środa, 31 maja 2017

Podróże leczą dusze :)

Początek tego tygodnia i ostatnia noc była zła, wręcz fatalna, ale tak to jest jak pozwalasz nieodpowiedniej osobie się oswoić. Bywa, i za głupotę i naiwność należy zapłacić. Czasem bardzo dotkliwie. Nienawidzę jak ktoś stosuje na mnie jakikolwiek rodzaj szantażu emocjonalnego lub chce zrzucić winę na mnie. Bardzo tego nienawidzę i wtedy mam ochotę takiego delikwenta udusić albo poćwiartować na najdrobniejsze kawałeczki. Dzisiejszej nocy normalnie trafił mnie szlag, ale na szczęście ktoś mi poprawił humor - Dziękuję 👄

Uf... od razu mi lżej na duszy. Wkurzyłam się to mało powiedziane. A jak jestem wkurzona, to muszę coś szybko ze sobą zrobić czyli najlepszą metodą przeze mnie stosowaną są podróże. Jak pomyślałam tak też zrobiłam i właśnie jadę sobie autem i piszę na laptopie. Nie bójcie się nie prowadzę auta, nie mam prawka, więc sobie kierowcę znalazłam ha ha ha... 😋😋 Wzięłam torbę podróżną i wio... wyjechałam do... UWAGA UWAGA do... Wrocławia ✋ czyli nie za daleko, ale zawsze to jakaś zmiana. Jest noc, przed sobą widzę mgłę, ale jedziemy stosunkowo wolno, więc jest ok, a poza tym czuję się bezpiecznie. Dlaczego zdecydowałam się wyjechać?

Bo mogę, bo chciałam, bo mam możliwość, bo tego potrzebuję.

Całe życie wyrządzałam sobie krzywdę, bo emocję tłamsiłam w sobie, a potem byłam tak zestresowana, że nie jadłam, albo jadłam niewyobrażalne ilości, nie spałam po 3 dni, robiłam inne niebezpieczne rzeczy, albo izolowałam się od wszystkich ludzi. Z tą izolacją nadal mi zostało. I zawsze samotność pomagała mi. 3 dni samej w domu, film, dobra książka, czekoladki, kakao i żelki i potem Maassen jak nowa. Mój brat gdy ma zły dzień to biega i zazdroszczę mu, bo dzięki temu ma super formę i zgrabne nogi. Ja niestety wtedy się nie ruszam, wolę samotnie coś porobić. A poza tym lubię swoje towarzystwo i dzięki temu nawet jak na starość zostanę sama, to będę lubiła swoją starość. Podróże to pewien rodzaj ucieczki tak samo jak emigracja(wiecznie mylę imigrację z emigracją, ale chyba dzisiaj się nie pomyliłam). Mimo, że podróż to ucieczka to ja preferuję taki sposób radzenia sobie z problemami. W psychologii są 3 drogi na radzenie sobie z problemem. Pierwsza to walka, druga to ucieczka, a trzecia to obojętność. Ja zawsze korzystam z drugiej opcji. Wiem, że kiedyś wyjdę z domu, zostawię kartkę, na której będzie napisane - "Wyruszyłam w największą przygodę życia, dam sobie radę, zawsze daję". Nie wiem kiedy to się wydarzy, ale coraz częściej takie coś chodzi mi po głowie. A doskonale wiecie, że jak mam jakiś plan to wcześniej lub później ten plan wchodzi w życie i to się dzieje co planowałam nawet kilka lat wcześniej. Podróże leczą dusze, wszystkie dusze, tylko należy zdać sobie z tego sprawę. Zdaję sobie sprawę z tego, że są ludzie biedniejsi albo bogatsi. Nie każdy może sobie pozwolić na zachciankę wylotu do Los Angeles, ale zmiana dzielnicy, wyjechanie na koniec miasta albo wyjazd do innego miasta w swoim kraju zawsze coś zmienia i zawsze ładuje nas dobrą energią. Jeśli macie możliwość wzięcia urlopu czy też macie wolny czas w swoim życiu i fundusze to zachęcam abyście wybrali się w podróż najlepiej donikąd, ponieważ wtedy możecie się zagubić w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Zagubienie pozwoli Wam się odnaleźć. Pamiętam moje pierwsze studia. Miałam tyle na głowie, tyle materiałów, że myślałam iż zacznę ryczeć i nie zdążę ze wszystkim. Po czym zaczęłam płakać jakieś 3-5 minut, wzięłam się w garść i zrobiłam wszystko co miałam do zrobienia. Pod presją czasu się mobilizuję, gdy mam tego czasu za wiele to zastanawiam się nad sensem życia i sensem w ogóle istnienia, a potem dochodzę do wniosku, że życie nie ma sensu. I jak dochodzę do takiego wniosku, to idę szybko na cmentarz i patrzę na ludzi, którzy cierpią przy grobie swoich bliskich i właśnie wtedy wiem, że życie to najcudowniejsza rzecz jaką dostaliśmy. Mam mózg analityczny i pewnie dlatego matematyka zawsze była moją mocną stroną, bo lubię wgłębiać się i szybko rozumiem. Podróż jest trochę podobna do matematyki, bo dzięki podróży dodajemy wszystkie elementy, sumujemy i mamy wynik naszych przemyśleń.

Pewnie zastanawiacie się kiedy wrócę? Na pewno tydzień tutaj pobędę, jak się zregeneruję na najbliższe miesiące, które już wiem, że będą bardzo trudne i pracowite, ale jestem pełna nadziei na sukces. W ogóle od czerwca czyli już jutro zamierzam wprowadzić w moje życie diametralne zmiany, a mianowicie inny sposób odżywiania, większa ilość snu, nie zarywanie nocek, ćwiczenia fizyczne, długie spacery, zero palenia i zero alkoholu. Wiem, że mi się uda, bo tego chcę. Najtrudniejsze są 3 pierwsze dni, a potem to idzie jak z płatka. Niemniej trzymajcie za mnie kciuki. Jedynie będzie mi brakowało nocnego czytania książek i nocnego pisania, ale wiem, że ta zmiana jest mi potrzebna, bo zbyt wiele straciłam. Pewnie zastanawiacie się co z ludźmi, którzy mnie otaczają. Zmiany będą duże, bo wiele ludzi, których uważałam przyjaciółmi, dobrymi znajomymi nie są warci aby tak ich nazywać. Ostatnio ktoś mi powiedział, że może być dobry kolega, ale przyjaciel - ktoś taki nie istnieje. Z drugiej strony chyba też w to uwierzę, bo nawet Ojciec Chrzestny nazywał ludzi przyjaciółmi bardziej z czystej dyplomacji, niż szczerze tak uważał. Z kolei Schopenhauer uważał, że szczęśliwi możemy być tylko samotnie. I z tym poglądem zgadzałam się prawie 16 lat. Całe życie nie lubiłam ludzi i byłam typem intelektualnej samotniczki(jakkolwiek to brzmi) i teraz zastanawiam się po jakiego grzyba zmieniłam swoje nastawienie i stałam się duszą towarzystwa. Był to pewnie mój błąd, albo musiałam przeżyć taką zmianę, aby uświadomić sobie, że byłam kiedyś w dobrym miejscu. Jak widzicie potrzebowałam rozmowy ze sobą i z Wami.Większości z Was nie znam i pewnie dlatego łatwiej mi pisać, bo mnie nie oceniacie, a sami pewnie dużo korzystacie z moich błędów i rad na życie. Chciałabym dożyć późnej starości i powiedzieć sobie w lustrze - "Maassen byłaś Ty szaloną laską, korzystałaś z życia do ostatniej kropelki ale nie utraciłaś swojego ja, swojej autentyczności i zostałaś tą Maassen co byłaś 90 lat temu, Stara nie popłynęłaś tylko uniosłaś się wyżej". Jeśli kiedyś to sobie powiem w lustrze pełna pewności siebie to będzie znaczyło, że żyłam, byłam, istniałam i godnie się zestarzałam. Życzę sobie tego i Wam abyście akceptowali to co nadchodzi, brali problemy na klatę i nie trzymali się brzytwy na siłę jeśli Was rani. Tymczasem.

wtorek, 30 maja 2017

Jedyna słuszna czerwień

Dzień dobry ✋

Pierwszą dzisiejszą zmianą na Myśli Kobiety Wyzwolonej jest nowy utwór muzyczny, który notabene nie jest już nowinką wśród piosenek. Mówię mianowicie o Red Red Wine w wykonaniu UB40. Ten utwór jest jednym z ulubionych wśród muzyki reggae. Mam dobre wspomnienia związane z tą piosenką, a z racji tego, że lubię chillout i lubię także reggae. Dlatego też uznałam, że czas zmienić utwór w tle na inny. Jeśli ktoś jego nie zna(nie wiem jak można nie znać tej piosenki, która leciała i nadal bardzo często leci w radiu) to zachęcam do wysłuchania. Facet śpiewa o czerwonym winie, które jest jedyną pomocą w jego niedoli związanej z nieszczęśliwą miłością. Ale jak się domyślacie nie bez kozery dodałam właśnie tę piosenkę. I już dowiecie się dlaczego 👀

Ostatnio oszalałam na punkcie soków pomidorowych. Piję, piję i nie mogę przestać je pić. Zauważyłam, że bardzo wspomagają procesy trawienia, dodają sił fizycznych i poprawiają samopoczucie. To jedyna słuszna czerwień w moim życiu aktualnie ✌ Zachęcam do rozpoczęcia przygody z sokami. Oczywiście, że super byłoby abyście sobie wyciskali je sami, ale pamiętajcie, że jeśli ktoś nie ma czasu ani ochoty zajmować się wyciskaniem owoców na sok, zawsze z pomocą przychodzą soki jednodniowe w sklepach lub soki pomidorowe, w których jedynie są pomidory i trochę soli. Zawsze sprawdzajcie skład soków pomidorowych, bo jeśli już pijecie coś dla zdrowia, a nie tylko dla smaku to warto aby było to dobre jakościowo i zdrowe. Moja mama uwielbia sok pomidorowy Fortuny w butelce! - to ważne, a ja pokochałam Dawtona pikantny w butelce! z dodatkiem pieprzy czarnego, chili i bazylii. Po prostu jest rewelacyjny. Zachęcam do wypróbowania

Powinnam jeszcze wspomnieć, że aby zapewnić sobie dzienną porcję warzyw i owoców należy zjeść ich 5 porcji, a co za tym idzie, w skład pięciu porcji wchodzi 5 szklanek np. soku pomidorowego. Ktoś pewnie powie, "Ale jak to, aż tyle, przecież jak tyle wypić?!!!". Otóż moi Drodzy. Przecież nie musicie wypić 5 szklanek soku, już jedna zrobi różnicę, a te 4 porcje to na przykład banan, marchewka starta na tarce i wiele wiele innych możliwych konfiguracji wśród warzyw i owoców. To nie jest takie skomplikowane jak Wam się wydaje. Ja piję 3 szklanki tego soku i nie narzekam, może dlatego, że uwielbiam sok pomidorowy, choć całe życie dziwiłam się mojej mamie jak może coś takiego pić. Najwyraźniej mój organizm ma zapotrzebowanie na pomidory, więc zaczęłam pić.

Mniam mniam - Dawtona Pikantny rządzi. To naprawdę JEDYNA SŁUSZNA CZERWIEŃ!!!

I na koniec chcę powiedzieć, że wiem iż nie każdego przekonam do picia soków pomidorowych, bo to dla wielu specyficzny smak, ale w życiu jest czasem coś za coś. Chcesz zdrowia to musisz na to popracować. Oczywiście można pić czerwone wino, ale już przy tym trunku wymagana jest ostrożność i niewielka porcja. Ja nie lubię się ograniczać, więc piję sok pomidorowy na moją niedolę i wiem, że sobie nie przedawkuję, a wiadomo jak to jest z czerwonym winem. Podobno w niewielkiej ilości pomaga na serce, ale kto ma słabą głowę lub nie zna umiaru to nie polecam, mimo że wszystko jest dla ludzi. Pozdrawiam i życzę smacznych soków lub pysznego wina, choć sama za czerwonym winem nie przepadam, a może po prostu dobrego nie piłam. Tymczasem ✋

niedziela, 28 maja 2017

Życie to Suka...

Życie to Suka... takie stwierdzenia gdzieś albo słyszałam, albo były w Internecie jako memy. Nigdy nie postrzegałam w ten sposób życia, ale odkąd lepiej znam siebie, więcej doświadczam i więcej widzę to faktycznie życie to taka Suka z BDSM, która niby jest niewolnicą, a jednak zniewala swojego Pana bardziej niż żona, praca czy też problemy. Zawsze uważałam, że życie jest piękne i nawet kupiłam sobie perfumy o tejże nazwie La Vie Est Belle(Życie jest piękne), a tak jak życie, tak i perfumy niestety śmierdziały. Paradoks? Może nie do końca, chociaż czasem mam ochotę się rzucić pod pociąg. Są ludzie, którzy nie mają w ogóle problemów a zachowują się jakby przeżyli tsunami co mnie bardzo śmieszy, bo ci ludzie nie mają nic o życiu pojęcia. Co gorsza uważają się za speców, a nie mają pojęcia ani doświadczenia w wielu dziedzinach życia. Smutne, ale są tacy "nauczyciele" bez papierka. Całe życie jestem optymistką, chciałam nawet innych tego uczyć, ale dostrzegam coraz częściej, że psychologia psychologią, ale są ludzie, którzy nie pozwalają sobie pomóc chociaż bym stanęła na rzęsach, cyckach czy twardo na nogach. Niestety wolą się nad sobą użalać i mnie jeszcze dodatkowo dołują. Owszem lubię rozmawiać i wspierać innych dobrą radą, ale litości, ja też mam jakieś limity. I niestety mój stres doprowadza znowu do tego, że źle się czuję i jestem maksymalnie smutna. Już 5 dzień z rzędu ponad 5 godzin w ciągu dnia odbija mi się i jest mi niedobrze. Ale nie jest do odbijanie jedzeniem tylko odbijanie z nerwów. Tak przynajmniej mniemam. Ale doskonale wiecie, że ja już nie z takich opresji wychodziłam. Kto jak kto, ale Wasza Aleksandra zawsze da radę. Bo kto jak nie ja? Prawda? ✌

(Zawsze marzyłam o tym chokerze a`la obroża. Pewnie wiele osób na ulicy powiedziało by "ale wulgarnie", "dziwka", "ale sucz", "to już kobiety noszą obroże jak psy, co z tym światem". Ludziom może się nie podobać i wiem, że większości społeczeństwa takie "coś" na szyi nie podejdzie, albo nie trafi w gust, ale mój styl zawsze był połączeniem elegancji i wyrafinowania. Mnie się podoba. Oczywiście uważam, że to dodatek bardzo wyrafinowany, bo takie coś nosiły paryskie kurwy czy gwiazdy porno z "klimatów"(klimaty - praktykowanie BDSM). Co by nie powiedzieć to przecież do kościoła w tym nie idę ani do babci na imieniny. Uważam, że to idealny dodatek jeśli chcemy zwrócić uwagę świata albo chcemy zaskoczyć naszego partnera lub wzbogacić nasze życie erotyczne.)

Po tej krótkiej dygresji, powróćmy do tematu. W sumie tak daleko, to ja od tematu nie odbiegłam, no ale mniejsza z tym. Kiedyś ktoś o dziwo bardzo religijny powiedział, że "Najlepsi ludzie najgorzej są doświadczani, aby Bóg miał godne naczynia do naśladowania Jego". Hmm... pewnie zastanawiacie się skąd ja takie myśli znam. Ano upadły ze mnie anioł i to dosłownie. Ten filtr ze Snapchata z białymi aureolami nad moją głową i ta obroża idealnie obrazuje mnie. Upadły anioł. Jeśli metafizyka naprawdę istnieje to spadłam z nieba, trafiłam do piekła i nie wyszłam, bo mi się spodobało. Moja historia o mojej duchowej zmianie to długa historia, ale z każdym kolejnym postem, więcej się dowiadujecie, a ja sobie głowę czyszczę przez takie posty refleksyjne o moim życiu.

Życie to może Suka... ale ale ale!!! Kocham tę Sukę nad życie. Kocham ludzi, ten piękny świat, kocham też siebie, choć czasami się tak nienawidzę, że naprawdę bym się potrzaskała jak  kruchą szklankę. Ale! ale wiem, że tego nie zrobię, bo miłość do życia jest najważniejsza. Kocham życie i chcę się nim cieszyć, doświadczać, korzystać, przeżywać, smakować, cieszyć się, że jestem, bo nie wiem jak długo przyjdzie mi być tutaj na Ziemi. Nauka miłości do siebie i chęć życia to długa droga, a niekiedy bardzo trudna, ale jeśli jesteście silni, albo do takich aspirujecie to Wam się uda. Przecież mnie się udało! Kocham Was, życie i siebie ❤

Wiem, że... to w tej chwili zostawię bez echa. Ale kiedyś coś Wam a`propos tego postu napiszę i będzie o niewolnictwie, seksie, miłości, cierpieniu. Ostatnio znajoma mnie spytała - "Ola, kiedy post o seksie, przecież ten blog był stricte o seksie, a zamienił się w refleksyjny dziennik, co z Tobą, ochotę straciłaś?!". Ha ha ha... ma dziewczyna sporo racji, ale dzisiaj połączyłam refleksję ze zdjęciami z nutą erotyki i kto czyta regularnie ten wie, że refleksja jest przeplatana z erotyką. Mój blog to nie jest PornoBlog gdzie pokazuję się calutka w negliżu. To miał być blog i jest o moich nieskrępowanych, wolnych, czasem bezczelnych myślach. Erotyka to fundament tego bloga, ale to nie znaczy, że nagość totalna na nim będzie gościć. Nie wykluczam niczego, ale nie w najbliższym czasie. 

Co bym zrobiła gdyby ktoś zaproponował mi sesję w Playboy`u?

Jasne, że bym się zgodziła!!! Nie uważam, aby to było coś złego. To bardzo stare już pisemko dla dorosłych i nie ukrywam, że gdybym dostała taką propozycję to przyjęłabym ją już dzisiaj. Wiem, że rodzina by krzywo spojrzała czy niektórzy znajomi, ale Ci, którzy są ze mną blisko, powiedzieliby "No w końcu, ja wiedziałem, że będziesz w Playboy`u to była tylko kwestia czasu." Tak by powiedział mój kumpel(tak tak wiesz, że chodzi o Ciebie, jeszcze się odezwę 👅). Także jeśli ktoś z tego magazynu to czyta, to bardzo chętnie się zgodzę 😈😍😈  W sumie jestem bardzo fotogeniczna i uważam, że kamera mnie lubi. Lubię pozować do zdjęć, nie wstydzę się, to chyba jest ok, co nie?! 😄

Nie wiem jak to się stało, ale moje odbijanie wraz z napisaniem postu przeminęło. Właśnie dlatego kocham pisanie i do śmierci będę to robić. Niewolnictwo w seksie jest fajne, ale w życiu i w myśleniu to największa głupota jaką można popełnić. Jeśli chcecie być szczęśliwymi ludźmi to wyzwólcie swoje myśli i swoje popędy, bo macie tylko jedno życie i najważniejsze w życiu jest Pragnienie, bo ono pozwala i zachęca nas do życia. Tymczasem całuję, śpijcie dobrze 👄👄👄


piątek, 26 maja 2017

Mój najlepszy Lisi Snap



Jak zwykle piszę wtedy kiedy jest noc, no co ja na to poradzę, raczej nic, ponieważ najlepiej myśli mi się w nocy, rozmawia i robi wszystko to co za dnia. Dobry humor mnie nie opuszcza, więc wrzucam Wam po raz pierwszy w historii tego bloga krótki filmik ze mną, a raczej Snap. Mam nadzieję, że Wam się spodoba i w końcu może zacznę nagrywać filmiki na YouTube tak jak już to miałam dawno w planach. Uwielbiam zdjęcia, ale filmy są według mnie lepsze, bo pokazują czyste, prawdziwe emocje. Na filmach nie ma ściemy, pozowania, jest to co widzimy. Od Snapchata się uzależniłam, bo te filtry są bardzo zabawne, włącznie z generatorem głosu. Brzmię tak słodko, że sama się śmieję jak głupi do sera. Zachęcam wszystkich do założenia własnego konta na Snapchacie. Miłej zabawy ✌

PS. Dzisiaj jest Dzień Matki, pamiętajcie o życzeniach, po prostu o swoich mamach w dzisiejszym dniu. Buziaczki moi Kochani ❤❤❤❤❤❤❤

czwartek, 25 maja 2017

Lisełka Maassenka i Snapchat

Jest 5 rano, a ja oczywiście nie śpię. Nie, że nie mogę i mam bezsenność, po prostu z kimś dobrze mi się rozmawiało i uznałam, że po co spać, jak można rozmawiać 👀 Raczej chyba nie pójdę w tej chwili spać, no za godzinę może pójdę jak skończę pisać post. Lisełką Maassenką nazywa mnie jedna osoba i szczerze mówiąc bardzo mi się to podoba, bo ostatnio oszalałam na punkcie wszystkiego co związane jest z liskami, lisami, lisimi ogonami, uszami i etc. A co gorsza oszalałam na punkcie Snapchata. Tak tak, sama jestem zaskoczona, bo uważałam, że ta aplikacja na telefon to jedna wielka szmira nie warta uwagi 😎😎😎 I teraz wyszłam na hipokrytkę, bo zrobiłam sobie ze 100 fotek, które są może i beznadziejne, ale zabawne. Niektóre są nawet seksowne 💪 aż kto by pomyślał, że jako lisek można być sexy. A jednak można ❤ Jaram się wszystkim co lisie i Snapami też. No sorry, ale trafiło i na mnie. Nie taki diabeł straszy jak go umalują!

Z racji tego, że mój blog był zawsze EROblogiem to mogę to napisać co mam na myśli. Tak! jestem na tym zdjęciu naga i jestem lisem. Gdybym pisała to pod wpływem alkoholu to bym się nie zdziwiła, ale piszę to na trzeźwo, chyba mi się pogarsza ha ha ha 😊😊😊😊😊😊😊 No sami przyznajcie, że jako lisica wyglądam twarzowo. Nie wiem czy można sobie kupić uszka lisa ale ogon już tak 😈😈😈😈😈😈 hmm... ten post nie miał być gorszący, więc o ogonie lisa porozmawiamy w innym poście 18+ a w tym się powstrzymam. Fakt faktem w tej wersji się sobie podobam ha ha. 

Właśnie patrzę przez okno i niebo jest białe, po wczorajszym deszczu, powietrze nawet świeże, a ja z brudnymi myślami. Ale z drugiej strony moje myśli nie są brudne, mam po prostu seksowną wyobraźnię. Co ja poradzę, że nie przepadam za delikatnością. Może ten okres mam już za sobą? Suma sumarum jako Lisełka Maassenka wyglądam bardzo delikatnie. Jaki jest cel tego postu? 

Na pewno taki, że nie oceniajcie czegoś po pozorach tak jak ja oceniłam Snapchata. To zabawna aplikacja ze śmiesznymi filtrami. To jedno.

Kolejna sprawa dlaczego powstał ten post, to lisie ogony, EROTYCZNE lisie ogony, ale to nie w tym poście 😈😈😈😈😈😈

Trzecia rzecz to taka, że hmm... nie rozumiałam tego bum na lisy, ale już wiem, że to zabawne, urocze i liski są super. 

Czwarta kwestia to... chciałam Wam poprawić humor, bo życie jest taki krótkie i smutne. Chwytajcie dzień za dniem i cieszcie się życiem, bo macie tylko jedno. Mnie ostatnio łapał smutny i depresyjny czas z racji pogrzebu i... zaczęłam ubierać się na czarno, mimo że kupiłam dwie sukienki to chodzę na czarno, bo wewnętrznie jeszcze jestem z kilkoma sprawami niepogodzona, ale czuję się dzięki kilku osobom lepiej i za to im dziękuję, bo czasem warto powrócić do znajomości. Ok ok... pewnie jeden lis Maassen to mało, to macie na dole więcej tak dla lepszego humoru, buziaczki. Wasza Lisełka Aleksandra ❤👄👄👄

Macie dowód z tą czernią. Mimo wszystko(*).

W niebieskich oczach, hmm... no zupełnie inaczej wyglądam ☺☺☺

Nawet ja, czasem chodzę spać, ale tylko czasem. Dobranoc Kochane Liski 👿👿👿

środa, 24 maja 2017

Ten oczyszczający deszcz

Dzisiaj leje jak z cebra, co mnie bardzo cieszy, bo od czasu do czasu lubię jak pada ulewny deszcz. Zawsze taki deszcz kojarzy mi się z lasami tropikalnymi, egzotyką, domkiem z bali, jeziorami, egzotycznymi owocami, papierosem na tarasie pitym z mocną czarną kawą, siedząc na leżaku bądź drewnianym fotelu. Lubię taki klimat, szczególnie deszcze sezonowe jak w Puszczy Amazońskiej czy innej dżungli. Wyobraźcie sobie upalny lipiec, kiedy to jesteście na urlopie w tropikach, mieszkacie w dżungli w wynajętym drewnianym domku, siedzicie na tarasie i przy niewielkim stoliku siedzicie z wyciągniętymi nogami w klapkach na drewnianym taborecie. Pijecie egzotyczny rum, zaciągacie się Djarumem i patrzycie przed siebie. Widzicie tropikalną dżunglę, miejsce niedotknięte przez człowieka i technologię. Otaczają Was dźwięki dzikich zwierząt, kolorowych ptaków i opady deszczu. Czujecie to? bo ja aż się rozmarzyłam i chętnie wybrałabym się w taką totalną egzotyczną, dziką podróż wakacyjną i nie robiła nic jak to ludzie na Karaibach. Istny chillout. Kocham deszcz bo on umie naładować mnie dobrą, oczyszczającą energią. Po takim deszczu czuję się jak na nowo narodzona, co jest cudownym uczuciem. Ludzie często narzekają na deszcz, szczególnie latem, bo nie mogą pograć w piłkę czy się poopalać. Ale według mnie deszcz ma bardzo zbawienny wpływ i jest nam ludziom potrzebny, ponieważ kiedy jest najlepszy czas na poczytanie książki, jak właśnie wtedy kiedy pada. Zgadzacie się ze mną?

Od roku 2008 zastanawiam się nad podróżą do dżungli Amazońskiej. Zdaję sobie sprawę, że to bardzo wymagająca wyprawa i do najłatwiejszych nie należy, ale to jedno z moich must have, które muszę zrobić w życiu. Ludzie znają mnie jako osobę towarzyską, lubiącą od czasu do czasu samotność i oczywiście taka jestem, ale pewna część mnie ciągnie w nieznane. Lubię przyrodę taką nieskażoną, dziewiczą, prawdziwą. Dlatego właśnie w mojej głowie coraz częściej pojawia się myśl nad podróżą w dziką Puszczę Amazońską. To bardzo droga podróż, bo trzeba się do niej solidnie przygotować, także mentalnie. Dzikie zwierzęta, ulewne deszcze, prawdziwi Indianie, bagna, mokradła i mnóstwo moskitów. To byłaby pewnie największa przygoda mojego życia i wierzę w to, że kiedyś się tam wybiorę. Na pewno nie chcę wybierać się tam sama, bo odwaga to jedno, ale zdrowy rozsądek to drugie. Trzeba wiedzieć i znać się świetnie na Ameryce Łacińskiej i dżungli. Gringo(biały człowiek) nigdy nie posiądzie zdolności dzikich(ludzie z puszczy) dlatego trzeba zebrać ekipę znajomych, a najlepiej takich którzy mają i znajomość geografii, a w szczególności klimatologii. Do takiej wyprawy potrzeba kilka lat przygotowań. Jestem pewna, że kiedyś polecę do dżungli i będę miała najlepszą przygodę życia, a zarazem celem będzie przeżycie. Do tego trzeba dojrzeć i zdać sobie sprawę, że to może być ostatnia podróż życia, ale właśnie to jest w tym wszystkim tak bardzo pociągające. Między innymi właśnie dlatego(dla tej podróży) uczyłam się języka hiszpańskiego i geografii. Swoją drogą geografia była moim ulubionym przedmiotem w szkole, może powinnam zastanowić się nad swoją drogą życia i przyszłością? Chyba tak. Deszcz, opad a zarazem coś wznoszącego naszą duszę. Magia natury.

poniedziałek, 22 maja 2017

Wyspa Przetrwania

W tytule dzisiejszego postu nie ma żadnej ukrytej metafory i chęci opisania moich refleksji dotyczących życia i tego z czym musi się mierzyć każdy z nas. Tytuł jest do bólu tytułem i oznacza to co ma oznaczać czyli Wyspę Przetrwania, będącą najnowszym programem telewizyjnym, który ukaże się na jesieni tego roku. 

Wyspa Przetrwania to program, w którym będą brali udział zwykli Kowalscy. Ale czy do końca tacy zwykli? Tego już bym nie powiedziała, ponieważ ten program jest jedną wielką ekspedycją w najdziksze miejsca świata. Najprawdopodobniej uczestnicy programu znajdą się na którejś z wysp Pacyfiku i będą przeżywać przygodę życia. Dlaczego piszę o tym programie. Hmm... wzięcie udziału w ekspedycji do dżungli, na bezludnej wyspie, było moim wielkim marzeniem i nadal chciałabym je zrealizować. Zawsze fascynował mnie świat, inne kultury szczególnie egzotyczne, języki obce, a szczególnie Ameryka Łacińska i wszystkie wyspy Oceanu Spokojnego. Zawsze zastanawiałam się jak to by było mieć katastrofę lotniczą i znaleźć się na bezludnej wyspie bez szczotki do włosów, pasty do zębów, maszynki do golenia, z przystojnym facetem, który nie ma prezerwatywy. Ha ha ha... no może nie do końca tak sobie wyobrażałam, ale sam kontekst jest Wam znany. Po prostu chciałabym się przekonać czy przetrwam i przeżyję. Powinnam zaznaczyć, że Lost Zagubieni, to swoją drogą był moim ulubionym serialem i od czasu do czasu sobie go oglądam. Może mam spaczenie na umyśle, że sobie katastrofę wyobrażałam, no ale wiecie o co chodzi. Poruszyłam ten temat, ponieważ miałam wysłać swoje zgłoszenie i jeśli bym się dostała to chyba bym wszystko rzuciła i to zrobiła. Bo raz się żyje? Bo to marzenie? Bo tak? Ale nie jestem w programie, bo za późno się za to wzięłam i nie wysłałam swojego zgłoszenia i nie poszłam na casting. Także mnie tam nie ma, jeśli bylibyście ciekawi. Czy spróbuję jeśli będzie kolejna edycja programu? TAK! Po prostu wyślę zgłoszenie i tyle. To też wszystko zależy jak mi się życie ułoży i czy dojdzie do pewnej stabilizacji. Jeśli nie to będę nadal wolnym ptakiem, ale całe życie nie można być dzieckiem, bo trzeba mieć coś aby móc gdzieś wracać. Takim ludziom jak mnie ciężko usiedzieć w jednym miejscu i zdecydować się w lewo czy w prawo, ale myślę, że kiedyś nastanie ten czas, że przestanę biec i powiem sobie, to jest to, co chciałam i nie muszę już uciekać. 

Na pewno obejrzę ten program, bo jestem ciekawa jaką będzie miał formę i jacy będą uczestnicy Wyspy. Już po obejrzeniu programu można ocenić czy warto brać udział w takiej ekspedycji czy też to czysta komercjalizacja. Jeśli okaże się to ostatnie to za rok nie wysyłam zgłoszenia. Z drugiej strony, wiem że mnie nie przyjmą, bo trzeba mieć zdrowe serce, ale z innej strony, nie wierzę w ograniczenia. To ja jestem dorosła i podejmuję ryzyko jeśli chcę. A od nich już zależy czy zgodzą się czy też nie na uczestnictwo osoby z nadciśnieniem. 

Piszę ten post, ponieważ wiem, że wiele osób nie ma pojęcia o tym, że taki program będzie miał miejsce. Myślę, że to coś innego niż w telewizji się pojawia, chociaż od jakiś 2 lat prawie w ogóle nie oglądam telewizji, jedynie HBO i nic więcej. A przede wszystkim chciałabym zachęcić ludzi aby nie bali się próbować jeśli o czymś marzą. Wystarczy zrobić krok, aby przejść długą i ciekawą(bardzo prawdopodobne) drogę swojego życia. Najważniejsze to nie bać się swoich marzeń. Marzenia się nie spełniają(czasem są wyjątki), marzenia należy spełniać. Nawet jeśli zajmuje Wam to kilka lat. Jeśli coś kochacie to w końcu to się stanie i zostanie z Wami na zawsze. I w tym miejscu opowiem Wam pewną anegdotę. Swoją drogą kocham opowiadać anegdoty 😏😏😏

Był sobie chłopiec, który grał na skrzypcach wiele wiele lat. Pewnego razu po skończonym koncercie zapytał swojego nauczyciela od skrzypiec. 

- Panie profesorze, czy jestem dobrym skrzypkiem czy pasuję do tego zawodu?

Profesor popatrzył, rzucił NIE i odszedł. 

(...)

Przez ten czas chłopiec się załamał wyrzucił skrzypce i przestał grać. Minęły lata. Skończył bankowość, i po 10 latach spotkał swojego profesora od skrzypiec. 

- Dzień dobry, Panie Profesorze.

- Dzień dobry, jakie miłe spotkanie, co u Ciebie, jak potoczyło się dalej Twoje życie?

- Jestem bankowcem i jestem szczęśliwy, ponieważ zarabiam konkretne pieniądze.

- Jak to, nie grasz już na skrzypcach?

- Nie. Przecież powiedział mi Pan, Panie Profesorze, że jestem złym skrzypkiem i nie pasuję do tego zawodu.

- Ależ nic takiego nie powiedziałem. Powiedziałem tylko NIE. Gdybyś kochał grę na skrzypcach, to nawet gdybym Ci powiedział, że jesteś beznadziejny, to dalej byś grał i zostałbyś skrzypkiem zawodowym. Nie kochałeś tego. Wybrałeś słusznie. 


Uważam, że to najpiękniejsza anegdota o wyborach i drodze własnego życia. Jeśli coś kochacie to róbcie to, jeśli robicie bo nie widzicie szansy na zmianę to nie ma to sensu. Jeśli robicie bo tak przyjaciel, mama, dziadek, wujek Wam mówi to robicie sobie krzywdę i będziecie robili to co inni chcą, spełniając marzenia innych a nie własne. Jeśli czegoś pragniecie, nigdy się nie wahajcie przed zrobieniem czegoś, ponieważ taka sytuacja dwa razy może się już nie powtórzyć lub może kosztować Was więcej niż jesteście sobie to w stanie wyobrazić. Szczęścia ✋

PS. Ja i tak wierzę, że spełnię swoje marzenia i wykreślę wszystko z Wish Listy ❤

sobota, 20 maja 2017

Juwenalia 2017 + Soplica Jagodowa i Pigwowa

Cześć Wam ✋ dwa dni nie pisałam, bo 18 maja miałam imieniny, a wczoraj byłam z koleżanką, ze studiów na Juwenaliach i nie miałam w ogóle czasu aby wejść na Internet i coś napisać. Byłam całe dwa dni na nogach. W tym roku byłam pierwszy raz na Juwenaliach w mojej całej karierze studiowania. Za moment opowiem Wam jak było i czy warto wybrać się na Juwe.

Ja i Kinga byłyśmy punktualnie o 17 i mogłyśmy dzięki temu się rozejrzeć kupić sok i plastry, bo sobie obtarłyśmy nogi. Zrobiłam małe zakupy przed i kupiłam wódeczkę Soplicę - Jagodową.

Pyszna wódka, polecam!!! Jeśli kiedykolwiek miałabym reklamować wódkę to tylko Soplicę, bo ma świetny smak i nie smakuje jak spirytus ❤❤❤❤❤❤❤

Juwenalia, jeśli ktoś nie wie odbywają się na osiedlu studenckim(Lumumbowo). Nie wiem dlaczego, ale Lumumbowo kojarzy mi się z The Sims :P jestem chyba szalona, no ale mniejsza o to.

Trawa, większość osób miała koce, niestety ja z Kingą na to nie wpadłyśmy, więc siedziałyśmy na trawce i tak było fajnie. Pal licho insekty. Zresztą kogo obchodzą insekty, mrówki, muchy po alkoholu. Chyba nie ma takiej osoby, która po wypiciu czegoś mocniejszego nie usiadłaby na trawie.

Orzeszki pomogły nam wstać z tej trawy, chociaż kołował nam się cały świat. Tutaj jest Soplica Pigwowa. W sumie wypiłyśmy 0,7 na nas dwie, czyli było grubo, a nawet bardzo grubo. Chesterfieldy bardzo słabe i świetne Marlboro Beyond. 

Tutaj możecie zobaczyć jak ktoś popłynął. Jak Kinga doszła to tego kolesia i zapytała się czy wszystko w porządku, on odpowiedział - "Tak. Aktualnie sobie wypoczywam". ✋✋✋ Pozdro.

Na Juwenaliach byłyśmy do północy. Ogólnie Juwenalia to siedzenie w plenerze i picie, picie, picie i jeszcze raz picie alkoholu. No i oczywiście poznawanie nowych ludzi. Nasze poznawanie było... hmm... ciekawe, że tak powiem 👅 

Nie mogę powiedzieć, bo było, fajnie, zabawnie i się strasznie spiłam, ale w moim życiu bywało już gorzej. Juwenalia są dla ludzi, którzy szukają nowych kompanów do picia, wyszumienia się, ale głównie są dla ludzi, którzy chcą bezkarnie napić się piwa, wódki pod chmurką, po prostu pod gołym niebem. Było fajnie, podobało mi się, ale uważam, że należy iść z grubą 10 osób dla ciekawszych efektów i przeżyć, niemniej ja i Kinga dobrze się bawiłyśmy. Nie mamy na co narzekać. Pogoda była piękna, choć jak na mój gust i ciuchy, które miałam na sobie, to trochę za ciepło, ale jeśli ja przeżyłam to przeżyje to każdy. Słonecznej pogody ziomeczki ✌✌✌


czwartek, 18 maja 2017

Co słychać u Aleksandry M.?

Cześć Wszystkim ☺ dzisiaj sobie troszkę porozmawiamy, bo jest prawie druga w nocy, a ja nie mogę zasnąć. Oczywiście mogłabym zastosować moją nową metodę na bezsenność, ale dzisiaj odpowiada mi, że nie mogę zasnąć, bo ten tydzień będzie i cóż... już jest bardzo intensywny i trochę jestem zdenerwowana ale pozytywnie i mam paradoksalnie sporo na głowie do ogarnięcia. Ale to nie znaczy, że narzekam. Od czasu do czasu wiecie, że na blogu pojawiają się wpisy informacyjne co u mnie, jak życie mija i takie tam. W poprzednich wpisach pisałam już dlaczego takie posty pojawiają się na moim blogu, także zapraszam do czytania poprzednich wpisów tych, którzy nie są na bieżąco.

Co słychać u mnie? Hmm... zbiorcze podsumowanie roku robię przed Sylwestrem i wtedy wyciągam wnioski, patrzę jakie błędy popełniłam, co zmieniło mnie na lepsze i co osiągnęłam. Co roku robię taki "rachunek sumienia". Czasem jest więcej plusów, a czasami tych plusów ujemnych jak to mawiał Wałęsa.  Najważniejszy mimo wszystko jest optymizm i dobre nastawienie do życia i problemów, które są nieodłącznym aspektem w naszym życiu. A wracając do pytania. Jest u mnie dosyć stabilnie w każdej płaszczyźnie życia. Nie mogę jakoś narzekać. Finansowo nie narzekam, chociaż to jeszcze nie szczyt marzeń. I pewnie długo nie będzie tak jakbym chciała, ale w chwili obecnej jest w porządku. Co do mojego zdrowia to naprawdę nie mogę narzekać, bo czuję się w miarę dobrze, ciśnienie się ustatkowało i nie mam duszności. Nie denerwuję się, jestem spokojna, także zdrowie mi dopisuje. Jedynie narzekam na to, że się utuczyłam(czyt. wyglądam jak blady prosiaczek) i nie uważam, żebym przesadzała. Raz jest to spowodowane przez leki, dwa mam duży apetyt i jem jem, trzy mam wyjebane już na to czy jestem szczupła czy mam nadwagę. Waga pokazuje nadwagę, no cóż widzę to i mam to gdzieś. Jeśli to akceptuję i siebie to czym ja się przejmuję(dzięki Królisia 💓). Jak będę chciała to znowu schudnę i będę fit, ale do odchudzania trzeba mieć chęci i czas, ja teraz nie mogę skupić się na szykowaniu sobie zdrowych posiłków, bo nie mam na to ochoty. Wkurza mnie to jak spotykam sąsiadkę, a ona z tekstem - "Olu, przytyłaś?", a ja mam w myślach "Nie, kurwa zjadłam dziecko". Jasne, że to widzę, ale skoro nic z tym nie robię, to znaczy, że mi nie przeszkadza. Wkurza mnie to, że sukienka grafitowa zatrzymuje mi się na udach, trudno kupię nową i tyle. Kiedyś się prawie przejechałam na tamten świat i doprowadziłam do znacznej niedowagi, dlatego w odchudzanie się już nie bawię. Wklejam Wam na dole zdjęcie, jak wyglądały moje nogi w najgorszym stadium mojego schudnięcia.

Tak to moje nogi i mój płaski zadek, bardzo bym chciała mieć takie nogi...

Ta w białym to ja i moje chude nogi i zero bioder ✌

Do tego zdjęcia mam wielki sentyment, to chyba najsmutniejsze zdjęcie pokazujące to co myślałam będąc w gimnazjum. Wiele osób nadal zastanawia się czy jestem byłą anorektyczką. Być może kiedyś opowiem Wam historię, może kiedyś ktoś posłucha, może kiedyś się...

To zdjęcie z 2016 roku. Tak byłam chuda, obojczyki, zero cycków, zero niczego. Potem dostałam atak serca...

Ale dość o moim chudnięciu i tyciu, to naprawdę temat na inny post, a w sumie nie wiem czy chcę czy nie, nie wiem. Ale dzisiaj jestem ze sobą pogodzona, mimo że mam nadwagę. Jeśli ktoś chce być chudy za wszelką cenę i mieć rozmiar ZERO to jest to możliwe, ale cena jest za to "piękno" za wysoka. Czasem jest bliska oddania życia. 

Co u mnie się jeszcze dzieje? Hm... wiem już na kogo mogę liczyć, a kogo powinnam zostawić, zerwać kontakt. Cały czas robię sobie czystkę wśród znajomych. To naprawdę nie ma sensu, jeśli ktoś się narzuca, ktoś kocha lub ktoś chce moje zdjęcia aby sobie zrobić dobrze, a nie pisał rok. To naprawdę nie jest już śmieszne. Jestem otwartą osobą, ale są granice kultury i tego każdy powinien przestrzegać. Szanujmy siebie i innych. To chyba proste jak schemat cepa(cep to narzędzie o bardzo prostej budowie). 

Najważniejsze w moim życiu jest to, że zaszła we mnie mentalna przemiana, ponieważ zaakceptowałam to co dzieje się wokół mnie. Nie ma chyba osoby, która wie o mnie wszystko, dużo przeszłam, bardzo dużo wycierpiałam, nie użalam się nigdy nad sobą, jedynie po alkoholu, ale dojrzałam i wiem, że przetrwam wszystko skoro przeszłam tak wiele i się nie poddałam. Jest we mnie wiele pretensji do losu, smutku, niepogodzona jestem z wieloma osobami, czasem serce mi pęka, ale wiem, że wszystko stało się po coś, abym była mądrzejsza i mogła tłumaczyć ludziom, że życie mimo wszystko jest piękne i trzeba się cieszyć z każdego poranka, kiedy to otwieramy oczy. To banał, ale prawie większość ludzi tego nie umie. Szczęścia musimy uczyć się całe życie i ja nadal się go uczę i nauczę też Was, bo kocham życie i wiem, że jeśli pokochamy siebie, wszystko będzie dobrze. 

Trochę jestem smutna, ale tylko trochę, tylko ciut ciut. Przysięgam.

Bałagan w tle, ale jak większość bloggerek nie zamierzam za niego przepraszać, bo w moim pokoju mogę bałaganić, tyle. Tak jak widzicie przytyłam, trudno, komuś przeszkadza to niech się nie patrzy ✋

Na koniec chcę powiedzieć, że czuję się dobrze mentalnie i widzę nadzieję na lepsze jutro, myślę że jest lepiej niż kilka miesięcy temu. Na końcu zawsze jest wszystko dobrze. Buziaczki 👄👄👄



środa, 17 maja 2017

3 rocznica Myśli Kobiety Wyzwolonej :)

Dobry wieczór Kochani ❤ dzisiaj mijają 3 lata od kiedy jestem razem z Wami. Blog Myśli Kobiety Wyzwolonej dzisiaj obchodzi swoje 3 urodziny. Moje cyfrowe dziecko ma już 3 lata!!! 😊😊😊 Żaden mój blog nie przetrwał takiego czasu, dlatego bardzo się cieszę, że temu się udało. Pamiętam ten dzień kiedy zaczęłam pisać. Był to 17 maja 2014 roku prawie 2 tygodnie po śmierci mojej babci. Zaczęłam właśnie wtedy pisać, bo zrozumiałam, że nic nie trwa wiecznie i wszystko może się skończyć w jeden dzień. To był bardzo sentymentalny okres dla mnie i pewnie dlatego Myśli Kobiety Wyzwolonej przetrwały do dzisiaj. To najtrwalsza rzecz jaką zbudowałam i jestem z niej bardzo dumna, bo wiem, że kiedyś po moim odejściu z tego świata coś po mnie pozostanie. Nigdy nie chciałam pozostawić mojego życia bez tego "odcisku" bez tego śladu, że byłam, istniałam. Życie bardzo krótkie jest dlatego nie chcę myśleć co będzie jutro. Tylko dzisiaj się liczy, pamiętajcie. Piszę 3 lata i widzę jak się zmieniam i fizycznie i mentalnie. To coś wspaniałego, móc zobaczyć pewien progres, zdobywać nowe doświadczenia, przeżywać i odczuwać. Wierzę głęboko, że te 3 lata kiedyś zamienią się na 20 lat w blogosferze. Bardzo chciałabym jako babcia pisać bloga i być tutaj w Internecie. Czy mi się to uda, nie wiem, ale wiem, że będę się starać aby być lepszym człowiekiem. Nie od innych, ale od samej siebie. Zawsze! Tworząc MKW chciałam dzielić się z Wami swoimi przemyśleniami, wspomnieniami, radami, pokazywać że życie zawsze jest piękne, mimo że jest dużo smutku i rozczarowań. Przede wszystkim moim celem było dzielenie się swoją dobrą energią i optymizmem. Wiele osób mówi mi - "Ty mnie uspokajasz", "Masz dobrą energię, bo przy Tobie nawet głowa mnie przestała boleć", "Jesteś jak balsam dla duszy". Bardzo miło mi słyszeć, że kogoś uspokoiłam swoją obecnością i ktoś poczuł się lepiej. W swoim życiu sporo doświadczyłam i widziałam, dlatego pewnie zdobyłam ten upragniony spokój i wiem, że przetrwam wszystko skoro wytrzymałam takie tragedie. Jedną z nich o, której wiecie była śmierć mojej najukochańszej babci, która była moją bratnią duszą, babcią przyjaciółką, z którą ploteczki przy Modzie na sukces i zielonej herbacie z opuncją figową smakowały najlepiej ❤❤❤❤❤❤❤ Bardzo mi jej brak, ale wiem że nade mną czuwa, może to dziwne u osoby niezbyt religijnej, że takie coś odczuwa, ale owszem czuję tak. Zawsze jak coś złego się dzieje, wiem że tam gdzie moja babcia jest to właśnie stamtąd mnie wspiera. To bardzo magiczne odczucie, niezwykłe. Dlatego powstanie mojego bloga owiane jest pewną enigmą. Cieszę się, że tworzę i robię coś nie tylko dla siebie. Kocham Was i Myśli Kobiety Wyzwolonej. Życzę Wam abyście byli szczęśliwi i zawsze stawali się lepszymi ludźmi niż jesteście. Pozdrawiam i buziaczki 👄👄👄 Wasza Aleksandra ✋✌

Dziękuję...(*)

wtorek, 16 maja 2017

Lancome - La Vie Est Belle(recenzja perfum)

Perfumy Lancome - La Vie Est Belle są zapachem bardzo znanym i popularnym wśród perfum na światowym rynku. W Polsce też cieszą się, dużą popularnością. Są to ulubione perfumy Magdaleny. Pewnie jesteście ciekawi co ja o nich sądzę? Za moment się dowiecie, ponieważ przygotowałam dla Was obszerną i dokładną recenzję tychże perfum.

Twarzą La Vie Est Belle jest znana wszystkim Julia Roberts. Aktorka kojarzy mi się ze świeżością, otwartością, poczuciem humoru i powiewem wolności. Czy takie są właśnie te perfumy? Nie do końca. Uważam, że Julia nie pasuje na ambasadorkę tych perfum, bo na pewno nie jest to "wesoły" zapach, należący do świeżaków. Na pewno nie jest to zapach enigmatyczny i delikatny, ale za chwilę dowiecie się dokładnie jakie są perfumy Lancome - La Vie Est Belle. Na dole przedstawiam Wam nuty zapachowe.

Skład

Nuty Głowy: gruszka, czarna porzeczka
Nuty Serca: irys, jaśmin, kwiat pomarańczy
Nuty podstawowe: fasola Tonka, czekoladka, paczuli, wanilia.

Czy skład perfum odzwierciedla to czym pachnie La Vie Est Belle? 

Niestety nie jest to wszystko aż takie oczywiste moi Drodzy. Producent zapewnia, że perfumy pachną soczystą gruszką i czarną porzeczką. Producent obiecuje także, że te perfumy można nosić przez cały dzień na sobie. Mam bardzo czuły nos i zapamiętuje wspomnienia dzięki zapachom. Jestem w stanie wyczuć bardzo dużo składników w perfumach, także zapraszam do przeczytania tego co czuje mój nos. 

Właśnie popsikałam sobie nadgarstek i przedramię. Czekamy czekamy czekamy. ☺☺☺

Od razu wyczuwam ciężki, duszący zapach. Niestety wyczuwam także sporą dawkę alkoholu, co według mnie w drogich, luksusowych perfumach jest niedopuszczalne, NIEDOPUSZCZALNE!!! 😠

W ogóle nie wyczuwam gruszki w tym zapachu. Czarnej porzeczki też niestety nie czuję, a uwielbiam kiedy w perfumach w składzie są esencje porzeczki czarnej rzecz jasna, bo za czerwoną nie przepadam. Wyczuwam kwaśną pomarańczę co nie jest jakoś wybitnie przyjemne. Perfumy na wstępie pachną jak wódka, no sorry ale tak jest. Na pewno wyczuwam lekko paczulę. Po wielu godzinach noszenia tych perfum czuć dosyć ciekawą wanilię, ale niestety zbyt mocną jak na mój gust, mimo że lubię mocne, intensywne perfumy. Co ciekawe perfumy na ubraniach na następny dzień pachną BITĄ ŚMIETANĄ co jest niewątpliwie plusem. I to tyle jeśli chodzi o nuty zapachowe, które wyczuwam na moim ciele i na ubraniach, które noszę. Nic ciekawego, nic specjalnego. 

Jak jest z trwałością La Vie Est Belle?

Ooo tak! tutaj jest rewelacja, ponieważ perfumy czuć bardzo intensywnie przez 12 godzin i następnego dnia na ubraniach. Trwałość jest cudowna, ale to bardzo męczące i duszące perfumy, które niestety powodują u mnie ból głowy i wzrost ciśnienia. 

Cieszę się, że jestem posiadaczką 20 mililitrów tych perfum, bo dłuższego perfumowania nimi bym nie zniosła, bo naprawdę te perfumy potrafią zmęczyć. Dla mnie to nudny zapach i nie jest w ogóle spektakularny tak jak mówią i jakie ma opinie ten zapach. Często na mieście czuję jak kobiety się nim perfumują i po prostu NIE NIE NIE, nie lubię tego zapachu. Została mi 1/3 tych perfum, ale niestety już ich używać nie będę. Oczywiście ich nie wyrzucę, bo hm... kolekcjonuję perfumy i flakony po perfumach. Może to snobistyczne, ale kocham to i nie zamierzam przestawać. Każdy ma jakieś słabości w życiu, a moją słabością są perfumy. Mam w domu perfumy z niskich półek, ze średnich i z tych najwyższych. I muszę Wam powiedzieć, że nie zawsze półka i cena świadczy o jakości perfum. Nie zawsze, ale nie oszukujmy się, perfumy za 5 stów są naprawdę dobre i trwałe, ale buble się zdarzają. Niestety La Vie Est Belle to dla mnie bubel i nie zachęcam i nie polecam kupna tych perfum. Cena perfum to 400 złotych. Flakon 100ml jest ciekawy, ale mnie nie zachwyca. 

Jeśli ktoś chciałby kupić te perfumy to adresowałabym te perfumy dla kobiet po 40 roku życia, pewnych siebie i nieskłonnych do migreny. I to na tyle Kochani, szkoda że taki drogi i bardzo popularny zapach jest taki słaby, taki duszący, męczący i przereklamowany. Wielka szkoda!


poniedziałek, 15 maja 2017

L jak Lenistwo

Dzień dobry Wszystkim ☺ nie wiem czy to wina pogody, czy moich leków nasercowych czy czegoś innego ale nic a nic mi się nie chce. Zazwyczaj mi się chce, a ostatnio bym leżała i pachniała i nic więcej. Ta naprzemienna pogoda raz ciepło raz zimno mnie rozregulowała i mam takiego lenia, jakiego nigdy nie miałam. Chce mi się spać i bym całe dnie spała i nic nie robiła, ale wiadomo, że tak się nie da, bo ile można. Ten post będzie taki bardzo luźny, bo po co się zbytnio spinać, skoro i tak będzie to co ma być. Trochę stałam się obojętna do wszystkiego, no ale może to wina pogody. Jak już przyjdzie lato to znowu ożyję. Paradoksalnie najlepiej czuję się jesienią, mimo że jest chłodno i pada. Najsłabiej czuję się mentalnie na początku wiosny, bo przesilenie wiosenne i takie tam. Mówi się, że kolory ubrań jakie nosimy na sobie wiele mówią o naszym nastroju. Ja ostatnio cały czas chodzę ubrana na czarno, mimo że lubię kolorowe ciuchy. Naprawdę stałam się jakaś lekceważąca i wyluzowana, bo zawsze kobiece ciuszki, makijaż, uczesane włosy, a teraz czarne, stare spodnie, czarny basic, rozpuszczone, zwyczajne włosy, bardzo lekki makijaż, nieumalowane paznokcie. Po prostu pełen luz. Co się ze mną stało? Mam nadzieję, że to tylko przemęczenie organizmu i myślenia. Jeśli można zmęczyć się myślami, ale wierzcie mi, że można. Mój brat cały czas powtarza mi, że spadłam intelektualnie od czasu gimnazjum i liceum. Hmm... z pewnością ma rację, bo ja też to dostrzegam. Dodatkowo ludzie uważają mnie za narcyza i ignoranta. Nie mam im tego za złe, że tak uważają. Być może ja nie zauważam swoim wad i tyle. Ale powiem Wam jedno. Ci którzy nie zauważają swoich słabości są znacznie szczęśliwszymi ludźmi aniżeli Ci, którzy widzą w sobie wszystko co najgorsze. Szczęścia trzeba się uczyć całe życie i jest to bardzo trudny, długi proces, ale możliwy do osiągnięcia. Jest prawie pierwsza w nocy, a ja leżę sobie przy otwartym oknie i słucham Taco Hemingway`a i jest dobrze. Lubię pisać o tej porze i to się chyba już nie zmieni. Dzisiejszy dzień będzie leniwy, ale wykorzystam go na zrobienie sobie domowego SPA. Wezmę gorącą, długą kąpiel, zrobię sobie nową maseczkę węglową L`Oreal i zrelaksuję się. Po prostu przeznaczę ten dzień dla siebie. Bardzo tego potrzebuję. Powiem Wam, że lubię towarzystwo i dobrą zabawę, ale w głębi duszy jestem samotniczką i bardzo dobrze mi w moim własnym towarzystwie, a najważniejsze jest to, że umiem się sama zająć sobą i znaleźć sobie zajęcie. Myślę, że na starość będzie mi łatwiej żyć, nawet jeśli będę sama. Ale nie ma co dywagować na temat starości, bo mam na razie 23 lata, więc młodość. W weekend byłam sobie z Mają na zakupach w Galerii Łódzkiej i dobrze mi to zrobiło, bo kupiłam sukienkę, okulary przeciwsłoneczne i choker. Poprawiłam sobie trochę humor i od razu mi lepiej. Pieniądze szczęścia nie dają, ale zakupy już tak. Marilyn się nie myliła ❤❤❤ W tym tygodniu muszę jeszcze kupić sobie buty, widziałam prześliczne czerwone buty, ale nie wiem czy to ma sens aby kupować sobie wysokie buty skoro się utuczyłam i boli mnie całe życie kręgosłup. Czasem trzeba z czegoś zrezygnować, ale znacie mnie. Kupię je, przynajmniej będą moje ha ha 😆 Kończę już, bo mogłabym tak pisać i pisać. W ogóle znalazłam sposób na bezsenność bez leków i takich innych. Niebawem się z Wami podzielę i mam nadzieję, że Ci którzy mają problemy ze snem to skorzystają z mojej propozycji. I jeśli wydaje Wam się, że za długo śpicie, to dowiecie się ode mnie, że niestety ale się mylicie. Sen to zbawienie dla organizmu, uwierzcie. Życzę Wam wspaniałego rozpoczęcia nowego tygodnia, udanego poniedziałku i pięknej pogody. Buziaczki 👄


niedziela, 14 maja 2017

Eurovision 2017, my point go to...

Dzień dobry, dobry wieczór ludzie 😖 każdy kto czyta mojego bloga wie, że zawsze byłam miłośniczką konkursu piosenki dla Europy czyli Eurowizji. Zawsze czekałam z utęsknieniem na rywalizację kilkudziesięciu państw Europy. Z roku na rok moja chęć oglądania tego widowiska maleje z racji tego, że jest to konkurs polityki czyli "Ja Cię lubię to Ci dam, Ty moim wrogiem to zero masz!". Tym razem usiadłam przed telewizorem z mieszanym nastawieniem. Ale cały konkurs jako jedyna w domu obejrzałam do końca i nie żałuję. Rok temu na blogu pojawiła się moja recenzja piosenek i moich głosów. W 2016 roku głosowałam na: Holandię, Rosję, Polskę(gdybym mogła) i San Marino. Jak tym razem bym zagłosowała? Czytajcie dalej, a wszystkiego się dowiecie. Zapraszam do lektury ✌

Białoruś

Jestem bardzo wesołą osobą i jak usłyszałam propozycję piosenki od Białorusi to się zakochałam i oszalałam. "Gwałciłam" replay kilkanaście razy aby słuchać i słuchać tej cudownej piosenki, którą Białoruś przygotowała na Eurowizję 2017. Wesoła, spontaniczna, skoczna, lekko folkowa, wdzięczna, ale przede wszystkim radosna. Wielki punkt za śpiewanie w cudownym białoruskim języku i białe stroje. Ten duet z Białorusi był uroczy jestem oczarowana i w tym roku Białoruś była moim faworytem na konkursie Eurowizji 2017. Brawo! ❤❤❤❤❤❤

Holandia

Wiadomo, że Holandię kocham bardzo bardzo, bo stamtąd pochodzi moja rodzina i moi przodkowie i między innymi dlatego mam tak wielki sentyment. Ale fakt faktem tegoroczna propozycja Holandii to bardzo melodyjna piosenka z dobrym przesłaniem. I oczywiście 3 piękne kobiety, chociaż środkowa pani w ciemnych brązowych włosach z lekką nadwagą to istne piękno. Przepiękna, prawdziwa kobieta. I w ogóle przypomina mi Magdalenę. Magdalena ładnie śpiewałaś ❤👅👅👅

Mołdawia

Muszę przyznać, że ta skoczna piosenka zrobiła na mnie duże wrażenie. Radość, skoczność, saksofon, panowie w garniturach, rytmiczny taniec i czego chcieć więcej. Super Mołdawio 👏

Portugalia

Jak w Internecie tydzień przed Eurowizją usłyszałam piosenkę w przepięknym języku portugalskim to zostałam oczarowana. Cudowna piosenka, magnetyczna, magiczna, obezwładniająca. Charyzmatyczny wykonawca i cudna treść i głos wokalisty. Kocham język portugalski bo to niesamowicie seksowny język. To jakby połączenie hiszpańskiego z erotyzmem francuskiego, po prostu ubóstwiam. Bardzo się cieszę, że Portugalia wygrała Eurowizję 2017 bo to znaczy, że Europa ma uszy i słyszy co jest dobre, a co jest totalną szmirą. Zwycięzca może być tylko jeden. Portugalio gratuluję, wygrałaś zasłużenie, miałam ciarki i zostałam zaczarowana. Brawo! ✌✌✌✌✌✌✌


Podsumowując chciałabym powiedzieć, że tegoroczna Eurowizja była dobrym widowiskiem. Ukraino, postarałaś się. Muszę też wspomnieć o panach prowadzących, którzy mieli przecudne brokatowo-cekinowe marynarki. Super pomysł. Elegancja w stylu disco. Jestem jak najbardziej na tak. Na koniec niestety muszę wspomnieć o żenującym zachowaniu jednego faceta, który znalazł się na scenie, kiedy to śpiewała swój nowy utwór Jamala. Orzech dobrze skomentował, że kolego to był żenujący krok. Pośladki pokazuj głupim dziewuchom w klubach, a nie na tak ważnym wydarzeniu. I jeśli nie posiadasz głowy, to tylko korzystaj z główki w burdelach. Musiałam odnieść się do tej sytuacji. Ludzie! ogarnijcie się i zachowujcie się z klasą. Głęboko wierzę, że moi Czytelnicy to ludzie myślący, inteligentni, z poczuciem humoru, którzy posiadają klasę i kulturę osobistą. Także kolego, więcej ogłady, zdecydowanie!!! Tymczasem.

wtorek, 9 maja 2017

Dziennik kierowcy międzynarodowego

Ostatnio miałam bardzo interesującą rozmowę z dziadkiem(bo nie rozmawialiśmy o polityce czy religii) i stwierdziłam, że dobrym pomysłem, a nawet świetnym byłoby spisanie wspomnień dziadka. Kto wie ten wie, że mój dziadek był kierowcą międzynarodowym czyli krótko mówiąc był kierowcą tira. Przez 25 lat jeździł po Europie i Afryce, ale głównie jeździł na Bliski Wschód, który w tamtym czasach(lata 70-90) był bardzo niebezpieczny dla każdego, kto przybył z innego lądu. Opowieści dziadka szczególnie z okresu wyjazdów na Bliski Wschód są najciekawsze, bo przerażające, ale i fascynujące dla kogoś takiego jak ja czyli dla osoby, którą podróżowanie inspiruje. Piszę to post, bo nie wiem w sumie w jaki sposób się za to zabrać. Na bloga takie opowieści są na pewno hmm... nie wiem jak to ująć. Myślę, że takie historie idealnie nadają się do spisania i napisania książki, bo jest o czym pisać. Mało osób wie z czym wiąże się ten zawód. Większość myśli: dobre pieniądze, ciekawe podróże. Otóż moi Kochani to nie wygląda tak pięknie jak Wy wszyscy myślicie o tej pracy. Faktycznie jest to zawód bardzo dobrze płatny i można zwiedzić co nieco za granicami swojego kraju, ale ta praca przede wszystkim to rozstanie z rodziną na długie miesiące, wiele niebezpieczeństw jeśli chodzi o kraje Bliskiego Wschodu i Afryki, tęsknota, mała kabina do spania, spanie w samochodzie i wiele wiele takich o, których warto napisać. Już od dawna, dawna zastanawiałam się nad wydaniem książki. Coś tam napisałam jakiś kryminalny romans, ale uważam, że nie jest to zbyt dobre ani innowacyjne. Dlatego myślę o napisaniu książki o tematyce, o której wyżej wspomniałam. Co myślicie? Bylibyście zainteresowani? A nawet jeśli nie, to sądzę, że dla pasjonatów książek podróżniczych, przygodowych, reportaży byłoby to coś naprawdę dobrego. Coraz głębiej rozważam temat napisania tej książki i skoro o tym myślę to znając siebie podejmę się tego wyzwania i ją napiszę. Tymczasem, życzę Wam ładnej pogody i miłego wtorkowego dnia. Buziaki.

niedziela, 7 maja 2017

POKA SOWE

Sexmasterkę każdy zna i wie, że wypromowała się przez nagrywanie filmików w sieci zawierających treści związane z seksem i szeroko pojętą seksualnością człowieka. Ostatnio wylansowała hit-kit internetowy "Poka sowe". Ten kto zna się choć trochę na dobrej muzyce wie, że jest to gówno nad gównem, ale i tak każdy zna. To tak samo jak z Disco Polo nikt nie słucha ale każdy zna. Dzisiaj w moim poście nie zamierzam pisać o tej piosence, która jest słaba. Aczkolwiek personalnie lubię Sexmasterkę, ponieważ jest pozytywnie nastawiona do życia, ma świetną energię i nie boi się mówić tego o czym chce. Lubię ją jako osobę, ale piosenka niestety bardzo bardzo kiepska. Niemniej jednak tak jak wyżej napisałam dzisiaj nie będzie o Sexmasti ani o POKA SOWE tylko o słowotwórstwie rodziców do swoich małych dzieci i ich narządów płciowych. Zapraszam do lektury.

Kiedy dziecko zaczyna mieć te 3-5 lat rodzice często nie wiedzą jak mają nazywać narządy płciowe ich dzieci czy to podczas kąpieli swoich pociech czy w sytuacji kiedy dziecko zapyta "Mamo co to jest?" - wskazując na swój krok. Skąd bierze się ta niewiedza rodziców i strach przed nazwaniem sprawy jasno. Według mnie tacy rodzice a jest ich większość, boi się rozmawiać o seksualności, bo uważa, że dziecko a) nie zrozumie, b) dowie się od kogoś innego, bo przecież jest telewizja, Internet i koledzy. Takie podejście rodziców jest krzywdzące dla dziecka i bardzo nierozsądne. Jak więc rodzice nazywają narządy płciowe swoich dzieci?

- żaba
- muszelka
- pączek
- pipka
- kwiatuszek
- myszka

- ptaszek
- robaczek
- siusiaczek
- pałeczka
- fiutek

Takie małe dziecko słysząc takie określenia swojej waginy czy penisa idąc do przedszkola a potem do szkoły podstawowej często przeżywa szok, bo nagle rówieśnicy, których rodzice lepiej wyedukowali w sferze seksualności nie rozumieją o co chodzi z pączkiem czy żabą między nogami. Takie dziecko nagle staje się skonfundowane, zawstydzone i nie wie o co biega. Nawet Sexmasterka(wracając do niej) mówi o waginie SOWA. Pytam się, po jakiego grzyba nazywać waginę/cipkę Sową? Żadna z kobiet nie ma SOWY zapewniam 😆😆😆 Usłyszałam kiedyś od kogoś, że jedna z matek powiedziała do swojego dziecka - "Córciu chodź umyjemy żabę." A ja na to - "Co kurwa?!!!!" Na pewno dziecko nie masz płaza między nogami zapewniam Cię ja Aleksandra Maassen. Możesz mi wierzyć. I pamiętaj, żaden kwiat też Ci nie rośnie i muszelki też nie szukaj chyba, że nad morzem. A co do myszek to zapraszam do piwnicy. A Ty chłopcze wiedz, że ptaszki są albo na drzewie albo w klatkach i nic Ci ze spodni nie wyleci, obiecuję. Robaki szczególnie dżdżownice użyźniają glebę czy coś w tym rodzaju. Robaków się nie bój chyba, że nie myjesz owoców przed ich zjedzeniem to może coś w Twoim brzuszku się wytworzy, ale w majtkach wszystko jest ok.

Teraz chciałabym się zwrócić do rodziców, którzy czytają mojego bloga. Moi drodzy! nie bójcie się mówić chłopcu, że powinien umyć np. peniska a do dziewczynki np. pupkę czy cipkę(to najlepszy wyraz jeśli chcemy stworzyć zamiennik waginy). Uczmy dzieci aby nie wstydziły się swojej seksualności i ciała, bo kiedyś mogą mieć z tym duży problem. Bądźcie świadomymi rodzicami dla swoich cudownych dzieci, bo one tego potrzebują. A jeśli chcecie pokazać im sowę to najlepiej Hedwigę ❤ Tymczasem.

sobota, 6 maja 2017

Jak wygląda w-f na studiach?

Każdy kto niebawem rozpocznie studenckie życie zastanawia się jak wyglądają zajęcia wychowania fizycznego na studiach. Szczerze powiedziawszy jak rozpoczynałam pierwszy kierunek to obawiałam się w-fu. Myślałam sobie "O nie znowu ten głupi w-f, beznadziejne ćwiczenia, bieganie non stop, pot, spływający makijaż, bałagan na głowie, ciasna szatnia i mnóstwo dezodorantów w pomieszczeniu". Nienawidziłam wychowania fizycznego przez całe życie. Napawało mnie to stresem i dodatkowo żaden lekarz nie chciał na stałe dać mi zwolnienia, mimo że po tych zajęciach czułam, że umierał przez stres, mój puls, ból serca. Moja głupia pediatra uznała, że mi się tak wydaje, a moja mama przytaknęła jej. Eh... nie chce mi się tego nawet komentować. Po prostu w-f był dla mnie w szkole koszmarem przez wszystkie lata edukacji, dlatego obawiałam się tych zajęć na studiach, jak się później okazało niepotrzebnie ✌✌✌✌✌✌✌

TEŻ NIENAWIDZIŁEŚ/AŚ W-FU W SZKOLE? BOISZ SIĘ W-FU NA STUDIACH?

- Jeśli na dwa pytania odpowiedziałaś/eś twierdząco to mam dla Ciebie dobrą wiadomość. Zajęcia wychowania fizycznego to na studiach po prostu przyjemność. Byłam naprawdę bardzo pozytywnie zaskoczona tym jak wygląda w-f na studiach.

1. ŚWIETNA GRUPA DZIEWCZYN I NAUCZYCIEL

- Miałam wielkie szczęście, bo na zajęciach z wychowania fizycznego poznałam świetne dziewczyny, miłe, rozgarnięte, rzekłabym, że mądre i spokojne, ale wesołe. Po prostu świetne dziewczyny, bardzo się cieszę, że je poznałam. Mój nauczyciel to człowiek z głową na karku, który rozumiał to, że mam ciśnienie i różne bóle, w tym bóle kręgosłupa.

2. WYBÓR DYSCYPLINY ZALEŻY OD CIEBIE I TYLKO OD CIEBIE

-  W końcu możesz robić to co chcesz robić na w-fie. Każdy student wybiera swoją dyscyplinę sportową i zajęcia z niej ma raz w tygodniu. Zajęcia trwają półtorej godziny. Możecie wybrać wśród takich dyscyplin jak: pływanie zaawansowane lub od podstaw, gimnastyka zdrowotna, szachy, brydż, siatkówka, koszykówka i wiele wiele innych, które z pewnością Was zaciekawią. Moja dyscyplina to GIMNASTYKA ZDROWOTNA.

3. NIE TRAKTUJĄ WAS JAK DZIECI

- To też duży plus, że nie jesteście traktowani jak banda dzieciaków narzekających na to, że muszą ćwiczyć, a nie chcą, bo w-f nudny i niepotrzebny, bo pot, bo makijaż się zniszczy, bo okres, bo paznokieć się złamał. Nauczyciel na studiach zrozumie.

4. POKOCHACIE SPORT

- Tak!!! i nie jest to słowne nadużycie. Ja nienawidziłam sportu w szkole, ale za czasów gimnazjum byłam fit, ale dzięki temu, że ćwiczyłam w domu, moją metodą na super nogi, które kiedyś miałam meeega szczupłe(prawie chude) były nożyce. 200 nożyc rano i wieczorem. 400 nożyc dziennie i za 3 miesiące nie poznacie swoich nóg. Oczywiście to boli i następnego dnia poczujecie wszystkie swoje mięśnie ale warto. Pewnie zapytacie to czemu nie ćwiczysz znowu nożyc, a narzekasz na rozrost masy mięśniowej na łydkach. Ano, jeśli czytasz mojego bloga to wiesz, że leczę się na nadciśnienie i zwalczam przerost lewej komory serca, ale alkohol, papierosy i pyszne jedzenie mi tego nie ułatwia. Może mało motywujące będzie to co napiszę, ale całe życie odkąd leczę się na serce uważam, że żyć długo nie będę, ale przynajmniej chcę walczyć o polepszenie mojego zdrowia. Ale fakt faktem chcę wrócić do ćwiczeń bardzo, ale zacznę delikatnie, aby się nie zajechać jeśli mogę tak to kolokwialnie ująć.

I na koniec chcę Wam powiedzieć, że w-f na studiach to sama przyjemność, rozumiem osoby, które się stresują i nie lubią ćwiczyć, także bez obaw teraz będzie dobrze. Ja Wam to mówię, a skoro ja Wam mówię to nie kłamię i się nie bójcie. Uwierzcie są gorsze rzeczy niż w-f. Tymczasem.

czwartek, 4 maja 2017

Czy warto studiować filologię polską?

Witam Kochani ponownie w poście o studiach polonistycznych. Jest to już mój ostatni post z tej mini serii. Z racji tego, że rozpoczęły się dzisiaj egzaminy maturalne i maj jest miesiącem egzaminów to uznałam, że to dobry pomysł, aby przedstawić osobom, które już w październiku rozpoczną studia ten kierunek. Zdaję sobie z tego sprawę, że studia to bardzo poważna decyzja, czasem studia okazują się strzałem w dziesiątkę, a czasem są olbrzymim rozczarowaniem. Ale bywa też tak, że zanim znajdzie się te wymarzone studia przechodzimy przez 2, 3 kierunki. Bywa, nic na to nie poradzicie, chyba że od razu pójdziecie na kierunek na jaki zawsze marzyliście. Bardzo Wam tego życzę, bo ja popełniałam kilka razy ten sam błąd i nie poszłam na to co zawsze pragnęłam. Wiem wiem... nonsens, ale niestety kierunek na który chciałam się dostać był bardzo oblegany, a dziś... cóż... sama już nie wiem czy tak czy nie. Tak to jest jak się jest człowiekiem pełnym wątpliwości. Ale już zamykam się, bo znowu się rozgadam niepotrzebnie. Dzisiaj chciałabym napisać czy warto iść na studia polonistyczne czy lepiej dwa razy przemyśleć swoją decyzję. Miłej lektury ✌

Marzysz aby na studiach polonistycznych rozwinąć swój pisarski warsztat?

- Moi Drodzy. Idąc na studia polonistyczne moim priorytetem było udoskonalić się w pisaniu. Nie chciałam być nauczycielką, chciałam mieć dyplom z bycia pisarzem. Szłam na te studia bardziej hobbystycznie. Niestety na filologii polskiej z pisaniem nie będziecie mieli zbyt wiele do czynienia. Nie wiem jak to było 20 lat temu, ale w 2015 roku jest tak jak piszę, na Wydziale Filologicznym w Łodzi. Na semestr nauki napisałam 2 prace pisemne i tyle. Zapisałam się na specjalizację - literaturę stosowaną, ale tak jak wspominałam w poprzednim poście nie została otworzona. Dlatego stricte polonistyka nie da Wam zbyt wiele możliwości aby doskonalić się w tej pięknej i trudnej sztuce jaką jest pisanie.

Czy lubisz czytać książki?

- To jest bardzo ciekawe pytanie. Ja w pierwszym semestrze studiów nie przeczytałam ani jednej książki. Tak! Na filologii polskiej nie przeczytałam ani jednej książki papierowej. Przeczytałam 2 książki elektroniczne z przedmiotu zwanego Literaturą Najnowszą. Bardzo polecam książkę o tematyce więziennej Mury Hebronu, Andrzeja Stasiuka. Książka była dla mnie fenomenalna, choć grzecznym ludzikom jej nie polecam, bo jest barrrrdzo wulgarna, naprawdę jeśli dla mnie coś jest wulgarne to dla innych jest w chuj wulgarne. Ale realia więzienie niesamowicie dobrze przedstawione. Miałam też przyjemność bycia na wywiadzie z panem Andrzejem Stasiukiem. Był to bardzo ciekawy wywiad i na dole wklejam zdjęcie siebie z nim. Jedna strona lewa jest zaczarniona, bo osoba, z którą byłam z pewnością nie życzy sobie aby była na zdjęciu ze mną. Takie studenckie konflikty poglądowe. Niestety prawica z lewicą się nie dogada. Sorry mate 👅👅👅

Lubię to zdjęcie. I bardzo cieszę się, że miałam możliwość i przyjemność uczestniczenia w wywiadzie z niezwykłym pisarzem, a przede wszystkim z człowiekiem. 

A wracając do czytania książek na polonistyce, to moi Kochani. Książki były oczywiście zadawane do przeczytania, ale spokojnie można zdać tak jak ja to zrobiłam, bez czytania książek. Jedynie naczytałam się mnóstwa poezji, ale to mnóstwa i niekiedy również bardzo wulgarnej. Ale polonistyka to czasem ciężki kaliber, ale co mogę powiedzieć to poezja ludzi z pokolenia Brulionu jest fascynująca i tylko tego mi brak, bo zwykłemu człowiekowi(w sensie nie studentowi polonistyki) trudno zdobyć tę poezję, bo jest mało osiągalna. 

Podstawy warsztatu filologa! Co to takiego?

- Oj jak ja nie lubiłam tego przedmiotu. Przy małej praktyczności to przedmiot oparty na samej praktyce i ćwiczeniach ze słownikami, stronami słowników, autorami i tytułami. Po prostu tworzenie bibliografii książek, artykułów z gazet i stron www. Przedmiot do przeżycia, ale bardzo go nie lubiłam. Czy czegoś praktycznego, potrzebnego do życia mnie nauczył? Owszem. Dzięki umiejętności tworzenia doskonałej bibliografii(bo tego się nauczycie na tych studiach) będziecie umieli napisać idealną pracę magisterską czy licencjacką, w której będziecie musieli podać źródła. 

Czy marzysz o dobrze płatnej pracy?

- Jeśli tak to sobie odpuść studiowanie filologii polskiej. I w ogóle odpuść sobie bycie nauczycielem. Oczywiście można się dorobić jak i na zbieraniu znaczków, ale to są tylko jednostki, a poza tym jeśli duża pensja to dla Ciebie 3300 złotych to spoko, ale taka kwota mnie na przykład nie satysfakcjonuje. Bo trudno za takie pieniądze się utrzymać na poziomie europejskim, jak ja to nazywam. Za te pieniądze, można mieć dwa pokoje z kuchnią wynajęte, pieniądze na jedzenie i rachunki, pieniądze na benzynę, jakiś ciuch czy lepsze perfumy i raz na miesiąc wyjść do kina czy na kolację. Jeszcze jeżeli umiecie dobrze gospodarować pieniędzmi. Ale według mnie uczenie się 5 lat i przebywanie wśród słowników Doroszewskiego i Bańki to nie moja bajka przyjemnościowa i finansowa. 

Czy zawsze marzyłeś aby spełniać swoje marzenia i być zafascynowany literaturą?

- Jeśli tak, to filologia polska na pewno Ci tego dostarczy w jakimś stopniu. Można wiele ciekawych książek poznać, choć większość jest nudna. Ale powtarzam po raz drugi to studia dla pasjonatów nie dla kogoś kto ma zaciągi do zostania dziennikarzem i ma wolne pióro(nie popełniłam błędu, bo nie chodzi mi o lekkie). Polonistyka to schematy, zaś dziennikarstwo to dowolność.


Uważam, że poruszyłam najistotniejsze kwestie tych studiów. Jeżeli ktoś kocha język polski i chce być nauczycielem to dobry wybór, bo dzięki tym studiom nim zostanie. Ale jeśli lubisz pisać tak jak ja i nie lubisz wpisywania się w pewne ramy to absolutnie to nie kierunek dla Ciebie. Musisz także pamiętać, że studia filologiczne to bardzo specyficzne studia. Wszystkie filologie wymagają dużo pracy własnej w domu, ponieważ to spore godziny pracy ze słownikami, tworzenie setek bibliografii, czytanie, analizowanie tekstów. To studia wymagające i niełatwe, mimo że stosunkowo łatwo się na nie dostać. Jeśli chcesz imprezować i poznawać ludzi nigdy nie decyduj się na studiowanie języka polskiego i obcego, bo to naprawdę ciężki kawałek do zgryzienia. Te studia nie kończą się wraz z wróceniem z zajęć do domu tylko w domu znowu się uczysz. I ostatnia kwestia to taka, że filologia ssie, choć czasem trudno jej się oprzeć. Tymczasem.

środa, 3 maja 2017

Stereotypy o studentach polonistyki

W roku 2015 zaczęłam studia polonistyczne na Wydziale Filologicznym w Łodzi i był to dosyć ciekawy czas, choć dosyć rozczarowujący jak się później okazało. Filologię polską studiowałam pół roku, zaliczyłam sesję i w semestrze letnim rzuciłam te studia w cholerę. Moim celem było udowodnienie sobie, że zaliczę wszystkie egzaminy, mimo że te studia w ogóle mi nie odpowiadały. Jak powiedziałam tak też zrobiłam i zaliczyłam dosyć przyzwoicie sesję, choć bez okrzyków radości i ogromnych braw za "piątki". W dzisiejszym poście przygotowałam dla Was stereotypy o studentach polonistyki. Już dawno zbierałam się z tym postem, aż w końcu zamieszczam go na blogu. Także przekonajcie się co jest mitem, a co jest śmieszną lub żenującą prawdą przyszłego polonisty.

BRZYDKIE DZIEWCZYNY W OKULARACH, WEŁNIANYCH SWETRACH I WĄSEM

- O przyszłych polonistkach słyszałam takie stwierdzenia i podchodziłam do tego sceptycznie. W końcu nastał ten dzień kiedy rozpoczęły się wykłady i ćwiczenia konwersatoryjne. Większość studentów polonistyki to dziewczyny(blondynki z odrostami czarnymi). Bardzo dużo nieatrakcyjnych fizycznie dziewczyn. Bardzooo dużo dziewczyn w swetrach, okularach(kujonki, zerówki). A co do wąsów. Jedna dziewczyna, która była pasjonatką i podobno dobrą studentką niestety urodą nie grzeszyła i nosiła sweter, okulary cylindryczne(te z grubymi szkłami), długą spódnice, kiepskiej jakości plastikowe, drewniane kolczyki i była posiadaczką wąsika. Idealnie wpisywała się w stereotyp studentki polonistyki. Oczywiście skłamałabym gdybym powiedziała, że same brzydule były na polonistyce, no bo w końcu ja tam byłam ha ha ha 😏😏😏😏😏😏 ale oczywiście było kilkanaście ładnych i zadbanych dziewczyn, choć w większości studentki polonistyki są brzydkie i noszą tłuste włosy tak samo jak chłopcy, którzy chcą być przyszłymi polonistami. Jeśli szukacie dziewczyny na studiach, to polonistykę odradzam. Zdecydowanie!!!

LESBIJKI LESBIJKI LESBIJKI

- Hm... na filologii poznałam jedną dziewczynę, która była lesbijką, a w 2016 pożałowałam, że ją poznałam i zaufałam. Nie wiem czy jest więcej dziewczyn będących lesbijkami, ale jedną poznałam. Także kolejny stereotyp okazuje się prawdą.

ŹLE NAPISAŁAŚ, NIE TAK SIĘ MÓWI FONETYCZNIE, TO NIE TA GŁOSKA!!!

- Mówi się, że studenci polonistyki wszystkich poprawiają i jest to nagminne. Tak! jest to prawda. Wiadomo, że na polonistyce każdy chce się nauczyć poprawnie mówić i pisać, ale kultura osobista chyba tym studentom wyparowała i zachowywali się jak chamy. Po pierwsze nie poprawia się kogoś w towarzystwie tylko na osobności, zaś chwali się człowieka przy innych. Zasada stara jak świat, ale coraz mniej znana jak zauważyłam. Po drugie niestety studenci polonistyki popełniają mnóstwo błędów, mówią często bardzo niepoprawnie i po prostu co tu kryć błędy, byki, byki jak BYK.

POLONISTA-PASJONATA

- Ten gatunek studenta filologii polskiej to rzadkość niestety ale sporadycznie takie jednostki są widoczne na tym kierunku bezrobotnych. Osoba, która mówi o Mickiewiczu, czyta wiersze na zajęciach z Poetyki i Retoryki i pisze eseje dla chętnych to rzadkość. Aczkolwiek takich ludzi na polonistyce spotkacie mimo wszystko najszybciej niż na innych kierunkach, bo filologia polska to tak naprawdę są studia hobbystyczne. Dobra praca to rzadkość, chyba że macie dobre "plecy" jak pani Nina Terentiew. Niemniej powodzenia.

MY HIPSTERZY
- Studenci tego kierunku uważają się za prawdziwych hipsterów wśród wszystkich kierunków studiów jakie istnieją. Bo oni znają literaturę, wiedzą czym są twarde jery, znają się na piśmie fonetycznym(to jest cholerstwo, ale do zaliczenia). Tacy z nich hipsterzy jak ze mnie zakonnica.

NAŁOGOWI PALACZE

- Oj tak! zdecydowanie. Filolodzy polscy to w większości palacze. Palą jak smoki, bo uważają, że to takie bardzo a`la pisarz. No bo fajeczki, kaweczka i rozmowy o Historii Literatury Polskiej. Sama palę, więc miałam przyjemność spotkać mnóstwo palaczy na ławeczkach wydziałowych. Fajka zawsze łączyła. W tym miejscu pozdrawiam Cię Olu, nasze pogaduchy na fajce bezcenne 😘

BĘDĘ NAUCZYCIELKĄ JĘZYKA POLSKIEGO

- To naprawdę stereotyp, chyba jedyny wśród punktów, które wymieniłam. Ludzie, którzy słyszeli, że idę na filologię polską pytanie "Czyli chcesz być nauczycielką?", "Przecież nie lubisz dzieci, a będziesz uczyć w szkole?". Bla bla bla. Polonistyka daje różne możliwości wyboru specjalizacji. Moją specjalizacją było - edytorstwo tekstów użytkowych i literackich. Choć bardzo chciałam aby została otworzona specjalizacja zwana - literaturą stosowaną. Taak... miałam chęć zostania licencjonowaną pisarką, ale nie otworzyli specjalizacji, więc wzięłam dupę w troki i rzuciłam te studia smutne i szare jak ta moja Łódź.


Moi drodzy to wszystkie znane mnie stereotypy, które pozwoliłam sobie zaprezentować. Powinnam wspomnieć o najważniejszym, że jeśli ktoś kochał język polski i przeczytał wszystkie lektury(oprócz Krzyżaków i Dziadów - bo nie da się tego czytać) i pisze odkąd nauczył się pisać. Tak mówię o sobie. To uwierzcie mi, że polonistyka to studia, które z pasjonaty uczynią ignoranta językowego. Tak się ze mną stało i długo po rzuceniu tych studiów nie zamieszczałam nic na blogu, ponieważ nie miałam ochoty pisać. Wiecie jakie to dołujące czytać książki na filologii polskiej i wyszukiwać tylko błędy. Nie ma żadnej przyjemności z czytania książki. Dlatego nie mogłam się dłużej dusić i odeszłam i nadal uważam, że to była najlepsza decyzja mojego życia. Dla mojej mamy i brata i dla wielu starszych osób studiowanie polonistyki to pewien prestiż, bo kiedyś bycie polonistą było bardzo szanowanym zawodem, ale dziś to praca dla tych, którzy nie boją się pracy, której nie dostaną. Odradzam studiowanie filologii polskiej, bo nie ma ona najmniejszego sensu. Tymczasem.