środa, 15 września 2021

Moje życie to prawdziwy cmentarz pogrzebanych nadziei.

Siedzę przy moim srebrnym Asusie z głową w chmurach, w tle rozbrzmiewa Affection od Cigarettes after Sex i jest po prostu tak... meh - jak to Amerykanie mawiają. 




Niby ten rok 2021 nie jest tragiczny, zły, besztający ale jest w nim pewien niepokój mieszający się z ekscytacją. Obawiam się, że za duże tempo działania sobie narzuciłam i za pewien czas będę ponosiła tego konsekwencje. Niebawem rozpoczynam nowe studia - germanistykę z językiem hiszpańskim. To będzie dla mnie duże wyzwanie, po drugie wstawanie znacznie wcześniej niż wstaję obecnie będzie dla mnie jeszcze większym wyzwaniem niż intensywna nauka dwóch języków obcych. Trzecia sprawa to poszukiwania mieszkania do wynajęcia. Przez rok oglądałam tylko oferty mieszkań aby zapoznać się z rynkiem. Dzięki takim zwyczajnych i nic nieznaczącym przeglądaniom ofert przekonałam się, że Łódź nie jest takim fatalnym miejscem do życia jak przypuszczałam. Dodatkowo jest bardzo wiele pięknych miejsc gdzie warto wynająć mieszkanie i zamieszkać na najbliższe 3 lata życia. Pewnie jesteście bardzo ciekawi gdzie rozważam moje zamieszkanie. Od zawsze podobają mi się Bałuty, ponieważ jest dużo zieleni, ładnych miejsc do spacerowania i generalnie Bałuty to PRZESTRZEŃ, którą cenię. Drugą dzielnicą, którą biorę pod uwagę jest Polesie. Na Polesiu jest bardzo dobra energetyka (mam na myśli bardziej kwestie ezoteryczne aniżeli prądu i wodociągów 😅😆😄). Oczywiście nie odrzucam trzech innych dzielnic Łodzi czyli Widzewa, Śródmieścia i Górnej, ponieważ może zdarzyć się tak, że właśnie tam spodoba mi się osiedle, mieszkanie i okolica. Dlatego jestem otwarta i przeglądam oferty mieszkań każdej z pięciu dzielnic Łodzi. A co życie w tym temacie przyniesie to się na pewno za jakieś kilka miesięcy przekonamy razem. Kolejna sprawa, która jest gdzieś z tyłu głowy to kurs na prawo jazdy. Zawsze chciałam posiadać prawko, ale wyszło jak wyszło, że nigdy nie zabrałam się do tego kursu. Żałuję bardzo ale wyszło jak wyszło. Nie chciałabym brać się za wszystko na raz, ponieważ w końcu dostanę korby i mentalnie wysiądę z nawału obowiązków, zobowiązań i rzeczy na cito. Także muszę to wszystko dobrze rozplanować i ułożyć dobrą strategię działania. Z ciekawostek mogę Wam powiedzieć, że jedną walizkę (a właściwie to walizeczkę) już spakowałam. Jest to taki znak, że plan co do mojej przeprowadzki się rozpoczął i cieszę się, że właśnie w tym roku się za to zabrałam. W tym albo w kolejnym miesiącu chcę kupić kolejną walizkę, niemniej jednak znacznie większą, jak nie ogromną ha ha ha. Trzymajcie za mnie i za moje przyszłe walizki kciuki 😄😅😆😎😄😅😆😎. I pozostanie mi jeszcze jedna sprawa na głowie na końcówkę tego roku. Chcę zrobić całą morfologię, ponieważ 2 lata nie byłam na badaniach, a to bardzo długi czas jak dla osoby chorej na nadciśnienie. Takie sprawy pokazują jak szybko ten czas biegnie, to już dwa lata... SZOK! 




Pierwsza część (bardziej informacyjna) dzisiejszego postu za nami. Przejdźmy do drugiej części.




Tam jak powiedziałam na wstępie dzisiaj jest w moim życiu aktualnie dużo ekscytacji ale też i niepokoju, ponieważ nie ukrywam od kilku postów, że żyje zestresowana przez dziadka, który swoim zachowaniem i chorobą wykańcza mnie psychicznie, co powoduje, że nie mam energii do działania i wszystko robię wolniej. Jestem osobą, która nie umie pracować pod presją czasu i stresu. Niestety na mnie stres działa wykańczająco a nawet i zabójczo. Nie umiem się wtedy skupić, nie umiem zebrać myśli, nie umiem opanować napięcia i generalnie mój intelekt spada wtedy do zera, bo jestem tak spięta, że nie potrafię pokazać się z najlepszej strony i zademonstrować poziomu swojej wiedzy. Także ten rok to dla mnie też pewien rodzaj nowego doświadczenia i pokory - niewątpliwie! Staram się traktować to co mnie spotyka w domu przez dziadka jako naukę a nie karę. Mam nadzieję, że podołam i nie zafiksuję się w nerwach, ponieważ to by zepsuło moje plany, a co za tym idzie mogłabym się załamać i popaść nawet w depresję, a tego chciałabym uniknąć. 




Boję się, że moje plany nie powiodą się. Martwi mnie to i trochę przeraża, ale staram się na tym nie skupiać tylko robić to co mogę, to co muszę i jakoś wytrzymywać. Mam cel i tego się trzymam. Myślę o tym tylko jak o jakiejś grze, w której jestem i muszę przejść do kolejnego poziomu. Problemy traktuję jak przeciwników, których muszę pokonywać aby przejść dalej i tyle. Z taką wiedzą jest mi po prostu łatwiej iść dalej, bez zatrzymywania się i powątpiewania. Chociaż chwile słabości mi się zdarzają. Ale myślę, że jak każdemu człowiekowi, który ma cel i chce go osiągnąć. Chociaż mój cel to moje największe marzenie i myślę tylko o tym aby je osiągnąć i tak... chyba cel uświęca środki w tym przypadku.


Mam nadzieję, że moje nadzieje nie zostaną pogrzebane. Bardzo chcę w to wierzyć. Staram się.






Tymczasem. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz