niedziela, 28 stycznia 2024

Ciesz się w życiu drobiazgami, bo któregoś dnia możesz spojrzeć za siebie i zobaczyć, że były to rzeczy wielkie

Żyjemy w czasach, w których każą nam biec, gonić za czymś co wcale nie jest naszym prawdziwym marzeniem i mówią, że tylko w szybkości jest siła i moc. A to jest jeden wielki BULLSHIT! 







Gdy byłam nastolatką to żyłam w ciągłym biegu. Szkoła, czytanie hurtowo książek, oglądanie seriali odcinek po odcinku, aby tylko się wyrobić i nie być w tyle. Kupowałam najnowsze kosmetyki, aż doszłam do takiego momentu, że w Rossmannie nie było już nowości i musiałam czekać z niecierpliwością na to co stworzą producenci. Tak było, nie kłamię! Jak widziałam, że zbliża się tramwaj lub autobus to biegłam jakby mnie ktoś gonił z nożem. Żyłam według grafiku, w terminarzu miałam nawet wypisane godziny toalety. Tak było, nie kłamię 😅😅😅. I co najzabawniejsze w moim dawnym życiu sen postrzegałam jako marnowanie czasu, więc w czasach gimnazjum i liceum spałam zaledwie 3-4h na dobę. No i zero NULL drzemek. To był naprawdę dla mnie intensywny czas w życiu. Ja w ogóle zastanawiam się teraz jak ja mogłam zapierdalać na takich obrotach. Wstawałam dzień w dzień o 6 rano, robiłam brzuszki (rano 200 i wieczorem 200), 7-8h w szkole, plus chór (śpiewałam w chórze szkolnym 😆), koło geograficzne, koło prawnicze, jakieś wolontariaty. No po prostu zarobione młode dziewczę byłam. Czy byłam szczęśliwa i spełniona? Po części tak, ponieważ robiłam naprawdę dużo, ale... żyłam tylko obowiązkami, nauką i trzymaniem michy, bo byłam fit kiedy to jeszcze takie modne nie było, jak dzisiaj. Pod koniec liceum byłam już zmęczona takim tempem życia i zmieniłam je na slow life, które propaguję do dzisiaj. Kiedy jestem na spacerze to podziwiam niebo, zwierzaczki, drzewa, zmiany pór roku. Już nie biegam do autobusu, bo wiem, że przyjedzie następny. Żyję bez pośpiechu, bo tak jest zdrowiej i bardziej świadomie. Teraz wolę tak 😎😇😇😇💫. 




Warto nauczyć się żyć tak, aby móc cieszyć się w życiu drobiazgami. Aby ta popołudniowa herbata z mlekiem była takim przystankiem między wstawieniem prania, a przygotowaniem kolacji. Nie śpieszyć się, nie gonić za czymś co zazwyczaj ucieka kiedy się "to" goni. Robić wszystko na spokojnie, ponieważ po co się śpieszyć? Naprawdę można zaplanować (a nawet i nie planować) dzień tak, aby zdążyć ze wszystkim nie musząc zachrzaniać jak poparzony. Wystarczy popatrzeć na Meksykanów, Włochów czy Hiszpanów. Oni zdążą, a nie biegną. Warto obserwować świat i ludzi czułym okiem i uczyć się od nich. 


Ludzie spędzają godziny, czasami kilkanaście (na przykład moja mama) godzin w pracy codziennie. Fakt, że wiele osób musi mieć taki tryb życia i pracy, ale... czy to jest dobre życie, czy tak powinno być? Sami sobie odpowiedzcie na to pytanie. Pomijam fakt, że wielu jest w XXI wieku pracoholików, którzy pracują, bo kochają głównie pracę, albo po prostu robią coś w życiu co jest nie tylko pracą, ale i pasją. Niemniej wiele osób pracuje, bo musi, przez co ci ludzie tracą wiele pięknych chwil z życia. Coś im ucieka, coś przemija, a życie...? kiedyś każdemu z nas umknie i wielu na starość powie - A GDYBY. Czy nie będzie to frustrujące, bolesne aż do szpiku kości? Przemyślmy to razem. 



Dlatego też cieszmy się wszystkim co mamy, każdą chwilą, nawet taką najbardziej prozaiczną. Cieszmy się i bądźmy szczęśliwi z tego kto kroczy z nami ramię ramię w życiu, bo któregoś dnia możemy spojrzeć za siebie i zobaczyć, że były to rzeczy wielkie. Wielkie, których już nie ma. 












Tymczasem. 


piątek, 26 stycznia 2024

Powoli dochodzę do siebie :) Zdrowieję!

Dzień dobry moi Kochani! 😘😇😇😇

Parę dni mnie tutaj nie było, ale jak wiecie z ostatniego posta na MKW to... czułam się wręcz umierająco. Teraz powoli dochodzę do siebie. Zdrowieję! 


Zrobiłam dwa testy na Covid_19, ale były negatywne, więc niby nie mam koronawirusa, ale objawy są wręcz jednoznaczne. Niby miałam ostrą infekcję układu oddechowego, ale wszystkie moje objawy były naprawdę niepokojące i podchodzące pod "koronę". Moje chorowanie trzyma mnie już 2 tygodnie i czułam się 2/10. Serio! Co prawda jeszcze nie doszłam do siebie, ale jest już znaczna poprawa.

Jeśli jesteście ciekawi jakie miałam objawy to:

- kaszel (męczący, ale odrywający się)

- katar (nos zapchany na maxa, już bardziej się nie da)

- bóle mięśni i stawów

- gorączka 

- ogromne (nigdy takiego nie miałam) osłabienie

- duża senność (kilka dni przespałam i nie pamiętam co się wtedy działo)

- całkowita utrata węchu i smaku (zrobiłam test cytryny... zjadłam całą bez skrzywienia)

- wielomocz (mój rekord to 23 razy w ciągu doby)

- mdłości (niemniej bez wymiotów)

- tymczasowa utrata słuchu w jednym uchu

- biegunka

- brak apetytu i pragnienia

- wahania ciśnienia



Także jak widzicie nie było ciekawie ze mną. Co zabawne moja mama miała takie same objawy jak ja. Mój brat dwa dni czuł się źle, a trzeciego był jak nowonarodzony. Z tym, że trzeba zaznaczyć, że ja od lat cierpię na bardzo poważne nadciśnienie, a moja mama jest astmatykiem. Mój brat szczepił się wszystkimi dawkami szczepionki plus regularnie szczepi się na grypę, ja przyjęłam bodajże 4 dawki szczepionki na "koronę", a moja mama dwie dawki. No i cóż mogę powiedzieć... nie wiem co to była za infekcja, ale podejrzewam koronę. Szczególnie po tym objawie z utratą węchu i smaku. Nigdy, ale to nigdy nie czułam się tak źle jak przez ostatnie 2 tygodnie. Byłam już bliska, aby wołać karetkę, ponieważ nie byłam w stanie nawet się utrzymać w wannie i normalnie umyć włosy. Koszmar to był. I powiem Wam, że w tym wszystkim nie był najgorszy kaszel, ale ta słabość. Wiem, że większość osób narzekała na kaszel i duszności przy koronawirusie, a ja w ogóle duszności nie miałam, tylko tak wielką słabość, że nie byłam w stanie ustać. KOSZMAR moi Kochani, koszmar! 😢😢😢😢😢😢


Niemniej mam nadzieję, że uda mi się zregenerować po tej infekcji obojętnie czy to był Covid czy inny wirus. 


Chciałabym Wam z tego miejsca także podziękować za życzenia zdrowia i słowa wsparcia. Jesteście nieocenieni i kochani. Bardzo Wam dziękuję! 😍😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘 







Pewnie wielu z Was myśli, że przez dwa tygodnie kiedy chorowałam to miałam czas na czytanie książek i oglądanie filmów. Otóż zmartwię Was, ale nie. Nie miałam siły, ani ochoty nawet na to, aby włączyć laptopa. Generalnie pierwszy tydzień przespałam. Pierwsze dwa dni miałam bezsenność wymuszoną przez wielomocz, a potem dobre 5 dni spałam prawie całe doby. Nadal odczuwam zmęczenie i senność, ale nie jest to tak doskwierające jak na początku mojej infekcji układu oddechowego. 

A teraz zmieniając temat. Kilka osób na Instagramie zapytało mnie o ten outfit. No, dla mnie nie jest to nic odkrywczego, ale byliście zainteresowani tym płaszczykiem. Płaszcz jest w kolorze buraczkowej czerwieni i kupiłam go na SHEIN. Na żywo ma bardziej intensywny kolor. Koszt to 200 zł. Jego jedyną wadą jest to, że nie ma kieszeni. A ja mam w zwyczaju chować ręce do kieszeni kiedy jest zimno. 






Jakiś czas temu obiecałam Wam pokazać jak prezentują się różowe rzęsy. No to patrzcie. 
Mojej mamie i bratu się taki look nie podoba. Adamowi jak najbardziej, ale sądzę, że jemu to nawet w worku na ziemniaki bym się podobała 😅😅😅😆😆😆. A co do mnie to... spoko bo coś innego, ale zdecydowanie wolę czarne rzęsy oraz niebieskie, które są moim największym odkryciem.  

A Wy co myślicie?






Styczeń mija mi tak naprawdę na chorowaniu razem z mamą. No i oczywiście z Dionizkiem, który jest... po 3 operacjach. W samym styczniu był raz operowany i raz zszywany, ponieważ pękł mu brzuszek po drugiej operacji. Taki malutki koteczek, a już jak poważnie zachorował. Pytaliście co dokładnie dolegało Dionizemu. Ano... zapalenie otrzewnej dostał 😢😢😢. W między czasie wdała się sepsa i musiał przejść antybiotykoterapię. Także, poważne sprawy i barrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrdzo drogie. Trzymajcie za tego malca kciuki! 🐈












I w tym poście to wszystko moi Drodzy.

Dziękuję raz jeszcze za słowa wsparcia, otuchy i moc życzeń powrotu do zdrowia.

Jesteście Wielcy!!! 💪💫 






Buziaczki moi Mili 😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘



Olaa





niedziela, 21 stycznia 2024

Czuję się jakbym miała umrzeć... JESTEM STRASZNIE CHORA!

Dobry wieczór, choć nie jest wcale dobry... 😓😢😷.


Prawie tydzień temu zaczęłam się źle czuć. Nie mam tutaj na myśli żadnych problemów z ciśnieniem tylko kwestie infekcji. Tak naprawdę zaczęła się od zeszłej niedzieli. Już jak się obudziłam to byłam jakaś niemrawa, nie chciało mi się wstać i byłam generalnie taka jak to Amerykanie mówią - meh. Dodatkowo przez całą dobę zaczęłam oddawać mocz po kilkanaście razy. Było to dla mnie dziwne, ponieważ należę do osób, które sikają 3-4 razy w ciągu doby i jest to dla mnie wystarczające. W poniedziałek czułam się już niesamowicie źle, ponieważ zaczęłam mieć bóle mięśni i stawów, dostałam gorączkę (38,5°) i oddałam mocz 23 razy (!!!). Taka częstotliwość sikania zagraża zdrowiu, a niekiedy i życiu. To naprawdę mnie przeraziło, bo co godzinę (dokładnie co godzinę) byłam w toalecie. Co się położyłam, aby w końcu zasnąć to budziłam się na sikanie, więc koniec końców nie spałam. W kolejnych dniach doszło zmęczenie, sikanie ustało, ale zaczął się straszny katar, męczący kaszel, biegunka i... utraciłam całkowicie (nie da się już bardziej) zmysł powonienia i smaku. Nie czuję co jem, nic nie wyczuwam, żadnych zapachów i smaków. Oczywiście jak ten objaw się pojawił to od razu pomyślałam, że to może jakiś wirus w typie koronawirusów. Zrobiłam test, ale po 20 minutach nie było ani jednej kreseczki. Niestety potem okazało się, że test mam przeterminowany o 3 miesiące. Także... nie wiem co tak naprawdę mi dolega. Niemniej podejrzewam, że to właśnie coś w typie "koronek". Czyli fakt faktem minął tydzień od zachorowania, a ja się czuję... gorzej niż się czułam. Co prawda wczoraj i przedwczoraj chwilowo myślałam, że mi lepiej, ale dzisiaj po prostu jest masakra. Mam nadzieję, że się nie wyciągnę na tamten świat... 😢😢😢.






*Fotografia pochodzi z internetowej galerii.




Powiem Wam szczerze, że nigdy nie czułam się tak źle i tak dziwnie podczas grypy, anginy czy innych infekcji układu oddechowego. Czuję się paskudnie i piszę ten post wyjątkowo wolno, bo łzawią mi oczy i generalnie nie mam siły na nic. Mało piję i prawie nie jem, bo nie mam na to ochoty i siły. Czuję się OKROPNIE! 😡😡😡😢😢😢😞😞😞😓😓😓😓😓😓😓😓😓😓😓😓😓😓😓


I cóż ja Wam mogę jeszcze powiedzieć? 

Ano... jak wiecie, a raczej jak pamiętacie na Covid_19 zaszczepiłam się aż 5 razy. Myślę z całą odpowiedzialnością, że o 5 razy za dużo. Po ostatniej dawce miałam objawy niedokrwienia i wtedy powiedziałam sobie STOP. Teraz jestem przeciwna tym szczepieniom, bo mnóstwo osób po pewnym czasie od zaszczepienia zaczęło się źle czuć i chorować na różne schorzenia. Przed pierwszym szczepieniem byłam pełna wątpliwości, no ale posłuchałam różnych osób i w wyniku nacisku zewnątrz się zaszczepiłam. Teraz postąpiłabym zupełnie inaczej i na pewno już nikt więcej razy mnie nie zmusi, czy też nie przekona do podjęcia decyzji, która nie jest w pełni zgodna ze mną. 

Oczywiście nie wiem czy mam "koronkę", ale mogę tylko podejrzewać. 
Nie wiem też jakbym się czuła gdybym się ani razu nie zaszczepiła. 
Jeśli mam "koronę" teraz to mogę tylko podejrzewać, że mogłabym jej nie przeżyć skoro tak fatalnie czuję się po 5 szczepieniach przeciwko koronawirusowi. 
Z drugiej strony może mój układ odpornościowy działałby lepiej niż aktualnie gdybym nie poddała się szczepieniom. 
Do 2020 roku rzadko się przeziębiałam, a od czasu rzekomej pandemii ciągle coś mnie łapie. Tak naprawdę co kilka miesięcy, więc najprawdopodobniej coś jest na rzeczy z odpornością w tych czasach. Mam swoje zdanie na temat pandemii i koronawirusa... i nie zmienię tego co myślę. 

A myślę, że my ludzie bardzo niszczymy ten świat, naszą planetę i zdrowie ludzi. I tyle powiem. 












No dobra... ja idę odpoczywać i dochodzić do siebie, a Wam życzę przede wszystkim zdrowia, bo ono jest nieocenione. Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako smakujesz, nim się zepsujesz. Kochanowski zawsze w punkt! 💘

Ja choruję sobie i moja mama również, choć znosi infekcję lepiej niż ja. Brat sobie podróżuje w tym tygodniu po Belgii, więc ma super wakacje i jest daleko od wirusów. Chociaż on! 





Zdrówka i nie chorujcie! 😘😘😘


Buziaczki 👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄








piątek, 19 stycznia 2024

Burza zimą? Wojna idzie!

Kilka dni temu w Łodzi rozległa się straszna burza śnieżna. Był śnieg, był deszcz i była... BURZA. 

Burza zimą to niestety bardzo zły omen. 

Burza zimą zwiastuje nadchodzącą wojnę dla świata. 


Kiedy była ostatnia burza zimową porą? Ano... w 2020 roku. Potem nastała pandemia, inflacja, a następnie wojna na Ukrainie. Co się wydarzy w najbliższym czasie to oczywiście życie nam zademonstruje. Myślę, że będzie bardzo ciekawie.







Styczeń 2024 chyli się ku końcowi i... co myślicie o tym co ma miejsce w Polsce i na świecie? Myślicie, że lepsze czasy przed Wami? Bo ja szczerze powiedziawszy wątpię. Długo siedzę w ezoteryce i tematyce energii, więc wiem, że coś się kroi i nie będzie to nic pozytywnego. Aczkolwiek zawsze jestem nastawiona pozytywnie, bo bez sensu myśleć negatywnie przed wydarzeniem się tego co ma być tym złym. Lepiej mieć nadzieję, ale warto mieć z tyłu głowy takie poczucie, że jest możliwość iż coś może pójść nie po naszej myśli. To zaoszczędzi nam rozczarowań i sprawi mniejszy zawód.

Także... burza zimą, szczególnie na początku stycznia jest bardzo złym znakiem, który przepowiada wojnę. I oczywiście znajdzie się zgraja osób, które powiedzą, że to farmazony, zabobony i et cetera et cetera. Niemniej ja takie coś mam głęboko w poważaniu. Prawda jest taka, że na tym świecie są takie rzeczy, które najstarszym Góralom, krasnalom i innym się nie śniły i nigdy się nie przyśnią. Zabawne ile osób ślepo wierzy w różne bóstwa, Boga, a tak mało osób wierzy w różne przepowiednie, które bardzo często wygłaszane są przez świetnych wieszczy, a także oparte są na prawach natury i fizyki. Niemniej to temat na bardzo obszerny post. 

Wracając... zobaczymy co z tegorocznej zimowej burzy wyjdzie. 









A Wy, co myślicie? 
Teraz tak abstrahując od przepowiedni i burzy zimą to... co myślicie o obecnej sytuacji w Polsce i na świecie? Widzicie przyszłość w kolorowych barwach, czy wręcz przeciwnie?






Tymczasem. 


niedziela, 14 stycznia 2024

15 lat różnicy! :D

Dobry wieczorek dla Wszystkich! 👋👀😈😀😁😄😘😘😘


Dzisiaj postanowiłam napisać bardzo lajtowy (pamiętacie kiedy się tak mówiło? 😆😆😄) post. Czasem każdemu przyda się coś lekkiego, niewymagającego myślenia. Po prostu, ot tak! 👌😏😇😇😇


Chciałabym podzielić się z Wami moimi dwoma zdjęciami, które dzieli aż 15 lat! 😎 Oto one:









Na zdjęciu po lewej miałam tylko 15 lat, choć uważałam się za dorosłą i... naprawdę czułam się na starszą mentalnie niż byłam. Nie chodziłam na imprezy, nie szlajałam się po mieście, nie piłam, nie paliłam. Generalnie byłam bardzo ułożoną nastolatką, która nie miała na koncie żadnych, ŻADNYCH młodzieńczych wybryków. Uczyłam się dobrze, zachowanie miałam wzorowe, trzymałam formę co widać po mojej chudej ręce 😅, ćwiczyłam jogę (generalnie bardzo dużo uprawiałam sportu) i zaczęłam interesować się pielęgnacją ciała i twarzy. Skupiona byłam na osiąganiu jak najwyższej średniej w szkole, na sylwetce, na diecie (wówczas byłam świeżo po przejściu na wegetarianizm). Wtedy też bardzo zainteresowana byłam świadomym śnieniem i OOBE. Praktykowałam te dwa stany świadomości wprowadzając się w trans poprzez odpowiednie dźwięki oraz wybudzanie się w odpowiednich porach, gdy fale mózgowe przechodziły na inną częstotliwość. 

Byłam wtedy młodziutka i z biegiem lat wiem jak bardzo nieświadoma siebie oraz swojej kobiecości. Dodatkowo byłam cholerną perfekcjonistką, która chciała, aby wszystko było idealne. 
Miałam wtedy formę życia, ale nie podobało mi się moje ciało, ani moja twarz. Uważałam, że jestem brzydka. 









Na zdjęciu po prawej stronie mam 30 lat i... czuję się z tym wiekiem świetnie. Szczerze? Nie chciałabym mieć znowu 15 lat, ponieważ myślenie wtedy a dziś to zupełnie inna bajka. 

Wizualnie też się zmieniłam. Makijaż, biżuteria, różne kolory włosów, zupełnie inny styl ubierania, co tydzień inne paznokcie, duże cycki (z 75B do 95D), no i wiadomo zmiana wagi 😃😃😃😅😅😅. Mentalnie się zmieniłam całkiem, ponieważ w miarę upływu lat, nowych doświadczeń, poznawania różnych i ciągle nowych osób... człowiek po prostu ewoluuje, rozwija się i zyskuje nowe cechy charakteru, niekiedy też osobowość troszkę się przemienia. 


15 lat to dużo i wcale nie jest tak dużo. To wszystko zależy na co patrzymy. W ciągu 15 lat można zmienić się kilka razy całościowo, a można stać w miejscu i nie zmieniać nic wizualnie, mentalnie i życiowo. Wszystko zależy od danego człowieka. Jak tak sięgnę pamięcią to przez 15 lat wydarzyło się bardzo dużo, naprawdę bardzo dużo. Czasem wydaje mi się nawet, że za dużo! Z drugiej strony uważam, że wszystko co nas ludzi spotyka musiało się wydarzyć, aby nas w danym kierunku ukształtować i czegoś nauczyć. No bo życie ma nie tylko dawać nam przyjemność, ale także i uczyć nas życia i stawania się coraz to lepszym człowiekiem od samego siebie. Od lat tłumaczę ludziom, aby porównywać się tylko do samego siebie. Dlatego na tych dwóch zdjęciach jestem ja nastolatka i ja trzydziestolatka. Wizualnie zmieniłam się baaaaaaardzo, mentalnie jeszcze bardziej. 

Zawsze starajcie się być lepszymi od siebie, nie od znajomych, rodziny, sąsiadów czy kolegów z pracy. Róbcie progres nad własną osobą, ponieważ tylko wtedy można uzyskać szczęście, pokorę i mądrość.















W wolnym czasie zróbcie swoje porównania sprzed 15 lat i zastanówcie się co byście powiedzieli sobie kiedyś i dziś. Zobaczycie jak to zrobi Wam dobrze!

Co 15-letnia ja powiedziałaby 30-letniej mnie? 

"Stara, wiesz że miałaś najlepszą formę życia, super zdrowie i zajebistą kondycję? Nie doceniałaś tego. Dlaczego? Chciałaś otworzyć kanał na YouTube kończąc gimnazjum. Wiesz teraz, że popełniłaś ogromny błąd nie robiąc tego?"

Co 30-letnia ja powiedziałaby 15-letniej mnie?

"Dziewczyno byłaś chuda, nie widziałaś tego? Choć Cię gnębili ze względu na wybór wegetarianizmu to nigdy tego nie porzucaj, bo to daje Ci zdrowie. Twoje obecne problemy to nic w porównaniu z tym co Cię czeka."














Także tak 😎.


Trzymajcie się ciepło! 


👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄


piątek, 12 stycznia 2024

Gdy pojawia się dziecko i facet to... kończy się PRZYJAŹŃ

Mówi się, że przyjaźń to dwie dusze w jednym ciele. 
Mówi się, że przyjaźń trwa wiecznie.
Mówi się, że przyjaźń istnieje. 



Tak naprawdę wszystko można podważyć jak się chce. Każda teza może być nieprawdziwa i nietrwała. 






Dzisiaj postanowiłam podzielić się z Wami pewną moją historią, która troszkę nauczyła mnie o ludziach i generalnie o przyjaźni. Nie będzie to jakaś tragiczna i brutalna opowieść, ponieważ przyjaźń z Majką (zawsze nazywałam ją Maja, bo tak jej było na imię) była dobra, pozytywna i dłuuuuga, gdyż trwała aż 8 lat (!!!). Będzie to opowieść o przyjaźni, bo mimo iż się zakończyła to była i wyciągnęłam z niej kilka lekcji, którymi się z Wami w tym poście podzielę.



Zróbcie sobie coś do picia i zapraszam do dzisiejszej lektury 😊. 










Z Mają poznałyśmy się w gimnazjum i byłyśmy dla siebie jak najbardziej neutralnymi osobami. Nie było jakichś zażyłości, "ochów i achów", ale były kulturalne koleżeńskie rozmowy i jakaś doza uczynności i wsparcia. Gdy skończyłyśmy gimnazjum to totalnie zapomniałyśmy o swoim istnieniu. Dopiero po skończeniu liceum, kiedy przeszłam ogromny GLOW UP. Tak! Nikt mnie nie poznawał, bo z chuderlaka (wręcz kościotrupa!), chłopczycy noszącej się jak dziewczyna skejta przemieniłam się w ultra-kobiecą laskę chodzącą w mini, pełnym makijażu, włosach do pasa i etc. Pewnego jesiennego dnia 2012 roku napisała do mnie wiadomość na Fejsie, że wyglądam zniewalająco i fajnie byłoby się zobaczyć po latach. Przyjęłam tamtą wiadomość bardzo optymistycznie i wybrałam się na spotkanie, na lody do Galerii Łódzkiej. Rozmawiało nam się jak nigdy - REWELACYJNIE. Miałyśmy zresztą wspólny temat - na koncie randki online w ilości hurtowej 😅😅😅. No i tak, odnowiłyśmy kontakt i zaczęłyśmy rozmawiać ze sobą prawie codziennie i często się widywać na pogaduszki przy herbatce i lodach z Galerii. Rozmawiałyśmy o facetach szwendając się po sklepach i przebierając w ciuchach. Było fajnie, było miło.




Zaprzyjaźniłyśmy się ze sobą. 

Nasza przyjaźń oparta była na rozmowach o facetach, jakichś ploteczkach, wspomnieniach z gimnazjum i odchudzaniu. Obie byłyśmy nakręcone na życie FIT. No i przez wiele lat właśnie takie byłyśmy. Dodatkowo mogłyśmy sobie ufać. Była to przyjaźń pozytywna, optymistyczna i... prosta. Nigdy nie byłyśmy ze sobą na wakacjach, nigdy nie byłyśmy na wspólnej imprezie i nigdy nie piłyśmy ze sobą alkoholu - tak, przyjaźniąc się 8 lat można nigdy się nie napić alko! 😎 Niemniej ufałyśmy sobie i nigdy, ale to przenigdy się nie pokłóciłyśmy. 

Po 3-4 latach przyjaźń troszkę się zmieniła, ponieważ mniej ze sobą rozmawiałyśmy, bo... znalazła faceta. Kiedy jej związek się zakończył to napisała do mnie, że tęskni i nie może się doczekać kiedy się zobaczymy. Było tak z dobre 5-6 razy przy każdym jej kolejnym związku. Kiedy wchodziła w nową relację ulatniała się i ślad o niej ginął, a kiedy się rozstawała to była przymilna, tęskniąca i spragniona kontaktu z przyjaciółką na pogaduszki przy herbatce i lodach. Szczerze... nie było mi z tego powodu jakoś miło, ale akceptowałam to i nie robiłam jej z tego powodu żadnych wyrzutów. Starałam się rozumieć, że jest troszkę lekkoduchem i tak po prostu ma. W końcu zaczęło mnie to męczyć i nie byłam już chętna na kolejne spotkania. Kiedy została matką to już w ogóle zaczęła się coraz bardziej odcinać, choć... co jakiś czas sobie o mnie przypominała i umawiała się na spotkania, które później odwoływała. Było to po prostu brakiem kultury.... (nie, Majka była osobą kulturalną) eee... raczej nie brakiem kultury co pewnym lekceważeniem i brakiem odpowiedzialności za przyjaźń i dane słowo. Wiecie, nie jestem palcem robiona i w pewnym momencie powiedziałam sobie dość i kiedy miała urodziny to już jej po prostu tych życzeń nie złożyłam i na wiadomości przestałam odpisywać, ponieważ nie widziałam już w tym żadnego sensu. Nasza przyjaźń spłyciła się w naturalny sposób i po prostu zgasła. 


Ostatni raz widziałam się z nią w 2020 roku kiedy to byłam jeszcze blondynką. Dokładnie pamiętam nasze spotkanie. Było miło, dobrze nam się rozmawiało, ale już w pewien sposób nie rezonowałyśmy ze sobą, ponieważ ona miała w głowie ciuszki dla dzieci, pieluszki, mleko modyfikowane, ćwiczenia krocza, a ja... miałam w głowie imprezy, swoich nowych przyjaciół, faceta, rodzinę, pasję i studium terapii uzależnień. 

Od tamtej pory, czyli prawie już od 4 lat nie widziałyśmy się, choć złożyła mi życzenia na trzydzieste urodziny i zaproponowała spotkanie, choć ja w zawoalowany sposób ominęłam je i tyle. Była to przyjaźń miła, ale nic więcej. Nie było tego czegoś co porywa serce i dusze. Nie podchodzę do tego, że był to stracony czas, ponieważ zawsze wychodzę z założenia, że wszystko co nas spotyka dzieje się w jakimś celu i to tylko od nas samych zależy czy wyciągniemy lekcje i się czegoś nauczymy. Maja nauczyła mnie, że NIE NALEŻY WSZYSTKIM MÓWIĆ CO SIĘ ROBI. Pamiętam kiedy w solarium wypowiedziała do mnie to zdanie. Zapamiętałam je i pamiętam do dziś dzień. Nauczyła mnie też tego jak przyjaźń nie powinna wyglądać. A mianowicie tego, że należy znaleźć chwilę dla przyjaciół jeśli ma się faceta lub dziecko, albo to i to. Ona nie umiała tego pogodzić, bo też nie chciała. Wiecie, ja patrzę też z własnej perspektywy, ponieważ mając rodzinę (dużą mam), kota, brata, mamę, chłopaka i przyjaciół to znajdowałam czas na różne rzeczy choć było mi trudno, ponieważ mam słabe zdrowie, miałam problemy ze spadkiem, które bardzo obciążały mnie finansowo. Mimo wszystko starałam się dla wszystkim bliskich mi osób, aby nie czuły z mojej strony zaniedbania. No cóż... 

Maja tego nie umiała i nie mam do niej pretensji, ponieważ nie każdy człowiek jest mistrzem we wszystkim. Niemniej ja już tak dłużej nie mogłam, więc ulotniłam się i przyjaźń wygasła w naturalny sposób co już wyżej napisałam. 






Mieszkamy w Łodzi, dodatkowo w tej samej dzielnicy, więc prawdopodobieństwo natrafienia na siebie jest duże. Jeśli bym ją spotkała to na pewno bym się przywitała, ale nic poza tym. Co było to było, ale nic więcej już z mojej strony nie będzie, bo wiem jak ta przyjaźń wyglądała i w jaki sposób wygasała. Zawsze zachowam wspomnienia, które były dobre i zapamiętam lekcje jakie ta przyjaźń mi dała, ale nic więcej. I tyle.


Postanowiłam napisać taki post, ponieważ wiem, że wiele osób było w bardzo podobnej przyjaźni. Niestety często jest, że przyjaźń się kończy kiedy na horyzoncie pojawia się facet/dziewczyna waszej przyjaciółki lub przyjaciela. A jak jeszcze pojawia się dziecko to już w ogóle koniec przyjaźni jest szybszy niż wam się to może wydawać. Także... widzicie jak to się czasem w życiu dziwnie układa. Dodatkowo należę do tych osób, które uważają, że nawet jeśli przyjaźń się kończy to nie oznacza to, że była nieprawdziwa. Po prostu w pewnym momencie kiedy się zmieniacie, lub rozwijacie się to chcecie iść wyżej, a nie z każdym można. Moja przyjaźń z Mają po prostu w pewnym miejscu zatrzymała się i była w próżni. To już nie miało racji bytu. Niemniej zawsze będą ją ciepło wspominać i pamiętać, bo 8 lat nie jest tak łatwo wymazać z pamięci, a poza tym ja nie chcę zapominać. Lubiłam ją 😊.












Mam nadzieję, że tym postem komuś z Was pomogłam i nie czujecie się aż tacy samotni i rozczarowani. Czasem tak w życiu bywa, że coś się kończy. Niemniej, nie oznacza to, że coś nie istniało i nie było prawdziwe. Nie martwcie się, bo życie często coś zabiera, aby coś Wam ofiarować. Zaufajcie i nie traćcie nadziei.








Tymczasem. 


czwartek, 11 stycznia 2024

Leżeć z wyciągniętymi nogami i mieć masowane stopy...

Czasem przychodzi taki dzień, że człowiek wyciągnąłby się na wygodnym fotelu z nogami wystawionymi do masażu. Do masażu stóp - rzecz jasna 😈. Nie robiłby nic, tylko relaksował się pełną gębą, a raczej pełną stopą przyjemności. Nie wiem jak Wy moi drodzy, ale mnie masaż stóp odpręża do tego stopnia, że jestem w stanie usnąć i spać przez dobre kilka godzin. Dla mnie masaż stóp to po prostu ogromna przyjemność i totalny chillout. 









Swoją drogą masaż stóp to najzdrowszy masaż na jaki można się wybrać, ponieważ każde miejsce w stopie odpowiada za inny narząd ciała. Uciskając dany punkt można w realny sposób leczyć chore miejsca w ludzkim ciele. Naprawdę polecam Wam ten rodzaj masażu, ponieważ możecie zyskać wiele dobrego dla Waszego zdrowia i samopoczucia. Generalnie masaż stóp i całych nóg jest bardzo przyjemny, szczególnie gdy masowane macie kolana 💕💗💗💗💗💗💗💗💗💗 i pod kolanami. To jest po prostu odlot! 😃😃😃😃😃😃😃😃😃😃😃😃😃😃😃😃😃😃😃😃😃😃😃 







Dzisiaj właśnie taki masaż by mi się przydał, bo nie dość, że mam zmęczone stópki to jeszcze przydałby mi się dobry i szybki sen. Leżałabym i się rozkoszowała, a potem bym usnęła jak dziecko. 

Swoją drogą macie łaskotki na stopach? 😅😆😁😂😀 







Tymczasem idę obejrzeć horror - ZBAW NAS ODE ZŁEGO. W zeszłym roku przeczytałam, a raczej pochłonęłam książkę o tym samym tytule i byłam zachwyconą tą pozycją, ponieważ to naprawdę dobra i wartościowa książka, z której wiele można się dowiedzieć o demonologii. Wczoraj w nocy oglądałam ten horror, ale nie od początku, więc dzisiaj chciałam obejrzeć. Jak też chcecie obejrzeć to dzisiaj, już za chwilę na AMC. Polecam!






Buziaczki 😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘 


niedziela, 7 stycznia 2024

To był całkiem niezły tydzień. Oby do przodu! :)

Dobry wieczór moje Misie! 🐻🐻🐻😘😘😘👋


Właśnie minął tydzień nowego roku. To był całkiem niezły tydzień. Oby do przodu! 😁

Podoba mi się to, że pierwszy stycznia przypadał w tym roku w poniedziałek. To dobra wróżba! 💪💫 



Pierwszy tydzień 2024 roku był dla mnie dosyć luźny choć niepozbawiony zmartwień, ponieważ jak wiecie Dionizy zachorował. Jest już po operacji jelitka. Przeżył narkozę, ale źle znosi operację, a dodatkowo dostał sepsę. Także aktualnie mój kotek przyjmuje dożylnie antybiotyk na zakażenie organizmu. Moje malutkie biedactwo! 😓😓😓 Takie małe (4 latka ma!!!) stworzonko, a już takie poważne przeżycia. Strasznie się patrzy na cierpienie zwierząt. One nie mogą powiedzieć gdzie i co je boli; a to mnie niesamowicie przeraża i zasmuca. Głęboko wierzę w to, że Dyziu będzie silny i wytrzyma to wszystko. Trzymajcie za Dyziulka kciuki! 💕😔😔😔






Dzisiaj wieczorem udało mi się obejrzeć nowy serial wojenny (no bo Polacy to tylko o wojnie umieją kręcić) - ZATOKA SZPIEGÓW. Powiem Wam, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tym filmem. Jak już chyba wszyscy wiedzą jestem ogromną miłośniczką horrorów, ale nie pogardzę dobrym filmem wojennym choćby dlatego, że cenię tamtejszy styl u kobiet i u mężczyzn. Kiedyś ludzie tak pięknie i z klasą się nosili. Nie to co teraz. 

Muszę pamiętać, aby za tydzień obejrzeć drugi odcinek 😊. Polecam!









Tak się dzisiaj zastanawiałam. Obchodzicie w jakiś sposób Święto Trzech Króli? ♔♚♔ 

Wiem, że wiele osób w Polsce świętuje w taki sposób, że robią tak zwaną zacną popijawę. U mnie nigdy nie było w zwyczaju, aby w taki sposób świętować. W mojej rodzinie zawsze było tak, że spotykaliśmy się na dobre jedzonko i jakiś smaczny likier (głównie ajerkoniak!). A jak u Was? 

W tym roku natomiast moja mama wybrała się do Rzgowa na koncert do kościoła, brat poszedł do teatru, a ja z Dyziem byłam w domu i oglądałam horrory jedząc żelki wegańskie. Vege żelki to SZTOS!









Na dzisiejszy wieczór (tak właściwie noc... no ale ja to żyję w innym wymiarze 😂) planuję zrobić sobie szybką nocną pielęgnację twarzy, zrobić pedi - sama odżywka i obejrzeć odcinek albo dwa SO BEAUTY na YouTube. Oglądam Sarę od laaaaaaaaaaaat. Kocham tę dziewczynę, bo jest po prostu pozytywna. Nie ma w niej nic co można nazwać złym vibem. Jest otwarta, wygadana, zabawna i dużo przeżyła. Mimo to nie robi ze swojego kanału takiego śmietnika jak ma to w zwyczaju Szusz. Sara szanuje swoich widzów, daje im pozytywną energię i dodatkowo totalnie relaksuje. Jeśli nigdy nie mieliście przyjemności oglądać SO BEAUTY to serdecznie polecam. A jej wystrój wnętrz to już w ogóle jara mnie nie z tej ziemi 😈😍😍😍. Totalna inspiracja! 💝💕💖💣












Życzę Wam moje Misie słodkich i bardzo kolorowych snów! 😀😀😀😀😀😀😀


Dobranocka 💤💤💤💤💤💤💤💤💤💤💤💤💤💤💤💤💤💤💤💤💤💤💤💤


czwartek, 4 stycznia 2024

Porozmawiajmy o NARKOTYKACH

Pod koniec zeszłego roku w mojej głowie narodziła się myśl o rozpoczęciu postów na Myślach Kobiety Wyzwolonej o tematyce narkotyków, szeroko pojętej narkomanii i problemach młodzieży wpadającej w ten niesamowicie zgubny i destrukcyjny nałóg. 
Żyjemy w XXI wieku, który jest szalenie niebezpiecznym czasem dla młodych ludzi, którzy dopiero wchodzą w dorosłość i... mimo iż z różnych stron jesteśmy bombardowani hasłami NIE PIJ, NIE ĆPAJ, NIE BIERZ, NIE NARKOTYZUJ SIĘ, to nadal mówimy za mało na temat problemu jakim jest narkomania. To po prostu trzema zmienić i to natychmiastowo. Kwestia jest też taka, że narkomania to bardzo złożony problem, który nie jest po prostu ćpaniem dla przyjemności, czy zwyczajnym uzależnieniem po pewnym czasie. Z moich postów dowiecie się jak ludzie wpadają w narkotyki, jak to się dzieje, że ludzie, którzy mają ogromne predyspozycje intelektualne kończą na dnie, jak rozpoznać, że ktoś bierze i wiele wiele innych. 
Wierzę głęboko, że posty, które będą ukazywać się na moim blogu otworzą wielu osobom oczy na kwestie narkotyzowania się i koniec końców dadzą nadzieję i pomysł na wyjście z nałogu, który jest pewnym rodzajem walki o przetrwanie, walki o swoje życie. 








Moje posty kieruję do młodzieży, nastolatków, studentów, ludzi na wysokich stanowiskach i na tych niższych. Kieruję do kobiet i mężczyzn, do starych i młodych, do bogatych i biednych. Kieruję do wszystkich, ponieważ narkomania nie dotyka określonej grupy społecznej, o czym przekonacie się z moich postów. 

Tworząc takie posty chcę, aby nikt kto zmaga się z tym problemem nie czuł się oceniany, ponieważ wiem, że bardzo często sprawa narkotyków nie jest taka zero-jedynkowa jak ludzie myślą. To bardzo złożony problem, który postaram się jak najlepiej wyjaśnić, wytłumaczyć i pokazać jak to wszystko "zjeść", aby móc zdrowo przetrawić i nie zwariować. 









Jak niektórzy z Was wiedzą 3 lata temu ukończyłam Studium Terapii Uzależnień, w charakterze terapeuty ds. uzależnień. Temat nałogów, uzależnień i pewnego rodzaju destrukcji zawsze mnie bardzo interesował i postanowiłam podzielić się z Wami swoją wiedzą teoretyczną, ale przede wszystkim praktyczną, której nie nauczy Was żadne studium, ani żadne studia. Sucha wiedza na nic się nie zda, jeśli nie znacie osób, które biegłe są w danym temacie/problemie. Czytanie książek to fascynująca przygoda, super zabawa i genialne źródło wiedzy, ale do życia i bycia w czymś dobrym trzeba praktykować, doświadczać, obracać się w różnym środowisku, być w towarzystwie przeróżnych osób i mając uszy wiedzieć jak się słucha, mając oczy, nie tylko patrzeć, ale i widzieć. 

Nauczę Was różnych rzeczy i wiele wytłumaczę. Mam nadzieję, że choć jedna osoba, która to przeczyta mając w myślach "weź, weź, no weź", zatrzyma się i nigdy nie weźmie. Uratować choć jedną osobę to jest ogromne osiągnięcie, bo nawet jedno życie ma znaczenie. 











Trzymajcie się!


środa, 3 stycznia 2024

Bardzo deszczowy początek nowego roku w Łodzi

Dobry wieczór 👋👀😊😊😊😘😘😘



Mamy już 3 dzień nowego roku i 3 dzień deszczu w Łodzi 😅😆. Czyżby to niebo płakało nad Polską? 



Dzisiejszy dzień był baaaaaardzo nudny i senny. Wszyscy dzisiaj po pracy śpią i robią sobie długie (bo 3-godzinne) drzemki. Coś ewidentnie jest w dzisiejszej pogodzie, że nikomu nic się nie chce i tylko "ciągnie" wszystkich łóżko. No bo wiadomo, że w łóżku jest najbezpieczniej i można się ukryć przed potworami, które czyhają pod łóżkiem i poza domem 😅😅😅😆😆😆😜😜😜. Niemniej, czasem dobrze się ruszyć, nawet jeśli jest to sklep spożywczy.







Nie wiem jak Wy, ale ja mam tak, że mogę iść do sklepu z zamiarem nic niekupowania. Wystarczy mi dla relaksu pooglądać (nacieszyć oko) produkty i czymś nowym się zainspirować. Poza tym, mnie na zakupach bardzo dobrze się myśli i składa różne sprawy w całość. Są ludzie, którzy dla zaplanowania dnia albo nawet życia muszą iść sobie pobiegać. Mnie wystarczy chodzenie na zakupy. 






Byliście już na noworocznych zakupach, czy jeszcze one przed Wami? 
W tym roku zrobiłam tylko jedne i to małe zakupy spożywcze, więc cieszy mnie to, bo nie popadłam w manię kupowania, jak inni, którzy czają się na ogromne promocje. 

A`propos zakupów. Jakiś czas temu kupiłam sobie w Biedronce świecę zapachową pachnącą bursztynem i bergamotką. Pół godziny temu ją zapaliłam, ale póki co pachnie bardzo delikatnie, ZA DELIKATNIE. Należę do tego grona osób, które lubią jak pachnie cały dom, mimo że świeczka pali się tylko w jednym pomieszczeniu. Nie chcę tak pochopnie oceniać jej jakości po 30 minutach, ale jak na razie jest kiepsko. Od czasu do czasu jakiś bardziej intensywny zapaszek się pojawia, ale nie jest to taki zapach świecy, a raczej taka intensywność na jaką liczyłam. Jeżeli jesteście ciekawi jaka to świeca to zapraszam na moją najnowszą relację na Instagramie. 












Jutro mam wolny dzień, więc jak to mój dziadek mawiał - mam jeszcze labę 💁😂😃. 

Co by tu dzisiejszej nocy porobić? 😂😂😂😂 Może dalej cisnę z odcinkami Zagubionych, bo w końcu płacę za ten Disney+, a rzadko kiedy oglądam. A PINIONSZKI lecą 😝. 



W ogóle jak tam Wasz początek roku? Najedzeni, napici i wypoczęci? 😇😇😇😋😊😁 


Ja nie miałam kaca, nie przejadłam się i obudziłam się wypoczęta. Można? Można! 💁💪😎 












Życzę Wam spokojnej nocy i do usłyszenia moi mili! 😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘 


wtorek, 2 stycznia 2024

Nie ma złej pogody. Jest tylko niewłaściwa odzież.

Dzisiejsza pogoda nie rozpieszczała Łodzian, ponieważ przez cały dzień była mżawka. Generalnie deszcz, deszcz i jeszcze raz więcej deszczu. Mało kto wybiera się w taką pogodę na spacer, randkę czy też na jakieś ważne spotkania. Zauważyłam, że ludzie unikają deszczu jak diabeł święconej wody. I... BARDZO ŹLE! Jesteśmy ludźmi i powinniśmy umieć żyć w każdych warunkach. Unikając pewnych niewygodnych sytuacji nigdy nie nauczymy się dobrej adaptacji w terenie, w którym przychodzi nam żyć. I mówię o tym nie tylko dosłownie, ale to co piszę ma mieć również wydźwięk metaforyczny. Także... poszłam na całkiem długi spacer w deszczu i wcale nie żałuję. Całkiem orzeźwiające doświadczenie!








W życiu zawsze będą dni, które nie będą nam pasować. Może się tak zdarzyć, że nawet 365 dni w roku będzie złych do podjęcia tej odpowiedniej decyzji. Odpowiedniej - w naszej głowie tylko. Często jest tak, że coś chce nas przed czymś zatrzymać, ale to jaką drogę wybierzemy i jak zareagujemy na te niesprzyjające okoliczności będzie świadczyło o naszym przystosowaniu, sile i wewnętrznej mądrości. Pamiętajcie - NIE MA ZŁEJ POGODY. JEST TYLKO NIEWŁAŚCIWA ODZIEŻ. 







Niech ten symboliczny deszcz nie będzie powodem, dla którego przestaniecie iść za waszym `niemożliwym`.












Tymczasem.  


poniedziałek, 1 stycznia 2024

Szczęśliwego Nowego Roku 2024! :) HAPPY NEW YEAR 2024! :*

I stało się, mamy NOWY ROK 2024! 💖😁😁😁💪💫



Z tego miejsca chciałabym Wam złożyć najserdeczniejsze i najpiękniejsze życzenia noworoczne. 





Życzę Wam przede wszystkim ZDROWIA, bo bez niego nic się nie da. Zdrowie fizyczne i psychiczne potrzebne jest każdemu człowiekowi, aby mógł się realizować i tak naprawdę żyć. Życzę Wam PIENIĘDZY, bo bez nich nie możecie tak naprawdę nic. Niemniej powinny być środkiem, a nie celem. Życzę Wam SZCZĘŚCIA, bo nawet sobie nie wyobrażacie ile to w życiu od niego zależy. Życzę Wam również MIŁOŚCI, POMYŚLNOŚCI, SPEŁNIENIA MARZEŃ i WSPANIAŁYCH LUDZI w najbliższym otoczeniu. WSZYSTKIEGO NAJCUDOWNIEJSZEGO!!! 💫😘😘😘











Pierwszy stycznia jest dla wielu osób bardzo depresyjnym dniem, zaś dla mnie zawsze jest szansą. Jest to czas kiedy nie patrzę wstecz tylko czekam na to co nowego przyniesie życie. To zawsze dla mnie pozytywny dzień, bo dający pewien rodzaj nadziei. I jak z tym jest u Was? Lubicie kiedy nadchodzi nowy rok, czy stresuje Was ten czas? 😊😊😊😇😇😇









Pierwszy dzień stycznia upłynął mi bardzo spokojnie, w miłej atmosferze. Uskuteczniłam sobie noworoczny spacerek i tym samym zrobiłam ponad 7 tysięcy kroków. Dzisiaj mimo mżawki była bardzo przyjemna i rześka pogoda. 

Nie wiem jak w Waszych miastach, ale u mnie totalne pustki na ulicy, normalnie jakby gdzieś ludzie wyginęli. Miasteczko widmo! 👻 Noo, ale ja lubię taki klimat, więc to mi zupełnie nie przeszkadza. 









Na dzisiejszy dzień nie mam już jakichś specjalnych planów, bo jest już prawie 20, więc teraz napiję się likieru pistacjowego i zabiorę się za ogarnięcie nowego kalendarza, który sobie kupiłam. Jest piękny! 💙 Na organizację i powpisywanie tego co muszę zejdą mi dobre 2 godziny, więc mam zajęcie na dzisiejszy całkiem ciepły wieczór. Nie wiem jak Wy, ale ja bez kalendarza nie umiałabym żyć. Od kilku lat kupuję sobie kalendarz księżycowy - CZAROMAROWNIK. Polecam wszystkim wiedźmom i astrologom. Cudownie opracowany terminarz z fazami księżyca. 














No i cóż... zobaczymy jaki będzie ten 2024 rok. Oby tak szybko nie zapie*dalał 😅😅😅😆! 


Trzymajcie się ciepło i bądźcie zdrów 💪.





Noworoczne buziaczki dla Was wszystkich 😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘.

Tymczasem.