Dzień dobry Wszystkim ✋ już dosyć dawno nie pisałam refleksyjnego postu o moim życiu uczuciowym. Przez ostatnie lata działo się bardzo wiele, niekoniecznie były to pozytywne zdarzenia, niemniej jednak wniosły wiele do mojego życia. Wiele też mnie nauczyły i wyciągnęłam wnioski. Wiem, że mam Czytelników, którzy są ze mną od początku istnienia Myśli Kobiety Wyzwolonej i znają opowieść o Gerym. Dla tych którzy nie czytali mojego pierwszego opowiadania erotycznego o Manhattanie mogę przypomnieć kim jest ów Gery. Był to kierownik jednego z łódzkich banków, z których mając 19 lat wybrałam się na randkę, dosyć pikantną. Był to zły człowiek, aczkolwiek wszystko to co powiedział w herbaciarni było prawdą. Dał mi świetną radę, abym zawsze wyciągała wnioski z każdego, nawet najdrobniejszego zdarzenia jakie będzie miało miejsce w moim życiu. Wzięłam sobie jego radę do serca i z niej korzystam do dziś. Ale w ogóle dlaczego zaczęłam w tym poście temat wspomnień? Jak każdy wie, rok 2017 zbliża się wielkimi krokami ku końcowi i znowu wszystko będzie nowe i cała cykliczność zatacza koło. Na koniec grudnia zawsze oceniam mijający rok bo dzięki temu mogę sprawdzić jak się zmieniłam na przestrzeni dwunastu miesięcy. Widzę plusy, minusy, błędy jakie popełniłam. Dzięki temu wszystkiemu mogę wyciągnąć wnioski, które ubogacą moje życie, co jest zawsze na plus.
Według mnie życie każdego z nas przypomina kliszę, na której odbite są nasze wspomnienia. Czasem życie mnie irytuje, dołuje i wkurwia, ale! kocham tak bardzo swoje życie, że moja irytacja przemienia się w walkę i ciekawość następnych dni. Życie jest przygodą, a ja jestem takim homo viatorem szukającym tej właściwej drogi. Właściwej dla mnie i moich poglądów. Ten rok nauczył mnie wiele i dał mnóstwo nauczek, straciłam kilka osób, od kilku odeszłam, nauczyłam się akceptacji swoich słabości i nadal się uczę. Kilka razy przekonałam się, że wszystko jest nie tym co nam się wydaje. Ludzie noszą maski i ja sama również. Nie był to absolutnie zły rok, ale dosyć uciskający serce i wątrobę pewnymi momentami. Miałam już gorsze lata, więc ten był całkiem znośny. Pewnie pamiętacie Zuzę, którą poznałam na stosunkach międzynarodowych. To, że piszę prawie codziennie w dużej mierze zawdzięczam właśnie jej, bo to ona motywowała mnie do tego abym pisała. Pytała kiedy następny post, kiedy coś napiszę, o czym będzie najnowszy wpis. Ta ciekawa znajomość dobiegła końca, ale co mogę powiedzieć to mogę, ale fakt faktem to dzięki niej piszę o takiej częstotliwości, za co jestem i będę jej wdzięczna. Zawsze powtarzam każdemu, że nie bez powodu Los stawia kogoś na naszej drodze. Być może Zuza pluje sobie w twarz, że mnie poznała, ale z drugiej strony wie, że mimo moich wad chciałam w pewnym stopniu jej pomóc. Nasza znajomość jednak nie była bardzo silna skoro jedna wielka burza zepsuła wszystko. Niemniej ważne jest to, że obydwie się czegoś nauczyłyśmy.
Gdyby ktoś mnie zapytał czy jestem teraz szczęśliwa to zastanawiałabym się. Mówi się, że można udzielić odpowiedzi TAK lub Nie na to pytanie, ale... ja nie umiem jednoznacznie na nie odpowiedzieć, ponieważ są momenty kiedy kocham swoje życie, jak i takie kiedy mam ochotę skoczyć z klifu. Aczkolwiek bardziej kocham życie niżeli je nienawidzę. Mam 24 lata i z roku na rok dowiaduję się o sobie czegoś nowego. Zaszła we mnie jedna zasadnicza przemiana. Kiedyś fascynowali mnie ludzie starsi wiekiem, zaś dziś lubię przebywać z osobami o kilka lat młodszymi ode mnie i o dziwo z niektórymi bardzo dobrze się dogaduję. Te osoby dają mi świeżość w życiu i lotniejsze spojrzenie na wiele spraw, które mnie otaczają i spotykają. Rok 2017 nie należał do fascynujących lat mojego życia, ale był dosyć dobry. Spektakularnym sukcesów nie odniosłam, ale pozbyłam się w moim życiu toksycznych osób i teraz może czuję taką wewnętrzną lekkość i spokój. Są osoby, których mi brakuje, są takie osoby, które odeszły z tego świata, a i takie które odeszły bo tak chciały. W obydwóch przypadkach nie mam wpływu na to co się stało. Nie jestem rozczarowana, bo rozczarowanie to bezwartościowa i zła emocja, którą nie należy sobie zawracać głowę.
Mam już plany na 2018 rok, które są do zrealizowania na płaszczyźnie zawodowej nie uczuciowej. Mój brat powtarza mi, że ludzie zawsze odchodzą, ale wykształcenie pozostaje na całe życie. I ma w tym przypadku świętą rację. Chcę się skupić na nauce, pracy i rozwijaniu siebie. Sprawy sercowe w tym roku zejdą na dalszy plan, ponieważ niczego już nie szukam. Zrozumiałam po wielu latach, że to życie znalazło mnie i to co było kiedyś sprawiało mi ogromną przyjemność dlatego też, zamierzam wrócić do malarstwa i podróży astralnych. Po wielu latach wiem co chcę i nie godzę się już na marnowanie swojego cennego czasu. Zachęcam Was do przejrzenia swoich "błękitnych kliszy" i wyciągnięciu wniosków na temat Waszego dalszego życia. Nie egzystujcie, nie traćcie czasu, szukajcie tego do czego Was ciągnie, nawet jeśli unieszczęśliwicie innych. Pamiętajcie, że to co osiągniecie dla siebie Wasze pozostanie. Tymczasem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz