środa, 28 lutego 2018

Nietolerancja glukozy, niedobór witaminy D i spadki potasu

Dzień dobry moi Drodzy ✋😏👄👄👄
Dzisiaj jest piękny, słoneczny dzień, mimo że na dworze temperatura ujemna. Luty wielkimi krokami dobiega końca tak samo jak posty szpitalne na Myślach Kobiety Wyzwolonej. Mój stan zdrowia poprawia się i odczuwam już znaczną różnicę. Niemniej jednak mam dla Was jeszcze solidną porcję zdjęć z mojego pobytu w Centrum Zdrowia Matki Polki. Zapraszam do lektury i oglądania 👇

Tutaj widać po ułożeniu moich stóp, że mam się całkiem dobrze. Pościel w szpitalu była czysta, ale łóżko nie do spania... zdaję sobie sprawę z tego, że leżałam w publicznym szpitalu i nie powinnam oczekiwać cudów, ale uczucie sztachetek pod plecami było dosyć upierdliwe podczas spania. 

Aż chce się powiedzieć - Wenflon mój przyjaciel! 😂😂😂 w tym miejscu nigdy nie miałam "motylka". Niestety bolało bardzo, choć wiecie, że znam gorszy ból.

Muszę Wam powiedzieć, że malowanie paznokci na tak wyrazisty kolor do szpitala było nierozsądne, ponieważ po 3 dniach pobytu miałam obskrobany lakier i wyglądało to dosyć nieestetycznie. Ale jak to się mówi, człowiek uczy się całe życie. Jeśli jesteście ciekawi co to za kolor lakieru to jest to Sally Hansen nr 610 Red Zin i na ten lakier położyłam rozświetlający top coat z Wibo. Efekt końcowy był śliczny, ale niestety krótkotrwały. Jedynie na paznokciach stóp ten manicure utrzymał się ponad tydzień w nienaruszonym stanie. 

To nowa bluzka z Sinsay z ozdobnym chokerem. W Centrum Zdrowia Matki Polki na oddziale endokrynologicznym panuje zasada, że na noc ubieramy się w piżamy lub koszule nocne, a w dzień po oddziale chodzimy w ubraniu. Z racji tego, że nie lubię jak ktoś lub system narzuca mi coś, więc chodziłam w spodniach od piżamy, a na górze nosiłam bluzkę 😈😈😈

A o to jakże urocze klapki mojej mamy. Uznałam, że nie warto kupować nic nowego, więc sobie od mamy pożyczyłam. Klapki mają funkcję masażu także coś innego. 

W szpitalu było wybitnie nudno, więc zdołałam przeczytać książkę Trumana Capote`a pt. "Miriam". Ta książka to zbiór czterech opowiadań. Jest to ciekawa psychodeliczna książka, aczkolwiek nie każdemu przypadnie do gustu, ponieważ jest specyficzna. Znając życie nic bym w szpitalu nie przeczytała, więc to zasługa jednej koleżanki, z którą dzieliłam pokój szpitalny. Dziękuję ✌

Tutaj widzicie doskonale mój domowy manicure. Niestety miałam bardzo krótkie paznokcie, ale myślę, że efekt jest interesujący. A teraz spójrzcie jak napisano moje nazwisko... nie mam słów. Ciągle się w nim mylą, jakby to było takie trudne do zapamiętania, że 2xA i 2xS. Eh...

Tak mniej więcej prezentował się pokój szpitalny. Z dziewczynami z pokoju śmiałyśmy się, że to pokój VIPów, ponieważ każda z pacjentek, która w nim leżała miała znajomości w szpitalu. 
PS. Moje znajomości nijak się zdały. To tak na marginesie. 

Z racji tego, że muszę schudnąć 15 kilogramów miałam dietę nisko-energetyczną(1500 kcal). Ale nie mogłam narzekać na jedzenie w Matce Polce, ponieważ było naprawdę smaczne. Tutaj macie propozycję kolacji.

Tutaj macie fragment "Miriam". Nie bez kozery zrobiłam zdjęcie tej stronie. 

Znowu błąd w Maassen. Ale nie o błędzie chciałam pisać tylko powiedzieć, że przed Państwem słoniowaty pojemnik do całodobowej zbiórki moczu. Tak! musiałam w to sikać. Nie polecam. Ale zawsze nowe doświadczenie ha ha ha.

Mama przyniosła mi do poczytania jedną z moich ulubionych książek. Nie przeczytałam, bo miałam interesujące towarzystwo w pokoju i notabene przestałam się nudzić dosyć szybko.

W poprzednich postach wspominałam, że poznałam psychoterapeutkę, z którą w szpitalnym pokoju oglądałam filmy. Obejrzałam najnowszą część Piratów z Karaibów, Pitbull Nowe Porządki i Pitbull Niebezpieczne Kobiety.

Tak prezentuje się obiad szpitalny w Centrum Zdrowia Matki Polki. Ziemniaki bardzo smaczne, kurczak też dobry ale za mało słony, zaś marchewka dla mnie osobiście nie do zjedzenia, ponieważ nienawidzę gotowanej marchewki i innych warzyw również.

Tak prezentuje się śniadanie w Matce Polce. W tym pojemniczku mieści się niesłodzony kisiel cytrynowy. I jak widzicie też nie ma tragedii. Wszystko można powiedzieć o Centrum Zdrowia Matki Polski zaś nie można narzekać na jedzenie, ponieważ jak na jedzenie szpitalne było bardzo dobre. Miałam też jako przekąskę jabłko i kefir lub jogurt naturalny. 

Wspominałam Wam, że z badań wyszło mi, że mam nietolerancję glukozy czyli innymi słowy - STAN PRZEDCUKRZYCOWY. Aby powrócić do zdrowia muszę zaprzestać jedzenia słodyczy i jak na razie do tego się stosuję, ponieważ nie chcę mieć cukrzycy na starość. A powiem Wam więcej z badań widać już, że moja nietolerancja glukozy się zmniejsza także widać progres. 

Co do niedoboru witaminy D to mam przepisane leki i w najbliższym czasie muszę znowu iść do apteki i to wszystko wykupić i zacząć się suplementować. Lekarze pocieszyli mnie, że wszyscy ludzie mają niedobory witaminy D. 

Nadal niestety mam spadki potasu. Niby jestem w normie jeszcze, ale na ostatniej granicy dopuszczalnej. Najdziwniejsze jest to, że żaden z lekarzy nie przepisał mi potasu. Mam nadzieję, że więcej mi już potas nie spadnie, ponieważ mogłoby zrobić się niebezpiecznie. 

Na koniec chciałam Wam podziękować za wiele pozytywnych wiadomości prywatnych z życzeniami powrotu do zdrowia. Wiele to dla mnie znaczy. Dziękuję Wam ❤👄👄

A teraz na sam koniec postu chciałabym Wam powiedzieć, że na Myślach Kobiety Wyzwolonej pojawi się ostatni już wpis o moim pobycie w szpitalu, a dokładniej o moim tomografie nerek i nadnerczy z kontrastem. I na tym poście zakończę wpisy szpitalne, ponieważ wychorowałam się za wszystkie czasy i mam nadzieję, że nowe leki, nowy styl życia, dieta, więcej ruchu, suplementy i likwidacja stresu pozwoli mi na dobre funkcjonowanie i powrót do formy sprzed lat. Mam nadzieję, że dzisiaj już wszystko jest na dobrej drodze do pełni zdrowia. Tymczasem. 















wtorek, 27 lutego 2018

Byłam Twoją Benzodiazepiną

Każdy w swoim życiu, poznaje choć raz kogoś, kto działa jak benzodiazepiny. Odurzenie, natychmiastowy relaks jak po zaciągnięciu się blantem, radość z pokonanych smutków, natychmiastowe przyciąganie do siebie i to poczucie, że jest się dla tej drugiej osoby jak narkotyk.

Każdy kto w swoim życiu poznał Benzodiazepinę czy to blondynkę czy to długonogą brunetkę wie, że to nałóg, w który wpada się z dnia na dzień. Niewiele jest ludzi, których można nazwać Benzodiazepinami. To ludzie, których coraz bardziej się chce, potrzeba ich do życia, spania, pieprzenia, do oddychania. Gorzej jak takiej osoby zabraknie... wtedy pojawia się frustracja i złamane nadzieje. A przecież byłam tylko Benzodiazepiną. Byłam po to aby spotkać mnie przypadkiem, abym niosła chwilową pomoc, zauroczyła, zaintrygowała i stała się pragnieniem. Nie obiecywałam miłości, nie ukrywałam pokus i pragnień. Byłam wiatrem, odurzeniem wiosennych, zielonych liści, promieniem słońca, BYŁAM. 

Choć raz w życiu warto być dla kogoś czyjąś odmianą "pigułki szczęścia". Przyjemnie uszczęśliwiać innych, dawać radość, wprowadzać w euforię. Niestety ludzie zapominają, że lubię też mrok. On zawsze mnie otaczał, lubię kiedy słychać jazz, tli się papieros, whiskey z colą miesza mi w głowie i kiedy ktoś chce mnie Benzodiazepinę - uszczęśliwiającą i spychającą w przepaść, w najgłębsze mroki wyzwolenia z konwenansów. Niewielu stać na to aby się odważyć, niewielu jest mrocznych dżentelmenów pragnących głębi świadomości. 

Byłam Twoją Benzodiazepiną, każdą tabletką szczęścia, każdym zaciągniętym haustem gęstego dymu. Niewiele osób to Benzodiazepiny. Trzeba mieć charakter, niesamowitą radość życia i głęboki mrok. Trzeba umieć kochać do nieprzyzwoitości i ranić jak ostry nóż. Trzeba być po prostu najdoskonalszym uzależnieniem. 

Twoja*(Wasza) Benzodiazepina 



poniedziałek, 26 lutego 2018

Czuję wiosnę tego mroźnego poranka

Dzień doberek moi Kochani ✋👄😉 Dzisiaj jest bardzo zimny dzień w Polsce, więc zachęcam Wam do ciepłego, grubego obabuchania się przed wyjściem z domu. Ja dzisiaj najprawdopodobniej dzisiejszy dzień spędzę w łóżku, bo mam zalecenia aby odpoczywać. A z drugiej strony w taką pogodę nie mam ochoty na spacerowanie, chociaż wieczorem chyba będę musiała wyjść. Niemniej jednak celem tego posta nie jest narzekanie na nieprzychylną pogodę tylko fakt, że czuję wiosnę. Nie każdy odczuwa zapach cieplejszej pory roku w powietrzu, ale jeżeli wśród Czytelników Myśli Kobiety Wyzwolonej są osoby czujące zmianę w atmosferze to bardzo chętnie dowiem się ilu z Was jest i czyta tutaj posty.

Przepraszam za ten bałagan za mną, ale jestem w swoim pokoju, więc mogę bałaganić ha ha 😈😂
Niemniej jednak nie chciałam pokazywać Wam bałaganu tylko tę piękną sukienkę, która jest moim najnowszym zakupem. Niestety nie ma już jej w H&M, ponieważ wykupiłam ostatnią. Sukienka jest zapinana na jeden guziczek na karczku, w pasie ma gumkę w falbanką. Kiecka jest długości midi. Zawsze chciałam kupić sobie sukienkę w takiej długości, ponieważ wiosną i latem taka długość kiecki ochładza ciało. Kwiaty są bardzo modne w tym sezonie, więc jestem ucieszona, bo w sklepach jest multum ciuchów w kwieciste wzory. Nic tylko kupować. Z racji mojego chorowania i złego samopoczucie postanowiłam, że kupię tę sukienkę, ponieważ nic nie poprawia mi tak humoru jak właśnie zakupy. Ta sukienka ma jedną wielką zaletę. A mianowicie można chodzić w niej jak się jest grubszym i chudszym, ponieważ gumka w pasie rozciąga się i zwęża. Uważam, że to super sprawa. Dla mnie jest to ważne, ponieważ od dnia dzisiejszego zaczęłam dietę odchudzającą i nie chciałabym aby sukienka stała się za luźna. Także jak to ja przemyślałam zakup i jestem bardzo zadowolona. Aczkolwiek uważam, że w tym typie sukienek najlepiej prezentują się szczupłe dziewczyny, ponieważ gumki powiększają sylwetkę. Co sądzicie o tym jak wyglądam w tej kwiecistej sukience?

Dzisiaj na Facebooku napisałam na stronie Myśli Kobiety Wyzwolonej podziękowanie dla Was za ponad 200 polubień mojego bloga. Dziękuję raz jeszcze, ponieważ wiem, że piszę bloga nie dla ludzi anonimowych ale dla prawdziwych osób, które czytają, komentują i piszą. Bardzo dziękuję Wam za uczestniczenie w życiu bloga. Razem tworzymy lepszą przestrzeń Internetu dla ludzi inteligentnych, kochających szeroko pojętą wolność. Kocham Was ❤❤❤


niedziela, 25 lutego 2018

Nie ma jak w domu

Dobry wieczór moi Drodzy 😊 zrobiła się niesamowicie mroźna zima w Łodzi. Niemniej mnie to nie przeszkadza, bo zrobiłam zapasy tłuszczyku na tę ewentualność ha ha. W ogóle nie ma jak to budzić się w domu, a nie w szpitalu. Czuję coś takiego jakby jakiś wielki ciężar spadł mi z pleców. Oczywiście fakt faktem pojawiają się w moim życiu inne rewelacje, ale najważniejsze dla mnie jest to, że jestem na dobrej drodze aby całkowicie wyzdrowieć. Jaki to paradoks, że nie doceniamy to co mamy dopóki tego czegoś nie zaczniemy tracić. A gdyby tak zacząć doceniać to wszystko zanim coś nam się złego przydarzy? Banalnie brzmi, prawda? Myślę jednak, że jest to prostsze niż wszyscy myślimy tylko musimy się odważyć spróbować i zacząć w taki właśnie sposób żyć. Najważniejszy w życiu jest entuzjazm, bo dzięki temu mamy siłę do życia i do walki z problemami. Idę napić się zielonej herbaty z wiśnią i się odprężę po całym dniu i tym tygodniu, który miał dla mnie wiele "atrakcji".

Na koniec chcę Wam podziękować za "polubienia" Myśli Kobiety Wyzwolonej. Wiele to dla mnie znaczy i cieszy mnie, że jest Was coraz więcej. Mimo, że nie znam Was osobiście to czuję z Wami jakąś niewytłumaczalną więź, która motywuje mnie do pisania nowych postów. W czasie kiedy byłam w szpitalu nie miałam przy sobie laptopa, więc nie miałam jak do Was napisać, a i też nie miałam w sumie siły, aby siedzieć i patrzeć w ekran Soniaka(pieszczotliwie mówię tak na mojego laptopa). Teraz kiedy jestem w domu na zwolnieniu mam więcej czasu aby pisać. W ogóle psychoterapeutka, z którą dzieliłam pokój w Centrum Zdrowia Matki Polki, powiedziała mi, że to mój sposób na oczyszczenie i powinnam pisać, pisać i pisać. Także, korzystam z rady, ponieważ coś wewnątrz mnie nakazuje mi to robić. Kocham to. Dziękuję raz jeszcze i życzę Wam spokojnej nocy lub szalonego(w pozytywnym znaczeniu tego słowa) dnia. Buziaczki 👄👄

sobota, 24 lutego 2018

Stay the same

Cześć Kochani 👄✋ dzisiaj postanowiłam, że zmienię utwór w tle na blogu na nowy, ponieważ nie chcę być monotematyczna i pisać znowu o szpitalu i moim nadciśnieniu. Utwór jaki tym razem dla Was wybrałam to Stay the same angielskiego kompozytora Bonobo. Jest to bardzo hygge utwór, który relaksuje, uspokaja, wycisza nasze ciało i umysł. Mam nadzieję, że podzielacie mój gust muzyczny i będziecie usatysfakcjonowani z takiej zmiany. Piosenka mówi o zmienności świata. Jest radą aby pozostać w tym szybkim świecie sobą i nie zmieniać się pod wpływem chwili. Jeśli jesteście na bakier z angielskim to przetłumaczcie sobie utwór, załóżcie później słuchawki lub nastawcie głośniki, ułóżcie się wygodnie na łóżku, zapalcie zapachowe świece i zatraćcie się w słuchaniu. W życiu warto znajdować chwile na chillout, ponieważ żyjemy w tak zestresowanej rzeczywistości, że musimy umieć się odprężać aby nie zwariować.

Bonobo to mało znany autor piosenek, więc jestem jeszcze bardziej na TAK, ponieważ uważam, że należy wspierać młodych lub nieznanych większości muzyków na przykład udostępniając ich twórczość na blogach, stronach www lub Facebooku. Ostatnio nałogowo słucham muzyki z gatunku chillout i hygge, ponieważ mój organizm ma na takie utwory ostatnio duże zapotrzebowanie.

Życzę Wam Wszystkim spokojnej soboty. Idźcie na spacer, spędźcie ten czas z rodziną, przyjaciółmi lub Waszymi czworonożnymi pupilami. Pamiętajcie, że spokój w życiu jest bardzo istotny i nawet największy zawadiaka potrzebuje odpoczynku i spokojnej chwili. Bądźcie zrelaksowani i żyjcie długo, ponieważ jest wiele cudownych chwil do przeżycia. Spokój to ratunek dla duszy i ciała. Tymczasem.

Wasze zdrowie wznoszę sokiem pomidorowym, ponieważ nie mogę pić alkoholu przy obecnych lekach na nadciśnienie i Hydroksyzynie, którą ostatnio łykam. Swoją drogą znacie mnie i wiecie, że jestem do wielu rzeczy sceptycznie nastawiona. A mianowicie postanowiłam sprawdzić czy rzeczywiście nie wolno mi przy tych lekach pić alkoholu. Napiłam się wczoraj kieliszek ajerkoniaku i prawie, że odpłynęłam, a w nocy bardzo spadło mi ciśnienie. Zawsze miałam bardzo mocną głowę, a teraz odurzona jestem już po jednym kieliszku. Wniosek nasuwa się sam. Nie mogę pić alkoholu. Na koniec tego posta mam do Was pytanie. Orientujecie się czy Hydroksyzyna uzależnia? Można ją brać regularnie czy bo jakimś czasie traci swoje działanie i należy przyjmować większe dawki? Jeśli wiecie to bardzo prosiłabym o komentarz pod postem, ponieważ teraz nie wiem. Lekarka w Janie Bożym powiedziała mi, że ten lek nie uzależnia zaś druga lekarka w poradni mówi, że to lek uzależniający. Także mam dwie zbieżne opinie i nie wiem kogo mam słuchać. Liczę, że pomożecie. Buziaczki moi Kochani 👄❤

piątek, 23 lutego 2018

Wyjście ze szpitala Centrum Zdrowia Matki Polki

Dobry wieczór moi Kochani ✋👄😊 w szpitalu Centrum Zdrowia Matki Polki leżałam 6 dni. Pobyt w tym szpitalu był znacznie spokojniejszy niż w szpitalu im. Jana Bożego, ponieważ tutaj nie skakało mi ciśnienie do olbrzymich wartości, więc czułam się względnie dobrze. Poznałam trzy interesujące kobiety, dzięki którym miałam bardzo umilony czas. Nie chciałam aby ktoś zbytnio mnie odwiedzał w szpitalu z moich bliskich, ponieważ potrzebowałam samotności. A poza tym nie chciałam martwić innych swoim kiepskim samopoczuciem. Nie lubię gdy ludzie, których kocham są zdołowani i zmartwieni. Fakt faktem potrzebne mi wsparcie i zrozumienie. Potrzebny mi ktoś, kto powie, że wszystko będzie dobrze, że moje ciśnienie za kilka tygodni wróci do normy i poczuję się lepiej. Bardzo bym tego chciała. Sęk w tym, że łatwiej nam ludziom uwierzyć w te złe rzeczy. Wierzę całe życie, że wszystko dzieje się po coś. W Centrum Zdrowia Matki Polki dzieliłam pokój z jedną bardzo inteligentną kobietą, która ma wiele doświadczeń w swoim życiu. Powiedziała mi, że jak zmienię styl życia moje ciśnienie wróci do normy. Potem dzieliłam pokój z młodą psychoterapeutką, która ma guza na szyi. Powiedziała mi, że moje ciśnienie bierze się z ogromnego stresu, ponieważ na swojej drodze spotkałam niewłaściwych ludzi, którzy mnie skrzywdzili emocjonalnie. Później do pokoju dołączyła nauczycielka religii, która stwierdziła, że trzeba oddać swoje życie w ręce Boga, bo czasem tylko on może nam pomóc. Te trzy cenne rady bardzo podniosły mnie na duchu. Jeśli się do nich zastosuję może naprawdę pomogę swojemu zdrowiu i samopoczuciu. Nigdy nie miałam tak, że chciałam tylko zdrowia i dobrego nastroju. Dziś to dla mnie najcenniejsze. Słucham teraz stacji Hygge i zastanawiam się nad tym co zrobiłam ze swoim życiem źle. Moja świętej pamięci babcia mawiała, że życie jest jak bańka na wodzie i w każdej chwili może przeminąć. Od dwóch miesięcy żyję jak taka bańka. Człowiek naprawdę musi być bardzo silnym aby być chorym. Zawsze uciekam kiedy pojawia się niebezpieczeństwo, ponieważ tak działa moja psychika, ale przez ostatni czas walczę bardzo wytrwale i walecznie aby żyć. Choć pisząc ten post płyną mi po policzkach łzy wierzę w to, że mój stan się poprawi i w końcu moje ciśnienie wróci do optymalnych wartości. Nigdy tak nie cierpiałam. Oczywiście jest lepiej z moim stanem zdrowia, ale nikt z Was nie chciałby takiego "lepiej" jak odczuwam. Pewnie jesteście ciekawi jak zostałam zdiagnozowana. A mianowicie mam nietolerancję glukozy. Jeśli nie zrezygnuję z cukru dostanę cukrzycę, ponieważ w tej chwili mam stan przedcukrzycowy. Po drugie mam niedobór witaminy D, po trzecie mam spadki potasu, po czwarte mam za duży poziom kwasu moczowego i po piąte za dużo ważę. Dodatkowo muszę miesiąc czekać na wyniki 3 hormonów. Bardzo cieszy mnie jednak to, że wyniki tomografu nerek i nadnerczy nic nie wykazały. Nie mam guza i bardzo jestem uszczęśliwiona dzięki temu. Przede mną bardzo dużo pracy nad sobą, muszę zmienić styl życia, schudnąć, po prostu muszę zmienić swoje życie i nawyki. Będzie to bardzo trudne i będzie to ode mnie wymagało wiele zaparcia, motywacji. Odczuję pewnie wiele spadków nastroju, bólu i nieobce będę mi załamania, ale muszę dać radę, ponieważ chcę żyć. Bardzo kocham moją mamę i mojego brata. Zależy mi też na kilku osobach w moim życiu. Dlatego też nie wyobrażam sobie umrzeć. Teraz napiszę coś czego nigdy najprawdopodobniej nie napisałabym gdybym była zdrowa. Czasem nie można żyć tak jak się chce, czasem nie można mieć wszystkiego, czasem trzeba coś stracić aby coś mogło trwać dłużej. Wiem, że moja choroba ma wyższy sens i musiało mnie to spotkać abym przewartościowała swoje życie, ale mogłoby to tak nie boleć. Gdybym mogła poprosić. Zdaję sobie sprawę z tego, że wiele osób odejdzie ode mnie, ponieważ nie będę już świetnym kompanem do imprezowania, wiele uroczystości mnie ominie, ale wiem że są dwie osoby, dla których warto żyć. Nie mam jakiś wielkich wymagań co do długości życia, ale chociaż do 50. Wiem też, że ta sytuacja(choroba) uczyni mnie osobą jeszcze silniejszą gdy to wszystko minie, ale kiedyś myślałam, że młodość to najlepsze co nas spotkało. Nie zawsze tak jest. Czasem to niezłe szambo. Mam głęboką nadzieję, że jesteście zdrowi i cieszycie się, że piszę ten post i czuję się o te 20% lepiej niż ostatnio. Postaram pisać jak najczęściej. Sześć dni w szpitalu dało mi wiele wspomnień, dużo rozmawiałam. Uważam, że te trzy osoby miałam spotkać aby dostać rady. Całe życie wspierałam innych, ale nikt nie wspierał mnie. To takie inne, takie dobre poczuć coś na odwrót. Trzymajcie się ciepło i dbajcie o swoje zdrowie, walczcie do końca, ponieważ życie to cudowna sprawa, a zdrowie jest najważniejszym co macie. Wszystko wcześniej lub później przeminie. Nie skupiajcie się tak na materii, ponieważ to tylko rzeczy. Zdrowi ludzie nie zastanawiają się nad sensem istnienia, ponieważ nie mają problemów, nie wiedzą co to znaczy ból, cierpienie i możliwość nagłego odejścia z tego świata. Życie niekiedy bardzo umie przewartościować nasze myśli i poglądy. Pamiętajcie, że warto żyć choć dla jednej osoby, nawet jeśli tą osobą jesteście Wy sami. Kocham Was.

czwartek, 15 lutego 2018

Happy Valentine`s Day

Dobry wieczór moi Drodzy ✋ wczoraj były Walentynki, ale w ogóle nie odczułam tego jakże skomercjalizowanego święta miłości, ponieważ ich nie obchodziłam, a miałam. Z racji tego jestem trochę, trochę bardzo rozczarowana przebiegiem wczorajszego dnia. W piątek idę do szpitala, więc liczyłam na to, że w taki dzień jakim są Walentynki miło spędzę czas i trochę będę "osłodzona" na najbliższe dni, tygodnie szpitala. No cóż... najwyraźniej zasada mojego dziadka jest najbardziej słuszna - LICZ ZAWSZE NA SIEBIE. Prawda stara to jak świat, a moje postępowanie jest jak ostatnimi czasy bardzo nierozsądne. Nie miałam Walentynek, więc poszłam sobie na długi spacer w nowych butach i jestem i tak już w lepszym nastroju, ponieważ mam tak zajebiście wygodne buty, że teraz mogę się bezpiecznie przemieszczać z pełnym zadowoleniem. Od kilku dni moje ciśnienie jest w porządku i czuję się względnie dobrze, co osobiście bardzo mnie cieszy, ponieważ strasznie wysokie skoki ciśnienia bardzo mnie ostatnio wymordowały. Swoją drogą nie wierzyłam już w to, że mogę poczuć się dobrze, a tu taka miła odmiana na tej płaszczyźnie. Czasem warto uwierzyć w cuda, nawet jeśli Wam się nigdy nie przytrafiały. Ja naprawdę myślałam, że mój czas życia się kończy i wpakowałam się w takie załamanie psychiczne, że już naprawdę ciężko było mi się z tego wykaraskać. Niemniej znacie mnie i wiecie, że głęboko wierzę w to, że wszystko w naszym życiu dzieje się po coś i wszystko co nam się przytrafia ma jakiś większy sens. I myślałam, że tego nigdy nie powiem ale cierpienie naprawdę uszlachetnia. A dlaczego? Dlatego, że podczas cierpienia nagle chcemy być lepszymi ludźmi, nagle chcemy pogodzić się z naszymi wrogami lub ludźmi, których w jakiś stopniu skrzywdziliśmy. Cierpienie naprawdę ma sens, ale czasem to cierpienie to prawdziwe katusze.

A wracając do Walentynek bardzo jestem ciekawa jak Wy moi Kochani je spędziliście. Jeśli macie ochotę możecie w komentarz mi o tym opowiedzieć, chętnie poczytam o tym co się w tym dniu u Was dzieje i jakie macie zdanie na temat tego święta ❤😇

Kiedyś uważałam, że Walentynki to głupi wymysł aby świat mógł zarabiać pieniądze na miłości innych osób. Uważałam też, że to święto miłości to czysta komercjalizacja naszych ludzkich uczuć. Dzisiaj natomiast uważam, że Walentynki to super okazja na spędzenie miło wieczoru wspólnie ze swoim ukochanym czy ukochaną. Wiadomym jest to, że należy kochać się cały rok, ale Walentynki to świetna okazja na kolację z afrodyzjakami, romantyczny spacer, czerwone róże lub tulipany, wściekle czerwone szminki i paznokcie. Tego dnia warto naprawdę otaczać się czerwienią i różem, bo te kolory mają w sobie prawdziwą moc przyciągania, pożądania. Są seksem, emocjami i miłością. A oto przecież chodzi w tym pięknym, miłosnym dniu.

Tegoroczne moje Walentynki były samotne, a o licho większe jest to, że zawsze w Walentynki przez wszystkie lata mojego życia jestem sama. Tak się moje życie układa, że akurat tego dnia znowu jestem sama, znowu moje znajomości się pieprzą i wszystko jest nie tak. W tym roku chciałam przerwać tę złą karmę i zmienić przeznaczenie, ale się nie udało. Jeszcze dzisiaj miało być dobrze, a wyszło jak zawsze. Trudno się mówi. Nie mam zamiaru się denerwować, bo moje ciśnienie nerwów nie lubi, a w tej chwili moje zdrowie to moja miłość i chcę być po prostu zdrowa. Miłość jest ważna w życiu, ale nie jest najważniejsza. Może to straszne co teraz napisałam dla wielu z Was, ale ten kto kiedykolwiek stracił bądź tracił zdrowie i życie, ten na pewno mnie zrozumie i zgodzi się z moją opinią, choć tego nie wymagam, bo jesteśmy wolnymi ludźmi.

Na koniec chcę Wam powiedzieć, że teraz nie będę pisała do czasu kiedy nie wyjdę ze szpitala. W szpitalu pewnie znowu będę miała wiele przemyśleń, ponieważ będę miała czas na zastanowienie się nad ludźmi w moim życiu i nad swoim życiem. Wiecie potrzebowałam spokoju i Los rzucił mi pod nogi szpitale. Teraz już nie mogę narzekać na brak czasu i brak na zastanowienie się. Czekają mnie nowe wyzwania, doświadczenia i nowi ludzie, z którymi będę dzieliła szpitalny pokój. Mam nadzieję, że trafię na ciekawych ludzi, z którymi podobnie jak z panią Janeczką i panią Jolą będę się dobrze dogadywała. Może nawet będzie lepiej? Na to liczę. Czekają mnie badania, których nigdy nie miałam w swoim życiu. Dowiem się ile mam w sobie hormonów stresu, to akurat jest dla mnie bardzo ważne. A przede wszystkim ciekawi mnie co to mam w sobie za ognisko z mikro zwapnieniem na tarczycy. Trzymajcie kciuki aby nie okazał się to guz złośliwy, bo wiecie, że mam do zrobienia w życiu jeszcze sporo. Dodatkowo czeka mnie biopsja czyli nakłucie szyi długą, cienką igłą. Dodatkowo frapujące dla mnie jest to, że na oddziale endokrynologicznym leży mnóstwo anorektyczek i bulimiczek, także może być ciekawie. Sama mam problemy z jedzeniem odkąd skończyłam 15 lat, ale nigdy nie chorowałam na powyższe choroby. Niemniej rozumiem te dziewczyny i chłopaków(nikt nie mówi o nich, a oni też chorują) jak ciężko im w życiu. Trzymajcie kciuki za mój pobyt w szpitalu, a przede wszystkim trzymajcie kciuki abym nie miała raka. Boję się, bo naprawdę źle się czułam i czuję chwilami, a że mam za dużo krwinek białych to naprawdę się boję aby to nie było to co myślę. Jak wyjdę ze szpitala to od razu napiszę Wam jaką diagnozę postawili lekarze. Sama jestem bardzo ciekawa. Wy natomiast bądźcie zdrowi i czekajcie na nowe posty.
Kocham dla Was pisać. Dzięki Wam nie czuję samotności.

PS. Na miłość nigdy nie jest za późno. Na samotność często jest za wcześnie. Pamiętajcie!

wtorek, 13 lutego 2018

SZPITAL

Dzień dobry o 3:22. Jest środek nocy, a ja leżę w łóżku i nie mogę usnąć. Na samym wstępie muszę napisać Wam coś informacyjnego jeśli chodzi o Wasze komentarze pod postami na blogu. Nie wiem czemu, nie wiem jak to się stało, że przegapiłam wiele Waszych komentarzy, a co gorsza nie dostałam żadnych powiadomień, że takie komentarze dostałam. Odpisałam przed chwilą na wszystkie i mam nadzieję, że każdy z Was pamięta, pod którym postem zostawił komentarz. Mam nadzieję, że każdy odczyta moją odpowiedź do Was. Odpisuję zawsze każdemu, także nie martwcie się, że o kimś zapomniałam. Muszę ustawić sobie w ustawieniach odpowiednie powiadomienia aby nic mi nie "uciekło". Z tego miejsca chciałabym bardzo podziękować Tomowi za jego budujący komentarz. Zabrzmiał bardzo enigmatycznie, ale dał mi nadzieję na to, że mogę w końcu wyzdrowieć. Dziękuję Ci i pozdrawiam. Przesyłam buziaki 👄👄👄 Pozdrawiam także Janka, który zostawił komentarz pod postem na temat studentów polonistyki. Masz świętą rację. Za Twoją radą poszperałam w sieci i faktycznie! Dzięki za info ✌❤  Pozdrawiam Was wszystkich razem i każdego z osobna. Mam nadzieję, że wybaczycie mi te posty szpitalne, ale nie mam o czym pisać(bo nie mam siły to raz, dwa to brak motywacji), a trzy to nic ciekawego nie robię tylko ostatnio leżakuję w łóżku, a w piątek znowu szpital. Powiem Wam, że aby być chorym to trzeba mieć naprawdę końskie zdrowie i stalowe nerwy, bo inaczej wszystko się sypie.

W szpitalu im. Jana Bożego miałam to szczęście, że byłam w pokoju z dwiema fajnymi paniami, z którymi przegawędziłam 4 dni. Ich historie życiowe były bardzo ciekawe i wniosły sporo do mojego życia. W szpitalu naprawdę nawiązują się nowe znajomości, a nawet i przyjaźnie. Zawsze dobrze dogadywałam się ze starszymi ludźmi, ponieważ bardzo wiele czasu w ciągu dnia przebywałam z dziadkami, więc chcąc nie chcąc umiejętność rozmowy z seniorami w moim przypadku była nieunikniona. Ale dzięki takiemu wychowaniu szybko dojrzałam i przede wszystkim szanuję ludzi starszych. Mam taką małą anegdotkę opowiedzianą przez panią Janeczkę ze szpitala. Kiedyś stała w autobusie a koło niej siedziało 4 chłopaków w moim wieku. Nie zwracali uwagi na starszą panią, aż nagle jakaś babeczka powiedziała do chłopaków - "Może byście ustąpili miejsca tamtej pani"(wskazała na panią Janeczkę). Spojrzeli i nic. Na to pani Janeczka - "Niech siedzą, na starość się jeszcze nastoją". Po tych słowach wszyscy w brecht, panie się śmiały, chłopaki i cały autobus. Od razu wszyscy wstali. 

Widzicie moi Drodzy... wielu młodych ludzi nie przepada za starszymi ludźmi w komunikacji miejskiej, ponieważ są w pewnym stopniu uprzedzeni do tych drugich, bo seniorzy często nie są wyluzowani, nie mają poczucia humoru i dystansu. Gdyby więcej było ludzi jak pani Janeczka może młodzież traktowała by starszych inaczej(czyt. lepiej). Niemniej jednak dla mnie ważny jest szacunek czy to starszego czy do młodszego, czy też do zwierzaka. Szanujmy siebie, innych, a i nas uszanują. 

Tutaj wyglądam bardzo niewyjściowo, ale to nic. Jestem osobą jak każdy z Was. Może na czerwony dywan bym tak nie wyszła, ale czerwony dywan mi nie grozi. Nie mam takich aspiracji. Chcę być po prostu dobrym, szczęśliwym i zadowolonym z siebie człowiekiem realizującym swoje marzenia i cele. Czerwony dywan do takiego marzenia, czy też celu nie należy. 

To przykład zdjęcia Tumblr girl ze szpitala ha ha ha... wątpię, że jakieś tumblerki mnie czytają, ale dla mnie nie jest to może super intelektualne zajęcie aby wyginać się przed telefonem, zakryć ręką całą twarz i zrobić ów dłoni fotkę. Dla mnie to zidiociałe, ale cóż. Nie każdy lubi retro, klasę i dżentelmenów jak ja. A szkoda. Kiedyś to byli mężczyźni i jakież kobiety. 

Tutaj był dzień kiedy poczułam się na dwie godziny lepiej i poszłam na usg jamy brzusznej, które notabene wyszło bardzo dobrze. 

Aby się ubrać i umalować musiałam naprawdę się postarać przez mój brak siły. W oczach widać i tak zmęczenie. Wasze wprawne oczka wszystko zauważą, więc po co kłamać. Jestem bardzo zmęczona, ale i tak czuję się lepiej niż tydzień temu. Dzisiaj byłam w szpitalu Centrum Zdrowia Matki Polki i poznałam koleżankę mojej mamy, która ma tak samo jak ja bardzo wysokie ciśnienie. Powiedziała mi, że ona zmaga się z nadciśnieniem latami już i leki po jakimś czasie tracą moc i przestają pomagać. Wniosek jest jeden, że w ogóle może się tak stać, że nic mi nie pomoże i będę musiała liczyć tylko na szczęście. Aczkolwiek jestem jeszcze pełna nadziei na poprawę mojego zdrowia i uczynię wszystko aby lepiej się czuć. Nie piję alkoholu, nie palę, nie słodzę, nie objadam się. Staram się nie stresować(stres bardzo potęguje wysokie ciśnienie). Prowadzę aktualnie zdrowy tryb życia co nie do końca mi się podoba, ale jak na razie funkcjonuję, jako tako ale przynajmniej żyję.

Mam nadzieję, że dzisiejszy post Wam się podoba, ponieważ włożyłam w niego całe moje serce, moje poczucie humoru(ostatnio jest w opłakanym stanie), ale chyba dało radę dzisiaj, co nie? ha ha. Kochani, dziękuję Wam raz jeszcze za słowa otuchy, miłe wiadomości, komentarze, mentalne wsparcie. Bardzo to wszystko doceniam i dusza mi się raduje. Mam nadzieję, że z każdym następnym postem będzie coraz to lepiej. Od tego piątku nie będę pisała żadnego postu, bo jak wiecie czeka mnie leżenie w szpitalu, więc przez jakiś czas będę nieobecna na blogu, ale później mam nadzieję, że wrócę z wielką siłą i pozytywną energią na najbliższe miesiące, lata, wieczność(jeśli znajdę eliksir nieśmiertelności). Życzę Wam z mojej strony zdrowia, bo ono jest najważniejsze. Bądźcie zdrowi, a wszystko do Was przyjdzie. Buziaczki Kochani 👄❤✌✋







niedziela, 11 lutego 2018

Wczoraj był dobry dzień

Dobry wieczór Kochani ✋👄 Wczoraj był dobry dzień, bo miałam więcej siły. Teraz już jestem w domu, więc ogarnęłam nawet swój pokój i moje samopoczucie było dzisiaj zdecydowanie lepsze niż ostatnimi dniami. W piątek idę znowu leżeć do szpitala, ponieważ cały czas czekam na diagnozę lekarzy w sprawie mojego napadowego nadciśnienia. Ten rok jest dla mnie wybitnie stresujący, choć jak na razie daję sobie z tym radę. Mam nadzieję, że jak się wychoruję to będę już bardzo długo zdrowa.

Tak prezentowałam się w szpitalu im. Jana Bożego. Nie ma co! mimo umalowanych rzęs(nie miałam sił ich nawet zmyć) wyglądam na chorą. Nie da się oszukać fatalnego samopoczucia psychicznego i fizycznego, ponieważ wszystko odbija się na twarzy. 

Mam nadzieję, że z każdym dniem będę zdrowsza, silniejsza i szczęśliwsza. Nie myślałam, że w 2018 roku priorytetem stanie się moje zdrowie. Życie w ciągłym stresie doprowadziło do tego, że mój organizm przestał działać. Bardzo frapuje mnie to co okaże się z moją tarczycą na, której mam zmianę ogniskową, która ma w sobie płyn. Trzymajcie kciuki za moje zdrowie, abym mogła wrócić do pisania motywacyjnych, radosnych, erotycznych postów. Tęsknię za tym. Ale Wy doskonale wiecie jak bardzo, bo jesteście na bieżąco z tym co się dzieje w moim życiu. Słodkich snów moi Kochani 👄❤✋

piątek, 9 lutego 2018

Czuję się słabo, ale nie najgorzej...

Dobry wieczór moi Kochani. Dzisiaj postanowiłam napisać dla Was post, ponieważ czuję się nie najgorzej, więc pomyślałam sobie, że wykorzystam ten przychylny moment na napisanie dla Was postu. Jak doskonale wiecie z moich poprzednich postów styczeń i luty upływa mi pod znakiem szpitala. Nie sądziłam, że zachoruję tak poważnie i przewlekle. Wierzę, że z tego wyjdę choć z tą wiarą nie jest łatwo. Chciałam Wam podziękować za miłe słowa, wparcie, odwiedzanie MKW i oczywiście za nowe polubienia bloga. Dzięki temu wiem dla kogo tworzę i jest Was coraz więcej. Mam głęboką nadzieję, że wyzdrowieję z tego i będę mogła napisać to co już sobie dawno zaplanowałam. Trzymajcie kciuki, ponieważ wsparcie mentalne zawsze ma wielką moc.

Jak widzicie moje nazwisko znowu zostało błędnie napisane, ale jestem już przyzwyczajona, że ludzie ciągle popełniają błąd w MAASSEN. 

Tutaj Was pewnie zaskoczyłam tym zdjęciem. Mam na nim 15 lat i jak widać jestem chuda. Niedawno moja ciotka wysłała mi to zdjęcie, ponieważ odnalazła je na swoim laptopie. Miło z jej strony, bo mam dobre wspomnienia z tamtymi czasami kiedy to zdjęcie zostało zrobione. 

W szpitalu czekało mnie badanie zwane Krzywą Cukru. Niestety badanie wyszło dla mnie niekorzystnie, ponieważ okazało się, że mam STAN PRZEDCUKRZYCOWY, a co za tym idzie mam nieprawidłową tolerancję glukozy. Od tego czasu nie słodzę i jak na razie dobrze mi idzie. Choć nie wyobrażam sobie abym była do końca na diecie bez cukru.

Takie śniadanie serwują w szpitalu im. Jana Bożego. Talerz czysty, cztery kropki chleba świeże - całkiem dobry chleb mieli. Twarożek też niczego sobie. Masło? nie to nie masło, ale zjadliwe. Jeśli chodzi o ten szpital to śniadania i kolacje były całkiem ok jak na jedzenie szpitalne. Obiadów nie jadłam, bo raz nie jadam w szpitalach, dwa nie lubię takiego jedzenia, trzy nie mam w ogóle apetytu, ponieważ boli mnie szyja.

Tutaj mam zdjęcie, które zrobiłam na SORze kiedy czekałam na przyjęcie. Zostałam przyjęta przez miłego i kompetentnego(tak mniemam) doktora Szwaczkę. 

Ostatnio moje życie wygląda tak, że łykam łykam łykam i łykam z tym, że zamiast kawałków jedzenia to leki. Gdybym była sobą to uznałabym, że to łykanie jest wymowne, ale niestety nie jest. 

Badanie usg jamy brzusznej wyszło jak najbardziej pozytywnie, więc jestem zadowolona. 

Uwielbiam sok pomidorowy Dawtona(szczególnie pikantny). Teraz już rozumiem czemu ostatnimi czasy miałam na niego takie pragnienie. Mam bardzo duże spadki potasu, więc organizm jest mądry i się dopomina o swoje. Piję ostatnio mnóstwo soku pomidorowego. Prawie półtora litra dziennie soku pomidorowego. Nie mam apetytu, więc przynajmniej piję soki i zupy. Swoją drogą soku pomidorowego Dawtona wypiłam już tyle, że mogłabym go reklamować, bo to moja ulubiona marka tego soku.

Kiedyś pokazywałam Wam jedzenie, dzisiaj picie, które stanowi moje jedzenie. Patrzcie jaki w życiu jest paradoks czasem. Chciałam się odchudzić, ale nie miałam nastroju ani czasu, więc zachorowałam i utraciłam apetyt. Jak widać, kochanego ciała nigdy za wiele, bo nagle można zacząć go tracić bardzo szybko. 

Mimo wszystko, że sok pomidorowy Dawtona uważam za idealny sok pomidorowy to zawsze mam tak, że szukam czegoś jeszcze lepszego niż ideał. Kupiłam sok pomidorowy Tymbark, ale dupy mi nie urwało. Dobry sok, ale w kierunku przeciętnego. 

Moi Kochani mam nadzieję, że dzisiejszy post mimo, iż dosyć szpitalniany to jednak wyszedł mi nie najgorzej. Na tyle ile siły mi pozwoliły napisałam. Niemniej starałam się aby Wam się podobało i oczywiście chciałam aby każdy z Was był na bieżąco z informacjami co u mnie. Zostałam przebadana prawie od góry do dołu i z tego co wiem to:

- mam za mało potasu
- mam stan przedcukrzycowy
- mam zmianę ogniskową z mikro zwapnieniem na tarczycy

Mam nadzieję, że w kwestii mojego nadciśnienia opornego na leczenie wszystko się wyjaśni i ustabilizuje, ponieważ funkcjonowanie przy wielkiej słabości, mdłościach, zawrotach głowy, ze skokami ciśnienia do 200 jest niemożliwe i doprowadza do tego, że moje samopoczucie podobnie jak i fizyczność choruje. Trzymajcie kciuki za moje wyzdrowienie, ponieważ takie wsparcie jak na wstępie powiedziałam także jest mi bardzo potrzebne. Nic mi nie pozostało jak wierzyć w to, że wyzdrowieję i znowu będę szczęśliwą, zdrową osobą. Tymczasem. 

















wtorek, 6 lutego 2018

Nie czuję dużej poprawy zdrowia...

Cześć moi Drodzy. Jest mi bardzo smutno, że nie jestem w stanie napisać Wam pozytywnego postu, pełnego żartów, sarkazmu, z nutką erotyki. Łykam nowe leki na nadciśnienie, ale ciśnienie spada dosyć opornie co potęguje mój stan bezsilności i wielkiego rozczarowania. Jestem tak bardzo zniechęcona wszystkim, że kompletnie nic mi się nie chce. Nie mam ochoty pić, jeść, ŻADNEJ OCHOTY, tylko spać. Te skoki ciśnienia do 200/160 mnie załamały i moja kondycja psychiczna w tej chwili jest w opłakanym stanie. Tak bardzo chciałabym się poczuć dobrze...

Tak bardzo jest trudno uwierzyć, że będzie dobrze. Czemu ludzie ciągle wierzą w te złe rzeczy? Kiedyś zastanawiałam się co może czuć osoba bliska śmierci, dzisiaj już wiem. Moja koleżanka mówi mi "Ola, Ty nie umierasz jeszcze, nie wpadaj w panikę". Owszem(chyba) jeszcze nie umieram, ale nie chcę aby skoki ciśnienia nastąpiły. Jeszcze mam takie mdłości, że nie mam siły wstać z łóżka. Jeśli piekło istnieje to ja w tym momencie w nim jestem.

Moja choroba pozwala mi przewartościować całe życie. Tyle spraw stało się nieważnych, bezwartościowych. Najważniejsze stało się ZDROWIE. Jak bardzo chciałabym poczuć się dobrze. Poznałam w szpitalu im. Jana Bożego panią Janeczkę, która jest bardzo wierzącą kobietą. Powiedziała mi, że nie ważne czy wierzę w Boga czy nie, wiara jest istotą w procesie chorobowym. Sęk w tym aby uwierzyć. Powiedziała mi, że będzie się za mnie modliła i za moje wyzdrowienie. Notabene zawsze chciałam aby ktoś się za mnie pomodlił. Paradoks? Może tak, może nie. Mam wiele nowych wniosków, nawet bardzo intrygujących, ale jeszcze nie jestem na siłach aby się nimi z Wami podzielić. Obiecuję, że jak już wyzdrowieję to się nimi podzielę. Moi Drodzy jest we mnie wielka wola życia dlatego być może nadal żyję. Dziś wiem, że stanie na ściankach, kolejna nowa bluzka, match na Tinderze, kariera i miliony na koncie nie są ważne. Wszyscy ludzie goniąc za tym zapominają o tym, że gdyby nie zdrowie to by tego nie mieli. Mając zdrowie można wszystko, ale nie mając go, nie można nic. Czarna to prawda, ale tak jest. Gdy 1 lutego wychodziłam ze szpitala bez makijażu, w przetłuszczonych włosach, obskrobanym lakierze na paznokciach było mi pierwszy raz w życiu tak obojętnie, że nigdy nie doświadczyłam takiego uczucia. To wszystko stało się takie błahe. Chcę tylko czuć się dobrze, tylko tego chcę. CHCĘ BYĆ JUŻ ZDROWA.

sobota, 3 lutego 2018

Wysokie skoki ciśnienia, SOR i pobyt w Szpitalu im. Jana Bożego

Witajcie moi Drodzy. Niestety nie mam dobrych wieści. Doskonale wiecie, że mam kłopoty ze zdrowiem ostatnimi czasy i... eh... wysokie skoki ciśnienia mnie wykańczają. Na SOR-ze podają mi tylko zastrzyki odwadniające, które pomagają na jeden dzień, a potem od początku skoki ciśnienia mi dokuczają, że nie jestem w stanie normalnie funkcjonować. 29 stycznia będąc u mamy w pracy poczułam się źle. Blisko był Szpital im. Jana Bożego, do którego się udałam. Lekarze zmierzyli mi ciśnienie(180/110), podali leki obniżające ciśnienie. Siedziałam i czekałam na spadek ciśnienia 2 godziny w izbie przyjęć. Niestety ciśnienie nie spadło, więc musiałam zostać w szpitalu na obserwacji. Leżałam 4 dni. Niestety mam skierowanie do szpitala na oddział endokrynologii, ponieważ mam zmianę ogniskową na tarczycy, która ma mikrozwapnienie. Trzymajcie kciuki aby nie był to żaden niebezpieczny guz.

Bardzo chciałabym wrócić do zdrowia i poczuć się w końcu dobrze. Styczeń 2018 mnie nie rozpieszczał, ponieważ wysokie skoki ciśnienia występowały każdego dnia. Nie da się tak dłużej funkcjonować. Lekarze mówią, że moje hormony przestają funkcjonować dlatego spowodowały czerwone, bolące, piekące ciało i ciśnienie odporne na leczenie farmakologiczne. Jestem wymęczona, senna, obolała i chcę poczuć się zdrowa. 

Muszę Wam powiedzieć, że choroba pozwala bardzo przewartościować swoje życie. Nagle pieniądze, wygląd, nowe ciuchy nie mają najmniejszego znaczenia. Wszystko staje się takie nie ważne. Jeśli w cierpieniu jest sens to mam nadzieję, że jak wyzdrowieję to będę wiedziała dlaczego tak bardzo musi mnie boleć. Bądźcie zdrowi, silni i nie traćcie nadziei. Tymczasem.