środa, 1 marca 2023

Jak się udaje to wszyscy są kumplami, a gdy pojawiają się zgrzyty to nikogo nie ma...

Przed napisaniem tego posta postanowiłam dokładnie zastanowić się czy kiedyś ktoś pomógł mi bezinteresownie. Hmm... 









W moim dosyć krótkim życiu Los wielokrotnie stawiał mnie w różnych sytuacjach. Wiele było bardzo pozytywnych, ale też zdarzały się te mniej pozytywne, kiepskie i nawet te... tragiczne. Różnie to w moim życiu bywało, ale koniec końców uważam, że każda z tych sytuacji była potrzebna abym jej doświadczyła i wyszła z niej o nowe doświadczenie mądrzejsza. Nie postrzegam ich jako karę za winy (czy co gorsza za grzechy 😅😅😅 - nie postrzegam niczego w kategorii tak destrukcyjnego określenia jakim jest grzech i umartwianie się nad swoją osobą). Mniej komfortowe sytuacje uważam za lekcje życiowe i swoiste poziomy do uczynienia skoku kwantowego w swoim życiu. Złe sytuacje muszą być, abyśmy nie stracili gruntu pod stopami i świadomości tego, że żyjemy i jesteśmy tu u teraz. Jeżeli nie wyciągamy wniosków z tego co wydarzyło się podczas naszego istnienia to sami siebie krzywdzimy, bo nie uczymy się na tym czego doświadczamy. A prawda jest taka, że bardzo rzadko jest tak, że wszystko co nas w życiu spotyka jest miłe, piękne i niesłychanie przyjemne. Tak po prostu nie wygląda życie, nawet jeżeli uważamy inaczej. 




Po tym wprowadzeniu zajmę się sednem mojego dzisiejszego posta. 


Kiedy późnym wieczorem miałam w końcu czas dla siebie to postanowiłam zaparzyć sobie herbaty i zapalić. No i oczywiście pomyśleć, rzecz jasna 😎. Musiałam wrócić do lat wcześniejszych, ale nie "leciałam" o te kilkanaście lat wstecz tylko z dobre 8 lat do tyłu. Jak tak sobie siedziałam i zastanawiałam się nad tym czy kiedyś ktoś pomógł mi w czymś bezinteresownie, bez widzenia w tym swojego interesu to naprawdę poczułam taki dyskomfort emocjonalny, ponieważ... nie przypominam sobie szczerze mówiąc takiej sytuacji. I nie mówię tutaj o sytuacjach typu - pozdrowienia, miłe życzenia urodzinowe, prezent imieninowy czy coś takiego równie niewielkiego. 

Należę do osób, które generalnie nigdy nie proszą o pomoc, bo moja duma pawia, upór osła i niemoc pokazania słabości mi na to nie pozwalają. Niemniej 2 czy 3 razy poprosiłam o pomoc i... przekonałam się, że nigdy więcej już tego nie zrobię. Nigdy! Dosyć boleśnie się przekonałam, że słowa ludzi to tylko słowa, puste słowa, które nie mają racji bytu i są taką czczą paplaniną. UMIESZ LICZYĆ, LICZ NA SIEBIE - takie coś sobie wyryłam w moim umyśle od tego roku i tego się trzymam. Nikt nam nie pomoże, nikt za nas własnych problemów nie rozwiąże i nikt nas wspierać nie będzie tak dobrze jak my samych siebie. I jeśli myślicie, że są ludzie, do których można zadzwonić o 3 w nocy, bo mieliście zły sen to nie... nie ma. Najbardziej prawdopodobne, że Was opierdolą za wybudzenie z ich jakże pięknego snu. Jeśli uważacie, że przyjaciel przyjechałby do Was aby wspólnie przesiedzieć tydzień w areszcie to... macie zajebiste fantazje 😆😆😆. I gdy macie w głowie skok na bank, to nie miejcie nadziei na to, że ktoś z Wami obrabuje sejf, bo takie historie to dobrze się sprzedają w literaturze i w filmach. Podałam Wam dosyć skrajne sytuacje, ale jak dobrze obrazujące dzisiejsze realia związków miłosnych i przyjacielskich. A najbardziej w tym wszystkim dotyka mnie to, że odebrałabym o 3 w nocy, nie będąc złą, przeleciałabym nawet ocean gdyby ktoś bliski był zapuszkowany w meksykańskim pierdlu. I ci, którzy mnie bardzo dobrze znają to wiedzą, że bym to zrobiła, bo raz że lubię sensację, a dwa... dla ważnych osób zrobię niemalże wszystko. Problem w tym, że nie działa to w dwie strony 😅😅😅. Nie powiem, jest to rozczarowujące, ale co zrobić. Tak skonstruowany jest ten świat i wiem, że tak naprawdę liczenie na to, że można kogoś zmienić i "wyprostować" to tak naprawdę jest marzeniem ściętej głowy. To tak jakby liczyć, że wchodząc do klatki z lwem ten lew nas nie zje, bo jest już po kolacji. 






Jak się udaje to wszyscy są kumplami, a gdy pojawiają się zgrzyty to nikogo nie ma... 


Powiem Wam, że życie (dla mnie i wg mnie) jest w obecnym czasie ostrym i zdecydowanym nauczycielem, który jak belfer z lat 50 bije linijką po palcach. I to naprawdę boli solidnie... 💔. Doszłam do bardzo przykrych wniosków.


Wiele osób mówi, że należy się szanować, przebywać ze sobą, być blisko, spędzać razem czas aby na starość móc sobie podać szklankę wody kiedy będzie się chorym, będzie się pacjentem szpitala. Myślicie, że jak zostaniecie inwalidami, stracicie nogi i będziecie poruszali się przy pomocy wózka inwalidzkiego to ktoś będzie zapraszał Was na imprezy, bankiety, pobiegać po parku? W chuj przykre, ale NIE. Niestety w takich momentach wiele ludzi traci najbliższe osoby, ponieważ stają się dla nich nieatrakcyjni towarzysko. Staję się po prostu bezużyteczni, niepotrzebni. A nie ma nic gorszego niż być niepotrzebnym nikomu. No oprócz może tego, że jest się dla kogoś ciężarem. Tak, to jest chyba najgorsze. I wiecie co... nigdy nie liczyłam i nie liczę, że ktoś kiedyś przyjdzie do mnie gdybym zachorowała i zaparzy mi herbaty i poda talerzyk z ciasteczkami maślanymi. Nigdy od nikogo czegoś takiego nie oczekiwałam, tak samo jak nigdy nie planowałam dzieci tylko po to, aby opiekowały się mną na starość kiedy to będę stara, zmęczona i niedołężna. To okrutny egoizm tak podchodzić do życia. Poza tym nikt nie ma pewności, że te dzieci będą chciały mieć z nami kontakt i nam pomagać. No wiem, że okrutne, ale prawdziwe! 

Kiedy stracicie samochód, który mieliście w leasingu, zaczniecie sprzedawać wszystkie cenne rzeczy, które macie, a wszystko po to aby w następstwie stracić swój cały majątek jakim jest Wasz dom to nie liczcie na to, że ktoś Was zaprosi na kawę, na obiad czy do kina. Chyba, że sami sobie za to zapłacicie z pieniędzy, które otrzymaliście od przechodniów, którzy wrzucali Wam kilka monet do kapelusza, gdy musieliście poniżać się przed wszystkimi żebrząc na dworcu głównym, albo sprzedając swoje ciało w nocnym klubie tańcząc na rurce w takt One night in Bangkok. Brutalne? Jakże prawdziwe. 


Przykładów mogłabym wymieniać bez liku, ale po co? Fakty są takie, że gdy jest dobrze to przyciągacie ludzi jak na lep, a kiedy życie się zmienia (na gorsze) to sayonara i tyle. Smutne? Owszem, ale tak jest. Można z tym dyskutować, ale czyny, zachowania i wszystko wokoło pokazuje, że jest tak, a nie inaczej. 









Niemniej nie ma co się załamywać, tylko trzeba iść zawsze do przodu z podniesioną głową i nigdy, ale to nigdy nie należy się zatrzymywać, nawet gdy Was opluwają, drwią z Was i opowiadają o Was w złym świetle. Ludzie zawsze będą gadać, bo większość nie przejawia refleksji nad własnym życiem i swoim postępowaniem. 


Nawet jeśli będą Wam pluć w twarz to myślcie, że deszcz pada.








Tymczasem. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz