środa, 24 maja 2017

Ten oczyszczający deszcz

Dzisiaj leje jak z cebra, co mnie bardzo cieszy, bo od czasu do czasu lubię jak pada ulewny deszcz. Zawsze taki deszcz kojarzy mi się z lasami tropikalnymi, egzotyką, domkiem z bali, jeziorami, egzotycznymi owocami, papierosem na tarasie pitym z mocną czarną kawą, siedząc na leżaku bądź drewnianym fotelu. Lubię taki klimat, szczególnie deszcze sezonowe jak w Puszczy Amazońskiej czy innej dżungli. Wyobraźcie sobie upalny lipiec, kiedy to jesteście na urlopie w tropikach, mieszkacie w dżungli w wynajętym drewnianym domku, siedzicie na tarasie i przy niewielkim stoliku siedzicie z wyciągniętymi nogami w klapkach na drewnianym taborecie. Pijecie egzotyczny rum, zaciągacie się Djarumem i patrzycie przed siebie. Widzicie tropikalną dżunglę, miejsce niedotknięte przez człowieka i technologię. Otaczają Was dźwięki dzikich zwierząt, kolorowych ptaków i opady deszczu. Czujecie to? bo ja aż się rozmarzyłam i chętnie wybrałabym się w taką totalną egzotyczną, dziką podróż wakacyjną i nie robiła nic jak to ludzie na Karaibach. Istny chillout. Kocham deszcz bo on umie naładować mnie dobrą, oczyszczającą energią. Po takim deszczu czuję się jak na nowo narodzona, co jest cudownym uczuciem. Ludzie często narzekają na deszcz, szczególnie latem, bo nie mogą pograć w piłkę czy się poopalać. Ale według mnie deszcz ma bardzo zbawienny wpływ i jest nam ludziom potrzebny, ponieważ kiedy jest najlepszy czas na poczytanie książki, jak właśnie wtedy kiedy pada. Zgadzacie się ze mną?

Od roku 2008 zastanawiam się nad podróżą do dżungli Amazońskiej. Zdaję sobie sprawę, że to bardzo wymagająca wyprawa i do najłatwiejszych nie należy, ale to jedno z moich must have, które muszę zrobić w życiu. Ludzie znają mnie jako osobę towarzyską, lubiącą od czasu do czasu samotność i oczywiście taka jestem, ale pewna część mnie ciągnie w nieznane. Lubię przyrodę taką nieskażoną, dziewiczą, prawdziwą. Dlatego właśnie w mojej głowie coraz częściej pojawia się myśl nad podróżą w dziką Puszczę Amazońską. To bardzo droga podróż, bo trzeba się do niej solidnie przygotować, także mentalnie. Dzikie zwierzęta, ulewne deszcze, prawdziwi Indianie, bagna, mokradła i mnóstwo moskitów. To byłaby pewnie największa przygoda mojego życia i wierzę w to, że kiedyś się tam wybiorę. Na pewno nie chcę wybierać się tam sama, bo odwaga to jedno, ale zdrowy rozsądek to drugie. Trzeba wiedzieć i znać się świetnie na Ameryce Łacińskiej i dżungli. Gringo(biały człowiek) nigdy nie posiądzie zdolności dzikich(ludzie z puszczy) dlatego trzeba zebrać ekipę znajomych, a najlepiej takich którzy mają i znajomość geografii, a w szczególności klimatologii. Do takiej wyprawy potrzeba kilka lat przygotowań. Jestem pewna, że kiedyś polecę do dżungli i będę miała najlepszą przygodę życia, a zarazem celem będzie przeżycie. Do tego trzeba dojrzeć i zdać sobie sprawę, że to może być ostatnia podróż życia, ale właśnie to jest w tym wszystkim tak bardzo pociągające. Między innymi właśnie dlatego(dla tej podróży) uczyłam się języka hiszpańskiego i geografii. Swoją drogą geografia była moim ulubionym przedmiotem w szkole, może powinnam zastanowić się nad swoją drogą życia i przyszłością? Chyba tak. Deszcz, opad a zarazem coś wznoszącego naszą duszę. Magia natury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz