Dobry wieczór ✋jest środek nocy, a ja jak zwykle nie śpię. Ostatnimi dniami nie jestem w zbyt dobrej formie, bo odczuwam pewne przytłoczenie, aczkolwiek daję radę, bo mam w sobie dużo radości i siły życiowej. Ulotnienie się na wieczność nie jest dobrym sposobem na poradzenie sobie z problemem. Nawet sama myśl o ulotnieniu się jest złą myślą, która w ogóle nie powinna się u nikogo pojawiać. Posmuciłam się dobre 3 dni i 3 noce i czuję się lepiej, chociaż nie mam ochoty na rozmowy. Nie jest to wina tych osób, że nie chcę z nimi rozmawiać. Po prostu nie mam ochoty. Nie jestem w dobrej formie tak jak wspomniałam we wstępie postu, przebija mi się "ósemka" i przez to boli mnie dziąsło, głowa mi pęka bo kolejna nieprzespana noc za mną. Niemniej jednak jestem pełna nadziei na polepszenie sytuacji. Smutek czasem ma zbawienny wpływ. Naprawdę. Może to banał co napiszę, ale gdyby nie było smutku to nie docenilibyśmy tych pozytywnych aspektów w naszym życiu. Wszystko w życiu jest potrzebne, dla zachowania balansu.
Kiedyś wychodziłam z założenia, że lepiej znać garstkę osób, ponieważ to chroni przed rozczarowaniem i problemami. Oczywiście była to prawda, choć chciałam coś zmienić i zmieniłam. Niestety im więcej osób wokół nas tym więcej problemów. Śmieszy mnie jak ludzie nazywają 30 osób przyjaciółmi. Przecież to jest fizycznie niewykonalne aby w ciągu dnia porozmawiać z całą trzydziestką. Każdy człowiek ma obowiązki i naprawdę aby pogodzić wiele spraw wymaga nie lada wielkiej sztuki. Zawsze z kimś ma się lepszy kontakt z kimś słabszy. Zawsze tak jest. Czasem komuś trzeba powiedzieć ŻEGNAJ aby otworzyć nowy rozdział w swoim życiu. Czasem bywa tak, że nie umiemy zaakceptować rzeczywistości, ponieważ pragniemy czegoś za wszelką cenę. Nie uważam, że jest to złe postępowanie, aczkolwiek należy liczyć się z możliwością rozczarowania, smutku, a co za tym idzie poczucia przygnębienia. Ja właśnie zafundowałam sobie przygnębienie sama z mojej winy. Jestem taką osobą, że mam w sobie wiele nadziei i wiary w to, że się uda i nigdy się nie poddaję, obojętnie jak jest źle. Nie wiem czy w dobre miejsce mnie to myślenie zaprowadzi. Przekonacie się pewnie ze mną. Moi Kochani w moim życiu jest otwartych wiele ścieżek, znajomości, historii, które zatrzymały się w intrygującym punkcie i... no właśnie co? Wiecie co? Chciałabym dokończyć te historie. One nie mogą się tak zakończyć, przerwane i niedokończone. To mnie męczy i muszę coś z tym zrobić. I wiecie doskonale, że ja coś z tym zrobię, nawet jeśli po raz kolejny przyjdzie mi płakać. Nadzieja umiera ostatnia.
Wielkimi krokami zbliżają się moje kolejne urodziny. Zawsze robię sobie sama ze sobą takie podsumowanie mojego życia. Tworzę bilans zysków i strat każdego roku, najczęściej przed Sylwestrem. Chciałabym kończąc ten rok być pogodzona ze sobą, ale jak to się rozwinie dowiemy się za kilka miesięcy, a teraz przede mną moje urodziny. Im jestem starsza tym bardziej jestem przerażona upływem czasu. Nie lubię się starzeć, boję się starości, tego przemijania i straty rzeczy, ludzi, czasu. Przemijanie może być naprawdę przerażające. Niestety starość czeka każdego i jest to jedyny pocieszający element.
Życie jest bardzo intrygujące samo w sobie i zawsze ciekawi mnie co dalej się wydarzy. Los lubi płatać figle, ale w większości to od nas zależy jak potoczy się nasze życie. Mimo, że wierzę w coś takiego jak Przeznaczenie to uważam też, że losowi należy pomóc i doprowadzać do konfrontacji ludzi i zdarzeń ze sobą. Wiecie co jest pięknego w życiu? To, że czasem niespotykane zdarzenie, niesamowite spotkanie zmienia perspektywę patrzenia na rzeczywistość i zmienia nasz nastrój i wpływa na nasze dalsze oczekiwania. Żeby szczęśliwą być muszę sprowokować pewne zdarzenia, obojętnie jak wielką cenę przyjdzie mi za to w przyszłości zapłacić. Tymczasem ❤✋✌
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz