piątek, 15 czerwca 2018

Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma

Dobry wieczór Wszystkim ✋ostatnio trzyma mnie czarny humor, chociaż bardziej nastrój niż humor. Bo do humoru to przez ostatnie dni mi daleko. Także sami rozumiecie, że nie miałam ochoty pisać i smęcić na blogu. Nikomu to niepotrzebne ani ...(wypadło mi z głowy). Dzisiaj też nie jestem w nastroju ale blog nie może żyć sam swoim życiem, więc oto jestem. Choć z drugiej strony czasami nie wiem kim jestem. Same sprzeczności we mnie. Zauważyłam przez ostatnie dni, że bez zaufania nie można iść przez życie. W ogóle dalej nie można iść. Otacza nas mnóstwo ludzi i komuś trzeba zaufać. Najgorzej jest wtedy gdy nikomu wśród ludzi otaczających nas nie możemy ufać, a co gorsza sobie. Ktoś mi kiedyś powiedział, że jestem niekonsekwentna. No... tak. Jestem.  Ale czymś to przecież jest spowodowane. Ja wiem, Wy możecie się tylko domyślać. Ostatnio nie jestem bardzo wylewna. W ogóle nie czuję takiej potrzeby. Wkoło ciągle ktoś ma jakieś problemy. Znajoma nie wie na jaki kolor umalować paznokcie, zaś sąsiad nie mógł zdecydować się na rodzaj tapety. Wiecie jak się zachowałam? Zaczęłam się śmiać. Nie abym była źle wychowana. Bynajmniej. Uważam, że jestem bardzo kulturalną osobą, ale kiedy ludzie mają takie "problemy" po prostu mój organizm odreagowuje śmiechem. Pamiętam jak to było gdy pisałam maturę. Wszyscy myśleli, że mnie to w ogóle nie dotyczy, że ten stres. Ale kto mnie zna ten wie, że stres często odreagowuję śmiechem. Ale mniejsza z tym, bo pewnie za chwilę odejdę niechcący od tematu. Dzisiaj zastanawiałam się co by było gdyby... - w wielu kwestiach mojego życia. Ta wizja, ta myśl mną tak wzdrygnęła, że uznałam iż przestanę myśleć bo oszaleję. Niewykorzystane szanse bolą, oj strasznie bolą. Ale co ja poradzę na to, że w nocy zawsze mi się dobrze rozmyśla. Zamiast spać ja muszę coś rozplanować. Nie dziwnym jest to, że Hitler i Stalin planowali swoje działania nocą? .... pozostawię to bez echa. Po co mam się bardziej pogrążać. Gdybym miała powiedzieć jak się dzisiaj czuję to stoję w pewnym punkcie a wokół mnie jest 100 dróg. A mogę wybrać tylko jedną. Wiecie, że nie mogę się zdecydować, bo wiele mnie z nich pociąga? To taki konflikt wewnętrzny. Zawsze wolałam porzucać niż walczyć. Bo lepiej porzucić niż zostać porzuconą, co nie? Psychologia się kłania. Niektórzy mają syndrom ucieczki, inni boją się życia, a jeszcze inni uciekają, nie wiedząc o tym, że nikt ani nic ich nie goni. Ta ostatnio grupa osób ucieka dla samej ucieczki, ale po części z tego co grupa druga, która się boi stabilizacji i tego co będzie na zawsze. Nigdy nie lubiłam dwóch stwierdzeń "nigdy", "zawsze". To dla mnie jest takim zamknięciem się, czymś co powoduje u mnie zniewolenie, a ja nienawidzę więzów i zobowiązań. Może dlatego małżeństwo i dziecko nie jest moim marzeniem. I nigdy nie było. Chciałabym któregoś dnia wyjść z domu, zostawić pomiętą kartkę i wyruszyć w podróż. Podobno zgubienie się pozwala człowiekowi się odnaleźć. Może właśnie tego mi potrzeba. Nawet się teraz zamyśliłam na moment i zastanowiłam się co bym robiła gdybym pewnego dnia wyszła i zostawiła swoje życie tu. Myślę, że to mogłoby być najlepsze co by mnie w życiu spotkało. Coraz częściej o tym myślę. Zawsze trzeba pamiętać, że dwoma małymi krokami nie pokona się przepaści. Tutaj potrzebny jest wielki krok, a raczej skok. Czego szukam? Nie wiem, ale wiem że to pomogłoby mi to coś odnaleźć. Powiem Wam, że kusi mnie taka szalona decyzja. Potrzebuję ujrzeć światło w mroku, choć niewielki płomień, który słabo się tli. Nie lubię gdy ktoś narzuca mi swoje myślenie, ale uwielbiam rozmawiać. Schopenhauer mawiał, że człowiek inteligentny tylko w samotności może być szczęśliwym. I coś w tym jest. Na świecie jest tylu ignorantów, pozerów, którzy myślą że nie wiadomo kim są. A tak naprawdę nie mają nic do zaoferowania od siebie. Wkurwiają mnie ludzie, którzy mówią jak żyć choć sama Wam mówię. Choć z drugiej strony ja tylko opowiadam. Niczego nie nakazuje, nie manipuluję, nie działam jak sekta. Jestem osobą, która ma do opowiedzenia historię. To mnie uratowało. Przed samą sobą. I dalej będę opowiadała, bo wiem że nie tylko ja tego potrzebuję, ale Wy również. Kiedy piszę nocą moje posty są melancholijne, niektórzy powiedzieliby, że depresyjne, ale nie do końca tak jest. Może nie mam tego entuzjazmu co 9 lat temu, ale mam w sobie tę radość, którą wiele osób widzi w moich oczach. Powiem Wam, że najszczęśliwszą osobą byłam wtedy kiedy byłam samotna. Mogłam robić wszystko co chciałam(choć nadal to robię).

Ostatnio złapałam się na tym, że dodaję na Instagrama same czarno-białe zdjęcia. Widać, że naprawdę jestem zasmucona wszystkim co ostatnio mnie otacza. Nawet moje sny są bardzo mistyczne. Kiedyś tylko miałam mistyczne sny, bo rozwijałam swoją nadświadomość. Dzisiaj są często abstrakcyjne. Mnóstwo w nich symboli. Dzisiaj śniło mi się "niebo". Wszystko było białe, rozsypane białe kwiaty, biała brama. Nikogo nie było. We śnie odzyskałam świadomość i było to naprawdę bardzo intymne doznanie. To był niezwykły sen i taki wyraźny. 

Na koniec tego postu chcę Wam powiedzieć, że życie mimo swoich czarno-białych odcieni i wszędobylskiej szarości jest najpiękniejszym czymś co każdy człowiek posiada. Wczoraj ktoś mi powiedział, że powinnam się z kimś zobaczyć, bo to by mi dobrze zrobiło. Możliwe. 

Trzymajcie się ciepło 👋


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz