wtorek, 19 lipca 2022

Totalna ANHEDONIA

 



Nie no, dzisiaj to już życie przesadza. Nawet Maassen ma pewne granice, cierpliwość i... siły. Ale może zacznijmy od początku, co? Po pierwsze to miałam podwyższoną temperaturę, bo dostałam zapalenie pęcherza i to srogie, ponieważ szłam do toalety w pół zgięta... taak! miałam aż taki ból pęcherza. A skąd to zapalenie? Ano, w ostatnim poście napisałam Wam, że mam w zwyczaju nie korzystać z toalet publicznych. Powinnam także dodać, że mam nawyk wstrzymywania siku 😒. Także wstrzymałam barrrrdzoooooo długo i zanieczyściłam sobie mój pęcherz i stąd zapalenie. Obiecałam sobie, że już nigdy więcej wstrzymywania! No way! 😑😑😑😒😒😒😓😓😓. Kolejną sprawą, która mnie dzisiaj dobiła jest sprawa spadkowa. Yyy... nawet nie chce mi się nic mówić, ani pisać. Może kiedyś. Trzecia sprawa jest taka, że powiedziałam za dużo i zraniłam osobę, którą kocham. Tak, mowa o moim bracie. Czasem serio lepiej ugryźć się w język, naprawdę. Podsumowując mam zjebany nastrój tak jak widać na obrazku powyżej. Niemniej i tak podziwiam siebie, że przyjmuję to wszystko na zimno i na trzeźwo 😅. Czasem tylko siąść, rozpłakać się, a następnie śmiać się ze swojej jakże zjebanej nieudolności i nie wiem czego, karmy, złośliwości od Losu? Nie wiem. Odczuwam sobie totalną anhedonię i już straciłam ochotę na cokolwiek, a wiem, że nie mogę póki co wyluzować. Wszystko rozstrzygnie się 19 sierpnia, więc póki co żyję na bombie i to dosłownie. Nikt za bardzo tego tematu nie zrozumie, bo raz, że nikomu za wiele nie mówiłam, dwa to nawet nie chce mi się nikomu mówić, a trzy to wiem, że ludzie (nawet bardzo bliskie osoby) zaczną dodawać swoje "zacne" trzy grosze i nawet nie zrozumieją, choć sami oczekują nagminnie zrozumienia. Także zwyczajnie mi się nie chce, po prostu. Wiecie jakie to frustrujące pocieszać cały świat (kurwa serio), a samemu usłyszeć przy jakimś problemie i zmartwieniu coś w stylu - "no wiesz, trzeba było tak nie robić", "no ale, mogłaś się spodziewać tego", "w sumie to się nie dziwię, że się wkurwili", "też byłabym zła", "no ale, było to do przewidzenia", "takie są konsekwencje". No to sobie powiedziałam już wszystko co mogłabym usłyszeć 😅. Jeśli zaś wszystko jakimś cudem rozwiąże się pozytywnie to wierzcie, że przez cały tydzień będę imprezowała do upadłego. Popłynę totalnie, wtedy! 😆😆😆😆😆😆😆😆😆 A póki co słucham muzyki Julii Wieniawy, palę papieroska przy zielonych światełkach choinkowych i staram się chillować, choć idzie mi... słabo. Powiem Wam, że może i bym zaczęła płakać, szlochać, a nawet ryczeć, ale oszczędzam łzy na kiedy indziej, choć mam tę złudną nadzieję. Nigdy tej nadziei nie należy tracić, nigdy. Wiecie? Chciałabym aby moim problemem było przytycie 3 kilogramów, nieudana randka, wkurwiająca i głupia córka szefa, pęknięta prezerwatywa czy nowopowstałe naczynka na udach. Serio! No, ale w życiu nie można sobie zaplanować problemów i wybrać co ma nas spotkać, a co nie. Życie ma za zadanie nas czegoś nauczyć. A jeśli życie nas uczy, to wtedy boli. Mam nadzieję, że będzie inaczej niż myślałam i wszystko zakończy się dobrze. Choć mam bardzo złe przeczucia, bo sytuacja wygląda bardzo słabo. Niestety.






Nie wiem czy dzisiaj szybko zasnę, ba! czy w ogóle zasnę, ale będę się starała usnąć dla zdrowotności. Zobaczymy jak mi pójdzie... 








Tymczasem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz