poniedziałek, 30 września 2019

Light Move Festival w Łodzi 2019 - PRZESTRZEŃ

Dzień dobry Kochani! 😇 Wczoraj byłam po raz pierwszy w życiu na Light Move Festival czyli inaczej mówiąc na Festiwalu Światła. Nigdy jakoś nie miałam sposobności aby się wybrać na to duże łódzkie wydarzenie. W tym roku poszłam na LMF z moją przyjaciółką Kingą. Tegorocznym motywem festiwalu była PRZESTRZEŃ. Jeżeli orientujecie się w modzie, po prostu w obecnych trendach to wiecie, że rok 2019 upływa pod znakiem UFO, kosmosu, gwiazd, galaktyki i właśnie! przestrzeni. Także tu nie byłam zaskoczona, że tegoroczny festiwal również będzie stworzony w takiej tematyce. Zapraszam do dzisiejszej lektury.

Z racji tego, że zaczęło padać jak wysiadłam z taryfy to postanowiłyśmy z Kingą pójść się czegoś napić. Tym razem wybrałyśmy Panda Café, która jest klimatyczną, nowoczesną kawiarnią. Pierwszy raz tam byłyśmy. Bardzo mi się podobało, ponieważ mimo iż jestem miłośniczką retro to wygląd tej kawiarni bardzo przypadł mi do gustu. Poza tym od dzieciństwa uwielbiam pandy.

W Pandzie zdecydowałyśmy się na kawę Latte. Wieki już nie piłam tego rodzaju kawy. W związku z tym, że kawa czasem potrafi mi podnieść ciśnienie wybrałam najdelikatniejszy rodzaj kawy. Nie czułam zbytniego pobudzenia co jest jak najbardziej dla mnie na plus. Kawka była smaczna. Kinga zdecydowała się dodatkowo na PandaCottę (jeżeli dobrze zapamiętałam nazwę). Była to jak się domyślacie nietypowa Panna Cotta, która przypominała pandę. Podobało mi się to, że do kawy dostałyśmy cukier trzcinowy a nie biały. Niestety póki co nie umiem zrezygnować ze słodzenia kawy.

Po wypiciu kawy i pogaduchach poszłyśmy w Piotrkowską. Podobało mi się jak oświetlony był ten bank (czy to był bank?). Obstawiam, że Citi Handlowy.

Jak widzicie ludzi było mnóstwo. Podobno w piątek było najgorzej, bo był tłok nie z tej ziemi. Dla niewtajemniczonych powiem Wam, że Festiwal Światła trwa przez 3 dni! My wybrałyśmy się tylko w niedzielę i myślę, że to był dobry pomysł, ponieważ i tak ludzi było co niemiara.

Ta instalacja podobała nam się najbardziej, ponieważ była oryginalna i ciekawa. A Wy co sądzicie?

Ta kamienica też podobała mi się jak była oświetlona. Lubię jak jest dużo kolorów a nie tylko jeden czy dwa.

Niebieski i czerwony to całkiem przyjemne połączenie kolorystyczne.

Tu troszkę jak w kosmosie ha ha ha.

To też mi się podobało. Niemniej nie wchodziłyśmy na to.

Powiem Wam moi Drodzy, że oczekiwałam większej ilości iluminacji i instalacji. Z Kingą gdziekolwiek by się nie poszło to jest fajnie, ale sam Light Move Festiwal zadka mi nie urwał. Podobno poprzednie edycje tego festiwalu były lepsze. Na pewno za rok jeszcze raz się wybiorę aby mieć porównanie. I to wybiorę się każdego dnia festiwalu. Taki jest plan, a co z tego wyjdzie to zobaczymy. Plany można mieć, a życie i tak zrobi co będzie chciało.

Na koniec dnia, a właściwie wieczoru poszłyśmy do Infinity. Wypiłyśmy grzecznie tylko po jednym piwie. Od razu da się zauważyć różnicę. Kinga zawsze pije piwo bez syropu i bez plastiku, ja zawsze wybieram słomkę, aby nie zniszczyć szminki ha ha ha i zawsze z syropem. Tym razem z ananasowym, choć wiem, że nie powinnam bo mam uczulenie. Niemniej zauważyłam, że uczula mnie sam klasyczny ananas z puszki bądź świeży. Po dżemie, żelce czy innym specyfiku ananasowym nic mi nie jest - DZIWNE ale już to systematycznie sprawdziłam. Porozmawiałyśmy w Infinity o zdrowiu, życiu, facetach, oszustach, ogólnie o relacjach damsko-męskich. Mimo, że lubimy nowości (no ja lubię jeszcze retro co jest dla większości czymś dziwnym), lubimy żyć w sposób świadomy i nowoczesny to jednak mamy coś w sobie "starego", "staroświeckiego" jeśli chodzi o związek z facetem. Myślę, że pewna doza romantyzmu jednak przez nas w dużej mierze przemawia. Niestety świat jest jaki jest, ludzie są jeszcze bardziej tacy jacy są i wiele kwestii międzyludzkich wygląda po prostu DUPNIE. I chyba tyle Wam wystarczy Kochani 😇😇😇😇😇.


Wczorajszy wieczór był jak najbardziej udany. Jedynie irytowała mnie moja prawa noga, bo łapały mnie straszne skurcze, ale na koniec już mi przeszło i było lepiej, choć dzisiaj boli i mam zakwas tylko w jednej nodze. Niczego też nie zgubiłam co mnie cieszy. Nikt mnie też nie okradł co również mnie cieszy. Kto jest ze mną długo na blogu ten wie, że ktoś na Jarmarku Świątecznym ukradł mi z ręki bransoletkę od Swarovskiego, której wartość to 1500 złotych. Przez długi czas nie mówiłam o tym mamie, a tym bardziej mojej chrzestnej, bo nie chciałam aby było i przykro. Bo wiadomym jest to, że to nie była moja wina, ale sam fakt, że tego nie dopilnowałam jest taki MEH. Ale cóż... nie mam pretensji, że zostałam okradziona, mam nadzieję, że ta kradzież pomogła tej osobie, która mnie okradła. Być może był to ktoś biedny, ktoś w potrzebnie, ktoś kto nie ma co dać dzieciom na obiad. Nie jestem zła, niech mu się szczęści. Teraz może zacznę słuchać mojej mamy gdy mówi abym się nie stroiła na miasto, bo złodzieje nie śpią. Czasem warto posłuchać rodzica, a nie myśleć, że samemu pozjadało się wszystkie rozumy. Mimo, że nasi rodzice żyli w innych czasach to trochę już widzieli. Jak to moja świętej pamięci babcia mawiała - "Pokorne ciele dwie matki ssie".


A Wy (Ci z Was, którzy mieszkają w Łodzi) byliście na Festiwalu Światła? Jeśli tak, to jak Wasze wrażenia?


Pozdrawiam Was serdecznie i przesyłam oceany buziaków i moc uścisków! 👄👄👄

Tymczasem.


sobota, 28 września 2019

Nie chcem, ale muszem!

Dobry wieczór Wszystkim! 😈 Ostatnio bardzo przyśpieszyłam z pisaniem postów, ponieważ chcę abyście byli ze mną jak najbardziej na bieżąco, ponieważ był pewien zastój na blogu przez moje złe samopoczucie. Ale cóż... zdrowie nie wybiera. Ważne, że troszkę mi chociaż lżej i mogę wrócić do pisania dla Was i dla siebie. Mam nadzieję, że jesteście z tego faktu zadowoleni 😇😇😇.

W moim życiu jest kilka spraw, które muszę, ale nie chcę. Ale niestety coś musimy dać z siebie aby coś dostać. Czasem musimy z czegoś zrezygnować na rzecz czegoś innego. Tak jest życie skonstruowane, choć nie powiem... inaczej bym kilka spraw zrobiła. Może lepiej, może nie, ale na pewno inaczej.

Ostatnio rozmawiałam ze sporą ilością osób na temat mojego samopoczucia, moich myśli i ogólnych przemyśleń. Każdy powiedział niby coś innego, ale suma summarum sprowadzającego do jednego. Cały czas poszukuję odpowiedzi na najbardziej egzystencjalne pytanie - Po co żyjemy, skoro i tak umrzemy? Póki co nie znalazłam odpowiedzi. Z pewnością powstanie osobny post na ten temat, ponieważ tutaj można by rozprawiać godzinami o tym jak żyć, po co i dlaczego. Nie wiem czemu tak się stało, że zatraciłam sens istnienia i nie wiem po co żyję. Póki co jestem lekko zdołowana, bo nie wiem po co cokolwiek mam robić jak i tak umrę. Po co się starać, dążyć do jakiegokolwiek celu, skoro i tak my wszyscy skończymy w piachu. Nie wiem... Nie wiem po co taka myśl mi przebiegła i na dobre się zadomowiła. Może pomożecie? Czemu żyjemy i po co? Jaki jest Wasz cen życia?


Może życie trzeba po prostu przeżyć? Albo wykorzystać życie na zabawę, seks i imprezowanie? Może życie jest po to aby doświadczać tylko przyjemnych chwil?

Nie chcę umierać i nie chcę żyć nie mając sensu istnienia.



Tymczasem.

piątek, 27 września 2019

Naomi Campbell CAT DELUXE AT NIGHT

Uwielbiam wyrafinowane, zmysłowe, wręcz flirciarskie perfumy OD ZAWSZE! Najbardziej seksowny zapach kupiłam sobie będąc w klasie maturalnej, a mowa jest o Naomi Campbell CAT DELUXE AT NIGHT. Pamiętam ten zapach doskonale. Był głęboki, bardzo porzeczkowy i czuć go było w całym szkolnym korytarzu. Dostawałam za niego mnóstwo komplementów, ponieważ to był sam seks. To był rok 2011. Po 8 latach zechciałam poczuć znów ten cudowny zapach, więc zamówiłam sobie Naomi. Czy Cat Deluxe At Night pachnie tak samo jak w 2011 roku? Za chwil parę odpowiem na to pytanie.


Powiem Wam moi Drodzy, że przy tym zapachu ktoś ewidentnie "manipulował", ponieważ zapach pachnie odmiennie niż kiedyś. Jest ładny, przyjemny ale to nie jest to czym pachniałam kilka dobrych lat temu. Tamten zapach był gęsty, wręcz zawiesisty, ten jest zdecydowanie rozcieńczony co bardzo mi nie odpowiada. Flakon nadal jest taki sam jak kiedyś i nadal mi się podoba, mimo że niektórzy uważają go za kicz nad kiczem. Mnie to nie obchodzi, bo mnie się podoba i będzie świetną ozdobą mojej zapachowej kolekcji.

Przejdźmy teraz do nut zapachowych owego delikwenta!


Nuty Głowy: czarna porzeczka, gruszka, owoce, pitahaya

Nuty Serca: nuty kwiatowe, piwonia

Nuty Podstawy: bursztyn, drzewo, kwiat bawełny, malina


Czarną porzeczkę czuć choć jak na mój nos jest dosyć syntetyczną porzeczką. Pitajayę zdecydowanie czuć. Malinę też da się wyczuć. I tyle. Oczywiście należy pamiętać, że Cat Deluxe At Night to woda toaletowa, więc jej moc nie jest tak silna jak w przypadku wód perfumowanych. Niemniej... pamiętam doskonale ten zapach, który kiedyś był GĘSTY, SŁODKI i Zabójczo Flirciarski. Dzisiaj dla mnie ten zapach nie jest już tym co kiedyś. Owszem przyjemnie pachnie, ale ja oczekiwałam tego efektu co kiedyś, ba! tego zapachu co kiedyś, a niestety to już nie jest to.

CAT DELUXE AT NIGHT powstał w 2007 roku i nadal cieszy się dużą popularnością wśród perfum ze średniej półki. Niestety (dla miłośników tego zapachu) istnieje tylko pojemność 15 ml. Cena wynosi za tę malutką pojemność ok. 43 złotych. Powiem Wam, że jestem rozczarowana, ponieważ wiem jak ten zapach pachniał. Polecałam go Kindze, bo wiem, że byłaby zachwycona tym zapachem, gdyby pachniał jak kiedyś. Cóż... jestem zaskoczona.

Nienawidzę jak dobre produkty są zmieniane, ulepszane, ponieważ wtedy są zawsze spieprzone. Niestety, trzeba nazywać rzeczy po imieniu. W obecnym Cat Deluxe at night odjęłabym AT NIGHT, ponieważ jak dla mnie aktualna wersja pachnie bardzo dziennie.


Jeżeli macie ochotę spróbować tych perfum to kupcie, bo nie będzie tragedii, a nóż Wam się spodoba.


Buziaki 👄👄👄.

czwartek, 26 września 2019

Do(W)cipna jestem, lubię SEX i dużo czytam...

Pamiętam czasy kiedy to byłam na wszystkich portalach randkowych i tych mniej randkowych 😈. Sympatia w poszukiwaniu miłości życia, Badoo w celu znalezienia partnera, Erodate na szybki numerek, DateZone na znalezienie niewolnika, GG dla pogaduszek i VK dla zabawy. Byłam wszędzie i przeznaczałam na "kontakt" z ludźmi mnóstwo czasu, ba! mnóstwo swojego cennego czasu. Na Sympatii było wiele sensownych facetów, co muszę przyznać. Bardzo dobrze wspominam DateZone - jeśli szukacie seksu bez zobowiązań to polecam. Dzisiaj próżno mnie szukać gdziekolwiek w sieci, ponieważ korzystam z bloga, Facebooka i Instagrama. Miałam kiedyś Tindera ale uważam, że to dno, bo oczekiwania Panów nijak się mają do tego co sami sobą reprezentują. Większość to kłamcy, manipulanci, sponsorzy, księża, pedofile, zoofile i inni zboczeńcy. Oczywiście poznałam dwóch fajnych mężczyzn na Tinderze ale to są wyjątki, nic więcej. Ale kobiety na Tinderze też nie są lepsze. Wypisują jakieś głupoty i myślą, że inteligentny, fajny chłop zwróci na nie uwagę. Niestety tak to nie działa. Za wiele lat siedziałam w sieci aby nie zauważyć postępowania kobiet i mężczyzn. Dzisiaj gdybym weszła na jakiś portal to Ci ludzie byliby dla mnie bardzo przewidywalni.

Dowcipna jestem, lubię SEX i dużo czytam... - o właśnie tak zaczęłabym wypełniać swój profil na Tinderze wklejając jakieś sexy zdjęcie z dużym dekoltem, w którym zaprezentowałabym swój biust. Wierzcie mi, że rzesza wygłodniałych samców rzuciłaby się na mnie jak na antylopę, ale Kochani... w życiu trzeba wiedzieć czego się szuka. Na tych wszystkich portalach miałam mnóstwo propozycji seksu i to różnego rodzaju. Od seksu ze zwierzakami, w konfesjonale, na biurku nauczycielskim, w parku, na cmentarnym grobie aż po oferty z niewyobrażalnym "bonusem" w tle. Ale wiecie co? Jakoś nie skorzystałam, bo nie szukałam tego. Szukałam bratniej duszy, która lubi seks, jest inteligentna i ma obszerną wiedzę na każdy temat.

Szczerze Wam powiem, że te portale mnie zmęczyły, choć lubiłam sobie na nich pogawędzić o dupie Maryny. Ale wszystko kiedyś musi się skończyć. Dzisiaj mam kilka osób, z którymi mogę rozmawiać o wszystkim i nie muszę nikogo szukać. Niemniej nie żałuję tego, że byłam internetową dziewczyną, ponieważ wiele się nauczyłam o ludzkiej psychice. Co prawda wiem, że ludzie są strasznie chorzy, podli, źli, obleśni i przerażający ale... NIE WSZYSCY. To jedyne co jest w tym wszystkim pocieszające.

Jeśli już chcecie szukać szczęścia to szukajcie na Badoo i na DateZone. To dwa najlepsze portale do poszukiwania miłości i seksu oraz ciekawych znajomości. Na DateZone dosyć szemranych ale zawsze coś ha ha ha 😈.


Powiem Wam na koniec, że dzisiaj mając 26 lat mam tak spore doświadczenie w relacjach damsko-męskich, że sama nie mogę w to uwierzyć. Nic mnie w życiu już nie dziwi, bo za dużo widziałam, doświadczyłam i przeżyłam. Ale mam doświadczenie, choć to nie jest wcale dobre słowo, ponieważ to właśnie naszym błędom nadajemy imię DOŚWIADCZENIE. Wszystko w naszym życiu dzieje się po coś aby nas doprowadzić do czegoś. Nawet jeśli coś nie ma kompletnie sensu na pierwszy rzut oka to jednak ma sens... choć ukryty dla naszych oczu. Weźcie to pod uwagę. Nie martwcie się na zapas. A jeśli chcecie się martwić to wyznaczcie sobie na to godzinę, a potem bądźcie szczęśliwymi ludźmi, nawet gdy życie ssie i zabija od środka. Po co? A... tak na przekór smutkowi 😈.



Tymczasem.

wtorek, 24 września 2019

Dobijemy do 100 tys. wyświetleń?

Dzień doberek! 😇 Dzisiaj byłam przekonana, że jest poniedziałek... ha ha. Taak! nie wiem jak ja żyję i gdzie 😈😈😈. Cóż zdarza się i lepiej nie analizować, bo wierzcie mi, że można się przez takie coś nakręcić na dobry miesiąc. Ale aby nie przedłużać przejdźmy do dzisiejszego postu. Zapraszam.

Dzisiaj mam taki leniwy dzień, ale przynajmniej trochę lżej mi na duszy. Aby poprawić sobie nastrój jeszcze bardziej zamówiłam sobie online czarne rękawiczki z imitacją futra. Wyglądają bardzo GLAM co mi się bardzo podoba. Poza tym rękawiczek nigdy za wiele, tak samo jak parasoli czy skarpetek. Chciałam też kupić sobie bluzę iście halloweenową ale póki co nie kupiłam. Stwierdziłam, że ten zakup nie jest mi jakoś specjalnie potrzebny, więc się powstrzymałam. Mam na oku coś innego.

Ostatnio kupiłam sobie ten płaszcz na jesień. Choć nawet zimą mogę w nim chodzić, bo mnie jest wiecznie gorąco. Zdjęcie niestety nie odzwierciedla jak ładny jest to płaszcz, ale jakoś specjalnie się nie ustawiałam, bo wtedy było mi to obojętne. Jak zrobię inne zdjęcie to może Wam jeszcze pokażę. Płaszcz jest w stylu marynarki i ma srebrne dodatki przy rękawach i na końcu paska. A jak Wam się tak ogólnie podoba? Może być? 😇👍👎?


Oczywiście rozgadałam się nie w temacie. Chciałam się Was zapytać czy DOBIJEMY DO 100 TYS. WYŚWIETLEŃ na Myślach Kobiety Wyzwolonej w tym roku? ❤❤❤❤❤❤❤ Sprawdziłam statystyki i szansa jest, co mnie cieszy, ponieważ 100 tysięcy wyświetleń to coś takiego jak pierwszy tysiąc na blogu. Pierwszy tysiąc niesamowicie cieszy, zaś 100 tysięcy robi wrażenie! Póki co jest 77 tys. co dla mnie jest szokiem, bo nigdy nie spodziewałam się, że w ciągu dnia będzie prawie 300 wyświetleń. Kiedyś padł rekord i było prawie tysiąc w jeden dzień, ale było to tylko takie jednorazowe z tego co zauważyłam, po wpisie o ulubionych kwiatach kobiet. Zresztą wspomniany post to HIT na moim blogu i każdego zachęcam do przeczytania go. Poza tym niebawem pojawi się druga część tego postu, więc już oczekujcie. A póki co zapraszam Was na bloga Kingi https://wyznania-wydziaranej.blogspot.com/ . Wyznania Wydziaranej coraz bardziej się rozkręcają, więc serdecznie zapraszam, ponieważ warto. Naprawdę! 👌

Teraz pobuszuję sobie jeszcze na Allegro, może nawet coś małego kupię na lepszy dzień, a potem coś zjem, chociaż nadal nie mam apetytu, co akurat w moim przypadku jest dobre. Choć powiem Wam, że na to co ja jem, to powinnam być chuda, a jak widać nie jestem. Cukrzycy NI MA, stan przedcukrzycowy też się cofnął to ja już nic nie rozumiem. Ale szczerze Wam powiem, że waga w życiu nie jest najważniejsza. Zdecydowanie ważniejsze jest to aby nie mieć stresu, bo stres wykańcza kurewsko. Niemniej moja mama mówi, że schudłam ja tego nie widzę. Dobra Kochani ja już kończę dzisiejszy lekki post i życzę Wam udanego tygodnia i dobrego weekendu.

PS. Ci z Was, którzy mieszkają w Łodzi wybierają się na Festiwal Świateł? Jeśli chodzi o mnie to nie wiem czy się wybiorę. Będzie to zależało od mojego samopoczucia, choć chciałabym pójść.



Buziaczki moi Drodzy! 👄👄👄👄👄

poniedziałek, 23 września 2019

PRZYJAŹŃ to wielka rzecz :)

Dobry wieczór Kochani! 😇 Wiem wiem, że ostatnio nie rozpieszczam Was pozytywnymi postami, ale nie będę oszukiwać, że czuję się cudownie, bo nie czuję się. Niemniej... JEST LEPIEJ. Pracuję nad tym aby myśleć pozytywnie i nie stresować się, ponieważ moje ciśnienie przez ostatni miesiąc sporo na tym ucierpiało. Ostatnie moje trzy dni są dosyć znośne z czego się cieszę ale umiarkowanie. Nie tylko ja odpowiadam za moją minimalną poprawę samopoczucia ale również moja przyjaciółka Kinga ❤ oraz mój przyjaciel i moja największa miłość - Adam ❤. Wysłuchali mnie, nie ocenili, wsparli i za to jestem im wdzięczna. Mam nadzieję, że dobre słowo jakim mnie obdarzyli wróci do nich po trzykroć. Niech im się szczęści! ❤❤❤

Mam nadzieję, że ten wklejony mini filmik Wam zadziała.


Przyjaźń to wielka rzecz! Wielka siła i wielka moc. Bardzo jestem wdzięczna Adamowi za spędzenie ze mną razem dwóch ostatnich dni, ponieważ mogłam choć trochę oderwać myśli od swojego problemu, który niestety nie jest mały, ale staram się go opanować, bo kilka razy go opanowałam i wszystko było dobrze. Muszę znaleźć w sobie jeszcze więcej pokładów sił. Staram się i dalej będę się starać. Muszę... muszę przede wszystkim dla mojego zdrowia, które przez ostatni miesiąc naprawdę się nadwyrężyło i jestem przemęczona. Jedna dziewczyna, którą niedawno poznałam, powiedziała mi że bardzo dobrze się kamufluję z tym, że źle się czuję ha ha ha 😇😈 Paulinko! to po prostu dużo tapety, mnóstwo Apapu Extra i oczywiście talent aktorski ha ha ha 👌. A tak na poważnie, to moi Drodzy na pewno wiecie, że najbardziej zabawnymi ludźmi i najlepszymi komikami są właśnie ludzie chorujący na depresję. Oni czują bardziej, głębiej i są świadomi cierpienia, które je otacza. Uśmiech to tylko uśmiech. Uśmiechem można wiele zakryć, tak jak i makijażem. 

Dziękuję Losowi za to, że dał mi Kingę, Adama i jeszcze kilka osób, które są dla mnie bardzo ważne. Kinga i Adam poznali mnie w bardzo dobrym okresie mojego życia czyli w 2016 roku. Byłam pełna entuzjazmu, energii, wesoła, szczupła i pełna wiary, że można wszystko. Mimo, że wiele rzeczy się zmieniło, czasem jest lepiej czasem gorzej oni nadal są przy mnie i cóż... czy da się to inaczej nazwać niż Przyjaźń? ❤


Czasem nawet najbardziej uparty samotnik potrzebuje kogoś kto po prostu powie, że rozumie. I nawet niech wtedy skłamie, bo to da więcej otuchy, niż WEŹ SIĘ W GARŚĆ. 


Mam nadzieję, że te dwie relacje przetrwają za 5-10-15 lat. Usiądę z Kingą przy sheeshy i opijemy wszystko co było złe, dobre i warte przeżycia. I mam nadzieję, że leżąc z Adamem w łóżku za te 15 lat powiem mu pijąc różowego szampana - "Patrz przeżyłam 15 kolejnych lat i nadal ciśnienie i stres mnie nie zabiło. Dasz wiarę?". 


Wiem, że ciśnienie i stres nie pasują do siebie, bo mogą przynieść wiele szkód a niekiedy śmierć, ale nie pozostaje mi nic innego jak wierzyć, że mam szansę dożyć starości. Czasem przychodzi czas, że powątpiewam w to, że będę mogła kiedyś spojrzeć w lustro i zobaczyć swoją pięknie pomarszczoną twarz. Czasem mam wrażenie, że nie dożyję do 30-stki. Czasem boję się, że stres znowu nadejdzie i będzie problem. Ale Kochani zapamiętajcie to, że stres to najgorsze co można sobie zrobić. Poza tym trudno uwierzyć, że da się radę. Tu naprawdę potrzebna jest ciężka praca nad sobą ze sobą samym. Kinga powiedziała mi ostatnio, że powinnam sobie przypomnieć jak źle czułam się w 2018 roku. Przypomniałam to sobie 3 dni temu i patrzcie, jest już koniec 2019 a ja nadal żyję. Przeżyłam dwa lata a myślałam, że umrę w marcu 2018. Myśląc katastroficznie (jest takie słowo?) wyrządzamy sobie krzywdę. Nie wiem czy będę żyła miesiąc, rok, dwa lata, może dożyję sędziwego wieku. Wiem, że w życiu liczą się tylko chwile, pewne epizody, bo większość czasu jest po prostu życiem. Nie wiem co przyniesie jutro, ale chcę odzyskać mnie i o to będę walczyć. 

Obiecuję!


czwartek, 19 września 2019

Nauka Obojętności

Dobry wieczór moi Drodzy!
Dzisiejszy post piszę dla siebie i dla Was aby ta myśl, którą mam do przekazania nie uciekła mi. Także do sedna.

W życiu spotykają nas różne rzeczy czasem kiepskie, czasem dobre, czasem zniewalające jak tabliczka białej czekolady lub poranny orgazm. Ale niekiedy świat wali nam się na głowę. Wiecie dlaczego całe życie było we mnie wiele radości i entuzjazmu? Bo widziałam za wiele, za dużo doświadczyłam, mnóstwo miałam sytuacji podbramkowych, wiele osób mnie oszukało, więcej zawiodło i skrzywdziło, ale wiecie co? Wyszłam z tego wszystkiego i wyjdę i z tego w czym teraz jestem. Przyrzekam to sobie i Wam. Jestem maksymalnie rozstrojona i nie czuję się sobą od 19 dni, ale to nic, będzie lepiej, bo dam z siebie wszystko, do utraty tchu. Robiłam to za wiele razy i wiem, że skoro raz mi się udało to i piąty raz musi mi się udać. Mam tendencję do zamartwiania się czymś na zapas albo czymś jak najbardziej irracjonalnym. Dzisiaj, a właściwie od 10 minut doszłam do wniosku, że muszę szybko nauczyć się obojętności, która czasem jest w życiu bardzo potrzebna. Muszę nauczyć się mieć głęboko w poważaniu co mnie otacza złego, co złego nadchodzi, co złego mnie spotyka. Muszę. Nie mam w sobie za dużo siły, bo jestem fizycznie i psychicznie wyczerpana tym problemem, który mam, ale muszę sobie dać radę dla kilku osób, które mnie kochają, szanują, lubią, którym po prostu na mnie zależy. Wiem, że przez ostatnie dni jestem w złym stanie i przepraszam Ich i Was za to, ponieważ wszystkich i wszystko zaniedbałam. Muszę sobie pewną kwestię przetłumaczyć i odprężyć swój organizm, który jest w strzępkach. Mam nadzieję, że dam z siebie wszystko i wróci mój entuzjazm. Przyrzekłam sobie dzisiaj, że jak tylko mi się polepszy chcę wszystko naprawić, uzdrowić chore znajomości, przebaczyć innym i być po prostu lepszym człowiekiem. Ale póki co, muszę sobie wybaczyć. Zrobię wszystko aby mi się udało. Czuję się naprawdę źle, ale wiem, że może być lepiej i będzie, bo tego chcę. Mam spory problem i kiedyś na pewno Wam opowiem, ale muszę się poczuć lepiej, bo nie mogę sobie teraz dokładać kolejnej rzeczy na głowę. Dzisiaj muszę zacząć uczyć się obojętności i umiejętności WYJEBANIA na to z czym mam kłopot. Muszę przede wszystkim dojść do siebie i muszę to zrobić jak najszybciej, bo czas mnie ponagla. Nie wiem czemu muszę tak cierpieć, ale jeśli muszę to niech moje cierpienie ma jakiś sens. Wierzę nadal w to, że wszystko co nas spotyka jest po coś i pewnie to co spotkało mnie jest mi przeznaczone, abym czegoś nowego się nauczyła. Boli jak cholera, ciśnienie się zwiększa ale nie mam już innego wyjścia jak być silną. To jedyne co mi pozostało. Być silną!



Tymczasem.

środa, 18 września 2019

Nihil Novi

U mnie nic nowego. Piszę abyście wiedzieli, że jeszcze żyję. Strach to pieprzona emocja tak samo jak rozczarowanie. Ja jestem w tej chwili sobą rozczarowana, że pozwoliłam na to aby ten kurewski nastrój wziął nade mną górę. Od 18 dni jestem spięta do tego stopnia, że całe ciało mnie boli i... oczywiście moja dusza również. Chciałabym wrócić do pisania takich postów jak przez cały 2019 rok pisałam, ale nie jestem póki co na siłach, za co Was przepraszam, że zaniedbałam Myśli Kobiety Wyzwolonej. Czuję się naprawdę mentalnie źle, ale nie to jest w tym wszystkim najistotniejsze, ale to, że nie warto nikomu mówić o swoich uczuciach, emocjonalności, samopoczuciu. Ludzie w większości nie zrozumieją Weltschmerzu, więc nie ma po co się produkować. Bo usłyszycie NIE MARTW SIĘ, DAJ SPOKÓJ, WYLUZUJ. To samo mogę sobie sama powiedzieć. Zauważyłam też, że w radości otacza nas mnóstwo osób, a w cierpieniu i chorobie większość odchodzi. Nie wszyscy ale większość. NIHIL NOVI! - aż chce się powiedzieć. Człowiek, mimo iż ciągnie do tłumu to musi umrzeć sam. Ludzie nie zrozumieją, gdy powiecie im, że nie możecie sobie poradzić z istnieniem, z problematyką metafizyczną. Weltschmerz dotykał artystów, naukowców, filozofów, ponieważ skupiali się na myśleniu i przeżywaniu, a to niestety prowadzi do cierpienia. Takie cierpienie spotkało mnie. Wiem, że gdy to nie minie, to mój organizm się wykończy, ponieważ nie mogę spać, słabo jem i nie mogę odpocząć. Przykro mi bardzo, ale co zrobić. Irytuje mnie to, że ja musiałam pocieszać znajomych, przyjaciół, osoby z rodziny, a teraz gdy cierpię spotykam się ze słowem - NIE GRZESZ, MASZ ŚWIETNE ŻYCIE, TO CI ŹLE. Także widzicie sami. Ludzie nie zrozumieją, póki nie dotknie ich smutek i ból istnienia. I... nie dotknie większości ludzi, ponieważ mało kto w XXI wieku chce myśleć. Choć powiem Wam, że czasem wolałabym być tą przysłowiową blondynką, nie rozróżniającą plusa od minusa. W cierpieniu nie ma sensu, bo kiedy cierpimy nie robimy nic konstruktywnego, nic twórczego, nic ponad nami. Mam 26 lat, a to dla mnie za dużo do "dźwigania" na barkach umysłu. Nie mam siły.


Trzymajcie się i do następnego.

poniedziałek, 16 września 2019

Perfumeryjny Raid czyli FAR AWAY by Avon

Dzień dobry! 😇 Ostatnio recenzje perfum pojawiają się często, ale wiem, że lubicie posty tej kategorii tak samo jak ja, więc z pewnością nie będziecie narzekać. Przejdźmy więc do dzisiejszej recenzji barrrdzo ciężkich perfum. Zapraszam do pachnącej (tym razem śmierdzącej) lektury.


Dzisiaj będę recenzować bestseller wśród perfum z Avonu. Mowa jest o FAR AWAY, które widzicie na zdjęciu powyżej. Perfumy powstały w 1994 roku, czyli mają już 25 lat i nadal sprzedają się jak świeże bułeczki!!! Co w nich jest takiego, że od tylu lat cieszą się niegasnącą popularnością? Szczerze to nie mam pojęcia, ponieważ FAR AWAY pachną jednym słowem jak RAID!!! Tak, jak ten specyfik na różnego rodzaju insekty. Kiedy testowałam właśnie te perfumy rozpylając je w mieszkaniu moja mama wracając do domu zareagowała w następujący sposób: "Dlaczego wypsikałaś mieszkanie Raidem?" 😈😈😈 No cóż... FAR AWAY to Raid w czystej postaci tylko mający mniej chemii ha ha ha. Poza tym w tych perfumach można wyczuć zapach kurzu, kredek świecowych podobnie jak w perfumach Givenchy oraz zapach starych kartek książek. Ale przejdźmy najlepiej teraz do nut zapachowych owego delikwenta.


Nuty Głowy: brzoskwinia, karo karoundé, kokos, pomarańcza, ylang-ylang

Nuty Serca: fiołek, frezja, gardenia, jaśmin, osmanthus, róża

Nuty Podstawy: bursztyn, drzewo sandałowe, piżmo, wanilia


Jak widzicie złożenie perfum jest dosyć obfite. Nie lubię jaśminu, gardenii i brzoskwini w perfumach, ponieważ NIE LUBIĘ. Nie wiem czemu, ale dla mnie brzoskwinia w perfumach pachnie zbyt ciężko i ulepnie, zaś jaśminu nie lubię ot tak, tak samo jak gardenii, która nadaje zbyt przestarzałego aromatu perfumom. Jeśli nie macie pojęcia czym jest Karo Karoundé to już Wam wyjaśniam. To kwiat rosnący na Mali (Mali nie Bali).

Dla mnie FAR AWAY to zapach z gatunku RETRO, co niestety nie do końca mi się podoba, bo ta woda perfumowana jest zdecydowanie za bardzo babcina, staroświecka, staromodna, ciężka, wręcz "zakurzona". Ten zapach jest po prostu śmierdzący. Mając go na sobie czułam się jakbym śmierdziała. Po prostu NIE, i jeszcze raz NIE.

FAR AWAY dostępny jest w różnych pojemnościach, ale maksymalną jego pojemnością jest 50 ml, która właśnie posiadam. Niestety zapach jest straszny, ale za to flakonik uroczy, po prostu atrakcyjny, choć dla niektórych może być kiczowaty przez swój plastikowy korek. Cena owego śmierdziuszka to raptem 34 złote. Także można jeszcze przeboleć jego brzydki zapach, niemniej mający grono fanów. Ten zapach albo się kocha, albo nienawidzi. Nie ma nic pomiędzy. Mam sporawą kolekcję perfum, ale nigdy nie spotkałam aż takiego perfumeryjnego śmierdziela. Nie wyobrażam sobie abym mogła go dłużej testować. Nie dałabym rady, ani moje otoczenie.

Nie mam pojęcia jak FAR AWAY działa na insekty, ale wierzcie mi, że pachnie jak RAID. Wypisz, wymaluj, poczuj RAID!!!

Nie tknę już nigdy więcej tych perfum, ale plus jest taki, że będą genialnym upiększaczem mojej kolekcji perfum, która się rozrasta i mam nadzieję, że kiedyś dobiję SETKI. Chyba, że znajdę perfumy idealne, dzięki którym nie będę miała ochoty testować kolejnych zapachów.


Jeśli macie ochotę właśnie na FAR AWAY to kupcie, bo nie zbankrutujecie, gdyż są to tanie perfumy, ale pamiętajcie o mojej recenzji. Może być śmierdząco!!! 😈😈😈😈😈😈



Buziaczki 👄👄👄👄👄👄👄.

czwartek, 12 września 2019

Niby jestem, a niby mnie nie ma...

Dzień dobry, o jakże przyzwoitej porze jak na mnie. Wczoraj poczułam się lepiej, aby po południu poczuć się gorzej. Zostałam tak maksymalnie wkurwiona, że sobie nawet nie wyobrażacie. I jak zawsze ktoś kto nie powinien wtrącać się do życia innych ludzi to właśnie się wtrącił. Tak się zdenerwowałam i zestresowałam, że do piątej rano nie mogłam usnąć. Po godzinie obudziłam się oblana zimnym potem i zrobiło mi się tak bardzo niedobrze - NERWY. Obudziłam nawet mamę, bo naprawdę poczułam się jakbym umierała, ale to wszystko STRES STRES STRES. Istny koszmar!

Moja mama mówi, że za szybko przechwaliłam ten rok i być może ma rację. Za długo było dobrze, to wszystko się spierdoliło. Może to przemęczenie umysłu i dlatego? Wszystko to jedno wielkie może. Ale fakt faktem mam dosyć, bo już nie mam siły, ale mniejsza z tym. Każdy musi kiedyś umrzeć. Jeden za młodu, drugi na starość. Taka jest kolej życia. Niby jestem, a niby mnie nie ma... Czuję się jakby mnie wcale nie było i jakbym oglądała jakiś kiepski film klasy B. Szczerze? Nie podoba mi się to co czuję.


Nie wiem dlaczego tak nagle uleciała ze mnie cała radość życia i entuzjazm, który zawsze miałam. Nienawidzę września, tej depresyjnej aury, sąsiadów, którzy mi hałasują z rana głośną muzyką. Nienawidzę. Nienawidzę to słowo klucz! Czuję się słaba, kurewsko narzekam i nic mi się nie chce. Nie mam ochoty pisać takich smutnych postów, bo zawsze byłam pozytywnie nastawiona, ale czuję się źle, wierzcie mi, że bardzo słabo emocjonalnie. Na nic nie mam ochoty. Zjadłam śniadanie po 16h niejedzenia i powinnam wziąć kąpiel i wyjść do sklepu po chleb. I muszę to zrobić, choć nawet na to nie mam odrobiny siły, bo nie widzę sensu. Ale ogarnę się i to zrobię, mimo że nie mam na nic ochoty. Nawet irytuje mnie ten post, ten nastrój, ta pierdolona melancholia. Może mam depresję? Ale tak nagle? W 2 tygodnie i depresja? Już sama nie wiem co myśleć. Piszę tylko dlatego, że to uwielbiam i Wy również lubicie. A nie chcę zostawiać Was na dłuższy czas bez wpisów na blogu. Myślę, że wielu z Was dostrzega, że w życiu są dobre i złe dni i nawet osoby publiczne mniej lub bardziej publiczne mogą mieć wiele problemów.


No nic, dość tego biadolenia. Idę wziąć gorącą kąpiel (tym razem bez bąbelków, bo nie mam nastroju) i pójdę do sklepu. A wierzcie mi, że nie chce mi się jak cholera ruszać tyłka za odległość dalszą niż moje łóżko i mój koc.

Miłego dnia Wam życzę.
Tymczasem.

środa, 11 września 2019

Zapach pachnący buntem czyli Avon Far Away REBEL

Te perfumy, mimo iż są tanie (za 50 ml wody perfumowanej zapłaciłam jedynie 39 złotych) były moim marzeniem na Wish Liście. Uwielbiam czarną porzeczkę w zapachach, więc te perfumy były moim must have na liście zakupów. Dodatkowo są, jak widzicie na załączonym obrazku w fioletowym flakonie co dla mnie jest dużym plusem, ponieważ uwielbiam fioletowe szkło. Fiolet też rzecz jasna! 😈 Czy Far Away REBEL od Avon to zapach buntu? W tym poście się tego dowiecie. Zapraszam do bardzo pachnącej lektury.

Na początku przestawię Wam nuty zapachowe. Ale zanim to chciałabym powiedzieć, że troszkę się oszukałam, ponieważ kompozycję nut oglądałam na NOTINO, gdzie zawsze zamawiam perfumy. Tam w nutach zapachowych wymieniona była czarna porzeczka, karmel i bita śmietana, a fakty są troszkę inne. I teraz czas na konkrety.


Nuty głowy: likier porzeczkowy, czerwone owoce, śliwka

Nuty serca: kwiat pomarańczy, konwalia, jaśmin Sambac

Nuty bazy: paczuli, słony karmel z czekoladą, bursztyn


Powiem Wam, że REBEL faktycznie pachnie likierem porzeczkowym, a nie czarnymi porzeczkami jak Amethyst od Lalique. Śliwkę także wyczuwam, ale nie jest narzucająca. Czerwonych owoców nie czuję. Kwiat pomarańczy delikatnie się ujawnia, konwalii niestety BRAK, za to jaśmin jest tutaj barrrrrdzo wyczuwalny - czego nie lubię, bo wiecie że nienawidzę zapachu jaśminu. Nie wiedziałam, że w tych perfumach będzie słony karmel, ale jest i nie do końca jestem z tego faktu zadowolona. Całość jest przyjemna, kobieca, owocowa, słodka. Nawet bardzo słodka na samym początku. I najzabawniejsze w tym zapachu jest to, że nie ma w nim bitej śmietany, a ją czuć. Serio, CZUĆ!!! ❤❤❤❤❤❤❤ Zapach REBEL ogólnie jest naprawdę ładnym zapachem i zakup jego nie był stratą pieniędzy co oczywiście mnie cieszy, bo nie lubię marnować pieniędzy. Ten zapach poleciłabym młodym kobietom i nastolatkom. Nie jest to zapach odkrywczy ale za to jest bardzo przyjemnym zapachem. Nawet jest zmysłowy, że tak to ujmę. Flakon ładny, korek troszkę słaby, ale wybaczam mu to. Cena jak najbardziej dobra. Polecam miłośniczkom słodkich ulepków ❤👍 Jest to zapach idealny na jesień, która nadchodzi wielkimi krokami. Polecam!

Warto wypróbować, choć tak jak napisałam, nie jest to zapach odkrywczy, bo taką woń gdzieś już czułam. Bardzo chciałabym aby REBEL zrecenzowała Kinga (ta dziewczyna z tatuażem z moich postów) , ponieważ również jest posiadaczką tej wody perfumowanej, a dodatkowo założyła bloga, na którym mogłaby zrecenzować właśnie ten zapach, abyście mieli porównanie ha ha ha 😈😈😈 Myślę, że WYZNANIA WYDZIARANEJ - bo taka jest nazwa jej bloga, będą hitem, ponieważ Kinga po pierwsze pisze lepiej niż ja gdyż w jej tekstach jest większa poprawność gramatyczna - co widzę, ma dobry pomysł, lekkie pióro - o czym nie wiedziałam!!! i zna życie, a to wystarczy aby stworzyć naprawdę poczytnego bloga. Czego jej życzę i oczywiście zapraszam Was na jej stronę, która jeszcze raczkuje, ale wiem, że będzie dobrze. A teraz podlinkuję Wam Wyznania Wydziaranej!

https://wyznania-wydziaranej.blogspot.com/


Mam nadzieję, że dzisiejszy post Wam się podobał, szczególnie damskiemu gronu. Niedawno pojawiła się recenzja perfum, a już dziś przyszłam do Was z nową. Ale to dlatego, że mam 5 flakonów perfum do testowania, które niestety sama musiałam kupić ha ha ha. Nie zawsze życie blogera jest dobre, ale ogólnie jest i tego nie ukrywam. Pisanie bloga daje olbrzymią satysfakcję, możliwości i uczy systematyczności. Już nawet nie czuję, że rymuję. Ha ha ha ❤

Trzymajcie się ciepło!

Dzięki temu, że czuję się lepiej mogłam napisać dzisiejszy post. Uwielbiam perfumy i jest to moje hobby, które niestety jest drogą pasją, ale perfumy wybrały mnie, więc musiałam ulec tej pokusie.

Trzymajcie się i wierzcie w lepszy czas, bo naprawdę może być lepiej.


Buziaczki 👄👄👄.

wtorek, 10 września 2019

Chciałam kupić szczęście. Ale chyba wykupili...

Dzień dobry! Gdyby ktoś był ciekawy, to TAK! jeszcze żyję ha ha ha 😈 Aczkolwiek nawet ta urocza sukienka straciła kolory. Nie jestem nadal w nastroju do jedzenia, życia, imprezowania, życia, picia, życia , Życia ... a to już mówiłam 😈😈😈. Jak ja nie mam nastroju i chęci do życia to znaczy, że jest źle, bo kto jak kto ale ja uwielbiałam żyć, podziwiać ten świat i rozkoszować się jego przyjemnościami. Może w moim nastroju też jest sens, choć póki co go nie odnajduje.

Leżę pod grubym kocem, słucham głośno Enya (tak napiszę, bo szczerze... nie wiem jak odmienić) i myślę co by tu dzisiaj zrobić. Ale doszłam do jakże konstruktywnych wniosków, że PO CO? JAK I TAK WSZYSCY UMRZEMY! 😈😈

Oglądałam nawet dzisiaj ubrania i chciałam sobie coś kupić (chciałam kupić szczęście ale chyba wykupili). Przeglądałam płaszcze jesienne, botki na obcasie, futrzaste paniusiowe szaliki na Allegro i sukienki czarne w gwiazdy. Nic nie kupiłam. Za mało było czarnych odcieni. Po godzinie buszowania od niechcenia rzecz jasna w tych wirtualnych szmatach uznałam, że nie ma nic godnego uwagi, więc nacisnęłam ten krzyżyk... tak ten na górze po prawo i wyszłam. Bynajmniej nie z siebie - póki co. A wracając do mojego nastroju zapytałam się jednego kumpla czemu tak cierpię i się tak czuję. Wiecie co odpowiedział?



"Bo Ty tak lubisz."



Fakt lubię czarny humor, czarne komedie i melancholię. Ale wtedy przeżywam głębokie, pozytywne emocje, a teraz jestem kurewski Weltschmerz. A na domiar wszystkiego słucham jakiegoś skrzypcowego Lamentu na YouTube. Uwielbiam muzykę poważną, ale dzisiaj brak mi tylko sznura ha ha ha.



Jakie plany na dzisiaj?
Za moment ruszę swoje zacne dupsko w kierunku kuchni, bo wypadałoby coś skonsumować, gdyż od śniadania nic nie jadłam. Popiję to wszystko Colą Zero aby bardziej się pobudzić i mój Weltschmerz  do działania, połknę lek na odwodnienie, bo w końcu mnie ta woda zaleje. Choć wcale nie to jest taki zły pomysł moi Drodzy 😈. Później obejrzę film, najlepiej horror aby jeszcze bardziej upaść duchowo. TAK, to jest plan!


"Najśmieszniejsze" w tym wszystkim jest to, że jeszcze dwa tygodnie temu chciałam wynajmować loft i w ogóle. Ale doszłam do wniosków, że to nie ma sensu. Bo w sumie mogę żyć 5 lat, może 20, albo 50 przy lepszych lotach. Jeden z Was powiedział mi, że powinnam się napić, a najlepiej z nim. Nie wiem czy zwykłe piwo by pomogło...<myśli>. Trzymajcie się.


Tymczasem.


poniedziałek, 9 września 2019

Lepiej nie będzie.

Dobry wieczór Wszystkim obecnym dzisiaj 😇 Ostatnio bardzo dużo Was przybyło na blogu co mnie szalenie cieszy. I w tym miejscu chciałabym Wam podziękować z całego mojego serca, że jesteście ze mną dzieląc moje radości ale i troski. Bardzo to doceniam. Wiem, że mnóstwo z Was odnosi sukcesy, z którymi się ze mną dzieli. Niemniej sporo osób przeżywa osobiste tragedie, o których mi opowiada. Trzymam za każdego z Was kciuki i przesyłam Wam mnóstwo wsparcia prostu z mojego serca. Niech Wam się szczęści ❤❤❤✊. U mnie obecnie jest kiepsko i nie ukrywam tego, że jestem przygnębiona, smutna i jest mi po prostu bardzo źle. Mam nadzieję, że to minie i poczuję się lepiej. Kiedy jestem w złej formie mentalnej nie jestem wstanie pisać pozytywnych tekstów, bo po prostu musiałabym zmyślać i tworzyć historie z bajecznie piękną i podkoloryzowaną fabułą, a tego nikt nie chce. Każdy człowiek musi zdać sobie sprawę, że są dni lepsze ale i gorsze. Musimy nauczyć się żyć tak aby móc funkcjonować każdego dnia, a nie tylko wtedy kiedy świeci słońce. To trudna sztuka ale jest jak najbardziej możliwą do osiągnięcia przez nas samych.

Lepiej nie będzie. Póki co!

Poczułam się lepiej jak obejrzałam Kac Vegas 3, które działa na mnie jak zajebisty antydepresant. Bardzo polecam 3 części tej amerykańskiej komedii, bo naprawdę pomaga na głębokiego doła. Dwie godziny mogłam się względnie zrelaksować. Później obejrzałam moją ulubioną komedię romantyczną - Listy do Julii i oczywiście się wzruszyłam.

PS. Jak widzicie na załączonym obrazku mam straszne worki pod oczami ale to ze smutku, przygnębienia i płaczu...

Powiem Wam, że popełniłam błąd, bo chciałam wszystko szybko załatwić. Chciałam wszystko przyśpieszyć, "biegłam" jak szalona do celu, aż przewróciłam się i uderzyłam głową. W tym roku astrologia mówiła wyraźnie, że mam niczego nie przyśpieszać, bo poważnie się rozchoruję. Miałam klapki na oczach i widziałam tylko cel, CZAS CZAS CZAS. Aż w końcu musiałam zmienić swoje plany, bo nie dałabym rady. Nie boję przyznać się przed sobą do porażki jaką poniosłam, ale muszę odpocząć szczególnie psychicznie. Nikt takiego tempa by na dłuższą metę nie wytrzymał, jakie ja sobie narzuciłam. To jedno wielkie szaleństwo i może kiedyś Wam opowiem dokładniej, ale to za dużo aby pisać, bo nie skończyłabym do jutra. Wszak muszę odpocząć. Może gdybym zmęczyła się fizycznie byłoby lepiej, ale ja jestem zużyta psychicznie maksymalnie i nie mam już po prostu siły. Mam nadzieję, że za pewien czas mi się poprawi i dojdę do siebie. Jeszcze ta aura mnie irytuje. Jestem meteopatą więc dotkliwie odczuwam wszystkie zmiany atmosferyczne. Trzymajcie kciuki, proszę Was 👄💕😇💞.

Wszystkim Wam przesyłam buziaki i uściski oraz szczątki pozytywnej energii, która doszczętnie ze mnie przez ostatnie 8 dni uleciała. Mam nadzieję, że chociaż Wy czujecie się dobrze i jesteście pełni energii i siły do działania. Mnie tego teraz bardzo brakuje. Ba! wszystkiego mi teraz brakuje.


Proszę, choć trochę szczęścia.*




Tymczasem.

niedziela, 8 września 2019

Aleksandra po drugiej stronie lustra...

Nie wiem co mi się stało, ale jestem od tygodnia załamana tak bardzo, że chciałabym aby moje cierpienie dobiegło końca. Wiem, że muzycy, pisarze, poeci, aktorzy, po prostu ludzie zajmujący się sztuką cierpią na Weltschmerz ale... TO BOLI. Czuję się jakbym obserwowała siebie obok albo przez lustro weneckie. Wy moi Czytelnicy od lat wiecie, że okresowo cierpię na ten cholerny Weltschmerz, który 3 tygodnie w roku wyciąga mi duszę w kierunku piekła. Mało kto umie to zrozumieć, bo to bardzo absurdalne uczucie ale ono istnieje. Przynajmniej w moim umyśle.

Mówi się, że cierpienie uszlachetnia, ale powiem Wam, że jest to najgorsze kłamstwo jakie ktoś wymyślił. O wiele piękniejsze rzeczy tworzymy kiedy jesteśmy szczęśliwi i kochani. Kiedy wiemy, że dla kogoś jesteśmy wszystkim. Najgorzej jest wtedy kiedy tracimy sens życia, sens naszej pasji, sens nas samych. Żyjemy... jedni krócej drudzy dłużej a potem umieramy. Po co więc żyjemy, skoro i tak umrzemy? Jaki jest w tym wszystkim sens?
Wyobraźcie sobie, że piszę 10 lat tego bloga dla mnie i dla Was a potem z dnia na dzień umieram. I co wtedy? Kto Wam by powiedział, że nie żyję, że mnie nie ma? Co byście pomyśleli, że zniknęłam ot tak, czy że coś mi się stało? Mam nadzieję, że wiecie, iż nigdy nie porzuciłabym Myśli Kobiety Wyzwolonej bez powiadomienia Was o tym. Jeśli zniknęłabym ot tak i nie dawała znaku życia znaczyłoby to tylko tyle, że coś mi się stało, albo że nie żyję. Nie wiem czemu o tym piszę, ale mam taki zjebany nastrój, że nie chce mi się stać z łóżka. Tak bardzo na koniec sierpnia się cieszyłam, że wszystko załatwiłam, że moje zdrowie fizyczne jest dobre. Tak bardzo się cieszyłam!

Powiem Wam moi Drodzy, że człowiek w cierpieniu jest samotny i lepiej, że tak jest, bo ja należę do osób, które nie lubią obarczać swoimi problemami innych ludzi. Wolę to przetrawić sama ze sobą. Słucham sobie teraz niemieckich szlagierów dla dzieci o białych króliczkach, ale to nie pomaga. Jeśli to nie pomaga to znaczy, że jest źle. Większość osób powie mi NIE MARTW SIĘ, NIE PRZEJMUJ, ZAJMIJ SIĘ CZYMŚ. Jasne, gdybym martwiła się złamanym tipsem czy egzaminem na prawo jazdy to mogę sobie iść do kina na komedię wcinając słony popcorn, ale jeśli myśli przytłaczają a dusza "płonie" doprowadzając nas do cierpienia z niemożnością wstania z łóżka to raczej kurwa nie pomoże. Tak tylko nakreśliłam mój duchowy problem gdyby ktoś był ciekawy... ha ha (śmiech przez łzy).

Mam nadzieję, że to tylko burza hormonalna i, że wszystko wróci do normy za pewien czas. Byle nie za długi... Ja tak bardzo kocham życie, a tak bardzo muszę cierpieć czasem... Myślę, że moje samopoczucie w dużej mierze spowodowane jest napięciem w jakim ostatnio żyłam. Kuba miał rację, że zamiatanie problemów jest jak z wodospadem i tworzeniem tamy. Kiedy za dużo się nazbiera problemów, tama pęknie i cały wodospad (problem) nas zaleje. Pewnie jesteście ciekawi kim jest Kuba. Znamy się 7 lat, 7 lat wirtualnych. Nigdy się nie spotkaliśmy, ale od czasu do czasu rozmawiamy i on jako jedyny rozumie mój stan ducha, bo kiedyś był w tym szambie po uszy jak ja. Wytłumaczył mi problem, wskazał rozwiązanie. Ja muszę to zastosować. To tak jak z dietą. Trzeba trzymać się pewnych zasad aby uzyskać efekt.

Chciałabym Wam na koniec dzisiejszego postu powiedzieć, że życie jest piękne, ale cierpienie zamazuje całe piękno tego obrazu. Nie pozwólcie aby zamazał się całkowicie.


Tymczasem.

piątek, 6 września 2019

Lisi ogon (KOREK ANALNY)

Każdy kto uprawia i lubi seks wie, że coś takiego jak KOREK ANALNY istnieje. Są korki w rozmiarze S, w rozmiarze XXL, zakręcone, stopniowane, kolorowe, przezroczyste, metalowe, szklane czy z silikonu medycznego. Po prostu czego dusza, a raczej dupa zapragnie 😈. Niemniej mało kto wie, że istnieją korki analne z lisim, końskim lub króliczym ogonkiem. Jeśli nie wiedzieliście to dzisiaj już wiecie! 😈😈😈😈😈 Jestem ogromną fanką takiego gadżetu w seksie, więc stwierdziłam, że co jak co ale na Myślach Kobiety Wyzwolonej musi pojawić się taki post. Dodatkowo w jednym z moim postów zobaczyliście mój lisi ogonek analny i byliście bardzo ciekawi wszystkiego na ten temat. Dlatego dzisiaj przychodzę do Was właśnie z takim EROpostem.

Aby przybliżyć Wam wygląd takiego korka analnego dodaję właśnie to zdjęcie wypożyczone z sieci. Korek analny z ogonem to nic innego jak zwykły korek analny z doklejonym/doczepionym ogonem (futerkiem). Myślę, że super sprawą byłoby samodzielne zrobienie takiego gadżetu, ponieważ możemy wybrać idealną długość oraz kolor futerka, które chcemy przymocować do korka. Na pewno kiedyś spróbuję sama zrobić taki korek analny, ponieważ ten rodzaj akcesorium erotycznego jest dla mnie tym czego całe życie szukałam ❤

A oto i on! Mój pierwszy OGONEK ANALNY. Długo go poszukiwałam, ponieważ nie chciałam mieć w klasycznym kolorze typu: brązowy, brązowo-szaro-czarny czy rudy. Chciałam w kolorze moich włosów czyli w blond, ale niestety nie znalazłam. Chciałabym aby ogon analny dopasowany był do koloru moich włosów. Kupiłam fioletowy a dokładnie liliowy ogonek, a jestem blondynką. Wiecie już co mi chodzi po głowie? 😈 Niebawem po raz kolejny rozjaśniam moje włosy, ponieważ tworzy mi się już naturalne odrostowe ombre, więc chcę znowu być całkiem blond. A za jakiś czas będę dążyła do uzyskania liliowych włosów, tudzież fioletowych. Mam nadzieję, że efekt jaki uzyskam będzie satysfakcjonujący dla mnie.

Tak wygląda mój obecny kolor włosów. Zobaczymy co się z nimi stanie za niedługo. Jeszcze chwilkę będę blondynką a potem Maassen o liliowych włosach. Co myślicie? Będzie fajnie?

Mój koreczek jest korkiem metalowym, który szybko łapie ciepło ciała. Jest w rozmiarze S. Polecałabym go dla osób, które nigdy nie miały styczności z seksem analnym oraz z innymi zabawkami analnymi. Korek jest naprawdę niewielkiego rozmiaru, więc nie musicie obawiać się bólu.

Mój liliowy korek analny z ogonem zakupiłam na Allegro. Był to mój pierwszy zakup z tej strony! Serio! 👀 Jeśli zastanawiacie się w jakiej cenie są ogony analne to tutaj mam złą wiadomość. Ogonki są dosyć drogie ale możecie znaleźć też tanie o ile dobrze poszukacie w sieci. Niemniej musicie sobie zdać z tego sprawę, że cena idzie w górę wraz z jakością, więc nie polecam oszczędzania pieniędzy na tym gadżecie, ponieważ co tu dużo mówić - będziecie go wkładać w tyłek, a to miejsce jest bardzo wrażliwe i delikatne. Ceny lepszych ogonów wahają się od 50 do 130 złotych. Ja za moje fioletowe cudo zapłaciłam 70 złotówek. I powiem Wam, że uważam iż zapłaciłam naprawdę niewiele, ponieważ kupić korek z ogonem w jakimś wystrzałowym kolorze graniczy z cudem. Choć jak to się mówi - Szukajcie a znajdziecie.

Powiem Wam, że od dzieciństwa uwielbiam anime, więc nie dziwi mnie to, że w dorosłym życiu zainteresowałam się ogonami analnymi, które bardzo często goszczą w japońskich filmach animowanych. Jako dziecko nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale dzisiaj już wiem, że przemysł anime jest przemysłem niekiedy bardzo erotycznych filmów. Ogonki analne są dla mnie bardzo urocze, dziewczęce i seksowne. Dla niektórych to dewiacja dla mnie jest to zdecydowanie fetysz.

Nigdy w życiu nie kupiłabym korka analnego z końskim ogonem, ponieważ koński ogon kojarzy mi się strasznie wulgarnie plus powiewa zoofilią, która dla mnie jest największym zboczeniem tak samo jak pedofilia czy koprofilia. Na pewno zakupię jeszcze króliczy ogonek analny ale to wtedy kiedy schudnę, ponieważ ogon królika zdecydowanie lepiej będzie wyglądał w szczuplejszym tyłku. Wiem co mówię moi Drodzy! 😈😈😈

Na Myślach Kobiety Wyzwolonej na pewno jeszcze nie raz pojawi się temat ogonów analnych, ponieważ podoba mi się to tak samo jak stopy. Poza tym jest bardzo niewiele informacji w sieci o tym fetyszu a szkoda, bo jest bardzo uroczy i w ogóle nie posiada w sobie wulgarności. SOOOO CUTE! ❤❤❤❤❤❤❤

Czas zmienić windę, ponieważ moja szaro-srebrna już Was znudziła, więc specjalnie dla Was jadę na 10 piętro i przesiadam się do windy, która podlega do pierwszej klatki. Tak, jestem szalona! ale czego nie robi się dla swoich Czytelników ❤. Jak już zauważyliście od dawna lubię motywy zwierzęce, ponieważ natura jest mi bliska i całe życie będę powtarzała, że to my ją niszczymy, ponieważ jej nie szanujemy szukając dla siebie dóbr, a zapominając o naszej planecie. Panterka nie ma dobrej prasy, ale noszona odpowiednia jest zjadliwa. Wszystko jest kwestią stylizacji, pamiętajcie o tym.


Mam nadzieję, że dzisiejszy post bardzo Wam się spodobał. Mnóstwo z Was czekało na EROpost na moim blogu, więc w końcu się doczekaliście. Wielu z moich Czytelników było zainteresowanych moim zakupem, więc dzisiaj dowiedzieliście się wszystkiego na temat mojego liliowego ogona. Jeśli chodzi o moje włosy to zakupiłam dwie płukanki do włosów - różową i fioletową, więc będzie duże testowanie. Zdecydowałam się na płukanki a nie farbę, ponieważ nie wiem czy kolor będzie mi się podobał, a wiadomym jest to, że płukanka utrzymuje się przez kilka myć. Mam nadzieję, że dalej będziecie śledzić moje losy i moich włosów ha ha ha 😇


Trzymajcie się cieplutko moi Kochani i życzę Wam cudownego piątku. Odpocznijcie sobie albo poimprezujcie! Ja niestety będę czekała na mechanika, ponieważ zepsułam kran i nadal nie działa. Ale nie ważne, taka śmieszna sprawa, że aż z bezsilności zaczęłam płakać i śmiać się...


Trzymajcie się 😇 Przysyłam Wam tysiące buziaków i przytulasów 👄👄👄✋.

czwartek, 5 września 2019

Kiedy sen nie przychodzi...

Bezsenność bywa wspaniałym czasem o ile idzie za nią produktywność, twórczość, dobre przemyślenia. Niestety insomnia ma też swoją drugą stronę, tę bardziej mroczną, przerażającą, mrożącą krew w żyłach. Bywa tak, że my dzieci nocy (nieśpiące dusze) nie śpiąc zadręczamy się wszystkimi sprawami, które kiedyś dogłębnie nas wyniszczyły. Myślę, że nie da się tego do końca zlikwidować, zamazań czy "zetrzeć" z naszego umysły. Możemy jedynie nie skupiać się na myśli, która nas zadręcza. Musimy nauczyć sobie odpuszczać. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić, ale jest to jak najbardziej możliwe.

Dzisiejszej nocy czuję się lepiej i chyba zasnę jak zabita. W sumie po takiej ilości Cosmopolitana to nawet chłop 2-metrowy padłby i spał do południa. (...)
Zamyśliłam się, to znak, że czas na sen...

Kiedy sen nie przychodzi... nie zmuszaj się do snu tylko zrób coś, aż w końcu Morfeusz zaprosi Cię do siebie do łóżka. I wtedy? Wtedy skorzystać i ŚPIJ 😈.


Tymczasem.

środa, 4 września 2019

Wrzesień przywitał mnie stresem :(

Dobry wieczór! Cały (choć jeszcze się nie skończył) 2019 rok jest dla mnie naprawdę dobrym czasem, niemniej aby tradycji stało się zadość coś musiało się popsuć. Od trzech dni jestem zestresowana do tego stopnia, że znowu powróciła bezsenność. Mam nadzieję, że szybko się ogarnę i poczuję się lepiej. Dodatkowo coś mnie chyba rozbiera... zawsze mam tak, że gdy żyję w stresie spada mi odporność i łapię infekcje. W sumie to nic dziwnego, prawda?

W moim 26-letnim życiu doszłam do tego, że nie warto nikomu mówić o tym co dzieje się z naszym stanem psychicznym, ponieważ mało kto rozumie. Zazwyczaj ludzie rzucają na odczepnego: NIE MARTW SIĘ, NIE PRZEJMUJ, SPOKOJNIE, DASZ RADĘ, CO TY WIESZ O ŻYCIU, ALE GŁUPOTY CI W GŁOWIE. Ludzie nie mają pojęcia czym jest Weltschmerz. I wierzcie mi lub nie, ale kiedy dusza boli, nasza fizyczność sprawia problemy.

Mam nadzieję, że jak szybko moje złe samopoczucie się pojawiło tak szybko się zakończy, ponieważ nie wyobrażam sobie być pod takim napięciem miesiąc, ba! nawet tydzień byłby trudny. Myślę, że mój obecny zły stan psychiczny spowodowany jest tym, że ostatnio chciałam wszystko za szybko, żyłam zbyt intensywnie, goniłam życie jakby miało mi uciec. Przeforsowałam swój organizm i głowa odmówiła posłuszeństwa. Jeszcze tak mnie głowa boli, że za moment oszaleję. Na szczęście w pobliżu "uśmiecha się" do mnie Apap Extra, który sobie za moment połknę. Dla większej ulgi zażyję Hydro i odpłynę w krainę Morfeusza. Tak zrobię, bo jestem strasznie zmęczona mentalnie. Poza tym muszę przystopować z wieloma sprawami i na jakiś czas odpuścić. Jak się wyśpię to poszukam sobie dobrego masażysty, ponieważ potrzebuję relaksu. Za dużo miałam spraw na głowie, za dużo stresu i wszystko się nawarstwiło tworząc bombę w mojej głowie.

Na koniec chcę Wam powiedzieć, że sztuką w życiu jest nauczenie się odpuszczania sobie. Ludzie mogą nam odpuszczać, ale nic to nie pomoże jeśli sami sobie nie odpuścimy i nie wybaczymy. Przemyślcie to i zastanówcie się czy szanujecie swoje organizmy.


Tymczasem ślę gorące pozdrowienia i przesyłam oceany buziaków dla Wszystkich tutaj obecnych!

niedziela, 1 września 2019

26 lat minęło...

Dobry wieczór! Wczoraj były moje 26 urodziny. Spędziłam je w bardzo kameralnych gronie, z czego się cieszę, ponieważ tak właśnie sobie je wyobrażałam. Nie chciałam wielkiej imprezy tylko miłą, rodzinną atmosferę. I udało mi się ❤. Wypiliśmy czerwonego (niestety różowego wykupili - BO JEST NAJSMACZNIEJSZY) szampana i zjedliśmy pyszny tort z bezą i malinami.

W urodziny miałam wybrać się z mamą i bratem do kina, ale Wojtek pracował, więc przełożyliśmy to na kiedy indziej. Moja chrzestna także nie przyszła, niemniej zaprosiła mnie na piątek do kina. Także szykują się dwa seansy filmowe ❤.


W tym dniu nie miałam jakiś niesamowitych przemyśleń. Racze to był dzień jak co dzień. Moje 26 urodziny były spokojne przy jednym szampanie i małym torcie. I tak właśnie chciałam. Obejrzałam podczas urodzin najnowszą wersję Dirty Dancing, która była niezła ale nie ma co się oszukiwać... nic nie przebije Dirty Dancing z Patrickiem Swayze. NIC!


We wrześniu będę starała pisać się dla mnie i dla Was codziennie, ponieważ ostatnio mam problem z regularnością postów, ale spokojnie - naprawimy to ha ha ha.


Buziaczki 👄👄👄.