piątek, 31 sierpnia 2018

25 lat minęło...

Dzisiaj skończyłam 25 lat i nie czuję się jakoś specjalnie młodo, wybitnie staro też nie, dojrzale? nie wiem, spełniona? nie, szczęśliwa? czasami. Zawsze robię takie małe podsumowanie po swoich urodzinach. Tegoroczne urodziny były bo żyję do dzisiaj, ale imprezy nie było, tortu też nie miałam, bo w sumie nie mam jakiś wielkich osiągnięć w tym roku, więc po co świętować? Prawda? Życzenia złożyli mi Ci, których lubię, kocham i szanuję. Niemniej trochę inaczej sobie ten dzień wyobrażałam. Wiele osób po prostu olało i zlekceważyło moje urodziny, choć bardziej moją osobę. Nie czuję się z tego powodu jakoś źle. Jest mi oczywiście przykro, ale też jestem zadowolona z tego powodu, iż widzę teraz kto dobrze mi życzy.

Zdjęcie iście urodzinowe, choć humor bardzo melancholijny.

Po dzisiejszych urodzinach jestem bardziej świadoma tego kto i po co mnie otacza. Moje dzisiejsze wnioski są dla mnie bardzo przytłaczające, bo osób dobrze życzących mi jest naprawdę niewiele, ale to mi w zupełności wystarcza. Z chrzestnym nie mam już kontaktu, ponieważ wyrzucił mnie ze znajomych z Facebooka za to, że poszłam na Sylwestra do jego bogatego brata. Nie mógł znieść tego, więc uznał, że należy mnie jak najszybciej wywalić ze znajomych tak jak robią to niedojrzali gimnazjaliści. Chrzestna uznała, że krzywdzę ludzi i stwierdziła, że już nigdy nie przyjdzie do mnie na imieniny i urodziny. Brawo dla kolejnej niedojrzałej osoby. Być może skrzywdziłam wiele osób w moim życiu, ale nie robiłam tego perfidnie. Może wtedy kiedy walczyłam o swoje lub w obronie słabszego lub samej siebie. Przykre to, że niby najbliższe osoby pokazują pogardę. Smutniejsze jest to gdy własny brat nie składa życzeń urodzinowych siostrze, ponieważ woli mieć lepszy kontakt z chrzestną swojej tak bliskiej osoby jaką jest siostra. A jeszcze gorsze jest kiedy ojciec dzwoni po 25 latach po kilku głębszych i chce złożyć córce życzenia, której nigdy nie okazał chociaż najmniejszego uczucia. Czy jest mi dzisiaj smutno? Nie. Jestem rozczarowana ludźmi. BARDZO. Czy chciałabym aby ktoś mnie teraz przytulił? Wolałabym aby ktoś napił się ze mną Soplicy i powiedział mi, że jestem w chuj naiwna, za dobra dla ludzi i powinnam uderzyć się deską do krojenia pieczywa w głowę abym oprzytomniała. Dodatkowo po dzisiejszych moich snach mam przeczucie, że umrę młodo. Nie jestem gotowa na śmierć, ale czuję że nie dożyję długich lat. Ta wizja jest taka przerażająca. Mam złe przeczucia, bardzo złe. Nie wiem czy to przeczucia czy po prostu głęboka melancholia wytwarza mi złe obrazy w głowie. Często mi się śni niebo lub jakaś piękna kraina oraz moja śmierć. Często też we śnie słyszę bicie swojego serca. Przeraża mnie to gdyż mam tylko 25 lat. 

W końskim ogonie rzadko można mnie zobaczyć. Ale czasem się zdarza. Mój nastrój jest czarno-biały i nie, kłamię... jest mi bardzo smutno. Jestem zła na wszystkich(prawie) i na świat. Wczoraj nie poszłam do nefrologa, do którego czekałam na wizytę 8 miesięcy. Uznałam, że pójdę prywatnie bo może za pieniądze będą mili. Powiem Wam, że rzeczywistość jest kurewska. Nie zapłacisz to nie masz. Lubię być dobrze i przyjemnie przyjmowana przez lekarzy, więc wolę płacić. Być może moje nerki są na wykończeniu, ponieważ mój poziom reniny jest 500% większy niż norma, ale w najbliższym czasie się tego nie dowiem. Powiem Wam, że jestem bliska tego aby się po prostu poddać i nie starać. Jestem zniechęcona, bo znowu się starałam i chuj. W życiu nienawidzę uczucia obojętności i rozczarowania. To miał być taki cudowny czas! Normalnie mam ochotę spakować walizkę i wyjść i nie wracać. Kończę ten post, ponieważ większej melancholii przeze mnie pisanej nie czytaliście. Mam nadzieję, że Wasze ćwierćwiecza będą lepsze i pięknie spędzone. Trzymam za Was kciuki.


PS. Kiedyś to zrobię...przysięgam sobie.

Wasza Aleksandra



środa, 29 sierpnia 2018

Wiara czyni(podobno) cuda

Dobry wieczór o 1 w nocy ✋ Jak ja kocham takie późne godziny i nocne pisanie dla Was. Wtedy mój umysł dopiero pokazuje swoje największe możliwości intelektualne <Maassen powtarzasz się, oj dziecko powtarzasz się od 4 lat> 😈😈😈😈😈😈 No dobra powtarzam, ale dla nowych Czytelników warto się ten jeden raz więcej powtórzyć 😇😇😇 Dzisiaj porozmawiam z Wami o wierze. Nie tej w Boga ale o wierze w lepsze jutro. Wiara jakakolwiek jest dobrą sprawą, ponieważ pozwala człowiekowi trwać w tym co robi, w tym do czego dąży i wiele innych. Z wiarą jest trochę jak z nadzieją. Ludzie się z niej śmieją ale większość ją ma. Sztuka w tym aby z biegiem lat jej nie utracić. Nie zgadzam się też z tym, że nadzieja jest matką głupich a wiara to ludzka naiwność i słabość. Ktoś mi kiedyś powiedział, że ludzie mają potrzebę w coś wierzyć, a nawet dwie osoby mi to powiedziały. Też się z tym zgadzam. Niemniej nie o nadziei a o wierzę jest dzisiejszy post. Także zapraszam do kontynuowania dzisiejszej lektury.

Wielokrotnie wątpiłam i wierzyłam w różne rzeczy, ludzi, zdarzenia, przypadki. Dziś na przestrzeni lat w z Bogiem mam wątpliwą sytuację, w ludzi wierzę zbyt często, a w przypadki? Nie wierzyłam i nie wierzę. Wierzę, że wszystko jest po coś. Przypadek nie istnieje, chyba że w języku polskim 😊 Mój dziadek powtarza zawsze - Wiara czyni(podobno) cuda, jak na cynika przystało. Moja świętej pamięci babcia zawsze miała w sobie dużo nadziei i wiary. Mając raka nerki nie poddała się. Przeżyła, mimo że wszyscy lekarze(głupcy... nie wiem gdzie tej medycyny się uczyli) powtarzali jak jeden mąż, że nikt nie przeżywa mając raka nerki. Babcia zawsze śmiała się lekarzom w twarz i mówiła - "To niech pan doktór spojrzy w moją kartę". Potem zmagając się z cukrzycą, która jest chorobą lekceważoną przez społeczeństwo wiele straciła zdrowia, a przede wszystkim odporności. Na koniec walczyła z rakiem piersi. Nigdy się nie poddała. Miałam najlepszy kontakt z babcią. Widziałam jak łykała specjalnie przesłane z Ameryki pestki moreli, piła codziennie kurkumę i imbir, piła Herbalife, piła aloes, stosowała olej lniany, przykładała gorczycę na pierś, brała bardzo dużo lekarstw, modliła się i zawsze wierzyła, że wyjdzie z choroby. Nie umarła na raka piersi tylko na zatrzymanie krążenia. Drugie imię mam po niej - Krystyna i mimo, że to imię nigdy mi się nie podobało to uwielbiam je za wartość sentymentalną jaką dla mnie ma. Właśnie po babci mam odporność na niepowodzenia i porażki, siłę do walki, umiejętność adaptowania się w różnych środowiskach, brawurowy charakterek i upór. Można powiedzieć, że przyjaźniłam się z nią. Ba! miałam lepszy kontakt niż z mamą. Opowiadam Wam o tym abyście uwierzyli, że można zrobić wiele dla samego siebie będąc w trudnej sytuacji czy to zdrowotnej, materialnej czy osobistej. Wszystko można tylko należy walczyć i nie poddawać się w tym trudzie. Każdy chciałby łatwego i przyjemnego życia, ale nie każdy jego doświadcza. Niemniej można zawsze poprawić swoją sytuację, nawet tą tragiczną. Wierzcie mi na słowo, nie kłamię.

Czasem jak każdy człowiek załamuję się i myślę, że to wszystko nie ma sensu, że jestem beznadziejna i w ogóle. Załamuję się, ale zawsze robię to co dzieci WSTAJĘ. Wszystko nie ma sensu? Czasem nie ma, ale trzeba odnajdywać sens w życiu, bo ono jest najpiękniejszym co mamy. Jestem beznadziejna? Nie, to świat jest niedopasowany do mnie ha ha ha 😈😇 Kochani poznałam mnóstwo mężczyzn i kobiet jak na 24 lata(już niebawem będę stara oj<płacze>) i wiem, że głupota przez nich leje się jak deszcz w Puszczy Amazońskiej. Pewien ktoś powiedział mi, że - Jak się nie ma co się lubi, to się zapierdala aby to mieć. I taka jest prawda. Oczywiście można usiąść i zacząć pierdolić, że jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma, ale takim podejściem wiele w życiu nie osiągniemy. Oczywiście jeżeli interesuje nas albo inaczej, jeśli wystarcza nam przeciętność to możemy w taki sposób żyć, ale ja nigdy nie chciałam być przeciętna. W swoim życiu odniosłam wiele porażek i nadal zdarza mi się je odnosić, ale co robię? Nie poddaję się nigdy. Churchill zawsze krzyczał aby się nigdy, ale to nigdy nie poddawać.

Mimo, że w ostatnich tygodniach mam pod górkę, a nawet pod porządną sporą górę to wierzę, że moje marzenie się spełni i wszystko się wyklaruję. Naprawdę nadal wierzę w lojalność ludzką i nie tracę nadziei, ponieważ dla mnie słowo jest ważniejsze od pieniądza. Nadal zadziwia mnie fakt, że tak wiele osób daje słowo a nie wywiązuje się z obietnic. Ale może jestem nie dzisiejsza i tyle. Na koniec dzisiejszego postu chcę Wam powiedzieć abyście zawsze wierzyli w siebie obojętnie czy jesteście grubi, chudzi, biedni czy bogaci, brzydcy czy piękni. To są tylko pewne opakowania i przywary. Wartość człowieka poznajemy przede wszystkim po tym jak traktuje drugiego człowieka, jak o nim się wypowiada i co uważa za najwyższą wartość. Pisząc bloga chciałam dawać ludziom przede wszystkim nadzieję aby nie tracili wiary w to, że mogą. Chciałam dawać radość, ponieważ trudniej rozśmieszyć niż wzruszyć. Chciałam dawać przyjemność bo mam nie najgorsze opakowanie ha ha. Chciałam ludziom pokazać, że są dobre i złe dni, ale zawsze wszystko dzieje się po coś. Całe życie szukam sensu istnienia i coraz bardziej przekonuję się, że droga, którą wybrałam mając kilkanaście lat była moją drogą, do której powinnam wrócić. Tymczasem.

wtorek, 28 sierpnia 2018

Jakby ktoś strzelił w głowę i trafił nagle w płuco...

W życiu ludzkim niekiedy bywa tak, że ktoś krzywdzi nas tak, że czujemy się jakby ktoś strzelił w głowę i trafił nagle w płuco. Jesteśmy skrzywdzeni nie raz ale każdego dnia kiedy się budzimy. Jest to bardzo powolna śmierć naszego ducha. Fizycznie żyjemy choć wyglądamy z tygodnia na tydzień coraz gorzej, ponieważ nasze emocje cierpią. Zawsze jest tak, że problemy emocjonalne odbijają się po pewnym czasie na naszym wyglądzie. Oczy też nigdy nie kłamią, tak samo jak głos. Wystarczy być bacznym obserwatorem ludzi i życia, wtedy wie się co jest prawdą a co wielkim kłamstwem.


Wiele razy zostałam "postrzelona" w płuco. Bolało, dusiło, zabijało w każdej minucie, godzinie, tygodniu. Jak widać żyję, choć nadal moje płuca są postrzelone nie raz, nie dwa, więcej. Z biegiem lat siła wewnętrzna się opancerza i mało jaki pocisk jest w stanie uszkodzić nas na długi czas. Z czasem już strzały nie działają jak srebrne kule na współczesne wampiry. Złe doświadczenia hartują. Wiele osób zarzuca mi, że nie jestem romantyczna. Jakże oni się mylą. Sam mój blog przemawia w stronę literackiego romantyzmu czy też modernizmu. Bardzo często ludzie romantyzmu stawali się dekadentami. Skaleczona dusza naturalnie musi się uleczyć. Często poprzez nadużywanie życia(czyt. używki, przelotny seks, hulaszcze życie, hedonizm, alkohol, izolację). Wielokroć opowiadałam Wam jaką osobą byłam mając naście lat. Miałam mnóstwo różnych zasad, schematów, planów, byłam idealistką wierzącą w prawdę, moralność, piękno umysłu, dobro. Dzisiaj mogę powiedzieć jak Marilyn - POZNAŁAM WIELE ZASAD I WIEM, ŻE NIE BĘDĘ MIAŁA ŻADNYCH. Dziś wierzę tylko w piękno umysłu i szczęście. W dobro wierzyłam długo i pewnie nadal gdzieś głęboko w duszy w nie wierzę, ale sami wiecie jacy są ludzie... rozczarowujący, a rozczarowanie to negatywna emocja, bardzo bezwartościowa. A co do moralności. Jeden facet, który pojawił się nagle i wydawał się bratnią duszą(nadal uważam, że miał dobre intencje) powiedział mi, że moralność już dawno upadła i jej nie ma. Był facetem z trzema fakultetami, ale podobnie jak ja, miał złamaną duszę dlatego stał się kim się stał. Mało osób wie, że Ci wszyscy aroganccy faceci i wyrachowane kobiety byli idealistami szukającymi wielkiej miłości w życiu. Czy da się uratować ich duszę i powrócić nadzieję? Nie poznałam odpowiedzi na to pytanie, ale mam nadzieję, że kiedyś lepiej zgłębię tajemnice życia ludzkiego, bo to mnie zawsze fascynowało. A Wy jak myślicie?

Ja idę na 15 pospacerować i porozmawiać. 

PS. Samotność łączy tych, których środowisko rozdzieliło...

Tymczasem.

sobota, 25 sierpnia 2018

Jak żyć?

Od czasów nastoletnich szukałam odpowiedzi na  najbardziej popularne pytanie JAK ŻYĆ? Czytałam książki filozoficzne, psychologiczne, Internet, rozmawiałam w sieci z ludźmi, którzy coś osiągnęli na drodze rozwoju osobistego licząc, że dostanę odpowiedź. Niestety tak to do końca nie działa. Należy samemu znaleźć złoty środek na szczęśliwe życie. To naprawdę jest możliwe. Te wszystkie pomoce, które wyżej Wam wypisałam są dobre, ale nikt za Was nie zacznie dobrze żyć. Pamiętajcie też, że dobrze żyć to życie w zgodzie z samym sobą. Każdy inaczej przyjmuje dobro i każdy ma inne priorytety. Dzisiaj nie powiem Wam - Pani X żyj tak, a Panie M żyj inaczej. Dziś powiem Wam co może Wam pomóc i jak należałoby myśleć, aby było lepiej niż jest. Czy jestem geniuszem i żyję idealnie? NIE! ale staram się i do końca życia należy walczyć ze swoimi demonami.

"Diamenty kształtują się pod ciśnieniem, bez niego zwyczajnie pozostają bryłkami węgla."

- Psycholodzy mawiają, że złe przeżycia mogą nas zniszczyć albo ukształtować albo uczynić silnym. I w 100% się z tym zgadzam. Wiele osób zostaje upodlonych przez życie i nie umieją się podnieść po porażce, ale są też tacy których tragedie, załamania ukształtowały na poziomie silnego psychicznie człowieka. Człowiek, który mało widział, mało wie i mało doświadczył nigdy nie będzie diamentem, ponieważ węgiel bez obróbki zawsze będzie tylko węglem. Im człowiek więcej przeżył złego tym może stać się doskonalszą jednostką w tym zepsutym i chorym świecie.

"Jeśli nie możesz czegoś zmienić, nie gryź się tym."

- Ciągle zamartwiamy się milionem spraw. Mąż zdradza, żona nie ma ochoty na seks, dzieci przynoszą mierne stopnie ze szkoły, najstarsza córka się puszcza, zupa była za słona, mało lajków na Instagramie, tamtemu nie staje, tamtej push-up nie dał rady, pensja za mała, facet olewa, laska robi... wiadomo. Ciągle z czymś mamy problemy. Problem nie jest w tych "problemach". Problem jest w tym, że te problemy najczęściej są wyimaginowane. Już Mark Twain mawiał, że na zamartwianiu się spędził większość życia, a to czego się obawiał nigdy się nie wydarzyło. Dlatego też mało osób osiąga spektakularny sukces. Proste.

"Sukces wymaga poświęceń. Przywyknij do tego."

- No cóż... jeśli chcemy coś w życiu osiągnąć musimy coś dać. Chcemy stracić oponkę z brzucha musimy się napocić i namęczyć na diecie, cóż nie ma lekko. Chcemy być w czymś najlepszym to musimy to robić nie 10 a setki razy. Sukces najczęściej pisany jest łzami, krwią i cierpieniem.

"Ból przemija, duma zostaje na zawsze."

- Pamiętam jak kiedyś chciałam schudnąć. Schudłam 20 kilogramów. Na początku każdy mówił: Po co? Dobrze wyglądasz nie odchudzaj się. I tak nie wytrzymasz na diecie. Po tygodniu zjesz coś. A po 5 miesiącach każdy pytał - Jak to osiągnęłaś? Jaka to dieta? Ile ćwiczyłaś? To dietetyk czy sama? Jak to możliwe, że tak szybko? Jak to się robi? Otóż moi Kochani ten mój sukces był okupiony stresem, ponieważ rodzina i szkoła zaczęła się zastanawiać co ja robię, że tak chudnę. Wszyscy wrzucili mnie do worka modnego w 2008 - ANOREKTYCZKA. Codziennie przynoszono mi kanapki, a ja wyrzucałam do kosza, miałam tego dosyć. Stres, który towarzyszył mi codziennie niszczyłam robiąc setki brzuszków dziennie, pompek i nożyc. W sumie 600 powtórzeń! Tak, bolało, ale potem weszło w krew. Kiedyś napiszę Wam jak to osiągnęłam. Teraz już niestety mam kłopoty z dietą przez insulinooporność, ale walczę aby stan przedcukrzycowy zabić raz na zawsze. I wiem, że to osiągnę!!!

"Pora, żeby zabłysnąć, przychodzi, gdy jest najciemniej."

- Kiedy nic się nie układa, kiedy wszystko i wszyscy są na nie warto wstać, otrząsnąć się i iść przed siebie. Nawet jeśli nie wierzymy w to co zaczynamy robić, warto sobie zacząć wmawiać(tak WMAWIAĆ), że jest dobrze. Poza tym kłamstwo powtarzane 100 razy staje się prawdą.

"To, jak mówisz o innych, najlepiej świadczy o Tobie."

- Kochani pamiętajcie, że ganić człowieka należy na osobności a chwalić przy ludziach. Bardzo często słyszę i widzę jak ludzie mówią o drugim człowieku źle w towarzystwie wielu osób. Czy ja jestem pod tym względem święta? Nie, nie jestem, ale uważam, że znacznie mniej rozmawiam o innych mówiąc o nich źle przy ludziach niż inni. Poza tym wielcy ludzie mają do siebie dystans i nie biorą życia zbyt poważnie i siebie również. Pamiętajcie.

"Pokaż mi swoje towarzystwo, a powiem Ci kim jesteś."

- To w jakim towarzystwie się obracacie wiele o Was mówi. Jeśli macie przyjaciół, którzy Was dołują i ciągną w dół nie warto dbać o taką relację, ponieważ koniec końców na koniec będziecie płakać. Należy ostrożnie dobierać swoje towarzystwo. Najlepiej abyście się uzupełniali ale nie byli całkowicie różni, ponieważ różnice wcale się nie przyciągają. Wszechświat działa tak, że podobne przyciąga podobne. Dlatego innymi słowy - Swój ciągnie do swego.

"Bez wysiłku nie ma rozwoju - ani fizycznego, ani emocjonalnego."

- Aby stać się silnym fizycznie lub silnym psychicznie trzeba dostać mocno po dupie ale nie wolno leżeć! Należy wstać i walczyć dalej. Tak już jest i tyle. Trzeba zaakceptować ten proces.

"Dobry przyjaciel wchodzi, gdy reszta świata wychodzi."

- Kiedy mamy problemy, jesteśmy zdołowani wtedy właśnie widzimy kto z nami jest na dobre i złe, a kto był z nami tylko dla zabawy i dobrej beki. Ludzie dla, których jesteśmy ważni zawsze będą z nami bez względu na popełnione błędy i tragedie jakie w naszym życiu się zadziały.

"Nie można osiągnąć wielkich szczytów, jeśli nie zaakceptuje się wielkiego ryzyka."

- To powiedział mi prawnik, o którym Wam już opowiadałam. Powiedział mi, ze żyjąc ofensywnie jest wiele niebezpieczeństw, ale można osiągnąć sam szczyt lub samo dno, zaś żyjąc defensywnie będziemy bezpieczni ale nigdy nie osiągniemy wielkich rzeczy.

"Sztuka polega na tym, żeby nie pozwolić, by nerwy powstrzymały Cię przed dążeniem do Twojego "niemożliwego"."

- Moi Kochani to, że się boicie to jedno, ale działanie mimo strachu to prawdziwa odwaga. Stres, nerwy, obawy dzieją się tylko w Waszych głowach. To taki diabełek, który chce Was powstrzymać przed osiągnięciem sukcesu. Walczcie ze swoimi demonami i nie poddawajcie się w dążeniu do celu.



Mam nadzieję, że to co napisałam bardzo Wam pomoże i inaczej będziecie patrzyli na swoje życie. Inspiracje czerpałam z książki Bear Gryllsa - Poradnik przetrwania w życiu. Książka jest genialnym, motywującym poradnikiem. Jak mój brat sobie kupił to od razu przeczytałam, ponieważ uwielbiam tego podróżnika. Poradniki często są trywialne, ten jest zupełnie inny. Polecam z czystym sercem.

piątek, 24 sierpnia 2018

Kocham opowiadać historie...

Dzień dobry! ✋ Dzisiaj powiem Wam dlaczego upodobałam sobie ze wszystkich dziedzin sztuki właśnie pisanie. Nic tak nie oczyszcza jak właśnie przelewanie myśli na papier. Pisanie oczyszcza z negatywnych emocji, powodując katharsis naszego umysłu i serca. Uwielbiam ten stan kiedy nie mam w sobie nadprogramowych myśli, które bolą, pieką w serce i paraliżują logiczne myślenie. Kiedy 4 lata temu byłam bardzo zdołowana zaczęłam pisać i dzielić się z Wami swoją nadmierną melancholią. Pisanie uratowało mi życie, naprawdę. Gdybym nie pisała dzienników oraz bloga to udusiłabym się. Tłumienie emocji jest bardzo szkodliwe dla zdrowia i psychiki. Można się ciąć codziennie licząc, że wraz z krwią ulecą smutki, żal i bolesne wspomnienia ale to tylko pomoc na chwilę. Pisanie to takie żyletkowanie swojej duszy bez krwi i bez blizn. Zastanówcie się zanim sięgnięcie bo ostrze. Czasem trudno się oprzeć kiedy życie zabija każdego dnia, ale życie to sztuka wyborów i determinacji. Upłynęło tyle lat, nie wiem nawet kiedy to minęło...
Z pisaniem(jakimkolwiek) jest prawie tak samo jak z pisaniem wierszy. Zazwyczaj pisze się kiedy się bardzo kocha albo bardzo cierpi. Tylko wtedy można tworzyć wielkie dzieła a nie powiewające trywialnością. Ale z drugiej strony nie trzeba pisać dla fejmu, dla pieniędzy i dla innych. Można robić tak jak ja. Można pisać dla siebie i dla ludzi chcących współuczestniczyć w emocjach i podglądać z oddali nasze życie. Dlaczego ludzie, którzy mnie czytają lubią Myśli Kobiety Wyzwolonej? Odpowiedź jest prosta. Nie pokazuję życia tylko z tej idealnej strony, nie pokazuję siebie zawsze zrobionej i szczęśliwej... pijącej Martini z parasolką o 4 po południu leżąc na plażach w Saint-Tropez. Jeden z największych wodzów Rzymu mawiał, że lud chce rozrywki, ale ja uważam, że lud chce prawdy, a przynajmniej w tych czasach kiedy wszyscy jesteśmy sweet buźką z Instagrama. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy wchodzący na mojego bloga zostanie na zawsze i będzie śledził moje poczynania, bo wiele, naprawdę wiele osób chce tylko widzieć kicz, tandetę, popularność i instagramowe oszustwo. Kiedyś kobiety były atrakcyjne, seksowne ale nie wulgarnie tanie. Dziś co 3 laska z Insta to typowa sucz, z odrysowanym konturem na policzkach jak od linijki, przerysowane brwii(po chuj ta wyrywa wszystkie włoski aby sobie narysować Breżniewa), usta taniej obciągary, sztuczne paznokcie(Boże czemu znowu jest ta moda!!!). Kiedyś kobiety nie musiały kusić stringami wylatującymi ze spodni jakby się na piły RedBulla, powiększonym cycem, długimi nogami wyciągniętymi w GIMPie i pozą OH JESTEM TAKA NIEŚMIAŁA, ALE PIERDOLĘ SIĘ Z ARABEM. Pooglądajcie sobie kobiety retro. Marilyn kwintesencja kobiecości, najzgrabniejsze nogi, umiejętność chodzenia na szpilkach, kokieteryjność bez wulgarności, taniości i szmatopodobności. Kiedyś faceci stawali(z podziwu oczywiście 😈) kiedy Rita Hayworth zdejmowała długie rękawiczki bardzo wolno w "Hildzie", podziwiali skaczący biust i pośladki a teraz zdecydowanie mężczyźni zakochali się w zestawie młodego murarza - silikon, kwasy, akryl, różne przyczepy, zaczepy, tapety i etc. Teraz popyt jest taki jaki jest. Ale retro zawsze będzie retro. Bo tak samo jak z popularnością. To co jest znane, to co potrzebuje reklamy po prostu jest słabe. Elitarność jest dla intelektualistów i tak zawsze będzie. Zawsze będę opowiadać Wam historie, bo mimo że nikt mi za to nie płaci to kocham to robić. To jest coś co będę robiła zawsze, bo to jest to co pokochałam. Ludzie odchodzą, ale pasja pozostanie do końca. Tymczasem...

czwartek, 23 sierpnia 2018

Zbieram wspomnienia jak punkty umiejętności w The Sims

Dzisiaj znowu noc a ja piszę. Ostatnio słabo sypiam, ale nie narzekam. Dzięki mojej bezsenności zrobię coś pożytecznego i z Wami porozmawiam. Wiem, że spory odsetek osób, które mnie czytają uwielbia posty refleksyjne, więc dzisiaj będziecie zadowoleni 😊😊😊 Pamiętacie jak mówiłam Wam, że za główny cel w życiu obrałam sobie zbieranie wspomnień? Nadal to robię i będę robiła do końca życia. Wspomnienia to jedna z lepszych rzeczy jakie posiadamy i dlatego powinniśmy je pielęgnować. W jaki sposób? Moim sposobem na zachowanie wspomnień jest pisanie dwóch dzienników, bloga, robienia mnóstwa zdjęć, kręcenie filmików i rozmyślanie od czasu do czasu aby odtworzyć sobie to co zapamiętałam. Zbieram wspomnienia jak punkty umiejętności w The Sims 😈😇.

Moje najgorsze wspomnienie?

Hmm... moich najgorszych wspomnień jest kilka i wszystkie dotyczą zdrowia, ale jeśli miałabym określić, które wspomnienie jest najgorszym ze wszystkich to było ujrzenie osoby, którą kocham nad życie w łóżku szpitalnym walczącą o życie. Podłączenie do kroplówki, śpiączka, czarna koszula. Pamiętam ten dzień i teraz wilgotnieją mi oczy jak o tym myślę, jak sobie to przypominam. Jest to bardzo uderzające mną wspomnienie i cała sytuacja, która jest bardzo dla mnie nieprzyjemna i osobista. Wtedy moje postrzeganie śmierci drastycznie się zmieniło. Osoba przeżyła i wyciągnęła(mam nadzieję) wnioski z tego co się stało. Czasem zło po prostu musi się wydarzyć. 

Moje najlepsze wspomnienie?

Hmm... tego też jest na szczęście sporo. Muszę się zastanowić co było dla mnie najpiękniejszym wspomnieniem. W tej chwili kartkuje w głowie wszystkie dobre wspomnienia... Tego naprawdę jest tak dużo, że trudno wybrać mi najlepsze wspomnienie, ale chyba była to Fuksówka stosunków międzynarodowych. Nie mówię o jednym incydencie ale o całości. Palenie w korytarzu blantów, namiętne spojrzenie Pana Zapalniczki kiedy piłam drinka przez słomkę, dostanie żółtych tulipanów, randka, pocałunek z A. i pomylenie się w VIP ROOMie. Wtedy to jako jedyna poszła po mnie Kinga, z którą znajomość trwa do dziś ❤❤❤ Bardzo lubię wspominać ten dzień. Był to piękny, udany dzień. Sukienka jaką miałam podczas tej imprezy była użyta tylko raz, dlatego ma dla mnie znaczenie bardzo sentymentalne. Chciałabym schudnąć, założyć ją i poczuć to samo co wtedy. 

Moje najbardziej bolesne wspomnienie?

Tutaj wiem od razu co napisać. Był to dzień kiedy rozmawiałam z moją przyjaciółką Magdaleną przez telefon. Była rozgoryczona, pełna smutku, żalu do Losu, zła na życie, na cały świat. Była też bardzo pijana. Powiedziała mi, żebym się zabiła z nią albo sama. Zabolało mnie to do tego stopnia, że mnie zatkało. Odjęło mi mowę i nie miałam pojęcia co mam powiedzieć. Zaszokowana byłam tak strasznie, że czułam jak gula w gardle się powiększa i mnie dusi. Rzuciłam telefon i zalałam się łzami, a ciśnienie myślałam, że wyskoczy mi poza możliwą skalę. Nigdy nie zrozumiem jak można zaproponować śmierć osobie, którą podobno się kocha. Do dzisiaj mnie to boli i od tamtego momentu nie miałyśmy kontaktu. Nawet dziś nie jestem gotowa aby jej tego wybaczyć. Być może nigdy tego nie zrobię, bo boli mnie to do dzisiaj. 

Moje najzabawniejsze wspomnienie?

Myślę, że było to wtedy kiedy jechałam z wózkiem z Carrefoura do domu. Miałam mnóstwo zakupów i nie udźwignęłabym tego, więc pchałam wózek aż do domu. Ludzie patrzyli się na mnie jak na wariatkę, ale wtedy nie przejmowałam się ludźmi i tym co o mnie powiedzą. Byłam zadowolona, że jestem na tyle pewna siebie, aby się takiego czegoś nie wstydzić. Śmiechu co niemiara. Polecam odmóżdżyć się w taki sposób. Takie coś pomaga na wiele. Polecam. 

Moje najstraszniejsze wspomnienie?

Halloween 😈 Uwielbiam to święto, ale wybrałam się wtedy na gorącą randkę z panem prawnikiem. Nie znałam go, jedynie z Internetu i kilkugodzinnej rozmowy telefonicznej. Wieczorem w Halloween weszłam do jego czarnego BMW i pojechałam na podgrzewanym fotelu aż do Tuszyna. Powiem Wam, że nigdy nie trzęsłam się tak wewnętrznie jak wtedy, ale dałam radę. To był niezwykły człowiek. Bardzo inteligentny, charyzmatyczny, błyskotliwy. Wiele ważnych mądrości mi powiedział, które ja często Wam na blogu przytaczam. To spotkanie było bardzo przełomowe dla mnie i zawsze będę je pamiętała i tego człowieka. Jak pachnie niebezpieczeństwo? Skórą, podgrzewanymi fotelami, odświeżaczem samochodowym, benzyną, perfumami. Był to zapach niebezpieczeństwa, który zapamiętam do końca życia. Niesamowite doznanie, zupełnie inne niż przeżyłam. 

Wspomnienie, które chciałabym powtórzyć?

Chciałabym powtórzyć wspomnienie z 23 grudnia 2017 roku. Tego dnia spotkałam się z A. . Czekał na mnie z różowymi, drobnymi goździczkami, które słodko pachniały. "Bardzo długo rozmawialiśmy w aucie. Pojechaliśmy na Popioły. Wyszliśmy na moment do lasu i zapaliliśmy i wtedy miałam ochotę się z nim całować. Na Popiołach było z deko strasznie, ale dałam radę. Widziałam, że ma ochotę mnie pocałować(...) Oprócz różowych goździków dostałam od niego te wiśnie kandyzowane. Bardzo słodkie i wilgotne były. Włożyłam sobie wisienkę w usta i podałam mu ustami. Było to naprawdę seksowne. Długo się całowaliśmy(...)." - to był fragment z mojego osobistego Dziennika, który pozwoliłam sobie Wam zacytować 😈 Mam nadzieję, że skorzystacie z mojego pomysłu z wisienkami. Robi robotę, wierzcie mi ha ha 😇😈


Kończąc dzisiejszy post chcę Wam powiedzieć, że mam bardzo dużo wspomnień, które są dla mnie bardzo ważne. Cieszę się, że kilkoma z nich podzieliłam się z Wami. Jesteście dla mnie bardzo ważni, bo dzielę się z Wami moim życiem, niekiedy bardzo osobistym i intymnym. Dzielę z Wami swoje smutki i radości. Dziękuję Wam za to, że jesteście. Kocham Was i cieplutko pozdrawiam ❤

Jeśli chcecie mnie więcej to zapraszam na mojego Instagrama. Moje imię i nazwisko znacie, więc nie będzie kłopotu z odszukaniem mnie. Zapraszam też Was na fanpejdż Myśli Kobiety Wyzwolonej na Facebooka i oczywiście zachęcam Was do polubień bloga, bo dzięki temu tworzymy większą społeczność i dajemy innym możliwość wiedzy, wspólnych doświadczeń. Pozdrawiam Was i życzę udanego czwartego dnia tygodnia 😇😈👄❤✋

Wasza Alex 



środa, 22 sierpnia 2018

Psychodeliczny lot

Jest już po północy ale nie czuję aby sen mnie morzył, więc postanowiłam, że wejdę na bloga i napiszę dla Was post aby na rano był już gotowy. Także jestem i zabieram się do pisania.

Powiem wprost JESTEM SMUTNA. Nie jestem ani zdenerwowana, ani rozgoryczona tylko smutna i łzy cisną mi się do oczu. Ten rok zdecydowanie za mocno mnie doświadczył i nadal to robi jakby chciał sprawdzić ile trzeba uderzyć Maassen aby ukatrupić. Myślałam, że wraz z pokonaniem skoków ciśnienia i stresu zostanie mi tylko pokonanie cukru, ale sprawy się nawarstwiają i mogę być już tylko smutna. Jakby się nie obrócić to ciągle dupa z tyłu! Myslovitz śpiewał, że Polska to psychodeliczny lot, ale to moje życie! jest istną psychodelą.

Lubię swoje abstrakcyjne myślenie ale nie lubię kiedy moje myślenie staje się zbyt chaotyczne, mgliste, po prostu psychodeliczne. Już nawet nie czuję, że rymuję. Czy ja jeszcze coś czuję? Jest prawie 1 w nocy a ja piję kawę zbożową z mlekiem i słodzikiem rozmyślając o ostatnio popełnionych błędach. W nocy najlepiej mi się myśli. Zachodzę o głowę, że te błędy musiałam popełnić aby się czegoś nowego nauczyć. Szkoda, że to takie nieprzyjemne i bardzo niekomfortowe uczucie. 

Słowem można uleczyć i słowem można zabić. Ta maksyma jest znana każdemu od dawna, ale... co można zrobić zdjęciem? Wszystko. Zdjęcie według mnie pokazuje więcej emocji niż tekst, bo fotografia jest bardziej zmysłowym doznaniem. Choć mniej abstrakcyjnym niż pismo. Ludzie wolą patrzeć niż czytać, bo mężczyznom łatwiej przychodzi patrzenie niż myślenie. A kobieta to podobno nie człowiek. Mówiłam Wam już o tej małej niegdyś anegdotce, że jak krzykniecie na ulicy EJ CZŁOWIEKU to odwrócą się tylko faceci. Mój korepetytor od matematyki często tak mawiał. 

Ostatnio czytałam o kobietach znanych dyktatorów. Każda z tych kobiet będąc w związku z tyranem, który zapisał się na kartkach historii zmagała się z depresją, nerwicą. Wiele z tych pięknych, inteligentnych i wpływowych kobiet na koniec popełniało samobójstwo nie mogąc poradzić sobie z niepohamowaną psychiką swojego mężczyzny, który rządził światem. Nie piszę o tym bez kozery. Po prostu zastanawia mnie co popycha takie myślące i atrakcyjne kobiety w ręce niebezpiecznych facetów. W ogóle frapujące jest to, co skłania współczesne kobiety aby wiązały się z psychopatami. Moja była dentystka była prześladowana przez faceta, który wysyłał do niej groźby, szantażował i śledził. Dlaczego była dentystka? Nie, nie zamordował jej, ale zaczęła zmagać się z problemami natury psychicznej po stresie jaki przeżyła i słabo zaczęła leczyć zęby, więc zrezygnowałam z niej. Co zrobiła nie tak, że to ją spotkało? Po prostu zaufała nieodpowiedniemu mężczyźnie, który wykorzystał to, że miała słabszy okres w swoim życiu, wykorzystał, zmanipulował i pozostawił ślady na psychice, po czym uciekł. Życie jest naprawdę niekiedy strasznie przytłaczające i przypomina wizję niczym po zażyciu "kwasu". 

Mój lot się jeszcze nie skończył, nadal trwa i "zjazd" będzie bolesny tak mi podpowiada intuicja. Ale nie na wszystko mam w życiu wpływ. Żałuję, ale po coś to wszystko się dzieje. Czasem czuję się młodo, a czasem tak strasznie staro. Na duszy. Wczoraj(chyba to było wczoraj) jechałam taksówką z facetem, który był wścibski wszystkiego na mój temat. Wkurwiał mnie tym, a może inaczej... irytował, więc uznałam, że powiem iż jestem nie z Łodzi. Powiedziałam, że mieszkam w Szczecinie i skończyłam chemię licząc, że przestanie mnie wypytywać jak uzna, że jestem umysłem ścisłym i pewnie nie będzie wiedział o czym ze mną rozmawiać. Niestety nadal "napierdalał" ozorem i miałam wszystkiego tak dosyć. Jeszcze był jakiś nieprzytomny, bo prawie, że wjechał by w nas samochód, który klaksonował dłuższą chwilę. Byłam zdołowana życiem, zirytowana taksówkarzem więc było mi szczerze obojętne czy zginę w Toyocie Avensis czy nie. Uznałam, że skoro nikt mnie nie kocha to super byłoby pierdolnąć na środku skrzyżowania w centrum miasta. Byłaby to dosyć spektakularna śmierć. Jak widać nic się nie stało i dalej żyję w swojej psychodelicznej Polsce. Jak wysiadłam z tej taksówki, w której zostawiłam gruby hajs za to, że stałam w jebanym korku to poszłam do sklepu i kupiłam pudełeczko lodów miętowych z czekoladą i to wpieprzyłam płacząc, że wszystko się pierdoli, a ja nadal nie kopnęłam w kalendarz, bo Los chce abym umierała od początku każdego dnia. Potem Cały Świat zdenerwował się na mnie, że jestem taka rozgoryczona, niezadowolona, leniwa i etc. Nie chcę cytować, bo musiałabym w końcu coś wygwiazdkować aby ten jakże cudowny blog nie stał się szitem z pięknym opakowaniem. 

Jak widzicie moi Kochani moja psychodela trwa i dokłada mi wiele na głowę. Żyję w kraju, w którym chcą mnie zrobić w chuj. Ludzie, myśli, ludzie, kurwa ludzie. Świr z Dnia Świra miał rację - Co to za ponury absurd aby decydować o życiu będąc młodym.

Ja Aleksandra żyję w psychodelicznym świecie, w psychodelicznym kraju jak i mieście. 
Tylko trochę szczęścia, trochę ciepła, trochę wsparcia, trochę zrozumienia.
Tymczasem... udaję się na spoczynek z Różową Kurwą w tle. Buziaczki 👄



wtorek, 21 sierpnia 2018

Just a girl...

Dzień dobry! ✋ Dzisiaj na blogu zmieniłam utwór w tle na No Doubt - Just A Girl. Mam nadzieję, że Wam się spodoba jeśli nigdy tego nie słyszeliście. Zachęcam do posłuchania. To idealna piosenka do jazdy samochodem.

Dzisiaj chciałabym z Wami porozmawiać na temat rozczarowania w życiu. Pamiętacie kiedy to pisałam o tym, że rozczarowanie to bezwartościowa emocja? Na pewno pamiętacie. Do dziś dzień podtrzymuję swoje zdanie na ten temat. Rozczarowanie jest tylko naszą winą, my jesteśmy odpowiedzialni za to co oswoiliśmy w myśl Małego Księcia, to my oczekując więcej i nie dostając tego czego oczekiwaliśmy czujemy się rozczarowanymi. Dlatego nie warto za wiele oczekiwać, wiele planować, wiele chcieć jeśli chodzi o ludzi. Od siebie zawsze dużo wymagajcie, bo macie kontrolę nad tym do czego dążycie. Nad ludźmi nigdy kontroli mieć nie będziecie o ile nie staniecie się kolejnym Hitlerem w dziejach ludzkości. Czy dzisiaj czuję się rozczarowana? Szczerze? Nie wiem, bo wczoraj najadłam się cukru aby lepiej się poczuć a dzisiaj czuję się jak na kacu przez poziom cukru jaki pewnie jest w moim organizmie. Ale to nie ważne dzisiaj dla mnie. Może nie jestem rozczarowana, ani zawiedziona, nawet smutna nie jestem. Jestem jedynie zła, wściekła za naiwność, za zaufanie, za pozwolenie sobie na (nie)komfort zbytniego zaufania. Mój brat powiedział mi kiedyś, że ludzie zawsze odchodzą, a wykształcenie zostaje na całe życie. Powiedział mi to wtedy kiedy rzuciłam swoje pierwsze studia. Miał rację. Prawda jest taka, że to co zdobędziemy materialnego jest nasze i nikt nam tego nie zabierze. Z ludźmi sprawa jest gorsza, bo większość to takie chorągiewki, które poruszą się tam gdzie zawieje.

Tutaj znajduję się na Wydziale Prawa i Administracji w Łodzi. Polska też jest rozczarowująca tak samo jak wiele w życiu i na tym świecie. Wydział Prawa? Ja myślę, że bardziej bezprawia 😈 i pisząc to trochę z przekąsem to może coś jest w moim słowach. Mówi się, że prawnik ze swoją teczką jest gotowy ukraść więcej niż 100 facetów z pistoletem. I po co poruszam ten temat? Ano, w życiu często jest tak, że za dużo spraw daje nam po tyłku. Niekiedy każdego dnia, niekiedy co chwilę. Sztuka w tym aby takie coś nas zahartowało a nie zniszczyło. Uważam też, że obojętnie jak w życiu jest źle to należy się podnosić i iść dalej. Dziecko jak upada to się podnosi i prawda ukryta jest w tych najdrobniejszych szczególikach w życiu. 

Już od 15 minut patrzę w ekran laptopa i nie wiem co napisać. Rzadko coś takiego mi się przytrafia, ale dzisiaj po prostu czuję takie nic. Jestem zamulona, niezadowolona, zawiedziona i cały dzisiejszy dzień spędzę w łóżku choć powinnam spalić ten cukier w sobie. Bo czuję się zmęczona i jednocześnie pobudzona. To najgorsza wada problemów z poziomem cukru. To takie uczucie, że masz ochotę zasnąć i za minutę się wybudzić i przez jakąś godzinę tak non stop. Ten rok 2018 wykończył mnie fizycznie i psychicznie, ale też uczynił silniejszą. Dużo mnie przykrości spotkało przez 8 miesięcy ale dałam radę, więc i dam teraz. W tym momencie muszę tylko uwierzyć w to co napisałam ha ha. Jakież to życiowe, prawda? Zacznijmy wierzyć w swoje słowa. Tymczasem.


niedziela, 19 sierpnia 2018

ŻYJ DLA SIEBIE!

Ludzie żyją i umierają, to pewne. Nie zawsze jednak żyjąc fizycznie, nasza egzystencja jest godna pozazdroszczenia. Czasem, a wręcz bardzo często nie korzystamy z życia zamykając się na świat, ludzi, nowe zdarzenia. Skoro mamy jedno życie, to czemu nie mielibyśmy przeżyć go w pełni, do ostatku sił? Może warto byłoby poczuć adrenalinę zbliżającą się podróżą, wiedząc że niekoniecznie będzie to wyprawa na Mont Everest, a nawet Mont Blanc, ale wiedząc że będzie to przygoda, której nigdy nie zapomnimy. 
Jesteśmy ludźmi, ciężko żyć samotnie i kroczyć śmiałym krokiem nie mając obok siebie choć jednej osoby, na którą można liczyć bezwarunkowo. Jeśli jeszcze jesteśmy młodymi idealistami wierzącymi w miłość od pierwszego wejrzenia, szlachetny typ mężczyzny i w świetną posadę w pracy bez ofiarowania swojemu szefowi własnej dupy, to nadal jesteśmy w błędnym kole marzeń i ukrytych, niemożliwych do zrealizowania pragnień. A gdyby tak żyjąc, zacząć żyć naprawdę i pokazać swoją siłę i mądrość życiową całemu światu? Wchodzisz w to? Nie boisz się?


To był tekst, który kiedyś napisałam na okładkę mojej książki, która notabene leży w szufladzie i pewnie nigdy nie ujrzy światła dziennego i nigdy nie zostanie wydana. Dlaczego? Wiecie, teraz wszyscy biegają, wszyscy piszą książki, wszyscy są wege, teraz po prostu WSZYSCY. Nie lubię być każdą i wszystkimi, a poza tym jeszcze nie jest ten moment abym wydała to co jeszcze nie jest dokończone i etc. Może kiedyś, za jakiś czas. Książka zawsze była moim marzeniem, ale dziś nie jest to mój priorytet. Wracając do powyższego tekstu to zdaję sobie z tego sprawę, że nie każdy się ze mną zgodzi z tym co napisałam, ale to są moje spostrzeżenia przez 24 lata. Kiedy pracowałam nad swoim rozwojem osobistym to miałam osiągnięcia, a potem skupiłam się tylko na ludziach. Nie każdy człowiek potrafi być wdzięcznym za niesioną mu pomoc. Musicie zrozumieć, że to iż Wy jesteście dobrymi nikogo nie zobowiązuje aby ktoś też był dobrym. To smutne, ale tak jest. Sporo czasu zajęło mi to zanim zrozumiałam, że tak jest i nie należy się dziwić. Kochani, żyjcie dla siebie i dla ludzi, którzy naprawdę(ALE NAPRAWDĘ!) na to zasługują. Trzymajcie się!

piątek, 17 sierpnia 2018

Chciałabym być czasem incognito...

Czasami mam wszystkiego dosyć. Mam wszystkiego tak dosyć, że najchętniej czymś bym rzuciła o ścianę, spakowała walizkę i pojechała sama w siną dal. Chciałabym być czasem incognito... Sama w innym mieście, z innymi ludźmi, którzy całkowicie mnie nie znają. Chciałabym totalnego resetu od tej smutnej, szarej i pięknej w swej brzydocie - Łodzi.

Ten filtr ze Snapchata idealnie odzwierciedla to jak się czuję. Nie dziwię się, że dużo gwiazd chodzi w ciemnych okularach po mieście. Nie chcą patrzeć ludziom w oczy, bo to czasem bywa strasznie męczące i dołujące. Czasem najlepiej odciąć się na jakiś czas od czegokolwiek. Wtedy łapiemy nową energię, jesteśmy bardziej świadomi własnych potrzeb. Wszystko jest inne, inne jest nasze myślenie i wgląd w mnóstwo innych spraw, które dotyczą naszego życia. 

Powiem Wam przez ostatni tydzień jestem strasznie zmęczona mentalnie, czuję się jakbym nie spała 3 doby. Czuję się bardziej zmęczona niż wtedy kiedy wracałam z Władysławowa. Mam nadzieję, że z dnia na dzień będę czuła się lepiej, bo muszę odzyskać utraconą energię. A wierzcie mi, że ostatnio straciłam wiele życiowej energii. Bardzo się w wiele spraw zaangażowałam emocjonalnie, ponieważ na kilku osobach bardzo mi zależy, ale zawsze po takim zaangażowaniu pojawia się wyczerpanie. Niemniej wiem, że już jutro powinnam wrócić do swojej formy. Jutro będzie super dzień, bo wraca moja mama, po okropnej podróży oraz czeka mnie spacer, na który się bardzo cieszę. Także jestem podekscytowana. Niestety nie w każdej kwestii mogę się cieszyć. Smutne to kiedy człowiek się stara aby się z kimś spotkać, a potem... Właśnie, potem nie ma nic. I ja całe życie rozumiałam ludzi, miałam w sobie wiele empatii, ale czasem mam ochotę tupnąć nogą i krzyknąć NIE ROZUMIEM, CHCĘ TERAZ! 

Kochani! Ten rok jak wiecie mnie nie rozpieszczał. Musiałam zmierzyć się z bólem, załamaniem emocjonalnym, przeszłam test odwagi, wiem ile potrafię znieść. Powiem Wam, że dużo mnie ten rok nauczył. Były to bardzo nieprzyjemne doświadczenia i nadal nie jest super, ale jest znaczna poprawa i z tego się cieszę. Wiele gorzkich słów padło, niejedno wiadro zimnej wody mnie zalało, ale to wszystko miało sens. Zawsze jest sens, nawet jeżeli sytuacja wydaje się maksymalnie beznadziejna. Zawsze trzeba wierzyć, że będzie dobrze. Kiedy na czymś, na kimś mi zależy chcę tego już, natychmiast, nie chcę rozmyślać, analizować co jest nie tak. Mam nadzieję, że zaistniała sytuacja w końcu się wyklaruje i w tym roku jeszcze będę wiedziała na czym stoję. Przykro mi jedynie, że muszę przechodzić stresy przed nowymi studiami, ale nikt nie mówił, że życie jest proste i przyjemne. Kiedyś długo było w moim życiu bardzo dobrze to teraz tendencja się zmieniła. Niemniej wierzę, że jeszcze wszystko będzie dobrze.

Tymczasem!

czwartek, 16 sierpnia 2018

SEKS w izbie dziadka

Dzień dobry Wszystkim! 😈 Dzisiaj porozmawiamy o seksie, ale nie do końca. Także i Ci, którzy czekali na posty erotyczne, jak i Ci, którzy pochylają się ku refleksji będą usatysfakcjonowani. Także zapraszam do dzisiejszego tematu. Będąc na stosunkach międzynarodowych poznałam chłopaka, który to opowiedział mi, że jego dziewczyna pod wpływem alkoholu(chyba dobrze zapamiętałam, że była pijana) zaczynała rozpinać mu rozporem. Po prostu była bardzo chętna na seks! Ale jest jedno ale. Ci dwoje znajdowali się w pokoju, który kiedyś należał do dziadka tego chłopaka. Mój kolega został skonfundowany tym, że jego dziewczyna chce uprawiać seks w takim miejscu. Czuł się bardzo niezręcznie i nie chciał uprawiać seksu w izbie dziadka. Suma summarum do zbliżenia między nimi nie doszło. I tutaj mam pytanie do Was. Co Wy sądzicie o takiej sytuacji? Czy jesteście przeciwnikami uprawiania miłości w pokoju, który należał do Waszej zmarłej babci/dziadka? Jak Wy się na to zapatrujecie? Co sądzicie? Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii na ten śliski(w sumie to mokry😈) temat.

Ja mam mieszane zdanie. Niby nie widzę przeciwwskazań do uprawia seksu w pokoju należącym kiedyś do naszych bliskich, bo przecież "Dlaczego nie?", ale z drugiej strony według mojej opinii miejsca przesiąkają energią ludzi, którzy tam przebywali. To bardzo metafizyczne, ale ja w to wierzę. Ludzie blisko związani z druga osobą, która już zmarła często odczuwają obecność tej osoby w domu, mieszkaniu czy innym zakątku. Rozumiem mojego kolegę, który czuł się dziwnie, ponieważ uprawiać seks na łóżku, na którym spał jego zmarły dziadek byłoby lekko niekomfortowym doznaniem. Co gorsza gdyby dziadek zmarł na tym łóżku! To niby banalny temat, ale i trudny, bo nie umiem jednoznacznie odpowiedzieć czy jestem tego przeciwniczką czy uważam, że "No spoko, chodźmy się pierdolić...". Ten temat nie jest zero jedynkowy dlatego właśnie postanowiłam o tym napisać. Jak Wy się na to zapatrujecie? 

Myślę też, że na pewno seksu w izbie dziadka nie można podciągnąć pod seks na cmentarzu, który jak dla mnie jest nie tyle fetyszem co dużym zniesławieniem osób zmarłych. Seks w pokoju po zmarłej osobie bardziej umiejscowiłabym na pograniczu pewnej fantazji seksualnej a niekomfortowego doznania. Myślę, że to najbardziej odpowiednie. Ale i tak ciekawa jestem Waszego zdania. Zastanówcie się na tym, bo to wcale nie taki trywialny temat na jaki wygląda. 

SEKS w izbie dziadka. Dewiacja, fantazja seksualna czy nieposzanowanie miejsca po osobie zmarłe?
Oto jest pytanie! 

środa, 15 sierpnia 2018

Lubię, kiedy kobieta...

Lubię, kiedy kobieta omdlewa w objęciu,
kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię przegięciu,
gdy jej oczy zachodzą mgłą, twarz cała blednie
i wargi się wilgotne rozchylą bezwiednie.

Lubię, kiedy ją rozkosz i żądza oniemi,
gdy wpija się w ramiona palcami drżącemi,
gdy krótkim, urywanym oddycha oddechem
i oddaje się cała z mdlejącym uśmiechem.

I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania
przyznać, że czuje rozkosz, że moc pożądania
zwalcza ją, a sycenie żądzy oszalenia,
gdy szuka ust, a lęka się słów i spojrzenia.

Lubię to - i tę chwilę lubię, gdy koło mnie
wyczerpana, zmęczona leży nieprzytomnie,
a myśl moja już od niej wybiega skrzydlata
w nieskończone przestrzenie nieziemskiego świata.



Pamiętam dzień kiedy w liceum czytaliśmy ten piękny erotyk Kazimierza Przerwy-Tetmajera. To był czas kiedy interesowała mnie twórczość Tetmajera. Był człowiekiem, który miał wielką słabość do kobiet. Był uwielbiamy przez płeć piękną, ponieważ kobiety kochają mężczyzn, którzy kochają kobiety. Romanse Kazimierza były jego główną inspiracją w jego twórczości. Niestety jego przepiękna, namiętna poezja musiała w końcu mieć swój kres kiedy to Przerwa-Tetmajer zachorował na wstydliwą chorobę jaką był syfilis. Niestety w tamtym czasach duża ilość kontaktów seksualnych z różnymi kobietami kończyła się niezbyt dobrze, także Kazimierz padł ofiarą swojej fascynacji, którą był seks, kobiety i lekkie życie. Kiła spowodowała u Kazia zaburzenia psychiczne, które postępowały. Niestety mało osób dziś wie, że choroba francuska i zaburzenia psychiczne idą ze sobą w parze. Ale dziś już wiecie! 😈

Mówi się, że poezję można tylko kochać albo nienawidzić. Ja należę zdecydowanie do tej pierwszej grupy. A jak u Was wygląda sprawa z poezją? Lubicie? Czytacie? Może tworzycie? 

Tymczasem...

niedziela, 12 sierpnia 2018

Samotność łączy tych, których środowisko rozdzieliło

Czy też tak macie, że spotykacie ludzi, którzy patrzą tam gdzie Wy patrzycie, kiedy jesteście samotni? Zaobserwowałam, że samotność łączy tych, których środowisko rozdzieliło. Uważam też, że tacy ludzie są najbardziej intrygującymi jednostkami, ponieważ większość ludzi inteligentnych skazanych jest na samotność, ponieważ nie chcą oni przeciętności, bylejakości czy innych "ści". Samotność też jest błogosławieństwem dla tych, którzy jej poszukują i przekleństwem dla tych, którzy chcą z niej wyjść. Zapytacie, w którym ja jestem miejscu? Myślę, że gdzieś pośrodku się uplasowałam i jestem rozerwana między jednym, a drugim nie mogąc się zdecydować co jest dla mnie lepsze.

Mimo wesołej natury lubię prowadzić samotniczy tryb życia i to nie ulega żadnej wątpliwości, ale najgorszym co jest w moim życiu to przebywanie wśród ludzi, którzy sprawiają, że czuję się samotnie. Niestety sporo takich osób w moim życiu. W dzisiejszych czasach tak trudno zaufać, ponieważ ludzie są właśnie tacy byle jacy, nijacy i inny "acy". Kocham retro, bo wtedy wszystko było jakby lepsze niż to co jest teraz. Oczywiście mówię o ludziach, a nie o tym jak się teraz żyje. Kiedyś kobiety to były kobiety. Dzisiaj sztuczność popycha sztuczność, pocałować taką to jak przeżyć całowanie z karpiem, dotknąć takiej biustu to strach przed wybuchem silikonu, a gdy chcesz taką pocałować w dłoń odsuwa ją i mówi - "to w złym guście". Nie wiem gdzie te laski są produkowane, ale dla mnie to podróbka czegoś tak wspaniałego czym jest kobieta. Z mężczyznami jest podobnie z tym, że u nich jest inny problem aniżeli sztuczność ich ciał. Po prostu są słabi, za słabi, Panowie Władcy, Napompowani Macho, Panowie Piotrusie. Jak więc w takim świecie nie być samotnym? Jak żyć z ludźmi-robotami? Jak kochać gdy większość jest folią bąbelkową, kiedy mocno przyciśniesz to mięknie? Tak wiele pytań, tam mało odpowiedzi!

Na swojej drodze nagminnie spotykam ludzi, którzy mają różne rozterki, smutki, pretensje do Losu jakby tylko oni mieli problemy rangą jak Złota Malina. Czemu tak jest? Nie wiem, ale prawda jest taka, że Wszechświat działa tak, że podobne przyciąga podobne. Każdy człowiek wysyła wibracje, pewne energie. Kiedy czujemy się źle najczęściej spotykamy ludzi z depresją, załamanych ale czasem oddziałuje to w ten sposób, że spotykamy wesołka, który ma nam pomóc w przezwyciężeniu lęku, smutku i wszędobylskiej melancholii. 

Samotność to taki twór, który dotyka ludzi myślących tak samo jak depresja. Ktoś mi kiedyś zadał pytanie. Czy znasz chama z depresją? Po chwili odrzekłam - NIE. No właśnie nikt, kto przyjmuje życie łopatologicznie i nie myśli nie ma problemu z emocjami, bo nie zastanawia się nad niczym tylko przyjmuje to co mu życie daje. Na pewno takiemu człowiekowi lżej na duszy, ale czy posiada jakieś głębsze wartości? No właśnie, każdy z Was wie jaka jest odpowiedź na to pytanie. O poczuciu samotności mogłabym pisać przez następnych 100 postów, ale nie miałoby to większego sensu, ponieważ aby na ten temat rozmawiać trzeba móc z kim rozmawiać. Ludzi trzeba poznać, zrozumieć i przekonać się czy są gotowi na to aby poznać tę drugą stronę. Tymczasem...

sobota, 11 sierpnia 2018

Kształcenie się w sztuce tracenia...

Myślałam, że moje serce jest z lodu i już nikogo od czasu gimnazjum nie pokocha tak bardzo jak kiedyś. Myślałam, że seks bez zobowiązań i jednodniowe przygody to jest to czego tylko mi w życiu potrzeba. Myślałam, że złamane serce nie może już działać. Że nie może już kochać. Na mojej drodze spotykałam różnych facetów. Jedni byli zapatrzeni w siebie, inni romantykami, jeszcze inni intelektualistami. Wszystkich łączyło to, że umieli dobrze bajerować, choć na mnie coś takiego nie działa. Zdawałam sobie sprawę czego chcą. To takie rozczarowujące wiedzieć, że jest się świetną kochanką a kiepskim materiałem na partnerkę. Ktoś kiedyś powiedział, że niektóre kobiety nadają się tylko na kochanki. Być może jestem właśnie taką kobietą. Nie wiem. Nie zastanawiam się nad tym. Nie rozmyślam. Nie analizuję tego. Po prostu jestem. Kiedy poszłam na stosunki międzynarodowe na Fuksówce poznałam Jego. Nie wiem czy to za duża dawka alkoholu czy za mocne pociągnięcie blanta czy jego błękitne oczy, ale przepadłam. Przepadłam bardzo. Posiadał wszystko czego pragnęłam: błękitne oczy, seksowny, ciepły i nie za bardzo niski głos, delikatne dłonie, był intelektualistą i romantykiem. Czego chcieć więcej. Znamy się już długo, a tak rzadko się widujemy. Czasem czuję się jak kobieta, której mężczyzna wyjechał na wojnę, a ona każdej środy czeka na list.

Nie wiem jak potoczy się moja historia z Nim, ale wiem że obojętnie z kim przyjdzie mi być, z kim dzielić dom, sypialnię, łóżko, pralkę, stół to ja i tak będę kochać Jego, bo każdego kogo się kochało kocha się do końca życia. Każdy coś dla nas znaczył. Uczucia z czasem się tylko spłycają, ale sentyment potrafi pozostać. Nie zawsze i nie w każdym przypadku, ale jednak. Dla mnie więź emocjonalna jest ważniejsza niż fizyczna. Teraz pewnie wszyscy wielkie oczy - "Ale jak to? Maassen woli uczucia niż seks?". Kochani tego nie powiedziałam. Po prostu jeżeli kogoś kocham to moje serce przepełnione jest miłością obojętnie czy fizycznie tę osobę zdradzę czy nie. Wierzcie mi, że dla zakładu, ze złości można się przespać z kimś jednocześnie kochać szaleńczo kogoś innego. Smutne jest to co teraz napiszę ale myślę, że ja i On nigdy razem nie będziemy w sensie związku, bo ja mam tego czasu bardzo dużo, on bardzo mało. Nasza relacja bardzo się ostudziła, choć moje uczucia są mocniejsze niż były przedtem.

Ponad tydzień temu dostałam niezbyt przyjemną wiadomość, choć była skonstruowana tak, że miała nie należeć do tych niemiłych. Nie uraziła mnie, nie sprawiła przykrości tylko uświadomiła mi, że nie tylko ja jestem krzywdzona ale i, że sama zrobiłam komuś krzywdę i to bardzo. Być może skrzywdziłam w taki sposób, że On już nigdy mi nie zaufa. Być może zabiłam w nim uczucia, które do mnie żywił. Podobno nadal mnie kocha, ale wiem że stara się we mnie odkochać, aby nie krzywdzić siebie. Być może dobrze postępuje, a ja przez wrodzony egoizm nie mogę tego znieść. To rozszarpuje mi duszę, serce, emocje. Niewiedza jest straszna, najgorsza. Gorsza niż obojętność. Obojętność jest wtedy kiedy nie wzbudzamy w drugim człowieku jakichkolwiek emocji, a to potworność. 

Moja mama zawsze powtarza, że najgorzej jak są wielkie miłości. Z nich są same problemy. Ale moi Drodzy czy to nie piękne kochać całym sobą, kochać do utraty tchu, tak mocno jak to tylko możliwe. Będąc na stosunkach międzynarodowych poznałam Jego a potem jak na złość kolegę z roku, który mnie zaintrygował do tego stopnia iż myślałam, że się w nim zakochałam. A potem dwóch mężczyzn, którzy chcieli mnie mieć na własność. To wszystko jest takie skomplikowane, że mam jeden wielki mętlik w głowie. Tej nocy czuję, że nie zasnę, bo jak zasnąć kiedy cierpi się emocjonalnie do tego stopnia, że chętnie bym zaczęła krzyczeć, płakać i śmiać się z bezsilności. Jak żyć, jak kochać, jak spać, jak śnić. 

Obojętnie jak ta historia się skończy to powiem Wam, że poznanie Jego miało wydźwięk metafizyczny, ponieważ kiedy byłam zraniona po romansie z żonatym płakałam strasznie i wtedy zaczęłam mieć problemy z emocjami. Płakałam tak strasznie, że opanować się nie mogłam. Wtedy płakałam i się modliłam o kogoś kto będzie mnie kochał nad życie, a potem za dwa miesiące spotkałam Jego. Jestem sceptycznie nastawiona do Boga i jego istnienia, ale dużo dziwnych nienamacalnych rzeczy się wydarzyło. Cytując Lema - "Czasem diabeł mnie kusi, aby uwierzyć...". To taka mała ciekawostka dla Was i pewnie nie tylko dla Was. Nikomu o tym nie mówiłam. Ale już wiecie, że ta historia jest zakrapiana czymś ponad to wszystko co nas śmiertelników otacza. 

To chyba najlepsze podsumowanie mojej opowieści. Są historie, które mają początek i koniec, są historie niedokończone i te, którym nie dano szansy. Pewna znajoma psychoterapeutka Kasia powiedziała mi, że w moim życiu jest za dużo strat. Owszem... dużo w życiu straciłam i pewnie jestem bliska kolejnej straty. Ale wiecie Maassen jest jak kot, przeżyje i spadnie na cztery łapy. Będzie boleć, ale się ze wszystkiego podniosę. Mimo wszystko chciałabym dostać na urodziny prezent pod postacią jednego spotkania, tego ostatniego spotkania. Historie niedokończone są ciekawe, piękne ale w życiu inaczej to działa. Chcę tę historię dokończyć. Bez zaufania nie można nic zbudować. Ani miłości, ani przyjaźni. Myślę, że oboje chcieliśmy ze sobą spędzać czas, oboje żywiliśmy do siebie romantyczne uczucia. Myślę, że powinniśmy się pożegnać, aby móc iść dalej. Pisząc, łzy same mi płyną po policzkach, bo to mną uderzyło. Całe życie kształcę się w sztuce tracenia...



piątek, 10 sierpnia 2018

Nauczycielka od Francuza

Dzień dobry moi Kochani ✋ Odkąd moja rodzina dowiedziała się, że tym razem będę studiować filologię romańską zostałam zasypana stertą pytań: "Czyli będziesz nauczycielką?", "Będziesz nauczycielką od francuskiego?", "Będziesz uczyć języka francuskiego?". Yyyyy... kurwa!!! Szczerze mam dosyć tych powtarzających się pytań, ponieważ co ja mam na to powiedzieć? Wszystkie poprzednie studia rzuciłam i nie mam pojęcia czy skończę i te. Nie chcę zakładać, że MUSZĘ, bo wtedy mi się nie udaje. Już na ten temat kiedyś z Wami rozmawiałam. Niestety w mojej rodzinie jest tak, że jak ktoś studiuje polonistykę to musi być nauczycielką, jak romanistykę to analogicznie nauczycielką języka francuskiego. Otóż nie wiem co będę robić jeśli skończę te studia. Nie wiem jak wszystko się dalej potoczy. Zawsze może być tak, że zachoruję i kopnę w kalendarz przed ukończeniem studiów. Nie wiem co będzie dalej, bo nie jestem jasnowidzem. Nie lubię planować na odległe czasy, bo to się naprawdę nie sprawdza w życiu, gdyż ono lepiej wie co jest nam potrzebne. Także Kochani nie wiem czy będę kiedyś uczyć języka francuskiego czy nie. Jeśli kilka lat zostaniecie ze mną na blogu to z pewnością dowiecie się jak to wszystko dalej się potoczyło w moim życiu.

Kolejna sprawa jest taka, że jak ktoś słyszy w dzisiejszych czasach stwierdzenie - Jestem nauczycielką od francuskiego to ludzie(w szczególności faceci) uśmiechają się pod nosem albo docinają czy egzaminy są tylko z ustnego. Francuski większości kojarzy się jednoznacznie. Po prostu każdy mówi, że to taki seksowny język, buchający erotyzmem. Szczerze? Nie wiem, bo nie mam z tym językiem do czynienia. Dla mnie seksownie brzmiącym językiem jest niemiecki choć paradoksalnie tylko kiedy mówi mężczyzna. Swoją drogą mój kolega ze studiów polonistycznych powiedział przed zajęciami, że dziwnie się czuje gdy dziewczyna mówi po niemiecku, ponieważ ma złe skojarzenia. Jeśli kolega czyta ten post, to wie, że to jego słowa tutaj przytoczyłam ha ha ha 😈 Ja naprawdę chcę się przekonać co jest pięknego w języku francuskim i czy faktycznie jest taki trudny, choć mój brat mówi, że to mit. Najtrudniejsza jest podobno fonetyka co mnie nie dziwi, bo aby brzmieć jak rodowity Francuz to trzeba się naprawdę natrudzić. Może jakoś będzie mi szło na tych zajęciach i nie złamię sobie języka, bo szkoda by było 😇 a to taki praktyczny narząd 😈😈 Powiem Wam, że pierwszy raz przed studiami jestem tak bardzo podekscytowana, że mnie nosi ha ha. Ale tak jak ludzie boją się zmian tak ja ich pożądam, bo szybko mi się wszystko nudzi. Aczkolwiek ta tendencja nie dotyczy ludzi. Owszem trudno mnie zainteresować, ale tak jak Wam bardzo dawno wspominałam, jeśli z kimś mam rok kontakt to duże prawdopodobieństwo na kolejne lata razem.Poza tym ludzie często odchodzą i trzeba to zaakceptować dla swojego spokoju ducha. Czy ja akceptuje wszystkie odejścia? Oczywiście, że nie ale staram się bardzo aby to akceptować, ponieważ brak akceptacji złych zdarzeń z mojej strony skutkuje stresem, bezsennością i migreną. Od 4 miesięcy się nie stresuje bo pracuje nad pozytywnym myśleniem i czuję się o dziwo bardzo dobrze. Nawet zdrowia fizyczne nie jest najgorsze. Miałam motywację aby czuć się dobrze, ale jak widać nic do skutku nie doszło, ale przynajmniej mentalnie czuję się dobrze. Jednak gdy się kogoś kocha, czegoś się pragnie można zmienić wszystko i przenieść góry. Można? ale czy zawsze warto? Sami się zastanówcie i sobie na to pytanie odpowiedzcie.

A wracając do tematu postu to... kto wie co Los mi przyniesie. Życie mnie intryguje bo jest nieprzewidywalne i jak łapie mnie dół to od razu sobie myślę, że tyle było żenujących, potwornych rzeczy w moim życiu, że przecież musi być dobrze. W końcu i wiele dobrego działo się w moim krótkim życiu. Uważam, że nie można zapominać ani o dobrych sprawach ani o złych, ponieważ te i te nas ukształtowały. My ludzie jesteśmy wypadkową złożoną z dobrych i złych cech. Całe życie uważam, że nie ma osoby całkowicie złej lub kryształowo czystej(czy jak to się mówi). Ale może się mylę... jeśli się mylę to poprawcie mnie 😇😇😈 A teraz kończę ten post z życzeniami szczęścia w Waszym życiu. Nigdy nie wątpcie w to, że życie może zesłać Wam więcej szczęścia niż sami możecie sobie wyobrazić. Buziaki 👄👄

czwartek, 9 sierpnia 2018

Upały w Polsce mi zaszkodziły!

Dobry wieczór Kochani! Upały w Polsce tego lata są okrutne. Nie można żyć, spać, jeść. Nie można nic, bo jest za gorąco aby gdziekolwiek iść. Współczuję ludziom, którzy pracują od do i nie mają chwili wytchnienia. A ja później się dziwię, że nie mają czasu dla mnie. Czasem za bardzo myślę o sobie 😢 Z drugiej strony jak upał uderza mi do głowy(a uderza dosłownie) to nie mam ochoty na siedzenie przed laptopem albo z telefonem w ręce, ponieważ nagrzewam się od jednego i drugiego. Upały ewidentnie mi nie służą. Najgorsze jest to, że zawsze uwielbiałam skwar, upał, istny żar z nieba, ale tego lata wszystko się zmieniło. Zauważyłam, że od kiedy łykam leki na nadciśnienie to źle znoszę upały, choć koleżanka oświeciła mnie, że ona nie leczy się na wysokie ciśnienie a i tak słabo jej kiedy są wysokie temperatury. Także... może po prostu ludzie grubi tak mają ha ha? Chociaż ona nie jest gruba! 😇😇😇 Może po prostu starzeję się? Ooo to by najbardziej pasowało 😈😈😈😈😈😈 Nie zamierzam się za długo nad tym rozwodzić. Po prostu kiedy jest upał to nie mam ochoty nic tutaj "skrobać", bo jedyne o czym wtedy myślę to chłodek.

Jak radzę sobie z wysokimi(za wysokimi) temperaturami?

- zimne napoje wręcz lodowate
- chusteczka namoczona w bardzo zimnej wodzie, którą przykładam na twarz, czubek głowy, kark i... nadgarstki, ponieważ to trik na to aby szybko ochłodzić cały organizm. Dowiedziałam się ostatnio tego jadąc taksówką do Gdyni
- wiatraczek(mój jest mały, ale jakoś daje radę, choć mógłby być lepszy)
- siedzenie w domu
- chłodne kąpiele

To moje sposoby na ochłodzenie się. Czy działają? DZIAŁAJĄ. Najlepiej chłodna kąpiel i namoczona chusteczka na strategiczne miejsca ciała.

Upały w Polsce mi zaszkodziły! Jak widzicie na powyższym obrazku 😇😈 Na koniec chcę Wam powiedzieć, że bardzo polubiłam kąpiele pod prysznicem. Jakkolwiek nie po polsku to brzmi ha ha. Kiedy w tym roku leżałam dwa razy w szpitalu chcąc nie chcąc musiałam myć się pod prysznicem i bardzo mi się spodobało. To daje takie orzeźwienie. Ale i tak uwielbiam wannę. Ale gdybym miała kupować sobie dom to z jednym i z drugim, bo raz mam ochotę na orzeźwienie, a raz na relaks, który w wannie jest najlepszy!

Trzymajcie się moje Liski i dbajcie o to aby się nie przegrzewać podczas upałów, ponieważ są groźne dla dzieci, kobiet w ciąży, osób starszych, osób chorych na serce, osób łykających leki na odwodnienie. Ale prawda jest taka, że upały są niewdzięczne dla wszystkich ludzi. Dbajcie o swoje zdrowie!!! Dobranocka ❤

środa, 8 sierpnia 2018

Jak to jest być dziewczyną z Internetu?

Jak to jest być dziewczyną z Internetu? Wielokrotnie słyszałam to pytanie kiedy mówiłam, że prowadzę bloga i udzielam się na różnych portalach. Do dziś spotykam się z zaskoczeniem ze strony innych, podekscytowaniem a także i z oburzeniem, bo jak to tak? porządne dziewczynki w Internecie nie grasują!!! Mimo, że mamy XXI wiek mnóstwo osób nadal siedzi w średniowieczu i uważa, że kobicie trzeba założyć chomąto i ja Pan i Władca mam do gadania, a ona morda w kubeł. Otóż moi Drodzy Internet ssie strasznie, portale w szczególności randkowe i erotyczne ssą podwójnie i w ogóle nieumiejętne korzystanie z Internetu to ZŁO. Ale trzeba pamiętać o tym, że Internet stworzył człowiek, a człowiek to po prostu cZŁOwiek! Pierwszy kontakt z portalem miałam w liceum kiedy to miałam 17 lat i założyłam z nudów konto na randkowa.pl kiedy to jeszcze ten portal istniał, ponieważ z tego co się orientuje dzisiaj już nie ma go w sieci. Pamiętam, że poznałam tam super faceta o imieniu Tomek, który był inżynierem budownictwa. Był ode mnie dwa razy starszy i bardzo mnie zafascynował swoją wiedzą, intelektem i obyciem. Rozmawialiśmy wiele miesięcy, ale do spotkania nigdy nie doszło. Dzisiaj nie pamiętam dokładnie jak to się zakończyło, że potem już ze sobą nigdy nie rozmawialiśmy. Po latach znalazłam jego profil na Facebooku. Jest w szczęśliwym(tak mniemam) w związku i podróżuje po górach. Randkowa.pl była bardzo spokojnym portalem ze zrównoważonymi ludźmi, ale miała kiepską reklamę, więc pewnie dlatego ta strona nie rozwinęła się i przepadła wśród innych portali randkowych. Przez dwa lata nie korzystałam z takich stron, ponieważ długo używałam naszej klasy gdzie to poznałam Matty`ego, z którym zakumplowałam się internetowo na 3 lata. Wtedy praktykowałam OOBE i poszukiwałam ludzi, którzy patrzą w tym samym kierunku co ja. Znajomość z nim była dla mojego życia bardzo ważna i cieszę się, że miałam przyjemność go poznać. Zapraszał mnie do siebie do Opola ale nie skorzystałam z propozycji i usunęłam się w cień. Do dziś jesteśmy znajomymi na Fejsie, ale od kilku lat ze sobą nie rozmawiamy.


Kiedy więc stałam się internetową dziewczyną?

Punkt kulminacyjny przypadł na schyłek 2012 roku, kiedy rozmawiałam z setkami ludzi przez Internet. Wpadłam w wir internetowych znajomości i siedziałam przed laptopem niekiedy 15 bitych godzin i rozmawiałam. Czasami nawet nie pamiętałam o jedzeniu tylko gadałam. Nie spałam, nie jadłam tylko pisałam coraz to szybciej, ponieważ na raz rozmawiałam czasem i z 9 osobami. Był to pewien wyczyn, ale do dziś pozostało mi tak, że na raz rozmawiam ze sporą ilością znajomych. Było to może chore, ale wtedy właśnie potrzebowałam takich rozmów i w pewnym stopniu też izolacji, bo nie da się ukryć, że rozmowy internetowe to izolacja. Nie wiemy z kim do końca rozmawiamy, nie mamy pojęcia czy to co widzimy to prawda czy fikcja. Taki jest urok rozmów wirtualnych. Nie każdy nadaje się do takiej specyficznej komunikacji międzyludzkiej. Ja lubiłam i nadal lubię, choć dzisiaj rozmawiam już ze znajomymi lub z ludźmi z sieci, z którymi od lat mam wirtualny kontakt. Pewnie jesteście ciekawi gdzie z Randkowej przeniosłam się aby poznawać ludzi. Otóż moi Drodzy... przeszłam długą drogę na Sympatii, która notabene kiedyś była super portalem, na którym można było poznać cudownych ludzi. Później przeniosłam się na Badoo, chwilkę zagościłam na E-darling, na Tinderze byłam z tydzień i nie podoba mi się ta aplikacja. I przez bardzo długi czas, bo jakieś 5 lat korzystał z Erodate będącego jedynym wśród wyżej wymienionych portali - SEKS PORTALEM. 

Z Sympatii spotkałam się z... hmmm(czekajcie policzę) z 6 osobami i z jedną z nich nadal mam kontakt, ponieważ nasza znajomość trwała barrrrrrdzo długo. Z Badoo spotykałam się z 1 osobą 😈 z Erodate z 2. Czyli w moim 24-letnim życiu spotkałam się z 9 osobami poznanymi w Internecie. Czy to dużo? Nie wiem. To bardzo względne pojęcie czy mało czy dużo. Według mnie wystarczająco. I co najciekawsze tylko 1 osoba z 9 była wielkim rozczarowaniem. Także moi Drodzy po prostu trzeba rozmawiać i wywnioskować kto będzie najbezpieczniejszą i najciekawszą osobą. Niestety tutaj musimy zachować się jak w sklepie i wybrać najlepszy produkt aby te dwie czy trzy godziny spędzić miło przy kawie lub na spacerze. 

Jak wygląda Erodate? Erodate to bardzo dobry portal jeżeli szukamy seksualnej przygody. Na tym seks portalu poznałam dwóch facetów, którzy byli super facetami. Wygadani, inteligentni, przystojni i bardzo wpływowi. Paradoksalnie urwałam z nimi kontakt, ponieważ jeden miał dziecko, a drugi miał rodzinę. Zmieniłam numer telefonu i wyszłam po angielsku. Dziś mam problemy przez ten portal choć niczego nie żałuję, ponieważ dzisiaj jestem znacznie bardziej świadoma niż przed zalogowaniem się na Erodate. Jeśli ktoś chce się zabawić(mówimy o seksie) lub chce przeżyć super przygodę z ciekawymi ludźmi to Erodate jest idealnym miejscem na takiego typu spotkania. Mężczyzn tam jest wielu, kobiet bardzo bardzo mało dlatego niech żadną z Was(bo teraz zwracam się do damskiego grona) nie zdziwi to, że dostaniecie 200 wiadomości w ciągu dnia. A piękne kobiety koło tysiąca.

Jak to jest być dziewczyną z Internetu? Fajnie. Tak! jest to fajne życie, czasem żałosne, rozczarowujące, czasem wieje tanią komedią, niekiedy słabym filmem porno, ale jedno jest niezmienne. Internetowe życie jest bardzo ciekawe. Internet to zbiór wszystkich ludzi włącznie z ludźmi z półświatka. Czy to miejsce dla każdego? NIE! Słabi psychicznie odpadną, wrażliwi się załamią, a typowi normalni uznają, że to strata czasu. Także wychodzi, że jestem silna psychicznie, bez empatii i jeszcze nienormalna ha ha. Ja naprawdę lubię się pogrążać bardziej ha ha ha 😈😈😈 Czy nadal jestem dziewczyną z Internetu? Dzisiaj już bym siebie tak nie nazwała, ponieważ jedynym miejscem do rozmowy z ludźmi z sieci jest mój blog, który jest dla mnie i dla Was. Czy kiedyś wrócę do życia w sieci? Hm... to trudne pytanie. Może. Dzisiaj nie czuję takiej potrzeby, ponieważ znalazłam ludzi, których lubię, szanuję i lubię z nimi rozmawiać. Jeśli stracę to co mam w tym momencie to na pewno wrócę, ale dzisiaj jestem w takim momencie życia, że nie muszę szukać. Nie jestem samotna i czuję się dobrze mając tych ludzi, których mam wkoło siebie. Czy będą ze mną na zawsze? Nie wiem ale wiem, że z tej mąki może być jakiś dobry i smaczny bochenek. 

Dobrze mi po napisaniu tego postu. Myślę, że i Wam się podoba, bo to kolejna spowiedź z mojego życia przed Wami, samą sobą. Oczyściłam głowę, ale czy czuję się winna? A z jakiego powodu miałabym niby być? W życiu staram się niczego nie żałować, ponieważ przecież mam wolny wybór i to ja podejmuję decyzje, więc mogę mieć pretensje do samej siebie, że coś mi nie wyszło tak jak bym oczekiwała. Wierzę w przeznaczenie, więc wszystko do czegoś mnie prowadzi i czegoś uczy. Uczcie się na swoich błędach, poszukujcie nowych doznań, wyzwólcie umysły tak jak zawsze Wam powtarzam i żyjcie a nie tylko egzystujcie. Tymczasem 👄✋.




poniedziałek, 6 sierpnia 2018

Summertime Sadness

Dobry wieczór moi Kochani ✋w 2013 roku spotykałam się z takim jednym hipsterem Pawłem. Kiedy byłam u niego w domu i słuchaliśmy piosenki Lany Del Rey - Summertime Sadness to Paweł zadał mi pytanie "Czy można być smutnym latem?". Liczył, że odpowiem coś w stylu - "A skąd! przecież lato jest takie cudowne i tylko należy się śmiać, cieszyć i pływać w morzu o zachodzie słońca.". Ja, jak to ja odpowiedziałam to co myślałam, czyli coś w rodzaju - MOŻNA, BO NASZE EMOCJE NIE SĄ ZALEŻNE OD PORY ROKU. Szczerze był zdziwiony bo był chodzącym optymistą, który nie lubi zastanawiać się nad sensem życia. I pewnie z tego powodu nie jesteśmy ze sobą. Ja mimo wesołkowatego usposobienia mam melancholijną duszę co każdy z Was dostrzega po przeczytaniu kilku przypadkowych postów na Myślach Kobiety Wyzwolonej. Oczywiście można próbować takiego związku ale jest to wyzwanie tak samo jak związek konserwatysty z liberałem, ale tu coraz bardziej widzę, że można się dopełniać. Zaskoczeni?! 😈😇 Ale nie o hipsterze Pawle ani nie o poglądach chciałam dzisiaj z Wami rozmawiać, ale o tym, że jest lato a ja jestem dzisiaj wyjątkowo smutna. Czuję się odrzucona, zapomniana i samotna wśród ludzi.

Tak sobie ostatnio siedziałam i piłam mrożoną kawę, którą notabene robię bardzo dobrą i bez cukru. Przerzuciłam się na słodzik! I tak siedziałam i rozmyślałam o tym co mam a i o tym czego nie mam. Powiem Wam, że nie żałuję jakoś specjalnie tego co zrobiłam, wszystko mnie czegoś nauczyło nawet jeśli bardzo bolało. Czasem było bardzo źle ale dałam radę, więc to teraz daje mi siłę aby żyć, aby walczyć o to co chcę. Lubię zmiany wizerunku, ciuchów, kosmetyków, lakieru do paznokci, jedzenia, perfum. Natomiast ludzie byli ze mną na dłużej. Moja pierwsza przyjaźń trwała 10 lat, choć była to mega toksyczna relacja. Kolejne przyjaźnie trwały krócej dlatego, że stałam się bardziej świadoma ludzi i wiedziałam już kiedy ktoś mnie krzywdzi. Zaczęłam reagować na to co mi nie odpowiada i o tym mówić, a nie trzymać to w sobie. W relacjach damsko-męskich było różnie. Mimo sporej ilości osób, która przewinęła się w moim życiu kochałam tylko dwóch facetów. Dwóch różnych od siebie tak diametralnie jak to tylko możliwie. Za drugim razem powiedziałam sobie, że już nikt nigdy mnie nie skrzywdzi i nie zabawi się moimi uczuciami i prawie, że osiągnęłam to co sobie przyrzekłam. Ale prawie robi wielką różnicę. 

Dzisiaj jest taki dzień, że jestem smutna, rozgoryczona, zawiedziona i nie wiem co dalej. Nie wiem, w którym punkcie się znajduję jeśli chodzi o miłość. Niby jestem przez kogoś kochana ale ostatnio tego nie odczułam i to tak boli, trochę bardzo. Nie rozumiem jak mogę być karana za coś czego nie zrobiłam. A poza tym czy ja coś przysięgałam, czy ja jestem czyjąś własnością, rzeczą, pluszowym misiem, który zawsze ma być mięciutki i uśmiechnięty dzięki wszytym nitkom? Nie! I to jest ta różnica. Ludzie od ludzi wiele oczekują, ale zapominają Ci pierwsi, że to ich oczekiwania a nie tych ludzi, od których wymagają. Jestem smutna, zła i smutna bardzo. Jestem smutna latem, czuję letni smutek, czuję smutek, tak... właśnie to uczucie. 

Summertime Sadness 😢😢😢