sobota, 11 sierpnia 2018

Kształcenie się w sztuce tracenia...

Myślałam, że moje serce jest z lodu i już nikogo od czasu gimnazjum nie pokocha tak bardzo jak kiedyś. Myślałam, że seks bez zobowiązań i jednodniowe przygody to jest to czego tylko mi w życiu potrzeba. Myślałam, że złamane serce nie może już działać. Że nie może już kochać. Na mojej drodze spotykałam różnych facetów. Jedni byli zapatrzeni w siebie, inni romantykami, jeszcze inni intelektualistami. Wszystkich łączyło to, że umieli dobrze bajerować, choć na mnie coś takiego nie działa. Zdawałam sobie sprawę czego chcą. To takie rozczarowujące wiedzieć, że jest się świetną kochanką a kiepskim materiałem na partnerkę. Ktoś kiedyś powiedział, że niektóre kobiety nadają się tylko na kochanki. Być może jestem właśnie taką kobietą. Nie wiem. Nie zastanawiam się nad tym. Nie rozmyślam. Nie analizuję tego. Po prostu jestem. Kiedy poszłam na stosunki międzynarodowe na Fuksówce poznałam Jego. Nie wiem czy to za duża dawka alkoholu czy za mocne pociągnięcie blanta czy jego błękitne oczy, ale przepadłam. Przepadłam bardzo. Posiadał wszystko czego pragnęłam: błękitne oczy, seksowny, ciepły i nie za bardzo niski głos, delikatne dłonie, był intelektualistą i romantykiem. Czego chcieć więcej. Znamy się już długo, a tak rzadko się widujemy. Czasem czuję się jak kobieta, której mężczyzna wyjechał na wojnę, a ona każdej środy czeka na list.

Nie wiem jak potoczy się moja historia z Nim, ale wiem że obojętnie z kim przyjdzie mi być, z kim dzielić dom, sypialnię, łóżko, pralkę, stół to ja i tak będę kochać Jego, bo każdego kogo się kochało kocha się do końca życia. Każdy coś dla nas znaczył. Uczucia z czasem się tylko spłycają, ale sentyment potrafi pozostać. Nie zawsze i nie w każdym przypadku, ale jednak. Dla mnie więź emocjonalna jest ważniejsza niż fizyczna. Teraz pewnie wszyscy wielkie oczy - "Ale jak to? Maassen woli uczucia niż seks?". Kochani tego nie powiedziałam. Po prostu jeżeli kogoś kocham to moje serce przepełnione jest miłością obojętnie czy fizycznie tę osobę zdradzę czy nie. Wierzcie mi, że dla zakładu, ze złości można się przespać z kimś jednocześnie kochać szaleńczo kogoś innego. Smutne jest to co teraz napiszę ale myślę, że ja i On nigdy razem nie będziemy w sensie związku, bo ja mam tego czasu bardzo dużo, on bardzo mało. Nasza relacja bardzo się ostudziła, choć moje uczucia są mocniejsze niż były przedtem.

Ponad tydzień temu dostałam niezbyt przyjemną wiadomość, choć była skonstruowana tak, że miała nie należeć do tych niemiłych. Nie uraziła mnie, nie sprawiła przykrości tylko uświadomiła mi, że nie tylko ja jestem krzywdzona ale i, że sama zrobiłam komuś krzywdę i to bardzo. Być może skrzywdziłam w taki sposób, że On już nigdy mi nie zaufa. Być może zabiłam w nim uczucia, które do mnie żywił. Podobno nadal mnie kocha, ale wiem że stara się we mnie odkochać, aby nie krzywdzić siebie. Być może dobrze postępuje, a ja przez wrodzony egoizm nie mogę tego znieść. To rozszarpuje mi duszę, serce, emocje. Niewiedza jest straszna, najgorsza. Gorsza niż obojętność. Obojętność jest wtedy kiedy nie wzbudzamy w drugim człowieku jakichkolwiek emocji, a to potworność. 

Moja mama zawsze powtarza, że najgorzej jak są wielkie miłości. Z nich są same problemy. Ale moi Drodzy czy to nie piękne kochać całym sobą, kochać do utraty tchu, tak mocno jak to tylko możliwe. Będąc na stosunkach międzynarodowych poznałam Jego a potem jak na złość kolegę z roku, który mnie zaintrygował do tego stopnia iż myślałam, że się w nim zakochałam. A potem dwóch mężczyzn, którzy chcieli mnie mieć na własność. To wszystko jest takie skomplikowane, że mam jeden wielki mętlik w głowie. Tej nocy czuję, że nie zasnę, bo jak zasnąć kiedy cierpi się emocjonalnie do tego stopnia, że chętnie bym zaczęła krzyczeć, płakać i śmiać się z bezsilności. Jak żyć, jak kochać, jak spać, jak śnić. 

Obojętnie jak ta historia się skończy to powiem Wam, że poznanie Jego miało wydźwięk metafizyczny, ponieważ kiedy byłam zraniona po romansie z żonatym płakałam strasznie i wtedy zaczęłam mieć problemy z emocjami. Płakałam tak strasznie, że opanować się nie mogłam. Wtedy płakałam i się modliłam o kogoś kto będzie mnie kochał nad życie, a potem za dwa miesiące spotkałam Jego. Jestem sceptycznie nastawiona do Boga i jego istnienia, ale dużo dziwnych nienamacalnych rzeczy się wydarzyło. Cytując Lema - "Czasem diabeł mnie kusi, aby uwierzyć...". To taka mała ciekawostka dla Was i pewnie nie tylko dla Was. Nikomu o tym nie mówiłam. Ale już wiecie, że ta historia jest zakrapiana czymś ponad to wszystko co nas śmiertelników otacza. 

To chyba najlepsze podsumowanie mojej opowieści. Są historie, które mają początek i koniec, są historie niedokończone i te, którym nie dano szansy. Pewna znajoma psychoterapeutka Kasia powiedziała mi, że w moim życiu jest za dużo strat. Owszem... dużo w życiu straciłam i pewnie jestem bliska kolejnej straty. Ale wiecie Maassen jest jak kot, przeżyje i spadnie na cztery łapy. Będzie boleć, ale się ze wszystkiego podniosę. Mimo wszystko chciałabym dostać na urodziny prezent pod postacią jednego spotkania, tego ostatniego spotkania. Historie niedokończone są ciekawe, piękne ale w życiu inaczej to działa. Chcę tę historię dokończyć. Bez zaufania nie można nic zbudować. Ani miłości, ani przyjaźni. Myślę, że oboje chcieliśmy ze sobą spędzać czas, oboje żywiliśmy do siebie romantyczne uczucia. Myślę, że powinniśmy się pożegnać, aby móc iść dalej. Pisząc, łzy same mi płyną po policzkach, bo to mną uderzyło. Całe życie kształcę się w sztuce tracenia...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz