęścia i nieprzemijającej goryczy. Jak Wam to zobrazować? Hmm... wyobraźcie sobie, że jecie ciastko, które ma gorzkie nadzienie, które przykleja się Wam do podniebienia i nie chce spłynąć do gardła. Tak właśnie czuję się kiedy złe wydarzenia przyczepiają się do mnie i nie chcą przeminąć. Po chuj człowiekowi takie "ciastka"? Po chuj! Dobitnie i wytłumaczalnie prosto. Ja Wam coś powiem. Wiecie po jakiego grzyba są te "ciastka"? Po to aby Los mógł z Was zakpić, aby Bóg mógł skakać z nogi na nogi i krzyczeć MAMY CIĘ! zasłaniając szelmowski uśmieszek dłonią, obrazującą sędziwy wiek. Wiecie po co jeszcze? Aby pokazać Wam, że jesteście ludźmi i na tym świecie jest coś co Wami rządzi(wersja dla wierzących.... chyba, że nad Wami jest rząd to i ateiści się pokrzepią). Niemniej mimo mojego całego cynizmu co do życia ludzkiego głęboko wierzę, że wszystko co dzieje się w moim życiu jest po coś. Mam nadzieję, że za jakiś czas zrozumiem dzisiejsze wydarzenia, zdarzenia, że zrozumiem DLACZEGO. Lubię zadawać pytania, bo lubię poznawać odpowiedzi. Zawsze dążyłam do prawdy nawet posługując się kłamstwem. Eh... westchnę sobie, bo czasem brak mi słów na to co mnie spotyka. Naprawdę, brak.

Pamiętam jak żyłam w 2009, w 2012 i w 2016. To były przełomowe moje lata. W 2009 walczyłam o ideały, o prawdę, wierzyłam w wolność, w równość, w siłę psychiczną. Byłam dziewczyną, ba! młodziutką kobietą nie do zdarcia, w 2012 zabawiłam się całym światem wyglądając jak milion dolców. W 2016 poznałam super ludzi, który wywarli wielki wpływ w moim życiu. Wiele popełniłam błędów przez wiele lat, wiele moje serce przeszło wiele mój umysł musiał zaakceptować i przetrawić. W 2018 przyrzekłam sobie, że stanę się lepszym człowiekiem. Nie od innej osoby, ale od samej siebie. I wiecie co? I chuj! Moje ulubione słowo tego postu. Ale moi drodzy co ja będę owijała w bawełnę. Moim jedynym przewinieniem to było CHCIEĆ MIEĆ BYĆ. Od innych różniłam się tylko tym, że zawsze chciałam więcej...
To bardzo rozczarowujące uczucie(Maassen a Ty znowu o tym chujowym rozczarowaniu) kiedy chcesz a jesteś zablokowana, dusisz się, szamoczesz, walczysz i odpływasz wraz z wyzionięciem ducha. Nie chcę umierać, ale życie długie i męczące nie jest wpisane w mój priorytet. Jestem trochę zmęczona, trochę bardzo. Serio... czasem sobie fantazjuję o tym aby polecieć wysoko wysoko w białej koronkowej sukience do ziemi, z odkrytymi ramionami, w pofalowanych wiatrem włosach, delikatnym makijażu i aby była tam zielona łąką pełna kwiatów, słońce, lekki wiatr, zapach drzew, rosy i kwiatów(wspominanych wyżej). A ja w tej łące szczęśliwa. Poszłabym przed siebie i szła całą wieczność podziwiając naturę, piękno lasu, kształt kwiatów, patrzyłabym w niebo, nie uciekała przed deszczem i trwała w nirwanie na zawsze. Choć paradoks w tym taki, że boję się słów nigdy i na zawsze. Czasem fantazjuję kto by wtedy przyszedł, kto by zostawił żółtego tulipana na marmurze i kto po roku by wspomniał. Śmierć zawsze mnie pociągała. Może dlatego lubię twórczość Beksińskiego, bo rozumiem co czuł, co go wciągało i wiem, w którym kierunku zwrócone były jego oczy. Czasem sobie fantazjuję co by było tam... po drugiej stronie lustra. Jako dziecko lubiłam gdy babunia czytała mi "Alicję w krainie czarów". Jestem taką Alicją biegnącą za króliczkiem... 

Lubię uciekać w chwili zagrożenia, ale jako zodiakalny Kogut(w horoskopie chińskim) jestem takim buntownikiem, brawurowym muszkieterem, który chce dostać co pragnie. Walczę do ostatniego tchu, do ostatniej kropli krwi, do ostatniego... Nigdy się nie poddaję, nigdy nie tracę nadziei i nigdy nie powiem STOP. Cierpię walcząc, cierpię myśląc, cierpię czyniąc. Niektórzy ludzie muszę cierpieć aby być. Bez cierpienia nie byłoby tego bloga, nie było by moich emocji, mojej osobowości. Ludzie mówią o mnie wesoła dziewczyna ze smutną duszą. Już Wam nie raz mówiłam, że najlepsi komicy mają często depresję, ponieważ komedia pochodzi z najczarniejszych zakamarków duszy... z tych najmroczniejszych. We mnie jest mrok, radość, cierpienie i namiętność. Zabrano mi radość, utraciłam namiętność, pozostało cierpienie w mroku zła.

Od innych różniłam się tylko tym, że zawsze chciałam więcej...
Moją winą było pragnienie...
Moim smutkiem... zostało marzenie.

Tymczasem.


poniedziałek, 17 września 2018

Co ma być to będzie...?

Dzień dobry po 3-dniowej przerwie 😇 Mam już wprawę w regenerowaniu sił fizycznych i psychicznych, więc coraz lepiej ha ha ha 😈 A poza tym tęskniłam za pisaniem, za Wami, za tym oczyszczeniem, które uzyskuję dzięki pisaniu na blogu dla Was i także dla siebie. Jak wiecie po ostatniej notce na fanpage`u Myśli Kobiety Wyzwolonej na Facebooku, mam złamane serce(po raz 3 w życiu) choć tym razem jest inaczej. Nie wszystko jest takie zero-jedynkowe jakby się wydawało. Czasem trzeba spojrzeć w głąb siebie i przeanalizować wiele aspektów ze znajomości, relacji bądź związku. Nie można powiedzieć, że ona była "biała", a on "czarny", a uzyskali "szarą relację". To tak nie działa. Na ogół żadna ze stron nie jest kryształowa lub ufajdana w błocie. Zazwyczaj to dwie strony ponoszą odpowiedzialność za to, że coś jest nie tak. Nie można rzucić się na łóżko, z pudełkiem czekoladek, zapasem chusteczek i zacząć płakać użalając się nad sobą, że "on był taki zły, a ja taka wspaniała, czemu nie jest jak dawniej". Zazwyczaj błąd leży po obydwu stronach, bo jeśli on zdradza to znaczy, że miał powody, a jeśli ona się izoluje to też coś to znaczy. Oczywistym jest to, że każdy ma inny punkt widzenia na wiele aspektów życia ale ja Wam pokazuję swój i wydaje mi się, że jako tako jest dosyć logiczny. Nie uważam się za ekspertkę od relacji, ale co nie co wiem.
Co ma być to będzie...? Nie do końca zgadzam się, ze człowiek ma przeznaczenie i koniec kropka nic się nie zmieni. Myślę, że my ludzie powinniśmy pomagać naszemu Losowi i dawać mu szansę na dobry rozwój zdarzeń i dobre zakończenia historii. Personalnie nie przyjmuję odmowy 😈 wiem powinnam się tego nauczyć, ale gdybym chciała to bym się nauczyła, prawda? iiii tak sobie myślę, że jak chcę to mogę, jak mogę o czymś marzyć to i mogę to mieć. Zawładnąć sercem drugiego człowieka jest stosunkowo łatwo, ale rozbudzić i rozkochać czyiś umysł wymaga więcej zaangażowania. Uważam, że budowanie jakiejkolwiek relacji między dwojgiem ludzi powinno być oparte na szczerości od samego początku. Jeśli są jakieś luki to one po czasie zaczną się powiększać aż w końcu cała budowla się rozleci i nie będzie nic. Dlatego należy jak najszybciej wypełnić luki rozmową, szczerością, zrozumieniem i tworzyć dalej coś co będzie miało solidne podstawy. O ile chcemy naprawić to co wymaga naprawy. Jeżeli tego nie zrobimy mamy dwie opcje trwać w toksycznej relacji, która nas wykończy, albo zostawić wszystko i iść w cholerę gdzie indziej. Mimo, że jestem z pokolenia, w którym jak coś się psuje to się wyrzuca to wolę naprawiać znajomości, na których mi zależy. Mimo, że jestem osobą bardzo chwiejną i zmienną to moje relacje z ludźmi były zazwyczaj dobre, niekiedy bardzo dobre. Mam nadzieję, że to co chciałabym zmienić i naprawić da się zrobić. Na tym mi zależy. Powiem Wam, że jestem zmęczona zaczynaniem od nowa i w sumie znalazłam ludzi, których lubię, szanuję, kocham(można powiedzieć, że jest kilka małych miłości, ale jednak miłości). Uważam też, że przyjaźń to też miłość ale taka braterska aniżeli partnerska. Nie chcę już szukać kogoś nowego, prowadzić tych bzdurnych wstępnych rozmów i etc. Nie chcę już tego. Chcę rozwijać relacje z tymi ludźmi, którzy mnie otaczają, oczywiście nie zamykam się na nowych ludzi, którzy wnieśliby coś do mojego życia. Bynajmniej jestem otwarta na to co przyniesie Los, ale cieszę się z tego co jest, kogo mam i kto tworzy mój lepszy świat. Czy kiedyś napiszę Wam, że jestem znowu szczęśliwa? Może. Bardzo bym tego chciała. Tymczasem.

Na koniec chciałabym Wam podziękować za wsparcie, za dobre rady, komentarze i za to, że razem z Wami tworzę lepszą przestrzeń Internetu dla ludzi szukających wolności, chcących równości dla każdego człowieka, nie bojących się zmian, chcących innowacji. Bądźcie zmianą, którą chcecie ujrzeć w świecie a na pewno świat wtedy będzie przychylniejszym miejscem do życia. Jest Was prawie TYSIĄC!!! w tym roku na moim blogu Myśli Kobiety Wyzwolonej nastąpiło apogeum polubień oraz bardziej zaangażowaliście się w życie bloga. Za to Wam serdecznie z mojego serca dziękuję. Wierzę, że będzie Was coraz więcej i więcej. Wierzę też, że dzięki swojej szczerości, bezpośredniości i tego, że pokazuję prawdę a nie zawoalowaną fikcję nie spotykam hejterów(1-2 miałam). Dla mnie bardzo istotna jest kultura osobista i sądzę, iż wypracowałam sobie bloga na pewnym poziomie aby ludzie czytający to co dla Was tworzę umieli uszanować wszystkie wpisy. Na MKW pojawiają się posty o seksie, o szeroko pojętej erotyce, ale nikt z Was nie obraził mnie ani tego o czym piszę. Erotyka to sztuka, którą należy wyrażać na różne sposoby. Powtarzam, nie wszystko jest czarno-białe, nie wszystko jest tym co się widzi. Stereotypy to szambo, nigdy nie pozwólcie się zaszufladkować, bo to krzywdzące tylko dla Was samych. Korzystajcie z krytyki, z rad(nawet tych co czasem bolą), wyciągajcie wnioski, ale zawsze bądźcie takimi ludźmi jakich chcecie dostrzegać w lustrze. Uwielbiam Was, bo ja Wam dałam całą siebie, wszystkie emocje, a Wy daliście mi wsparcie emocjonalne za co ja i moja szalona osobowość dziękuję ❤


czwartek, 13 września 2018

Siła przebaczania

Wielokrotnie zostałam oszukana w życiu i kilkukrotnie oszukałam innych ludzi. Dlaczego ludzie oszukują, dlaczego oszukałam innych? Tego dowiecie się w dzisiejszym poście. Jeśli nie macie przy sobie jakiegoś napoju to zaopatrzcie się w kawę, herbatę, jakieś ciastko czy kanapki, ponieważ dzisiejsza lektura dla Was będzie obszerna. Nie patrz się w ekran tylko wstań po picie i jedzenie! Raz, raz!!! 😈😈😈😈😈😈

Jak już jesteście gotowi to zaczynamy 😇

Mam 25 lat ale do pewnych spraw podchodzę z dystansem. Mianowicie do tego co obiecują ludzie, do ich słów przysięgi, do ich zarzekania się w to, że czegoś nie zrobili, ale też do tego co robili, do ich słów na temat stanu cywilnego, posiadania dzieci i nastawienia do życia. Ludzie wielokrotnie mi obiecywali, że dotrzymają słowa, że zostawią tajemnicę dla siebie, że nie ukradli mi paczki, że są niezadowoleni z pożycia ze swoją żoną(a dzień w dzień pieprzą się jak króliki), że mają uregulowane życie i zdrowie psychiczne, że nie płacą alimentów, że mają poglądy liberalne(a widząc czarnoskórego mężczyznę spoglądają z pogardą). Widziałam za dużo, za dużo mi obiecano i przysięgano.  Dzisiaj nie umiem zaufać ludziom w 100%, ponieważ zawsze zostawiam sobie ten margines na kłamstwo z ich strony. Nie wiem czy kiedykolwiek zaufam całkowicie tak jak ufam samej sobie. Oczywiście wiem, że istnieją kłamstewka, które po prostu muszą istnieć. Osobie na łożu śmierci nie powiem, że umiera tylko będę mówić, że jest szansa na przeżycie, bo nigdy nie należy zabierać nadziei człowiekowi. Ona jest bezcenna. To jest jasne dla mnie i dla Was, ale... ale nie akceptuję kłamstwa personalnie i nie będę akceptowała. Czasem wychodzę z założenia, że jak czegoś nie widzę to mnie to nie dotyczy, ale w gruncie rzeczy zawsze wolę znać prawdę, nawet tę najgorszą, ponieważ nie można budować relacji z ludźmi na podwalinach oszustwa. Obojętne czy tworzymy przyjaźń, związek czy małżeństwo. Najważniejsze jest zaufanie, ale aby zdobyć zaufanie trzeba naprawdę się postarać. Osobiście każdemu nowo-poznanemu człowiekowi daję czystą kartkę, ponieważ wyznaję zasadę tabula rasy. Każdy ma szansę zapisać "kartkę" na różny sposób. Z biegiem czasu okazuje się co jest prawdą a co fałszem. Niestety bardzo szybko przekonywałam się jak ludzie kłamią. Niekiedy ludzie preferowali banalne kłamstwa, która śmierdziały z odległości kilometra, a niektórzy byli naprawdę wyrafinowanymi oszustami. Niemniej prawda wcześniej bądź później wyszła na jaw. Zaskakujące dla mnie było to gdy ludzie wypierali się w żywe oczy kiedy miałam 100% pewności, że kłamią. Oh... niektórzy mieli taką poker face, że aż jest to nie do uwierzenia. Kiedyś ktoś mi powiedział, że ograniczone zaufanie jest najbezpieczniejszym sposobem aby mniej rozczarować się na ludziach. Co gorsza powiedział mi to facet, który będąc w związku szukał sobie na boku kochanki. RYNCE OPADAJO!!! Na szczęście mam radar na skurwysynów robiących kobiety na boku. Ich jest na pęczki, ale być może taka jest natura mężczyzny. Kłamcy istnieli i będą istnieć zawsze, to niezmienne od wieków. Pamiętajcie!

DLACZEGO LUDZIE OSZUKUJĄ?

- To banalne pytanie. Dla zysku najczęściej. Prawie zawsze oszukujemy jak chcemy coś osiągnąć czy to pieniądze, fajnego faceta lub przekabacić ZUS. Oszukujemy też dla zabawy, bo niektórzy z nas mają zdolności aktorskie, a egzaminy do Filmówki są naprawdę trudne. Kłamiemy też ze strachu przed odrzuceniem. Naprawdę ludzie mają kłopot z mówieniem prawdy, a powiem Wam, że mając do czynienia z oszustami widziałam klasyczne oznaki kłamstwa w żywe oczy. Czasem to mnie bawi. Mowa ciała mówi więcej niż usta. Oczywiście są wyrafinowani oszuści, którzy nauczyli się kontrolować swoją mimikę, głos, spojrzenie aby wydać się najbardziej prawdomówną osobą. Niemniej na dobrego oszusta znajdzie się lepszy oszust.

DLACZEGO CZASAMI OSZUKIWAŁAM?

- Ha ha ha 😈 Dla zysku, zabawy i ze strachu. Kochani nie ma co owijać w bawełnę kobiety są bardzo zręczne w różnych intrygach ha ha ha. Nie pochwalam kłamstwa, ale uważam że moje kłamstewka nie były brutalnymi oszustwami. Na przykład ostatnio jadąc taksówką z bardzo natrętnym taksówkarzem, który wypytywał mnie o wszystko gdy ja chciałam pomilczeć zrobiłam z siebie mieszkankę Szczecina, która skończyła chemię. Bawiłam się przednio. Wtedy podróż z tym męczącym Papą Smerfem upłynęła mi naprawdę na niezłym ćwiczeniu intelektu. Facetowi tak się dobrze rozmawiało ze mną, że myślałam iż na koniec mnie ucałuje jak wnuczkę. No po prostu szał ciał. Poza tym ludzie często sami zmuszają nas do oszukiwania ich. Tak po prostu bywa. C`est la vie.


I w tym miejscu pojawi się najważniejszy punkt wieczoru, a mianowicie SIŁA PRZEBACZANIA. Wiele się mówi o tym, że należy przebaczać, bo to dobrze o człowieku świadczy i w ogóle to takie moralne. Ja Wam nie powiem tego, że to takie dobre, takie moralne i w ogóle, że tak trzeba. Powiem Wam, że należy przebaczać ludziom aby przebaczyć sobie samemu. Kiedy wybaczamy drugiej osobie sami doznajemy przebaczenia, ponieważ odczuwamy spokój na duszy. Jesteśmy wtedy pogodzeni ze sobą i emocje opadają. Mówię to z własnego doświadczenia. Wielu osobom wybaczyłam i też kilka osób wybaczyło mnie. Przebaczenie działa jak podanie ręki. Zazwyczaj ludzie odpowiadają uciśnięciem dłoni. Przebaczenie jest kłopotliwe. Wielu osobom nie jestem w stanie wybaczyć, a na pewno nie w obecnym momencie. Myślę, że do wszystkiego potrzeba czasu i odpowiedniego miejsca. Kiedyś zrobię doświadczenie i przez tydzień będę mówiła tylko prawdę. Jestem ciekawa czy tak się da ha ha ha. Nawet unikając tych moralnych kłamstewek, o których wspominałam mówiąc o osobie chorej. Chciałabym przebaczać i mieć przebaczone.

Ps. Nie każde drzewo daje dobre owoce...

Tymczasem.

środa, 12 września 2018

Jak pali się blanty w Indiach?

Dobry wieczór Kochani!
Dzisiaj będzie krótki post, ponieważ czas mnie nagli. Ostatnio w moich zdjęciach do modernizacji znalazłam zdjęcie sprzed 5 lat. Tak!!! mam tyle zdjęć, że nie nadążam z ogarnianiem ich. Ale do rzeczy. Jak wiecie popieram palenie marihuany a także uważam, że lecznicza marihuana powinna zostać jak najszybciej wprowadzona dla ludzi. Nie będę się dzisiaj rozwodzić dlaczego tak uważam, bo to nie ten post, w którym chciałabym z Wami o tym rozmawiać. Dzisiaj będzie szybko, lekko i przyjemnie. Takie krótkie posty też Wam są potrzebne, więc przychodzę do Was z nim. 

W 2013 roku pisałam wiele wierszyków, anegdot i tak zwanych "złotych myśli". Chciałam napisać coś co będzie pobudzające, lekko erotyczne, ale i po części zabawne. Sami zobaczcie, sami przeczytajcie 😈


To co napisałam miało być dwuznaczne i jest, więc spełniłam swoje zadanie, ale z drugiej strony zastanawiam się jak naprawdę pali się blanty z Indiach. Jeśli ktoś z Was pochodzi stamtąd to chętnie się dowiem. Myślę, że mieszkańcy Indii jeśli palą marihuanę to robią to z pewnym kunsztem i zaangażowaniem tak jak wzniośle się modlą i oddają cześć bogom. Niemniej to co wyżej napisałam jest tylko moją koncepcją jak to robić w Indiach. Myślę też, że można by spróbować tak i w Polsce, ponieważ jestem osobą, która lubi celebrować życie na różne sposoby. Życie jest bardzo krótkie i warto zbierać wspomnienia, przeżycia, doświadczenia i doświadczać różnych emocji(Maassen chciałaś napisać różnych stanów świadomości). 

Mam nadzieję, że takie lajtkowe posty też Wam odpowiadają. Nie chcę abyście uznali go za taki "zapchaj dziurę", bo wielokrotnie spotkałam się z prośbami - Ola, pisz codziennie nawet krótko. Także mam nadzieję, że wszyscy będziecie usatysfakcjonowani. 

Śpijcie Kochani dobrze, a Ci którzy nie mogą spać niech więcej marzą, podróżują myślami hen hen...
Tymczasem ✋❤👄👋

wtorek, 11 września 2018

Puszka Pandory(Aleksandory)

Czasami czuję się jakbym została obdarowana przez Los puszką Pandory ze wszystkimi nieszczęściami i przywarami, które bogowie zechcieli mi nadać. Myślę sobie, że czasem tego wszystkiego jest za dużo, za dużo nieszczęść, za dużo problemów i za dużo ludzkiej ułomności.

Czasami chciałabym schować do tej pięknej złoto-brokatowej puszki(szkatuły) słabe zdrowie, nadszarpnięte nerwy, 10 kilogramów, głupich ludzi, upały i hipokrytów. Gdybym tylko tak mogła to bym tak uczyniła. 

Czasem czuję się jak Pandora i nie wiem co zrobić. Najgorsza w życiu ludzkim jest bezsilność. Niekiedy trzeba wziąć to co Ci dają, przyjąć to zło, zaprzyjaźnić się z nim i odejść z opuszczoną głową... ale i z nadzieją* na lepsze. Po prostu, ot tak. 

~~~

* - jeśli tak samo jak ja lubicie mitologię to wiecie, że NADZIEJA została uwięziona w puszce Pandory na jej dnie. Jeśli nie wiedzieliście to już wiecie.

*** swoją drogą zmieniłam utwór w tle na Souvenir zespołu OMD. Zachęcam do posłuchania, bo to moja propozycja piosenki dla Was. Może zainspirujecie się do słuchania muzyki z lat dawniejszych. Piosenka ma już 37 lat ale jest ponadczasowa i zawsze będzie. Zresztą ja nigdy nie daję Wam przypadkowej muzyki na blogu. Ta odpowiada idealnie moim uczuciom i... kiedyś Wam powiem.

Tymczasem

poniedziałek, 10 września 2018

Gdy życie traci kolory...

Zawsze lubiłam moją melancholię, bo to właśnie ona temperowała mój brawurowy charakter. Ale kiedy jest jej za dużo, nachodzą człowieka różne myśli, najczęściej w odcieniach szarości. Jest już późna, głęboka noc a ja znowu nie śpię. Czasami wolę zdecydować się na bezsenność niż serie koszmarów niczym z ulicy Wiązów. Brrr... swoją drogą zawsze bałam się Freddy Kruegera, choć obejrzałam wszystkie jego części. Dziwna jestem, choć ja po prostu lubię się bać. Czasem.
Ostatnio brak mi chęci do życia, do wstania, do czegokolwiek. Niemniej ostatnimi tygodniami spacerowałam niezliczoną liczbę godzin, co zrobiło dobrze mojemu nastrojowi. Ale... w głębi duszy, w głębi serca, w głębi umysłu... jak zwał tak zwał czuję się smutna. Czuję się jakbym była obrazem namalowanym akwarelami, które zostały ponownie rozcieńczone wodą. Nie czuję się bezbarwna, ale rozmazana, bez żywych kolorów.

Mocnych barw dodaję sobie w ubiorze. Czerwona bluzka i niebieskie brokatowe paznokcie trochę nadają życia mojej wewnątrz ukrytej melancholii. Niemniej bazą jest czerń, z której zbudowana jest moja dusza. Zawsze chciałam zgłębiać istotę wszechrzeczy, bo to jest moja wewnętrzna potrzeba, której muszę ulegać, bo inaczej nie byłabym sobą. Ciemność zawsze będzie we mnie i ze mną, bo to pierwiastek, z którego stworzona jestem ja - Maassen. Nie chcę się tego pozbywać, ponieważ to coś dzięki czemu czuję głębiej, lepiej odczytuję emocje ludzi i intensywniejsze mam przeżycia. Z melancholią można żyć, albo oddać jej życie. Gdy życie traci kolory trzeba podkoloryzować swoją rzeczywistość czy to codziennie inną pastą do zębów, innym lakierem do paznokci czy smakiem kisielu na kolację. Życie łączy ludzi, którzy mają w sobie smutek. Odczuwam często Weltschmerz ale bez niego nie byłabym Waszą melancholijną Alexandrą. Tymczasem.

piątek, 7 września 2018

Sylwester & Walentynki czyli dwa najbardziej depresyjne dni w roku

Odkąd pamiętam nie przepadałam za Sylwestrem, ponieważ zawsze był to dla mnie czas końca wszystkiego. Pojawiają się wspomnienia, niewykorzystane szanse, rozmyślanie nad tym co mogło się stać a się nie stało. Sylwester to dzień kiedy marzy mi się dobry szampan, pilot do czy od telewizora i maraton filmowy. Walentynki? Walę w drinki. To kolejny dzień, który wspominam zawsze źle i co bym nie chciała zrobić czy zmienić zawsze ten dzień jest ładnie mówiąc - nieatrakcyjny. Zawsze myślę sobie co robią ludzie w te dwa dni. No jasne są tacy, którzy idą na bal, inni na "grubą" domówkę, inni wieszają sobie na lodówce serduszka licząc na wielką miłość, a są tacy którzy IDĄ SKOCZYĆ Z DACHU w grupowej manifestacji pecha, nieszczęścia i zjebanego doszczętnie życia. Jeśli nie wierzycie obejrzyjcie Naukę spadania z jednym z moich ulubionych aktorów(Pierce Brosnan). Swoją drogą Pierce Brosnan uratował dziewczynę chcącą skoczyć z mostu. Bardzo mnie wtedy zainspirował jako człowiek. Po przeczytaniu wywiadu z nim byłam bardzo pozytywnie zaskoczona. A wracając do Sylwestra i Walentynek to... TAK tego dnia dochodzi to niewyobrażalnej liczby prób samobójczych i samobójstw. Dlaczego? Bo są to dwa najbardziej depresyjne dni w roku. Podczas Sylwestra uświadamiamy sobie, że jesteśmy starsi, że coś się skończyło, że nie kupiliśmy tego jachtu, który mamy na zdjęciu przyklejonym na wewnętrznych drzwiach szafy, że nadal ważymy te 10 kilogramów za dużo, że mężowi mimo stosowania nowej generacji tabletek na potencję nadal nie staje, że że że że razy milion że. W czasie Walentynek często jesteśmy sami, po prostu tego dnia bardzo wiele osób niemających miłości swojego życia targa się na swoje życie i kończy je, ot tak.

Dodatkowym bodźcem do popełnienia samobójstwa w czasie Walentynek i Sylwestra ale głównie Sylwestra jest alkohol, który wpływa na niekiedy silniejsze doznawanie lęku i poczucia bezsensu istnienia. Nie dziwię się samobójcom, że decydują się odejść właśnie w te dwa dni roku. Mnie jako osobę, która kocha życie te dwa dni bardzo stresują, smucą i wprowadzają w melancholię. Może to dobry moment na przemyślenie swojego życia? Ha ha ha 😈

Dziwię się jedynie osobom, które chcą odebrać sobie życie poprzez zeskoczenie z dachu. Znając moje szczęście to połamałabym się i żyła dalej. Choć wiem, że wiele z tych osób chce zakończyć swoje życie w sposób ceremonialny z pewną dozą kunsztu. Boże co ja piszę samobójstwo z dozą kunsztu. Chyba wczoraj za dużo przyćpałam tej Hydroksyzyny ha ha ha 😈 A tak poważnie to ludzie skaczący z dachu, chcą aby choć samobójstwo wyglądało na coś okazałego skoro ich życie było bardzo przeciętne. Niemniej nie można generalizować, bo wielu wysoko postawionych ludzi odbiera sobie życie, ponieważ nie umie poradzić sobie ze swoim zbuntowanym, zbulwersowanym, wkurwionym na rzeczywistość wnętrzem. 

Nigdy nie naśmiewałam się z samobójców, bo im bardzo współczuję. Poza tym znam temat i powiem Wam, że dla osób bliskich to tragedia niewyobrażalna i jako osoba widząca próbę samobójczą i osobę, która odebrała sobie życie mogę powiedzieć tylko tyle, że życie jest chwilowym teatrem, który przeminie bardzo szybko, za szybko. Jeśli rozważacie taką decyzję zastanówcie się kto by za Wami zapłakał, kto by się załamał słysząc wiadomość o Waszej śmierci. Zastanówcie się nad tym co daje Wam szczęście. Samobójstwo jest zawsze złą decyzją. Choć czasem wydaje się, że najlepszą. Jedynym plusem choć brzmi to nieprzyzwoicie z mojej strony jest to, że coś takiego, doświadczenie takie jakie miałam ja, widząc człowieka umierającego jest czymś w rodzaju przemiany wewnętrznej. To niewyobrażalny ból stracić kogoś na zawsze. I mam nadzieję, że On wie, choć dzisiaj miałby urodziny, to wiem że tam gdzie jest już jest dobrze. To bardzo emocjonalne dla mnie i dzięki tamtej sytuacji zrozumiałam, że warto kochać szybciej, że warto żyć pełniej. Po prostu warto.



środa, 5 września 2018

Złe wieści, informacje dla Was oraz plany na koniec roku!

Dzień dobry moi Drodzy! Dzisiaj mimo mojej bezsenności zaczęłam dzień dosyć wcześnie. Musiałam iść na pocztę, zrobić zakupy i odebrać wyniki morfologii, które miały być zwyczajnym elementem kontrolnym mojego zdrowia. Nie ma poprawy, nadal mam stan przedcukrzycowy a co gorsza mam złe OB. Moja pani doktor dzisiaj mnie zdołowała, bo dała mi skierowanie na rezonans nerek i nadnerczy. Wkurwiłam się strasznie, bo w lutym miałam tomograf tych organów, a tu rezonans. Domyślam się, że renina nadal nie obniżyła swojego poziomu, ale rezonans to dla mnie kolejny stres. Doskonale wiem co oznacza złe OB, bo moja babcia przy raku nerki miała co miesiąc robioną morfologię. Niemniej nie będę się nakręcała, bo to do niczego nie prowadzi. Z pewnością mam złą reninę i tyle. Przecież nie można mieć cały rok pecha prawda? ha ha ha. Wiecie jestem tym wkurwiona, bo nie czuję się fizycznie jakoś źle. Myślałam, że moje wyniki się poprawiły, bo ostatnio miałam relatywnie dobre ciśnienie i cukier, jedynie boli mnie brzuch i czasem nie jem, ale nic poza tym. Ale mniejsza z tym, bo nie mam siły jeszcze tym się przejmować. Trzymajcie kciuki za lepsze wyniki, bo jak na razie to chyba źle trzymaliście ha ha ha. To gwoli wstępu.

Plany na koniec roku? Tak! uważam, że początek września to już zalążek końcówki roku. Głównie studia i na tym się muszę skupić, ale jak wyjdzie to się okaże. Niczego nie oczekuję i niczego nie obiecuję. Po prostu chcę coś zrobić. Jak wyjdzie? Nie wiem.

Jak wiecie i zauważyliście Myśli Kobiety Wyzwolonej co jakiś czas coś w sobie zmieniają. Nie raz jest to tylko utwór w tle, niekiedy tematyka postów, a czasem robię sobie przerwę od pisania. Zazwyczaj pauzuję kiedy rzeczywistość upośledza moją zdolność do logicznego myślenia. Czasem chciałabym przestać pisać i rzucić to w cholerę ale nie umiem. Udusiłabym się. Mam potrzebę ekspresji i to co czuję, myślę i wiem muszę puścić w przestrzeń. Z tego miejsca chciałabym podziękować za komentarz pod ostatnim postem. Dziękuję serdecznie. Jest mi bardzo miło. Piszę ten post słuchając Myslovitz jakbym jeszcze była za mało zdołowana. Swoją drogą to jeden z moich ulubionych polskich zespołów.

Chciałabym Wam też podziękować za to, że lubicie potaplać się w mojej niekiedy głębokiej melancholii. Myśli Kobiety Wyzwolonej zmieniają się wraz ze zmianą wewnątrz mnie. Jak zmieni się obecnie mój blog? Nie wiem... sama po czasie zobaczę jak i Wy również. Trzymajcie się ciepło.

wtorek, 4 września 2018

Upadły anioł

Dobry wieczór o 3 nad ranem ✋Nie mogę spać, bo mam w sobie za dużo różnych przemyśleń. Wczorajszy dzień cały przespałam, ponieważ miałam strasznego kaca. Nadeszła noc a ja znowu rozmyślam. Czasem lubię w sobie swój analityczny umysł, ale czasem jest to po prostu strasznie uciążliwe, kiedy myśli się przez całą dobę. Najbardziej smutne jest to, że najwięcej czasu poświęcam negatywnym myślom. Jest mi przykro, bo wiele sobie uświadomiłam i odczuwam coś w rodzaju wyrzutów sumienia. Nie uważam, żebym zrobiła coś strasznie złego, ale wiem że kogoś skrzywdziłam. Nie chciałam, ale to się stało. Teraz będę się biczowała, nie wiem jak długo. Wiem, że potrzebuję szczerej rozmowy i wyjaśnienia, wytłumaczenia. Nie chcę nic więcej, chcę tylko jednej rozmowy. Jednego spotkania. Być może jestem osobą nadwrażliwą, ale mam tak, że lubię naprawiać popełnione błędy. Trudno jest zrozumieć drugiego człowieka nie słysząc jego głosu, nie widząc spojrzenia i nie czując obecności.

Wiele osób zarzuca mi gruboskórność, ale to nie prawda. Moje serce nadal działa choć jest w tarapatach. W życiu najsmutniejszą rzeczą jest to, gdy obcą osobę czynimy bliską, aby znów uczynić z niej obcą. 

Tymczasem

poniedziałek, 3 września 2018

Alexandra, moja dziewczyna z Webu

Rzadko można spotkać mnie bez uśmiechu. Przez co ludzie uważają mnie za szczęściarę z pogodą ducha i bezproblemowym życiem. Niestety nie jest tak jak ludzie mnie postrzegają. Wielokrotnie powtarzałam Wam, że najlepszy humor bierze się z najczarniejszych zakamarków duszy. Tak po prostu jest i koniec. Dlatego większość komików cierpi na głęboką depresję. To temat rzeka, nad którym dzisiaj nie będę się rozwodziła pijąc margaritę w towarzystwie Maxa(dobry kumpel). Rozmawiałam z nim dzisiaj na temat życia w sieci. Czy warto, czy to naiwne, czy można się wkurwić na ludzi, czy to strata czasu i etc. . W sieci jako osoba żywa jestem od 17 roku życia. Mówiąc osoba żywa mam na myśli rozmowę z ludźmi będącymi po drugiej stronie ekranu. Nigdzie nie spotkałam tak wielu psychopatów i dewiantów jak właśnie w Internecie. Wielokrotnie byłam zbulwersowana, zniesmaczona i skonfundowana, ale co zrobić skoro taki jest świat i tacy są ludzie. Jako, że mam zdolność adaptowania się w środowisku to bardzo szybko przesiąkłam slangiem ludzi z sieci, który niekiedy jest bardzo wulgarny i obsceniczny. Można powiedzieć, że stałam się taką osobą jaką oczekiwali ode mnie ludzie wirtualni. Wiecie, gdy przebywacie z kimś często to mimowolnie przechwytujecie pewne zachowania i tak samo działa rozmowa w sieci z kimś. Tym kimś po prostu jest człowiek. Nie raz mniej chory na umyśle, czasem bardziej. Mogę Wam powiedzieć, że w Internecie są KUREWSCY WARIACI! Nie mówię oczywiście o wszystkich, ale wierzcie mi, że takiego szamba to nigdzie jak żyję nie widziałam. Poznałam też fajnych ludzi, z którymi mam kontakt, ale to tylko pojedyncze jednostki. Większość wirtualnych osób to spaczone osoby. Główną atrakcją są osoby z dewiacjami seksualnymi, które przewyższają fetysze, które akceptuję. Dzisiaj pijąc sobie pyszną margaritę i rozmawiając doszłam do wniosku, że warto o tym pisać, bo młode dziewczyny, które logują się pierwszy raz na jakimkolwiek portalu randkowym nie wychodzą już z niego jako niewinne istotki. Sieć jest brutalna i niszczy emocjonalność. Na początku można uznać, że rozpala namiętność, wzbogaca słownictwo i otwiera na świat. To wszystko ma miejsce, ale sieć wcześniej czy później tworzy mur między ludźmi, niszczy wrażliwość i izoluje. Pamiętam kiedy pierwszy raz zalogowałam się na jednym z najbardziej znanych portali. Rozmawiałam jakieś 18h i nie wierzyłam w to, że tak życie wygląda. Byłam tak zdziwiona, że nie wiedziałam gdzie ja trafiłam. A z biegiem lat przesiąkłam całą wirtualną otoczką robiąc z siebie dziewczynę z Webu.


Kiedyś nie dodałabym takiego zdjęcia w żadnym miejscu w sieci, ale po latach zrozumiałam, że to przecież tylko biust i nic więcej. Jestem kobietą, a kobiety z reguły mają piersi. W ogóle mój światopogląd się zmienił i dziś nie widzę nic zdrożnego w większym dekolcie. Gdybym miała bardzo mały biust w tej bluzce to nikogo nie raziłoby to zdjęcie, ponieważ nie wzbudzałoby bardzo pożądania i nie powiewało seksualnością. To tak samo jak z małymi pupami, wąskimi ustami, brakiem makijażu i skromną stylizacją. Poza tym lubię stroje z lat 60, które kipią seksualnością, elegancją ale i pewnym rodzajem wulgarności. Pewnie zauważyliście(szczególnie Panowie), że kobiety wstydzą się pokazać w bieliźnie, ale kostium kąpielowy już nie stanowi problemu 😈 

Czego nauczyło mnie życie w sieci?

Na pewno otwartości na świat i inność. To jest coś co naprawdę mnie diametralnie zmieniło. Dzisiaj mało rzeczy uważam za dziwne. Kto mnie zna ten wie, że nigdy nie zaakceptuję ani nie będę tolerowała człowieka będącego pedofilem, zoofilem czy koprofilem. Chociaż już o tym kiedyś napomknęłam w jakimś dawnym poście albo... i nie takim dawnym? Poszperajcie, poszukajcie a na pewno znajdziecie. 

Co straciłam będąc w sieci?

No tak... zaczęło się trudnym pytaniem. Na pewno delikatność. Na pewne sprawy jestem po prostu ostra, zdrożna, wulgarna. Czy jestem zła na siebie za to? Bynajmniej 😈

Czy bardziej jestem real czy virtual?

Oh 😇😈 czasami jestem bardzo virtual choć dla bliskich osób zdecydowanie real. Niemniej jednak moje życie wirtualne jest znacznie intensywniejsze niż to życie tu i teraz. Choć przez ostatnie miesiące bardzo spłyciłam swój virtual na rzecz realu i muszę powiedzieć, że uczyniłam postępy ha ha. A tak szczerze to jestem żywą istotą lubiącą przebywanie w sieci. Czasami mam dosyć bycia Olą i wolę sobie pobyć kimś innym, choć już od dawna jestem po prostu Maassen. Po prostu mam niekiedy potrzebę incognito. Ale chyba każdy ma takie potrzeby, czy nie? 😇😈

Czy jestem uzależniona od Webu?

TAK!

Czy przebywanie w sieci zmieniło moje życie?

Oczywiście. Myślę, że na lepsze chociaż też mnie w pewnym stopniu wyalienowało od tego co jest TU. Niemniej jednak kocham Internet i jest to miłość odwzajemniona bo Internet kocha mnie, ale to też temat na inny post. Bez telewizji mogę żyć, ale bez Internetu nie. I jeśli miałabym wziąć 3 rzeczy na bezludną wyspę to byłby to: Internet(czyli mój telefon z siecią), tusz do rzęs i tabletki ha ha ha 😈

I na koniec chcę Wam powiedzieć, że jeżeli kiedyś mój blog osiągnie 10 tysięcy polubień na stronie mojego fanpejdżu Myśli Kobiety Wyzwolonej na Facebooku to zrobię imprezę dla Was na przykład w Warszawie. Jeśli chcecie wybrać się na imprezę, której wodzirejem byłaby Maassen to zachęcam do polubień mojego bloga i udzielania się na blogu. Doskonale wiecie, że dotrzymuję słowa, więc chcecie się bawić, to zróbcie tak aby blog docierał do coraz większej liczby odbiorców, którzy mają głowę na karku, otwartość na seksualność i świat oraz nutkę melancholii w sobie. Mam nadzieję, że kiedyś spotkamy się na dobrej margaricie i potańczymy w rytm latynoskich hitów z lat 90. Aha... pamiętajcie, że słowa pianego są myślami trzeźwego. Także do roboty moi drodzy i widzimy się na dobrym party. 

Tymczasem

Całuję Was gorąco,

Wasza(zawsze hot) Aleksandra 👄✋❤👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄

sobota, 1 września 2018

Wszystko ma swój kres...

Czasem myślimy, że wszystko jest na zawsze, ale to nie prawda. Wszystko jest tylko na pewien czas. Nie wierzę, że coś może być na zawsze, czy często spotykane - na wieczność. Wszystko dzieje się też w jakimś celu, który warto zrozumieć zanim zaczniemy niszczyć samych siebie. Z taką świadomością łatwiej jest żyć. Wszystko ma swój kres... Jeśli ktoś ma intuicję bądź za grosz inteligencji to wie kiedy zbliża się koniec.

Tak wyglądałam w moje urodziny, których notabene nie było. Usta mogą się uśmiechać, ale gdy oczy pozostają smutne, uśmiech nie jest wyrazem radości a cierpienia. Kiedyś mówiłam Wam, że gdy widzę nową osobę i mam jej zdjęcie robię pewien myk. Zakrywam twarz oprócz oczu. I już wiem z kim mam do czynienia. Czasem w oczach ludzi widziałam smutek, czasem skurwysyństwo a niekiedy psychopatię, a i tak "ładuję" się w toksyczne znajomości. Za bardzo wierzę w ludzi i ich ukryte dobro. Powoli dochodzę do wniosku, że są po prostu dobrzy ludzi i źle. Kinga powtarza mi, że muszę zaakceptować, że jest biały i czarny, że nie każdy człowiek udający dobre intencje je posiada. Ja mimo wszystko widzę więcej odcieni w człowieku aniżeli te dwie. Być może właśnie takim myśleniem się cały czas ranię. 

Mój brat z kolei powtarza, że są rzeczy, które trzeba przerwać natychmiastowo i iść dalej. To by znacznie ułatwiło życie, ale ludzie lubią mieć nadzieję. Bez niej umarlibyśmy z samotności. Ja mówię, że z racją jest jak z dupą, każdy ma swoją i ile ludzi tyle opinii. Ważne w tym wszystkim jest to aby wyłuskać te najważniejsze wskazówki dla nas samych. 

W urodziny miałam sen, że dostaję atak serca. Dzisiaj dowiedziałam się, że moja ciocia z Wrocławia tego dnia miała ciśnienie tętnicze ponad 200 na sto ileś. Czyżby proroczy sen? Możliwe. Wierzę w sny od dawna. Gdyby ludzie umieli je odczytywać wiele by zrozumieli w swoim życiu. 

Patrzę właśnie na siebie w lustrze i widzę coś. Widzę, że mam dzisiaj bardzo dobry makijaż, wyprostowane, błyszczące włosy i smutek w oczach. Pasja, miłość i nadzieja uskrzydla człowieka. Ale gdy te 3 kwestie są zaburzone możliwy jest tylko smutek. Brooke z Mody na Sukces powiedziałaby mi, żebym się pocieszyła i nie marnowała życia. Kilka lat temu pewnie bym jej posłuchała. Dla Brooke pocieszeniem zawsze były nowe romanse. Lubię sobie poflirtować, ale czasem melancholia jest przytłaczająca. Co zrobić z życiem? Co zrobić teraz?

Jeśli ktoś nie szanuje nas widząc mylnie zbyt wiele, to my powinniśmy się uszanować za tych wszystkich ludzi niejasnowidzących. To nie moja wina, że inni nie umieją czytać między wierszami. Ostatnio bardzo mnie nosi, bo nie wiem co ze sobą zrobić. Kiedyś napisałam wiersz, w którym był jeden wers - "Gdybyś z kwiatka na kwiatek nie skakała to byś serca tak dotkliwie nie złamała". Dziś nie w pełni, ale jednak to zdanie ma spore odzwierciedlenie w moim obecnym życiu. Wiecie jakie to dziwne widzieć szarość mimo tylu kolorów w życiu? Wszystko ma swój kres... i trzeba to zaakceptować. Pewne historie trzeba przerwać z dnia na dzień, aby nie zabijać się każdego dnia na nowo. Jeśli nie wie się co należy zrobić wtedy najlepiej spasować. Jeśli ktoś zastanawia się czy ta przyjaźń jest przyjaźnią to nie powinien długo myśleć, bo nią nie jest. To tak samo jak z miłością. Człowiekowi należy dać wolność. Jeśli nie chce tej wolności i wraca w jedno miejsce, wtedy to jest miłość. Miłość nie ma zbyt wiele związku z wolnością, to bardziej sztuka kompromisu. Pamiętam jak mój korepetytor mawiał - "Ola, miłość to sama chemia. Zachodzi pewna reakcja chemiczna w głowie i to dlatego czujemy takie przyjemne uderzenia serca, motylki i radość bliską ekstazy". Nie zapytałam tylko gdzie jest antidotum na miłość. 

Dzisiaj wychodzę, ponieważ muszę się pochillować. Mój kolega z poprzednich studiów napisał mi w życzeniach urodzinowych "spełnienia marzeń". Przydałoby się gdyby mogły się spełnić, ale nie mają racji bytu moje marzenia. Są bezcelowe, bez bez bez. Czasem chciałabym nie mieć oczekiwań co do ludzi i życia. Łatwiej żyłoby się w takim świecie. 

Dzisiaj mogłabym sobie przyklasnąć z Beksińskim...
Tymczasem