piątek, 23 lutego 2018
Wyjście ze szpitala Centrum Zdrowia Matki Polki
Dobry wieczór moi Kochani ✋👄😊 w szpitalu Centrum Zdrowia Matki Polki leżałam 6 dni. Pobyt w tym szpitalu był znacznie spokojniejszy niż w szpitalu im. Jana Bożego, ponieważ tutaj nie skakało mi ciśnienie do olbrzymich wartości, więc czułam się względnie dobrze. Poznałam trzy interesujące kobiety, dzięki którym miałam bardzo umilony czas. Nie chciałam aby ktoś zbytnio mnie odwiedzał w szpitalu z moich bliskich, ponieważ potrzebowałam samotności. A poza tym nie chciałam martwić innych swoim kiepskim samopoczuciem. Nie lubię gdy ludzie, których kocham są zdołowani i zmartwieni. Fakt faktem potrzebne mi wsparcie i zrozumienie. Potrzebny mi ktoś, kto powie, że wszystko będzie dobrze, że moje ciśnienie za kilka tygodni wróci do normy i poczuję się lepiej. Bardzo bym tego chciała. Sęk w tym, że łatwiej nam ludziom uwierzyć w te złe rzeczy. Wierzę całe życie, że wszystko dzieje się po coś. W Centrum Zdrowia Matki Polki dzieliłam pokój z jedną bardzo inteligentną kobietą, która ma wiele doświadczeń w swoim życiu. Powiedziała mi, że jak zmienię styl życia moje ciśnienie wróci do normy. Potem dzieliłam pokój z młodą psychoterapeutką, która ma guza na szyi. Powiedziała mi, że moje ciśnienie bierze się z ogromnego stresu, ponieważ na swojej drodze spotkałam niewłaściwych ludzi, którzy mnie skrzywdzili emocjonalnie. Później do pokoju dołączyła nauczycielka religii, która stwierdziła, że trzeba oddać swoje życie w ręce Boga, bo czasem tylko on może nam pomóc. Te trzy cenne rady bardzo podniosły mnie na duchu. Jeśli się do nich zastosuję może naprawdę pomogę swojemu zdrowiu i samopoczuciu. Nigdy nie miałam tak, że chciałam tylko zdrowia i dobrego nastroju. Dziś to dla mnie najcenniejsze. Słucham teraz stacji Hygge i zastanawiam się nad tym co zrobiłam ze swoim życiem źle. Moja świętej pamięci babcia mawiała, że życie jest jak bańka na wodzie i w każdej chwili może przeminąć. Od dwóch miesięcy żyję jak taka bańka. Człowiek naprawdę musi być bardzo silnym aby być chorym. Zawsze uciekam kiedy pojawia się niebezpieczeństwo, ponieważ tak działa moja psychika, ale przez ostatni czas walczę bardzo wytrwale i walecznie aby żyć. Choć pisząc ten post płyną mi po policzkach łzy wierzę w to, że mój stan się poprawi i w końcu moje ciśnienie wróci do optymalnych wartości. Nigdy tak nie cierpiałam. Oczywiście jest lepiej z moim stanem zdrowia, ale nikt z Was nie chciałby takiego "lepiej" jak odczuwam. Pewnie jesteście ciekawi jak zostałam zdiagnozowana. A mianowicie mam nietolerancję glukozy. Jeśli nie zrezygnuję z cukru dostanę cukrzycę, ponieważ w tej chwili mam stan przedcukrzycowy. Po drugie mam niedobór witaminy D, po trzecie mam spadki potasu, po czwarte mam za duży poziom kwasu moczowego i po piąte za dużo ważę. Dodatkowo muszę miesiąc czekać na wyniki 3 hormonów. Bardzo cieszy mnie jednak to, że wyniki tomografu nerek i nadnerczy nic nie wykazały. Nie mam guza i bardzo jestem uszczęśliwiona dzięki temu. Przede mną bardzo dużo pracy nad sobą, muszę zmienić styl życia, schudnąć, po prostu muszę zmienić swoje życie i nawyki. Będzie to bardzo trudne i będzie to ode mnie wymagało wiele zaparcia, motywacji. Odczuję pewnie wiele spadków nastroju, bólu i nieobce będę mi załamania, ale muszę dać radę, ponieważ chcę żyć. Bardzo kocham moją mamę i mojego brata. Zależy mi też na kilku osobach w moim życiu. Dlatego też nie wyobrażam sobie umrzeć. Teraz napiszę coś czego nigdy najprawdopodobniej nie napisałabym gdybym była zdrowa. Czasem nie można żyć tak jak się chce, czasem nie można mieć wszystkiego, czasem trzeba coś stracić aby coś mogło trwać dłużej. Wiem, że moja choroba ma wyższy sens i musiało mnie to spotkać abym przewartościowała swoje życie, ale mogłoby to tak nie boleć. Gdybym mogła poprosić. Zdaję sobie sprawę z tego, że wiele osób odejdzie ode mnie, ponieważ nie będę już świetnym kompanem do imprezowania, wiele uroczystości mnie ominie, ale wiem że są dwie osoby, dla których warto żyć. Nie mam jakiś wielkich wymagań co do długości życia, ale chociaż do 50. Wiem też, że ta sytuacja(choroba) uczyni mnie osobą jeszcze silniejszą gdy to wszystko minie, ale kiedyś myślałam, że młodość to najlepsze co nas spotkało. Nie zawsze tak jest. Czasem to niezłe szambo. Mam głęboką nadzieję, że jesteście zdrowi i cieszycie się, że piszę ten post i czuję się o te 20% lepiej niż ostatnio. Postaram pisać jak najczęściej. Sześć dni w szpitalu dało mi wiele wspomnień, dużo rozmawiałam. Uważam, że te trzy osoby miałam spotkać aby dostać rady. Całe życie wspierałam innych, ale nikt nie wspierał mnie. To takie inne, takie dobre poczuć coś na odwrót. Trzymajcie się ciepło i dbajcie o swoje zdrowie, walczcie do końca, ponieważ życie to cudowna sprawa, a zdrowie jest najważniejszym co macie. Wszystko wcześniej lub później przeminie. Nie skupiajcie się tak na materii, ponieważ to tylko rzeczy. Zdrowi ludzie nie zastanawiają się nad sensem istnienia, ponieważ nie mają problemów, nie wiedzą co to znaczy ból, cierpienie i możliwość nagłego odejścia z tego świata. Życie niekiedy bardzo umie przewartościować nasze myśli i poglądy. Pamiętajcie, że warto żyć choć dla jednej osoby, nawet jeśli tą osobą jesteście Wy sami. Kocham Was.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz