Każdy kto w swoim życiu poznał Benzodiazepinę czy to blondynkę czy to długonogą brunetkę wie, że to nałóg, w który wpada się z dnia na dzień. Niewiele jest ludzi, których można nazwać Benzodiazepinami. To ludzie, których coraz bardziej się chce, potrzeba ich do życia, spania, pieprzenia, do oddychania. Gorzej jak takiej osoby zabraknie... wtedy pojawia się frustracja i złamane nadzieje. A przecież byłam tylko Benzodiazepiną. Byłam po to aby spotkać mnie przypadkiem, abym niosła chwilową pomoc, zauroczyła, zaintrygowała i stała się pragnieniem. Nie obiecywałam miłości, nie ukrywałam pokus i pragnień. Byłam wiatrem, odurzeniem wiosennych, zielonych liści, promieniem słońca, BYŁAM.
Choć raz w życiu warto być dla kogoś czyjąś odmianą "pigułki szczęścia". Przyjemnie uszczęśliwiać innych, dawać radość, wprowadzać w euforię. Niestety ludzie zapominają, że lubię też mrok. On zawsze mnie otaczał, lubię kiedy słychać jazz, tli się papieros, whiskey z colą miesza mi w głowie i kiedy ktoś chce mnie Benzodiazepinę - uszczęśliwiającą i spychającą w przepaść, w najgłębsze mroki wyzwolenia z konwenansów. Niewielu stać na to aby się odważyć, niewielu jest mrocznych dżentelmenów pragnących głębi świadomości.
Byłam Twoją Benzodiazepiną, każdą tabletką szczęścia, każdym zaciągniętym haustem gęstego dymu. Niewiele osób to Benzodiazepiny. Trzeba mieć charakter, niesamowitą radość życia i głęboki mrok. Trzeba umieć kochać do nieprzyzwoitości i ranić jak ostry nóż. Trzeba być po prostu najdoskonalszym uzależnieniem.
Twoja*(Wasza) Benzodiazepina
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz