piątek, 22 lutego 2019

I Can`t Help Myself...

Czasem wiele rzeczy wydaje się łatwych, oczywistych, takich... jasnych na pierwszy rzut oka. Zazwyczaj one są trudniejsze i niekiedy strasznie skomplikowane. Wiele osób nie chce się przekonać, nie chce nawet spróbować. Pozostawiają te sprawy w szufladzie bez dna, z napisem PÓŹNIEJ. Później może nigdy nie nadejść i... to jest w tym wszystkim przerażające, a zarazem piękne. Ludzie rozumieją koniec w kategorii śmierci, a koniec może być początkiem czegoś lepszego, bardziej świadomego i dojrzałego. Niekiedy coś trzeba stracić, porzucić aby uwolnić się i pójść dalej. Czasami żałujemy decyzji, ale suma summarum doświadczamy nowej emocji - świadomości swoich wyborów. Mam tylko 25 lat, ale przeżyłam sporo, sporo widziałam, wieloma uśmiechami obdarzyłam ludzi, mnóstwo łez wylałam i dostałam kilka jak nie kilkanaście mocnych lekcji życiowych. Na początku byłam zła, nie akceptowałam tego co się zadziało. Miałam pretensje, że to wina Losu, czegoś niematerialnego lub jakieś wielkiej siły. Ale prawda jest taka, że Los chce nas czegoś nauczyć, chce nas ukształtować na następne ciosy, radości, lata. Choć wielokroć zastanawiałam się wznosząc oczy do nieba, z krzykiem duszy pytając DLACZEGO?

Po tygodniach, niekiedy latach dowiedziałam się, że wszystko miało sens. I zło i dobro. Wiecie doskonale co napisałam po moich dwóch pobytach w szpitalu w roku 2018. Czułam się źle. Ktoś kto nie doświadczył skoków ciśnienia nazywanych przełomem nadciśnieniowym nie zrozumie co czułam. Kiedy nie można złapać tchu, kiedy serce bije prawie 200 uderzeń na minutę, ucisk głowy chce nam zmiażdżyć czaszkę, kiedy czujemy niepokój przed śmiercią i zdajemy sobie sprawę, że udar może nas spotkać zazwyczaj chcemy umrzeć bez bólu i skutków w postaci bycia "rośliną". Ja miałam w głowie jedną myśl ŻYĆ. Wtedy miałam okres kiedy byłam strasznie zestresowaną osobą, bałam się o swoje życie, stresowałam się wszystkim. I kiedy nadeszła choroba zwana złośliwym nadciśnieniem zaczęłam oswajać się z tym co jest, z życiem, problemami, stresem. Ta choroba to było błogosławieństwo dla mojej psychiki. Poczułam oczyszczenie kiedy mijały kolejne miesiące. To po prostu było mi potrzebne. Było nieprzyjemne, straszne, potworne. Być może kiedyś się powtórzy to wszystko, ale dziś wiem, że nawet jeśli, to dam radę, bo już to przeszłam. Zawsze wierzyłam w to, że wszystko dzieje się po coś. Jeżeli wątpicie w to, wątpcie, bo ja nie rozkazuję Wam abyście wierzyli w każde moje słowa, ba! bylibyście idiotami wierząc we wszystko co lubię powiedzą i napiszą. Jedynie chciałabym abyście zastanowili się czy w Waszym życiu jest naprawdę tak źle jak myślicie. Jest wiele spraw, z którymi chciałabym się podzielić i jeśli będę pisała Myśli Kobiety Wyzwolonej jako staruszka wiem, że uśmiechnę się i będę dumna, że byłam odważna mówić, myśleć i pisać to co myślę. Pisanie mnie uratowało, a choroba wyzwoliła.

Mam nadzieję, że mimo tego co Los mi przygotował na kolejne dni, tygodnie, miesiące, lata ja będę zawsze sobą i będę wierzyła w przeznaczenie i sens tego co mnie spotyka. Chciałabym znowu spojrzeć w lustro, w swoje oczy i ujrzeć szczęśliwą osobę sama ze sobą, tak jak było kiedyś. I wiecie co... wiem, że tak będzie, bo w to wierzę. Nie zamierzam skupiać się na złych myślach jak to było w 2018. Bo to szkodzi. Zawsze miałam dużo entuzjazmu, więc po co dręczyć duszę tym co przeminęło? Było, stało się, trzeba wstać, otrzepać się z tego gówna i zrobić wszystko aby nie popełniać tych samych błędów. Dzisiaj uświadomiłam sobie wiele nowych spraw i dojrzałam do tego aby nie robić nic na siłę. To co się stanie to się stanie. I akceptuje to już w pełni. Jeśli coś będzie mi pisane to się wydarzy, jeśli nie to nie, znaczy, że czeka mnie coś lepszego. Nie martwcie się, tylko znajdźcie cel w życiu i spełniajcie marzenia. Nie mówcie innym o swoim planach tylko czyńcie tak aby Wam było dobrze, tylko nie krzywdźcie nikogo przy tym. Bądźcie ludźmi dla ludzi nawet jeśli oni nimi nie są. Krzykiem nikt nikogo nie nauczył, zabicie mordercy nie zmniejsza liczby morderstw, ale zło rodzi zło. Dlatego dobrem rozpraszajcie zło, bo tylko dobro, brak zazdrości i spokój może uratować nas ludzi przed ludźmi, którzy szerzą zło. Wierzę, że jeszcze będzie dobrze ❤

Tymczasem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz