Są dni kiedy chciałabym założyć okulary i być niewidoczna dla większości ludzi.
Są dni kiedy chciałabym nie rzucać się tak bardzo w oczy.
Są dni kiedy chciałabym, aby nikt nie słyszał co mówię.
Są dni kiedy chciałabym przeleżeć i przespać całe lato, jesień, zimę i wiosnę.
Są dni kiedy czasem wolałabym być incognito.
Nieznana, zapomniana, obojętna...
Ostatnio mając dyżur (beznadziejnie to brzmi, ale centrala lubi to słowo) w sex shopie spotkałam faceta, którego znam z pewnego miejsca. Znam (to troszkę nadużycie, bo rozmawialiśmy ze sobą z 5 razy, taka bezwartościowa pogawędka) go troszkę i przyszedł na małe zakupy ze swoją żoną (tak mniemam, tak podejrzewam). Kupił 4 gadżety i bardzo dobrze, bo to głupi bogacz, który totalnie nie umie się wysłowić, pisać też nie umie i dodatkowo robi szemrane interesy. Także, niech wydaje hajsy na sexy gadżety, why not? Ale nie o ilości zakupów chciałam pisać, a o tym, że ja udawałam, że go nie znam, a on udawał, że nie wie kim ja jestem. Także jak to się mówi - DOBRA MINA, DO ZŁEJ GRY. Żal mi, że ta kobieta nie jest świadoma jaki z tego palanta łajdak. Obraca wszystkie dziewczyny, a one na niego lecą, bo ma kasy jak lodu. Oczywiście, mądra dziewczyna na niego nie poleci, bo trudno rozmawiać z zepsutym robotem, który ma mowę jaskiniowca i nie wiadomo o co mu biega. Po prostu tym, który jest najgorszym rodzajem faceta i człowieka. Chodzące dno! Obsługa jego i jego żony (ona wcale nie level inteligencji wyżej niż on) trochę mnie zmęczyła, bo byli bardzo nerwowi, podchmieleni, a on... naćpany okrutnie. Miał wszystkie objawy brania mocnych prochów. Wystarczyło, że spojrzałam w jego oczy, a już wiedziałam, że Mefisto przeleciał przez jego nozdrza 😅😆😂😂😂. No cóż... nie lubię obsługiwać ćpunów, ale praca w takim miejscu jak sex shop (nawet ekskluzywny, choć bez klimy XD) wymusza ode mnie obsługę marginesu. Poza tym takie miejsce jest idealne, aby ćwiczyć swoje umiejętności miękkie, charyzmę, opanowanie i etc. To lekka i przyjemna praca, ale niekiedy bardzo trudna i wymagająca. Wymagająca spokoju, opanowania i panowania nad sytuacją, czasem trudną i niebezpieczną.
Jak już ta parka wydała sporo hajsu i wyszła z miejsca mojej pracy to odetchnęłam z ulgą. Mam nadzieję, że już nigdy ich nie spotkam i nigdy nie będę musiała ich obsługiwać, ponieważ marginesowi mówię jedno wielkie NIE.
Naprawdę... czasem wolałabym być incognito, nikomu nieznana, ale zbyt kocham życie, aby tak się stało.
Tymczasem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz