piątek, 29 stycznia 2021

Bo smutek rodzi się zawsze z czasu, który upływa, a nie zostawia owocu.

Jest już prawie 2 w nocy i już dawno (jeśli mnie pamięć nie myli) pisałam o takiej późnej porze jak dzisiaj. Boli mnie brzuch ze stresu i zamiast napić się melisy, mięty, rumianku to postanowiłam napić się napoju bogów czyli bawarki (po prostu herbata z mlekiem i cukrem). Polecam przede wszystkim kobietom przy nadziei oraz tym, które pragną mieć piękną cerę, ale wtedy zalecałabym nie dosypywać cukru tylko dodać odrobinkę miodu, który ma działanie łagodzące i... świetnie smakuje 💛. 


Ten przepiękny kubek zakupiłam w Carrefour. Uwielbiam ażurowe kubki w stylu wiktoriańskim. 


Wklejając to zdjęcie chciałam Wam pokazać jak prezentuje się brokatowa mgiełka, którą ostatnio recenzowałam dla Was. Mowa jest oczywiście o BI-ES BLOSSOM GARDEN (wersja rozświetlająca). Naszyjnik zaś kupiłam w YES. Jest to srebrny twór z moim imieniem ALEKSANDRA. 


I tym wstępem chciałabym przejść do głównej myśli, którą dzisiaj dla Was przygotowałam. 

Tegoroczny Styczeń mija jak z bicza strzelił co mnie zaskakuje, zadziwia i trochę rozczarowuje, ponieważ nie ma co się w życiu co śpieszyć z czasem, ponieważ wtedy tak naprawdę śpieszymy się do trumny, bo właśnie na końcu to nas czeka. Albo urna, kto co woli, dla każdego coś miłego 😈😆😈💀💀💀. Ale nie samo przemijanie jest najstraszniejsze w życiu, tylko upływający czas, który nie zostawia po sobie żadnego owocu pod postacią pieniędzy, wielkiego majątku, dobrej figury, zajebistych przyjaciół czy Oscara na półce z milionem książek. To jest dołujące kiedy żyjemy bez celu albo starając się mimo wszystko tracimy to o co zabiegaliśmy. To jest wtedy kurwa straszne, a nie to, że czas mija. Czas nie zatrzymuje się i każdy o tym wie, ale gdy tracimy coś cennego mimo starań... to jest wtedy straszne i takie eh... rozczarowujące, a jak wiecie z Myśli Kobiety Wyzwolonej rozczarowanie to jedna z bardziej bezwartościowych emocji. Tak sobie leżę i słucham Sanah, Korteza i niestety ich doskonale rozumiem. Nawet powiedziałabym, że aż za dobrze. 

Ostatnio usłyszałam - "Ty musisz częściej cierpieć, bo wtedy codziennie pojawiają się posty". I faktycznie coś w tym jest. Niektórzy sięgają po narkotyki inni po alkohol, są też tacy, którzy muszą stosować mnóstwo tabletek aby sobie pomóc. Ja zaś wolę pisanie. To moje najlepsze uzależnienie jakie posiadam. Wiecie doskonale, że żyję aby pisać i piszę aby żyć. To pozostanie ze mną do końca, ponieważ wtedy najszybciej odnajduję równowagę. No i oczywiście samotnie. Są ludzie, którzy muszą się wygadać, a ja potrzebuję spokoju aby zregenerować siły mentalne, które w chwili obecnej się rozchwiały przez te pieniądze, które nie wiadomo gdzie są. Cały czas powtarzam sobie, że będzie dobrze, ale jakoś trudno mi aby samej sobie w to uwierzyć. Niemniej nie tracę nadziei, NIGDY. 

Wierzę, że wszystko się wyjaśni i znowu będę tryskać energią, szczęściem i odzyskam utracony spokój. 


Na koniec dzisiejszego postu chciałabym poruszyć temat maseczek. Według mnie jeszcze długo się z nimi nie rozstaniemy, a być może z dwa/trzy lata przyjdzie nam je nosić na twarzy, brodzie i na jednym uchu jak w zwyczaju mamy nosić. Sama przyznam, że nie jestem pod tym względem święta, ponieważ wkurwiają mnie te maseczki, ponieważ słabo mi się w nich oddycha, spływa mi makijaż, pogarsza mi się cera na brodzie, odstają mi uszy i wiele wiele innych minusów mogłabym jeszcze wymieniać. Generalnie nie wierzę w moc ochronną maseczek, ale uważam też, że nie wiadomo czy one są takie całkiem bezużyteczne. Także wolę je nosić niż załapać koronawirusa. Na spacerze wieczornym z psem nie noszę na ustach i nosie maseczki, ponieważ uważam, że to bezsensu, ale w sklepie, aptece i komunikacji miejskiej mam na twarzy maseczkę obowiązkowo, ponieważ wolę nie ryzykować jeśli chodzi o moje zdrowie. I Wam też nie radzę! 

A co do mojej maseczki, którą widzicie na zdjęciu powyżej to jest to ślubna, koronkowa maseczka, którą zakupiłam na Allegro za 18 złotych. Piękna jest, ale niestety nie chroni przed patogenami gdyż ma prześwity i dziurki. Ale za to noszę ją jak coś na spacerze, ponieważ chronię się przed mandatem a przy okazji mogę oddychać jak bez maski ha ha ha. 

Jeśli chodzi o moją koszulę nocną to jest to beżowa mini koszula z czarną Mickey Mouse, którą jak wiecie uwielbiam od dzieciństwa. Jest to już moja druga koszula nocna z Mickey jaką posiadam, więc wiecie... im więcej Mickey tym lepiej. Kupiłam ją oczywiście w H&M. Polecam! 




I teraz mogę już zakończyć dzisiejszy obszerny post, który pisało mi się o dziwo bardzo dobrze, mimo kiepskiego nastroju. Jednak posty nocne przy dobrej muzyce to jest to! 😀😁😎😎😎


Trzymajcie się cieplutko i bądźcie zdrowi, szczęśliwi i spokojni na duszy!
Buziaczki 💋👄💋👄💋👄







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz