poniedziałek, 3 września 2018

Alexandra, moja dziewczyna z Webu

Rzadko można spotkać mnie bez uśmiechu. Przez co ludzie uważają mnie za szczęściarę z pogodą ducha i bezproblemowym życiem. Niestety nie jest tak jak ludzie mnie postrzegają. Wielokrotnie powtarzałam Wam, że najlepszy humor bierze się z najczarniejszych zakamarków duszy. Tak po prostu jest i koniec. Dlatego większość komików cierpi na głęboką depresję. To temat rzeka, nad którym dzisiaj nie będę się rozwodziła pijąc margaritę w towarzystwie Maxa(dobry kumpel). Rozmawiałam z nim dzisiaj na temat życia w sieci. Czy warto, czy to naiwne, czy można się wkurwić na ludzi, czy to strata czasu i etc. . W sieci jako osoba żywa jestem od 17 roku życia. Mówiąc osoba żywa mam na myśli rozmowę z ludźmi będącymi po drugiej stronie ekranu. Nigdzie nie spotkałam tak wielu psychopatów i dewiantów jak właśnie w Internecie. Wielokrotnie byłam zbulwersowana, zniesmaczona i skonfundowana, ale co zrobić skoro taki jest świat i tacy są ludzie. Jako, że mam zdolność adaptowania się w środowisku to bardzo szybko przesiąkłam slangiem ludzi z sieci, który niekiedy jest bardzo wulgarny i obsceniczny. Można powiedzieć, że stałam się taką osobą jaką oczekiwali ode mnie ludzie wirtualni. Wiecie, gdy przebywacie z kimś często to mimowolnie przechwytujecie pewne zachowania i tak samo działa rozmowa w sieci z kimś. Tym kimś po prostu jest człowiek. Nie raz mniej chory na umyśle, czasem bardziej. Mogę Wam powiedzieć, że w Internecie są KUREWSCY WARIACI! Nie mówię oczywiście o wszystkich, ale wierzcie mi, że takiego szamba to nigdzie jak żyję nie widziałam. Poznałam też fajnych ludzi, z którymi mam kontakt, ale to tylko pojedyncze jednostki. Większość wirtualnych osób to spaczone osoby. Główną atrakcją są osoby z dewiacjami seksualnymi, które przewyższają fetysze, które akceptuję. Dzisiaj pijąc sobie pyszną margaritę i rozmawiając doszłam do wniosku, że warto o tym pisać, bo młode dziewczyny, które logują się pierwszy raz na jakimkolwiek portalu randkowym nie wychodzą już z niego jako niewinne istotki. Sieć jest brutalna i niszczy emocjonalność. Na początku można uznać, że rozpala namiętność, wzbogaca słownictwo i otwiera na świat. To wszystko ma miejsce, ale sieć wcześniej czy później tworzy mur między ludźmi, niszczy wrażliwość i izoluje. Pamiętam kiedy pierwszy raz zalogowałam się na jednym z najbardziej znanych portali. Rozmawiałam jakieś 18h i nie wierzyłam w to, że tak życie wygląda. Byłam tak zdziwiona, że nie wiedziałam gdzie ja trafiłam. A z biegiem lat przesiąkłam całą wirtualną otoczką robiąc z siebie dziewczynę z Webu.


Kiedyś nie dodałabym takiego zdjęcia w żadnym miejscu w sieci, ale po latach zrozumiałam, że to przecież tylko biust i nic więcej. Jestem kobietą, a kobiety z reguły mają piersi. W ogóle mój światopogląd się zmienił i dziś nie widzę nic zdrożnego w większym dekolcie. Gdybym miała bardzo mały biust w tej bluzce to nikogo nie raziłoby to zdjęcie, ponieważ nie wzbudzałoby bardzo pożądania i nie powiewało seksualnością. To tak samo jak z małymi pupami, wąskimi ustami, brakiem makijażu i skromną stylizacją. Poza tym lubię stroje z lat 60, które kipią seksualnością, elegancją ale i pewnym rodzajem wulgarności. Pewnie zauważyliście(szczególnie Panowie), że kobiety wstydzą się pokazać w bieliźnie, ale kostium kąpielowy już nie stanowi problemu 😈 

Czego nauczyło mnie życie w sieci?

Na pewno otwartości na świat i inność. To jest coś co naprawdę mnie diametralnie zmieniło. Dzisiaj mało rzeczy uważam za dziwne. Kto mnie zna ten wie, że nigdy nie zaakceptuję ani nie będę tolerowała człowieka będącego pedofilem, zoofilem czy koprofilem. Chociaż już o tym kiedyś napomknęłam w jakimś dawnym poście albo... i nie takim dawnym? Poszperajcie, poszukajcie a na pewno znajdziecie. 

Co straciłam będąc w sieci?

No tak... zaczęło się trudnym pytaniem. Na pewno delikatność. Na pewne sprawy jestem po prostu ostra, zdrożna, wulgarna. Czy jestem zła na siebie za to? Bynajmniej 😈

Czy bardziej jestem real czy virtual?

Oh 😇😈 czasami jestem bardzo virtual choć dla bliskich osób zdecydowanie real. Niemniej jednak moje życie wirtualne jest znacznie intensywniejsze niż to życie tu i teraz. Choć przez ostatnie miesiące bardzo spłyciłam swój virtual na rzecz realu i muszę powiedzieć, że uczyniłam postępy ha ha. A tak szczerze to jestem żywą istotą lubiącą przebywanie w sieci. Czasami mam dosyć bycia Olą i wolę sobie pobyć kimś innym, choć już od dawna jestem po prostu Maassen. Po prostu mam niekiedy potrzebę incognito. Ale chyba każdy ma takie potrzeby, czy nie? 😇😈

Czy jestem uzależniona od Webu?

TAK!

Czy przebywanie w sieci zmieniło moje życie?

Oczywiście. Myślę, że na lepsze chociaż też mnie w pewnym stopniu wyalienowało od tego co jest TU. Niemniej jednak kocham Internet i jest to miłość odwzajemniona bo Internet kocha mnie, ale to też temat na inny post. Bez telewizji mogę żyć, ale bez Internetu nie. I jeśli miałabym wziąć 3 rzeczy na bezludną wyspę to byłby to: Internet(czyli mój telefon z siecią), tusz do rzęs i tabletki ha ha ha 😈

I na koniec chcę Wam powiedzieć, że jeżeli kiedyś mój blog osiągnie 10 tysięcy polubień na stronie mojego fanpejdżu Myśli Kobiety Wyzwolonej na Facebooku to zrobię imprezę dla Was na przykład w Warszawie. Jeśli chcecie wybrać się na imprezę, której wodzirejem byłaby Maassen to zachęcam do polubień mojego bloga i udzielania się na blogu. Doskonale wiecie, że dotrzymuję słowa, więc chcecie się bawić, to zróbcie tak aby blog docierał do coraz większej liczby odbiorców, którzy mają głowę na karku, otwartość na seksualność i świat oraz nutkę melancholii w sobie. Mam nadzieję, że kiedyś spotkamy się na dobrej margaricie i potańczymy w rytm latynoskich hitów z lat 90. Aha... pamiętajcie, że słowa pianego są myślami trzeźwego. Także do roboty moi drodzy i widzimy się na dobrym party. 

Tymczasem

Całuję Was gorąco,

Wasza(zawsze hot) Aleksandra 👄✋❤👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz